~*~*~*~
Razem z innymi wracającymi do domów na święta
wysiedli na stacji King’s Cross, gdzie czekał już na nich najstarszy z braci
Weasley. Pożegnali się z Hermioną i parę minut później teleportowali na środku
polany po kostki zasypanej śniegiem. Gdy wszyscy ruszyli za Billem, Harry
specjalnie szedł wolniej, przez co wraz ze swoim chłopakiem został nieco z
tyłu.
– Draco… Jeśli rzucisz jakikolwiek nieodpowiedni
komentarz, to nigdy, nigdy ci tego nie wybaczę – ostrzegł cicho, spoglądając na
niego kątem oka.
– Przyjechałem tu w gości… Myślisz, że byłbym zdolny
obrazić gospodarzy? – Malfoy rzucił mu urażone spojrzenie.
– Wiem, że nie powiedziałbyś tego przy nich. Ale
mogłoby się zdarzyć, gdy nie spodziewałbyś się, że któryś z Weasleyów cię usłyszy…
Po prostu obiecaj mi, że będziesz się pilnował.
– Słowem się nie odezwę… masz moje słowo.
Zadowolony?
Potter ujął jego twarz i obrócił lekko ku sobie, by
móc swobodnie pocałować go w kącik ust.
– Tak, dziękuję – odparł i cmoknął go po raz drugi.
– Czy wy nawet pięciu minut nie możecie wytrzymać? A
może chcecie tu nocować? – zawołał do nich Ron, który jako ostatni był dla nich
widoczny. Pozostali zniknęli już za barierą otaczającą posiadłość.
Chłopcy przyspieszyli i po chwili razem ze
wszystkimi znaleźli się w sporym ogrodzie podobnie jak polana przykrytym białą
pierzyną. Z tym wyjątkiem, że tu dzięki magii ścieżka prowadząca do drzwi była
idealnie odśnieżona. Po prawej stronie posesji, niedaleko furtki, którą weszli,
znajdował się niewielki garaż, po lewej zaś stał mały drewniany budynek z
przyległym do nim wybiegiem, po którym chodziły kury. Po lewej, za domem
dostrzec można było jeszcze jeden niezbyt duży budynek, ale konstrukcja Nory
skutecznie odwracała od niego uwagę. Harry zerknął na Draco akurat w chwili,
gdy wyraz szoku na jego twarzy znikał pod zwyczajową maską.
O ile najniższa kondygnacja budynku wyglądała
jeszcze bardzo zwyczajnie, o tyle nadbudówki prezentowały się… oryginalnie. Im
wyższe piętro, tym uporczywiej w głowie rozlegało się pytanie “jakim cudem to
stoi?”. Ale stało stabilnie i to od wielu lat. Jeśli Weasleyów można nazwać
ekspertami w czymkolwiek poza płodzeniem dzieci, było to nakładanie wszelkiego
rodzaju zaklęć wspomagających na przedmioty.
Kontemplując w myślach wygląd niezwykłej i w jakiś
sposób uroczej konstrukcji, dotarli do drzwi jej serca – kuchni. Pomieszczenie
wyglądało mniej więcej tak, jak Harry zapamiętał je z wakacji, choć spodziewał
się, że może ze względu na fakt goszczenia Malfoya Weasleyowie będą próbowali sprawić
“lepsze” wrażenie. Jak ciotka Petunia, która wyciągała wszystkie najlepsze
rzeczy i zastawę i chowała te bardziej “codzienne”, gdy przychodzili goście.
Osobiście uważał, że takie próby były raczej żałosne i ich jedynym efektem był
wniosek, że ciotka nie była zadowolona z codziennej prezencji jej domu. Uznał,
że to wspaniale, że pani Weasley była świadoma, jak dobrą jest gospodynią.
Gdy tylko znaleźli się w nagrzanym, pachnącym
pieczenią pomieszczeniu, zostali ciepło przywitani przez panią domu. Chwilę
później dołączył do nich jak zawsze serdeczny pan Weasley i bardzo powściągliwy
Percy. Od razu zostali zaproszeni do stołu zastawionego apetycznie
prezentującymi się potrawami. Wyglądało to jak mini wersja hogwardzkiej uczty
powitalnej.
W typowo rodzicielski sposób zostali wypytani, jak
minęła podróż i jak tam w szkole. Choć ogólnie obiad minął w nieco drętwej
atmosferze. Dopiero w trakcie deseru z domową szarlotką w roli głównej rozmowa
się rozkręciła.
– Ginny wspominała nam w jednym z listów, że dopiero
w tym roku odkryłeś w sobie magię. Wcześniej uczyłeś się w niemagicznych
szkołach, prawda? Wiem jak wyglądają takie podstawówki, ale jak jest później?
Czego was tam uczą?
– W sumie spora część przedmiotów powtarza się w
późniejszych latach. Dochodzą tylko zajęcia ścisłe, typu chemia, fizyka.
Wszystko zależy od profilu klasy. Są klasy humanistyczno-językowe, sportowe i
naukowe. Zależy co dokładnie pana interesuje. Czy chodzi o poziom kształcenia
czy może o nasze zajęcia pozalekcyjne.
– Znając tatę, to pewnie wszystko z jak
najdrobniejszymi szczegółami – rzucił żartobliwie Bill. Ig posłał mu
zainteresowane spojrzenie. – Lepiej uważaj, o czym mu mówisz, bo jeszcze do
rana cię stąd nie puści...
– Bardzo śmiesznie, Bill, naprawdę – odparł
mężczyzna z przekąsem.
– Ale mnie to nie przeszkadza – odparł z uśmiechem
Igniss. – Sam wiele razy zarywałem nocki z przyjaciółmi, robiąc projekty na
zajęcia z chemii czy też przez luźne pogaduchy.
– Jestem pewna, że obejdzie się bez zarywania nocy.
Będziecie mieć ponad dwa tygodnie, żeby się nagadać. Chyba że wcześniej
zaczniesz unikać mojego męża, jeśli będzie próbował cię zmonopolizować. – Pani
Weasley spojrzała z udawaną srogą miną na Artura.
– I ty kochanie, przeciwko mnie? Przecież ledwo
zadałem jedno pytanie! Ignissie, nie wierz im.
Brunet potrząsnął głową, przygryzając wargę z
uśmiechem.
– Właśnie za taką atmosferą tęskniłem. Ta magia
świąt jak zwykle porusza mnie w ten sam sposób…
– Mówisz to dlatego, że nie spędzałeś świąt w
rezydencji na drętwej i sztywnej kolacji – wtrącił się Draco tylko troszkę
niemiłym tonem. Albo po prostu tak jak zwykle.
– A ty wygarniałeś mi to przez miesiąc, bo naprawdę
chciałeś wtedy dołączyć do mnie.
– Pomówienie... Niczego takiego sobie nie
przypominam.
– Taak? Mam przypomnieć może o twoich listach?
– Oj, czepiasz się… – Cmoknął cicho. – Zresztą ty
też nie byłeś święty, chwaląc się na prawo i lewo, jak to u twojej
przyjaciółki-prawie-dziewczyny było wspaniale…
– A’ propos listów – Bill przeniósł wzrok z talerza
na stronę rodziców – Charlie dał wreszcie znać, kiedy dokładnie będzie?
– A tak. Zafiuukał niedługo po tym jak wyszedłeś po
dzieciaki. Mówił, że najprawdopodobniej dotrze tu jakoś z rana – odparł Artur.
– Zafiuukał? – powtórzył zaskoczony Ig. – Do czego
to się odnosi?
– Do rozmowy przez kominek – wyjaśnił Ron, sięgając
po kubek z herbatą.
– Dopiero z rana? Przecież miał być tu już dwa dni
temu. – Ginny brzmiała na zawiedzioną.
– Nie dość, że widzi się z nami średnio raz na dwa
lata, to jeszcze się spóźnia… o całe dni. Tupetu mu nie można odmówić. –
włączył się do rozmowy Percy.
– Wszyscy za nim tęsknimy, ale to niezależne od
niego. – Molly stanęła w obronie syna.
– A co z Fredem i Georgem? Kiedy oni przyjadą? –
Harry zwrócił się do pani Weasley.
– Freddy z Georgem przyjadą? – spytał zainteresowany
Ig. – Dawno ich nie widziałem.
– Mają wpaść po dwudziestej pierwszej, jak już
zamkną sklep. Kiedy zdążyłeś ich poznać?
– Aaa, jak wychodziliśmy do Hogsmeade. Spotkali się
z nami kilka razy.
– Ach, to o to im chodziło, gdy wspomnieli kiedyś,
że weekendami “robią interesy na mieście”. – Artur kiwnął ze zrozumieniem
głową.
– Mówiłem im, że to w Hogsmeade powinni założyć sklep.
W końcu ich docelowymi klientami są głównie nastolatkowie.
– Niby tak, Percy, ale Pokątną odwiedza masa ludzi
przez okrągły rok, w tym czarodzieje z innych krajów, rodzice z młodszymi
dziećmi, charłaki. No a w Hogsmeade, nawet jak są przyjezdni to nie są to
raczej ludzie, którzy kupiliby magiczne psikusy. Chłopcy na wakacje musieliby
zamykać interes – zauważył Bill.
– Jak charłacy mogą się dostać na Pokątną? – Harry
spojrzał zdziwiony po reszcie. – Przecież potrzeba różdżki, żeby otworzyć
przejście.
– Niby tak, ale to można w prosty sposób ominąć –
odezwał się Draco. – Po prostu trzeba poczekać, aż pokaże się ktoś z różdżką
lub ewentualnie przyjść z taką osobą. Czarodziej otwiera przejście, wchodzą
oboje. Przecież nie zamyka się ono za każdą osobą w celu zweryfikowania ciebie.
W innym wypadku rodzice nie mogliby chodzić z dziećmi, bo te nie zostałyby
wpuszczone.
– Och, nie pomyślałem o tym...
– Bo nie myślisz, Harry. – Rzucił mu rozbawione
spojrzenie.
– Spadaj – prychnął w odpowiedzi.
– Często w ten sposób Sev zabierał nas ze sobą na
Pokątną. A jak zdobyłem własną różdżkę chodziłem już sam z Igiem.
– Sev? Czyżbyś miał na myśli Severusa? – spytał
zaskoczony Artur.
– Tak – przytaknął, zwracając uwagę na mężczyznę. –
Severus jest moim ojcem chrzestnym – oznajmił, wprawiając dorosłych w lekkie
osłupienie.
– Ale w tej roli się sprawdza o wiele lepiej od Lu…
– Ig! – blondyn warknął na brata, który spojrzał na
niego przepraszająco. – Mówisz o moim ojcu. I nie ważne, jakim jest
człowiekiem, należy mu się szacunek.
W tym momencie Draco Malfoy zyskał własny szacunek w
oczach Weasleyów.
//*//
Zgodnie z zapowiedzią bliźniacy pojawili się krótko
po dziewiątej wieczorem, witając wszystkich szerokimi uśmiechami. Nawet podali
rękę na przywitanie Draco, co nie spotkało się ze szczególną ufnością z jego
strony.
– Nic na mnie tam nie macie? Żadnego psikusa czy
coś? Wiem, do czego jesteście zdolni...
– Spokojna głowa, Mal… Draco.
– To co mieliśmy, już przyczepiliśmy do Rona.
– CO?! – sapnął spanikowany najmłodszy z braci,
oglądając uważnie swoje dłonie i rękawy. Nic tam jednak nie znalazł.
– W takim razie w porządku – odparł z lekkim
uśmiechem, odwzajemniając uścisk dłoni.
– Jakie w porządku?! Czemu zawsze to mnie obieracie
na cel? – spytał z kwaśną miną.
– Bo zawsze możemy liczyć na twoje cudowne reakcje,
ot co – odpadł George, wzruszając ramionami.
– To było złośliwe, George – odezwał się Igniss,
wieszając na ramieniu wymienionego bliźniaka.
– Nie złośliwe, Iggy. Mylisz pojęcia. – Pokręcił z
dezaprobatą głową.
– To było po prostu szczere – wyjaśnił Fred,
wzruszając ramionami. Po czym cała trójka wyszczerzyła się do siebie.
– Trojaczki jak się patrzy – rzuciła rozbawiona
Ginny, zajmując miejsce na jednym z foteli i kiwając głową w stronę chłopaków.
– A wy mi nie chcieliście uwierzyć, jak to napisałam.
– Serio, aż tak? – spytał podłamany Draco, siadając
na oparciu fotela, który zajął Harry. – Już widzę ich trójkę pracującą nad
jakimś wynalazkiem, a potem Iga rozprowadzającego to po szkole. Pewnie będzie
składował to w moim dormitorium, “bo jest więcej miejsca” i w ogóle...
– Nie dziwiłbym mu się wcale, biorąc pod uwagę fakt,
że jako prefekt masz do swojej dyspozycji coś, co przypomina małe mieszkanie… –
zauważył kąśliwie Harry.
– Mieszkanie bez jadalni? Przecież to serce każdego
domostwa!
– Masz salon i łazienkę!
– Jak w każdym apartamencie. To nie moja wina, że
Gryfoni mieszkają niczym króliki w klatkach...
– Mieszkamy w szkole, Draco. To Ślizgoni mają jakieś
dzikie zapędy.
– Cenimy sobie przestrzeń. I jakoś ostatnio ci to
nie przeszkadzało. Nawet cieszyłeś się, bo wtedy mogłeś bez przeszk...
– CZY JA MÓWIŁEM, ŻE TO MI PRZESZKADZA? – wciął mu
się gwałtownie w słowo, obawiając się, co blondyn zamierzał powiedzieć. Zresztą
naprawdę nie o to mu chodziło, gdy zaczął całą tę sprzeczkę. Wcale nie chciał
żadnej zaczynać. Ona zaczęła się… samoistnie.
– A teraz jeszcze podnosisz na mnie głos – mruknął
po chwili, udając zranionego.
– Wiecie, Draco, Harry...
– …kłócicie się jak stare małżeństwo – stwierdzili
bliźniacy w tradycyjnym duecie.
– Tak właściwie to od kiedy jesteście razem? –
spytał zaciekawiony Artur.
– No, Harry, pamiętasz, którego dnia poprosiłeś mnie
o chodzenie?
– ...Dwudziesty siódmy października – rzucił lekko
zażenowany, uciekając wzrokiem w bok.
Draco złapał jego dłoń, podnosząc ją na wysokość ust
i składając na niej delikatny pocałunek.
– Oni tak cały czas? – spytał rozbawiony Bill,
kierując pytanie do siostry.
– Dokładnie. Albo się kłócą, albo słodzą do
porzygu...
– Przesadzasz… Głównie zwyczajnie rozmawiamy… – I
całujemy się bez opamiętania, dodał w myślach Harry.
– Kiedy my zwyczajnie rozmawiamy? Nie ma razu, kiedy
nie palniesz jakiejś głupoty – rzucił, jednak gdy Harry otwierał usta z miną
zwiastującą kolejną kłótnię, Draco pocałował go mocno i krótko. – I nie
sprzeczaj się ze mną – dodał, odsuwając się od jego twarzy. Harry odwrócił głowę,
przez moment wyglądając na obrażonego, ale już po kilkunastu sekundach kąciki
jego ust drgnęły i ostatecznie na twarz wpłynął lekki uśmiech.
– Dra… Nie dokuczaj Harry’emu – odezwał się Ig,
podbijając do Draco i obejmując go od tyłu za szyję. – Jeszcze się naprawdę
obrazi i będziesz spał na wycieraczce.
– Właśnie, skoro o spaniu mowa – odezwała się Molly,
ściągając na siebie uwagę wszystkich. Igniss wyprostował się, puszczając brata
– Zastanawiam się, jak was wszystkich rozlokować. Ron może przenocować jedną
osobę.W starym pokoju Georga i Freda zmieszczą się dwie osoby. Ze względu na
to, że pokój bliźniaków służy im też za magazyn – spojrzała z ukosa na synów,
którzy uśmiechnęli się rozbrajająco w odpowiedzi – wolałabym, żeby Bill i
Charlie tam spali. Wtedy ich dawny pokój zajęlibyście wy, chłopcy. – Tym razem
spojrzała po swoich gościach.
– Ja śpię z Harrym – zastrzegł od razu Draco.
– Przypuszczałam, że tak właśnie będzie chcieli.
Ale... Ignissie nie masz nic przeciwko? Planowałam na początku, żebyście to wy
z Draco spali w tym wolnym pokoju.
Brunet spojrzał szybko na brata i Harry’ego. Ich
miny jasno mówiły “zgódź się”, choć każda w trochę inny sposób.
– Nie, wszystko jest w porządku, proszę pani. Gdzie
mnie pani nie przydzieli, będzie dobrze… Chociaż nie bierze pani pod uwagę
wycieraczki, prawda?
– Nie, kochanie – kobieta uśmiechnęła się
delikatnie, po czym przyjęła zdecydowaną minę – nawet kanapa w salonie nie
wchodzi w grę.
– Mam nadzieję, że nie trzymacie tam nic, co nas w
nocy zaatakuje? – zwrócił się Bill do prawie najmłodszych braci. – Albo w jakiś
nietypowy sposób na nas wpłynie?
– Póki nie będziecie otwierać pudeł to nic…
– …wam nie grozi. No i lepiej nie używajcie blisko
nich…
– …ognia. To może być niebezpieczne. – Mina Freda
dawała jasno do zrozumienia, że nie żartuje.
– Cudownie…
– No! Skoro wszystkie niecierpiące zwłoki sprawy
mamy za sobą – zaczął pan Weasley, wstając z kanapy i podchodząc do jednej z
szafek, by po chwili odwrócić się z kilkoma pudełkami gier w rękach – co
powiecie na rundkę lub dwie?
//* //
– Twoja kolej, Bill – oznajmił Harry, podając
mężczyźnie kostki do gry. Rudzielec potrząsnął nimi w dłoni i wyrzucił na
planszę, zagłuszając ich stukotem tyknięcie jednej z dziewięciu wskazówek
rodzinnego zegara.
– “Idziesz do więzienia” – przeczytał na odwrocie
karty i z westchnieniem po raz trzeci w tej grze, odstawił swój pionek w róg
planszy. – I jak tu prowadzić pensjonat, jak co chwilę idę za kratki?
– Co ja słyszę?! Raptem rok się nie widzieliśmy, a
ty aż tak się stoczyłeś, Bill? – dobiegł z kuchni kpiący komentarz. Chwilę
później w drzwiach salonu stanął dwudziestoczteroletni mężczyzna. – No wiecie
co… urządzać pidżama-party beze mnie? – rzucił zamiast przywitania i uśmiechnął
się pogodnie do zebranych, mimo wyraźnego zmęczenia widocznego na przystojnej
twarzy.
– Charlie! – zagrzmiał chórek, a Ginny pierwsza
rzuciła się powitać brata. Pochylił się lekko z rozpostartymi ramionami. Objął
nastolatkę w pasie i uniósł parę cali nad ziemię, tuląc mocno.
– Cześć, Gin. – Poczochrał ją jeszcze po włosach, na
co krzyknęła z lekkim oburzeniem. Jej protesty skwitował jedynie cichym
chichotem. W drugiej kolejności przywitał czekającą już obok Molly. – Dobry wieczór,
mamusiu! Piękna jak zawsze… – Ucałował matkę w policzek.
– Nie myśl, że przekupisz mnie słodkimi słówkami –
ucięła chłodno, mimo że zaraz przytuliła go z całych sił. – Ale nie będę ci
robić wykładu, bo sprawiłeś nam miłą niespodziankę. Spodziewaliśmy się ciebie
dopiero jutro z rana.
– Tym razem to opóźnienie naprawdę nie było z mojej
winy. Jeszcze godzinę temu ganiałem po całym ośrodku, na szczęście sytuacja
była już praktycznie opanowana, więc kazali mi spadać do domu. Zdążyłem jedynie
doprowadzić się do stanu używalności i poleciałem przebookować świstoklik… A
tak w ogóle, to gdzie Fleur, Bill? Nie miała z tobą przyjechać?
– Jej siostra Gabrielle się rozchorowała, więc
została, by się nią opiekować. Stwierdziliśmy więc, że zobaczymy się po nowym roku.
– A tak liczyłem, że uda mi się lepiej poznać moją
nową bratową.
– Przypominam, że jeszcze nie jesteśmy małżeństwem…
Smokolog machnął zbywająco ręką.
– To tylko kwestia czasu.
– Tak właściwie, Charlie, to co się tam u was stało?
– Nic poważnego, tato. – Uścisnął ojca, kontynuując
witanie się ze wszystkimi. – Po prostu w babyctorze…
– Gdzie??
– Sorki. W sektorze, gdzie trzymamy najmłodsze smoki
i gdzie aktualnie pracuję, mamy paru nierozgarniętych świeżaków na stażu. I
cóż, źle zamknęli klatki na noc, a że nikt tego nie skontrolował, to ponad
trzydzieści urwisów rozlazło się po całym rezerwacie. Łapaliśmy je przez
ostatnie trzy dni – opowiadał, witając się z Percym.
– Nie mogliście załatwić sobie kogoś do pomocy? –
spytał ten ostatni.
– No właśnie braliśmy ludzi z innych sektorów. W
gruncie rzeczy szybko nam poszło, bo jakby nie patrzeć to sporo ponad siedem
tysięcy hektarów górskiego terenu – wyjaśnił, w międzyczasie witając się z
pozostałymi braćmi.
– Że też akurat tuż przed świętami coś takiego
musiało się stać…
– Nic na to nie poradzimy, tato.
Przywitał się jeszcze z Harrym, ograniczając się do
uścisku dłoni i uśmiechu.
– Wiem, że zdążyliście to usłyszeć co najmniej kilka
razy, ale tak oficjalnie… Charlie Weasley. – Wyciągnął dłoń w stronę stojącego
bliżej Draco, wyginając wargi w przyjazny łuk.
– Draco Malfoy – odparł, przyjmując jego dłoń i
ściskając ją spokojnie. – Chłopak Harry’ego.
– Zabrzmiało, jakbyś się bał, że będę próbował ci go
odbić – zauważył z lekkim rozbawieniem, kończąc uścisk.
– Nie boję się – prychnął cicho blondyn. Uśmiech
rudzielca przybrał na wesołości. – Po prostu informuję, żebyś sobie czegoś
dziwnego nie myślał… No i Harry by nawet na ciebie nie zwrócił uwagi w ten
sposób…
Mężczyzna z trudem powstrzymał się przed
wybuchnięciem serdecznym śmiechem. Ten dzieciak był w tak oczywisty sposób
zazdrosny… Urocze.
– Na nic takiego nie liczyłem, ale miło słyszeć, że
tak mu ufasz. – Podszedł wreszcie do ostatniej osoby, z którą jeszcze się nie
witał. – W takim razie ty musisz być Igniss?
– Byłem obgadywany? – Brunet rzucił krótkie
spojrzenie Ginny. – Ale tak, zgadza się.
– Nie martw się, napisała mi jedynie, że będę miał okazję
poznać, pozwól, że zacytuję “dwa chodzące…”
– Nie mów! – pisnęła Ginny, rzucając się ku bratu z
rumieńcami na twarzy.
– Ale ja jestem ciekawy – zaoponował cicho Black,
spoglądając na nią z rozbawieniem. – Mi nie powiesz?
– Szczególnie tobie!
– Jesteś pewna? Tak ładnie opisałaś Draco i Ignissa,
aż szkoda żeby się nie dowiedzieli...
– Jeśli dokończysz, to wypróbuję na tobie prototypy
psikusów bliźniaków, których całe pudła leżą w ich pokoju! – zagroziła z
desperacką nutą w głosie, trzymając go kurczowo za prawy rękaw. Celowo
przemilczała fakt, że z ich dwójki to on będzie miał do nich lepszy dostęp.
Mężczyzna udał zamyślenie, po czym wolną ręką
poczochrał siostrę po włosach. Wydęła wargę niezadowolona.
– Ze względu na całkiem przekonujące argumenty, tym
razem ci ulegnę, więc możesz przestać rozciągać mi sweter – oznajmił spokojnie,
odczepiając łagodnie jej dłonie. Widząc jej nieco naburmuszoną minę, poprawił
też roztrzepane kosmyki. – Ale nie mogę obiecać, że kiedyś przypadkiem mi się
to nie wypsnie… – Mrugnął do Iga.
Gryfon w odpowiedzi uśmiechnął się lekko.
//*//
Blondyn usiadł na łóżku, spoglądając na drugie, na
którym miał spać brunet. Dziwnie się czuł z myślą, że chociaż będą spędzać noce
w tym samym pomieszczeniu, to i tak będą z dala od siebie. To wydawało się
takie… nienaturalne.
Przez jakiś czas nawet rozmyślał o tym, czy nie
transmutować ich łóżek w jedno. Czego nie zrobił w sumie z dwóch powodów. Po
pierwsze, nie był pewien czy zaklęcie mu wyjdzie na tej konstrukcji. No i Harry
mógłby się na niego obrazić, za zrobienie Weasleyom przykrości czy coś. A tego jakoś
nie chciał teraz doświadczać.
Tym bardziej, że wtedy zostałby wystawiony na
jeszcze większą oziębłość ze strony Wiewiórów. I z pewnością pożałowałby, że
zgodził się tu przyjechać.
– Nad czym tak rozmyślasz? – Padło od strony drzwi,
przez które wszedł właśnie Potter. – I eem co ty na to, żebyśmy zsunęli łóżka?
– spytał lekko zakłopotany, po czym dodał szybko: – Może być trochę
niewygodnie, ale chciałbym… znaczy miło by było… znaczy eee… – Jego policzki
zaróżowiły się delikatnie. A co jeśli Draco uzna to za dziecinne i generalnie
żałosne? “Czyżby Złoty Chłopiec bał się spać sam?” albo coś w tym stylu?
Blondyn przyjrzał się mu uważnie, unosząc jedną
brew.
– To jakiś test? – spytał nieco nieufnie. Odkąd
Harry wymógł na nim tą obietnicę, wszędzie widział zasadzki. – Jeśli na to
przystanę, stwierdzisz, że w ten sposób obrażam rodzinę twoich przyjaciół?
– Hę? O czym ty, na Godryka, mówisz? Przecież to nie
ma sensu.
– Czyżby? Ja to widzę inaczej – mruknął, podnosząc
się z łóżka. – Ale… – dodał mniej pewnym głosem. – Jeśli chcesz złączyć łóżka…
nie będę ci tego zabraniał.
Gryfon patrzył jeszcze przez chwilę na swojego
chłopaka, próbując pojąć, o co mu chodziło, ale szybko zrezygnował. Podszedł do
łóżka, na którym siedział wcześniej blondyn i z pewnym wysiłkiem dosunął je do
drugiego. – Dzięki za pomoc – prychnął, opadając na materace. Czuł pod plecami
przerwę między nimi w miejscach, gdzie stykały się drewniane ramy.
– Mogłeś zrobić to zaklęciem – zauważył chłopak,
wyciągając różdżkę i wykonując zamach w stronę łóżek. Brunet mógł poczuć, jak
przerwa wypełnia się dodatkowym fragmentem materaca. – Używanie mózgu od czasu
do czasu nie boli.
Potter prychnął i obrócił się do niego plecami.
– O, teraz księżniczka udaje obrażoną? – zakpił
Malfoy, podchodząc do łóżka. – W takim razie spadaj na drugi koniec, bo chcę
się położyć w końcu – dodał, odkładając różdżkę przy samej poduszce. Odchylił
nieznacznie kołdrę. – No, Harry… – jęknął cicho, kiedy ten się nie poruszył. –
Naprawdę jestem zmęczony.
Gryfon przesunął się, lądując całym ciałem na jednej
połowie i przykrył się jedną z pierzyn.
Draco obserwował go przez chwilę, wchodząc pod
kołdrę. Z lekkim wahaniem wyciągnął rękę w jego stronę, chcąc zatopić palce w
czarnych włosach.
– Draco… – Zamarł z dłonią na milimetry od głowy
Harry’ego. – Co zrobimy z faktem, że mamy dwie kołdry? – Gryfon wreszcie
spojrzał na niego, z niezadowoloną miną potrząsając swoim przykryciem.
Blondyn zaczerwienił się gwałtownie, zabierając
rękę.
– Nie musiałeś jej cofać.
– Myślałem, że jesteś na mnie zły...
– Już nawet nie pamiętam, o co miałbym być zły. –
Wzruszył lekko ramionami. – Tylko się z tobą droczyłem, nie sądziłem, że aż tak
się przejmiesz. – Podniósł się na łokciu i cmoknął go w kącik ust. – Wybacz. To
co z tymi kołd...
– Myślisz, że żałują?
– Co?... Kto? Czego?
– Chodzi o rodziców Gin… Żałują tego zaproszenia?
Domyślam się, że zrobili to tylko po to, żeby mieć pewność, że przyjedziesz…
Sam w końcu wspominałeś, że bardzo im na tym zależało… Jednak wydaje mi się, że
moja obecność jest im nie na rękę…
– Z tego co wiem, bardzo często goszczą tu różnych
ludzi… Są zdecydowanie gościnną rodziną.
– Ale nie syna Śmierciożercy… Może to im nie
odpowiada?
– Masz rację, nie dzieci Śmierciożerców. Tylko
wilkołaki, ćwierćwile i pewnie inne dziwactwa również.
– Zaliczasz moją obecność jako “inne dziwactwa”? –
spytał z niedowierzaniem.
– Eeee nie to miałem na myśli, tak mi się
powiedziało… – odparł z zakłopotaniem. – W każdym razie jeśli martwisz się, że
goszczą cię z przymusu, to jedyne co możesz zrobić, to sprawić żeby cię
polubili, no nie?
– Jakby to było takie proste, biorąc pod uwagę, jak
mój ojciec ich traktował. Będą na mnie patrzeć przez jego pryzmat.
– A więc pokażesz im, że nie jesteś Lucjuszem. Albo
raczej razem im pokażemy, zgoda? – Położył dłoń na jego policzku, gładząc go
kciukiem.
Przytaknął krótko.
– Więc co z tą kołdrą?
~*~*~*~
Hej,
OdpowiedzUsuńcudownie, nawet miło wszyscy spędzają czas w norze, ale czy dyrektor wymógł na Wesleyach aby właśnie byli mili dla Draco i Ignisa...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia