~*~*~*~
Był czwartek,
siódmy listopada, czyli minęły prawie dwa tygodnie od kiedy jestem z Draco i
przyznaję, że tak wewnętrznie szczęśliwy i spokojny chyba jeszcze nigdy się nie
czułem. W ostatnich dniach wszystko zmierzało ku lepszemu. Po wspólnym
wieczorze u Draco naprawdę przestałem przejmować się i kryć ze swoim tatuażem.
Szczerze, nie wiem, czemu aż tak mi przeszkadzał i czemu tak bardzo obawiałem
się reakcji innych. Miałem już jeden trening od tamtego czasu i nikt w szatni
na niego nie zareagował, przynajmniej nie tak, jak przewidywałem. Podobnie było
z chłopakami z dormitorium. Skończyło się na komentarzach typu “wow! jaki
czaderski!” w wykonaniu Deana i stwierdzeniu Rona, że jego bratu – Charliemu –
z pewnością by się spodobał i przy najbliższej okazji powinienem mu go pokazać.
Nawet Hermiona jakoś bardzo go nie potępiła, a nawet była zaciekawiona faktem,
że się poruszał i reagował na dotyk.
Wszedłem pod
strumień wody, wzdychając z przyjemności. Nie ma nic lepszego niż chłodny
prysznic po godzinnym joggingu. A jeszcze cudowniejszy efekt się otrzymuje, gdy
poprzedza on długą gorącą kąpiel. Po takim trio człowiek czuje się jak
nowonarodzony, a gdy doda się do tego moje ogólne samopoczucie…
Byłem niemal w
niebie.
Niemal, bo
moja odmowa spędzenia u niego nocy kładła się cieniem na moje beztroskie
samopoczucie.
Przeszedłem na
drugi koniec łazienki i zanurzyłem się w pachnącej cytrusami, pokrytej pianą
wodzie. Umówiłem się na dziś z Draco na kolejne “łazienkowe spotkanie”. Wczoraj
co prawda cały dzień mieliśmy razem zajęcia, ale potem nie mieliśmy za bardzo
jak się spotkać, bo on utknął na treningu, a ja z przyjaciółmi w stosie prac
domowych, a potem na własnym treningu. Ostatni raz mieliśmy więc okazję pogadać
twarzą w twarz przedwczoraj na koniach…
Okej, to wcale
nie tak dawno, wiem. Ale i tak mi tego brakuje.
Odchyliłem
głowę na brzeg wanny, rozluźniając się. Próbowałem nasłuchiwać, co się dzieje
na korytarzu, ale na darmo. Za to po najwyżej paru minutach usłyszałem, jak
otwierają się drzwi.
Wszedł bez
słowa do środka, idąc najpierw w stronę pryszniców. Przez chwilę nic się nie
działo, słyszałem tylko nieznaczny szelest ubrań. Wziął nie-tak-szybki prysznic
i wreszcie zajął miejsce obok mnie.
Uchyliłem
powiekę i spojrzałem na niego kątem oka – będąc zbyt rozleniwionym, by choćby
odwrócić głowę w jego stronę.
– Cześć –
przywitałem się z lekkim uśmiechem. – Już się bałem, że się utopiłeś pod tym
prysznicem.
– Czemu? –
spytał zainteresowany. – Zawsze biorę takie prysznice.
– Też czasem
lubię wziąć dłuższy prysznic albo – to szczególnie – dłuższą kąpiel, ale za
każdym razem tak robić… Ćwierć życia spędzisz w łazience – rzuciłem zaczepnie.
– Ćwierć
życia, od razu! – prychnął cicho, na co uśmiechnąłem się delikatnie. Chwycił przynętę.
Tak… uwielbiam się z nim droczyć. – Może zaraz powiesz, że powinienem mieć
łóżko w łazience, skoro tyle czasu w niej spędzam? Ja po prostu lubię się
dobrze czuć...
– Myślę, że
obędziesz się bez łóżka. Wystarczy jakiś koc, w końcu od czego jest wanna.
Zawsze też
możesz wziąć mnie ze sobą. Jeśli będziemy robić sobie nawzajem za poduszki, z
pewnością będzie wygodniej, pomyślałem.
– Wanna nie
jest aż tak wygodna do spania… Wiem z doświadczenia. Drzemki w kąpieli ujdą,
ale nie spanie przez pół nocy.
– Taa, wiem,
co masz na myśli. Teraz cudownie mi się leży, ale po paru godzinach nie mógłbym
ruszyć głową…
– Więc czemu
proponujesz mi nocleg w wannie, co?
– Nie
proponuję ci noclegu w wannie, tak tylko rzuciłem, bo sam niemalże odpłynąłem,
czekając na ciebie. – Zerknąłem na niego ponownie. Również siedział z
przymkniętymi oczami, do tego rozparty jak na kanapie. Nie myśląc wiele,
przesunąłem się i wtuliłem w niego, opierając głowę na jego ramieniu. Mruknąłem
cicho. – Od dwóch dni chciałem to zrobić.
Przytulił mnie
do siebie, owijając dłonie wokół talii.
– Doprawdy?
Tak bardzo tęskniłeś?
– Moooże… –
Przesunąłem dłonią po jego plecach, przyciskając jednocześnie usta do jego
barku.
– To nie jest
odpowiedź, która mnie satysfakcjonuje, Potty – mruknął, przesuwając jedną dłoń
na mój kark. Złapał mnie za włosy, nieznacznie zmuszając do odsunięcia głowy.
Spojrzał na mnie rozbawiony.
– Widzę, że
jednak nie żartowałeś, gdy kiedyś przyznałeś, że kręcą cię ostrzejsze zabawy –
rzuciłem lekko zmieszany, przyciskając głowę do jego dłoni, by zminimalizować
dyskomfort. – Tęskniłem, przyznaję, okej? A teraz puść. To mało wygodna
pozycja...
– Jeszcze mnie
mało znasz – powiedział, rozluźniając palce i przysuwając się, by pocałować
mnie z uśmiechem. – Mam nadzieję, że nie bolało… Bo nie miałem w planach
zadawać ci bólu...
– Nie bolało,
to po prostu było dziwne.
Przemknęło mi
przez myśl, że to w sumie nie było złe uczucie. W innej sytuacji może nawet by
mi się podobało...
– Cieszy mnie
to. Oraz zastanawia pewna rzecz. Ściągnąłeś mnie tutaj, bo usychałeś z tęsknoty
czy był jeszcze jakiś powód?
– Chciałem
tylko wreszcie móc z tobą swobodnie porozmawiać. Rzucanie jedynie ukradkowych
spojrzeń przez cały dzień jest frustrujące.
– Wiedziałeś,
na co się piszesz, kiedy prosiłeś mnie o chodzenie, więc teraz nie narzekaj,
Harry.
– Wiem i nie
zamierzałem narzekać. Tylko stwierdzam fakt. – Wzruszyłem lekko ramionami. –
Zdaję sobie sprawę, że to dla nas jedyne wyjście. I nawet momentami myślę, że w
pewien pokręcony sposób podoba mi się ta sytuacja, bo dzięki niej jeszcze
bardziej cieszę się, gdy wreszcie możemy być sami.
– Tak? I leżeć
razem w wannie? Co jeszcze, zboczku? Przyznaj, że lubisz patrzeć na moje nagie
ciało – rzucił zaczepnie.
– Masz z tym
jakiś problem?? – odparłem zadziornie, choć zaraz uciekłem wzrokiem w bok,
czując wpływający na policzki rumieniec. Cholera, a myślałem że dam radę.
– Mm… nie, nie
mam problemu. Za to muszę z przykrością stwierdzić, że możesz nawet nie pojawiać
się na meczu z moją drużyną, bo z twoją pomocą czy bez niej, Gryfoni są bez
szans...
– Chciałbyś.
Wygramy bez względu na wszystko. – Odsunąłem się kawałek od Draco i usiadłem
przodem do niego, opierając prawą rękę o brzeg wanny. – Tak jak we wszystkich poprzednich
latach, gdy kopaliśmy wam tyłki. – Miałem małe problemy z uwierzeniem we własne
słowa, ale nie musiał o tym wiedzieć.
– No to
inaczej… – wzruszył lekko ramionami, rzucając mi długie spojrzenie. – Nie
chcesz ze mną wygrać, bo będę zapijał smutki i nie będę miał dla ciebie w ogóle
czasu. Paul z Ianem będą mnie pocieszać… i Zabini pewnie też.
– Draco ty
ślizgońska, podstępna kreaturo, nie próbuj mnie szantażować! – warknąłem na pół
serio, na pół żartem.
– Ktoś cię
szantażuje? – Udał zaskoczenie, zasłaniając na chwilę usta. – Kto jest taki
odważny, żeby wchodzić w drogę cudownemu Złotemu Chłopcu?
– Znam takiego
jednego Białego Księcia – rzuciłem z przekąsem – o ciętym języku.
– Chciałeś
powiedzieć, srebrnym języku – poprawił mnie z uśmiechem. – Doprawdy, nie
rozumiem, czemu same osobistości na ciebie lecą? Taki biedny szaraczek jak ja
nie ma szans.
– Szans na co?
– spytałem zbity z tropu.
– W sumie nie
wiem… Tak mi się tylko powiedziało.
Wybuchnąłem
śmiechem na widok zmieszania malującego się na jego twarzy. Spojrzał na mnie
wilkiem, na co tylko zawyłem, teraz już dosłownie pokładając się ze śmiechu.
Słyszałem jak sam zachichotał krótko, ale gdy poniosłem na niego wzrok, miał
wielce obrażoną minę. Odetchnąłem głęboko, opanowując się, choć oczywistym było,
że udawał.
Zacząłem
rysować opuszką palca szlaczki na jego ręce. Po chwili, gdy nie reagował,
przykryłem jego dłoń swoją i pochyliłem się, by wyszeptać mu do ucha przeciągłe
“Draco”. Gdy zadrżał, już wiedziałem, że wygrana w tej naszej małej grze należy
do mnie.
Przygryzłem
wargę, powstrzymując się od uśmiechu.
– Świnia –
sapnął, odsuwając się od mnie nieznacznie. – Grasz nieczysto. Gryfonowi to nie
przystoi.
– Co w tym
nieczystego? Ja tylko powiedziałem twoje imię – odparłem niewinnie. A że
zapamiętałem parę gestów, które mu się podobają… Powinien być z tego raczej
zadowolony, no nie?
– Tak, tak…
Robisz wszystko bym stał się małą galaretką… Ale ja się nie dam, wiesz?
– Czy ty
próbujesz rzucić mi wyzwanie?
– Ja po prostu
stwierdzam fakt… I nie chcę wyzwania, bo ty oszukujesz.
– Wcale że
nie! To nie zbrodnia korzystać ze swojej wiedzy.
– Niby jakiej
wiedzy? – spojrzał na mnie o wiele czujniej. – Masz jakieś większe
doświadczenie, że korzystasz ze swojej wiedzy?
– Na Merlina…
Draco! Ile razy mam ci powtarzać, że jestem cholernym prawiczkiem i nie, nigdy
wcześniej nawet z nikim nie chodziłem?
– Czyli mam
przyjemność zgarniać wszystkie twoje pierwsze razy? – Uśmiechnął się
niczym zadowolony kot.
– Nie
wszystkie. Całowałem się już wcześniej z Cho Chang.
Automatycznie
mina Draco zrzedła.
– Aż tak
bardzo chcesz mnie zmonopolizować? – spytałem, świdrując go wzrokiem.
Zaczynałem wpadać w podobny nastrój, jak w łazience Draco. Miałem ochotę
droczyć się z nim nawet bardziej niż zawsze. Chciałem znów poczuć, jak jego
ciało drży w moich ramionach…
– Jakbyś ty
nie chciał tego samego w drugą stronę – prychnął. – I dla twojej wiadomości,
wcale nie jestem o nią zazdrosny! – dodał, chociaż jego mina zdawała się mówić
co innego.
– A szkoda –
zacząłem, obserwując swoje palce, które sunęły teraz po jego przedramieniu – bo
wtedy musiałbym cię przekonać, że jesteś jedynym – kontynuowałem, gładząc teraz
jego ramię, które pokryło się gęsią skórką – którego chcę całować. – Gdy
dotarłem do jego barku, podniosłem wreszcie wzrok, krzyżując nasze spojrzenia.
Milczałem, czekając na jego reakcję.
Blondyn
przymknął oczy, by zaraz je otworzyć i spojrzeć na mnie z uwagą. Jego
spojrzenie było ciepłe, ale jednocześnie też inne.
– Wiem, do
czego dążysz, Harry.
– Więc może
zakończymy te podchody i po prostu mnie pocałujesz?
– A potem
zrobię tobie loda i wszyscy będą zadowoleni? – rzucił ironicznie, a moje brwi
momentalnie podskoczyły do góry, po czym ściągnęły się w wyrazie konsternacji.
– Jeśli tak – ciągnął dalej niezrażony – to nie mam zamiaru...
– Czekaj,
czekaj, czekaj! Nawet mi to przez myśl nie przeszło.
– Twoje
spojrzenie mówi mi co innego – odparł ze złością.
– Nie wiem, co
takiego “mówi ci moje spojrzenie”, ale chciałem cię po prostu pocałować. I może
trochę się z tobą podrażnić, żebyś znów tak cudownie drżał pod moim dotykiem…
Okej przyznaję. Ale to wszystko. Przecież to nie oznacza, że zaraz musimy
zrobić coś więcej!
– Wiesz, że
teraz sam sobie zaprzeczasz? Chcesz doprowadzić mnie do szaleństwa, ale
jednocześnie kompletnie nic ze mną nie robić... – Jego twarz odrobinę
złagodniała.
– Wystarczyło
bym całował cię po karku, żeby wywołać u ciebie wspomnianą reakcję. To nie musi
się skończyć niczym większym. Możemy nawet poprzestać na samym całowaniu albo
darować sobie i to, jeśli nie chcesz i po prostu się przytulić i pogadać. Nie
uważam, że każde nasze spotkanie musi się kończyć orgazmem. Albo kilkoma.
Równie dobrze każdy z nas może sobie zwalić w samotności – warknąłem
poirytowany. – Jedyne na czym mi zależy tak naprawdę to twoje towarzystwo i
trochę… czułości – zakończyłem z zażenowaniem.
– Cicho –
szepnął cicho, przysuwając się do mnie i wczesując palce w moje włosy. –
Cichutko – dodał, całując mnie delikatnie po szczęce, stopniowo przechodząc do
ust. A kiedy tam dotarł, pocałował mnie leciutko. Coś ścisnęło mnie w środku. –
Przepraszam. – Kolejny drobny pocałunek. – Troszkę przesadziłem...
Objąłem go za
szyję i oparłem czoło o jego.
– Ja też
przepraszam… Chyba cię trochę zmyliła moja odpowiedź, gdy zaproponowałeś mi
żebym u ciebie spał. Powiedz, co sobie wtedy pomyślałeś? – spytałem, odsuwając
się nieznacznie, by spojrzeć mu w oczy.
– Nic takiego
szczególnego, oprócz tego, że będę sam spał… – powiedział wymijająco. – Ale w
sumie mógłbyś powiedzieć, czemu się nie zgodziłeś.
– Eee… to
głupie. I nieracjonalne. Choć z tego co mi wszyscy mówią, rzadko postępuję
racjonalnie… – zacząłem pokrętnie. – Ja… chyba… po prostu… stchórzyłem? –
rzuciłem niepewnie.
– Na Merlina!
Serio!?
– Oj spadaj!
Przecież ostrzegałem, że to było głupie! Tamtej nocy długo nie mogłem zasnąć,
bo przez cały czas się zastanawiałem, czego właściwie się przestraszyłem. Zabij
mnie, ale ci nie...
Pocałował mnie
gwałtownie, przesuwając językiem po moich wargach. Westchnąłem drżąco, po czym
z własnej inicjatywy pogłębiłem pocałunek. Wciąż otaczając jego szyję
ramionami, wplotłem palce w jego włosy. Och tak! Tęskniłem za tym uczuciem.
Chłopak złapał
mnie za biodra, pociągając na siebie, a gdy tylko usiadłem mu na kolanach,
zaczął kręcić maleńkie, delikatne młynki na skórze. Chwyciłem łagodnie jego
dłonie i przesunąłem je sobie bardziej na plecy.
– Tam będzie
lepiej – wyszeptałem tuż przy jego wargach, po czym skubnąłem je zaczepnie.
Blondyn
uśmiechnął się lekko, czułem jak jego wargi unoszą się, kiedy on sam
odpowiedział na pocałunek. Wpuściłem jego ciekawski język do środka, dając mu
całkowicie wolną rękę.
~*~
Hermiona cała
w skowronkach stanęła nade mną i Ronem. Przerwaliśmy grę w szachy, patrząc na
nią z wyczekiwaniem.
– Jak widzę,
randka się udała? – zagaiłem, uśmiechając się do przyjaciółki.
– I to jeszcze
jak! Tak strasznie wam dziękuję, że mnie namówiliście! – Pochyliła się i każdy
z nas dostał po buziaku w policzek. Spojrzeliśmy na siebie z Ronem nieco
zaskoczeni, ale już zdążył udzielić się nam jej nastrój, więc zaraz
wyszczerzyliśmy się wesoło.
– Tak jak
zasugerowałeś, Harry, spotkałam się z nią w PŻ. – Zaczęła, przysiadając na
oparciu fotela Rona, jako że było to jedyne miejsce, gdzie mogła usiąść. Sam
zajmowałem krzesło przyniesione z drugiego końca pokoju. – Ponieważ wiem, że
lubi tańczyć, zażyczyłam sobie jakiś pokój gdzie, mogłybyśmy właśnie potańczyć.
Był tam więc parkiet, ale też stolik, bo zorganizowałam przekąski, i kanapa… –
urwała wyraźnie zakłopotana, przez co od razu oczywistym się dla mnie stało, że
nie służyła im tylko do siedzenia. – W każdym razie, było świetnie i, zaskoczę
was, ani razu nie poruszyłyśmy tematu książek – oznajmiła żartobliwie,
nawiązując do naszej rozmowy, gdy wypomnieliśmy jej, że nawet Krukoni są mniej sztywni
na randkach niż one dwie.
– Czyli możemy
uznać, że jesteście oficjalnie razem?
Herm
uśmiechnęła się jeszcze szerzej, niż do tej pory i pokiwała radośnie głową.
– Więc możemy
liczyć, że od teraz dasz nam trochę więcej luzu, jeśli chodzi o naukę po
lekcjach? – spytałem z nadzieją, choć domyślałem się odpowiedzi.
– Chciałbyś! –
zaśmiała się. – Po prostu od teraz będziemy czasem uczyć w bibliotece razem z
Eleną. Nie musicie się martwić, nie będę was olewać tylko dlatego, że z nią
jestem.
– A mogło być
tak pięknie… – skomentował uszczypliwie Ron, wzdychając cicho, za co dostał
kuksańca od szatynki. Choć jej mina wciąż pozostawała radosna.
– Ktoś musi
dbać o wasze stopnie, inaczej jedyne czym byście sobie zaprzątali głowy to
jedzenie i quidditch – podsumowała nas bezceremonialnie. – A skoro już o tym
mowa, to idźcie po swoje książki, wciąż mamy parę rzeczy do zrobienia!
Obaj z Ronem
jęknęliśmy cierpiętniczo.
– Możemy
chociaż dokończyć partyjkę?
– W porządku i
tak muszę sobie najpierw zorganizować coś do siedzenia i troszkę się odświeżyć…
Umawiamy się tu za dwadzieścia… nie, za pół godziny. Powinno wam starczyć,
prawda? – spytała z uśmiechem i nie czekając na odpowiedź, odeszła w stronę
dormitorium dziewczyn.
– Liczyłem, że
jak znajdzie sobie wreszcie dziewczynę, to da nam trochę spokoju… – mruknął
Ron, przesuwając swojego gońca.
– Wiem, ja tak
samo, ale to nie byłaby nasza Hermiona, gdyby coś takiego jak związek miało jej
przeszkodzić w nauce… Nie po tym, jak na trzecim roku używała zmieniacza czasu,
żeby uczestniczyć we wszystkich zajęciach…
Ron pokręcił
głową, rzucając pod nosem nieco kąśliwie “jakim cudem wytrzymaliśmy z nią tyle
lat?”, ale dobrze wiedziałem, że tak naprawdę nie chciałby stracić jej
przyjaźni. Choć często wykazywał się niewielką tolerancyjnością, to jakby się
tak nad tym zastanowić, nie był pod tym kątem aż tak strasznie konserwatywny…
Po raz kolejny
przyszło mi do głowy, że może jednak istniał cień szansy, że zaaprobuje mój
związek z Draco. A jeśli takowy był, to zamierzałem zrobić wszystko, by go
wykorzystać na swoją i Draco korzyść.
~*~
Tydzień
później, w piątkowy wieczór moja drużyna w średnio triumfalnym nastroju
przebierała się w szatni po meczu z Puchonami. Co prawda wygraliśmy, ale tylko dzięki
temu, że dość szybko złapałem znicz. Udało nam się strzelić raptem trzy bramki,
podczas gdy nam strzelono osiem. To był chyba najgorszy mecz, w jakim brałem
udział, aż mi trochę wstyd za moją drużynę… Nie mam pojęcia, jak zamierzamy
wygrać z takim zespołem przeciwko drużynie Draco…
Odgoniłem od
siebie myśl, że powinienem zacząć już planować dla niego kolejną nagrodę za
wygraną. W końcu zaraz miałem odebrać własną, nie było więc sensu dołować się
na zapas. Ponieważ umówiliśmy się na błoniach kawałek od zamku, pospiesznie
wziąłem prysznic i wymigawszy się od świętowania wygranej z drużyną, popędziłem
na spotkanie ze swoim chłopakiem.
Uśmiechnąłem
się, dostrzegając go z daleka. Podbiegłem kawałek i już po chwili całowałem
go na przywitanie.
~*~*~*~
Dzięki za wstawienie nowego rozdziału. Jak zawsze był cudowny. Choć przyznam, że trochę krótki :( Sceny z chłopakami wspaniałe i urocze. Czekam z niecierpliwością na kolejną część. Pozdrawiam i życzę weny i czasu. Iz
OdpowiedzUsuńRozdział jak zwykle wspaniały. Teraz z dużą niecierpliwością czekam na dalszy ciąg. Basia
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, wyjaśnili sobie tamtą sytuację, Hermiona ma dziewczynę cudownie...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia