środa, 10 maja 2017

Rozdział 70.

~*~*~*~
Razem z innymi wracającymi do domów na święta wysiedli na stacji King’s Cross, gdzie czekał już na nich najstarszy z braci Weasley. Pożegnali się z Hermioną i parę minut później teleportowali na środku polany po kostki zasypanej śniegiem. Gdy wszyscy ruszyli za Billem, Harry specjalnie szedł wolniej, przez co wraz ze swoim chłopakiem został nieco z tyłu.
– Draco… Jeśli rzucisz jakikolwiek nieodpowiedni komentarz, to nigdy, nigdy ci tego nie wybaczę – ostrzegł cicho, spoglądając na niego kątem oka.
– Przyjechałem tu w gości… Myślisz, że byłbym zdolny obrazić gospodarzy? – Malfoy rzucił mu urażone spojrzenie.
– Wiem, że nie powiedziałbyś tego przy nich. Ale mogłoby się zdarzyć, gdy nie spodziewałbyś się, że któryś z Weasleyów cię usłyszy… Po prostu obiecaj mi, że będziesz się pilnował.
– Słowem się nie odezwę… masz moje słowo. Zadowolony?
Potter ujął jego twarz i obrócił lekko ku sobie, by móc swobodnie pocałować go w kącik ust.
– Tak, dziękuję – odparł i cmoknął go po raz drugi.
– Czy wy nawet pięciu minut nie możecie wytrzymać? A może chcecie tu nocować? – zawołał do nich Ron, który jako ostatni był dla nich widoczny. Pozostali zniknęli już za barierą otaczającą posiadłość.
Chłopcy przyspieszyli i po chwili razem ze wszystkimi znaleźli się w sporym ogrodzie podobnie jak polana przykrytym białą pierzyną. Z tym wyjątkiem, że tu dzięki magii ścieżka prowadząca do drzwi była idealnie odśnieżona. Po prawej stronie posesji, niedaleko furtki, którą weszli, znajdował się niewielki garaż, po lewej zaś stał mały drewniany budynek z przyległym do nim wybiegiem, po którym chodziły kury. Po lewej, za domem dostrzec można było jeszcze jeden niezbyt duży budynek, ale konstrukcja Nory skutecznie odwracała od niego uwagę. Harry zerknął na Draco akurat w chwili, gdy wyraz szoku na jego twarzy znikał pod zwyczajową maską.
O ile najniższa kondygnacja budynku wyglądała jeszcze bardzo zwyczajnie, o tyle nadbudówki prezentowały się… oryginalnie. Im wyższe piętro, tym uporczywiej w głowie rozlegało się pytanie “jakim cudem to stoi?”. Ale stało stabilnie i to od wielu lat. Jeśli Weasleyów można nazwać ekspertami w czymkolwiek poza płodzeniem dzieci, było to nakładanie wszelkiego rodzaju zaklęć wspomagających na przedmioty.
Kontemplując w myślach wygląd niezwykłej i w jakiś sposób uroczej konstrukcji, dotarli do drzwi jej serca – kuchni. Pomieszczenie wyglądało mniej więcej tak, jak Harry zapamiętał je z wakacji, choć spodziewał się, że może ze względu na fakt goszczenia Malfoya Weasleyowie będą próbowali sprawić “lepsze” wrażenie. Jak ciotka Petunia, która wyciągała wszystkie najlepsze rzeczy i zastawę i chowała te bardziej “codzienne”, gdy przychodzili goście. Osobiście uważał, że takie próby były raczej żałosne i ich jedynym efektem był wniosek, że ciotka nie była zadowolona z codziennej prezencji jej domu. Uznał, że to wspaniale, że pani Weasley była świadoma, jak dobrą jest gospodynią.
Gdy tylko znaleźli się w nagrzanym, pachnącym pieczenią pomieszczeniu, zostali ciepło przywitani przez panią domu. Chwilę później dołączył do nich jak zawsze serdeczny pan Weasley i bardzo powściągliwy Percy. Od razu zostali zaproszeni do stołu zastawionego apetycznie prezentującymi się potrawami. Wyglądało to jak mini wersja hogwardzkiej uczty powitalnej.
W typowo rodzicielski sposób zostali wypytani, jak minęła podróż i jak tam w szkole. Choć ogólnie obiad minął w nieco drętwej atmosferze. Dopiero w trakcie deseru z domową szarlotką w roli głównej rozmowa się rozkręciła.
– Ginny wspominała nam w jednym z listów, że dopiero w tym roku odkryłeś w sobie magię. Wcześniej uczyłeś się w niemagicznych szkołach, prawda? Wiem jak wyglądają takie podstawówki, ale jak jest później? Czego was tam uczą?
– W sumie spora część przedmiotów powtarza się w późniejszych latach. Dochodzą tylko zajęcia ścisłe, typu chemia, fizyka. Wszystko zależy od profilu klasy. Są klasy humanistyczno-językowe, sportowe i naukowe. Zależy co dokładnie pana interesuje. Czy chodzi o poziom kształcenia czy może o nasze zajęcia pozalekcyjne.
– Znając tatę, to pewnie wszystko z jak najdrobniejszymi szczegółami – rzucił żartobliwie Bill. Ig posłał mu zainteresowane spojrzenie. – Lepiej uważaj, o czym mu mówisz, bo jeszcze do rana cię stąd nie puści...
– Bardzo śmiesznie, Bill, naprawdę – odparł mężczyzna z przekąsem.
– Ale mnie to nie przeszkadza – odparł z uśmiechem Igniss. – Sam wiele razy zarywałem nocki z przyjaciółmi, robiąc projekty na zajęcia z chemii czy też przez luźne pogaduchy.
– Jestem pewna, że obejdzie się bez zarywania nocy. Będziecie mieć ponad dwa tygodnie, żeby się nagadać. Chyba że wcześniej zaczniesz unikać mojego męża, jeśli będzie próbował cię zmonopolizować. – Pani Weasley spojrzała z udawaną srogą miną na Artura.
– I ty kochanie, przeciwko mnie? Przecież ledwo zadałem jedno pytanie! Ignissie, nie wierz im.
Brunet potrząsnął głową, przygryzając wargę z uśmiechem.
– Właśnie za taką atmosferą tęskniłem. Ta magia świąt jak zwykle porusza mnie w ten sam sposób…
– Mówisz to dlatego, że nie spędzałeś świąt w rezydencji na drętwej i sztywnej kolacji – wtrącił się Draco tylko troszkę niemiłym tonem. Albo po prostu tak jak zwykle.
– A ty wygarniałeś mi to przez miesiąc, bo naprawdę chciałeś wtedy dołączyć do mnie.
– Pomówienie... Niczego takiego sobie nie przypominam.
– Taak? Mam przypomnieć może o twoich listach?
– Oj, czepiasz się… – Cmoknął cicho. – Zresztą ty też nie byłeś święty, chwaląc się na prawo i lewo, jak to u twojej przyjaciółki-prawie-dziewczyny było wspaniale…
– A’ propos listów – Bill przeniósł wzrok z talerza na stronę rodziców – Charlie dał wreszcie znać, kiedy dokładnie będzie?
– A tak. Zafiuukał niedługo po tym jak wyszedłeś po dzieciaki. Mówił, że najprawdopodobniej dotrze tu jakoś z rana – odparł Artur.
– Zafiuukał? – powtórzył zaskoczony Ig. – Do czego to się odnosi?
– Do rozmowy przez kominek – wyjaśnił Ron, sięgając po kubek z herbatą.
– Dopiero z rana? Przecież miał być tu już dwa dni temu. – Ginny brzmiała na zawiedzioną.
– Nie dość, że widzi się z nami średnio raz na dwa lata, to jeszcze się spóźnia… o całe dni. Tupetu mu nie można odmówić. – włączył się do rozmowy Percy.
– Wszyscy za nim tęsknimy, ale to niezależne od niego. – Molly stanęła w obronie syna.
– A co z Fredem i Georgem? Kiedy oni przyjadą? – Harry zwrócił się do pani Weasley.
– Freddy z Georgem przyjadą? – spytał zainteresowany Ig. – Dawno ich nie widziałem.
– Mają wpaść po dwudziestej pierwszej, jak już zamkną sklep. Kiedy zdążyłeś ich poznać?
– Aaa, jak wychodziliśmy do Hogsmeade. Spotkali się z nami kilka razy.
– Ach, to o to im chodziło, gdy wspomnieli kiedyś, że weekendami “robią interesy na mieście”. – Artur kiwnął ze zrozumieniem głową.
– Mówiłem im, że to w Hogsmeade powinni założyć sklep. W końcu ich docelowymi klientami są głównie nastolatkowie.
– Niby tak, Percy, ale Pokątną odwiedza masa ludzi przez okrągły rok, w tym czarodzieje z innych krajów, rodzice z młodszymi dziećmi, charłaki. No a w Hogsmeade, nawet jak są przyjezdni to nie są to raczej ludzie, którzy kupiliby magiczne psikusy. Chłopcy na wakacje musieliby zamykać interes – zauważył Bill.
– Jak charłacy mogą się dostać na Pokątną? – Harry spojrzał zdziwiony po reszcie. – Przecież potrzeba różdżki, żeby otworzyć przejście.
– Niby tak, ale to można w prosty sposób ominąć – odezwał się Draco. – Po prostu trzeba poczekać, aż pokaże się ktoś z różdżką lub ewentualnie przyjść z taką osobą. Czarodziej otwiera przejście, wchodzą oboje. Przecież nie zamyka się ono za każdą osobą w celu zweryfikowania ciebie. W innym wypadku rodzice nie mogliby chodzić z dziećmi, bo te nie zostałyby wpuszczone.
– Och, nie pomyślałem o tym...
– Bo nie myślisz, Harry. – Rzucił mu rozbawione spojrzenie.
– Spadaj – prychnął w odpowiedzi.
– Często w ten sposób Sev zabierał nas ze sobą na Pokątną. A jak zdobyłem własną różdżkę chodziłem już sam z Igiem.
– Sev? Czyżbyś miał na myśli Severusa? – spytał zaskoczony Artur.
– Tak – przytaknął, zwracając uwagę na mężczyznę. – Severus jest moim ojcem chrzestnym – oznajmił, wprawiając dorosłych w lekkie osłupienie.
– Ale w tej roli się sprawdza o wiele lepiej od Lu…
– Ig! – blondyn warknął na brata, który spojrzał na niego przepraszająco. – Mówisz o moim ojcu. I nie ważne, jakim jest człowiekiem, należy mu się szacunek.
W tym momencie Draco Malfoy zyskał własny szacunek w oczach Weasleyów.
//*//
Zgodnie z zapowiedzią bliźniacy pojawili się krótko po dziewiątej wieczorem, witając wszystkich szerokimi uśmiechami. Nawet podali rękę na przywitanie Draco, co nie spotkało się ze szczególną ufnością z jego strony.
– Nic na mnie tam nie macie? Żadnego psikusa czy coś? Wiem, do czego jesteście zdolni...
– Spokojna głowa, Mal… Draco.
– To co mieliśmy, już przyczepiliśmy do Rona.
– CO?! – sapnął spanikowany najmłodszy z braci, oglądając uważnie swoje dłonie i rękawy. Nic tam jednak nie znalazł.
– W takim razie w porządku – odparł z lekkim uśmiechem, odwzajemniając uścisk dłoni.
– Jakie w porządku?! Czemu zawsze to mnie obieracie na cel? – spytał z kwaśną miną.
– Bo zawsze możemy liczyć na twoje cudowne reakcje, ot co – odpadł George, wzruszając ramionami.
– To było złośliwe, George – odezwał się Igniss, wieszając na ramieniu wymienionego bliźniaka.
– Nie złośliwe, Iggy. Mylisz pojęcia. – Pokręcił z dezaprobatą głową.
– To było po prostu szczere – wyjaśnił Fred, wzruszając ramionami. Po czym cała trójka wyszczerzyła się do siebie.
– Trojaczki jak się patrzy – rzuciła rozbawiona Ginny, zajmując miejsce na jednym z foteli i kiwając głową w stronę chłopaków. – A wy mi nie chcieliście uwierzyć, jak to napisałam.
– Serio, aż tak? – spytał podłamany Draco, siadając na oparciu fotela, który zajął Harry. – Już widzę ich trójkę pracującą nad jakimś wynalazkiem, a potem Iga rozprowadzającego to po szkole. Pewnie będzie składował to w moim dormitorium, “bo jest więcej miejsca” i w ogóle...
– Nie dziwiłbym mu się wcale, biorąc pod uwagę fakt, że jako prefekt masz do swojej dyspozycji coś, co przypomina małe mieszkanie… – zauważył kąśliwie Harry.
– Mieszkanie bez jadalni? Przecież to serce każdego domostwa!
– Masz salon i łazienkę!
– Jak w każdym apartamencie. To nie moja wina, że Gryfoni mieszkają niczym króliki w klatkach...
– Mieszkamy w szkole, Draco. To Ślizgoni mają jakieś dzikie zapędy.
– Cenimy sobie przestrzeń. I jakoś ostatnio ci to nie przeszkadzało. Nawet cieszyłeś się, bo wtedy mogłeś bez przeszk...
– CZY JA MÓWIŁEM, ŻE TO MI PRZESZKADZA? – wciął mu się gwałtownie w słowo, obawiając się, co blondyn zamierzał powiedzieć. Zresztą naprawdę nie o to mu chodziło, gdy zaczął całą tę sprzeczkę. Wcale nie chciał żadnej zaczynać. Ona zaczęła się… samoistnie.
– A teraz jeszcze podnosisz na mnie głos – mruknął po chwili, udając zranionego.
– Wiecie, Draco, Harry...
– …kłócicie się jak stare małżeństwo – stwierdzili bliźniacy w tradycyjnym duecie.
– Tak właściwie to od kiedy jesteście razem? – spytał zaciekawiony Artur.
– No, Harry, pamiętasz, którego dnia poprosiłeś mnie o chodzenie?
– ...Dwudziesty siódmy października – rzucił lekko zażenowany, uciekając wzrokiem w bok.
Draco złapał jego dłoń, podnosząc ją na wysokość ust i składając na niej delikatny pocałunek.
– Oni tak cały czas? – spytał rozbawiony Bill, kierując pytanie do siostry.
– Dokładnie. Albo się kłócą, albo słodzą do porzygu...
– Przesadzasz… Głównie zwyczajnie rozmawiamy… – I całujemy się bez opamiętania, dodał w myślach Harry.
– Kiedy my zwyczajnie rozmawiamy? Nie ma razu, kiedy nie palniesz jakiejś głupoty – rzucił, jednak gdy Harry otwierał usta z miną zwiastującą kolejną kłótnię, Draco pocałował go mocno i krótko. – I nie sprzeczaj się ze mną – dodał, odsuwając się od jego twarzy. Harry odwrócił głowę, przez moment wyglądając na obrażonego, ale już po kilkunastu sekundach kąciki jego ust drgnęły i ostatecznie na twarz wpłynął lekki uśmiech.
– Dra… Nie dokuczaj Harry’emu – odezwał się Ig, podbijając do Draco i obejmując go od tyłu za szyję. – Jeszcze się naprawdę obrazi i będziesz spał na wycieraczce.
– Właśnie, skoro o spaniu mowa – odezwała się Molly, ściągając na siebie uwagę wszystkich. Igniss wyprostował się, puszczając brata – Zastanawiam się, jak was wszystkich rozlokować. Ron może przenocować jedną osobę.W starym pokoju Georga i Freda zmieszczą się dwie osoby. Ze względu na to, że pokój bliźniaków służy im też za magazyn – spojrzała z ukosa na synów, którzy uśmiechnęli się rozbrajająco w odpowiedzi – wolałabym, żeby Bill i Charlie tam spali. Wtedy ich dawny pokój zajęlibyście wy, chłopcy. – Tym razem spojrzała po swoich gościach.
– Ja śpię z Harrym – zastrzegł od razu Draco.
– Przypuszczałam, że tak właśnie będzie chcieli. Ale... Ignissie nie masz nic przeciwko? Planowałam na początku, żebyście to wy z Draco spali w tym wolnym pokoju.
Brunet spojrzał szybko na brata i Harry’ego. Ich miny jasno mówiły “zgódź się”, choć każda w trochę inny sposób.
– Nie, wszystko jest w porządku, proszę pani. Gdzie mnie pani nie przydzieli, będzie dobrze… Chociaż nie bierze pani pod uwagę wycieraczki, prawda?
– Nie, kochanie – kobieta uśmiechnęła się delikatnie, po czym przyjęła zdecydowaną minę – nawet kanapa w salonie nie wchodzi w grę.
– Mam nadzieję, że nie trzymacie tam nic, co nas w nocy zaatakuje? – zwrócił się Bill do prawie najmłodszych braci. – Albo w jakiś nietypowy sposób na nas wpłynie?
– Póki nie będziecie otwierać pudeł to nic…
– …wam nie grozi. No i lepiej nie używajcie blisko nich…
– …ognia. To może być niebezpieczne. – Mina Freda dawała jasno do zrozumienia, że nie żartuje.
– Cudownie…
– No! Skoro wszystkie niecierpiące zwłoki sprawy mamy za sobą – zaczął pan Weasley, wstając z kanapy i podchodząc do jednej z szafek, by po chwili odwrócić się z kilkoma pudełkami gier w rękach – co powiecie na rundkę lub dwie?
//* //
– Twoja kolej, Bill – oznajmił Harry, podając mężczyźnie kostki do gry. Rudzielec potrząsnął nimi w dłoni i wyrzucił na planszę, zagłuszając ich stukotem tyknięcie jednej z dziewięciu wskazówek rodzinnego zegara.
– “Idziesz do więzienia” – przeczytał na odwrocie karty i z westchnieniem po raz trzeci w tej grze, odstawił swój pionek w róg planszy. – I jak tu prowadzić pensjonat, jak co chwilę idę za kratki?
– Co ja słyszę?! Raptem rok się nie widzieliśmy, a ty aż tak się stoczyłeś, Bill? – dobiegł z kuchni kpiący komentarz. Chwilę później w drzwiach salonu stanął dwudziestoczteroletni mężczyzna. – No wiecie co… urządzać pidżama-party beze mnie? – rzucił zamiast przywitania i uśmiechnął się pogodnie do zebranych, mimo wyraźnego zmęczenia widocznego na przystojnej twarzy.
– Charlie! – zagrzmiał chórek, a Ginny pierwsza rzuciła się powitać brata. Pochylił się lekko z rozpostartymi ramionami. Objął nastolatkę w pasie i uniósł parę cali nad ziemię, tuląc mocno.
– Cześć, Gin. – Poczochrał ją jeszcze po włosach, na co krzyknęła z lekkim oburzeniem. Jej protesty skwitował jedynie cichym chichotem. W drugiej kolejności przywitał czekającą już obok Molly. – Dobry wieczór, mamusiu! Piękna jak zawsze… – Ucałował matkę w policzek.
– Nie myśl, że przekupisz mnie słodkimi słówkami – ucięła chłodno, mimo że zaraz przytuliła go z całych sił. – Ale nie będę ci robić wykładu, bo sprawiłeś nam miłą niespodziankę. Spodziewaliśmy się ciebie dopiero jutro z rana.
– Tym razem to opóźnienie naprawdę nie było z mojej winy. Jeszcze godzinę temu ganiałem po całym ośrodku, na szczęście sytuacja była już praktycznie opanowana, więc kazali mi spadać do domu. Zdążyłem jedynie doprowadzić się do stanu używalności i poleciałem przebookować świstoklik… A tak w ogóle, to gdzie Fleur, Bill? Nie miała z tobą przyjechać?
– Jej siostra Gabrielle się rozchorowała, więc została, by się nią opiekować. Stwierdziliśmy więc, że zobaczymy się po nowym roku.
– A tak liczyłem, że uda mi się lepiej poznać moją nową bratową.
– Przypominam, że jeszcze nie jesteśmy małżeństwem…
Smokolog machnął zbywająco ręką.
– To tylko kwestia czasu.
– Tak właściwie, Charlie, to co się tam u was stało?
– Nic poważnego, tato. – Uścisnął ojca, kontynuując witanie się ze wszystkimi. – Po prostu w babyctorze…
– Gdzie??
– Sorki. W sektorze, gdzie trzymamy najmłodsze smoki i gdzie aktualnie pracuję, mamy paru nierozgarniętych świeżaków na stażu. I cóż, źle zamknęli klatki na noc, a że nikt tego nie skontrolował, to ponad trzydzieści urwisów rozlazło się po całym rezerwacie. Łapaliśmy je przez ostatnie trzy dni – opowiadał, witając się z Percym.
– Nie mogliście załatwić sobie kogoś do pomocy? – spytał ten ostatni.
– No właśnie braliśmy ludzi z innych sektorów. W gruncie rzeczy szybko nam poszło, bo jakby nie patrzeć to sporo ponad siedem tysięcy hektarów górskiego terenu – wyjaśnił, w międzyczasie witając się z pozostałymi braćmi.
– Że też akurat tuż przed świętami coś takiego musiało się stać…
– Nic na to nie poradzimy, tato.
Przywitał się jeszcze z Harrym, ograniczając się do uścisku dłoni i uśmiechu.
– Wiem, że zdążyliście to usłyszeć co najmniej kilka razy, ale tak oficjalnie… Charlie Weasley. – Wyciągnął dłoń w stronę stojącego bliżej Draco, wyginając wargi w przyjazny łuk.
– Draco Malfoy – odparł, przyjmując jego dłoń i ściskając ją spokojnie. – Chłopak Harry’ego.
– Zabrzmiało, jakbyś się bał, że będę próbował ci go odbić – zauważył z lekkim rozbawieniem, kończąc uścisk.
– Nie boję się – prychnął cicho blondyn. Uśmiech rudzielca przybrał na wesołości. – Po prostu informuję, żebyś sobie czegoś dziwnego nie myślał… No i Harry by nawet na ciebie nie zwrócił uwagi w ten sposób…
Mężczyzna z trudem powstrzymał się przed wybuchnięciem serdecznym śmiechem. Ten dzieciak był w tak oczywisty sposób zazdrosny… Urocze.
– Na nic takiego nie liczyłem, ale miło słyszeć, że tak mu ufasz. – Podszedł wreszcie do ostatniej osoby, z którą jeszcze się nie witał. – W takim razie ty musisz być Igniss?
– Byłem obgadywany? – Brunet rzucił krótkie spojrzenie Ginny. – Ale tak, zgadza się.
– Nie martw się, napisała mi jedynie, że będę miał okazję poznać, pozwól, że zacytuję “dwa chodzące…”
– Nie mów! – pisnęła Ginny, rzucając się ku bratu z rumieńcami na twarzy.
– Ale ja jestem ciekawy – zaoponował cicho Black, spoglądając na nią z rozbawieniem. – Mi nie powiesz?
– Szczególnie tobie!
– Jesteś pewna? Tak ładnie opisałaś Draco i Ignissa, aż szkoda żeby się nie dowiedzieli...
– Jeśli dokończysz, to wypróbuję na tobie prototypy psikusów bliźniaków, których całe pudła leżą w ich pokoju! – zagroziła z desperacką nutą w głosie, trzymając go kurczowo za prawy rękaw. Celowo przemilczała fakt, że z ich dwójki to on będzie miał do nich lepszy dostęp.
Mężczyzna udał zamyślenie, po czym wolną ręką poczochrał siostrę po włosach. Wydęła wargę niezadowolona.
– Ze względu na całkiem przekonujące argumenty, tym razem ci ulegnę, więc możesz przestać rozciągać mi sweter – oznajmił spokojnie, odczepiając łagodnie jej dłonie. Widząc jej nieco naburmuszoną minę, poprawił też roztrzepane kosmyki. – Ale nie mogę obiecać, że kiedyś przypadkiem mi się to nie wypsnie… – Mrugnął do Iga.
Gryfon w odpowiedzi uśmiechnął się lekko.
//*//
Blondyn usiadł na łóżku, spoglądając na drugie, na którym miał spać brunet. Dziwnie się czuł z myślą, że chociaż będą spędzać noce w tym samym pomieszczeniu, to i tak będą z dala od siebie. To wydawało się takie… nienaturalne.
Przez jakiś czas nawet rozmyślał o tym, czy nie transmutować ich łóżek w jedno. Czego nie zrobił w sumie z dwóch powodów. Po pierwsze, nie był pewien czy zaklęcie mu wyjdzie na tej konstrukcji. No i Harry mógłby się na niego obrazić, za zrobienie Weasleyom przykrości czy coś. A tego jakoś nie chciał teraz doświadczać.
Tym bardziej, że wtedy zostałby wystawiony na jeszcze większą oziębłość ze strony Wiewiórów. I z pewnością pożałowałby, że zgodził się tu przyjechać.
– Nad czym tak rozmyślasz? – Padło od strony drzwi, przez które wszedł właśnie Potter. – I eem co ty na to, żebyśmy zsunęli łóżka? – spytał lekko zakłopotany, po czym dodał szybko: – Może być trochę niewygodnie, ale chciałbym… znaczy miło by było… znaczy eee… – Jego policzki zaróżowiły się delikatnie. A co jeśli Draco uzna to za dziecinne i generalnie żałosne? “Czyżby Złoty Chłopiec bał się spać sam?” albo coś w tym stylu?
Blondyn przyjrzał się mu uważnie, unosząc jedną brew.
– To jakiś test? – spytał nieco nieufnie. Odkąd Harry wymógł na nim tą obietnicę, wszędzie widział zasadzki. – Jeśli na to przystanę, stwierdzisz, że w ten sposób obrażam rodzinę twoich przyjaciół?
– Hę? O czym ty, na Godryka, mówisz? Przecież to nie ma sensu.
– Czyżby? Ja to widzę inaczej – mruknął, podnosząc się z łóżka. – Ale… – dodał mniej pewnym głosem. – Jeśli chcesz złączyć łóżka… nie będę ci tego zabraniał.
Gryfon patrzył jeszcze przez chwilę na swojego chłopaka, próbując pojąć, o co mu chodziło, ale szybko zrezygnował. Podszedł do łóżka, na którym siedział wcześniej blondyn i z pewnym wysiłkiem dosunął je do drugiego. – Dzięki za pomoc – prychnął, opadając na materace. Czuł pod plecami przerwę między nimi w miejscach, gdzie stykały się drewniane ramy.
– Mogłeś zrobić to zaklęciem – zauważył chłopak, wyciągając różdżkę i wykonując zamach w stronę łóżek. Brunet mógł poczuć, jak przerwa wypełnia się dodatkowym fragmentem materaca. – Używanie mózgu od czasu do czasu nie boli.
Potter prychnął i obrócił się do niego plecami.
– O, teraz księżniczka udaje obrażoną? – zakpił Malfoy, podchodząc do łóżka. – W takim razie spadaj na drugi koniec, bo chcę się położyć w końcu – dodał, odkładając różdżkę przy samej poduszce. Odchylił nieznacznie kołdrę. – No, Harry… – jęknął cicho, kiedy ten się nie poruszył. – Naprawdę jestem zmęczony.
Gryfon przesunął się, lądując całym ciałem na jednej połowie i przykrył się jedną z pierzyn.
Draco obserwował go przez chwilę, wchodząc pod kołdrę. Z lekkim wahaniem wyciągnął rękę w jego stronę, chcąc zatopić palce w czarnych włosach.
– Draco… – Zamarł z dłonią na milimetry od głowy Harry’ego. – Co zrobimy z faktem, że mamy dwie kołdry? – Gryfon wreszcie spojrzał na niego, z niezadowoloną miną potrząsając swoim przykryciem.
Blondyn zaczerwienił się gwałtownie, zabierając rękę.
– Nie musiałeś jej cofać.
– Myślałem, że jesteś na mnie zły...
– Już nawet nie pamiętam, o co miałbym być zły. – Wzruszył lekko ramionami. – Tylko się z tobą droczyłem, nie sądziłem, że aż tak się przejmiesz. – Podniósł się na łokciu i cmoknął go w kącik ust. – Wybacz. To co z tymi kołd...
– Myślisz, że żałują?
– Co?... Kto? Czego?
– Chodzi o rodziców Gin… Żałują tego zaproszenia? Domyślam się, że zrobili to tylko po to, żeby mieć pewność, że przyjedziesz… Sam w końcu wspominałeś, że bardzo im na tym zależało… Jednak wydaje mi się, że moja obecność jest im nie na rękę…
– Z tego co wiem, bardzo często goszczą tu różnych ludzi… Są zdecydowanie gościnną rodziną.
– Ale nie syna Śmierciożercy… Może to im nie odpowiada?
– Masz rację, nie dzieci Śmierciożerców. Tylko wilkołaki, ćwierćwile i pewnie inne dziwactwa również.
– Zaliczasz moją obecność jako “inne dziwactwa”? – spytał z niedowierzaniem.
– Eeee nie to miałem na myśli, tak mi się powiedziało… – odparł z zakłopotaniem. – W każdym razie jeśli martwisz się, że goszczą cię z przymusu, to jedyne co możesz zrobić, to sprawić żeby cię polubili, no nie?
– Jakby to było takie proste, biorąc pod uwagę, jak mój ojciec ich traktował. Będą na mnie patrzeć przez jego pryzmat.
– A więc pokażesz im, że nie jesteś Lucjuszem. Albo raczej razem im pokażemy, zgoda? – Położył dłoń na jego policzku, gładząc go kciukiem.
Przytaknął krótko.
– Więc co z tą kołdrą?
~*~*~*~

1 komentarz:

  1. Hej,
    cudownie, nawet miło wszyscy spędzają czas w norze, ale czy dyrektor wymógł na Wesleyach aby właśnie byli mili dla Draco i Ignisa...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń