niedziela, 10 lipca 2016

Rozdział 58 - Harry


~*~*~*~
Był czwartek, siódmy listopada, czyli minęły prawie dwa tygodnie od kiedy jestem z Draco i przyznaję, że tak wewnętrznie szczęśliwy i spokojny chyba jeszcze nigdy się nie czułem. W ostatnich dniach wszystko zmierzało ku lepszemu. Po wspólnym wieczorze u Draco naprawdę przestałem przejmować się i kryć ze swoim tatuażem. Szczerze, nie wiem, czemu aż tak mi przeszkadzał i czemu tak bardzo obawiałem się reakcji innych. Miałem już jeden trening od tamtego czasu i nikt w szatni na niego nie zareagował, przynajmniej nie tak, jak przewidywałem. Podobnie było z chłopakami z dormitorium. Skończyło się na komentarzach typu “wow! jaki czaderski!” w wykonaniu Deana i stwierdzeniu Rona, że jego bratu – Charliemu – z pewnością by się spodobał i przy najbliższej okazji powinienem mu go pokazać. Nawet Hermiona jakoś bardzo go nie potępiła, a nawet była zaciekawiona faktem, że się poruszał i reagował na dotyk.
Wszedłem pod strumień wody, wzdychając z przyjemności. Nie ma nic lepszego niż chłodny prysznic po godzinnym joggingu. A jeszcze cudowniejszy efekt się otrzymuje, gdy poprzedza on długą gorącą kąpiel. Po takim trio człowiek czuje się jak nowonarodzony, a gdy doda się do tego moje ogólne samopoczucie…
Byłem niemal w niebie.
Niemal, bo moja odmowa spędzenia u niego nocy kładła się cieniem na moje beztroskie samopoczucie.
Przeszedłem na drugi koniec łazienki i zanurzyłem się w pachnącej cytrusami, pokrytej pianą wodzie. Umówiłem się na dziś z Draco na kolejne “łazienkowe spotkanie”. Wczoraj co prawda cały dzień mieliśmy razem zajęcia, ale potem nie mieliśmy za bardzo jak się spotkać, bo on utknął na treningu, a ja z przyjaciółmi w stosie prac domowych, a potem na własnym treningu. Ostatni raz mieliśmy więc okazję pogadać twarzą w twarz przedwczoraj na koniach…
Okej, to wcale nie tak dawno, wiem. Ale i tak mi tego brakuje.
Odchyliłem głowę na brzeg wanny, rozluźniając się. Próbowałem nasłuchiwać, co się dzieje na korytarzu, ale na darmo. Za to po najwyżej paru minutach usłyszałem, jak otwierają się drzwi.
Wszedł bez słowa do środka, idąc najpierw w stronę pryszniców. Przez chwilę nic się nie działo, słyszałem tylko nieznaczny szelest ubrań. Wziął nie-tak-szybki prysznic i wreszcie zajął miejsce obok mnie.
Uchyliłem powiekę i spojrzałem na niego kątem oka – będąc zbyt rozleniwionym, by choćby odwrócić głowę w jego stronę.
– Cześć – przywitałem się z lekkim uśmiechem. – Już się bałem, że się utopiłeś pod tym prysznicem.
– Czemu? – spytał zainteresowany. – Zawsze biorę takie prysznice.
– Też czasem lubię wziąć dłuższy prysznic albo – to szczególnie – dłuższą kąpiel, ale za każdym razem tak robić… Ćwierć życia spędzisz w łazience – rzuciłem zaczepnie.
– Ćwierć życia, od razu! – prychnął cicho, na co uśmiechnąłem się delikatnie. Chwycił przynętę. Tak… uwielbiam się z nim droczyć. – Może zaraz powiesz, że powinienem mieć łóżko w łazience, skoro tyle czasu w niej spędzam? Ja po prostu lubię się dobrze czuć...
– Myślę, że obędziesz się bez łóżka. Wystarczy jakiś koc, w końcu od czego jest wanna.
Zawsze też możesz wziąć mnie ze sobą. Jeśli będziemy robić sobie nawzajem za poduszki, z pewnością będzie wygodniej, pomyślałem.
– Wanna nie jest aż tak wygodna do spania… Wiem z doświadczenia. Drzemki w kąpieli ujdą, ale nie spanie przez pół nocy.
– Taa, wiem, co masz na myśli. Teraz cudownie mi się leży, ale po paru godzinach nie mógłbym ruszyć głową…
– Więc czemu proponujesz mi nocleg w wannie, co?
– Nie proponuję ci noclegu w wannie, tak tylko rzuciłem, bo sam niemalże odpłynąłem, czekając na ciebie. – Zerknąłem na niego ponownie. Również siedział z przymkniętymi oczami, do tego rozparty jak na kanapie. Nie myśląc wiele, przesunąłem się i wtuliłem w niego, opierając głowę na jego ramieniu. Mruknąłem cicho. – Od dwóch dni chciałem to zrobić.
Przytulił mnie do siebie, owijając dłonie wokół talii.
– Doprawdy? Tak bardzo tęskniłeś?
– Moooże… – Przesunąłem dłonią po jego plecach, przyciskając jednocześnie usta do jego barku.
– To nie jest odpowiedź, która mnie satysfakcjonuje, Potty – mruknął, przesuwając jedną dłoń na mój kark. Złapał mnie za włosy, nieznacznie zmuszając do odsunięcia głowy. Spojrzał na mnie rozbawiony.
– Widzę, że jednak nie żartowałeś, gdy kiedyś przyznałeś, że kręcą cię ostrzejsze zabawy – rzuciłem lekko zmieszany, przyciskając głowę do jego dłoni, by zminimalizować dyskomfort. – Tęskniłem, przyznaję, okej? A teraz puść. To mało wygodna pozycja...
– Jeszcze mnie mało znasz – powiedział, rozluźniając palce i przysuwając się, by pocałować mnie z uśmiechem. – Mam nadzieję, że nie bolało… Bo nie miałem w planach zadawać ci bólu...
– Nie bolało, to po prostu było dziwne.
Przemknęło mi przez myśl, że to w sumie nie było złe uczucie. W innej sytuacji może nawet by mi się podobało...
– Cieszy mnie to. Oraz zastanawia pewna rzecz. Ściągnąłeś mnie tutaj, bo usychałeś z tęsknoty czy był jeszcze jakiś powód?
– Chciałem tylko wreszcie móc z tobą swobodnie porozmawiać. Rzucanie jedynie ukradkowych spojrzeń przez cały dzień jest frustrujące.
– Wiedziałeś, na co się piszesz, kiedy prosiłeś mnie o chodzenie, więc teraz nie narzekaj, Harry.
– Wiem i nie zamierzałem narzekać. Tylko stwierdzam fakt. – Wzruszyłem lekko ramionami. – Zdaję sobie sprawę, że to dla nas jedyne wyjście. I nawet momentami myślę, że w pewien pokręcony sposób podoba mi się ta sytuacja, bo dzięki niej jeszcze bardziej cieszę się, gdy wreszcie możemy być sami.
– Tak? I leżeć razem w wannie? Co jeszcze, zboczku? Przyznaj, że lubisz patrzeć na moje nagie ciało – rzucił zaczepnie.
– Masz z tym jakiś problem?? – odparłem zadziornie, choć zaraz uciekłem wzrokiem w bok, czując wpływający na policzki rumieniec. Cholera, a myślałem że dam radę.
– Mm… nie, nie mam problemu. Za to muszę z przykrością stwierdzić, że możesz nawet nie pojawiać się na meczu z moją drużyną, bo z twoją pomocą czy bez niej, Gryfoni są bez szans...
– Chciałbyś. Wygramy bez względu na wszystko. – Odsunąłem się kawałek od Draco i usiadłem przodem do niego, opierając prawą rękę o brzeg wanny. – Tak jak we wszystkich poprzednich latach, gdy kopaliśmy wam tyłki. – Miałem małe problemy z uwierzeniem we własne słowa, ale nie musiał o tym wiedzieć.
– No to inaczej… – wzruszył lekko ramionami, rzucając mi długie spojrzenie. – Nie chcesz ze mną wygrać, bo będę zapijał smutki i nie będę miał dla ciebie w ogóle czasu. Paul z Ianem będą mnie pocieszać… i Zabini pewnie też.
– Draco ty ślizgońska, podstępna kreaturo, nie próbuj mnie szantażować! – warknąłem na pół serio, na pół żartem.
– Ktoś cię szantażuje? – Udał zaskoczenie, zasłaniając na chwilę usta. – Kto jest taki odważny, żeby wchodzić w drogę cudownemu Złotemu Chłopcu?
– Znam takiego jednego Białego Księcia – rzuciłem z przekąsem – o ciętym języku.
– Chciałeś powiedzieć, srebrnym języku – poprawił mnie z uśmiechem. – Doprawdy, nie rozumiem, czemu same osobistości na ciebie lecą? Taki biedny szaraczek jak ja nie ma szans.
– Szans na co? – spytałem zbity z tropu.
– W sumie nie wiem… Tak mi się tylko powiedziało.
Wybuchnąłem śmiechem na widok zmieszania malującego się na jego twarzy. Spojrzał na mnie wilkiem, na co tylko zawyłem, teraz już dosłownie pokładając się ze śmiechu. Słyszałem jak sam zachichotał krótko, ale gdy poniosłem na niego wzrok, miał wielce obrażoną minę. Odetchnąłem głęboko, opanowując się, choć oczywistym było, że udawał.
Zacząłem rysować opuszką palca szlaczki na jego ręce. Po chwili, gdy nie reagował, przykryłem jego dłoń swoją i pochyliłem się, by wyszeptać mu do ucha przeciągłe “Draco”. Gdy zadrżał, już wiedziałem, że wygrana w tej naszej małej grze należy do mnie.
Przygryzłem wargę, powstrzymując się od uśmiechu.
– Świnia – sapnął, odsuwając się od mnie nieznacznie. – Grasz nieczysto. Gryfonowi to nie przystoi.
– Co w tym nieczystego? Ja tylko powiedziałem twoje imię – odparłem niewinnie. A że zapamiętałem parę gestów, które mu się podobają… Powinien być z tego raczej zadowolony, no nie?
– Tak, tak… Robisz wszystko bym stał się małą galaretką… Ale ja się nie dam, wiesz?
– Czy ty próbujesz rzucić mi wyzwanie?
– Ja po prostu stwierdzam fakt… I nie chcę wyzwania, bo ty oszukujesz.
– Wcale że nie! To nie zbrodnia korzystać ze swojej wiedzy.
– Niby jakiej wiedzy? – spojrzał na mnie o wiele czujniej. – Masz jakieś większe doświadczenie, że korzystasz ze swojej wiedzy?
– Na Merlina… Draco! Ile razy mam ci powtarzać, że jestem cholernym prawiczkiem i nie, nigdy wcześniej nawet z nikim nie chodziłem?
– Czyli mam przyjemność zgarniać wszystkie twoje pierwsze razy? – Uśmiechnął się niczym zadowolony kot.
– Nie wszystkie. Całowałem się już wcześniej z Cho Chang.
Automatycznie mina Draco zrzedła.
– Aż tak bardzo chcesz mnie zmonopolizować? – spytałem, świdrując go wzrokiem. Zaczynałem wpadać w podobny nastrój, jak w łazience Draco. Miałem ochotę droczyć się z nim nawet bardziej niż zawsze. Chciałem znów poczuć, jak jego ciało drży w moich ramionach…
– Jakbyś ty nie chciał tego samego w drugą stronę – prychnął. – I dla twojej wiadomości, wcale nie jestem o nią zazdrosny! – dodał, chociaż jego mina zdawała się mówić co innego.
– A szkoda – zacząłem, obserwując swoje palce, które sunęły teraz po jego przedramieniu – bo wtedy musiałbym cię przekonać, że jesteś jedynym – kontynuowałem, gładząc teraz jego ramię, które pokryło się gęsią skórką – którego chcę całować. – Gdy dotarłem do jego barku, podniosłem wreszcie wzrok, krzyżując nasze spojrzenia. Milczałem, czekając na jego reakcję.
Blondyn przymknął oczy, by zaraz je otworzyć i spojrzeć na mnie z uwagą. Jego spojrzenie było ciepłe, ale jednocześnie też inne.
– Wiem, do czego dążysz, Harry.
– Więc może zakończymy te podchody i po prostu mnie pocałujesz?
– A potem zrobię tobie loda i wszyscy będą zadowoleni? – rzucił ironicznie, a moje brwi momentalnie podskoczyły do góry, po czym ściągnęły się w wyrazie konsternacji. – Jeśli tak – ciągnął dalej niezrażony – to nie mam zamiaru...
– Czekaj, czekaj, czekaj! Nawet mi to przez myśl nie przeszło.
– Twoje spojrzenie mówi mi co innego – odparł ze złością.
– Nie wiem, co takiego “mówi ci moje spojrzenie”, ale chciałem cię po prostu pocałować. I może trochę się z tobą podrażnić, żebyś znów tak cudownie drżał pod moim dotykiem… Okej przyznaję. Ale to wszystko. Przecież to nie oznacza, że zaraz musimy zrobić coś więcej!
– Wiesz, że teraz sam sobie zaprzeczasz? Chcesz doprowadzić mnie do szaleństwa, ale jednocześnie kompletnie nic ze mną nie robić... – Jego twarz odrobinę złagodniała.
– Wystarczyło bym całował cię po karku, żeby wywołać u ciebie wspomnianą reakcję. To nie musi się skończyć niczym większym. Możemy nawet poprzestać na samym całowaniu albo darować sobie i to, jeśli nie chcesz i po prostu się przytulić i pogadać. Nie uważam, że każde nasze spotkanie musi się kończyć orgazmem. Albo kilkoma. Równie dobrze każdy z nas może sobie zwalić w samotności – warknąłem poirytowany. – Jedyne na czym mi zależy tak naprawdę to twoje towarzystwo i trochę… czułości – zakończyłem z zażenowaniem.
– Cicho – szepnął cicho, przysuwając się do mnie i wczesując palce w moje włosy. – Cichutko – dodał, całując mnie delikatnie po szczęce, stopniowo przechodząc do ust. A kiedy tam dotarł, pocałował mnie leciutko. Coś ścisnęło mnie w środku. – Przepraszam. – Kolejny drobny pocałunek. – Troszkę przesadziłem...
Objąłem go za szyję i oparłem czoło o jego.
– Ja też przepraszam… Chyba cię trochę zmyliła moja odpowiedź, gdy zaproponowałeś mi żebym u ciebie spał. Powiedz, co sobie wtedy pomyślałeś? – spytałem, odsuwając się nieznacznie, by spojrzeć mu w oczy.
– Nic takiego szczególnego, oprócz tego, że będę sam spał… – powiedział wymijająco. – Ale w sumie mógłbyś powiedzieć, czemu się nie zgodziłeś.
– Eee… to głupie. I nieracjonalne. Choć z tego co mi wszyscy mówią, rzadko postępuję racjonalnie… – zacząłem pokrętnie. – Ja… chyba… po prostu… stchórzyłem? – rzuciłem niepewnie.
– Na Merlina! Serio!?
– Oj spadaj! Przecież ostrzegałem, że to było głupie! Tamtej nocy długo nie mogłem zasnąć, bo przez cały czas się zastanawiałem, czego właściwie się przestraszyłem. Zabij mnie, ale ci nie...
Pocałował mnie gwałtownie, przesuwając językiem po moich wargach. Westchnąłem drżąco, po czym z własnej inicjatywy pogłębiłem pocałunek. Wciąż otaczając jego szyję ramionami, wplotłem palce w jego włosy. Och tak! Tęskniłem za tym uczuciem.
Chłopak złapał mnie za biodra, pociągając na siebie, a gdy tylko usiadłem mu na kolanach, zaczął kręcić maleńkie, delikatne młynki na skórze. Chwyciłem łagodnie jego dłonie i przesunąłem je sobie bardziej na plecy.
– Tam będzie lepiej – wyszeptałem tuż przy jego wargach, po czym skubnąłem je zaczepnie.
Blondyn uśmiechnął się lekko, czułem jak jego wargi unoszą się, kiedy on sam odpowiedział na pocałunek. Wpuściłem jego ciekawski język do środka, dając mu całkowicie wolną rękę.
~*~  
Hermiona cała w skowronkach stanęła nade mną i Ronem. Przerwaliśmy grę w szachy, patrząc na nią z wyczekiwaniem.
– Jak widzę, randka się udała? – zagaiłem, uśmiechając się do przyjaciółki.
– I to jeszcze jak! Tak strasznie wam dziękuję, że mnie namówiliście! – Pochyliła się i każdy z nas dostał po buziaku w policzek. Spojrzeliśmy na siebie z Ronem nieco zaskoczeni, ale już zdążył udzielić się nam jej nastrój, więc zaraz wyszczerzyliśmy się wesoło.
– Tak jak zasugerowałeś, Harry, spotkałam się z nią w PŻ. – Zaczęła, przysiadając na oparciu fotela Rona, jako że było to jedyne miejsce, gdzie mogła usiąść. Sam zajmowałem krzesło przyniesione z drugiego końca pokoju. – Ponieważ wiem, że lubi tańczyć, zażyczyłam sobie jakiś pokój gdzie, mogłybyśmy właśnie potańczyć. Był tam więc parkiet, ale też stolik, bo zorganizowałam przekąski, i kanapa… – urwała wyraźnie zakłopotana, przez co od razu oczywistym się dla mnie stało, że nie służyła im tylko do siedzenia. – W każdym razie, było świetnie i, zaskoczę was, ani razu nie poruszyłyśmy tematu książek – oznajmiła żartobliwie, nawiązując do naszej rozmowy, gdy wypomnieliśmy jej, że nawet Krukoni są mniej sztywni na randkach niż one dwie.
– Czyli możemy uznać, że jesteście oficjalnie razem?
Herm uśmiechnęła się jeszcze szerzej, niż do tej pory i pokiwała radośnie głową.
– Więc możemy liczyć, że od teraz dasz nam trochę więcej luzu, jeśli chodzi o naukę po lekcjach? – spytałem z nadzieją, choć domyślałem się odpowiedzi.
– Chciałbyś! – zaśmiała się. – Po prostu od teraz będziemy czasem uczyć w bibliotece razem z Eleną. Nie musicie się martwić, nie będę was olewać tylko dlatego, że z nią jestem.
– A mogło być tak pięknie… – skomentował uszczypliwie Ron, wzdychając cicho, za co dostał kuksańca od szatynki. Choć jej mina wciąż pozostawała radosna.
– Ktoś musi dbać o wasze stopnie, inaczej jedyne czym byście sobie zaprzątali głowy to jedzenie i quidditch – podsumowała nas bezceremonialnie. – A skoro już o tym mowa, to idźcie po swoje książki, wciąż mamy parę rzeczy do zrobienia!
Obaj z Ronem jęknęliśmy cierpiętniczo.
– Możemy chociaż dokończyć partyjkę?
– W porządku i tak muszę sobie najpierw zorganizować coś do siedzenia i troszkę się odświeżyć… Umawiamy się tu za dwadzieścia… nie, za pół godziny. Powinno wam starczyć, prawda? – spytała z uśmiechem i nie czekając na odpowiedź, odeszła w stronę dormitorium dziewczyn.
– Liczyłem, że jak znajdzie sobie wreszcie dziewczynę, to da nam trochę spokoju… – mruknął Ron, przesuwając swojego gońca.
– Wiem, ja tak samo, ale to nie byłaby nasza Hermiona, gdyby coś takiego jak związek miało jej przeszkodzić w nauce… Nie po tym, jak na trzecim roku używała zmieniacza czasu, żeby uczestniczyć we wszystkich zajęciach…
Ron pokręcił głową, rzucając pod nosem nieco kąśliwie “jakim cudem wytrzymaliśmy z nią tyle lat?”, ale dobrze wiedziałem, że tak naprawdę nie chciałby stracić jej przyjaźni. Choć często wykazywał się niewielką tolerancyjnością, to jakby się tak nad tym zastanowić, nie był pod tym kątem aż tak strasznie konserwatywny…
Po raz kolejny przyszło mi do głowy, że może jednak istniał cień szansy, że zaaprobuje mój związek z Draco. A jeśli takowy był, to zamierzałem zrobić wszystko, by go wykorzystać na swoją i Draco korzyść.
~*~
Tydzień później, w piątkowy wieczór moja drużyna w średnio triumfalnym nastroju przebierała się w szatni po meczu z Puchonami. Co prawda wygraliśmy, ale tylko dzięki temu, że dość szybko złapałem znicz. Udało nam się strzelić raptem trzy bramki, podczas gdy nam strzelono osiem. To był chyba najgorszy mecz, w jakim brałem udział, aż mi trochę wstyd za moją drużynę… Nie mam pojęcia, jak zamierzamy wygrać z takim zespołem przeciwko drużynie Draco…
Odgoniłem od siebie myśl, że powinienem zacząć już planować dla niego kolejną nagrodę za wygraną. W końcu zaraz miałem odebrać własną, nie było więc sensu dołować się na zapas. Ponieważ umówiliśmy się na błoniach kawałek od zamku, pospiesznie wziąłem prysznic i wymigawszy się od świętowania wygranej z drużyną, popędziłem na spotkanie ze swoim chłopakiem.
Uśmiechnąłem się, dostrzegając go z daleka. Podbiegłem kawałek i już po chwili całowałem go na przywitanie.
~*~*~*~

3 komentarze:

  1. Dzięki za wstawienie nowego rozdziału. Jak zawsze był cudowny. Choć przyznam, że trochę krótki :( Sceny z chłopakami wspaniałe i urocze. Czekam z niecierpliwością na kolejną część. Pozdrawiam i życzę weny i czasu. Iz

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział jak zwykle wspaniały. Teraz z dużą niecierpliwością czekam na dalszy ciąg. Basia

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej,
    wspaniały rozdział, wyjaśnili sobie tamtą sytuację, Hermiona ma dziewczynę cudownie...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń