piątek, 26 sierpnia 2016

Rozdział 59

Na samym początku zmiany, zmiany i jeszcze raz zmiany.
Może nie są one jakoś szczególnie wielkie... albo nie, w sumie są :D
Razem z Saneko doszłyśmy do wniosku, że pisanie w pierwszej osobie nam nie służy (wow! Po takim czasie!). Dlatego uzgodniłyśmy, że przejdziemy do formy trzecioosobowej. Może dzięki temu uda się nam częściej wrzucać rozdziały.
Po cichu zdradzę, że 60 rozdział już poszedł pod pióro i całkiem dobrze nam z nim idzie.
Jednak co dwie główki to nie jedna!

~*~

Gabinet profesora Yoshizawy w porównaniu do gabinetu Mistrza Eliksirów był naprawdę przytulny. Niby w obu panował porządek, wszelkie księgi i przybory potrzebne do prowadzenia zajęć znajdowały się na swoich miejscach, jednak z pomieszczenia zagospodarowanego przez Japończyka dało się czuć przyjemne wibracje. Chociaż może przyczyniały się do tego nieznaczne różnice takie jak ramka ze zdjęciem na biurku czy zestaw do herbaty, który trzymał z tyłu pomieszczenia na małym stoliczku.– Profesorze?
– Tak? – Mężczyzna podniósł wzrok znad czytanego pergaminu i zmarszczył nieznacznie brwi, jakby doszukiwał się podstępu. – Coś się stało, Draco? – spytał po chwili, łagodniejąc widocznie i wykonując zapraszający gest w swoją stronę.
– Chciałem porozmawiać – oznajmił nastolatek, wchodząc pewniej do środka. Rozejrzał się uważnie na boki. – Ostatnim razem nasza rozmowa nie przebiegła zbyt dobrze.
– Cóż… Byłem zdenerwowany, ty również. Takie rzeczy się zdarzają.
– Nawet jeżeli to nie powinienem stawiać cię pod ścianą i ciągle atakować. – Ślizgon pokręcił lekko głową.
– Jesteś Malfoyem – blondyn skrzywił się na ten argument – a Malfoyowie z tego co wiem, nie zdobywają swoich racji poprzez zwykłe proszę. Ty, oczywiście, różnisz się od swojego ojca, ale niektóre nauki zdarza ci się wykorzystywać w nagłych wypadkach.
– Jednak w stosunku do ciebie to i tak nie było fair. I nie próbuj mnie bronić – dodał z naciskiem, kiedy dojrzał, jak mężczyzna otwierał usta, by się wtrącić. – A przynajmniej nie w tej kwestii.
– Jesteś przewrażliwiony – westchnął Japończyk, odkładając dokumenty. Odsunął się z krzesłem od biurka, ale nie podniósł się nawet o minimetr. – Ale pomińmy już to i przejdźmy do prawdziwego powodu twoich odwiedzin.
– Rezygnuje z zajęć jazdy konnej.
– Domyśliłem się tego, ale to chyba nie wszystko, prawda?
Draco przez chwilę milczał, patrząc tylko na profesora. Zerknął w stronę jedynego obrazu w pomieszczeniu. Walczącego rounina nie było na nim widać. Może znowu przeszedł do ram któregoś z rycerzy na pojedynek.
Ale przynajmniej była mniejsza szansa, że czyjeś uszy będą wystawione na ich rozmowę.
– Chcę się upewnić, że nie będziesz w żaden sposób mścił się na Harrym.
– Będę go traktował tak samo jak do tej p…
– Czyli nieprzychylnie? – Uniósł jedną brew ku górze. – Haru, wiem jak go traktujesz. Dlatego proszę, abyś traktował go jak zwykłego ucznia. Nie mojego chłopaka.
– Dobrze – przytaknął bez mrugnięcia okiem. – Przy okazji, czy ten twój chłopak nie ma przypadkiem dzisiaj meczu? – Ślizgon kiwnął głową. – Więc chyba powinieneś pójść mu kibicować.
– Czy będę mu kibicować czy nie, on i tak wygra. Czeka go zbyt dobra nagroda, by pozwolił sobie na przegraną.
 
//*//

Harry, cmoknąwszy Draco na przywitanie w kącik ust, odsunął się o krok, szczerząc jak idiota.
Blondyn wywrócił oczami, uśmiechając się kącikiem ust.
– To gdzie idziemy? – spytał ciekawsko brunet.
– Kiedy ostatnio polowałeś na większą zwierzynę? – Ślizgon zdawał się nie zwracać uwagi na pytanie chłopaka.
– Eee? Nigdy – odparł lekko skołowany, po czym palnął: – Chyba że liczy się bazyliszek, to w drugiej klasie.  
– No to teraz będziesz miał okazję. – Wcisnął mu w ramiona ciężką torbę, wypełnioną surowym mięsem. – Bo zapolujemy na postrach Zakazanego Lasu – dodał, odwracając się na pięcie i idąc stronę linii lasu.
– Chcesz dobrowolnie wejść do Zakazanego Lasu? Tak bez Kła? – spytał zaczepnie Harry, sprawdzając zawartość torby, po czym zarzucił ją na ramię i zrównał ze swoim chłopakiem.
Malfoy prychnął.
– Proszę cię, Potter – rzucił dobrze znanym, charakterystycznym tonem. – Ten kundel prędzej przydałby się tobie, a nie mi. – Brunet wywrócił oczami. Obraz piszczącego ze strachu młodego Malfoya wciąż jak żywy tkwił w jego pamięci. – Zresztą chodzę tam co kilka dni, więc nie potrzebuję przewodnika.
– Chodzisz co kilka dni na polowanie…? – Gryfon spojrzał na niego z niezrozumieniem. – Po co? To tak dla zabawy czy rozsmakowałeś się w dziczyźnie? Chociaż chwila, musiałbyś ją przecież gdzieś oprawić, no i upiec...
– Mam tajną bazę, a przynajmniej tak nazwał to Ignis – odparł swobodnie. Właśnie weszli między drzewa, a Draco prowadził chłopaka w tylko sobie znanym kierunku. Ślizgon wyciągnął chwilę wcześniej różdżkę i zaczął oświetlać ziemię przed nimi.
– Zamierzasz polować różdżką?
– Nie, zębami – zironizował. – W końcu moje imię do czegoś zobowiązuje.
Wyraz konsternacji obecny na twarzy Harry’ego od dłuższej chwili wreszcie zniknął, gdy Gryfon prychnął rozbawiony.
– Chciałbym to zobaczyć. Ale po co w takim razie to mięso? Rozumiem, gdybyśmy zakładali pułapki, ale skoro będziemy używać różdżki to to trochę bez sensu...
– Będziesz przekupywał Strażnika Lasu – wymyślił na poczekaniu arystokrata, posyłając mu krótkie spojrzenie.
– Jesteś pewien, że to dobry wybór? Wątpię, by centaury jadały kurczaki...
– Centaury? – Teraz to Malfoy zdawał się być zbity z tropu.
– No, centaury – przytaknął. – To one strzegą tego lasu, a przynajmniej tak mi się do tej pory wydawało… W końcu to magiczne stworzenia, ale mogą porozumiewać się z ludźmi, no i mają łuki… Pasują na strażników lasu.
– Łuki… – mruknął, trawiąc usłyszaną informacje. – Dobrze, że jeszcze ich nie spotkałem. I nie o nich mi chodziło.
Po chwili doszli na średniej wielkości polankę, gdzie trawa sięgała im spokojnie do kolan. W niektórych miejscach była udeptana, tworząc coś na kształt sporego leża. Tym bardziej, że tuż obok leżały fragmenty ciał lub kości zwierząt.
– No, jesteśmy na miejscu  – oznajmił chłopak zadowolony z siebie. Kopnął jedną z kości bardziej w stronę większej kupki.
– Draco, czy my właśnie weszliśmy do jakiegoś legowiska? – spytał cicho, rozglądając się nieufnie dookoła. Poprawił torbę na ramieniu i zacisnął palce na różdżce wciąż schowanej w kieszeni jego spodni.
– Dokładnie tak. A ty masz torbę z żarciem, by zjadło kurczaki, a nie nas.
Gdzieś z boku trzasnęła gałąź, na co wzdrygnął się nawet blondyn, a Harry wyszarpnął różdżkę i wycelował na oślep w miejsce, skąd dobiegł dźwięk.
– Czym dokładnie jest to coś, do czego przyszliśmy?
– Czymś, co może zabić nas w ciągu chwili, a Avada tylko wkurzy – powiedział, podchodząc do chłopaka. Stanął przed nim, obejmując jedną ręką szyję bruneta. Przygryzł wargę, patrząc na niego z błyskiem. – Chcesz ostatniego pocałunku, gdyby to nie miało humoru i to były nasze ostatnie chwile?
W zielonych oczach mignął strach, ale zaraz po tym zmrużyły się lekko.
– Jesteś podłym Ślizgonem, Draco, ale na szczęście daleko ci do szalonego Gryfona. Tak naprawdę nic nam nie grozi, prawda? Prócz tego, co zawsze zagraża w Zakazanym Lesie...
Blondyn przez chwilę nie odpowiadał, by wzruszyć w końcu ramionami.
– To zależy, jak na ciebie zareaguje – odparł, a w tym samym czasie coś dużego wylądowało tuż za Gryfonem. Gorący oddech uderzył w kark nastolatka, kiedy stworzenie ewidentnie go obwąchiwało. – Nie rób gwałtownych ruchów.
Nie żeby Harry’emu trzeba było to mówić, skoro zamarł w chwili, gdy poczuł za sobą obecność stwora.
Ślizgon otworzył torbę, by wyciągnąć spory kawałek surowego kurczaka. Po czym wziął duży zamach i rzucił, wołając cicho: Aport! Oczy Pottera rozszerzyły się w niedowierzaniu.
Obecność zwierzęcia zniknęła zza chłopaka. Chrzęst miażdżonych kostek i odgłos kłapnięcia pyskiem, uzmysłowił Harry’emu, że stworzenie złapało swój posiłek.
– O. Więc ma dobry humor – zauważył rozbawiony, cmokając chłopaka w kącik ust.
Gryfon momentalnie powiódł wzrokiem za aportującym stworzeniem i aż sapnął z niedowierzaniem.
Galena uniosła łeb, patrząc na nastolatków. Wydała z siebie coś na kształt gardłowego pomruku, robiąc kilka szybkim kroków w ich stronę. Zatrzymała się tuż przed nimi, po czym wpakowała pysk we wnętrze torby, porywając większą część mięsa.
– Gal! – krzyknął cicho Draco, pacnąwszy smoka czubek głowy. Samica machnęła łbem, wycofując się nieznacznie i patrząc na blondyna
– Ha… haha… Imię zobowiązuje, co? Masz smoka za zwierzątko domowe... – bąknął Harry, przyglądając się tej scenie nieco ogłupiały. – Skąd go wytrzasnąłeś…? albo może raczej – jakim cudem go oswoiłeś? Albo… czemu trzymasz go w szkole??
– Jej pełne imię to Galena – powiedział spokojnie. – I jest samicą, tak swoją drogą. Przy okazji jest ze mną od swoich narodzin i szaleje, jak jest zbyt długo daleko ode mnie. Dlatego dyrektor pozwolił ją umieścić tutaj. Wie o tym garstka nauczycieli i trzech… czterech uczniów razem z tobą.
– Dyrektor pozwolił ją tu umieścić? – powtórzył. – Jakim cudem? Znaczy, czy to nie jest nielegalne? – Przypomniał sobie jak Hagrid zmuszony był odesłać Norberta do Rumuni, a przecież początkowo też planował trzymać go w Zakazanym Lesie.
– Nie, kiedy Galena została uznana za mojego chowańca. – Wyciągnął rękę i pogładził samicę po szyi. – W wakacje uciekłem z Ignissem z domu i zatrzymaliśmy się u rodziny w Japonii. Tam przepisy są odrobinę różne, a pewna wpływowa kobieta, siostra profesora Yoshizawy oficjalnie pozwoliła mi być właścicielem smoczycy, a Igowi właścicielem graniana. Dlatego posiadam ją jak najbardziej legalnie.
Galena poruszyła się w stronę Harry’ego, trącając go zaczepnie pyskiem w ramię. Niestety, nie zrobiła tego zbyt delikatnie, więc chłopak zachwiał się widocznie.
– Czy w przypadku smoków istnieje jakaś etykieta zachowania? – Odzyskawszy równowagę, wrócił spojrzeniem do blondyna, jednak co jakiś czas zerkał ku smoczycy. – Wiesz, coś jak z hipogryfami?
– Nie porównuj jej do tego drapieżnika – mruknął oburzony. – Galena jest specjalna i jedyna w swoim rodzaju. Gdy jesteś ze mną, nie powinna cię zaatakować. Chyba że stwierdzi, że mi zagrażasz. Albo na moje wyraźne polecenie. Chociaż pewnie nie zaatakowała by na “bierz go”, bo jej tego nie uczyłem. – Przytulił się do pleców chłopaka, całując go w kark. – Przyprowadziłem cię tu, by Galena cię polubiła, a kiedyś nawet przychodziła na twoje wezwanie i broniła cię w niebezpiecznych chwilach.
– Chcesz podzielić się ze mną swoim smokiem? – Położył dłoń na rękach splecionych na jego brzuchu i mocniej wtulił się w Ślizgona. Przyjemne ciepło rozeszło się w jego piersi.
– Chcę, żeby Galena nie broniła tylko mnie, ale też osoby, które coś dla mnie znaczą – powiedział z ustami przy uchu Pottera. – Oprócz ciebie zbliżyłem tak do niej tylko Ignissa i Verę. Ig jest moim drogim kuzynem, Vera w wielu sprawach mi pomagała, a ty...
– A ja?
– A ty jesteś Chłopcem, Który Przeżył – parsknął cicho. – To chyba wystarczający powód, żeby cię chronić, co?
– …och – bąknął. Nagle cała radość i to ciepłe uczucie uleciały z niego. Aż oklapły mu ramiona.
– Żartowałem, głupku. Masz mnie za tak płytkiego? – Pocałował go krótko w ucho, przesuwając dłońmi po jego okrytym materiałem brzuchu. – Nie byłbym z tobą, gdybym cię nie lubił. A skoro się z tobą spotykam, to chcę byś był w miarę możliwości bezpieczny. A jeśli kiedyś od ochrony Galeny będzie zależało twoje zdrowie, to zrobię wszystko, by zaczęła traktować cię jak członka rodziny.
– Nie żartuj tak więcej – ostrzegł nieco nadąsany. – Ale dzięki za troskę. Ten smok przynajmniej stanowi jakąś realną pomoc w porównaniu ze smokiem, którego mam na plecach – rzucił żartobliwie.
– Oczywiście, chociaż twojego smoka mam ochotę częściej całować – wyznał z cichym pomrukiem. – A teraz wyciągnij kurczaka z torby i nakarm ją. Lubi być rozpieszczana i dzięki temu jeszcze bardziej u niej zapunktujesz.
 
//*//

Gdy wracali do zamku, nie było jeszcze nawet pory kolacji, ale jak to w listopadzie bywa  – szybko zapadający zmierzch zmusił ich do zakończenia odwiedzin.
– Co ty na to, żeby odpuścić sobie dziś kolację? Albo przynajmniej kolację w Wielkiej Sali.
– Zapraszasz mnie na kolacje we dwoje? – Draco spojrzał na chłopaka z błyskiem w oczach. – Ze śniadaniem czy bez?
– Ale że jak ze śniadaniem…?
– Nieważne – mruknął rozbawiony. – Spytaj się potem Iga, co to znaczy, ale teraz wnioskuję, że bez.
Potter patrzył na niego przez chwilę, zastanawiając się, czy drążyć, czy porzucić temat. Ostatecznie wzruszył ramionami.
– Po prostu nie chcę jeszcze wracać do Wieży.
– A mi nie śpieszy się wcale do Lochów, więc mamy coś wspólnego. Pokój Życzeń?
– Jestem za. Tylko po drodze zgarniemy z kuchni coś do jedzenia. Od karmienia Galeny zrobiłem się głodny.
– Zwierz z ciebie. To prowadź do tej kuchni – zarządził niczym książę.
Pół godziny później, gdy wreszcie udało im się opuścić kuchnię najedzonym i tylko z połową a nie całą torbą “przekąsek na potem”, które wcisnęły im nadopiekuńcze skrzaty, weszli do niewielkiego pomieszczenia, utrzymanego w różnych odcieniach brązu, gdzie większość powierzchni zajmowało spore, na oko bardzo wygodne dwuosobowe łóżko.
– Jak już mówiłem, zwierz… – mruknął blondyn, wchodząc głębiej i siadając na łóżku. – Niewyżyty zwierz.
Harry zignorował docinek. Postawił torbę z jedzeniem na niewielkim stoliku nocnym, po czym zdjął niedbale buty, nie przejmując się nawet ich rozwiązywaniem i wszedł na łóżko. Położył się na środku na brzuchu, wsuwając lewą rękę pod poduszkę. Westchnął cicho, dopiero teraz odczuwając, jak bardzo był to męczący i pełen wrażeń dzień – lekcje, potem mecz i “polowanie na dziką zwierzynę” dały mu się we znaki. Odwrócił twarz ku Draco i poklepał lekko miejsce koło siebie, patrząc na niego wyczekująco.
– Nawet nie myśl, że się obok ciebie położę – zastrzegł, przesuwając się nieznacznie bliżej Harry’ego. Położył dłoń na plecach chłopaka, podciągając odrobinę materiał do góry i wślizgując palce pod niego. Dotknął zimnymi opuszkami rozgrzanej skóry, gładząc ją z umiarem.
– Skąpiec o lodowatych dłoniach – burknął brunet i wsunąwszy drugą rękę pod poduszę, ułożył się wygodniej. Jakby wbrew swoim słowom, przyglądał się blondynowi spod półprzymkniętych powiek, wyraźnie odprężony.
– Ciesz się, że lodowate – mruknął, nie przerywając wędrówki palców. – Wiesz, co mówią o osobach, które mają zimne dłonie?
– Wiem – przytaknął, a uśmiech igrał w kącikach jego ust.
Draco nachylił się nad Harrym i wyszeptał mu do ucha.
– Cieszy mnie, że wiesz – i liznął go po małżowinie. Lekki dreszcz przebiegł brunetowi po plecach.
– Draco, połóż się przy mnie – poprosił cicho, obracając się na bok.
– Rozkazujesz mi? – spytał, patrząc na niego z góry. Wystawił przed siebie dłoń, która jeszcze niedawno spoczywała na plecach Pottera. – Poproś mnie ładniej.
Harry podniósł się na łokciu i po chwili wahania chwycił go lekko za nadgarstek, lokując kciuk wewnątrz jego dłoni. Przyciągnął rękę do ust i zerkając na niego kątem oka, pocałował paliczki, potem wierzch kciuka… Przesunął wargi na obrzeże wnętrza dłoni, wycałowując drogę do nadgarstka. Dotarłszy do niego, puścił rękę Draco i sięgnął wyżej. Otoczył ramieniem jego szyję i wtulił w nią twarz.
– Położysz się przy mnie, Draco?
– Nie – odparł chłopak, sprawdzając reakcję rówieśnika. Harry przesunął nosem po jego obojczyku, jakby to miało przekonać blondyna. – Nie położę się przy tobie, tylko na tobie… – wyjaśnił, odsuwając go od siebie.  Bez problemu ułożył go w poduszkach na plecach, kiedy sam uniósł się i usiadł na biodrach Gryfona. – Będziesz mi robił za poduszkę. Trochę niewygodną i daleką od moich standardów, ale jakoś to...
– Oj, zamknij się już i chodź tutaj – przerwał mu, wyciągając ramiona w zapraszającym geście.
Malfoy prychnął chyba tylko dla zasady, bo bez słowa położył się na klatce piersiowej chłopaka, z nosem w szyi i palcami wczesanymi w czarne kosmyki. Potter z kolei objął go w pasie, jednocześnie głaszcząc go po ręce.
Leżeli tak przez dłuższą chwilę w ciszy, po prostu rozkoszując się swoją bliskością. Nie wiadomo kiedy, dłoń Harry’ego do tej pory spoczywająca spokojnie na boku Ślizgona, również zaczęła błądzić leniwie po jego ciele.
– Lis z ciebie – mruknął cicho, przesuwając nieznacznie ustami po skórze szyi. – Przebiegły – pierwsze liźnięcie – cwany – drugie – lis. – Zassał się nieznacznie, zapewne zostawiając słabą malinkę.
– Mmm… ja? – rzucił rozleniwiony. – To ty nagle zaatakowałeś moją szyję… – zauważył, po czym prychnął rozbawiony. – Jakbyś użył zębów, byłbyś smokiem na polowaniu...
– Dupek – prychnął, odsuwając się od niego nieznacznie. – Ja tylko odpowiedziałem atakiem na twoje molestujące mnie dłonie – zauważył, wyginając nieznacznie ciało, by uświadomić Gryfona, gdzie teraz znajduje się jedna z jego rąk. A była prawie na wysokości mostka, pod koszulką.
– Och… Sorki, zrobiłem to bezwiednie – rzucił ze skruchą w głosie, choć ręki nie zabrał.
– Tak, jasne – przeciągnął głoski w ten swój irytujący sposób. – Zrobiłeś to z premedytacją. Po prostu pragniesz mnie ciągle dotykać, przyznaj się. – Pocałował go powoli w szczękę. 
– ...przyznaję – mruknął lekko zażenowany. – Chcesz złożyć zażalenie? – spytał zaczepnie.
– W sumie to tak – odparł bez wahania. Harry otworzył przymknięte do tej pory oczy i spojrzał na blondyna. – Za mało się przykładasz.
– Ślizgon – rzucił, tak jakby to miała być obraza.
– Ale twój – wymruczał, nim pocałował go leniwie.

//*//
 
Gdy Harry jakąś godzinę przed ciszą nocną wrócił wreszcie do pokoju wspólnego, po imprezie nie było już śladu. A raczej okazało się, że w ogóle nie było żadnego świętowania. Co prawda widział, jakie nastroje panowały w drużynie po meczu, ale myślał, że chociaż reszta domowników będzie się cieszyć z awansu… Najwyraźniej nie tylko zawodnicy uważali, że to zwycięstwo zbyt spektakularne nie było.
Brunet przeszedł przez pokój wspólny, uśmiechem kwitując nieliczne podziękowania i gratulacje za złapanie znicza, jednocześnie próbując wyłapać wzrokiem Iga. Ostatecznie znalazł go w dormitorium odrabiającego na łóżku lekcje.
– Nie masz lepszych planów na piątkowy wieczór? – zagadał, siadając obok. – Nie robimy dziś wieczoru filmowego?
– Chyba niewielu byłoby chętnych. Hermi-mama poszła na spotkanie z Elenką, Ron chyba poszedł pod prysznic, Ginny ostatnio widziałem czytającą w kącie pokoju wspólnego. No i ty sam miałeś chyba ciekawsze plany, prawda? – spytał z błyskiem w oku.
– Dużo ciekawsze – przytaknął, uśmiechając się szeroko. Zerknął w stronę Seamusa i Deana, wydawali się jednak zbyt zajęci rozmową, by zwracać na nich uwagę. Ale i tak przezornie ściszył głos. – I jednocześnie dziwne. Chodzi mi o Gal.
– Galena jest okropna. Ostatnio próbowała mnie ugryźć – poskarżył się, odsuwając od siebie notatki i książki. – Mówię ci, ona próbuje mnie zabić.
– Poważnie? Przecież to przerośnięty szczeniak. Może po prostu chciała się z tobą pobawić? Mnie dziś trzy razy wywróciła...
– I dla zabawy dwa tygodnie temu spaliła mi płaszcz?
– Och.
– A to jeszcze nie wszystko. Parę dni temu zamachnęła się na mnie ogonem. Gdyby nie Draco, mogłaby złamać mi żebra. Na dzień dobry na mnie warczy, a w wolnych chwilach próbuje mnie podejść z boku czy od tyłu.
– Może kiedyś jej jakoś podpadłeś, co? Albo, hmm, boisz się jej, albo jesteś negatywnie nastawiony? Nie żebym był specjalistą, ale zwierzęta chyba to wyczuwają.
– Podpadłem? – sapnął zaskoczony. – Niby czym?
– No nie wiem… Może dokuczałeś przy niej Draco?
– Nie dokuczałem. Zresztą jeszcze w Japonii pchała mi się na kolana równie mocno jak Draco. Więc nie wiem, o co jej teraz chodzi.
– Ja też nie mam już pomysłów… A, właśnie! – podniósł nieznacznie głos. – Miałem się ciebie zapytać, co znaczy “kolacja ze śniadaniem”. Zaproponowałem mu dziś, żebyśmy odpuścili sobie kolację w Wielkiej Sali i zjedli razem, a on spytał, czy… no co? Z czego się śmiejesz? – spytał skołowany, patrząc z naburmuszeniem na zwijającego się przyjaciela.
– Jaaaa…! – zawył ze śmiechu, opadając na plecy i nie przejmując się tym, że zwalił część rzeczy na ziemię. – O mój…! Ale jaja!
– IG! Przestań z łaski swojej i powiedz mi, co to… eee… och. – Potter sapnął momentalnie oblewając się rumieńcem. Trybiki w jego głowie wreszcie zaskoczyły.
– Boże…. Jesteś taki niewinny – zaśmiał się, patrząc na przyjaciela z radochą. – Zaproponował ci spędzenie nocy w jego towarzystwie. Kolacja, noc, a potem śniadanie…
– Cholera… nie wierzę, że już drugi raz go spławiłem. Jestem idiotą… – mruknął, zasłaniając czerwoną twarz ręką.
– Przynajmniej teraz nie miał ci tego za złe, co? Ale to i tak śmieszne… Dean! Seamus! – zawołał, skupiając na sobie uwagę pozostałych Gryfonów. – Jak wy go uchowaliście?!
– Ale o co chodzi?
– Jak on może być tak niewinn… hmppppf!
– IG! Nie mów! – krzyknął cicho Harry, zasłaniając przyjacielowi usta.
– Czego ma nie mówić? – zagaił Ron, wchodząc do pokoju. – Słychać was na drugim końcu korytarza. Co się dzieje?
– Nic…!  – odparł zbywająco Harry, siłując się z Igiem, który próbował odciągnąć jego dłonie.
– Harry najwidoczniej nie radzi sobie z flirtowaniem/podtekstami.
– Słyszeliście…? – spytał zrezygnowany i jednocześnie zaniechał kneblowania Blacka.
– Nie dało się was nie słyszeć – przytaknął rozbawiony Dean.
– Chciałeś mnie udusić, dupku! – krzyknął w tym samym czasie Black. – Powiem Draco! Skopie ci za to dupę!
– Myślałem, że sam się umiesz bronić, Ig. A teraz kuzynem się będziesz wyręczał?
– Hej, chwila, Ron. Po czyjej ty jesteś stronie?!
– W sumie racja. Zabiję go gołymi rękami – zawołał Ig i w tym momencie rzucił się na Harry’ego.
Potter krzyknął po części zaskoczony, po części rozbawiony i znów zaczął się siłować z przyjacielem. Tylko tym razem było w tym więcej turlania się po łóżku. Trzej pozostali chłopcy przez chwilę ich obserwowali, po czym stracili zainteresowanie i zajęli się sobą. Ig i Harry po paru minutach przerwali i nieco zdyszani leżeli obok siebie, śmiejąc się cicho.

//*//
 
“Masz plany na jutrzejszy wieczór?”
Draco uśmiechnął się nieznacznie, odczytując wiadomość, kiedy wyszedł wykąpany z łazienki. Usiadł na łóżku, próbując sobie przypomnieć czy nie umówił się z kimś na jutro, ale oprócz gry w szachy z Pansy i Blaisem o osiemnastej nie miał niczego.
“W sumie od 20 nic nie mam, więc jeśli ta godzina Cię satysfakcjonuje, czekam na propozycję.”
“ 20 brzmi w porządku. Jeśli masz też wolną niedzielę rano, to co powiesz na śniadanie z kolacją?”
Parsknął, widząc pytanie chłopaka i jeszcze to jego: “znaczy… kolację ze śniadaniem”.
Harry czasami bywał tak rozkosznie ciapowato-nieświadomy.
“Odrobiłeś pracę domową jak widzę. Więc muszę Cię za to nagrodzić. Nie mogę doczekać się naszej kolacji ze śniadaniem… albo odwrotnie :P”
“Spadaj draniu! Ig się już wystarczająco ze mnie nabijał”
Pewnie miał powód, pomyślał blondyn wchodząc pod kołdrę.
“też nie mogę się doczekać… chciałbym mieć Cię teraz koło siebie... albo na sobie”
Przygryzł wargę, kiedy dreszcz podniecenia przeszedł przez jego ciało.
“Kusisz...Będziesz miał to wszystko już jutro”
“NAPRAWDĘ nie mogę się doczekać. Dobranoc, Draco :*”
“Śpij dobrze, Harry :*” 

//*//
 
Draco, powstrzymując się od ziewnięcia, szedł niezbyt szybkim krokiem w stronę Wielkiej Sali. W sumie, był już dość blisko. I bardzo dobrze, bo chyba tylko kawa mogła postawić go na nogi. Albo herbata. Kakaem też by w sumie nie pogardził. Wystarczy, że będzie płynne i gorące.
– Malfoy, zaczekaj!
Zmarszczył nieznacznie brwi, przystając w miejscu i spoglądając na idącą w jego stronę szybkim krokiem Wiewióreczkę. Na szczęście była sama. Bo nie wiedziałby, jak się do niej zwrócić, gdyby braciszek jej przypadkiem towarzyszył.
– Gin, witaj. Wydawało mi się, że do tej pory traktowałaś mnie tu – omiótł ręką korytarz – niczym powietrze. Co się zmieniło?
– Ty też jakoś nie wykazywałeś chęci na publiczne bratanie… No, ale ja nie o tym chciałam. Gdy wczoraj po meczu poszłam do stajni, dowiedziałam się, że zrezygnowałeś z klubu. Dlaczego? – spytała z niezadowoleniem, chwytając się pod boki. – Przecież nawet Harry chciał dołączyć.
– Miałem swoje powody i nie rozumiem, czemu wspominasz o Potterze. Co mnie obchodzi decyzja Złotej Nadziei? – rzucił jej niezadowolone spojrzenie.
– Oj, nie udawaj większego drania, niż jesteś. I nie wmówisz mi, że nie podobała ci się perspektywa uczenia go. Przecież widzę, że ze sobą kręcicie. – Tym razem splotła ramiona na piersi, robiąc przy tym minę “nie udawaj i tak wiem, jak jest”.
– Że co?! Czy ty próbujesz mnie teraz obrazić? – warknął, robiąc krok w jej stronę. – Przez wzgląd na wspólne zajęcia, chciałem być dla ciebie miły, ale przegięłaś pałę, Gin.
– Malfoy, to ty przeginasz. Bierzesz mnie za idiotkę? W dodatku ślepą? Najwidoczniej Hermiona i Ron są za blisko z Harrym, by cokolwiek zauważyć, zresztą nie lubią cię, więc nawet jeśli coś podejrzewają, to nie dopuszczają do siebie myśli, że waszą dwójkę mogłoby łączyć coś innego niż nienawiść. No i ostatnio są zajęci swoimi sprawami. Co prawda nie wiem, jak to wygląda na lekcjach, ale podczas posiłków ciągle ku sobie zerkacie. Przyglądam się wam już od dłuższego czasu. – Malfoy z każdym słowem dziewczyny robił się coraz bledszy. Skoro ona to zauważyła, to czy w takim razie nie wie o tym więcej osób? Chociażby ktoś pokroju Notta. – Więc? Czemu odszedłeś?
– Nie twój interes – prychnął, rzucając jej nienawistne spojrzenie. – I jeśli dowiem się, że powiedziałaś komuś o mnie i o Harrym, to pożałujesz, że moje i jego imię padło z twoich ust w jednym zdaniu.
Odwrócił się na pięcie i szybkim krokiem ruszył ku Wielkiej Sali.
Dziewczyna patrzyła za nim przez chwilę zdziwiona, po czym z lekko zmarszczonym czołem poszła na śniadanie.

2 komentarze:

  1. Dzięki za wstawienie kolejnego rozdziału :) Trochę trudno się przestawić na czytanie opowiadania z 3-osobowej perspektywy, ale jeśli ma być łatwiej pisać kolejne części to postaram się przestawić :) Doczekałam się w końcu poznania Geleny przez Harrego :D Moja ulubiona scena w tym rozdziale, z resztą wspaniale opisana.
    Uwielbiam to jak Harry i Draco się droczą ze sobą. Trochę inna wersja ich poprzednich kłótni, w których się wyzywali i bili.
    Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział. Pozdrawiam. Iz

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej,
    no ciężko jest się teraz przestawić na trzecioosobową narrację,  podobało mi się to, że widziało się daną sytuację oczami bohatera...
    a co do rozdziału... wspaniale Harry poznał Galene chyba go zaakceptowała i to kolacja ze śniadaniem, tak Harry taki niewinny, Ginny zauważyła, że są razem....
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń