//*//
Narcyzie ledwo udało się ukryć zdziwienie, kiedy młody Potter poprosił
ją o rozmowę bardziej na uboczu. Skorzystali z tego, że w jednym rogu pokoju
stały dwa fotele, będące w sporej odległości od kanap i siedzącej na niej
reszty gości.
Siadając, blondynka zerknęła
na swojego kuzyna, który zajęty już był rozmową z pozostałą dwójką.
– Umm… yyy… ja… eee… –
zaczął nieskładnie i umilkł, zbierając myśli. – Chciałem…
– Spokojnie, Harry. Nie
musisz się tak stresować.
Spojrzał na nią
zaskoczony. Do jego przyjaciół zwracała się bezosobowo, więc zdziwiło go, że
użyła jego imienia. Ale w sumie, tak było lepiej.
– Jakoś od października
spotykam się z Draco… Wiem, że już to pani wie, ale chciałem to ogłosić w
bardziej oficjalny sposób… Choć w sumie tuż przed walentynkami Draco mnie
rzucił, więc nie wiem, czy mogę powiedzieć “spotykam”. Z drugiej strony nie
zrobił tego, bo chciał – wyrzucał z siebie zdanie za zdaniem, każde coraz
szybciej.
– ...arry… Harry…
powoli. Nigdzie ci nie uciekam, wiesz?
Odetchnął głęboko.
– Wiem, samo tak jakoś
wyszło… – Wzruszył ramionami.
– Zacznijmy od początku.
Zaczęliście ze sobą chodzić w październiku, tak?
– Yhm… znaczy tak. I jak
już skończy się ta wojna, to dalej chcę z nim być.
To nie była prośba o
aprobatę, której Narcyza by w tej sytuacji mogła oczekiwać. On już podjął
decyzję i nie zamierzał jej zmienić,
bez względu na to, co ona na to powie.
– Kochasz go –
stwierdziła cicho. – Wiesz, że będziesz miał z nim ciężkie życie?
– Chodzi o jego potrzebę
bycia w centrum uwagi? Wywyższanie się? Bycie dupkiem? – Kobieta spojrzała na
niego w szoku. Naprawdę powiedział jej prosto w twarz, że jej syn a jego
chłopak jest dupkiem?? – Czy może chodzi o tę manię na punkcie włosów? Godzinę
strojenia się rano przed lustrem? – Delikatny uśmiech wygiął jego wargi. – To
że zachowuje się jak kot? Że wszystko musi być tak, jak on chce? Że…
– Dobrze, już dość…
Wierzę, że sobie z nim poradzisz.
– Przyjaciele się z nas
śmieją, że nie ma dnia, byśmy się nie kłócili. Ale nie wydaje mi się, by to
któremuś z nas przeszkadzało.
– Taki urok waszego
związku.
W odpowiedzi jedynie
bezradnie wzruszył ramionami.
– Ale wie pani… ja też
nie jestem idealny, więc Draco ze mną też będzie miał ciężko. – Wzruszył
ramionami z zakłopotanym uśmiechem.
//*//
– W sumie jest milsza,
niż mi się do tej pory wydawało. – Ron wyrzucił z siebie nurtującą go myśl, gdy
Narcyza pogrążyła się w rozmowie z Harrym. – Gdy natykaliśmy się gdzieś z
rodziną na Malfoyów, to przeważnie Lucjusz gadał, a ona stała z tyłu, nawet się
nie odzywając.
– To przez niego taka
się stała – wyjaśnił cicho Syriusz. – Ale w głębi serca nie jest zła. Nigdy nie
była też zwolenniczką tego czystokrwistego pieprzenia, jak reszta naszej
rodziny. I jej mąż. Gdyby naprawdę była taka jak przy Lucjuszu, to bym trzymał ją
od was z daleka. Zresztą, wtedy nie odeszłaby od niego, a ja nie uganiałbym się
za nią od małego.
– Ale że dalej?
Syriusz uśmiechnął się
jedynie w odpowiedzi.
– Tak mnie zastanawia,
Syriuszu… Wiedziałeś wcześniej o Ignissie? – spytała Hermiona.
– Co masz na myśli?
– No, że masz syna.
– Ig nie jest moim
synem.
– Daj spokój. Jesteście
naprawdę podobni. Zresztą on sam nam powiedział…
– Hermiono, Ig jest
bliźniakiem Draco. Żebym mógł być jego ojcem, musiałbym być też ojcem Draco.
Uwierz, wiedziałbym, gdybym jakimś cudem spał z Narcyzą.
– ...Bliźniakiem? Ale
dlaczego w takim razie ma twoje nazwisko? I przedstawiał się wszystkim jako
kuzyn Draco! – sapnęła oburzona.
– Myślisz, że Malfoy
chciał się chwalić, że jego syn – pierworodny! – jest charłakiem? Maniacy czystej
krwi uważają samo istnienie charłaków za coś obraźliwego, a co dopiero gdy
jakiś urodzi się w ich rodzinie.
– W takich sytuacjach
najczęściej podaje się, że dziecko zmarło przy porodzie – dodał od siebie Ron.
– I co się z nim dalej
dzieje?
– W najlepszym wypadku
jest wydziedziczane, jak Igniss. Jeśli ma szczęście, dostaje nazwisko
panieńskie matki i oddawany jest znajomym albo dalszej rodzinie na wychowanie.
– Chyba mi nie powiecie,
że w gorszym wypadku… – nie była w stanie dokończyć zdania.
Syriusz skinął głową z
ponurą miną.
– Sprawiają, że ich
oświadczenie przestaje być kłamstwem. Nieważne czy to Malfoyowie, Blackowie,
nawet Weasleyowie… wszyscy mamy w swoich drzewach genealogicznych takie ofiary.
– Kiwnięciem głowy wskazał na drzewo wytapetowane na ścianie.
– Ale skoro Blackowie
też nie chcieli mieć charłaka w rodzinie, to czemu zgodzili się, by Ig miał ich
nazwisko??
– Celna uwaga. Mam dwie
teorie. Może dlatego, że wychowywała go mugolska rodzina. Wśród mugoli także
przewija się nazwisko Black i nie mamy z nimi nic wspólnego. Albo moja szalona
matka uznała, że lepszy dziedzic charłak niż zdrajca albo żaden.
– Ale czy to nie grozi
tym, że narodzi się kolejny charłak?
– To ty jednak nie wiesz
wszystkiego? Nie było o tym wspomniane w historii Hogwartu? – dopiekł jej Ron,
nic sobie nie robiąc z ostrego spojrzenia przyjaciółki.
– To taka śmieszna
sprawa, że dzieci charłaka zawsze są magiczne.
– To dlaczego samych
charłaków nie akceptują??
Syriusz skrzywił się z
odrazą.
– Bo nie władają magią,
a tyle im wystarczy, by nimi gardzić.
– To… okrutne.
– Powiedz to tym
dziadygom, których portrety wiszą na korytarzu.
//*//
– Wiesz, Harry… –
zagadnął Ron, gdy wracali do dormitorium. – Syriusz chyba podkochuje się w
matce Malfoya.
– Nie podkochuje się.
– Mówię ci, sam mi to
zasugerował! I jeszcze, że trwa to odkąd byli dziećmi! To więcej jak nasze
życie!
Harry zatrzymał się i spojrzał
na przyjaciela z uśmiechem mówiącym, że wie coś, czego on nie wie.
– No co? O co ci chodzi?
– Syriusz się w niej nie
podkochuje. On ją po prostu kocha.
//*//
Zachłysnął się, lecąc do
przodu. W ostatniej chwili podparł się rękami, w innym wypadku uderzyłby
podbródkiem o posadzkę.
– I oto on, mój Panie! –
rzucił mężczyzna z umiłowaniem.
Ostrożnie przemierzył
odległość między blondynem, a stojącym przy ramie okna mężczyzną. Lucjusz
obserwował z zimnym zainteresowaniem, jak czarodziej podaje ostrze Czarnemu
Panu.
– Wsssspaniale –
wysyczał ze słyszalnym zadowoleniem. Miecz idealnie ciążył mu w dłoni, jakby
został wykuty specjalnie dla niego. Jakby Enqua – twórca miecza – przewidział,
że kiedyś, w dalekiej przyszłości jego miecz trafi w posiadanie najpotężniejszego
czarodzieja wszechświata.
Zupełnie nie obchodziło
go, że jedną z magicznych właściwości miecza było, aby idealnie pasował do ręki
tego, kto go trzymał.
– Co myślisz o tym
ostrzu, Lucjuszu? – Czarny Pan odwrócił się w stronę starszego Malfoya, celując
mieczem w jego szyję.
Jeżeli Lucjusza w jakiś
sposób to zaskoczyło, bądź też wystraszyło, nie dał po sobie tego poznać.
– To zaszczyt, że mogę
obserwować jako jeden z pierwszych chwilę, w której dzierżysz miecz, mój Panie
– zaczął. Widząc, że najwidoczniej Czarnemu Panu nie o taki komentarz się
rozchodziło, dodał: – Patrząc na ciebie, mój Panie, już widzę, jak przebijasz
ostrzem ciało Harry’ego Pottera.
Draco drgnął, słysząc
imię ukochanego Gryfiaka.
– Jednak nim to się
stanie – odezwał się Voldemort. – Będę patrzeć, jak ty rzucasz na niego
najboleśniejsze klątwy, jakie masz w zanadrzu, Lucjuszu.
Nastolatek powoli uniósł
wzrok ze wzorzystego dywanu na twarz ojca. Dotąd beznamiętne oblicze mężczyzny
nabrało na okrutności. Lucjusz zdawał się być teraz w innym miejscu. Jako
jedyny świadek cierpienia Pottera, które zadawał mu raz po raz.
– Tak, dobrze – syknął,
najwidoczniej ukontentowany emocjami odbijającymi się na obliczu starszego
Malfoya. – Tylko tobie pozwolę na ten zaszczyt.
– Nie zawiodę cię, Panie
– odparł natychmiast.
– Ale nim to się stanie,
sprawdzę raz jeszcze lojalność twoją i twojego syna.
Draco zmroziło. W jaki
sposób niby chciał go sprawdzić? Czego jeszcze oczekiwał od niego? Czy już nie
wystarczająco się poświęcił?! Mało mu było?!
Krew zaczęła mu dudnić w
głowie, całkowicie zagłuszając rozmowę między dorosłymi czarodziejami. Ale
jakie to miało znaczenie? Nie ważne co ustalą między sobą, Draco będzie musiał
się dostosować. On nie miał tutaj prawa głosu.
Był tylko kontenerem
artefaktu. To było jego jedynym zadaniem w nadchodzącej bitwie. Jak tylko
wyciągną z niego miecz, stanie się bezużyteczny.
Jednak to też mogło być
jego szansą. Nikłą, ale choćby miał przy tym zginąć, wykorzysta ją. Dla
Harry’ego.
//*//
Uniósł głowę, całując leniwie Draco. Blondyn klęczał nad nim, opierając
się dłońmi o jego pierś. Przerwali pieszczotę i z uśmiechem skrzyżowali
spojrzenia. Wtem oczy Ślizgona rozszerzyły się gwałtownie, a z gardła uciekł
okrzyk bólu. Po policzku spłynęła pojedyncza łza.
Harry już nie znajdował się pod nim, nie byli nawet w sypialni Draco.
Byli w jakimś salonie utrzymanym w kremowo-czerwonych barwach. Na czerwonej
kanapie klęczał jego Draco, ze spodniami opuszczonymi do kolan i zadartą
koszulką. Voldemort trzymał w garści jego krótkie włosy i brutalnie
przyciskając jego twarz do oparcia, pieprzył go gwałtownie. Chłopak wrzeszczał
i stękał z bólu, twarz miał zalaną łzami… i spermą. Ręce najwyraźniej
skrępowane zaklęciem miał przyciśnięte do pleców.
Nagła fala mdłości spierała się w Harrym z wybuchem furii. Rzucił się
do przodu, ale zderzył się z niewidzialną ścianą.
– DRACO! DRACO!!
Walił w nią przez chwilę pięściami, próbował wyważyć ramieniem, ale za
nic nie mógł przejść. Wyszarpnął różdżkę z kieszeni i próbował rzucić zaklęcie,
ale i to nie odniosło skutku.
– TY GADZIE, ZABIJĘ CIĘ!! ZOSTAW…!!
Próbował wrzeszczeć dalej, ale żaden dźwięk nie wydobył się z jego ust.
Próbował znów przejść przez niewidzialną ścianę, ale odebrano mu nawet
możliwość poruszania się. Mógł tylko patrzeć, jak ta kupa ścierwa dochodzi w
jego chłopaku, po czym szarpnięciem obraca go ku sobie.
Voldemort spojrzał Harry’emu prosto w oczy i z perfidnym uśmiechem
wepchnął swojego obleśnego kutasa w usta Draco.
Mijały kolejne minuty tortury wypełnione dźwiękami krztuszenia,
spazmatycznego łapania powietrza i szlochu.
Łzy bezsilnej wściekłości spływały po twarzy bruneta, podczas gdy w
głowie tkwiła tylko jedna myśl.
Jego współlokatorzy
cofnęli się przestraszeni, gdy poderwał się gwałtownie do siadu. Zgromadzili się
dookoła obudzeni jego krzykami. Ale nie dbał o to. Nie dbał teraz o nic. Zerwał
z siebie kołdrę gotowy udać się już teraz tam, gdzie był Voldemort i…
– ..rry! Harry! Co się
stało?!
Spojrzał powoli na
trzymającego go za ramię Rona. Przyjaciel patrzył na niego z przerażeniem,
podobnie jak pozostali współlokatorzy. Nie można było im się dziwić. Już samo
wykrzykiwanie przez sen gróźb i rozpaczliwe wołanie pewnego imienia
przyprawiały o dreszcze. Teraz dochodziło do tego jeszcze bezlitosne
spojrzenie. Zamierzał zabić – nie mieli co do tego najmniejszej wątpliwości.
– Co się stało?! – wydyszał gniewnie. – Ten gnój skrzywdził Draco!!
On go…! – “zgwałcił” to słowo nie było w stanie przejść mu przez gardło.
Zwłaszcza gdy zdał sobie sprawę, że to nie był pierwszy raz. Aż za dobrze
pamiętał, jak Draco się zachowywał po ich próbie z wiązaniem. – Zabiję go! – wywarczał przez zaciśnięte
zęby. – Nie daruję! Będzie mnie błagał, żebym go szybko dobił!!
Chłopacy wzmocnili
uścisk na ramionach Pottera, który zaczął się wyrywać.
– O kim ty mówisz,
Harry? Kto go... – zaczął Neville, ale brunet nie dał mu dokończyć.
– Voldemort!
– A nie sądzisz, że to
kolejna sztuczka? Może w ten sposób chce cię oszukać?
– Nie dbam o to, Ron!
Nawet jeśli teraz nie… – Urwał. Nie sądził, by Draco chciał, by ktokolwiek się
dowiedział, co mu zrobiono. – Nawet jeśli stworzył ten obraz tylko po to, żeby
mnie sprowokować, nie dbam o to – wycedził. Czuł gorące łzy spływające nową
ścieżką po policzkach. – Za samą wizję, gdzie krzywdzi mojego Draco, należy mu
się bolesna śmierć. TYM RAZEM SIĘ NIE WYWINIE!!!
//*//
Vera uniosła głowę,
słysząc szczęk zamka. Na usta cisnęło się jej uszczypliwe pytanie, którego – na
szczęście – nie zadała. Nie wybaczyłaby sobie, gdyby rzeczywiście rzuciła: “Na
jakiej imprezie się zgubiłeś?”.
– Na Salazara, Draco –
szepnęła ze zgrozą, zrywając się z posłania. W kilku szybkich krokach była już
przy blondynie, z zamiarem objęcia go opiekuńczo.
Zawahała się w ostatniej
chwili, stojąc tuż przed starszym chłopakiem. A co, jeśli dotyk był ostatnim,
czego chciał blondyn? Dlatego nie ruszyła się, z rosnącą grozą pojmując,
dlaczego Igniss kazał jej być tarczą Ślizgona.
To Draco wykonał
pierwszy krok, po prostu wtulając się w przyjaciółkę i płacząc. Robił to
bezgłośnie. Gdyby nie to, że czuła gorące łzy na skórze, w życiu by się tego
nie domyśliła. Otoczyła go ramionami, zamierzając ofiarować mu tyle otuchy, ile
będzie potrzebował.
//*//
Nie płakał już od
dobrych kilku minut, jednak jego ciało nadal pozostawało napięte. Był niczym
przerażone zwierzę, gotowe w każdej chwili zerwać się do ucieczki.
Nastolatka tym bardziej
bała się, że jej najdrobniejszy ruch spłoszy blondyna. Każdy nierozsądny gest
mógł przyczynić się do tego, że Draco odbierze ją jako zagrożenie.
– Chcesz iść zmyć to z
siebie? – spytała czule, po tym jak Malfoy wypuścił z siebie drżące powietrze.
Odpowiedziało jej ledwie wyczuwalne kiwnięcie głowy. Odsunęła się od niego powoli.
– To chodźmy. Umyję ci włosy twoim ulubionym szamponem. – Nawet nie chciała
myśleć, od czego jasne kosmyki były tak posklejane.
Poprowadziła go do
łazienki. Powoli pomogła mu też ściągnąć ubranie, kiedy zobaczyła, jak ten
drżącymi palcami nie radzi sobie z guzikami krzywo zapiętej koszuli. Draco
drgnął w pierwszej chwili na jej dotyk, jednak nie zrobił nic, by od niej
uciec.
Veronique nie wiedziała,
jak ma to zinterpretować. Czy Draco nie uciekł, bo jej ufał? Czy może
podświadomie wmówił sobie, że i tak nie da mu uciec, a on sam był zbyt
wykończony, by nawet spróbować?
Bez słowa posadziła go w
wannie. Odkręcając wodę, dopilnowała, by była idealnie ciepła. Nalała na
zwilżoną gąbkę ulubione mydło chłopaka i delikatnie zaczęła go obmywać. Zaczęła
od rąk, które nie przestawały drżeć.
Tak bardzo pragnęła
wierzyć, że Draco trzęsie się nadal po minionym okrucieństwie, a nie ze strachu
przed nią.
//*//
Kiedy przykrywała go
kołdrą, blondyn uniósł na nią wzrok. Ich oczy spotkały się ze sobą. Szare oczy
były piękne, ale tylko wtedy, kiedy tliło się w nich życie, nie przysłonięte
strachem czy zgrozą.
Jak teraz. Patrzył na
nią zmęczony, zniszczony, ale dalej żyjący.
– …Dziękuję, Vero –
odezwał się cicho, po raz pierwszy od swojego przyjścia. Jego głos był
zachrypnięty, jednak nie to miało znaczenie.
Draco się nie poddał.
Cierpienie nie zabiło jego woli życia. Ciągle chciał walczyć.
//*//
I.
Miałeś rację. Moja obecność jest konieczna. Zadbam o to, by koić jego
rany.
Brunet zgrzytnął zębami,
czytając krótką wiadomość. Było nałożonych na niej kilka zaklęć
zabezpieczających. W tym jedno, które boleśnie raniło tego, kto nie znał
inkantacji rozbrajającej. Jednak mimo wszystko…
Czy ta dziewczyna do
reszty postradała rozum!?
Czy nie przewidziała, że
list może nie być przejęty, a śledzony?!
W końcu mogli uznać, że
nie ważne do kogo i co pisała, sam fakt korespondencji stwarzał zagrożenie dla
ich sprawy!
Głupia ma szczęście, że
nikt nie rzucił zaklęcia śledzącego na sowę.
Magia w nim zawrzała,
wprawiając w drżenie stojące w szafce kuchennej szkła. Wirowała wokół
niespokojnie, odpowiadając na emocje swojego właściciela. A on tak bardzo
chciałby móc teraz coś (bardziej kogoś) rozwalić.
Na szczęście, Syriusz z
Narcyzą twardo spali i nie było opcji, żeby ruszyło ich stado rozszalałych
buchorożców.
//*//
Yoshizawa wszedł do
pokoju wspólnego Gryfonów, próbując zlokalizować pewną czwórkę.
– Panie Potter! –
zawołał, kiedy tylko dostrzegł w kącie najbardziej znanego nastolatka w świecie
czarodziejskim. Harry podniósł na niego zaskoczone spojrzenie. Cholera, czemu
Draco musiał wybrać właśnie jego? Co on takiego miał w sobie, że to jego wszyscy
woleli?
– Coś się stało? –
spytał Gryfon, podnosząc się ze swojego miejsca. Jak zwykle nie wyglądał na
zadowolonego z widoku Japończyka. Haruse w tym czasie zbliżył się do niego na
wyciągnięcie ręki.
– Właściwie to tak –
mruknął, spoglądając jeszcze na pięcioro towarzyszy chłopaka. Cóż, Longbottom i
Finnigan nie byli mu do szczęścia potrzebni, ale to nic. – Cieszy mnie, że
panna Granger i rodzeństwo Weasley również tu są. – Hermiona zmarszczyła brwi,
próbując odgadnąć o co chodzi. – Cała wasza czwórka otrzymuje szlaban, który
będziecie odrabiać za godzinę.
– COO!? Ale czemu?! –
krzyknął Ron, zrywając się ze swojego miejsca. Kilku innych uczniów również
wyrażało swoje niezadowolenie obecnymi wieściami.
– Z tego co mi wiadomo,
wycieczki po zamku w czasie ciszy nocnej są zakazane. Nawet, jeśli jest się
przykładnym prefektem. – Tu spojrzał dłużej na Harry’ego niż na Hermionę i
Potter już wiedział, że dodał to tylko i wyłącznie, by mu dogryźć. – Proszę za
godzinę czekać na mnie i profesora Snape’a w pobliżu chatki gajowego. Tam
wprowadzimy was w szczegóły dotyczące waszej kary.
~*~
Hej,
OdpowiedzUsuńdobrze, że Harry chce walczyć o Draco, zastanawiam się czy Voldemort nie specjalnie podesłał Harremu tą scenę aby złamać Harrego, przynajmniej Draco teraz na Vere może liczyć...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Monika
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, dobrze że Harry chce walczyć o Draco, czyżby specjalnie Voldemort podesłał tą sytuację aby złamać Harrego, przynajmiej jest Vera i pomaga...
weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia