czwartek, 5 marca 2020

Rozdział 89.


~*~
Tradycyjnie prawie wypadł z kominka, krztusząc się popiołem.
– Uch, nie znoszę tego – prychnął, otrzepując się.
– Też nie cierpię magicznych form transportu. No, chyba że latający motor. Kochałem tę maszynę.
Brunet poderwał głowę, jednocześnie celując różdżką w siedzącego na kanapie mężczyznę.
– Kim jesteś?!
– Uo-uo, Harry, spokojnie. – Syriusz podniósł obronnie ręce. Nie tak sobie wyobrażał ich spotkanie. – Własnego chrzestnego nie poznajesz?
– Syriusz nie żyje! – warknął.
– Nie można się wielosokować w martwą osobę. To naprawdę ja.
– Widziałem, jak wpadał za Zasłonę Śmierci! – Tym razem głos mu lekko zadrżał.
– Zasłona go nie polubiła i wypluła – oznajmił nowy głos, a jego właściciel pojawił się w przejściu. – To naprawdę on, Harry.
– Ig? Myślałem, że pojechałeś za Draco.
– Widzisz? Mówiłem ci, że jakiekolwiek próby sterowania nim i tak skończą się fiaskiem. Zupełnie jak James, torujesz mu ścieżkę w prawo, a on i tak pójdzie w lewo.
– Trudno, najwidoczniej tak być musiało.
– Sterowania mną? O czym on mówi? – zwrócił się do Ignissa, marszcząc brwi.
– Ech i tak się dowiesz… – Westchnął zrezygnowany. – Albus powiedział Draco, że jest twoją słabością, że wasz związek może doprowadzić do tego, że on będzie na pierwszym miejscu. Dlatego musiał cię od siebie odsunąć. Zaproponowałem mu Obliviate, ale Draco nie był w stanie go na ciebie rzucić… Przerażało go, że zapomnisz o nim całkowicie. Potem był motyw z odsunięciem cię od niego, ale co to dało, skoro i tak nie wytrzymał i zaraz padliście znów sobie w objęcia. Dlatego kazałem mu z tobą zerwać. Miał cię zranić do żywego, byś go znienawidził i nawet nie myślał o tym, by go ratować z łap ojca i innych śmierciożerców. Wolał twoją żywą nienawiść niż martwe zapomnienie. Ot, cała historia.
Syriusz w kilku krokach znalazł się przy swoim chrześniaku, obejmując go mocno. Ciche łzy spływały po policzkach Pottera, wsiąkając w sweter jego chrzestnego.
– Idiota! Tak jakbym potrafił go znienawidzić! – Znienawidził owszem, ale nie jego… – Zresztą nie zrobiłbym nic, co by mogło nas narazić. – Ścisnął mocniej mężczyznę. – Już dostałem wystarczającą nauczkę… – wymamrotał tak, że właściwie tylko Syriusz go usłyszał.
– To nie była twoja wina.
– Gdybym się nie uparł, by tam iść, nie byłoby żadnej bitwy.
– Gdybym nie zdecydował się ciebie odepchnąć, to ty byś tam wpadł. Albo obaj. To był mój wybór, głuptasie. W dodatku znów tu jestem, prawda? Jest okej.
– Straciłeś kolejny rok.
– Nie straciłem. Przeczekałem. Za Zasłoną czas nie płynie, to – z tego co on mówił – kiwnął głową w stronę nastolatka, który udawał, że rozmowa go nie interesuje i czytał w najlepsze jakąś powieść – przedsionek zaświatów.
– Ig?
– Ja nic nie wiem – mruknął, nie odrywając wzroku od książki.
– To on tam po mnie wszedł, wariat jeden. – Odsunął od siebie chrześniaka, pozwalając mu otrzeć mokrą twarz. Łzy już nie płynęły. Ku uldze Syriusza zniknął też ten przerażający wyraz jego oczu.
– Nie wiem, jak ci się to udało, Ig, ale dziękuję. – Uśmiechnął się do przyjaciela, który dopiero po chwili podniósł na niego wzrok.
– Nie ma za co, Harry. Dla rodziny wszystko.
– Chodźmy do kuchni. Porozmawiamy tam na spokojnie. Dyrektor niestety nie dał nam wiele czasu, ale obiecał, że to nie będzie jedyny raz. I całe szczęście, bo jako niedawny nieboszczyk mam szlaban na wychodzenie na ulicę w jakiejkolwiek postaci, więc muszę się kisić w domu, a ten tam drętwiak najwyraźniej już ma mnie dość.
– Ig? Drętwiakiem? – zdziwił się Harry. – Nie spodziewałem się, że ktokolwiek może go za takiego uznać.
– No widzisz, a tu się okazuje, że nawet taki starzec! – podniósł głos, by drugi chłopak na pewno go usłyszał – jak ja może mieć od niego więcej energii.
//*//
– No i teraz jestem tutaj. Tak więc nie licząc Ignissa i Smarkerusa, którzy mnie stamtąd wyciągnęli oraz dyrektora, jesteś jedynym, który wie o moim powrocie. Przynajmniej na razie. Pewnie niedługo natknę się na jakichś członków Zakonu.
– To w sumie dobrze, że Ig ci wszystko opowiedział. Przynajmniej nie muszę kombinować, jak streścić rok w dwie godziny…
– Powiedz mi, Harry, co zamierzasz zrobić, skoro wiesz już, że to zerwanie z Draco było tylko na pokaz?
– Nie wiem, Syriuszu. Z jednej strony chciałbym pojechać do niego do Malfoy Manor i zabrać go z tego legowiska śmierciożerców. Z drugiej, boję się, że jakkolwiek bym tego nie próbował zrobić, skończy się na tym, że ktoś zginie.
– Harry, prowadzimy wojnę. Ludzie będą ginęli, śmierć to nieodłączny jej element.
– Tak, ale skoro profesor Dumbledore i nawet Igniss uważają, że najlepiej będzie pozwolić mu tam być, to nie chcę się wyrywać i wywoływać własnej małej wojny.
Syriusz ścisnął ramię chrześniaka.
– Widzę, że nie tylko zmężniałeś, ale też zmądrzałeś. Powiem ci, że na twoim miejscu pewnie nie byłbym w stanie usiedzieć w miejscu. Nigdy nie potrafiłem i z pewnością nigdy nie będę umiał. Głupio przyznać, że mój chrześniak się ode mnie rozważniejszy, ale wygląda na to, że to prawda.
– Jakby to chodziło tylko o mnie i o Draco, to może bym zaryzykował. Ale wiem, że jeśli zdecydowałbym się po niego pójść, zaraz znaleźliby się ludzie, którzy pójdą ze mną, czy tego chcę czy nie.
– Czyli co, własne i jego życie mógłbyś narazić?
Harry zamilkł, zastanawiając się nad odpowiedzią.
– Nie, jeśli miałbym inne opcje. Nie chcę, by on zginął, ja także nie mogę zginąć, bo nie mógłbym dłużej przy nim być.
– Rozumiem więc, że nie zrobisz teraz nic?
– Przygotuję się do walki z Voldemortem, jak tylko mogę najlepiej. A gdy już go spotkam, zrobię wszystko, by go zabić. Jak on zginie, śmierciożercy zostaną wyłapani, a Draco będzie wreszcie bezpieczny. Do tego czasu obaj musimy jakoś wytrzymać.
//*//
Dumbledore raz jeszcze spojrzał na stos raportów. Pogładził dłonią brodę, zastanawiając się, czy o niczym nie zapomniał. Mieli całkiem sporo sojuszników z różnych regionów świata, jego ludzie naprawdę dobrze się spisali. Ale to wszytko byłoby na nic, gdyby nie byli w stanie dotrzeć na czas, musiał więc każdej grupie zapewnić świstoklik… Gdyby tylko wiedział, kiedy Tom planuje zaatakować, byłoby o wiele łatwiej. Ale w ostatnim czasie najwyraźniej odciął się nawet od swojego wewnętrznego kręgu, więc nie wiadomo, co dokładnie planuje. Albus miał nadzieję, że jego przeciwnik nie odkrył jego nowych sojuszników i nie postanowi rozprawić się najpierw z nimi. To by zajęło sporo czasu, ale Voldemort pokazał ostatnio, że nauczył się cierpliwości. Choć na szczęście wciąż posiada obsesję na punkcie Harry’ego, więc możliwe że bardziej niż przechylenie szali zwycięstwa na swoją stronę jego myśli zaprząta jak najszybsze wykończenie Pottera.
//*//
– Udało się spotkanie? – zagadnął dyrektor, obserwując uważnie Pottera.
– Mógł mnie pan uprzedzić – odparł z wyrzutem.
– Nie spodobała ci się niespodzianka?
– Prawie go przeklnąłem, tak mnie wystraszył!
– Cóż, faktycznie to mogło być niespodziewane… To dla mnie nauczka na przyszłość, dziękuję ci za tę uwagę.
Harry nie był w tym momencie pewien, czy dyrektor mówi to na poważnie, czy sobie z niego kpi. Uznał jednak, że raczej to pierwsze. Miał taką nadzieję.
– Dyrektorze… Syriusz powiedział mi, że to nie było jedyne spotkanie, na jakie wyraził pan zgodę.
– Owszem. Możesz jeszcze go odwiedzić.
– A czy… czy mógłbym zabrać ze sobą Rona i Hermionę?
– Spodziewałem się tego pytania. Odpowiedź brzmi tak, ale nie wcześniej niż w przyszły piątek.
– A gdybym chciał go wcześniej sam odwiedzić?
– Rozumiem, że stęskniłeś się za nim, ale w tygodniu masz chyba wystarczająco dużo zajęć, by dokładać do tego jeszcze wycieczki.
– Ja tak, ale Syriusz tam się zanudzi na śmierć.
– Zapewniam, że towarzystwa mu tam nie zabraknie.
Harry skinął głową. Był w tej chwili zbyt przejęty, zbyt skupiony na tym, że chce przekazać dobrą nowinę przyjaciołom, by kłócić się z dyrektorem. Ostatecznie tydzień minie szybko i zaraz znowu się zobaczą.
Gdy wyszedł z gabinetu, Albus pozwolił sobie na ciche westchnienie ulgi. Spotkanie z chrzestnym zdecydowanie było tym, czego chłopak potrzebował.
//*//
Hermiona szturchnęła Rona, gdy tylko zauważyła idącego w ich stronę przyjaciela. Gdy opuszczał ich kilka godzin wcześniej, szedł przygarbiony z pustym wzrokiem utkwionym w ziemię. Teraz szedł żwawo, głowę miał wysoko uniesioną i patrzył na nich pewnie. Zupełnie jak przed zniknięciem Draco...
– Aż tak ucieszyło cię spotkanie z profesorem?
Pokręcił głową i odciągnął ich najdalej od reszty, jak było to możliwe.
– Nie uwierzycie. Łapa żyje! Ig go wyciągnął. Nie wiem jak, ale to zrobił. I jeszcze… oni to z Draco zaplanowali. Ten głupek nie chciał, żebym się głupio narażał i próbował go odbić z rąk śmierciożerców.
– Stary, powoli. To za dużo dziwnych informacji...
Harry wziął głęboki wdech i opowiedział im, co sam się dowiedział.
//*//
Gdy wreszcie znalazł się w dormitorium, pierwszą rzeczą, jaką zrobił, było odnalezienie pierścienia. Odetchnął z ulgą, gdy ten znów znalazł się na jego palcu. Tak jakby do tej pory cały czas odczuwał jego brak. Jeszcze większą ulgę poczuł, gdy kamienie rozbłysły głębokim morskim kolorem. Tęsknił za nim. To było dość zuchwałe założenie, ale nie dbał o to. Za kim innym mógłby tęsknić ten głupek?
Nie, nie był głupi. Plan był dobry, biorąc pod uwagę, jak świetnym legilimentą jest Voldemort. Stając z nim twarzą w twarz musiał mieć wspomnienie, w którym go porzuca a Harry go zaczyna nienawidzić. Nie wiadomo, czy na pewno w to uwierzy, ale wystarczy, że będzie niepewny uczuć Harry’ego. Dzięki temu nie wykorzysta ich tak łatwo, jak to już dawniej zrobił.
A nawet jeśli spróbuje, to Harry nie da się sprowokować.
Zacisnął zęby, obserwując krwistą czerwień strachu, czającą się na obrzeżach pierścienia.
Nie da się sprowokować, bo zrobi wszystko, żeby uchronić Draco przed krzywdą.
Zacisnął dłoń w pięść i przytulił ją do piersi.
//*//
Harry uśmiechał się do niego jak zawsze. Złapał go za rękę i pociągnął, prowadząc przez jakiś park. Opowiadał różne historie, idąc alejkami. Ich palce cały czas były splecione ze sobą. Kolejny ciepły uśmiech Harry’ego, od którego robiło mu się lżej na sercu.
Gdzie idziemy? – spytał, przysuwając się bardziej do ukochanego Gryfona. – No powiedz mi, Harry.
Dowiesz się w swoim czasie – odparł brunet z zadowoleniem, skręcając w prawo, do mniej uczęszczanej alejki. Podeszli do rozłożonego pod wierzbą płaczącą koca i usiedli na nim z westchnieniem. Obok stał koszyk z jedzeniem i butelką ulubionego wina Draco.
Harry, to jest cudowne – mruknął, przysuwając się do swojego chłopaka i całując go miękko w usta. – Kocham cię – dodał z uczuciem i wszystko nagle było na swoim miejscu. Wreszcie przyznał, co do niego naprawdę czuje.
Ta… – odparł Potter ponuro i odepchnął od siebie nieznacznie Ślizgona. Malfoy z zaskoczeniem patrzył, jak twarz jego kochanego Gryfiaka wykrzywia się w odrazie i nienawiści.
Draco w pierwszym odruchu spojrzał za siebie, szukając zagrożenia. Jednak byli tu sami. Tylko on i Harry.
To na niego tak patrzy…?
Harry, co jest? Czemu tak na mnie patrzysz? Obraziłem cię czymś?
Swoim jestestwem…
Słucham? – Spojrzał na niego zdziwiony i krzyknął, kiedy ten złapał go nagle za gardło. Impet tego ruchu sprawił, że upadł na plecy, co skrzętnie zostało wykorzystane przez Pottera. Zacisnął mocniej palce na krtani, wyrywając z ust blondyna paniczne charczenie.
Złapał za nadgarstki, próbując ściągnąć z siebie duszące ręce, ale nie był w stanie. Do tego brak oddechu wyciskał z niego siły, jak z wyciskanej gąbki wodę.
Pochylił się ku Draco, kiedy ten już prawie się nie bronił i przysunął usta do ucha chłopaka.
Byłoby lepiej, gdybyś zniknął…
Blondyn zerwał się do siadu, oddychając ciężko. Przycisnął dłonie do swojej szyi, badając ją opuszkami palców. Jakby w ten sposób mógł jednoznacznie sprecyzować, czy jeszcze żyje.
Krzyknął cicho, wzdrygając się, kiedy czyjaś dłoń spoczęła na jego ramieniu.
– Spokojnie, Draco… To tylko ja – szepnęła Vera, uspokajającym tonem. – Miałeś zły sen. Nic ci nie zag..ugh! – sapnęła, kiedy Draco odwrócił się nagle i wtulił w nią.
Odkąd przybyła do Malfoy Manor jako tarcza Draco, chłopak ani razu nie próbował mieć z nią bliższego kontaktu. A przynajmniej kiedy byli sami w zaciszu sypialni blondyna. Sprawa całkowicie inaczej się miała, kiedy z niego wychodzili. Blondyn przytulał się do niej, wodził dłońmi po jej boku i pobliskich rejonach ciała. Często ją całował. Szczególnie, kiedy mieli widownię.
Jednak tu, kiedy byli tylko oni, dotykał jej wtedy, kiedy musiał. Jak chociażby wtedy, kiedy na jej prośbę, posmarował jej łopatki kremem nawilżającym. Jednak czując na sobie jego drżące dłonie, więcej już o to nie poprosiła.
Spanie z kolei wyglądało tak, że każde z nich leżało po jednej stronie łóżka, zostawiając na środku tyle miejsca, że spokojnie zmieściłaby się tam jeszcze jedna osoba i miała dużo swobody.
To był pierwszy raz, kiedy szukał jej bliskości.
Co nie znaczyło, że nie zamierzała mu jej dać. W końcu była jego tarczą, czyż nie?
//*//
Ron przytrzymał przyjaciela za ramię, gdy ten wypadł z kominka. Odsunęli się kawałek, robiąc miejsce Hermionie.
Syriusz podniósł się z kanapy a w ślad za nim zrobiła to też Narcyza, choć została bardziej z tyłu.
– Mam nadzieję, że tym razem dyrektor dał nam więcej czasu niż ostatnio. – Uściskał krótko chrześniaka.
– O całą godzinę. – Harry wzruszył ramionami z niezadowoloną miną. Narcyza wcale się starszemu czarodziejowi nie dziwiła. Z dnia na dzień robiło się coraz bardziej niebezpiecznie.
– Och, mniejsza o ilość godzin! Dobrze cię widzieć, Syriuszu!
– Was też, Hermiono, Ronie… A teraz dopełniając formalności, Narcyzo, poznaj dzieciaki. Dzieciaki, poznajcie Narcyzę.
Nastolatkowie spoglądali z zakłopotaniem to na niego to na nią.
– To było tak bardzo w twoim stylu, Syriuszu – mruknęła kobieta, podchodząc do nich bliżej.
– Oni wiedzą kim jesteś, ty wiesz, kim oni są, więc nie ma potrzeby zbytnio się nad tym rozczulać.
– Skoro taka jest twoja decyzja… Nie traćmy czasu i siadajmy. Stworek dosłownie chwilę temu przygotował coś na ząb, a za moment poda nam herbatę.
– A gdzie Ig? – zagadnął Harry.
– Wczoraj wieczorem wyszedł załatwić kilka spraw dla dyrektora. Z pewnością zajmie mu to z trzy, cztery dni – mruknęła kobieta, kilkoma machnięciami różdżki rozlewając herbatę do filiżanek. – Prosił, abym przeprosiła was w jego imieniu.
– Szkoda. Liczyłam, że uda mi się z nim porozmawiać.
– Chciałaś chyba powiedzieć “mu nagadać” – dogryzł jej Ron.
– Mam prawo być zła.
– Zostaw mu list, jak tak ci się spieszy.
– Poczekam aż spotkamy się twarzą w twarz. Chyba że będzie mnie unikał, to wyślę mu wyjca.
– Aż tak? – Syriusz spojrzał na nią zaciekawiony. Czyżby Ariam nie tylko jemu tak działał na nerwy?
– Nawet Harry mu wybaczył ten przekręt, nie możesz też odpuścić?
– To tak, Ron. Jestem zła o coś, co odstawił przed odejściem.
– Niech zgadnę zabrał ci sprzed nosa książkę, która chciałaś wypożyczyć. To zrozumiałe, że jesteś zła, to zbrodnia jeśli nie najwyższego to z pewnością średniego kalibru…
Hermiona mimo woli zaśmiała się lekko.
– Nie, Ron. Wszystkie interesujące mnie pozycje na szczęście zdążyłam przeczytać przed jego przybyciem. Zrobił coś... wredniejszego. I oczekuję, że się wytłumaczy.
– Czyżby…
– Wybacz, Syriuszu, ale nic więcej nie powiem. Dopóki sam nie wyjaśni swojego zachowania, nie chcę o tym rozmyślać ani tym bardziej rozmawiać z innymi.
– W takim razie może następnym razem uda ci się go złapać. Postaramy się go tutaj zatrzymać na czas waszej kolejnej wizyty.
– O ile dyrektor się zgodzi. Jak z nim wczoraj rozmawiałam, to brzmiał trochę tak, jakby nie przewidywał już więcej naszych wyjść.
– O czym z nim rozmawiałaś?
– Chciałam wyprosić nowe pozwolenie na korzystanie z działu ksiąg zakazanych. Widziałam tam wiele ciekawych pozycji, które chętnie bym przejrzała, ale wcześniej zwyczajnie nie miałam a to wystarczająco czasu… Stwierdził, że zbliża się bardzo pracowity czas, więc powinniśmy skupić się na tym co najistotniejsze.
– Czyli to stąd wniosek, że zawiesi nasze wizyty – odgadł Harry.
– Spodziewamy się, że w ciągu najbliższych tygodni Voldemort wykona ruch, więc to faktycznie nienajlepszy czas na podróżowanie.
– Więc o to chodzi… – mruknęła, czując jak włoski jeżą jej się na karku. Cóż spodziewali się, że coś zacznie się dziać, ale że w najbliższych tygodniach…
Pytanie Rona wytrąciło ją z ponurej zadumy:
– I co? Liczyłaś na to, że może Igowi uda się zdobyć pozwolenie na wypożyczenie książek czy co?
– Och, skończyłbyś już z tymi książkami. – Wywróciła oczami, choć kąciki jej ust uniosły się delikatnie. – Pomijając tamtą sprawę, po prostu miło by było znów z nim porozmawiać, okej?
– Jeśli wpadł ci w oko, to mam dla ciebie złe wieści, Hermiono – rzucił zaczepnie Syriusz.
– Nie wpadł. I doskonale wiem, że jest w związku. Po prostu lubię z nim rozmawiać.
– Igniss ma chłopaka? – spytała z zaskoczeniem pani Malfoy.
– Spotyka się z moim bratem. Jakoś od początku roku.
– W szkole ciągle siedział z nosem w telefonie i wymieniał z nim wiadomości albo rozmawiał. – Dorzuciła od siebie Hermiona. – Pewnie wydaje fortunę na połączenia międzypaństwowe.
– Nie widziałam go ani razu z telefonem w rękach – przyznała Narcyza, spoglądając na Syriusza, licząc na to, że potwierdzi jej słowa.
– Jak się wybudziłem, to praktycznie cały czas ze sobą pisali. Robił to tak ostentacyjnie, żebym dał mu spokój… ale ostatecznie przekonałem go, by odpuścił. Pewnie teraz kontaktuje się z nim tylko gdy jest sam.
– Albo po prostu Charlie pracuje i nie ma czasu z nim gadać. To by było dość typowe.
– Nie wiem jak on tak może…
– Ty, Harry, to akurat się nie odzywaj. – Ron spojrzał na przyjaciela z rozbawieniem. – Wy przesadzaliście w drugą stronę.
– Podasz przykład? – spytała z zaciekawieniem pani Malfoy.
– Mamy zajęcia ze Ślizgonami. Powiedzmy OPCM. Nie dość, że ćwiczą razem, to po zajęciach jeszcze ze sobą piszą, już właściwie do końca dnia. Poza posiłkami, które spędzają wspólnie albo przy naszym, albo przy ślizgońskim stole. Ach, no i oczywiście Harry rzadko sypia w swoim dormitorium… Sypiał – poprawił się.
– Spędzałeś noce z Draco? – Tym razem bezpośrednio zwróciła się do Harry’ego.
– Większość. Podał mi nawet hasło, żeby nie musiał po mnie wychodzić. Wygodniś – stwierdził z delikatnym uśmiechem.
– Musiał ci naprawdę ufać, skoro ci je podał. To żaden przejaw wygodnictwa.
– Nie wątpię w to, że mi ufał, ale akurat w tym przypadku nie byłbym taki pewny, co mocniej nim kierowało.
– Jestem pewna, że czekanie na ciebie w pokoju, a odbieranie cię sprzed pokoju wspólnego cieszyło go równie mocno. W końcu oba te warianty prowadziły do waszego spotkania.
– Pomijając sytuacje, gdy kazał mi iść do siebie, żebym tam na niego czekał, to pewnie ma pani rację.
– Miło jest wracać do siebie ze świadomością, że ktoś na ciebie czeka, mój drogi.
– Skoro tak to widzisz, to może od dzisiaj zamiast w salonie będziemy pić u ciebie? Pomyśl jakie to byłoby miłe – wracasz zrelaksowana po kąpieli do pokoju, a tam twój ukochany kuzyn czekający na ciebie z lampką ulubionego wina.
– Urwi… Syriuszu! – fuknęła z zażenowaniem. Mężczyzna uśmiechnął się szeroko.
– O co chodzi? Skoro już musimy tutaj siedzieć jak kanarki w klatce, to powinniśmy spędzać ten czas tak miło, jak tylko się da. Nie zgodzisz się ze mną, moja droga? – Tym razem postarał się, by uśmiech był bardziej czarujący.
– …uważasz, że nie spędzamy wystarczająco miło czasu? – Posłała mu zranione spojrzenie.
– Proszę cię, Cyziu… – Ron aż otworzył szerzej oczy, słysząc to określenie. Wymienił spojrzenie z siedzącą obok Hermioną. – Każda spędzona z tobą chwila to dla mnie prawdziwa rozkosz, nie powinnaś mieć co do tego wątpliwości. Powinnaś być już świadoma, że zajmujesz specjalne miejsce w moim sercu i sama twoja obecność wystarcza mi do szczęścia.
Serce Narcyzy zatłukło w piersi, kiedy ona sama poczuła gorąco uderzające w twarz. Odchrząknęła z zakłopotaniem, nie mając pojęcia, co powinna odpowiedzieć w tej sytuacji.
Syriusz zaczesał palcami włosy w tył, z zadowoleniem wypisanym na twarzy.
– Rozumiem Narcyzę, ale czemu wasza dwójka też wygląda na zawstydzonych? – zagadnął Syriusz, patrząc na Rona i Hermionę.
– Zabrzmiałeś potwornie flirciarsko.
Syriusz szczeknął śmiechem.
– Od razu strasznie… Jesteś naprawdę surowa, Hermiono. Harry’ego jakoś to nie ruszyło.
Brunet dopiero teraz się lekko zakłopotał. Czy to było takie dziwne, że go nie ruszył ten tekst?
– Ja eee… Po prostu znam to uczucie?
Syriusz uśmiechnął się do niego, jakby właśnie wymienili się jakąś tajną informacją.
~*~

2 komentarze:

  1. Hej,
    z małym opóźnieniem, ale na brak internetu nic się nie poradzi...
    o tak to jak Harry wypadł z kominka, a tam Syriusz to było po prostu boskie... zastanawiam się czy podobna była reakcja pozostałych członków zakonu (przynajmniej ci co pojawili się w kwaterze)... cieszę się, że Harry zmężniał, dorosł już nie podejmuje pochodnych decyzji... a ten sen Draco bardzo mnie przeraził...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Monika

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejeczka,
    wspaniale, Harry wypada z kominka, a tam Syriusz zastanawiam się czy podobna była reakcja pozostałych członków zakonu (przynajmniej tych co się pojawili w kwaterze) cieszę się że Harry dorósł już tak pochopnie nie ma zamiaru się rzucać... ale ten sen Draco bardzo mnie przeraził...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń