wtorek, 13 września 2016

Rozdział 60


~*~
– Hej, Ginny. To co? Dziś o dziesiątej pod fontanną na dziedzińcu?
– Słucham…? – Weasley nieco skołowana podniosła głowę, by spojrzeć na przysiadającego się do niej siódmoklasistę.
– Tym razem się nie wykręcisz. Obiecałaś mi w zeszłym tygodniu, że następnym razem to ze mną się wybierzesz do Trzech Mioteł.
– Umm, Christopher? – zaczęła nieco niepewnie, czy nie pomyliła imienia chłopaka, ale najwidoczniej dobrze pamiętała. – Wybacz, w tym tygodniu też nie dam rady, mam dziś sporo wypracowań do napisania. No i trzeba popracować nad naszą drużyną, żebyśmy nie dali ciała na kolejnym meczu. Nie możemy polegać tylko na Harrym, prawda? – wymyśliła na poczekaniu. Nie sądziła, że potraktuje poważnie jej zbywające “może następnym razem”.
– Nie wmówisz mi, że cała drużyna zrezygnuje z wyjścia, żeby ćwiczyć. Gdyby serio mieli taki zapał, lepiej by się przygotowali do meczu. Nie daj się prosić, Ginny. Mogłabyś poświęcić mi chociaż godzinkę. Mogę ci potem pomóc z tymi esejami.
– Dzięki za propozycję, to miłe z twojej strony, ale wolę sama się tym zająć – odparła nieco oschle, choć naprawdę próbowała zachować resztki uprzejmości. I tak była z siebie dumna, że nie rzuciła mu w twarz zwięzłego “odwal się”.
– Widzę, że naprawdę jesteś dziś nie w humorze, więc dam ci na razie spokój. Ale zobaczysz, jeszcze wyciągnę cię na randkę – obiecał z przyjaznym uśmiechem. Żegnając się, dotknął lekko jej dłoni, po czym wrócił na miejsce, które do tej pory zajmował.
– Czemu nie powiedziałaś mu po prostu, że umówiłaś się z nami? – spytała siedząca naprzeciw niej blondynka. Ginny przyjaźniła się z nią od drugiej klasy. – Co mu powiesz, jak zobaczy nas razem w Hogsmeade?
– W sumie to by mu w końcu uzmysłowiło, że nie ma u ciebie szans – zauważyła Nicole, druga bliska znajoma Weasley.
– Tak, tylko wyjdzie na kłamczuchę.
– Sorki, dziewczyny, wygląda na to, że dziś też będziecie musiały iść beze mnie.
– No wiesz co, Ginny! To już drugi raz. Powinnaś nauczyć się ich bezpośrednio odrzucać.
– Lauro, ale ona po prostu próbuje być miła.
– Ale przez to daje im nadzieję, dlatego coraz więcej się ich koło niej kręci.
– Ale kiedy ja nie mam żadnego konkretnego powodu, by ich odrzucić. Wszyscy wydają się mili, nie chcę ich ranić, odrzucając tekstem “sorry, ale nie chce mi się was poznawać”.
– Skoro czujesz, to im powiedz, że aktualnie nikogo nie szukasz. Proste? Proste – Nicole przytaknęła sama sobie.
– Okej, postaram się następnym razem was posłuchać… – obiecała niechętnie, choć i tak nie wierzyła, że uda jej się to załatwić w ten sposób. Czy to serio było dla nich takie trudne do zrozumienia, że nie zgrywa nieprzystępnej, tylko zwyczajnie próbuje ich delikatnie spławić?
Ginny westchnęła cicho. Zerknęła w stronę Harry’ego tylko po to, by po raz kolejny przyłapać go na ukradkowym zerkaniu na stół Ślizgonów. Uśmiechnęła się lekko. Zakochany Harry był naprawdę uroczy.
– Ej, a może ty po prostu dalej bujasz się w Potterze? – zagadnęła Nicole.
Weasley zakrztusiła się herbatą.
– Oszalałaś? – Zmarszczyła lekko brwi. – Ile można się bujać bez wzajemności w jednym chłopaku. Zresztą on… – urwała, gdy uświadomiła sobie, że o mało go nie wsypała.
– On co?
– Traktuje mnie jak siostrę – oznajmiła, w końcu nie było to kłamstwo.
– Nie wiem, czy ci współczuć, czy zazdrościć – zażartowała Laura.
– Z dwojga złego lepsze to drugie – odparła zbywająco, po czym aż podskoczyła, gdy w stojącej naprzeciw misce z jajecznicą z wielkim rumorem wylądowała maleńka sówka. – Świstoświnko, znowu?! – jęknęła, sięgając po sówkę i stawiając przewrócone naczynia. Z grubsza oczyściła jej piórka i odebrała trzymany przez nią zwitek. Rozwinęła go i przebiegłą szybko wzrokiem tekst. – O, mama zaprasza Harry’ego na święta – rzuciła wesoło do przyjaciółek.
– Jesteś przekonana, że już się w nim nie kochasz?
– Oj, daj już z tym spokój, Lauro. – Machnęła ręką. – Jest moim przyjacielem. Zresztą to miłe spędzać święta w większym, rodzinnym gronie, a nie w zamku.
– Okej, okej, niech ci będzie. To co, idziesz mu powiedzieć?
– Czy ja wiem, chyba poczekam aż wrócimy do Wieży… – Zwinęła list, ponownie spoglądając ku Harry’emu, który oczywiście znów patrzył na Draco… Z tym że jego zmartwiona, zdezorientowana mina nie zapowiadała niczego dobrego. Udając, że odgarnia włosy, zerknęła na Malfoya, który z kamienną miną, ściskając w dłoni list właśnie podniósł się ze swojego miejsca. Wróciła wzrokiem do Harry’ego, by zobaczyć, jak Ig przytrzymuje go na jego miejscu, szepcząc coś do ucha. – Wiecie co? Albo jednak teraz mu powiem. W sumie nie wiem, czy potem nie wybierają się z Hermioną i Ronem do miasteczka, więc może się okazać, że złapię ich dopiero wieczorem.
Nie czekając na odpowiedź, wstała i już po chwili siadała między Harrym i Ronem.
– Dostałam list od mamy. Zaprasza Harry’ego na święta – oznajmiła, przywitawszy się ze wszystkimi.
– Naprawdę? – ucieszył się brunet. – Możesz przekazać mamie, że chętnie skorzystam.
– Jesteś pewien?
– Hę? – bąknął zbity z tropu, patrząc na młodszą Gryfonkę. – Co masz na myśli?
– Ginny, zabrzmiałaś, jakbyś nie chciała go u nas na święta – rzucił oskarżycielsko Ron.
– Nie o to mi chodziło. Nie mam nic przeciwko, żeby przyjechał. Pomyślałam po prostu, że może jego druga połówka przypadkiem będzie spędzać święta w zamku i mógłby chcieć dotrzymać mu towarzystwa… – Nachyliła się do jego ucha, po czym szepnęła. – Jesteś pewien, że twój blond włosy Wąż spędza ferie w domu? W końcu, o ile mnie pamięć nie myli, w wakacje stamtąd uciekł, prawda? Sam z chęcią korzystałeś z możliwości spędzenia świąt z dala od wujostwa. Kto wie może on też tak zrobi?
Harry zamarł, słysząc jej słowa. Przeniósł na nią spanikowane spojrzenie.
– Skąd ty…?
– Ty też uważasz, że nic po was nie widać?
– Jak to “ja też”? Rozmawiałaś z nim o… o nas?
– Czy wy rozmawiacie o tym, o czym ja myślę, że rozmawiacie? Ginny, wiesz, z kim Harry się spotyka? – spytała Hermiona, patrząc na przyjaciół z mieszaniną zaskoczenia i ekscytacji. – Kto to??
Igniss parsknął śmiechem, prawie rozkładając się na stole.
– Właśnie, Ginny, kto to?? – Ron powtórzył pytanie Granger, ignorując chichrającego się Blacka.
– Inspektor Ginny odkryje prawdę – zanucił do siebie Black w wyśmienitym humorze.
– Ty też uważasz, Ig, że to dziwne, że zauważyłam? Przecież wystarczy na nich spojrzeć!
– Dziwne? To tylko dowodzi, że jesteś naprawdę inteligentną dziewczyną. – Posłał jej łagodny uśmiech. Piątoklasistka wyprostowała się zadowolona i mile połechtana komplementem. – I nie dziwi mnie, że masz takie powodzenie u starszych chłopaków.
– Nawet mi nie przypominaj… – mruknęła, kręcąc ze zrezygnowaniem głową.
– Oj, ze względu na twojego brata część jest taktowna. W tym ja – dodał rezolutnie.
– O ile pamiętam, Ginny to nie twoja liga, Ig – wytknęła mu rozbawiona Hermiona.
– Kto wie? Może będę chciał się dla niej zmienić? – odbił piłeczkę Black.
– Nie wydurniaj się, Ig – prychnęła Ginny, wychylając się przez Harry’ego, by szturchnąć Ignissa w ramię. Ten jęknął z udawanego bólu, patrząc na nią z uśmiechem. Pokręciła lekko głową, wznosząc oczy do nieba, ale zaraz odwzajemniła gest.
– Kto się do ciebie przystawia, Ginny? – spytał niezadowolony rudzielec.
– Och, jest paru takich… – mruknęła niechętnie.
– Ale spokojnie, dobrze sobie z nimi radzi. Jak mała lwica – zapewnił Black, puszczając dziewczynie oczko.
– Nie powiedziałabym… Już drugi raz odebrałam sobie możliwość wyjścia do Hogsmeade.
– Więc chodź ze mną. Zawsze możesz powiedzieć, że zabrałem cię wbrew twojej woli jak neandertalczyk. – Zaśmiał się na własne porównanie.
– Daj spokój, Ig. Nie będę się tobą wysługiwać. Ani tym bardziej robić z ciebie troglodyty. Jesteś na to za dobry.
– Ale ja nie mam nic przeciwko, serio. I wierz mi, nie zawsze jestem taki grzeczniutki.
– Nie, znaczy nie. I koniec. Ale dzięki za chęci. – Posłała mu wdzięczny uśmiech.
Igniss uniósł ręce do góry, szczerząc się wesoło.
– Zawsze do usług.
– Dalej się nie dowiedziałem, kto do ciebie zarywa… – przypomniał uparcie Ron.
– No ja i paru innych. Problem? Ja go nie widzę. Bo wszystkich pobijam na głowę.
Cała czwórka zaśmiała się krótko na jego uwagę.
– Uwielbiam twoją pewność siebie. – Gin pokręciła głową rozbawiona.
– No wiem – westchnął teatralnie. – Wszyscy uwielbiają moją pewność siebie, nic więcej. – Wydął nieznacznie wargę, udając niepocieszonego. – Nikt mnie nie kocha.
– Chyba powinniśmy się obrazić, wiesz? Właśnie nazwałeś nas nikim. – Hermiona splotła ramiona na piersi i zadarła lekko brodę, udając oburzenie.
– Hermi ma rację, jest wiele osób, dla których sporo znaczysz. – Harry poklepał go przyjacielsko po ramieniu.
– Dobra, koniec tego słodzenia. Ja uciekam na swoje miejsce – zawyrokowała Ginny, podnosząc się z ławki. – Harry, rozważ na spokojnie propozycję i dasz nam odpowiedź, jak się dogadasz ze swoją połówką, okej?
Brunet skinął głową, z zamyśloną miną.
– Hej, mogę o coś spytać? – spytała niepewnie, dotykając ramienia bruneta. – Dobrze się między wami układa? Pokłóciliście się ostatnio albo coś?
Potter spojrzał na nią zdziwiony.
– Myślę, że układa nam się całkiem nieźle – odparł nieco zakłopotany.
Ruda uśmiechnęła się z ulgą.
– W takim razie w porządku. Chcę jeszcze dziś posłać Świstoświnkę, więc daj mi do wieczora odpowiedź, dobrze?
//*//
Kiedy tylko znalazł w miarę ustronne miejsce w jednym z bocznych korytarzy rozpieczętował kopertę i wyjął ozdobną papeterię. Przebiegł wzrokiem po równych zgrabnych literach, blednąc z każdym przeczytanym słowem.
Potem tylko odsunął od siebie list matki, trawiąc powoli napisaną przez nią wiadomość.
Rezydencja przestała być bezpieczna. Coraz więcej Śmierciożerców kręciło się po sprowadzanych z Włoch dywanach. Plugawili siedemnastowieczne meble perłowego salonu. Nie przejmowali się zniszczoną zastawą, którą rozbijali o ściany w ramach zabijania nudy. Sprowadzali do lochów młode kobiety, które wykorzystywali przy melodii ich krzyków.
Zacisnął bezwiednie pięści, zgniatając papier, kiedy uderzyła w niego pewna myśl. Jak matka sobie z tym radziła? Czy jest przez nich dobrze (o ile takie słowo istnieje w ich słowniku) traktowana? Co prawda, jest żoną Lucjusza i z tego względu powinna zostać nietykalna. Jednak każdy wiedział, że ojciec ignorował poczynania swej partnerki życia. Matka mogła wyjeżdżać – kiedy chciała – do Londynu czy Paryża. Ale tak było wcześniej… Od ostatnich wakacji Narcyza praktycznie nie opuszczała murów rezydencji.
Więc było prawdopodobieństwo, że musiała znosić bezwstydne komentarze żałosnych, choć wysoko postawionych Śmierciożerców. Albo jak najczęściej próbowała przesiadywać w miejscach, które nie były tak chętnie odwiedzane.
No i jeszcze jakby tego było mało – wizyta dziadka. Czemu akurat teraz chciał przyjechać? Czy nie zdawał sobie sprawy z tego, jakie to było niebezpieczne?!
Sięgnął do kieszeni po komórkę i zamarł w tej samej chwili. Uświadomił sobie, co próbował zrobić… Zadzwonić do Harry’ego i spytać go o radę w tej kwestii.
Pokręcił gwałtownie głową.
Świrował.
Trzeba zmienić taktykę.
Zamiast zadzwonić, napisał wiadomość do Gryfona.
“Zmiana planów. Musimy odwołać nasze spotkanie. Niedługo będę wracał do rezydencji. Mój dziadek zapowiedział nam swoją wizytę i muszę być tam obecny.”
“Wynagrodzę Ci to… jak tylko sobie zażyczysz.” dodał w kolejnej wiadomości. Aby tylko załagodzić sytuację i by Harry przypadkiem go nie przejrzał.
//*//
– Ig, jak myślisz, co powinienem zrobić z tym zaproszeniem? Draco zawsze wracał na święta do domu…
Black rozłożył się na swoim łóżku, trzymając na brzuchu książkę i stukał palcami o twardą okładkę. Twarz skierowaną miał ku Harry’emu, ale nie patrzył wprost na niego, zamyślony.
– Teraz to może być skomplikowane – mruknął po krótkiej chwili. – Sytuacja w Malfoy Manor jest… specyficzna i dość napięta.
– Czy to się wiąże jakoś z tym, że uciekł w wakacje? I z przyjazdem jego dziadka? – spytał cicho, choć byli sami – pozostali chłopcy nie wrócili jeszcze ze śniadania, a do zbiórki przed wyjściem do Hogsmeade było jeszcze trochę czasu.
– Abraxas przyjechał? – Igniss rzucił mu zaskoczone spojrzenie. – Wrócił do Anglii? Teraz?
– Draco tak mi napisał – przytaknął.
– Nie wiedziałem o tym. Ale jeśli jego dziadek przyjechał, to z pewnością nie będzie to cicha wizyta.
– Co masz na myśli? Jest jeszcze gorszy od Lucjusza?
– I tak, i nie. To zależy od tematu rozmowy, że tak powiem. Nigdy nie podniósłby ręki na swoje dziecko, czego nie można powiedzieć o Lucjuszu. – Harry zmarszczył gniewnie brwi. Wciąż doskonale pamiętał scenę z mistrzostw świata, gdy ten psychopata powalił Draco na ziemię i przygniótł go laską. – Ale o tym już wiesz… – dodał, widząc minę przyjaciela.
– Niestety… A w czym jest od niego gorszy?
– Dla niego dobro rodu potrafi być ważniejsze od dobra osób w jego otoczeniu. To on zmusił Lucjusza do poślubienia Narcyzy niespełna dwa lata po ukończeniu szkoły. Nie obchodziło go, że Lucjusz miał wtedy kogoś na boku. Kazał mu zerwać kontakt i stać się odpowiednim spadkobiercą rodu.
– Fanatyzm to chyba cecha obowiązkowa dla głów rodów z długim drzewem genealogicznym – stwierdził z kwaśną miną. – Właśnie. Skoro ojciec Lucjusza żyje, to dlaczego nie mieszka w Malfoy Manor? I czy to nie on powinien być głową rodu? Chyba że to tylko przypadek, że w ostatnich latach nie wspomniano o nim w gazetach, gdy była mowa o Malfoyach?
– Abraxas zrzekł się tytułu głowy rodu jakiś czas po tym, jak urodził się Draco – wyjaśnił spokojnie Igniss. – Kiedy był pewny, że Lucjusz ma zdrowego spadkobiercę. Potem sam zaczął wyjeżdżać w liczne podróże.
– Aż w końcu się na dobre wyprowadził?
– Tak, wybudował dość okazałą rezydencję w Normandii.
– I nie odwiedza zbyt często rodzinnej rezydencji, więc prawdopodobnie coś musiało się stać? – dodał pytająco.
– Czy ja wiem? Zawsze przyjeżdżał nieoczekiwanie. Ostatni raz był na trzynaste urodziny Draco i z tego względu też ściągnęli go do domu. Jeszcze wcześniej przybył na święta, kiedy mieliśmy po dziesięć lat. Więc nigdy nie było wiadomo, kiedy dziadek znowu zawita w rezydencji.
– Ale zawsze były to jakieś okazje – urodziny, święta. A teraz? Któreś z rodziców Draco ma urodziny? – drążył. – Czy może raczej dowiedział się o “specyficznej i dość napiętej” sytuacji w jego rodzinnym domu?
– Nie, nie mają urodzin. Narcyza jest z lutego, a Lucjusz z sierpnia. Więc nie wiem w sumie, czemu teraz przyjechał. – Black odwrócił wzrok zamyślony. Abraxas rzeczywiście nie przyjeżdżał bez powodu. Chyba że na czyjąś prośbę, chociaż też nie zawsze.
Harry zamilkł i spojrzał przez okno na zasnute chmurami niebo.
– Mam złe przeczucia, Ig – wyznał cicho.
– Nic mu się nie stanie, Harry. Lucjusz nie odważy się podnieść na Draco ręki w obecności własnego ojca. – Uśmiechnął się do niego uspokajająco.
– Jesteś pewien? – spojrzał na niego z nadzieją.
– Jestem…
Potter odwzajemnił się bladym uśmiechem.
– Więc pozostaje mi tylko czekać, aż wróci i będę mógł odebrać rekompensatę za odwołaną randkę… A raczej wspólną noc. Aaach! – sapnął, opadając na materac obok przyjaciela. – Wreszcie udało nam się dogadać, a tu coś musiało nam pokrzyżować plany. W dodatku nie mogę się do niego dodzwonić, bo wyłączył telefon…
– Dziwisz się? Akurat tu ojciec z dziadkiem są zgodni. Korzystanie z wynalazków mugoli jest zdradą ich rodziny i magicznego świata.
– Nie, nie dziwię się, ale… przyzwyczaiłem się, że gdy potrzebuję z nim porozmawiać, to mogę to w każdej chwili zrobić. A teraz naprawdę chciałabym z nim porozmawiać. I nie chodzi tylko o święta, żeby nie było… Bo chyba zabrzmiałem jak rozpuszczony dzieciak – rzucił z wymuszonym rozbawieniem. Mimo zapewnień Ignissa, wciąż czuł niepokój. Już wcześniej to podejrzewał, ale teraz nabrał pewności – przez wydarzenia z ostatnich lat zrobił się strasznie przewrażliwiony i podejrzliwy. Jeszcze trochę i zacznie kolekcjonować sprzęty szpiegowskie jak Szalonooki Moody…
– Dasz radę. Wróci najpóźniej jutro wieczorem. Abraxas nigdy specjalnie nie będzie doprowadzał do tego, aby Draco miał jakiekolwiek zaległości.
– Tylko wtedy co mam powiedzieć Ginny? Prosiła, żebym dziś dał jej odpowiedź…
– Jak to co? Przecież byłeś szczęśliwy, słysząc propozycję spędzenia świąt razem z Ginny i jej rodziną.
– Ale jeśli Draco będzie jednak spędzał je w zamku? Chciałbym spędzić je z nim…
– To nie spędzi ich sam, bo ja też tu będę. Zresztą, Harry… To tylko jedne święta. Następne spędzisz tylko z Draco, już ja tego dopilnuje. A potem kolejne i kolejne. – Posłał mu lekki uśmiech.
Potter uśmiechnął się miękko na tę wizję.
– Widzę, że już ci się podoba. No i dodam jeszcze, że najprawdopodobniej Draco będzie musiał wrócić na święta do domu. Jeśli ojciec mu każe, to nie będzie próbować się wymigiwać.
– Nawet wolałabym, żeby nie próbował. Wolę sobie nie wyobrażać, co by mu zrobił, gdyby znów w ten sposób uciekł…
//*//
Draco ledwo przekroczył próg domu, a już został porwany w czyjeś ramiona. Do jego nosa dotarł mocny, charakterystyczny zapach męskich perfum. Dziadek.
Mężczyzna na krótko przytulił wnuka i odsunął się od niego na wyciągnięcie ramion.
– Draco! – zawołał z lekkim uśmiechem, patrząc na chłopaka ciepło. – Aleś ty wyrósł…
– Witaj, dziadku – przywitał się, kiwając mu krótko głową. – Długo się nie widzieliśmy.
– Wiem, wiem. To już będzie prawie półtorej roku, odkąd mnie odwiedziłeś z bratem i z matką.
– Draco, ojcze.
Nastolatek spojrzał przez ramię najstarszego Malfoya na swojego rodziciela. Przywitał się z nim szybko, nie chcąc mu jakoś podpaść.
– O, Lucjusz… Mam nadzieję, że kazałeś przygotować skrzatom to, co lubię.
– Oczy…
– I nie będzie tu tych wszystkich wyjętych spod ciemnej gwiazdy czarodziei – kontynuował mężczyzna, nie przejmując się tym, że praktycznie nie pozwalał dojść Lucjuszowi do słowa. – Chcę zjeść posiłek z moją rodziną i nie mieć przypadkowych gości w salonie.
– Zapewniam, że nikt nie będzie nas nawiedzał – odezwała się Narcyza, wychodząc ze znajdującego się najbliżej wejścia salonu. – Wszystko będzie tak, jak sobie tego zażyczyłeś, drogi ojcze.
– Dobrze. – Kiwnął lekko głową. – I z całym szacunkiem dla ciebie, synowo, ale liczę na to, że twoja szanowna siostra wraz ze swoim mężem nie została wzięta pod uwagę.
Draco zmarszczył nieznacznie brwi. Nigdy wcześniej nie słyszał, aby dziadek był uprzedzony do rodziny matki. A nawet jeśli, to nie wyrażał się o tym głośno przy nim.
– Oczywiście, ojcze – zgodziła się natychmiast kobieta. – Moja siostra obecnie zajmuje się innymi sprawami i nie będzie nam przeszkadzała w posiłku.
– No! Tego się spodziewałem po mojej ulubionej synowej! – Nie wspominając o tym, że jedynej, zauważył w duchu Ślizgon. – Zaradna kobieta – mówił zadowolony, wyciągając rękę w stronę kobiety.
Narcyza, nie czekając nawet chwili, podeszła do teścia, unikając wzroku męża. Pozwoliła objąć się nieznacznie w talii i poprowadzić w stronę ulubionej oranżerii Abraxasa. Lucjusz razem z Draco podążyli za nimi. Nastolatek udawał, że nie widzi niezadowolonego wyrazu twarzy ojca. Ani nie słyszy obraźliwych pomrukiwań pod adresem matki.
//*//
– Co tam, słońce? Dawno nie dzwoniłeś.
Potter momentalnie rozpogodził się, słysząc wesoły szczebiot przyjaciółki.
– Cześć, Amber. Będziesz na święta w Londynie? Bo będę w pobliżu i tak sobie myślałem, że moglibyśmy się spotkać. Przedstawiłbym cię też moim przyjaciołom.
– Poważnie?? Cudnie! Suz też już mi marudzi od dłuższego czasu, że powinnam cię tutaj ściągnąć. Jest przekonana, że twoje włosy znów potrzebują jej opieki.
Zaśmiał się, przeczesując palcami swoją czuprynę.
– W sumie może mieć trochę racji. Choć Draco jeszcze na nie nie narzekał…
– Jeśli ma tak samo kiepskie wyczucie stylu, jak ty, to bym mu nie ufała…
– Masz szczęście, że cię w tym momencie nie słyszy, bo by się obraził… To w końcu jego przytyki doprowadziły mnie do twojego sklepu.
– Och, w takim razie cofam swoje słowa. A właśnie, czy jego też dane mi będzie poznać? Z chęcią zobaczę, kto mi ciebie podkradł.
– Oj, Amber…
– Przecież żartuję, głuptasie. Już mi przeszło, więc zapomnij o tamtym. To jak? Przyjedzie tu z tobą?
– Niestety nie. Spędzam święta z przyjaciółmi, a on wraca do domu.
– Brzmisz, jakby to był koniec świata, a przecież możecie ze sobą spędzać czas codziennie, prawda? To tylko kilkanaście dni i znów będziecie razem.
– To ponad dwa tygodnie… – burknął.
– Ale ty jesteś zachłanny. Czym są dwa tygodnie w obliczu dziesięciu miesięcy? To prawie tyle co nic. Lepiej uważaj, słońce. Jeśli na co dzień przejawiasz taką zachłanność, to możesz zrobić się męczący. Uwierz mi, dobrze wiem, co mówię.
– Wcale nie jestem zachłanny! – prychnął. – Po prostu stwierdziłem, że będę za nim tęsknił…
– Aaach! Nie wytrzymam! Jesteś zbyt uroczy. Kończymy, bo mi poziom cukru we krwi skoczy – zażartowała. – Już nie mogę się doczekać naszego spotkania. Co do dokładnego terminu zgadamy się, jak już tu będziesz. Pa pa, Harry, pozdrów ode mnie przyjaciół i swojego blondaska.
– A ty ode mnie Suzanne. Do zobaczenia.
Schował telefon do kieszeni i spojrzał przez okno. W ciągu paru sekund dobry humor, który wywołała w nim rozmowa z Amber, zniknął. Na zewnątrz było ciemno, bo ciężkie chmury zakryły niebo. Od południa non-stop padało. Przygnębiająca pogoda i chłód korytarza wprawiały Harry’ego w ponury nastrój. Wzdrygnął się, gdy niespodziewanie rozległo się grzmienie. Zbliżała się burza. Po raz już sam nie wiedział który, przed oczami stanęła mu twarz Draco. Zastanawiał się, co takiego mogło być powodem nagłej wizyty jego dziadka i ściągnięcia go do rezydencji, skoro nawet Ig nie spodziewał się takiej sytuacji.
Otulił się mocniej bluzą i ruszył z powrotem ku Wieży, odganiając zmartwienie, które od śniadania napadało go raz za razem. Ostatnim razem ściągnęli go, bo jego matka miała wypadek. Czyżby znów coś jej się stało? Tym razem naprawdę poważnego? A może jego ojcu?
Potrząsnął głową, gdy przez głowę przebiegła mu myśl, że ta ostatnia opcja wcale by go nie zmartwiła. Jakimkolwiek bydlakiem by Lucjusz nie był, to wciąż ojciec Draco. Nie powinien mu źle życzyć.
//*//
Atmosfera między nimi była dość łagodna, jeśli pomijało się humory Lucjusza. Abraxas zagadywał nieustannie Narcyzę i Draco, opowiadał o miejscach, które ostatnio zwiedzał. Wypytywał wnuka o wyniki w nauce i nawet pochwalił go za to, że jego strategia poprowadziła go do zwycięstwa z Krukonami. Pytał również o Ignissa.
Był zaskoczony przebudzeniem jego magii, ale jednocześnie zadowolony, że niedługo będzie mógł się oficjalnie chwalić drugim wnukiem, pod nosem mówiąc bardziej do siebie, że miał nadzieję na wnuczkę. Czego na szczęście Narcyza nie usłyszała.
Jednak po opuszczeniu jadalni zaczęło być zabawniej.
Na samym wstępie natknęli się na mniejszą grupkę Śmierciożerców z Bellatrix na czele. Kobieta chichotała opętańczo, spoglądając na szarpiącą się i płaczącą mugolkę, ciągniętą przez dwóch mężczyzn.
– Co. To. Ma. Znaczyć?! – zagrzmiał drżący od powstrzymywanego gniewu głos Abraxasa. Lestrange odwróciła się na pięcie i wygięła wargi.
– Ojej! – zawołała, robiąc duże oczy i udając zaskoczenie. – Czyż to nie teść mojej kochanej Cyzi? Jeszcze pan żyje? – Zarechotała ze swojego nieudolnego żartu. Nie zrobiła też sobie nic z ostrzegającego syku Lucjusza:
– Uważaj, co mówisz, Lestrange!
– To zadziwiające, że dwie kobiety wychodzące z jednego rodu mogą być tak różne – oznajmił Abraxas, nie dając się sprowokować.
Narcyza wycofała się nieznacznie, nie planując brać udziału w dyskusji. Przezornie złapała syna za nadgarstek i pociągnęła lekko w swoją stronę. Draco posłał jej krótkie spojrzenie, skupiając całą uwagę na odbywającej się potyczce słownej.
– Aaa… – Brunetka machnęła zbywająco ręką. – To dlatego, że moja siostrzyczka jak wierna sunia dała całkowicie wytresować się Lucjuszowi i została oddaną żoną, jakiej ten potrzebuje.
– Bello! – zawołała pani Malfoy, nie spodziewając się po siostrze takich słów.
– Gdybym chociaż skłamała! Jesteś tak uległa Lucjuszowi, że nawet udajesz, że nic nie wiesz o ciągłych igraszkach jego i Draco! – Narcyza aż zachłysnęła się powietrzem, nie wiedząc, jak się wybronić z tego oskarżenia.
Ślizgon z kolei zbladł znacznie. Jak ciotka mogła powiedzieć to tak spokojnie?!
– CO!? – sapnął zdziwiony i spojrzał na synową, szukając w jej pozie odpowiedzi. Którą szybko znalazł. – Pozwalałaś na to!?
– J-ja nie…
– Nawet jeżeli… to co? – odezwał się Lucjusz, rzucając swojemu ojcu kpiące spojrzenie. – To nie twoja sprawa. Nic ci do tego, co robię ze swoim synem.
Abraxas znalazł się przy pierworodnym, wymierzając w niego różdżkę. W gniewie chyba nawet nie zauważył innych skierowanych w jego stronę.
– Ty…! – wysyczał wściekle. – Żeby własne dziecko…
– Żeby on sam…!
– Bello! – krzyknęła wysokim głosem Narcyza. – Przestań!
– Świętoszka się odezwała! Może nie mordujesz jak ja i inni, ale przyczyniasz się do prywatnej tragedii Draco. Ile razy wyjeżdżałaś do Paryża tylko po to, by na to nie patrzeć? Przez to nawet nie mogłaś być świadkiem…
– Beeelllo… – Po pomieszczeniu rozległ się cichy syk, od którego nastolatka przeszły ciarki. Niee! Tylko nie on!
– Panie!
– Mój panie! – Padły słowa z kilku par ust. Oddani słudzy od razu oddali hołd Voldemortowi.
Czarny Pan wyszedł spomiędzy swoich zwolenników, obserwując z pobłażliwym wyrazem postawę Abraxasa.
– W innych okolicznościach nie obchodziłyby mnie kłótnie rodzinne, ale grozisz ważnemu członkowi mojej… organizacji – zacmokał na końcu, a senior rodu obrzucił go gniewnym spojrzeniem.
– Znajdujesz się teraz w rezydencji, która należała do Malfoyów od wieków i póki żyję, ja tu mam najwyższą władzę. Mogę przełknąć i przemilczeć twoją obecność, dopóki nie będziesz wtrącał się w…
– Jak śmiesz grozić naszemu…!? – wyrwał się jakiś mężczyzna, jednak zamilkł na jedno machnięcie swojego pana.
– Dopóki nie wtrącasz się w moje plany, możesz czuć się swobodnie w swoim domu. Nie ukrywam też, że widziałbym cię wśród moich popleczników.
– Jestem na to za stary – odparł mężczyzna. – W takim razie nie będę przeszkadzał twoim planom i opuszczę jeszcze dzisiaj rezydencję. Zabiorę tylko ze sobą synową i wnuka. Oni nie muszą również brać w tym udziału.
– Niestety, nie mogę się na to zgodzić, Abraxasie – odparł Riddle. Ojciec Lucjusza zmrużył oczy, patrząc na niego w napięciu. – Draco jest częścią ważnego przedsięwzięcia. Jego odejście nie wchodzi w grę.
Narcyza rozchyliła usta w szoku. O niczym takim nie słyszała. Jakie przedsięwzięcie?!
– Nie odejdę stąd bez mojego wnuka – powiedział twardo mężczyzna. – Wybierz sobie innego Śmierciożercę na jeden z pionków twojego planu.
– To też nie wchodzi w grę. To już drugi raz, jak próbujesz zabrać mi moją własność i jednocześnie się mi sprzeciwiasz, czego nie mogę tolerować.
– I nikt z nas nie ma takiego zamiaru – dodała Bellatrix, celując prosto w pierś starca i wręcz nucąc: – Avada Kedavra!
Draco jak w zwolnionym tempie obserwował zieloną wiązkę światła lecącą w stronę dziadka i wnikającą w jego ciało. Abraxas jęknął słabo, zaskoczony takim zwrotem akcji i padł martwy u stóp Narcyzy i Draco.
Lucjusz krzyknął urywanie, wyrywając się w stronę szwagierki, która zaczęła śmiać się opętańczo. Impet z jakim na nią wpadł, pozbawiła obojga równowagi, jednak to nie ostudziło zapału mężczyzny. Złapał Bellę za włosy i uderzył kilkukrotnie jej głową o ziemię, zanim nie został pochwycony i odsunięty od kobiety.
Narcyza z kolei znalazła się przy roztrzęsionym synu, przytulając go do siebie tak, że twarz Draco wciśnięta była w zagłębienie szyi. Próbowała zrobić wszystko, byle tylko chłopak nie musiał patrzeć na martwe oczy Abraxasa.
– Ty suko! – krzyknął Lucjusz. – Jak śmiałaś!? Zabiję cię, szmato!
– A czy ty, Narcyzo, masz jakieś zażalenia? – Voldemort spojrzał na kobietę, która natychmiast pokręciła przecząco głową. Uśmiechnął się zadowolony. – A więc dobrze. Nie martw się, Lucjuszu. Śmierć twojego ojca nie pójdzie na marne. Już nawet mam pomysł, jak to rozegramy. Ale najpierw. Wstań, Narcyzo. Odsuń się od Draco.
Powoli, sztywno odsunęła od siebie syna i stanęła prosto przed najpotężniejszym czarnoksiężnikiem ostatnich lat. Po policzkach spłynęły pojedyncze łzy. Najprawdopodobniej zaraz podzieli los teścia. Czarny Pan zrobi to pewnie dla przestrogi dla Draco. By go bardziej zastraszyć.
Zacisnęła bezwiednie palce u rąk. Bała się śmierci, prawda. Ale nie chciała pokazać się synowi jako ta słaba. Nie teraz.
A gdyby tylko miała szansę… Inaczej by potraktowała Draco. I wynagrodziła mu te wszystkie lata, kiedy nie zajmowała się nim tak, jak przystało na matkę. Ale już jest na to za późno. Czarny Pan wyciągnął różdżkę i zaraz wypowie te dwa słowa.
Jednak nie wypowiedział dwóch. Wypowiedział jedno:
Crucccccio…
~*~

2 komentarze:

  1. Wreszcie znalazłam trochę czasu by naskrobać komentarz :) Jak zawsze świetny rozdział. Myślałam, że bardziej będzie mi przeszkadzała narracja 3-osobowa skoro przyzwyczaiłam się do 1-osobowej, ale na szczęście nie sprawiło mi to problemu. Może dlatego, że 60 była tak ciekawa :D
    Jeśli chodzi o fabułę, to powiem, że dużo się dzieje. Ściągnięcie Draco do posiadłości, zabicie przez gada dziadka blondyna. Przeczuwam, że Voldemort będzie chciał wprowadzić swój plan w życie... :( Do tego zginął ostatni potomek Malfoy, który sprzeciwiał się z taką odwagą Mrocznemu Panu. Cieszę się, że pomiędzy chłopakami dobrze się układa, jednak obawiam się, że teraz po śmierci członka rodziny Draco będzie się inaczej zachowywał i znów się coś popsuje.
    No nic, mam tylko nadzieję, że plan Voldzia nie zostanie odkryty za późno, by Harry z małą pomocą mógł ochroić bliską mu osobę i pokrzyrzować niecne plany Riddle. Czekam na następną część. Życzę czasu i weny na pisanie. Iz

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej,
    och zginął Abrax jako jedyny,  który sprzeciwiał się Voldemortowi, mam nadzieję, że nic się nie popsuje teraz między Harrym, a Draco...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń