Wieczorem Syriusz
znów wybrał się do pokoju kuzynki. Ze względu na późną godzinę ubrany był w
piżamę i szlafrok, ale kompletnie się tym nie przejmował. W przeciwieństwie do
napotkanego na schodach Ariama, który akurat zmierzał do jego pokoju.
– Na spacery ci się
zebrało? Właśnie szedłem dotrzymać ci towarzystwa.
– Obędzie się, mam
już na dzisiejszy wieczór plany. Może i wróciłeś, ale nie zamierzam przez to
porzucać tej miłej rutyny, którą wypracowaliśmy z Cyzią.
– Chcesz powiedzieć,
że jak mnie nie było, to każdy wieczór z nią spędzałeś?
– Wreszcie nie
musiałem się nią z tobą dzielić, nawet nie wiesz, jak mnie to cieszyło. Więc
teraz też grzecznie wracaj do swojego pokoju i daj mi się nacieszyć czasem
sam-na-sam z Narcyzą.
– Sam-na-sam? Nie
mów, że ją pieprzysz?
– Nawet jej jeszcze
nie pocałowałem – warknął. Nie spodobał mu się sposób, w jaki o niej mówił. –
Jak będę zbyt nachalny, to ucieknie i na tym się skończy. A na to nie mogę
sobie pozwolić.
– A niech ucieka… Nie
możesz mieć na jej punkcie aż takiej obsesji.
– To nie obsesja.
Jestem po prostu wierny swoim uczuciom.
– W takim razie
dobrze ci radzę, przełóż swoje uczucia na inną kobietę.
– Raz dałem się
przegonić i widzisz, jak to się skończyło. Drugi raz nie oddam Narcyzy w ręce
innego mężczyzny. Ani nie zmarnuję więcej swojego życia na uciekaniu.
– To się źle skończy.
Będziesz tego żałować.
– Jedyne czego mogę
żałować, to poddania się. Dałeś mi drugą szansę, za co jestem ci dozgonnie
wdzięczny, ale na tym kończy się twój wpływ na moje życie. Zrobię, co będę
chciał. A chcę żyć u boku Narcyzy.
– Wiesz, że
najprawdopodobniej ona zginie na wojnie?
– Tak jak każdy z nas
ma pięćdziesiąt procent szans.
– Słyszałem jej
rozmowę z dyrektorem. Chce osobiście zemścić się na mężu. Jak sądzisz, kto
wygra? Lucjusz, który nie ma oporów przed rzucaniem na nią Cruciatusów,
gwałceniem i mordowaniem… czy ona, która nigdy nie była w stanie rzucić
niewybaczalnego?
– Skoro już o tym
wiem, to wystarczy, że będę ją ubezpieczał. Nie żebym wcześniej planował
zostawić ją całkiem samą sobie. A teraz wybacz, ale uciekają mi cenne minuty,
które mógłbym spędzić na flirtowaniu z Cyzią.
– Dobrze ci radzę
Syriuszu, odpuść ją sobie.
– Nie słucham rad
innych, już taki mam charakter. Dobranoc, Ariamie.
Ariam odprowadzał
wzrokiem odchodzącego mężczyznę.
Chyba będzie musiał
zainterweniować, by Syriusz ostatecznie dał sobie spokój z tą kobietą. Narcyza
nie była go warta. Szkoda, że on o tym nie wiedział. Jeszcze.
//*//
– A ty jak myślisz,
powinnam wtedy posłuchać Blanche? Syriuszu? – spytała zaskoczona brakiem
reakcji ze strony kuzyna. Mężczyzna półsiedział, półleżał obok niej. Twarz miał
zwróconą w jej stronę, ale zamknięte oczy zdradzały jego aktualne zajęcie.
Spał.
Blondynka uśmiechnęła
się lekko z rozczuleniem. Syriusz musiał być naprawdę zmęczony, skoro zasnął
jak dziecko, więc tym bardziej uderzyło w nią, jak bardzo mężczyzna starał się,
by nie doskwierała jej tu samotność. O ile w ogóle można mówić o samotności, kiedy
obok ma się tak żywego kuzyna i syna.
Pogładziła go po
włosach.
– Syriuszu połóż się
normalnie – szepnęła, obserwując jak Syriusz z sennym pomrukiem spełnia jej
prośbę. Ułożył się na brzuchu z nosem wciśniętym w poduszkę.
Zachichotała cicho,
przykrywając go kołdrą.
Byleby tylko nie
zabrakło mu tlenu, pomyślała, gasząc świecę i układając się do snu. Była
ciekawa, jak Syriusz zareaguje rano na myśl o tym, że zasnął.
//*//
Syriusz z błogością
wciągnął rozkoszny zapach. Był wypoczęty, zrelaksowany i było mu przyjemnie
ciepło. To nie było normalne. Nie mógł śnić o tym, że jest wyspany, to by było
absurdalne. W dodatku słyszał tuż przy sobie spokojne bicie serca i to z
pewnością nie było jego. W dodatku podejrzane wydało mu się, że ciepło było mu
nawet w twarz. I doskonale znał ten zapach. Wyobraźnia podsunęła mu absurdalną
wizję pozycji w jakiej się aktualnie znajdował. Dlatego otworzył oczy, mając
nadzieję, że okaże się prawdą.
Och, słodka wilo.
Spojrzał w górę na podbródek Narcyzy. Bał się poruszyć, by jej nie obudzić. Nie
miał pojęcia, jakim cudem skończył, śpiąc wtulony w jej dekolt, ale dziękował
losowi za tę szansę. Zamknął oczy, napawając się swoim prywatnym rajem. Póki
Narcyza się nie obudzi i nie da mu po głowie za – jakby nie patrzeć – macanie jej,
nie zamierzał odsuwać się od jej miękkich piersi. Choć pewnie rozsądniejszym
byłoby wyjść z łóżka póki śpi i nie jest w stanie zauważyć jego erekcji.
Nie wahał się jednak
ani sekundy. Póki nie robił nic poza przytulaniem się, Narcyza mu wybaczy.
Ale też nie planował
przez resztę życia być dla niej jedynie “drogim kuzynem”. Musiała wreszcie
zacząć patrzeć na niego jak na mężczyznę, więc jednak powinien zrobić
cokolwiek.
Granica, której nie
mógł przekroczyć, była bardzo cienka.
Objął ją mocniej w
pasie i wyciągnął szyję, całując ją delikatnie w obojczyk, po czym znów ukrył
twarz w jej biuście.
To nie było wiele,
ale puls tak mu przyspieszył, że przestał słyszeć bicie jej serca, choć
przecież biło dosłownie przy jego uszach. Gdy odrobinę się uspokoił, zaczął
gładzić ją po plecach. Jednocześnie chciał i nie chciał, żeby się obudziła. Po
dłużej chwili ponownie wyciągnął szyję, by pocałować ją w obojczyk, ale zamarł
nim jego usta sięgnęły celu. Narcyza poruszyła się, nabierając głośniej
powietrza. Serce znów zadudniło Syriuszowi w uszach, gdy zamarł w oczekiwaniu.
Obudzi się czy nie?
Nie obudziła się.
Poczekał jeszcze z
minutę, po czym stwierdził, że chyba oszalał.
Skoro pozwoliła mu
spać w swoim łóżku, musiała coś do niego czuć. Może nie była to tak silna
miłość, jak jego do niej, ale z pewnością miała do niego słabość. Czego on się
tak obawiał? Że go znienawidzi? Że go wykopie z łóżka, bo się do niej przytula?
Bo ona go przytula? Do tej pory jakby
zupełnie pominął ten fakt, ale przecież jej ramiona go otaczały. Byli tak samo
winni. Jeśli można tu było w ogóle mówić o winie.
Tym razem ucałował
jej skórę ze zdecydowaniem. I jeszcze raz troszkę niżej… I jeszcze raz już na
samej granicy jej koszuli nocnej, po czym mocno wtulił się w jej biust i
zaciągnął głęboko jej zapachem. Zamiast delikatnego głaskania, teraz drapał
lekko jej plecy, mając nadzieję, że ta mocniejsza pieszczota ją wybudzi, jeśli
jeszcze nie spowodowało tego jego wiercenie się.
Narcyza wydała z
siebie cichy jęk zmieszany z westchnieniem. Poruszyła się w jego ramionach,
zaciskając palce na tyle jego koszuli od piżamy. Uderzyło go, jak niewiele było
potrzeba, by elektryzujący dreszcz przebiegł w dół jego kręgosłupa.
Drapanie zamienił z
powrotem na głaskanie, tym razem wędrując dłonią po znacznie większym obszarze,
czasem nawet zahaczając o boki. Niezmiennie jedynie wtulał twarz w jej biust.
Blondynka westchnęła
po raz kolejny, przytulając go do siebie mocniej. Odetchnęła głębiej uchylając
powieki i zerknęła w dół.
– Na Sala…
Przepraszam – wyszeptała, natychmiast rozluźniając ręce, by dać większą swobodę
kuzynowi.
Syriusz nie odsunął
się nawet o cal, niezmiennie poruszając ręką. Jedynie uniósł nieco brodę, by
nie mówić wprost w jej piersi.
– Syriuszu? –
mruknęła, nie bardzo wiedząc, co myśleć. Czuła ciepło na policzkach i ze
wszystkich sił nie chciała, by zażenowanie odbijało się na jej twarzy.
– Dzień dobry –
przywitał się, jak gdyby codziennie budzili się w takiej pozycji. – Dobrze ci
się spało? Bo ja dawno się tak nie wyspałem. Jesteś remedium na kiepskie noce.
– Polecam się na
przyszłość? – odparła niepewnie, nie wierząc sama, że to mówi.
– To zaproszenie?
Jeśli tak, to z radością je przyjmę.
Narcyza posłała mu
niezdecydowany uśmiech, nie mając serca mówić mu, że to nie było zaproszenie. W
końcu jeśli wspólne spędzenie nocy od czasu do czasu ma sprawić, że Syriuszowi
będzie lepiej oraz że zobaczy wspaniały uśmiech na jego twarzy, była gotowa to
zrobić.
– Długo już nie
śpisz? – spytała, wyciągając rękę i przeczesując nią ciemne pukle.
– Parę, może
paręnaście minut.
– I nie obudziłeś
mnie?
– Jestem niecnym
mężczyzną, wiedziałem, że jak się obudzisz, to zaraz każesz mi się odsunąć,
więc chciałem się nacieszyć chwilą. Czy takie wytłumaczenie cię
satysfakcjonuje? – spytał z lekkim rozbawieniem, próbując przekuć prawdę w
żart. – Czy może powinienem powiedzieć, że tak słodko spałaś, że nie miałem
serca cię budzić? Jak sądzisz, która odpowiedź jest prawdziwa?
– Nie mam pojęcia –
wyszeptała, zakłopotana.
– A którą byś w takim
razie wolała uznać za prawdziwą?
– Czemu mam wrażenie,
że nieważne którą wybiorę i tak będzie to błędna odpowiedź?
– Bo najwyraźniej
zbyt dobrze mnie znasz. Obie odpowiedzi są jednocześnie poprawne i błędne. –
Obrócił głowę, przytulając policzek do jej dekoltu.
– Kłuje… – Zadrżała.
– Masz kłujący zarost.
– Przeszkadza ci on?
– Nie, jest całkiem
przyjemny – przyznała cicho.
– To… było całkiem
szczere – rzucił równie cicho i potarł szorstkim policzkiem o jej skórę.
Sprężysta tkanka uginała się miękko pod jego dotykiem. – W takim razie nie
obrazisz się, jak jeszcze tak poleżę? Naprawdę nie chce mi się wstawać.
Serce kobiety zabiło
mocniej, co Syriusz doskonale słyszał. W ciszy czekał na odpowiedź,
stwierdzając, że sam się od niej pierwszy nie odsunie. A dopóki ona tego nie
robiła, był szczęśliwy.
– Jeżeli to ma
sprawić ci przyjemność – mruknęła z dozą niepewności. Na powrót wczesała palce
w czarne fale, pieszcząc go.
Syriusz zamruczał
przeciągle.
– Uwielbiam, jak tak
robisz. – Na powrót wtulił nos w jej dekolt i wzmocnił uścisk. – Ślicznie
pachniesz, wiesz?
– Daj spo…
– Choć tak szczerze
odpowiedniejsze byłoby określenie "seksownie" – dodał po namyśle. Jej
serce ponownie przyspieszyło, a on uśmiechnął się triumfalnie.
– Schlebia mi, kiedy
tak mówisz – zaczęła powoli, a jej serce nie zwolniło ani o jotę. – Zaraz… nie
używałam żadnych perfum – zauważyła, a puls jej jeszcze przyspieszył.
– Twój zapach, Cyziu,
wygrywa ze wszystkimi perfumami.
– Na Salazara!
Syriuszu! – zawołała cicho z czymś na kształt oburzenia i pretensji. Jednak
miał przeczucie, że w ten sposób chciała ukryć swoje zmieszanie. – Nie nabijaj
się ze mnie w ten sposób…
Mężczyzna odsunął się
i podniósł do siadu, poprawiając szlafrok.
– Nawet jeśli
zapewnię, że się nie nabijam, ty i tak będziesz dalej uważać swoje… – Wstał z
łóżka i ruszył w kierunku drzwi. – Dlatego po prostu zapomnij, co powiedziałem.
Tę rundę przegrałem, ale następnym razem nie uda ci się tak łatwo podważyć
mojej szczerości. Widzimy się na śniadaniu.
//*//
– Coś taki
niezadowolony? Boli cię, że Nar od dwóch dni traktuje cię z dystansem?
– Nie, to po prostu
ten czas w miesiącu – sarknął.
– U ciebie czy u
niej?
– U wszystkich.
Ariam uniósł jedną
brew, czekając na wyjaśnienie.
– Zbliża się pełnia.
Rozmawiałem przed chwilą z Tonks, ludzie z Zakonu zaczynają się robić nerwowi.
Wyjątkowo tym razem nie wyłamuję się z tłumu. Fakt, że Narcyza mnie unika
owszem, dodatkowo mnie drażni, ale to nie główny powód. Więc raczej nie
będziesz miał się z czego nabijać.
– No trudno. To w
takim razie pójdę podokuczać jedynej kobiecie w okolicy.
Syriusz miał minę,
jakby chciał mu tego zabronić, ale zamiast tego jedynie stwierdził, że pójdzie
do ogrodu poćwiczyć zaklęcia.
– No proszę. Czyli
dajesz mi wolną rękę – mruknął do siebie, uśmiechając się paskudnie. Już
wiedział, jak wykorzysta ten czas sam na sam z Narcyzą.
– Nie raz już byłeś z
nią sam, nie będę popadał w paranoję. W końcu ostatecznie jesteś po mojej
stronie.
– Zrobię wszystko dla
twojego dobra – przyznał. Co nie znaczy, że będzie robił wszystko po jego
myśli.
– W takim razie,
Narcyza jest bezpieczna. Widzisz, jak wpływa na mnie jej chłodna postawa. Jakby
z jakiegoś powodu miała się do mnie już nigdy nie odezwać… Znudziłoby mi się
tkwienie tutaj.
– Spokojnie, pewnie
niedługo jej przejdzie i zacznie się do ciebie odzywać jakby nigdy nic.
//*//
Następnego wieczora
Syriusz zaprosił do kwatery Tonks. Kobieta od długiego już czasu nie miała
kontaktu ze swoim narzeczonym? Mężem? Czy dalej tylko chłopakiem? Syriusz
naprawdę nie potrafił powiedzieć, na jakim etapie życia był jego – zdawałoby się
– najlepszy przyjaciel. Jakoś odkąd wrócił do życia nie było okazji wypytać o
takie rzeczy.
Wyszedł z kuchni, gdy
tylko usłyszał rumor na korytarzu i bluzgającą Tonks. Mógłby gdzieś przestawić wreszcie ten stojak, by w niego nie
wchodziła, ale tak go bawiła jej niezdarność i powtarzalność w tej kwestii, że
postanowił nigdy go stamtąd nie ruszać.
Jedynym mankamentem
był fakt, że za każdym jednym razem przybycie Nimfadory kończyło się wrzaskami
jego matuli przy wtórze pozostałych – jakże dostojnych – członków ich wesołej
familii.
Ledwo pojawił się w
zasięgu wzroku portretu, a ten zaczął wywrzaskiwać obelgi pod jego adresem. Gdy
próbował zaciągnąć kotarę, na schodach pojawiła się zwabiona hałasem Narcyza.
Ona też nie uniknęła swojego przydziału wrzasków i gróźb. Nawet Ignissowi się
oberwało, choć nie za wiele, bo Syriuszowi wreszcie udało się uciszyć obraz.
– Wybaczcie… Ja nie
wiem, jak to się dzieje. Chyba ktoś zaczarował ten stojak by właził mi pod
nogi.
– Nie patrz tak na
mnie, to nie ja.
– Ja też nie. – Igniss
uniósł obronnie ręce. – Ja nawet nie posiadam różdżki.
– To oczywiste –
machnęła zbywająco dłonią – atakuje mnie tak już od lat, nawet nie miałbyś na
to szansy.
– No nie? –
Nastolatek wyszczerzył się radośnie. – Ale czemu w ogóle nie możecie wyciszyć
cioteczki albo w ogóle jej wykurzyć?
– Jeszcze za życia
zabezpieczyła ramę zaklęciami trwałego przylepca i jeszcze jakimiś innymi,
przez co nikt nie jest w stanie jej stąd ruszyć – stwierdził kwaśno Syriusz. –
Uwierz mi, gdyby tylko była taka szansa, pozbyłbym się jej bez chwili wahania.
– To może ja
spróbuję, co? Jestem całkiem pewien swoich umiejętności.
– Sądzisz, że dasz
radę? – Tonks spojrzała na niego z lekkim pobłażaniem. – Nawet dyrektor nie był
w stanie nic na nią poradzić.
– Mam swoje sposoby i
parę asów w rękawie. – Wzruszył ramionami. – Ostatnio przyswoiłem sporo
staroangielskich zaklęć, coś się na pewno nada.
– Nie zaszkodzi
spróbować. Ale jak się znów rozwrzeszczy, to tym razem sam będziesz ją uciszał
– rzucił mu na odchodnym mężczyzna i wraz z młodszą kuzynką ruszył w stronę
salonu.
– Dasz radę, synku. –
Narcyza posłała mu łagodny uśmiech i dołączyła do dorosłych czarodziejów.
Ariam z kolei zaczął
zacierać ręce. Zapowiadała się wyśmienita zabawa.
//*//
Wrzask kobiety
przeszył powietrze, stawiając wszystkich na baczność. Rama pękła nieznacznie
przy upadku na ziemię, co jeszcze bardziej wkurzyło zmarłą dawno czarownicę.
– Ty niewdzięczniku!
Przeklęta zakało! Trzeba cię było nie ratować, kiedy ojciec chciał cię zabijać!
Zdechnij! Sczeźnij!
Ariam zaśmiał się
cicho.
– Zamknij się, stara
babo – mruknął, a szara płócienna nić związała wargi Walburgi. – Zdechnij?
Naprawdę tak myślisz? W końcu byłem twoim zastępczym dziedzicem. Było ci na
rękę, że Lucjusz mnie nie chciał. – Kobieta próbowała coś wykrzyczeć, ale nie
była w stanie. – Moja śmierć byłaby ci nie na rękę. Szkoda więc, że nie żyje,
prawda? – wyszeptał z ustami tuż przy namalowanym uchu. Kątem oka zobaczył, jak
drgnęła zaskoczona jego słowami. – Szkoda tylko, że nigdy już nie otworzysz ust
i nie zdradzisz mojej tajemnicy.
Jego oczy zalśniły
fioletem, kiedy uwolnił swoją prawdziwą magię. Walburga szarpnęła się
przerażona, próbując uciec z ram, co wywołało uśmiech na młodej twarzy. Brunet
uśmiechnął się wiedząc, co uświadomiła sobie właśnie czarownica. Nie mogła
uciec do żadnego innego portretu. Własne zabezpieczenie ją zgubiło.
– Jestem Ariam –
przedstawił się cichym, zadowolonym tonem. Jego oczy z zainteresowaniem
śledziły płomienie tańczące tuż nad twarzą kobiety. – I zrobię wszystko, by mój
ostatni dziedzic miał jak najlepiej. Żegnaj, Walburgo Black. Nikt za tobą nie
zatęskni.
//*//
– Wiem, że Remus jest
zaradny i ma głowę na karku, ale miał wrócić prawie trzy tygodnie temu!
Zaczynam się martwić, że któryś z tych zwierzów zrobił mu coś podczas ostatniej
pełni.
– Nawet jeśli, to już
bardziej wilkołakiem być nie może. A z jakichkolwiek ran by się wylizał. Wiesz,
jaki Remus jest dokładny i uparty. Pewnie nie udało mu się w wyznaczonym czasie
przekonać ich do współpracy, więc został dłużej by mieć więcej czasu na
nakłonienie ich do zmiany decyzji.
– Albo ma problemy z
powrotem? Mówiłaś, że nawet nie wiesz, gdzie on pojechał na tę misję. Może to
lokalizacja, z której nie tak łatwo mu wrócić i stąd ten poślizg? –
zasugerowała Narcyza.
– To w sumie możliwe.
Pewnie nie dość, że siedzi gdzieś na drugim końcu wysp, to jeszcze w jakieś
totalnej głuszy. W końcu stado nie może mieszkać nigdzie blisko cywilizacji.
– Widzisz? Zamiast
tyle się zamartwiać w samotności, powinnaś od razu przyjść do nas pogadać.
– Nie myśl, że jak
teraz wrócę do naszego domu, to nie będę się martwić…
– Waszego? Mieszkacie
razem?
– Od jakichś dwóch
miesięcy. Wprowadziłam się do niego, dlatego tym bardziej nieswojo się czuję,
jak go nie ma…
Zerknął na jej dłoń,
ale nie dostrzegł na palcu obrączki.
– Ale nie wzięliście
jeszcze ślubu, prawda?
– A ty co, obrońca
dobrych obyczajów? – Niebieskowłosa zaśmiała się z kuzyna.
– Nie w tym życiu,
Tonks. Po prostu zastanawiałem się, czy ominął mnie ślub czy nie.
– O ile jakiś będzie.
Prędzej mandragory zaniemówią, niż Remus mi się oświadczy. Gdyby nie ja, pewnie
do tej pory mówilibyśmy sobie na “pan”, “pani”.
Syriusz zaśmiał się
cicho.
– Potrafię to sobie
wyobra… zić – dokończył powoli, gdy z dołu dobiegł wrzask jego matki. – Oho,
już się rozgadała. Będę świętować dzień, w którym zamilknie na wieki. Oby to
było dzisiaj.
– Syriuszu… to mimo
wszystko twoja matka. – Narcyza posłała kuzynowi karcące spojrzenie.
– Według niej, już
nie. – Wzruszył niedbale ramionami. – Więc nie widzę potrzeby, bym uważał ją za
swoją matkę. W dodatku nie mam po co trzymać portretu kogoś, o kim nie mam
żadnych dobrych wspomnień.
– Ani jednego?
Przecież nie była aż taka zła. Okej, po śmierci męża jej kompletnie odwaliło,
ale wcześniej była normalniejsza… Przynajmniej tak słyszałam od mamy.
– Jak byłem
dzieciakiem, nie była aż taka zła, fakt – przyznał niechętnie. – Na pewno nie
wrzeszczała na wszystkich dookoła jak ta maszkara z obrazu.
//*//
Od paru minut dorośli
wsłuchiwali się w panującą w domu ciszę. Wszystkie portrety gwałtownie umilkły.
Nawet Syriusz nie wyłapał żadnego dźwięku.
– Udało mu się? –
spytała po chwili blondynka, spoglądając w stronę wyjścia z salonu.
Odpowiedź uzyskała
niewiele później, gdy Igniss wkroczył do pomieszczenia wyraźnie z siebie
zadowolony.
Syriusz spojrzał na
niego z zainteresowaniem.
– Jak ci się udało ją
uciszyć?
– Ma się te swoje
sposoby – odparł nastolatek z uśmiechem. – Chociaż wkurzyłem ją tym, że jej…
– Podpaliłeś ramy?
Śmierdzisz dymem – dodał w ramach wyjaśnienia. – Ale i tak nie rozumiem, jak ci
się to udało. Dwukrotnie próbowałem ją podpalić i za nic nie chciał się zająć.
– Iggy… naprawdę to
zrobiłeś? – Pani Malfoy posłała synowi pełne niedowierzania spojrzenie.
– Miałem się nią
zająć, to się zająłem, mamo. – Ig wzruszył niedbale ramionami.
– Udało ci się
odczepić ramę od ściany? – Tonks włączyła się w rozmowę.
– Tak. Rama przy tym
trochę popękała, co chyba rozwścieczyło cioteczkę.
– Mam propozycję.
Lubisz być w centrum wydarzeń i wszystko wiedzieć, więc to powinno być dobre
miejsce. W nagrodę za ten wyczyn powieszę w tym miejscu twój portret, co ty na
to?
Brunet uniósł brew,
spoglądając na niego z kpiącym uśmiechem. Chociaż propozycja Syriusza go
zaskoczyła, to i tak nie miał lepszej perspektywy, w razie gdyby mu się nie
udało.
– Słucham?! –
Blondynka aż podniosła się ze swojego miejsca. – Nie wierzę, że to mu
zaproponowałeś!
Aż cholera, zapomniał
się. Za bardzo zaaferował go fakt, że ma tę wiedźmę z głowy.
– Nie burz się tak,
mówiłem przyszłościowo, a nie że teraz.
– Przyszłościowo?!
Nie nabierzesz mnie! Ja rozumiem, że masz frywolne podejście do różnych spraw,
ale śmierć nie jest powodem do żartów. To co? Może mi też od razu też
zaproponuj jakiś skrawek ściany na mój przyszły portret, co?
– Narcyza ma rację,
przesadziłeś, Syriuszu. To nawet nie było wredne, ale zwyczajnie chamskie.
Świetnie. Dostaje
ochrzan za to że chce powiesić na honorowym miejscu portret protoplasty ich
rodu. Tak jak do tej pory za bardzo mu nie przeszkadzało, że większość nie wie
o Ariamie, tak teraz uznał to za wyjątkowo upierdliwe.
– Muszę wyjść –
mruknęła nagle Narcyza i po cichym pożegnaniu się z Dorą, opuściła towarzystwo.
– Zrobiła się bledsza
niż zwykle – zauważył Ariam. – Twoja uwaga naprawdę musiała ją chwycić za
serce.
– Wiem, nie musisz mi
tego uświadamiać.
– A mnie dziwi, że
ty, Ignissie, wcale się tym nie przejąłeś.
– A czym tu się
przejmować? Pewnie powiesi mnie tak za jakieś czterdzieści, może pięćdziesiąt
lat, kiedy zjawiskowo strzelę sobie w łeb. Po śmierci będzie mi to… zaraz, a
czy charłak w ogóle może mieć własny magiczny portret?
– Nie jesteś “już”
charłakiem, tak tylko przypomnę – prychnął Syriusz, podnosząc się z miejsca.
– Powiedz to mojej
matce, która przez prawie szesnaście lat była tego całkiem pewna. Założę się,
że…
– Idę z nią
porozmawiać – wciął mu się w zdanie, całkiem ignorując młodszego czarodzieja.
– Ej, daj spokój!
Zostawisz tak swojego honorowego gościa?!
– Mówisz o Tonks? –
spytał zjadliwie. – Da sobie świetnie radę beze mnie.
– Tak, jasne… To
tobie chce się znów zdobyć punkty u mojej matki.
– A, jedna sprawa,
Ig. – Odwrócił się ku nastolatkowi, stojąc już przy samych drzwiach.
– Co? Jaka?
– Przepraszam, to co
powiedziałem było niemiłe, wcale nie sądzę, że umrzesz w najbliższej
przyszłości.
– Tak, tak. – Machnął
zbywająco ręką.
– No, teraz mogę
pójść do Narcyzy i przekonać ją, że cię przeprosiłem, a ty mi wybaczyłeś i
wszystko jest idealne. To do potem – rzucił i chwycił za klamkę.
Odpowiedział mu
głośny śmiech nastolatka.
Tonks z
niedowierzaniem patrzyła po obu Blackach, zastanawiając się, czy brak piątej
klepki jest w tym rodzie jakąś klątwą, którą nazwisko ściąga na tego, kto je
nosi.
~*~
Hejka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, chyba Narcyza nie patrzy na Syriusza tak jak on na nią, więc raczej bedzie ciężko tutaj... portret Walburgi w końcu poszedł sie paść...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Monika
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńcudnie, chyba Marcyza nie patrzy na Syriusza tak jak on na nią, więc raczej będzie ciężko tutaj... portret Walburgi w końcu poszedl sie paść :)
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia