środa, 11 marca 2020

Rozdział 90.


//*//
Narcyzie ledwo udało się ukryć zdziwienie, kiedy młody Potter poprosił ją o rozmowę bardziej na uboczu. Skorzystali z tego, że w jednym rogu pokoju stały dwa fotele, będące w sporej odległości od kanap i siedzącej na niej reszty gości.
Siadając, blondynka zerknęła na swojego kuzyna, który zajęty już był rozmową z pozostałą dwójką.
– Umm… yyy… ja… eee… – zaczął nieskładnie i umilkł, zbierając myśli. – Chciałem…
– Spokojnie, Harry. Nie musisz się tak stresować.
Spojrzał na nią zaskoczony. Do jego przyjaciół zwracała się bezosobowo, więc zdziwiło go, że użyła jego imienia. Ale w sumie, tak było lepiej.
– Jakoś od października spotykam się z Draco… Wiem, że już to pani wie, ale chciałem to ogłosić w bardziej oficjalny sposób… Choć w sumie tuż przed walentynkami Draco mnie rzucił, więc nie wiem, czy mogę powiedzieć “spotykam”. Z drugiej strony nie zrobił tego, bo chciał – wyrzucał z siebie zdanie za zdaniem, każde coraz szybciej.
– ...arry… Harry… powoli. Nigdzie ci nie uciekam, wiesz?
Odetchnął głęboko.
– Wiem, samo tak jakoś wyszło… – Wzruszył ramionami.
– Zacznijmy od początku. Zaczęliście ze sobą chodzić w październiku, tak?
– Yhm… znaczy tak. I jak już skończy się ta wojna, to dalej chcę z nim być.
To nie była prośba o aprobatę, której Narcyza by w tej sytuacji mogła oczekiwać. On już podjął decyzję i nie zamierzał jej zmienić, bez względu na to, co ona na to powie.
– Kochasz go – stwierdziła cicho. – Wiesz, że będziesz miał z nim ciężkie życie?
– Chodzi o jego potrzebę bycia w centrum uwagi? Wywyższanie się? Bycie dupkiem? – Kobieta spojrzała na niego w szoku. Naprawdę powiedział jej prosto w twarz, że jej syn a jego chłopak jest dupkiem?? – Czy może chodzi o tę manię na punkcie włosów? Godzinę strojenia się rano przed lustrem? – Delikatny uśmiech wygiął jego wargi. – To że zachowuje się jak kot? Że wszystko musi być tak, jak on chce? Że…
– Dobrze, już dość… Wierzę, że sobie z nim poradzisz.
– Przyjaciele się z nas śmieją, że nie ma dnia, byśmy się nie kłócili. Ale nie wydaje mi się, by to któremuś z nas przeszkadzało.
– Taki urok waszego związku.
W odpowiedzi jedynie bezradnie wzruszył ramionami.
– Ale wie pani… ja też nie jestem idealny, więc Draco ze mną też będzie miał ciężko. – Wzruszył ramionami z zakłopotanym uśmiechem.
//*//
– W sumie jest milsza, niż mi się do tej pory wydawało. – Ron wyrzucił z siebie nurtującą go myśl, gdy Narcyza pogrążyła się w rozmowie z Harrym. – Gdy natykaliśmy się gdzieś z rodziną na Malfoyów, to przeważnie Lucjusz gadał, a ona stała z tyłu, nawet się nie odzywając.
– To przez niego taka się stała – wyjaśnił cicho Syriusz. – Ale w głębi serca nie jest zła. Nigdy nie była też zwolenniczką tego czystokrwistego pieprzenia, jak reszta naszej rodziny. I jej mąż. Gdyby naprawdę była taka jak przy Lucjuszu, to bym trzymał ją od was z daleka. Zresztą, wtedy nie odeszłaby od niego, a ja nie uganiałbym się za nią od małego.
– Ale że dalej?
Syriusz uśmiechnął się jedynie w odpowiedzi.
– Tak mnie zastanawia, Syriuszu… Wiedziałeś wcześniej o Ignissie? – spytała Hermiona.
– Co masz na myśli?
– No, że masz syna.
– Ig nie jest moim synem.
– Daj spokój. Jesteście naprawdę podobni. Zresztą on sam nam powiedział…
– Hermiono, Ig jest bliźniakiem Draco. Żebym mógł być jego ojcem, musiałbym być też ojcem Draco. Uwierz, wiedziałbym, gdybym jakimś cudem spał z Narcyzą.
– ...Bliźniakiem? Ale dlaczego w takim razie ma twoje nazwisko? I przedstawiał się wszystkim jako kuzyn Draco! – sapnęła oburzona.
– Myślisz, że Malfoy chciał się chwalić, że jego syn – pierworodny! – jest charłakiem? Maniacy czystej krwi uważają samo istnienie charłaków za coś obraźliwego, a co dopiero gdy jakiś urodzi się w ich rodzinie.
– W takich sytuacjach najczęściej podaje się, że dziecko zmarło przy porodzie – dodał od siebie Ron.
– I co się z nim dalej dzieje?
– W najlepszym wypadku jest wydziedziczane, jak Igniss. Jeśli ma szczęście, dostaje nazwisko panieńskie matki i oddawany jest znajomym albo dalszej rodzinie na wychowanie.
– Chyba mi nie powiecie, że w gorszym wypadku… – nie była w stanie dokończyć zdania.
Syriusz skinął głową z ponurą miną.
– Sprawiają, że ich oświadczenie przestaje być kłamstwem. Nieważne czy to Malfoyowie, Blackowie, nawet Weasleyowie… wszyscy mamy w swoich drzewach genealogicznych takie ofiary. – Kiwnięciem głowy wskazał na drzewo wytapetowane na ścianie.
– Ale skoro Blackowie też nie chcieli mieć charłaka w rodzinie, to czemu zgodzili się, by Ig miał ich nazwisko??
– Celna uwaga. Mam dwie teorie. Może dlatego, że wychowywała go mugolska rodzina. Wśród mugoli także przewija się nazwisko Black i nie mamy z nimi nic wspólnego. Albo moja szalona matka uznała, że lepszy dziedzic charłak niż zdrajca albo żaden.
– Ale czy to nie grozi tym, że narodzi się kolejny charłak?
– To ty jednak nie wiesz wszystkiego? Nie było o tym wspomniane w historii Hogwartu? – dopiekł jej Ron, nic sobie nie robiąc z ostrego spojrzenia przyjaciółki.
– To taka śmieszna sprawa, że dzieci charłaka zawsze są magiczne.
– To dlaczego samych charłaków nie akceptują??
Syriusz skrzywił się z odrazą.
– Bo nie władają magią, a tyle im wystarczy, by nimi gardzić.
– To… okrutne.
– Powiedz to tym dziadygom, których portrety wiszą na korytarzu.
//*//
– Wiesz, Harry… – zagadnął Ron, gdy wracali do dormitorium. – Syriusz chyba podkochuje się w matce Malfoya.
– Nie podkochuje się.
– Mówię ci, sam mi to zasugerował! I jeszcze, że trwa to odkąd byli dziećmi! To więcej jak nasze życie!
Harry zatrzymał się i spojrzał na przyjaciela z uśmiechem mówiącym, że wie coś, czego on nie wie.
– No co? O co ci chodzi?
– Syriusz się w niej nie podkochuje. On ją po prostu kocha.
//*//
Zachłysnął się, lecąc do przodu. W ostatniej chwili podparł się rękami, w innym wypadku uderzyłby podbródkiem o posadzkę.
– I oto on, mój Panie! – rzucił mężczyzna z umiłowaniem.
Ostrożnie przemierzył odległość między blondynem, a stojącym przy ramie okna mężczyzną. Lucjusz obserwował z zimnym zainteresowaniem, jak czarodziej podaje ostrze Czarnemu Panu.
– Wsssspaniale – wysyczał ze słyszalnym zadowoleniem. Miecz idealnie ciążył mu w dłoni, jakby został wykuty specjalnie dla niego. Jakby Enqua – twórca miecza – przewidział, że kiedyś, w dalekiej przyszłości jego miecz trafi w posiadanie najpotężniejszego czarodzieja wszechświata.
Zupełnie nie obchodziło go, że jedną z magicznych właściwości miecza było, aby idealnie pasował do ręki tego, kto go trzymał.
– Co myślisz o tym ostrzu, Lucjuszu? – Czarny Pan odwrócił się w stronę starszego Malfoya, celując mieczem w jego szyję.
Jeżeli Lucjusza w jakiś sposób to zaskoczyło, bądź też wystraszyło, nie dał po sobie tego poznać.
– To zaszczyt, że mogę obserwować jako jeden z pierwszych chwilę, w której dzierżysz miecz, mój Panie – zaczął. Widząc, że najwidoczniej Czarnemu Panu nie o taki komentarz się rozchodziło, dodał: – Patrząc na ciebie, mój Panie, już widzę, jak przebijasz ostrzem ciało Harry’ego Pottera.
Draco drgnął, słysząc imię ukochanego Gryfiaka.
– Jednak nim to się stanie – odezwał się Voldemort. – Będę patrzeć, jak ty rzucasz na niego najboleśniejsze klątwy, jakie masz w zanadrzu, Lucjuszu.
Nastolatek powoli uniósł wzrok ze wzorzystego dywanu na twarz ojca. Dotąd beznamiętne oblicze mężczyzny nabrało na okrutności. Lucjusz zdawał się być teraz w innym miejscu. Jako jedyny świadek cierpienia Pottera, które zadawał mu raz po raz.
– Tak, dobrze – syknął, najwidoczniej ukontentowany emocjami odbijającymi się na obliczu starszego Malfoya. – Tylko tobie pozwolę na ten zaszczyt.
– Nie zawiodę cię, Panie – odparł natychmiast.
– Ale nim to się stanie, sprawdzę raz jeszcze lojalność twoją i twojego syna.
Draco zmroziło. W jaki sposób niby chciał go sprawdzić? Czego jeszcze oczekiwał od niego? Czy już nie wystarczająco się poświęcił?! Mało mu było?!
Krew zaczęła mu dudnić w głowie, całkowicie zagłuszając rozmowę między dorosłymi czarodziejami. Ale jakie to miało znaczenie? Nie ważne co ustalą między sobą, Draco będzie musiał się dostosować. On nie miał tutaj prawa głosu.
Był tylko kontenerem artefaktu. To było jego jedynym zadaniem w nadchodzącej bitwie. Jak tylko wyciągną z niego miecz, stanie się bezużyteczny.
Jednak to też mogło być jego szansą. Nikłą, ale choćby miał przy tym zginąć, wykorzysta ją. Dla Harry’ego.
//*//
Uniósł głowę, całując leniwie Draco. Blondyn klęczał nad nim, opierając się dłońmi o jego pierś. Przerwali pieszczotę i z uśmiechem skrzyżowali spojrzenia. Wtem oczy Ślizgona rozszerzyły się gwałtownie, a z gardła uciekł okrzyk bólu. Po policzku spłynęła pojedyncza łza.
Harry już nie znajdował się pod nim, nie byli nawet w sypialni Draco. Byli w jakimś salonie utrzymanym w kremowo-czerwonych barwach. Na czerwonej kanapie klęczał jego Draco, ze spodniami opuszczonymi do kolan i zadartą koszulką. Voldemort trzymał w garści jego krótkie włosy i brutalnie przyciskając jego twarz do oparcia, pieprzył go gwałtownie. Chłopak wrzeszczał i stękał z bólu, twarz miał zalaną łzami… i spermą. Ręce najwyraźniej skrępowane zaklęciem miał przyciśnięte do pleców.
Nagła fala mdłości spierała się w Harrym z wybuchem furii. Rzucił się do przodu, ale zderzył się z niewidzialną ścianą.
DRACO! DRACO!!
Walił w nią przez chwilę pięściami, próbował wyważyć ramieniem, ale za nic nie mógł przejść. Wyszarpnął różdżkę z kieszeni i próbował rzucić zaklęcie, ale i to nie odniosło skutku.
TY GADZIE, ZABIJĘ CIĘ!! ZOSTAW…!!
Próbował wrzeszczeć dalej, ale żaden dźwięk nie wydobył się z jego ust. Próbował znów przejść przez niewidzialną ścianę, ale odebrano mu nawet możliwość poruszania się. Mógł tylko patrzeć, jak ta kupa ścierwa dochodzi w jego chłopaku, po czym szarpnięciem obraca go ku sobie.
Voldemort spojrzał Harry’emu prosto w oczy i z perfidnym uśmiechem wepchnął swojego obleśnego kutasa w usta Draco.
Mijały kolejne minuty tortury wypełnione dźwiękami krztuszenia, spazmatycznego łapania powietrza i szlochu.
Łzy bezsilnej wściekłości spływały po twarzy bruneta, podczas gdy w głowie tkwiła tylko jedna myśl.
Jego współlokatorzy cofnęli się przestraszeni, gdy poderwał się gwałtownie do siadu. Zgromadzili się dookoła obudzeni jego krzykami. Ale nie dbał o to. Nie dbał teraz o nic. Zerwał z siebie kołdrę gotowy udać się już teraz tam, gdzie był Voldemort i…
– ..rry! Harry! Co się stało?!
Spojrzał powoli na trzymającego go za ramię Rona. Przyjaciel patrzył na niego z przerażeniem, podobnie jak pozostali współlokatorzy. Nie można było im się dziwić. Już samo wykrzykiwanie przez sen gróźb i rozpaczliwe wołanie pewnego imienia przyprawiały o dreszcze. Teraz dochodziło do tego jeszcze bezlitosne spojrzenie. Zamierzał zabić – nie mieli co do tego najmniejszej wątpliwości.
Co się stało?! – wydyszał gniewnie. – Ten gnój skrzywdził Draco!! On go…! – “zgwałcił” to słowo nie było w stanie przejść mu przez gardło. Zwłaszcza gdy zdał sobie sprawę, że to nie był pierwszy raz. Aż za dobrze pamiętał, jak Draco się zachowywał po ich próbie z wiązaniem. – Zabiję go! – wywarczał przez zaciśnięte zęby. – Nie daruję! Będzie mnie błagał, żebym go szybko dobił!!
Chłopacy wzmocnili uścisk na ramionach Pottera, który zaczął się wyrywać.
– O kim ty mówisz, Harry? Kto go... – zaczął Neville, ale brunet nie dał mu dokończyć.
– Voldemort!
– A nie sądzisz, że to kolejna sztuczka? Może w ten sposób chce cię oszukać?
– Nie dbam o to, Ron! Nawet jeśli teraz nie… – Urwał. Nie sądził, by Draco chciał, by ktokolwiek się dowiedział, co mu zrobiono. – Nawet jeśli stworzył ten obraz tylko po to, żeby mnie sprowokować, nie dbam o to – wycedził. Czuł gorące łzy spływające nową ścieżką po policzkach. – Za samą wizję, gdzie krzywdzi mojego Draco, należy mu się bolesna śmierć. TYM RAZEM SIĘ NIE WYWINIE!!!
//*//
Vera uniosła głowę, słysząc szczęk zamka. Na usta cisnęło się jej uszczypliwe pytanie, którego – na szczęście – nie zadała. Nie wybaczyłaby sobie, gdyby rzeczywiście rzuciła: “Na jakiej imprezie się zgubiłeś?”.
– Na Salazara, Draco – szepnęła ze zgrozą, zrywając się z posłania. W kilku szybkich krokach była już przy blondynie, z zamiarem objęcia go opiekuńczo.
Zawahała się w ostatniej chwili, stojąc tuż przed starszym chłopakiem. A co, jeśli dotyk był ostatnim, czego chciał blondyn? Dlatego nie ruszyła się, z rosnącą grozą pojmując, dlaczego Igniss kazał jej być tarczą Ślizgona.
To Draco wykonał pierwszy krok, po prostu wtulając się w przyjaciółkę i płacząc. Robił to bezgłośnie. Gdyby nie to, że czuła gorące łzy na skórze, w życiu by się tego nie domyśliła. Otoczyła go ramionami, zamierzając ofiarować mu tyle otuchy, ile będzie potrzebował.
//*//
Nie płakał już od dobrych kilku minut, jednak jego ciało nadal pozostawało napięte. Był niczym przerażone zwierzę, gotowe w każdej chwili zerwać się do ucieczki.
Nastolatka tym bardziej bała się, że jej najdrobniejszy ruch spłoszy blondyna. Każdy nierozsądny gest mógł przyczynić się do tego, że Draco odbierze ją jako zagrożenie.
– Chcesz iść zmyć to z siebie? – spytała czule, po tym jak Malfoy wypuścił z siebie drżące powietrze. Odpowiedziało jej ledwie wyczuwalne kiwnięcie głowy. Odsunęła się od niego powoli. – To chodźmy. Umyję ci włosy twoim ulubionym szamponem. – Nawet nie chciała myśleć, od czego jasne kosmyki były tak posklejane.
Poprowadziła go do łazienki. Powoli pomogła mu też ściągnąć ubranie, kiedy zobaczyła, jak ten drżącymi palcami nie radzi sobie z guzikami krzywo zapiętej koszuli. Draco drgnął w pierwszej chwili na jej dotyk, jednak nie zrobił nic, by od niej uciec.
Veronique nie wiedziała, jak ma to zinterpretować. Czy Draco nie uciekł, bo jej ufał? Czy może podświadomie wmówił sobie, że i tak nie da mu uciec, a on sam był zbyt wykończony, by nawet spróbować?
Bez słowa posadziła go w wannie. Odkręcając wodę, dopilnowała, by była idealnie ciepła. Nalała na zwilżoną gąbkę ulubione mydło chłopaka i delikatnie zaczęła go obmywać. Zaczęła od rąk, które nie przestawały drżeć.
Tak bardzo pragnęła wierzyć, że Draco trzęsie się nadal po minionym okrucieństwie, a nie ze strachu przed nią.
//*//
Kiedy przykrywała go kołdrą, blondyn uniósł na nią wzrok. Ich oczy spotkały się ze sobą. Szare oczy były piękne, ale tylko wtedy, kiedy tliło się w nich życie, nie przysłonięte strachem czy zgrozą.
Jak teraz. Patrzył na nią zmęczony, zniszczony, ale dalej żyjący.
– …Dziękuję, Vero – odezwał się cicho, po raz pierwszy od swojego przyjścia. Jego głos był zachrypnięty, jednak nie to miało znaczenie.
Draco się nie poddał. Cierpienie nie zabiło jego woli życia. Ciągle chciał walczyć.
//*//
I.
Miałeś rację. Moja obecność jest konieczna. Zadbam o to, by koić jego rany.
Brunet zgrzytnął zębami, czytając krótką wiadomość. Było nałożonych na niej kilka zaklęć zabezpieczających. W tym jedno, które boleśnie raniło tego, kto nie znał inkantacji rozbrajającej. Jednak mimo wszystko…
Czy ta dziewczyna do reszty postradała rozum!?
Czy nie przewidziała, że list może nie być przejęty, a śledzony?!
W końcu mogli uznać, że nie ważne do kogo i co pisała, sam fakt korespondencji stwarzał zagrożenie dla ich sprawy!
Głupia ma szczęście, że nikt nie rzucił zaklęcia śledzącego na sowę.
Magia w nim zawrzała, wprawiając w drżenie stojące w szafce kuchennej szkła. Wirowała wokół niespokojnie, odpowiadając na emocje swojego właściciela. A on tak bardzo chciałby móc teraz coś (bardziej kogoś) rozwalić.
Na szczęście, Syriusz z Narcyzą twardo spali i nie było opcji, żeby ruszyło ich stado rozszalałych buchorożców.
//*//
Yoshizawa wszedł do pokoju wspólnego Gryfonów, próbując zlokalizować pewną czwórkę.
– Panie Potter! – zawołał, kiedy tylko dostrzegł w kącie najbardziej znanego nastolatka w świecie czarodziejskim. Harry podniósł na niego zaskoczone spojrzenie. Cholera, czemu Draco musiał wybrać właśnie jego? Co on takiego miał w sobie, że to jego wszyscy woleli?
– Coś się stało? – spytał Gryfon, podnosząc się ze swojego miejsca. Jak zwykle nie wyglądał na zadowolonego z widoku Japończyka. Haruse w tym czasie zbliżył się do niego na wyciągnięcie ręki.
– Właściwie to tak – mruknął, spoglądając jeszcze na pięcioro towarzyszy chłopaka. Cóż, Longbottom i Finnigan nie byli mu do szczęścia potrzebni, ale to nic. – Cieszy mnie, że panna Granger i rodzeństwo Weasley również tu są. – Hermiona zmarszczyła brwi, próbując odgadnąć o co chodzi. – Cała wasza czwórka otrzymuje szlaban, który będziecie odrabiać za godzinę.
– COO!? Ale czemu?! – krzyknął Ron, zrywając się ze swojego miejsca. Kilku innych uczniów również wyrażało swoje niezadowolenie obecnymi wieściami.
– Z tego co mi wiadomo, wycieczki po zamku w czasie ciszy nocnej są zakazane. Nawet, jeśli jest się przykładnym prefektem. – Tu spojrzał dłużej na Harry’ego niż na Hermionę i Potter już wiedział, że dodał to tylko i wyłącznie, by mu dogryźć. – Proszę za godzinę czekać na mnie i profesora Snape’a w pobliżu chatki gajowego. Tam wprowadzimy was w szczegóły dotyczące waszej kary.
~*~

2 komentarze:

  1. Hej,
    dobrze, że Harry chce walczyć o Draco, zastanawiam się czy Voldemort nie specjalnie podesłał Harremu tą scenę aby złamać Harrego, przynajmniej Draco teraz na Vere może liczyć...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Monika

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejeczka,
    wspaniale, dobrze że Harry chce walczyć o Draco, czyżby specjalnie Voldemort podesłał tą sytuację aby złamać Harrego, przynajmiej jest Vera i pomaga...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń