~*~
Tradycyjnie prawie wypadł z
kominka, krztusząc się popiołem.
– Uch, nie znoszę tego – prychnął,
otrzepując się.
– Też nie cierpię magicznych form
transportu. No, chyba że latający motor. Kochałem tę maszynę.
Brunet poderwał głowę, jednocześnie
celując różdżką w siedzącego na kanapie mężczyznę.
– Kim jesteś?!
– Uo-uo, Harry, spokojnie. –
Syriusz podniósł obronnie ręce. Nie tak sobie wyobrażał ich spotkanie. –
Własnego chrzestnego nie poznajesz?
– Syriusz nie żyje! – warknął.
– Nie można się wielosokować w
martwą osobę. To naprawdę ja.
– Widziałem, jak wpadał za Zasłonę
Śmierci! – Tym razem głos mu lekko zadrżał.
– Zasłona go nie polubiła i wypluła
– oznajmił nowy głos, a jego właściciel pojawił się w przejściu. – To naprawdę
on, Harry.
– Ig? Myślałem, że pojechałeś za
Draco.
– Widzisz? Mówiłem ci, że
jakiekolwiek próby sterowania nim i tak skończą się fiaskiem. Zupełnie jak
James, torujesz mu ścieżkę w prawo, a on i tak pójdzie w lewo.
– Trudno, najwidoczniej tak być
musiało.
– Sterowania mną? O czym on mówi? –
zwrócił się do Ignissa, marszcząc brwi.
– Ech i tak się dowiesz… –
Westchnął zrezygnowany. – Albus powiedział Draco, że jest twoją słabością, że
wasz związek może doprowadzić do tego, że on będzie na pierwszym miejscu.
Dlatego musiał cię od siebie odsunąć. Zaproponowałem mu Obliviate, ale Draco nie był w stanie go na ciebie rzucić…
Przerażało go, że zapomnisz o nim całkowicie. Potem był motyw z odsunięciem cię
od niego, ale co to dało, skoro i tak nie wytrzymał i zaraz padliście znów
sobie w objęcia. Dlatego kazałem mu z tobą zerwać. Miał cię zranić do żywego,
byś go znienawidził i nawet nie myślał o tym, by go ratować z łap ojca i innych
śmierciożerców. Wolał twoją żywą nienawiść
niż martwe zapomnienie. Ot, cała
historia.
Syriusz w kilku krokach znalazł się
przy swoim chrześniaku, obejmując go mocno. Ciche łzy spływały po policzkach
Pottera, wsiąkając w sweter jego chrzestnego.
– Idiota! Tak jakbym potrafił go
znienawidzić! – Znienawidził owszem, ale nie jego… – Zresztą nie zrobiłbym nic,
co by mogło nas narazić. – Ścisnął mocniej mężczyznę. – Już dostałem
wystarczającą nauczkę… – wymamrotał tak, że właściwie tylko Syriusz go
usłyszał.
– To nie była twoja wina.
– Gdybym się nie uparł, by tam iść,
nie byłoby żadnej bitwy.
– Gdybym nie zdecydował się ciebie
odepchnąć, to ty byś tam wpadł. Albo obaj. To był mój wybór, głuptasie. W
dodatku znów tu jestem, prawda? Jest okej.
– Straciłeś kolejny rok.
– Nie straciłem. Przeczekałem. Za
Zasłoną czas nie płynie, to – z tego co on mówił – kiwnął głową w stronę
nastolatka, który udawał, że rozmowa go nie interesuje i czytał w najlepsze
jakąś powieść – przedsionek zaświatów.
– Ig?
– Ja nic nie wiem – mruknął, nie
odrywając wzroku od książki.
– To on tam po mnie wszedł, wariat
jeden. – Odsunął od siebie chrześniaka, pozwalając mu otrzeć mokrą twarz. Łzy
już nie płynęły. Ku uldze Syriusza zniknął też ten przerażający wyraz jego
oczu.
– Nie wiem, jak ci się to udało,
Ig, ale dziękuję. – Uśmiechnął się do przyjaciela, który dopiero po chwili
podniósł na niego wzrok.
– Nie ma za co, Harry. Dla rodziny
wszystko.
– Chodźmy do kuchni. Porozmawiamy
tam na spokojnie. Dyrektor niestety nie dał nam wiele czasu, ale obiecał, że to
nie będzie jedyny raz. I całe szczęście, bo jako niedawny nieboszczyk mam
szlaban na wychodzenie na ulicę w jakiejkolwiek postaci, więc muszę się kisić w
domu, a ten tam drętwiak najwyraźniej już ma mnie dość.
– Ig? Drętwiakiem? – zdziwił się
Harry. – Nie spodziewałem się, że ktokolwiek może go za takiego uznać.
– No widzisz, a tu się okazuje, że
nawet taki starzec! – podniósł głos,
by drugi chłopak na pewno go usłyszał – jak
ja może mieć od niego więcej energii.
//*//
– No i teraz jestem tutaj. Tak więc
nie licząc Ignissa i Smarkerusa, którzy mnie stamtąd wyciągnęli oraz dyrektora,
jesteś jedynym, który wie o moim powrocie. Przynajmniej na razie. Pewnie
niedługo natknę się na jakichś członków Zakonu.
– To w sumie dobrze, że Ig ci
wszystko opowiedział. Przynajmniej nie muszę kombinować, jak streścić rok w
dwie godziny…
– Powiedz mi, Harry, co zamierzasz
zrobić, skoro wiesz już, że to zerwanie z Draco było tylko na pokaz?
– Nie wiem, Syriuszu. Z jednej
strony chciałbym pojechać do niego do Malfoy Manor i zabrać go z tego legowiska
śmierciożerców. Z drugiej, boję się, że jakkolwiek bym tego nie próbował
zrobić, skończy się na tym, że ktoś zginie.
– Harry, prowadzimy wojnę. Ludzie
będą ginęli, śmierć to nieodłączny jej element.
– Tak, ale skoro profesor
Dumbledore i nawet Igniss uważają, że najlepiej będzie pozwolić mu tam być, to
nie chcę się wyrywać i wywoływać własnej małej wojny.
Syriusz ścisnął ramię chrześniaka.
– Widzę, że nie tylko zmężniałeś,
ale też zmądrzałeś. Powiem ci, że na twoim miejscu pewnie nie byłbym w stanie
usiedzieć w miejscu. Nigdy nie potrafiłem i z pewnością nigdy nie będę umiał.
Głupio przyznać, że mój chrześniak się ode mnie rozważniejszy, ale wygląda na
to, że to prawda.
– Jakby to chodziło tylko o mnie i
o Draco, to może bym zaryzykował. Ale wiem, że jeśli zdecydowałbym się po niego
pójść, zaraz znaleźliby się ludzie, którzy pójdą ze mną, czy tego chcę czy nie.
– Czyli co, własne i jego życie
mógłbyś narazić?
Harry zamilkł, zastanawiając się
nad odpowiedzią.
– Nie, jeśli miałbym inne opcje.
Nie chcę, by on zginął, ja także nie mogę zginąć, bo nie mógłbym dłużej przy
nim być.
– Rozumiem więc, że nie zrobisz
teraz nic?
– Przygotuję się do walki z
Voldemortem, jak tylko mogę najlepiej. A gdy już go spotkam, zrobię wszystko,
by go zabić. Jak on zginie, śmierciożercy zostaną wyłapani, a Draco będzie
wreszcie bezpieczny. Do tego czasu obaj musimy jakoś wytrzymać.
//*//
Dumbledore raz jeszcze spojrzał na
stos raportów. Pogładził dłonią brodę, zastanawiając się, czy o niczym nie
zapomniał. Mieli całkiem sporo sojuszników z różnych regionów świata, jego
ludzie naprawdę dobrze się spisali. Ale to wszytko byłoby na nic, gdyby nie
byli w stanie dotrzeć na czas, musiał więc każdej grupie zapewnić świstoklik…
Gdyby tylko wiedział, kiedy Tom planuje zaatakować, byłoby o wiele łatwiej. Ale
w ostatnim czasie najwyraźniej odciął się nawet od swojego wewnętrznego kręgu,
więc nie wiadomo, co dokładnie planuje. Albus miał nadzieję, że jego przeciwnik
nie odkrył jego nowych sojuszników i nie postanowi rozprawić się najpierw z
nimi. To by zajęło sporo czasu, ale Voldemort pokazał ostatnio, że nauczył się
cierpliwości. Choć na szczęście wciąż posiada obsesję na punkcie Harry’ego,
więc możliwe że bardziej niż przechylenie szali zwycięstwa na swoją stronę jego
myśli zaprząta jak najszybsze wykończenie Pottera.
//*//
– Udało się spotkanie? – zagadnął
dyrektor, obserwując uważnie Pottera.
– Mógł mnie pan uprzedzić – odparł
z wyrzutem.
– Nie spodobała ci się
niespodzianka?
– Prawie go przeklnąłem, tak mnie
wystraszył!
– Cóż, faktycznie to mogło być
niespodziewane… To dla mnie nauczka na przyszłość, dziękuję ci za tę uwagę.
Harry nie był w tym momencie
pewien, czy dyrektor mówi to na poważnie, czy sobie z niego kpi. Uznał jednak,
że raczej to pierwsze. Miał taką nadzieję.
– Dyrektorze… Syriusz powiedział
mi, że to nie było jedyne spotkanie, na jakie wyraził pan zgodę.
– Owszem. Możesz jeszcze go
odwiedzić.
– A czy… czy mógłbym zabrać ze sobą
Rona i Hermionę?
– Spodziewałem się tego pytania.
Odpowiedź brzmi tak, ale nie wcześniej niż w przyszły piątek.
– A gdybym chciał go wcześniej sam
odwiedzić?
– Rozumiem, że stęskniłeś się za
nim, ale w tygodniu masz chyba wystarczająco dużo zajęć, by dokładać do tego
jeszcze wycieczki.
– Ja tak, ale Syriusz tam się
zanudzi na śmierć.
– Zapewniam, że towarzystwa mu tam
nie zabraknie.
Harry skinął głową. Był w tej chwili
zbyt przejęty, zbyt skupiony na tym, że chce przekazać dobrą nowinę
przyjaciołom, by kłócić się z dyrektorem. Ostatecznie tydzień minie szybko i
zaraz znowu się zobaczą.
Gdy wyszedł z gabinetu, Albus
pozwolił sobie na ciche westchnienie ulgi. Spotkanie z chrzestnym zdecydowanie
było tym, czego chłopak potrzebował.
//*//
Hermiona
szturchnęła Rona, gdy tylko zauważyła idącego w ich stronę przyjaciela. Gdy
opuszczał ich kilka godzin wcześniej, szedł przygarbiony z pustym wzrokiem
utkwionym w ziemię. Teraz szedł żwawo, głowę miał wysoko uniesioną i patrzył na
nich pewnie. Zupełnie jak przed zniknięciem Draco...
– Aż tak ucieszyło cię spotkanie z
profesorem?
Pokręcił głową i odciągnął ich
najdalej od reszty, jak było to możliwe.
– Nie uwierzycie. Łapa żyje! Ig go
wyciągnął. Nie wiem jak, ale to zrobił. I jeszcze… oni to z Draco zaplanowali.
Ten głupek nie chciał, żebym się głupio narażał i próbował go odbić z rąk
śmierciożerców.
– Stary, powoli. To za dużo
dziwnych informacji...
Harry wziął głęboki wdech i opowiedział
im, co sam się dowiedział.
//*//
Gdy wreszcie znalazł się w
dormitorium, pierwszą rzeczą, jaką zrobił, było odnalezienie pierścienia.
Odetchnął z ulgą, gdy ten znów znalazł się na jego palcu. Tak jakby do tej pory
cały czas odczuwał jego brak. Jeszcze większą ulgę poczuł, gdy kamienie
rozbłysły głębokim morskim kolorem. Tęsknił za nim. To było dość zuchwałe
założenie, ale nie dbał o to. Za kim innym mógłby tęsknić ten głupek?
Nie, nie był głupi. Plan był dobry,
biorąc pod uwagę, jak świetnym legilimentą jest Voldemort. Stając z nim twarzą
w twarz musiał mieć wspomnienie, w którym go porzuca a Harry go zaczyna
nienawidzić. Nie wiadomo, czy na pewno w to uwierzy, ale wystarczy, że będzie
niepewny uczuć Harry’ego. Dzięki temu nie wykorzysta ich tak łatwo, jak to już
dawniej zrobił.
A nawet jeśli spróbuje, to Harry
nie da się sprowokować.
Zacisnął zęby, obserwując krwistą
czerwień strachu, czającą się na obrzeżach pierścienia.
Nie da się sprowokować, bo zrobi
wszystko, żeby uchronić Draco przed krzywdą.
Zacisnął dłoń w pięść i przytulił
ją do piersi.
//*//
Harry
uśmiechał się do niego jak zawsze. Złapał go za rękę i pociągnął, prowadząc
przez jakiś park. Opowiadał różne historie, idąc alejkami. Ich palce cały czas
były splecione ze sobą. Kolejny ciepły uśmiech Harry’ego, od którego robiło mu
się lżej na sercu.
– Gdzie idziemy? – spytał, przysuwając się bardziej do ukochanego
Gryfona. – No powiedz mi, Harry.
– Dowiesz się w swoim czasie – odparł brunet z zadowoleniem, skręcając w
prawo, do mniej uczęszczanej alejki. Podeszli do rozłożonego pod wierzbą
płaczącą koca i usiedli na nim z westchnieniem. Obok stał koszyk z jedzeniem i
butelką ulubionego wina Draco.
– Harry, to jest cudowne – mruknął, przysuwając się do swojego chłopaka i
całując go miękko w usta. – Kocham cię – dodał z uczuciem i wszystko nagle było
na swoim miejscu. Wreszcie przyznał, co do niego naprawdę czuje.
– Ta… – odparł Potter ponuro i odepchnął od siebie nieznacznie Ślizgona.
Malfoy z zaskoczeniem patrzył, jak twarz jego kochanego Gryfiaka wykrzywia się
w odrazie i nienawiści.
Draco
w pierwszym odruchu spojrzał za siebie, szukając zagrożenia. Jednak byli tu
sami. Tylko on i Harry.
To
na niego tak patrzy…?
– Harry, co jest? Czemu tak na mnie patrzysz? Obraziłem cię czymś?
– Swoim jestestwem…
– Słucham? – Spojrzał na niego zdziwiony i krzyknął, kiedy ten złapał go
nagle za gardło. Impet tego ruchu sprawił, że upadł na plecy, co skrzętnie
zostało wykorzystane przez Pottera. Zacisnął mocniej palce na krtani, wyrywając
z ust blondyna paniczne charczenie.
Złapał
za nadgarstki, próbując ściągnąć z siebie duszące ręce, ale nie był w stanie.
Do tego brak oddechu wyciskał z niego siły, jak z wyciskanej gąbki wodę.
Pochylił
się ku Draco, kiedy ten już prawie się nie bronił i przysunął usta do ucha
chłopaka.
– Byłoby lepiej, gdybyś zniknął…
Blondyn zerwał się do siadu,
oddychając ciężko. Przycisnął dłonie do swojej szyi, badając ją opuszkami
palców. Jakby w ten sposób mógł jednoznacznie sprecyzować, czy jeszcze żyje.
Krzyknął cicho, wzdrygając się,
kiedy czyjaś dłoń spoczęła na jego ramieniu.
– Spokojnie, Draco… To tylko ja –
szepnęła Vera, uspokajającym tonem. – Miałeś zły sen. Nic ci nie zag..ugh! –
sapnęła, kiedy Draco odwrócił się nagle i wtulił w nią.
Odkąd przybyła do Malfoy Manor jako
tarcza Draco, chłopak ani razu nie próbował mieć z nią bliższego kontaktu. A
przynajmniej kiedy byli sami w zaciszu sypialni blondyna. Sprawa całkowicie
inaczej się miała, kiedy z niego wychodzili. Blondyn przytulał się do niej,
wodził dłońmi po jej boku i pobliskich rejonach ciała. Często ją całował.
Szczególnie, kiedy mieli widownię.
Jednak tu, kiedy byli tylko oni,
dotykał jej wtedy, kiedy musiał. Jak chociażby wtedy, kiedy na jej prośbę,
posmarował jej łopatki kremem nawilżającym. Jednak czując na sobie jego drżące
dłonie, więcej już o to nie poprosiła.
Spanie z kolei wyglądało tak, że
każde z nich leżało po jednej stronie łóżka, zostawiając na środku tyle
miejsca, że spokojnie zmieściłaby się tam jeszcze jedna osoba i miała dużo
swobody.
To był pierwszy raz, kiedy szukał
jej bliskości.
Co nie znaczyło, że nie zamierzała
mu jej dać. W końcu była jego tarczą, czyż nie?
//*//
Ron przytrzymał przyjaciela za
ramię, gdy ten wypadł z kominka. Odsunęli się kawałek, robiąc miejsce
Hermionie.
Syriusz podniósł się z kanapy a w
ślad za nim zrobiła to też Narcyza, choć została bardziej z tyłu.
– Mam nadzieję, że tym razem
dyrektor dał nam więcej czasu niż ostatnio. – Uściskał krótko chrześniaka.
– O całą godzinę. – Harry wzruszył
ramionami z niezadowoloną miną. Narcyza wcale się starszemu czarodziejowi nie
dziwiła. Z dnia na dzień robiło się coraz bardziej niebezpiecznie.
– Och, mniejsza o ilość godzin!
Dobrze cię widzieć, Syriuszu!
– Was też, Hermiono, Ronie… A teraz
dopełniając formalności, Narcyzo, poznaj dzieciaki. Dzieciaki, poznajcie
Narcyzę.
Nastolatkowie spoglądali z
zakłopotaniem to na niego to na nią.
– To było tak bardzo w twoim stylu,
Syriuszu – mruknęła kobieta, podchodząc do nich bliżej.
– Oni wiedzą kim jesteś, ty wiesz,
kim oni są, więc nie ma potrzeby zbytnio się nad tym rozczulać.
– Skoro taka jest twoja decyzja…
Nie traćmy czasu i siadajmy. Stworek dosłownie chwilę temu przygotował coś na
ząb, a za moment poda nam herbatę.
– A gdzie Ig? – zagadnął Harry.
– Wczoraj wieczorem wyszedł załatwić
kilka spraw dla dyrektora. Z pewnością zajmie mu to z trzy, cztery dni –
mruknęła kobieta, kilkoma machnięciami różdżki rozlewając herbatę do filiżanek.
– Prosił, abym przeprosiła was w jego imieniu.
– Szkoda. Liczyłam, że uda mi się z
nim porozmawiać.
– Chciałaś chyba powiedzieć “mu
nagadać” – dogryzł jej Ron.
– Mam prawo być zła.
– Zostaw mu list, jak tak ci się
spieszy.
– Poczekam aż spotkamy się twarzą w
twarz. Chyba że będzie mnie unikał, to wyślę mu wyjca.
– Aż tak? – Syriusz spojrzał na nią
zaciekawiony. Czyżby Ariam nie tylko jemu tak działał na nerwy?
– Nawet Harry mu wybaczył ten
przekręt, nie możesz też odpuścić?
– To tak, Ron. Jestem zła o coś, co
odstawił przed odejściem.
– Niech zgadnę zabrał ci sprzed
nosa książkę, która chciałaś wypożyczyć. To zrozumiałe, że jesteś zła, to
zbrodnia jeśli nie najwyższego to z pewnością średniego kalibru…
Hermiona mimo woli zaśmiała się
lekko.
– Nie, Ron. Wszystkie interesujące
mnie pozycje na szczęście zdążyłam przeczytać przed jego przybyciem. Zrobił
coś... wredniejszego. I oczekuję, że się wytłumaczy.
– Czyżby…
– Wybacz, Syriuszu, ale nic więcej
nie powiem. Dopóki sam nie wyjaśni swojego zachowania, nie chcę o tym rozmyślać
ani tym bardziej rozmawiać z innymi.
– W takim razie może następnym
razem uda ci się go złapać. Postaramy się go tutaj zatrzymać na czas waszej
kolejnej wizyty.
– O ile dyrektor się zgodzi. Jak z
nim wczoraj rozmawiałam, to brzmiał trochę tak, jakby nie przewidywał już
więcej naszych wyjść.
– O czym z nim rozmawiałaś?
– Chciałam wyprosić nowe pozwolenie
na korzystanie z działu ksiąg zakazanych. Widziałam tam wiele ciekawych
pozycji, które chętnie bym przejrzała, ale wcześniej zwyczajnie nie miałam a to
wystarczająco czasu… Stwierdził, że zbliża się bardzo pracowity czas, więc
powinniśmy skupić się na tym co najistotniejsze.
– Czyli to stąd wniosek, że zawiesi
nasze wizyty – odgadł Harry.
– Spodziewamy się, że w ciągu
najbliższych tygodni Voldemort wykona ruch, więc to faktycznie nienajlepszy
czas na podróżowanie.
– Więc o to chodzi… – mruknęła,
czując jak włoski jeżą jej się na karku. Cóż spodziewali się, że coś zacznie
się dziać, ale że w najbliższych tygodniach…
Pytanie Rona wytrąciło ją z ponurej
zadumy:
– I co? Liczyłaś na to, że może
Igowi uda się zdobyć pozwolenie na wypożyczenie książek czy co?
– Och, skończyłbyś już z tymi
książkami. – Wywróciła oczami, choć kąciki jej ust uniosły się delikatnie. –
Pomijając tamtą sprawę, po prostu miło by było znów z nim porozmawiać, okej?
– Jeśli wpadł ci w oko, to mam dla
ciebie złe wieści, Hermiono – rzucił zaczepnie Syriusz.
– Nie wpadł. I doskonale wiem, że
jest w związku. Po prostu lubię z nim rozmawiać.
– Igniss ma chłopaka? – spytała z
zaskoczeniem pani Malfoy.
– Spotyka się z moim bratem. Jakoś
od początku roku.
– W szkole ciągle siedział z nosem
w telefonie i wymieniał z nim wiadomości albo rozmawiał. – Dorzuciła od siebie
Hermiona. – Pewnie wydaje fortunę na połączenia międzypaństwowe.
– Nie widziałam go ani razu z
telefonem w rękach – przyznała Narcyza, spoglądając na Syriusza, licząc na to,
że potwierdzi jej słowa.
– Jak się wybudziłem, to
praktycznie cały czas ze sobą pisali. Robił to tak ostentacyjnie, żebym dał mu
spokój… ale ostatecznie przekonałem go, by odpuścił. Pewnie teraz kontaktuje
się z nim tylko gdy jest sam.
– Albo po prostu Charlie pracuje i
nie ma czasu z nim gadać. To by było dość typowe.
– Nie wiem jak on tak może…
– Ty, Harry, to akurat się nie
odzywaj. – Ron spojrzał na przyjaciela z rozbawieniem. – Wy przesadzaliście w
drugą stronę.
– Podasz przykład? – spytała z
zaciekawieniem pani Malfoy.
– Mamy zajęcia ze Ślizgonami.
Powiedzmy OPCM. Nie dość, że ćwiczą razem, to po zajęciach jeszcze ze sobą
piszą, już właściwie do końca dnia. Poza posiłkami, które spędzają wspólnie
albo przy naszym, albo przy ślizgońskim stole. Ach, no i oczywiście Harry
rzadko sypia w swoim dormitorium… Sypiał – poprawił się.
– Spędzałeś noce z Draco? – Tym
razem bezpośrednio zwróciła się do Harry’ego.
– Większość. Podał mi nawet hasło,
żeby nie musiał po mnie wychodzić. Wygodniś – stwierdził z delikatnym
uśmiechem.
– Musiał ci naprawdę ufać, skoro ci
je podał. To żaden przejaw wygodnictwa.
– Nie wątpię w to, że mi ufał, ale
akurat w tym przypadku nie byłbym taki pewny, co mocniej nim kierowało.
– Jestem pewna, że czekanie na
ciebie w pokoju, a odbieranie cię sprzed pokoju wspólnego cieszyło go równie
mocno. W końcu oba te warianty prowadziły do waszego spotkania.
– Pomijając sytuacje, gdy kazał mi
iść do siebie, żebym tam na niego czekał, to pewnie ma pani rację.
– Miło jest wracać do siebie ze
świadomością, że ktoś na ciebie czeka, mój drogi.
– Skoro tak to widzisz, to może od
dzisiaj zamiast w salonie będziemy pić u ciebie? Pomyśl jakie to byłoby miłe –
wracasz zrelaksowana po kąpieli do pokoju, a tam twój ukochany kuzyn czekający
na ciebie z lampką ulubionego wina.
– Urwi… Syriuszu! – fuknęła z
zażenowaniem. Mężczyzna uśmiechnął się szeroko.
– O co chodzi? Skoro już musimy
tutaj siedzieć jak kanarki w klatce, to powinniśmy spędzać ten czas tak miło,
jak tylko się da. Nie zgodzisz się ze mną, moja droga? – Tym razem postarał
się, by uśmiech był bardziej czarujący.
– …uważasz, że nie spędzamy wystarczająco
miło czasu? – Posłała mu zranione spojrzenie.
– Proszę cię, Cyziu… – Ron aż
otworzył szerzej oczy, słysząc to określenie. Wymienił spojrzenie z siedzącą
obok Hermioną. – Każda spędzona z tobą chwila to dla mnie prawdziwa rozkosz,
nie powinnaś mieć co do tego wątpliwości. Powinnaś być już świadoma, że
zajmujesz specjalne miejsce w moim sercu i sama twoja obecność wystarcza mi do
szczęścia.
Serce Narcyzy zatłukło w piersi,
kiedy ona sama poczuła gorąco uderzające w twarz. Odchrząknęła z zakłopotaniem,
nie mając pojęcia, co powinna odpowiedzieć w tej sytuacji.
Syriusz zaczesał palcami włosy w
tył, z zadowoleniem wypisanym na twarzy.
– Rozumiem Narcyzę, ale czemu wasza
dwójka też wygląda na zawstydzonych? – zagadnął Syriusz, patrząc na Rona i
Hermionę.
– Zabrzmiałeś potwornie
flirciarsko.
Syriusz szczeknął śmiechem.
– Od razu strasznie… Jesteś
naprawdę surowa, Hermiono. Harry’ego jakoś to nie ruszyło.
Brunet dopiero teraz się lekko
zakłopotał. Czy to było takie dziwne, że go nie ruszył ten tekst?
– Ja eee… Po prostu znam to
uczucie?
Syriusz uśmiechnął się do niego,
jakby właśnie wymienili się jakąś tajną informacją.
Hej,
OdpowiedzUsuńz małym opóźnieniem, ale na brak internetu nic się nie poradzi...
o tak to jak Harry wypadł z kominka, a tam Syriusz to było po prostu boskie... zastanawiam się czy podobna była reakcja pozostałych członków zakonu (przynajmniej ci co pojawili się w kwaterze)... cieszę się, że Harry zmężniał, dorosł już nie podejmuje pochodnych decyzji... a ten sen Draco bardzo mnie przeraził...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Monika
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, Harry wypada z kominka, a tam Syriusz zastanawiam się czy podobna była reakcja pozostałych członków zakonu (przynajmniej tych co się pojawili w kwaterze) cieszę się że Harry dorósł już tak pochopnie nie ma zamiaru się rzucać... ale ten sen Draco bardzo mnie przeraził...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia