piątek, 5 kwietnia 2013

Rozdział 7.5 - Narcyza


~ \\ * // ~

Jest wiele rzeczy, które żałuję. Gdybym tylko postąpiła inaczej w kilku kwestiach z pewnością byłabym całkowicie inną kobietą. Odległość czasu pokazuje mi szczegóły, których wtedy nie dostrzegałam ogarnięta danymi emocjami. Zapewne gdybym tylko potrafiła dojrzeć to już wtedy, nie dopuściłabym do tamtych sytuacji.
Mój kuzyn po wydziedziczeniu z rodziny wydawał się być o wiele szczęśliwszą osobą. Mimo naprawdę skąpych dochodów, radził sobie idealnie. Mógł przecież liczyć na swoich wiernych przyjaciół, którzy zawsze byli skorzy do pomocy sobie nawzajem.
Ja wtedy musiałam być przy boku jedynego dziedzica rodu Malfoy’ów oraz jego „przyjaciela” półkrwi. Z resztą już wtedy wiedziałam, że nieziemski i wysoki Lucjusz Malfoy za kilka lat stanie się moim mężem. Małżeństwo było aranżowane; do czego tak naprawdę doprowadziła moja szanowna matka – Druella po długiej rozmowie z Abraxasem Malfoy’em. Cóż, skora ona zakochana w nim, nie mogła stać się jego małżonką to chciała zrobić wszystko, aby jedna z jej córek stała się partnerką jego syna. Abraxas, który również darzył jakimś uczuciem moją matkę zgodził się na to szybko; przecież ród Blacków to rodzina czystej krwi z doprawdy dużym rodowodem.
Tak oto jej najmłodsza córeczka wkradła się do rodziny Malfoya Abraxasa.
Nie to, żeby mi to nie odpowiadało. Wręcz przeciwnie; byłam z tego strasznie dumna. Mimo, iż nie chciałam tego pokazywać, byłam skrajnie zakochana w Lucjuszu i gotowa do każdego poświęcenia, jakie wiązało się z byciem u jego boku. Dlatego też musiałam podążać za nim, jak i za moją rodziną.
Musiałam jak inni wyrzec się wpierw mojego kuzyna; którego to przecież w głębi siebie podziwiałam, jak i później (już jakiś czas po skończeniu szkoły i poślubieniu Lucjusza) swojej własnej siostry Andromedy.
Jednak nie powiem; moja ślepa miłość do Lucjusza przysłoniła mi wszystko. Gdybym tylko nie była w nim aż tak zakochana pewnie zastanowiłabym się kilka razy nad tymi dwoma decyzjami.
Tym bardziej po tym jak zrozumiałam, że Lucjusz nie darzy mnie takim uczuciem, jak ja jego. Widziałam jak często wychodził z domu, czasami nie wracając też na noc. Bardzo często odwiedzał wtedy tego Snape’a, który w krótkim czasie okrył się sławą, stając się Mistrzem Eliksirów.
Od zawsze zastanawiało mnie z jakiej racji, Lucjusza zainteresował ten z początku nic nie pozorny chłopak, młodszy od niego o sześć lat. Myślę jednak, że później dostrzegłam w nim to, co mój mąż. Severus miał w sobie ukryty potencjał, który pokazywał podczas swoich dokonań w dziedzinie eliksirów. Jak również muszę przyznać ze ściśniętym gardłem – był na swój sposób bardzo przystojny. Teraz mogłam sobie przypomnieć, że miał kilka adoratorek, które same zdecydowały się na pierwszy ruch, a które ten odsyłał z kwitkiem. Cóż, szczeniak już wtedy był zakochany po uszy. Może tego nie chciał pokazać, ale ja widziałam jak nieśmiało wodził wzrokiem po stole innego domu.
Mimo to, starałam sobie wmawiać, że to tylko chwilowe odrzucenie przez męża. Tym bardziej jak po jakimś czasie zdecydował się, że chce mieć ze mną dziecko. Ochoczo się na to zgodziłam. Przecież maleństwo tylko zacieśniłoby nasze relacje; zmusiłoby Lucjusza do większej obecności w domu. Nie mógłby już opuszczać nas tak często.
Szkoda, że nie pomyślałam, że dziecko w jego mniemaniu miało służyć tylko przedłużeniu ciągłości jego rodu.
Próbowaliśmy dosłownie kilka razy. Po moim pierwszym i jednocześnie ostatnim poronieniu, widziałam jak odsunął się ode mnie. Zapewne był bardzo zawiedziony, że nie mogłam dać mu już wtedy potomka. Wtedy na rok się ode mnie całkowicie odciął. Nasze kontakty uszczupliły się do jedynie pokazywaniu się na jakichś przyjęciach i do krótkich rozmów w innym czasie.
Jednocześnie Lucjusz wstąpił do organizacji, której przewodził Czarny Pan. Z początku sama słyszałam jak podchodził do tego niechętnie, głównie namawiany przez swego dobrego przyjaciela, który powtarzał, że to będzie bardzo owocne w skutkach i że muszą wybrać stronę po której będą stać.
Później po jakimś roku od mojego poronienia pojawił się w mojej sypialni. Delikatny, czuły; uwiódł mnie swoim zachowaniem, a ja oddałam mu się cała. Ta noc zostanie niezapomniana dla mnie. Tym bardziej, że już nigdy się nie powtórzyła.
Największym szczęściem było dla mnie, że udało mi się zajść w ciążę. Dlatego też jak głupia uważałam na wszystko co robię, by tylko w żadnym wypadku nie zagrozić ciąży. Nie chciałam dopuścić, by mojemu przyszłemu dziecku coś się stało. Tym bardziej, gdy po paru dobrych tygodniach, moja ciąża okazała się być mnoga.
Oczywiście pierwszą osobą, która się o tym dowiedziała był Lucjusz. Na wieść o tym był naprawdę w szoku. Pierwszy raz widziałam taki jego wyraz twarzy, odkąd Severus powiedział mu, iż jest głupcem, że stanął po „ciemnej stronie”.
Zapewne te słowa do tej pory odbijają się w głowie Lucjusza, gdy rozmawia ze swoim starym przyjacielem, który odnosi się do niego o wiele ozięblej niż po zakończeniu przez niego szkoły. Tym bardziej jak Lucjusz chwilę później i jego w jakiś sposób starał się zmusić do przystąpienia w szeregi mrocznej organizacji, czego tamten naprawdę nie chciał.
Pamiętam jak później wiele razy wypominał mu, że jest egoistą i patrzy tylko na swoje dobro, nie przejmując się otoczeniem. I w tej kwestii jestem zmuszona przyznać mu całkowitą rację.
Severus mimo młodego wieku wiedział naprawdę dużo. Ja mając wtedy prawie dwadzieścia pięć lat, miałam przy nim często wrażenie, że jestem jeszcze w szkole, gdy on sam jest wykładowcą.
Dlatego też w najbliższym czasie postanowiłam go odwiedzić. Pamiętam jak dziś, że gdy tylko otworzył mi drzwi, wydawał się być jednocześnie zaskoczony, jak i zmieszany. Jednak wpuścił mnie do środka i zaprowadził do dość skromnego salonu.
- Twój mąż jak mniemam nie wie, że gościsz u mnie – zauważył cicho, gdy stawiał na stoliczku kieliszek oraz butelkę mojego ulubionego białego wina.
- Wybacz, ale w stanie w jakim jestem nie mogę pić alkoholu, nawet podwójnie – powiedziałam, znacząco gładząc się po odrobinę odznaczającym się już brzuchu. To też mi przypomniało, iż wcześniej nie informowałam o tym Severusa.
- W takim razie, wybacz mi, że w ogóle proponowałem ci alkohol, Narcyzo. – Wzdrygnęłam się na dźwięk mojego imienia. W jego ustach brzmiało tak dziwnie, miękko. – Pozwól zatem, że przygotuje ci herbaty ziołowej. Bardzo dobrze wpływa na kobiety w ciąży, tym bardziej bliźniaczej.
Wiedziałam, że po moich słowach od razu domyśli się, że noszę pod sercem dwójkę dzieci. Cholerny i jakże inteligentny Książę Półkrwi.
- Nie – zaoponowałam natychmiast, przez co zatrzymał się w pół kroku. Spojrzał na mnie krótko, po czym ze zrezygnowanym westchnięciem usiadł obok mnie na kanapie. – Prawdę mówiąc, przyszłam tu tylko, by cię o coś prosić. – Brunet kiwnął głową, bym mówiła dalej. – Chciałabym, abyś stał się ojcem chrzestnym jednego z moich dzieci. Z racji tego w jakich stosunkach jesteś teraz z Lucju… z moim mężem… – poprawiłam się, widząc jak krzywi się na dźwięk jego imienia. Widocznie musiał być do niego w tej chwili bardzo uprzedzony. – Wypadałoby bardziej, abyś stał się chrzestnym drugiego dziecka.
- Jak widzę, dalej jesteś pod jego despotyzmem. – Spojrzał na mnie, nie ze współczuciem, czego się spodziewałam po takich słowach, lecz ze smutkiem. – Pewnie z czystej złośliwości nie zgodziłbym się na to, gdyby to właśnie twój jakże szanowny małżonek mnie o to prosił. Jednak tobie, Narcyzo nie odmówię. Jestem nawet zaszczycony, że wzięłaś mnie pod uwagę, mam tylko pewną prośbę, czy nawet żądanie. Możesz odebrać to jak wolisz. Nie chcę być ojcem chrzestnym dziedzica, w razie gdybyś miała urodzić wpierw dziewczynkę, a później chłopca. Wiesz, co mam przez to na myśli.
- Tak. Dziękuję ci, Severusie – odparłam cicho, dochodząc do wniosku, że stosownym będzie, gdy w tej chwili się do niego przytulę. – Nawet nie wiesz ile to dla mnie znaczy. – Czułam, jak nieśmiało oddaje mój uścisk. Wtedy też pierwszy raz pomyślałam, że Severus Snape jest nieśmiałą i doprawdy słodką osobą.

~ * ~

Nie miałam żadnych problemów z ciążą do chwili, gdy nie zaczął się szósty miesiąc. Z początku to nie było nic nadzwyczajnego. Po prostu czułam się o wiele bardziej zmęczona niż zazwyczaj. Dlatego też nie zwracałam na to większej uwagi stwierdzając, że to może być spowodowane stresem przed zbliżającym się już coraz większymi krokami terminem porodu. Jednak po latach, dochodzę do wniosku, że byłam w błędzie.
Moje osłabnięcia były niczym w porównaniu do bólów głowy, jakie zaczęły mnie nachodzić co kilka dni. Czułam przy tym, że nie mogę normalnie funkcjonować, dlatego też z obawy o moich synów – lekarze zrobili mi stosowne badania, dzięki czemu mogłam poinformować Severusa, że będzie chrzestnym mojego młodszego syna – nie chciałam wychodzić z łóżka. Do tego jeszcze doszły bóle brzucha, które narastały z każdym dniem. Czułam jakbym miała zaraz zostać pochłonięta przez odmęty piekielne. Jakby te wszystkie diabły chciały pokazać mi, co mnie czeka.
Lucjusz oczywiście od razu zauważył moje dziwne zachowanie. Wcześniej chciałam każdą jego wolną chwilę wypełnić sobą i naszymi dziećmi, które jeszcze nosiłam. Dlatego też nie musiało długo minąć, żeby pojawił się w mojej sypialni.
- Jak się czujesz, Narcyzo? – spytał mnie, gdy ja leżałam osłabiona i coraz bardziej zwijająca się z bólu. Nie chciałam jednak pokazać, że jest ze mną tak źle jak się czułam. Chciałam pokazać mu, że jestem silną kobietą, idealną na pozycji pani Malfoy.
Jakże wtedy głupia byłam, że z takich pobudek narażałam swoje dzieci.
- To tylko chwilowe osłabienie organizmu. Moja skrzatka przyniesie mi zaraz herbatę ziołową – odparłam, krzywiąc się, gdy tylko usłyszałam, jak strasznie brzmiał wtedy mój głos.
- Wolałbym jednak, żeby zobaczył cię lekarz – zawyrokował, prostując się. – Nie chcę, aby twoje lekceważenie najdrobniejszych rzeczy, odbiło się na zdrowiu moich synów. Tym bardziej, gdy za pierwszym razem przez twoją nieuwagę straciłaś pierwsze dziecko. Najlepiej będzie, gdy lekarz zobaczy cię jeszcze dziś. – Po czym, w widocznie złym nastroju opuścił moją sypialnię, zostawiając mnie samą w bólu i upokorzeniu.

~ * ~

Lekarz mimo później pory przybył do rezydencji, by dojrzeć w jakim jestem stanie. Zapewne pieniądze mojego męża, oraz jego pozycja miały tu decydujący wpływ.
Jego mina podczas badania, wyraźnie sugerowała, że coś jest nie tak, dlatego denerwowałam się niesłychanie na jego werdykt. Tym bardziej jak widziałam uważny wzrok Lucjusza wbity w doktora, gdy stał przy oknie, stamtąd obserwując.
- Jest pani w dwudziestym dziewiątym tygodniu ciąży, zgadza się? – kiwnęłam głową mimo, iż zapewne było to pytanie retoryczne. – Hmm… Początek siódmego miesiąca. To nawet dobrze się w takim razie składa. – Mruczał jeszcze do siebie coś pod nosem, a mi aż zrobiło się słabo. Gdzieś kołatała mi się myśl, której za nic w świecie nie chciałam dopuścić do świadomości.
- Co przez to sugerujesz? – odezwał się mój mąż, patrząc na lekarza zimnymi, szarymi oczyma.
- Żeby jak najprędzej przenieść pana małżonkę do szpitala i wywołać poród… najlepszym wyborem byłoby cesarskie cięcie, jednak biorąc pod uwagę klasę pana żo..
- Więc na co czekasz? – Lucjusz odepchnął się od ściany, podchodząc do mnie i praktycznie siłą zmuszając mnie do wstania. – Na stoliku nocnym leży świstoklik – poinformował go, czekając, aż ten go złapie i podejdzie do nas. Już po chwili mieliśmy się znaleźć w miejscu przeznaczenia.

~ * ~

- Aaaaghhhh….! Ja już nieeee uuuugh…! Moooooooogę więceeeej!
Nie wiem co wcześniej o tym myślałam, ale teraz wiem, że poród jest największym koszmarem każdej kobiety w ciąży. Ze względu na to, że stan moich synów z niewiadomego dla lekarzy powodu stał się krytyczny, musieli wywołać poród, nie podając mi do tego żadnych środków znieczulających.
Światła wirowały mi niebezpiecznie nad głową, gdy ja sama wierzgałam nią, by tylko tak jakoś chociaż odrobinę zapomnieć o bólu. Pielęgniarki co rusz powtarzały jedna przed drugą, żebym pamiętała o głębokich wdechach i wydechach. Ale jak ja mogłam spokojnie się do tego dostosować, gdy czułam taki ogromny ból!?
W końcu jednak nastała chwilowa ulga.
- To chłopiec. Silny, zdrowy chłopiec – zawiadomiła mnie pielęgniarka, obmywając szybko płaczącego głośno noworodka i obwijając go w kocyk. – Tyle krzyku, jakby miało się palić… – dodała żartobliwie, podając go swojej koleżance po fachu, która przez szybę pokazała go Lucjuszowi, po czym włożyła go do inkubatora. Rutynowe zajęcie z wcześniakami.
- Igniss… – szepnęłam jeszcze, nim przyszły kolejne fale skurczy i bólu. Z moim drugim synem jednak miałam najwięcej kłopotów.  Nie dość, że ułożył się pośladkowo, co lekarz zaraz zmienił, to jeszcze byłam już zbyt zmęczona, by dobrze przeć. Nie miałam siły.
- Proszę się postarać. W innym wypadku pani drugie dziecko może się udusić – jęknęła wystraszona pielęgniarka; zapewne dopiero się uczyła. Może było to nieumyślne z jej strony, jednak myśl, że mój drugi syn może nie przeżyć, a co za tym idzie Severus nie będzie jego ojcem chrzestnym, dodała mi sił. Jednak co z tego, jak zaraz po tym mój drugi synek przyszedł na świat nie wydając z siebie żadnego dźwięku.
- Nie oddycha! – pisnęła inna pielęgniarka, a ja miałam wrażenie, że spadam. W otchłań bólu i cierpienia. On nie może umrzeć!
- Ratujcie mojego syna! Ratujcie Dracona!
Nie wiem co się działo później. Zaraz po moim słowach, zrobiło mi się ciemno przed oczami i najwidoczniej straciłam przytomność.

~ * ~

Gdy tylko się obudziłam, lekarka pilnująca mój stan oznajmiła mi, że od końca porodu minęło zaledwie kilka godzin.
- Co z moimi synami? Co się stało z Draconem? – spytałam ją zaraz. Bałam się o niego. Przecież on był taki malutki, jeszcze nikomu niczym nie zawinił. Musiał dorosnąć, musiał poznać swojego chrzestnego, zapraszać go do siebie.
- Z Draconem jest dobrze. Był to chwilowy bezdech. Teraz co prawda woleliśmy, by jeszcze oddychał z pomocą respiratora. Jednak za parę dni, wszystko powinno być dobrze. – Pielęgniarka uśmiechnęła się do mnie życzliwie. – Natomiast jeśli chodzi o pani pierworodnego, to mam jedną złą wiadomość. Oczywiście jego życiu nic nie zagraża! – zapewniła zaraz. – Tylko jak pani wie, zawsze robimy jedno dodatkowe badanie każdemu dziecku. Okazało się, że Igniss jest niemagiczny.
- Nie jest magiczny? Jest charłakiem?! – Spojrzałam na nią jak na idiotkę. To nie mogła być prawda! To jakiś zupełnie niesmaczny żart!
- Niestety tak. Bardzo mi przykro.

~ * ~

Wieść o tym to był cios poniżej pasa. Tym bardziej, gdy Lucjusz się o tym dowiedział. Był tak tym wzburzony, że zaraz gdy tylko to usłyszał, oznajmił, że Igniss nie jest dla niego jego synem. To jedno zdanie zniszczyło życie mojego dziecka.
- Nie masz prawa wydziedziczyć go z takiego powodu! – krzyczałam wtedy na niego. On natomiast nic sobie z tego nie robił. Byłam przecież teraz tylko przykutą do łóżka matką niecały dzień po porodzie.
- Ależ mam. Nie pozwolę, aby moim pierworodnym synem było to niemagiczne dziecko. Nie pozwolę też, aby ktokolwiek wiedział, że taka sytuacja miała miejsce – odparł zaraz, patrząc na mnie jakby z dozą odrazy. Już miałam coś odpowiedzieć, gdy do pomieszczenia weszła osoba, której najmniej się spodziewałam.
Severus widząc nasze miny, z pewnością chciał się wpierw wycofać, jednak zaraz widocznie zaniechał swojego pomysłu.
- W rezydencji powiedzieli mi co się stało  – mruknął, podchodząc do mnie bliżej i kładąc skromny bukiet róż na szafce obok. – Dodatkowo twoje krzyki Narcyzo, słychać już od połowy korytarza. Jesteś głośniejsza niż mój chrześniak.
- Co masz na myśli? – spytałam, starając się zignorować spojrzenie mojego męża. Cóż, zapomniałam mu powiedzieć, o moich planach co do wybrania rodziców chrzestnych mojego drugiego syna.
- Draco w stosunku do ciebie jest aniołkiem. I przemilczmy fakt, że w porównaniu do Ignissa jest pod respiratorem. – Severus spojrzał teraz w kierunku blondyna, który wydawał się być jednocześnie zły, z powodu sytuacji Ignissa i niedoinformowania go, co do Severusa, jak i zaintrygowany samą obecnością dwudziestoletniego Mistrza Eliksirów w tym pomieszczeniu. – Cóż, sądzę, że jest sposób, abyś nie okrył się hańbą z powodu niemagicznego dziecka, Lucjuszu.
- Jaki masz pomysł? – mruknął mężczyzna, całą swoją uwagę skupiając na naszym gościu. Ja natomiast obserwowałam, jak Severus podchodzi bliżej ku blondynowi, widocznie mając już jakiś plan, by ocalić mojego syna.
- Zapewne nie zmienię już twojej decyzji, co do wydziedziczenia Ignissa, jednak gdy tak zrobisz, to ludzie i tak się o im dowiedzą. No chyba, że wcześniej pozbawisz go życia… – Aż otworzyłam szerzej oczy ze zdumienia. – Oczywiście, w oficjalnej tylko wersji. Powiedzmy, że twój pierworodny umarł przy porodzie. U martwych dzieci nie da się stwierdzić, czy są magiczne, czy też nie. Dlatego nikt nie będzie się tym interesował. W rzeczywistości Igniss będzie się normalnie wychowywał w domu, chociaż ze świadomością, że to nie on będzie dziedzicem, a jego młodszy brat, Draco.
- Nie pozwolę… – zaczął, jednak Severus zaraz go uciszył, chwytając mocno za poły ubrań i potrząsając nim lekko.
- Zrób to dla swojej żony. Zobacz, ile się wycierpiała, by urodzić ich oboje – warknął, zmuszając Lucjusza do pochylenia się, by mógł spojrzeć mu prosto w oczy. – Nie myślisz, że chociaż tyle mógłbyś dla niej zrobić?
- Niech już będzie – skapitulował w końcu. – Wiesz jednak, że będziesz musiał mi to słono wynagrodzić. To dziecko jest skazą dla mojego rodu.
- Przyjmie przecież panieńskie nazwisko Narcyzy – odparł brunet.
Lucjusz już nic nie odpowiedział, tylko wyszedł z pomieszczenia.
- Dziękuje ci bardzo, Severusie – mruknęłam cicho, obserwując lekko skuloną postawę Snape’a.
- Dla życia twojego syna, będę musiał teraz bezwzględnie przystąpić do służenia Lordowi. Mam nadzieję, że to odpowiednia zapłata. Wychowaj go najlepiej jak umiesz i postaraj się jeszcze, aby Draco nie stał się kopią ojca. Niech Lucjusz nie wpaja mu swoich bajeczek. – Następnie i on wyszedł zostawiając mnie samą.
Szkoda tylko, że przynajmniej do tego nie mogłam się dostosować. Tak bardzo bałam się o Ignissa, jego gnębienie przez ojca, że praktycznie jemu poświęcałam najwięcej uwagi. Dlatego też nie potrafiłam uchronić mojego kochanego syneczka przez zabarwionymi krwią dłońmi jego ojca, oraz Czarnego Pana. Nie udało mi się, a teraz jest już praktycznie za późno by coś z tym zrobić.

4 komentarze:

  1. Podoba mi się taki zdystansowany, jednak uczuciowy Severus.
    Rozdział podobał mi się jednak wolę Draco i Harry'ego w rolach głównych.
    Czekam na dalszy ciąg.
    Plague
    http://kropla-w-swiecie-drarry.blog.pl/

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej,
    aSeverus nie chciał być ojcem chrzestnym dziecica, ale życie jednak inaczej zrobiło, ech Lucjusz już na samym początku Ignisa wydziedziczył...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej,
    biedny Ignis Lucjusz już na samym początku bo wydziedziczył..., Severus nie chciał być ojcem chrzestnym dziecica rodu, a jednak los inaczej to zaplanował...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej,
    wspaniały rozdział, oj biedny Ignis Lucjusz już na samym początku go wydziedziczył..., haha Severus nie chciał być ojcem chrzestnym dziedzica rodu, a jednak los zupełnie inaczej to zaplanował...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń