~*~
Zapukał do drzwi i
choć nie doczekał się odpowiedzi, wszedł do jej pokoju.
– Narcyzo – zaczął
ostrożnie, patrząc na siedzącą na łóżku pobladłą kobietę.
– Nie pozwoliłam ci
wejść.
– Nie obchodzi mnie
to.
– Jesteś bezczelny.
– Owszem, od
urodzenia. Nie zostawię cię samej.
– Nie chcę teraz
twojego towarzystwa, Syriuszu. Nie po tym co powiedziałeś.
– Igniss przyjął moje
przeprosiny. Choć tak naprawdę nawet tego do siebie nie wziął.
– Wychował się w
mugolskim świecie, może nie rozumieć wszystkich niuansów naszego świata!
Syriusz przykucnął
tuż przed blondynką i spojrzał jej w oczy, chwytając za dłonie.
– Przepraszam, nie
chciałem cię zmartwić. Wiem, że boisz się o niego. O nich obu, w końcu to twoi
ukochani synowie. Naprawdę nie miałem na myśli tego, że Ig mógłby…
– A mi się wydaje, że
miałeś na myśli dokładnie to, co powiedziałeś – wtrąciła się. – I jestem
boleśnie świadoma tego, że zarówno on, jak i Draco mogą tam zginąć…
– Tak jak każdy z
nas.
– Wolałabym zginąć za
nich.
Na twarzy Syriusza
mignął grymas bólu.
– Mam nadzieję, że
wszyscy to przetrwamy. Nie chciałbym cię znowu stracić.
– Znowu? – Narcyza
posłała mu zaskoczone spojrzenie.
– Już raz zniknęłaś z
mojego życia. Gdyby nie to, że dołączyłaś do Zakonu pewnie nigdy byśmy już ze
sobą słowa nie zamienili. Nie mówiąc już o zbudowaniu jakiejkolwiek relacji. W
końcu Lucjusz nie pozwalał ci się zbliżać do innych mężczyzn, prawda?
– Jesteś moją
rodziną. Nie sądzę, żeby…
– Przejął się kimś,
kto kilkukrotnie oświadczał się jego żonie? – Uniósł jedną brew. – Myślę, że
byłbym numerem jeden na jego liście intruzów.
– Lucjusz nie
wiedział o tym. Jednak wydaje mi się, że prawdopodobnie z innego powodu nie
pozwoliłby mi się z tobą spotykać… – Pokręciła lekko głową. – Zresztą nieważne,
nie ma co gdybać.
– Nie, to ciekawe.
Niby z jakiego?
– Miał do ciebie
jakiś uraz. Nie wiem, co mu zrobiłeś z Jamesem Potterem, ale na samą wzmiankę o
którymś z was wpadał w szał.
Syriusz zrobił
zamyśloną minę. Wciąż trzymał Narcyzę za dłonie.
– Nie przypominam sobie,
byśmy mu cokolwiek zrobili. Odszedł ze szkoły zanim zaczęliśmy zaczepiać
starszych. Sam też nic mu nie zrobiłem. Wygłupy wygłupami, ale jakbym coś
zrobił dziedzicowi Malfoyów, to mielibyśmy wojnę międzyrodową.
– O tak, Abraxas nie
siedziałby bezczynnie, gdyby Lucjuszowi chociażby włos z głowy spadł. Jednak
nie rozmawiajmy o moim mężu.
Ścisnął mocniej jej
dłonie.
– To… jaki mnie czeka
wyrok? – spytał cicho.
– Wyrok? Czy ja ci
wyglądam na Wizengamot?
– Twoje wybaczenie
lub jego brak ma dla mnie porównywalną wartość.
– Jesteś niemożliwy.
Pokręcił lekko głową.
– Jestem tylko
szczery.
– Nie żartuj tak
więcej, dobrze?
W ostatniej chwili
ugryzł się w język, nim palnął, że to nie był żart.
//*//
Dopiero późnym
wieczorem pożegnali się z Tonks, która po wypiciu dwóch kolejek, skończyła w
jeszcze gorszym humorze, niż gdy do nich przyszła. Stwierdziła, że chce wrócić
do domu, więc ostatecznie zostali we trójkę z napoczętą butelką whiskey między
nimi.
– Biedna – mruknęła
kobieta, pociągając małego łyka. – Strasznie się o niego martwi.
– Powinienem pewnie
odgrażać się, że skopię mu tyłek jak tylko wróci, ale jak Tonks go dopadnie, to
bardziej przyda mu się...
– Ratunek? –
Podpowiedział z rozbawieniem Igniss.
– Dokładnie. Jeden
raz widziałem ich kłótnię. Już wolałbym skonfrontować się z nim w trakcie
pełni, niż z nią w tamtym momencie. A Luniaczek mógł jedynie tam stać i
pozwalać na siebie wrzeszczeć.
– Wcale mu się nie
dziwię. Sam też pewnie bym tylko stał i czekał, aż ona skończy. Tonks jest
nieobliczalna, kiedy jest wściekła.
– Znałeś ją, zanim
się tu przenieśliśmy?
– Eeemmm… – Odwrócił
wzrok, unikając spojrzeń matki i Syriusza. Tym bardziej, że kobieta była równie
zainteresowana poznaniem odpowiedzi. Przecież nie przyzna się, że przy
pierwszym spotkaniu pogrzebał odrobinę we wspomnieniach metamorfomaga.–
Troszkę?
– Pomagała tobie i
Snape’owi dostać się do ministerstwa? – podsunął mu starszy Black.
– Dokładnie. Zdobyła
nam włosy osób, w które się wielosokowaliśmy i była też naszą czujką.
– Rozumiem. –
Przytaknął starszy Black. – I w takim razie już mnie to nie dziwi, ta dwójka
chyba często się kłóci.
– Prawie za każdym
razem. Była nawet sytuacja, że musiałem ich rozdzielać, bo prawie doszło do
rękoczynów. Snape był tak wytrącony z równowagi, że to aż zabawne.
Syriusz uśmiechnął
się paskudnie.
– Umiem to sobie
wyobrazić. – Upił łyk trunku, a po okrutnej minie nie było śladu. Spojrzał na
Narcyzę, chcąc zmienić temat, ale jej mina świadczyła, że znów jej podpadł. –
Coś nie tak? Czemu tak na mnie patrzysz?
– Dobrze wiesz czemu.
Dlaczego nie możesz pozbyć się tej dziecięcej niechęci do Severusa? Nawet on
mógł schować uraz do ciebie i pomóc przy twoim ratunku.
– To nie niechęć,
zwyczajnie go nie trawię. Jego twarz, głos, sposób bycia… Całe jego istnienie
działa mi na nerwy. Nie umiem tego tak zwyczajnie zignorować. – Spojrzenie
Narcyzy wciąż dawało jasno do zrozumienia, że to nie była poprawna odpowiedź i
dalej uważa go za dziecinnego. – …Spróbuję nie nienawidzić go otwarcie w twojej
obecności. Więcej obiecać nie mogę.
– Naprawdę nie
chciałabym być świadkiem waszej kłótni. Tym bardziej, gdyby wynikała ona z
twoich zaczepek – mruknęła i sięgnęła po swój trunek, najwyraźniej uznając
temat za zamknięty.
W przeciwieństwie do
Narcyzy, Syriuszowi nie umknęła kpiąca mina nastolatka. Zmrużył ostrzegawczo
oczy.
– Wiesz co? Ja
naprawdę współczuję twojej przyszłej żonie. Bo skoro dalej masz zamiar
utrzymywać kontakt z Nar, to pewnie nie raz natkniesz się na Seva… I zarówno
ona, jak i twoja luba będą świadkami kłótni małych dzieciaczków.
– Właśnie obiecałem,
że póki Narcyza będzie w pobliżu, spróbuję go tolerować. Cenię ją – spojrzał na
nią ciepło – bardziej niż nienawidzę Smarke… Snape’a – poprawił się szybko – a skoro
z jakiegoś powodu zdaje się go lubić, to nie bardzo mam inny wybór.
– Jak dla mnie
wytrzymasz tak może z dwa, góra trzy spotkania, a potem już guzik cię będzie
obchodzić, czy ona jest w pobliżu czy nie.
– Niewykluczone, ale
życie pokaże.
– Iggy. Czemu ciągle
drążysz ten temat? – Narcyza posłała synowi karcące spojrzenie.
– Lubi się ze mną
drażnić, ot co.
– Prawda jest taka,
że irytuje mnie twoje podlizywanie się mojej mamie. Jakbyś dla niej miał
zmienić swoje zachowanie o sto osiemdziesiąt stopni.
– Cóż, jesteś –
zwrócił się bezpośrednio do kobiety – jedną z dwóch osób, dla których byłbym w
stanie podjąć trud zmieniania w sobie czegokolwiek.
– Możesz w takim
razie dla mnie przestać się wygłupiać? – spytała, patrząc na niego wyzywająco.
– Bez przesady nie
zmienię charakteru. Zresztą nie wmówisz mi, że nie tęskniłabyś za moją spontanicznością. – Uśmiechnął się
kącikiem ust, mając oczywiście na myśli dziwaczny bukiet. – Mam na myśli drobną
korektę.
– Hmm… coś wymyślę.
– Mamo – jęknął cicho
nastolatek. – Czemu w ogóle wchodzisz w gierki Syriusza?
– Lubi je, oto
dlaczego.
– Jeszcze troszkę i z
tymi komplementami zaczniesz wchodzić jej w ty…
– Ignissie! – sapnęła
z oburzeniem Narcyza.
– Czy to teraz
brzmiało jak komplement? – Syriusz spojrzał na nastolatka z niezrozumieniem.
– Teraz nie, ale od
dłuższego czasu kokietujesz ją jak potłuczony. Tak bardzo doskwiera ci brak
kobiety?
– Tak bardzo wkurza
mnie fakt, że Narcyza przestała wierzyć w siebie, a wszystko przez pewnego
gumochłona.
– Nie szukaj wymówek,
Syriuszu… Mam oczy i uszy. Wiem czego jestem świadkiem.
– Martwiłbym się o
poziom twojego rozwinięcia, gdybyś nie wiedział. Tak swoją drogą, nie
powinieneś iść już spać?
– Sugerujesz, że ci
zawadzam?
– Możecie przestać?
– Przecież ja się
tylko bronię!
– Najpierw atakujesz,
a potem się bronisz… idź do siebie.
Mina Ariama jasno
dawała do zrozumienia, że nie spodziewał się takich słów. Na twarzy Syriusza za
to pojawił się lekki triumfalny uśmieszek.
– Nie rób takiej
miny, tylko idź. – Kiedy chłopak przytaknął z nadąsaną miną, zwróciła się do
kuzyna. – Ty również, Syriuszu.
– Proszę? – Mężczyzna
spojrzał na kuzynkę, jakby mówiła w nieznanym mu języku.
– Nie patrz się tak
na mnie. Nam wszystkim przyda się dłuższy sen, nie tylko samemu Igowi.
Patrzył na nią przez
chwilę z trudną do odgadnięcia miną.
– Jeśli faktycznie
tak się przejmujesz tym, czy się wyśpię, to źle się do tego zabierasz –
oznajmił cicho.
– Ach, tak? Czyli
powinnam zrobić to tak, jak ostatnio miało to miejsce?
– Ostatnio…? – powtórzył
cicho Ig.
– To byłaby
najefektywniejsza wersja wydarzeń.
– W takim razie wiesz
co robić – odparła wyzywająco, podnosząc się ze swojego miejsca i bez słowa
opuściła pomieszczenie.
Syriusz jednym
haustem opróżnił swoją szklankę i odstawił puste szkło na stolik.
– Syriuszu…
– Widzimy się jutro, dobranoc.
– Jeśli do niej
pójdziesz, rzucę na nią Imperiusa.
Syriusz zawarczał
gardłowo, patrząc ostro na nastolatka.
– Tylko spróbuj, a
nie ręczę za siebie.
– To ty mnie lepiej
do tego nie zmuszaj. Nie zbliżaj się do niej.
– Nie będziesz mi
mówił, co mogę a czego nie. Nie dam się od niej odciągnąć.
– Zamiast tobie mogę
zawsze powiedzieć to jej.
Podszedł do Ariama i
nachylił się.
– Nie myśl, że mając
jej syna za zakładnika, jesteś nietykalny. Wciąż jest parę sposobów, na jakie
mogę uprzykrzyć lub zakończyć twoje “życie”.
– Pociągnę Ignissa za
sobą, lojalnie informuję.
– Oczywiście
wolałbym, żeby przeżył, bo Narcyza będzie zrozpaczona, ale dla mnie to czy
przeżyje nie ma większego znaczenia.
– Aż tak ją kochasz?
Zresztą nie odpowiadaj. Po prostu nie daj się zabić, kiedy będzie w tarapatach,
jasne?
– Nie stracę tak
łatwo życia, które mi oddałeś.
– Ehhh, jestem za
miękki. Idź do niej. Tylko nie waż się jej bzykać.
//*//
Syriusz przewiesił
swój szlafrok przez ramę łóżka i wszedł pod kołdrę. Zgasił palącą się na szafce
nocnej świecę i nie czekając na zaproszenie, objął Narcyzę od tyłu w pasie. Nie
licząc ramienia, ich ciała praktycznie się nie stykały.
– Denerwujesz się? –
spytał mrukliwie, gdy jej puls przyspieszył. – Czy może ekscytujesz? – Dmuchnął
jej w kark.
– Syriuszu!
– Które?
– Co w ciebie
wstąpiło?! Nie dokazuj... Jesteś aż tak pijany?
– Przecież ci nie
dokuczam. Nie moja wina, że twoje serce znienacka zaczęło bić jak po biegu. –
Nie mógł sobie odmówić podroczenia się z nią. – Chyba że chodziło o to…? –
Ponownie dmuchnął jej w kark.
Narcyza wciągnęła
gwałtownie powietrze i zadrżała lekko w jego objęciach. Syriusz zastygł. Teraz
to jego serce galopowało. Oparł czoło o jej bark, walcząc z chęcią przywarcia
do jej pleców i polizania najwyraźniej bardzo wrażliwej skóry. Zastanawiał się,
czy słyszy jego puls, czy jednak było to poza jej zasięgiem.
Odetchnął głęboko i
prawie jęknął. Chciał wziąć uspokajający oddech, a zamiast tego wypełnił płuca
jej podniecającym zapachem. Odsunął się i odwrócił do niej plecami.
– Możliwe, że
faktycznie jestem bardziej pijany, niż by się mogło zdawać. Prześpię się dziś
na tej połówce łóżka.
//*//
Choć zasypiali
osobno, rano znów obudzili się w tej samej pozycji co za pierwszym razem.
Syriusz zaśmiał się bezgłośnie, gdy to sobie uświadomił. Mniej mu było do
śmiechu, gdy zdał sobie sprawę, że pewna jego część także odtworzyła swoje
zachowanie z ostatniego razu. I tym razem nie miał szlafroka, pod którym mógłby
ukryć erekcję. Sądził, że pełne poranne erekcje to już relikt przeszłości, ale
przy Narcyzie najwyraźniej przeżywały swój renesans.
– Dzień dobry –
przywitała się. – Chyba mówiłeś coś o spaniu po drugiej stronie.
– Najwyraźniej mój
nos stwierdził, że mu zimno.
Blondynka zaśmiała
się z lekkością.
– Dlatego ogrzewasz
go właśnie w moim biuście?
– Skorzystałem tylko
z twojej oferty, sądząc po tym, jak mnie oplotłaś ramionami.
– Objęłam cię, bo się
do mnie przysunąłeś.
– Nie przysunąłbym
się, jakbyś mi nie dała do tego okazji.
– Czyli to moja wina,
że odwróciłam się w twoją stronę?
– Nie nazwałbym tego
winą, chyba że tobie to przeszkadza. Osobiście nie mam zażaleń. – Obrócił głowę
i oparł szorstki policzek na jej dekolcie. Nieważne jak bardzo uwielbiał jej
zapach, potrzebował tlenu do oddychania. – Właściwie mógłbym się do tego
przyzwyczaić.
Serce kobiety zabiło
o wiele mocniej, a ona sama wciągnęła głośniej powietrze.
– Ja również –
wyszeptała. – Dlatego boję się, że jak tylko to się skończy… – umilkła,
szukając odpowiednich słów.
– Za bardzo się
przejmujesz. Skup się na razie na tym, co jest tu i teraz. A jeśli nie
potrafisz, to ci w tym pomogę.
– Niby jak?
Syriusz uśmiechnął
się, choć tego akurat zobaczyć nie mogła.
– Przekonasz się na
własnej skórze.
//*//
Wieczorem Syriusz
spławił Ariama i zaszył się z Narcyzą w salonie. Podał lampkę wina Narcyzie, po
czym ze swoją w dłoni usiadł bokiem na kanapie. Zakołysał kieliszkiem,
wpatrując się w kuzynkę.
– Opowiedz mi o
sobie.
– Co mam ci
opowiedzieć, Syriuszu? Przecież mnie znasz.
Zamoczył wargi w
winie, upijając odrobinkę.
– Znam ciebie jeszcze
z czasów szkolnych. Przez te parę lat pewnie sporo się pozmieniało. Polubiłaś
nowe rzeczy, inne ci się znudziły, byłaś w wielu miejscach. Opowiadałaś mi o
swoich przyjaciołach, ale ja chciałbym dowiedzieć się więcej o obecnej tobie.
Kobieta westchnęła
cicho i zaczęła opowiadać o sobie. O tym, jak na początku była w sumie
zauroczona Lucjuszem, jak ją adorował przed ślubem i jak odsunął się od niej po
urodzeniu chłopców.
Potem jakby
zapomniała o mężu i zachęcona przez bruneta zagłębiła się w opowieść o miłych
chwilach spędzanych z synami, podróżach i błahostkach.
//*//
– Pamiętam jak
chłopcy mieli po kilka lat – zaczęła nową opowieść. – Igniss jakimś cudem
dostał w swoje ręce farbę do włosów. Mugolską farbę. – Uśmiechnęła się lekko. –
Niemniej Ig wmówił Draco, że to nowy szampon z odżywką i musi mieć go na głowie
przynajmniej dwadzieścia minut.
– To był chociaż
jakiś naturalny kolor? Czy przerobił Draco na elfa?
– Miał czarne włosy,
jeśli o to ci chodzi. Jak twoje. Chociaż Draco był nieźle przerażony, kiedy to
odkrył i cały dzień przepłakał w moich ramionach. Potem wyszło, że Ig farbę
zdobył od kogoś z rodziny, u której się wychowywał w roku szkolnym…
Mężczyzna zatrząsł
się od powstrzymywanego śmiechu.
– Na jego miejscu już
nigdy nie zaufałbym czemuś, co przeszło przez ręce Ignissa. Skoro raz mu się
udało, to czemu miałby nie spróbować znowu.
– Szkoda, że nie było
cię obok i nie uświadomiłeś go w tym, bo Draco jeszcze kilka razy złapał się na
jego psikusy.
– Słodka naiwności…
Ach, zazdroszczę Igowi. Regulus zbyt szybko zrobił się podejrzliwy.
– Więc w wolnych
chwilach przerzucałeś się na mnie, co? Bo ja ciągle wierzyłam, że w końcu
zmądrzałeś i już więcej nie będziesz mi robić psikusów.
– Już ci chyba
wspominałem, że i tak cię oszczędzałem, nie chciałem, żebyś się na mnie
obraziła.
– Och, doprawdy?
Łaskawca z ciebie.
– Wykręcanie innym
numerów, dokuczanie im, wygłupy… to dla mnie jak powietrze.
– Czyli to dlatego na
każdym kroku starasz się dokuczyć Igowi?
– Masz mnie. Ale też
dlatego, że zwyczajnie lubię się z nim sprzeczać, ma charakterek. Muszę się z
kimś kłócić, inaczej bym się zanudził.
– Ach, rozumiem.
Czyli z Igiem się nie nudzisz.
– O nie, wiem co ci
teraz przyszło do głowy.
– Sam mi dajesz to do
zrozumienia, kochany.
– Mam różne potrzeby
do zaspokojenia. Ustawiasz mnie po kątach, jak tylko zacznę się rozkręcać, więc
nie mam możliwości się przy tobie wyszumieć… Choć to trochę za mocne słowo jak
na takie drobne przekomarzanki.
– Gdybym cię nie
stopowała, to te twoje małe przekomarzanki wcale nie byłyby takie małe.
– Teraz brzmisz,
jakbym niepilnowany miał wywołać drugą wojnę krasnoludzką, która spopieli pół
kontynentu... Schlebia mi twoja wiara w moje siły. – Posłał jej rozbawione
spojrzenie.
– Mówię jedynie, że
czasami się zapominasz i takie przystopowanie jest ci potrzebne.
Mężczyzna umilkł na
dłuższą chwilę, pogrążając się w myślach. Kołysał leniwie kieliszkiem,
wpatrując się w blask paleniska odbijający się w jego zawartości.
– Możesz mieć rację.
Przy tobie łatwiej mi nad sobą zapanować. Swoją obecnością zapewniasz mi
przestrzeń, w której mogę się wyciszyć. Tak sobie teraz myślę, że brakowało mi
tego, gdy przestałaś się do mnie odzywać.
– W takim razie nie
dawaj mi powodów do milczenia i przychodź do mnie, kiedy poczujesz taką
potrzebę. – Posłała mu łagodny uśmiech.
– Możesz się mnie
więc od czasu do czasu spodziewać. Tak z raz w miesiącu może.
– Och, sądziłam, że
częściej będziesz mnie nawiedziać.
– W tym konkretnym
celu nie częściej jak co miesiąc, a tak ogólnie… nie opędzisz się ode mnie.
– Jeszcze bardziej
niż do tej pory? Chcesz wrócić do poziomu namolności z czasów zanim jeszcze
poszedłeś do Hogwartu?
– Sądziłem, że już go
nawet przekroczyłem. W końcu wtedy z tobą nie sypiałem. Teraz monopolizuję cię
nawet nocami.
– Spędzasz teraz ze
mną więcej czasu, owszem. Ale wtedy byłeś przy tym bardziej nieznośnym urwisem.
Chociażby gdy podrzuciłeś mi jakieś robale pod sukienkę.
– Wiesz, jak tak cię
słucham, to momentami mam wrażenie, że dla ciebie dzieciństwo w moim
towarzystwie było mało przyjemne. Zawsze wspominasz tylko o numerach, które ci
wyciąłem i doprowadzały cię do płaczu. Prawie.
– Spokojnie, miałeś
też swoje urocze momenty. Jak miałeś pięć lat, chciałeś być moim... stylistą?
No w każdym razie kimś w tym rodzaju.
– Mam przeczucie, że
zaraz padnie zdanie, że pofarbowałem ci w jakiś dziwny sposób włosy i jeszcze
zrobiłem ubraniowy przekręt.
– Nie. Próbowałeś
rozczesywać mi włosy. Siadałeś na łóżku, ja na ziemi przed tobą i pozwalałam ci
się bawić. Kiedy znudziło cię machanie szczotką, odkładałeś ją na bok i po
prostu bawiłeś się moimi włosami. Z kolei kiedy mówiłam, że na dzisiaj koniec,
robiłeś taką zrozpaczoną minkę. Zupełnie jakbym chciała ci zabrać najlepszą
zabawkę. Wtedy na ogół kończyliśmy, śpiąc razem w moim pokoju. Trzymałeś w
dłoni jeden z moich kosmyków i zasypiałeś bez przeszkód.
– Czyli jednak
monopolizowałem cię nocami nawet w dzieciństwie… Kompletnie o tym nie
pamiętałem. To zdecydowanie przyjemne wspomnienie. Przychodzi ci do głowy coś
jeszcze?
– Hm, tak. –
Wyciągnęła różdżkę i przywołała do siebie książkę. Podała ją Syriuszowi z
lekkim uśmiechem. – Jak tylko dowiadywaliście się z Regulusem, że zostaję na
noc, męczyliście mnie tak długo, aż nie zgodziłam się przyjść i poczytać wam
którejś z przygód Johnny’ego.
Mężyzna przyjrzał się
okładce i przekartkował książkę.
– Nie przypominam
sobie, byś kiedykolwiek nam coś czytała – rzucił cicho. Na szybkiego przebiegł
wzrokiem pierwszą stronę. – A tego kompletnie nie kojarzę. – Położył delikatnie
wolumin na kolanach skołowanej kuzynki. – Prawdę mówiąc, nie pamiętam zbyt
wiele z naszej wspólnej przeszłości. – Uśmiechnął się smutno.
– To przez Azkaban? –
spytała, chwytając delikatnie za jego dłoń. Skinął powoli głową.
– Mam świadomość, że
bardzo cię wtedy lubiłem, ale moje wspomnienia dotyczą sytuacji pokroju twojej
zapłakanej miny. Czasem jak rozmawiamy, przypominają mi się weselsze momenty,
ale niezbyt często. Dlatego pomyślałem, że jeśli mi o nich opowiesz, to
przynajmniej w pewien sposób je odzyskam. – Odstawił pusty kieliszek na stolik
i uśmiechnął się przymilnie. – To jak, opowiesz mi bajkę na dobranoc, Cyziu?
– A już chcesz iść
spać, Urwisie?
– Niech to będzie
długa bajka.
//*//
Już jakiś czas temu
Syriusz ułożył się na kanapie, z głową na jej kolanach i z dołu słuchał
opowieści. W trakcie lewa ręka kobiety spoczęła gdzieś na wysokości jego
mostka. Opuszkami odszukała najbliższy guzik, zataczając malutkie kółeczka
wokół niego. Nawet nie zdawała sobie sprawy z tego, co robiła. A Syriusz nie
zamierzał jej powstrzymywać.
– Narcyzo… – odezwał
się, gdy skończyła którąś już z kolei opowieść. – Przypomniałem sobie, jak to
było z tymi robalami pod sukienką. Nie skojarzyłem w pierwszej chwili, bo wcale
nie zamierzałem ci wtedy dokuczać. Same tam wlazły, nie zmuszałem ich. – Wydął
lekko wargę, odwracając na moment wzrok. – To był chyba rzadki gatunek. Tak
ładnie im się pancerzyki błyszczały, chciałem ci je pokazać, ale uciekły... A
ty je rozdeptałaś i jeszcze zrobiłaś mi awanturę. Było mi wtedy strasznie
przykro.
– Już nie odwracaj
kota ogonem. Wtedy próbowałeś wrobić Regiego.
– Bo spanikowałem.
Byłem przekonany, że się więcej do mnie nie odezwiesz, jeśli dowiesz się, że to
ja ci je “podrzuciłem”.
– Nie wiem czemu, ale
jakoś mam wrażenie, że robisz sobie teraz ze mnie żarty.
– Zapewniam cię, że
nie robię. Ale pewnie i tak mi nie wierzysz.
– Jak ty mnie dobrze
znasz…
Kąciki ust mężczyzny
opadły lekko, a spojrzenie z twarzy Narcyzy przeniosło się na płonący kominek.
– Żartowałam. Nie
tylko ty potrafisz stroić sobie z innych żarty.
Mężczyzna mruknął,
dając w ten sposób znać, że najwyraźniej jej nie wierzy.
– Co powinnam zrobić,
byś mi uwierzył, hmm? – spytała, nachylając się nad nim nieznacznie.
Spojrzał jej znowu w
oczy. Tkwił tak przez dłuższą chwilę, najwyraźniej się zastanawiając, po czym
znów odwrócił wzrok. Podniósł się powoli na łokciu i skinął na nią palcem.
– Nachyl się, to ci
powiem.
Kobieta wzniosła oczy
ku niebu, lecz wykonała jego prośbę.
Brunet chwycił ją
wolną ręką za kark i pocałował w usta. Otworzyła szerzej oczy, niedowierzając.
~*~
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, tak mi przyszło, że może Lucjusz wściekał się na Syriusza o Severusa o te żarty na nim... co za podchody...
weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Monika
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńHejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, tak mi przyszło do głowy, że może Lucjusz wściekał się na Syriusza o Severusa o te żarty na nim... co za podchody...
weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia