czwartek, 23 czerwca 2016

Rozdział 57 - Draco

Po zajęciach udałem się do stajni, popracować troszkę przy Pozitano i jednocześnie oczyścić odrobinę umysł. Ostatnie dwie jednostki zajęć z profesorem Flitwickiem tylko rzucałem ukradkowe spojrzenia Harry’emu, w ogóle nie potrafiąc się skupić na sobie, przez co później omal nie skopałem własnego zaklęcia. Na szczęście nie zrobiłem takiego zamieszania jak Longbottom, który nie wiadomo jakim cudem wysadził swoją książkę w powietrze, chociaż prawdziwemu zadaniu zaklęcia było daleko do wysadzania czegokolwiek.
Przeszedłem przez drzwi stajni, sprawdzając, czy ktoś oprócz mnie jest obecny. A widząc otworzony boks Zory, przy którym leżał sprzęt jeździecki, uśmiechnąłem się nieznacznie, podchodząc bliżej. Myślałem, że Haruse miał się spóźnić troszkę.
Może jednak załatwił szybko swoje sprawy i postanowił wyczyścić kilka koni przed rozpoczynającymi się za jakiś kwadrans zajęciami.
Jednak widok Wiewiórki niesamowicie mnie zaskoczył. Dziewczyna czyściła sierść klaczy powoli, jednocześnie gładząc ją po szyi i mówiąc do niej cicho.
– Robisz się zagorzałą fanką, jak widzę – odezwałem się, opierając o wejście do boksu. Dziewczyna podskoczyła wystraszona, by zaraz rzucić mi chłodne spojrzenie.
– Malfoy – rzuciła niezadowolona.
– Och, proszę… – wywróciłem oczami. – Jesteśmy w jednym klubie, więc przestań udawać brata.
– Czego chcesz?
– A jak myślisz? Skontrolować jak ci idzie… Jeździsz już bez lonży, prawda? – Kiwnęła sztywno głową. – Gin, nie zachowuj się jak kij od miotły – westchnąłem ciężko, przeczesując ręką włosy. – Próbuję być dla ciebie miły, ale twoje podejście mi nie pomaga. Profesor Yoshizawa się spóźni, więc mam poprowadzić twoje zajęcia. Jednak sam też chcę pojeździć, więc skoro jeździsz już sama, połączę obie rzeczy… Może być? Czy wolisz, żebym kontrolował wszystko z ziemi?
– Myślę, że dam sobie radę, jak po prostu będziesz jechał obok – mruknęła już z mniej bojowym nastawieniem.
– Świetnie, pójdę ogarnąć Pozitano, a potem w razie problemów pomogę tobie – powiedziałem i nie czekając na jej odpowiedź, zabrałem się do roboty.

~*~

Obydwoje wyprowadziliśmy swoje konie na padok, zatrzymując się w miejscu, w którym dziewczyna najczęściej zaczynała treningi.
– Widzę, że masz małą widownię – odezwałem się, kiedy dostrzegłem zbliżającą się grupkę Gryfonów, z moim Harrym na czele.
– Nie wierzę, że naprawdę tutaj przyszli… Na śniadaniu uparli się, że chcą zobaczyć, jak sobie radzę. Myślałam, że tylko się ze mną droczą – westchnęła, ale i tak pomachała im, uśmiechając się szeroko. Cała trójka odpowiedziała jej tym samym.
– Cóż… Gryfoni – mruknąłem cicho, bez jadu w głosie. – Profesor cię podsadza czy tylko przytrzymuje ci wodze?
– Wciąż mnie jeszcze podsadza...
– Jeździsz sama, a cię dalej podsadza? – spytałem zaskoczony. Prychnęła i rzuciła pod nosem ciche “spadaj”, rumieniąc się lekko z zażenowania. – No nieważne, czekaj.
Puściłem Pozitano, mając cichą nadzieję, że nie odejdzie zbyt daleko, po czym podszedłem do dziewczyny.
– Więc nauczyć cię prawidłowego wsiadania? – spytałem lekkim tonem.
– Myślisz, że tobie się uda, choć profesor Yoshizawa nie dał rady? – spytała sceptycznie.
– Myślę, że mnie nie doceniasz, a on po prostu jeszcze tak naprawdę nie próbował ciebie tego nauczyć. – Złapałem za strzemię, sprawdzając przy którym oczku było zapięte, po czym wydłużając je maksymalnie. – Teraz patrz, o co chodzi – powiedziałem, wkładając nogę w strzemię, po czym odbijając się od ziemi, przełożyłem drugą nogę nad siodłem i już siedziałem wygodnie, zbierając wodze. – To tak w wielkim skrócie o to chodzi. Najważniejsze jest wydłużenie strzemienia.
– Ostatnio jak tak zrobiłam, to skończyłam leżąc brzuchem na siodle… Zora poruszyła się, kiedy podniosłam nogę i gdybym się tak w nią nie wczepiła, skończyłabym przytulając glebę...
– Cóż, czasami zdarza się najlepszym. – Zeskoczyłem z siodła i złapałem klacz, przyciągając bliżej. – Teraz się nie poruszy, spróbuj jeszcze raz. A za chwilę pokażę ci prawdziwe kłopoty z dosiadaniem konia. Pozitano jest tego idealnym przykładem.
– Widziałam parę razy, jak się z nim męczyłeś… Dobra! Wsiadam. Tylko trzymaj ją mocno! – zastrzegła, z zaciętą miną stając z boku klaczy. Zaśmiałem się, kiwając głową. I po chwili dziewczynie udało się bez problemu wsiąść na Zorę.
– Ładnie – zagwizdałem, poprawiając jej strzemię do poprzedniej długości
– Widzieliście to?! – zawołała radośnie i po chwili usłyszałem za plecami rozbawiony głos Granger.
– A mówiłaś, że nie potrafisz tego zrobić.
Odszedłem od niej, podając jej jeszcze wodze do zebrania i ruszyłem w stronę Pozitano, który szczęśliwie stał dosłownie trzy, cztery kroki dalej.
– Bo wcześniej nie mogłam tego zrobić… Dzięki, Malfoy.
– Nie ma sprawy, Gin – odparłem, łapiąc ogiera spokojnie i odciągnąłem go od dziewczyny. Włożyłem nogę w strzemię, już chcąc się odepchnąć od ziemi, kiedy Pozitano odsunął się gwałtownie, a ja poleciałem za nim. Dopiero przy trzecim podejściu udało mi się, wylądować na jego grzbiecie, zbierając szybko wodzę, kiedy już próbował mi je zabrać.
Następnie podjechałem do dziewczyny, rzucając jej krótki uśmiech i zmuszając ogiera do delikatnego kłusa, wyprzedziłem ją, prowadząc po całym terenie padoku. Pozitano próbował co jakiś czas swoich sił, jednak w porę go stopowałem.
– Galopowałaś już? – spytałem, kiedy zwolniłem i pozwoliłem, aby dziewczyna zrównała ze mną kroku. – Gin?
– Jeszcze nie – powiedziała po chwili i spojrzała na mnie zaciekawiona. – Nauczysz mnie galopować, Malfoy?
– Nie. Nie, kiedy jestem na Pozitano. Sam czasami ledwo nad nim panuje, a gdyby spłoszyła się jeszcze Zora byłoby naprawdę nieciekawie.
Zatrzymałem konia, nakazując dziewczynie kontynuować jazdę, po czym zawróciłem ogiera i popędziłem go do wolnego galopu, zmierzając w stronę trójki Gryfonów. Zatrzymałem się przed nimi gwałtownie, co nie spodobało się zbytnio ośmio-kopytnemu. Ogier zarżał cicho i bryknął nieznacznie w wyrazie sprzeciwu.
– Będziecie tu tak tylko stać jak kołki czy może weźmiecie przykład z Gin i spróbujecie swoich sił w siodle? – spytałem zaczepnym głosem, opierając podbródek na ręce, którą z kolei wsparłem na udzie. Drugą ręką trzymałem uważnie wodze konia.
– Jeżeli będzie miał mniej nóg niż ten, na którym siedzisz, to mogę spróbować. Jeździłem na najdziwniejszych zwierzętach i przedmiotach, więc i jazdę na koniu przeżyję.
– Czyżbyś miał na myśli tę bestię sprzed dwóch lat? – spytałem, przypominając sobie spotkanie z Hipogryfem. Brrr...
– Między innymi.
– Świetnie – mruknąłem, zeskakując z Pozitano. – Granger? Weasley? – Spojrzałem pytająco na przyjaciół Harrye’ego.
– Ja sobie daruję, nie lubię zwierząt – odparł Wiewiór, cofając się o krok i zerkając przy tym nieufnie ku granianowi. Pozitano parsknął cicho, machając łbem.
– A ja chętnie skorzystam. Jak byłam młodsza trochę jeździłam.
Zgrzytnąłem ledwo widocznie zębami, mając cichą nadzieję, że i ona się wycofa.
– Słodko. Potter, idziesz ze mną – oznajmiłem, dostrzegając nieufne spojrzenie Weasleya, więc dodałem: – Spokojnie, rudy. Nie rzucę się na niego. Nawet nie mam przy sobie różdżki.
Machnąłem ręką na Harry’ego i razem z granianem ruszyłem w stronę stajni. Skoro będzie więcej niedoświadczonych osób, lepiej zmienić konia…
Och. A gdyby tak, pojeździć z nim razem? Na jednym koniu? Chociaż nie… nie przy widzach.
– Zaraz wrócę – rzucił uspokajająco do przyjaciół i po chwili usłyszałem za sobą jego kroki.
Zwolniłem odrobinę, czekając aż do mnie dołączy w środku.
– Nawet nie wiesz, ile mnie kosztowało, by nie rzucić żadnych obraźliwych epitetów w stronę twojego najlepszego przyjaciela – powiedziałem, kiedy tylko do mnie podszedł. Wychyliłem się i pocałowałem go w kącik ust, na co uśmiechnął się zadowolony, po czym odprowadziłem konia do jego boksu.
– Czemu chciałeś go zwymyślać?
– Bo go nie lubię. A ze względu na ciebie, staram się powstrzymywać. – Sprawnie ściągnąłem rząd z ogiera, czystą słomą przecierając szybko jego boki.
– Dziękuję za twe poświęcenie, książę – sarknął. Ale szybko dodał – Naprawdę dzięki. Doceniam to.
– No ja myślę, bo czekam na nagrodę – odparłem, zamykając boks i podchodząc do niego tak blisko, że niemal stykaliśmy się nosami. Ujął moją twarz w dłonie i przez kilka sekund muskał ją kciukami, patrząc mi w oczy, by za chwilę wpić się w moje usta. Objąłem jego szyję, odpowiadając żarliwie na jego gest. Od samego rana chciałem poczuć jego wargi na swoich.
– To chyba nie odpowiednie miejsce na schadzki– rozległ się czyjś rozbawiony głos, przez co Harry odskoczył ode mnie jak oparzony, patrząc zaraz na stojącego nieopodal nauczyciela. Mężczyzna skrzyżował ręce na piersi, patrząc na nas uważnie.
– Przeszkadzasz nam…
A ty mnie prowokujesz, mały… I jak mam na to nie reagować? – odezwał się w swoim języku.
Drań zrobił to specjalnie. Nie chciał, żeby Harry usłyszał, jakie jest jego prawdziwe zdanie.
– Nie będę wchodził z tobą w śmieszne dyskusje – powiedziałem, łapiąc swojego chłopaka za rękę i przyciągając go do siebie. – Uszanuj mój związek z Harrym.
Chłopak otoczył mnie ręką w pasie, a Haruse zacisnął mocno szczękę, nie odzywając się przez chwilę.
– Przygotuję wierzchowce dla panny Granger i twojego… partnera – rzucił chłodno, po czym wycofał się z zasięgu naszego wzroku.
Od razu rozluźniłem się, odwracając do Harry’ego i cmoknąłem go w wargi nieśpiesznie.
– Chyba całkowicie wyjdzie na twoje. – Uśmiechnąłem się do niego lekko.
– I bardzo dobrze. Wiesz, aż mam ochotę zrobić tak przed wszystkimi, żeby wiedzieli, że jesteś zajęty… Choć z tym raczej trzeba będzie się wstrzymać.
– Nie wiadomo też, czy Nott był jedynym zdrajcą w zamku. Gdyby Czarny Pan się o tym dowiedział, mógłby chcieć jakoś wykorzystać ten fakt.
– Nawet domyślam się jak. Chyba że nie lubi powtarzać swoich taktyk...
Pocałowałem go ponownie, uciszając go skutecznie.
– Pomożesz mi osiodłać konia – szepnąłem, nawet nie myśląc o tym, jak to brzmiało. Po czym poprowadziłem go do boksu Enthira.

~*~

Wyszliśmy we trójkę na zewnątrz, prowadząc swoje wierzchowce. Haruse prowadził Miedzianka dla Granger, Harry’emu dostała się Płotka, a ja z kolei trzymałem Enthira.
Nauczyciel przywołał do siebie dziewczynę z łagodnym uśmiechem i zaczął instruować, jak przebiega przygotowanie do jazdy, wsiadanie i tak dalej, nas całkowicie olewając.
Dlatego podszedłem bliżej do Harry’ego.
– Gotowy na pierwszą jazdę w siodle? Wybrałem ci jednego z najposłuszniejszych koni. Płotka chodzi spokojnie, no i ładnie podporządkowuje się Enthirowi, więc nawet jak ci coś nie pójdzie, będziesz cały czas za mną. Przy mnie nic ci nie grozi.
– Będzie w porządku tak długo, jak nie zacznie niespodziewanie latać – rzucił żartobliwie, ale uśmiechnął się z wdzięcznością.
Pokazałem mu, jak powinien wsiąść na konia, a kiedy tylko to zrobił, poprawiłem mu strzemiona, nie omieszkując pogładzić przy okazji jego łydki, oraz pokazałem jak się trzyma poprawnie wodze, po czym wsiadłem na Enthira.
– Gotowy? – spytałem, spoglądając na niego przez ramię. Kiedy kiwnął lekko głową, ruszyłem spokojnie, dając mu czas na przyzwyczajenie się. Co jakiś czas oglądałem się na niego, by upewnić się, że Płotka na pewno jest zaraz za mną. – Mów mi, jakby coś było nie tak. Mogę przyśpieszyć?
– Chyba możesz, póki co się chyba nieźle trzymam – odparł bez przekonania, poprawiając uchwyt na wodzy. Ścisnąłem piętami bok ogiera, zgrabnie przechodząc do wolnego galopu i zmierzając w stronę drzew. Tam znowu zwolniłem i zatrzymałem na chwilę, po czym objechałem Płotkę Harry’ego, obserwując jego sylwetkę.
– Garbisz się odrobinę w siodle, Harry. Popraw się – szepnąłem, wyciągając do niego rękę i gładząc jego plecy. Następnie przez jego ramię dotarłem do dłoni, ściskając delikatnie jego palce. – Jak na laika radzisz sobie znakomicie.
– Powiedzmy, że ci wierzę – rzucił, wyraźnie powstrzymując się od szerszego uśmiechu. – I choć wolałbym powiedzieć coś dokładnie odwrotnego, lepiej żebyś trzymał ręce przy sobie. Jeśli nie chcemy się wydać...
– Jasne. – Zabrałem posłusznie ręce, unosząc je w teatralnym geście do góry.
– Dobry Ślizgon. Nie wiem, czy zrobiłeś to celowo, ale teraz z daleka to pewnie wyglądało, jakbym cię ochrzanił za dotykanie mnie “wbrew mojej woli”.
– Och, no i co z tego… – Opuściłem dłonie, rozbawiony. – Zresztą jesteśmy dość daleko od reszty, bez omnikularów troszkę ciężko byłoby dostrzec, co dokładnie robimy. No, chyba że twój rudzielec aż tak się o ciebie boi.
– Nie, z pewnością nie. Sorki, wyszło trochę paranoicznie z mojej strony – przyznał z zakłopotaniem.
– Tylko odrobinkę – mruknąłem, odsuwając się od niego. – Jedźmy dalej, bo Weasley wyśle zaraz po ciebie ekipę ratunkową.
– Spadaj! – prychnął, odwracając lekko głowę ode mnie.
Zaśmiałem się w odpowiedzi, ruszając z kopyta i sprawdzając, czy Płotka z Harrym na grzbiecie podążyła za mną. Zrobiliśmy dwa ładne kółka, zanim nie postanowiłem zwolnić i obrać trasę powrotną.
Zatrzymaliśmy się przy Haruse, który właśnie kończył lekcje z obiema dziewczynami. Zszedłem z konia i przytrzymałem chłopakowi Płotkę, by również zsiadł spokojnie.
– Cieszy mnie, że panna Granger i pan Potter zdecydowali się spróbować swoich sił w jeździe konnej – odezwał się Japończyk z delikatnym uśmiechem. – Również mam nadzieję, że jeszcze nie raz tu wrócicie i pozwolicie sobie nauczyć się kochać konie tak mocno jak ja czy Ginny albo Draco.
– Myślę, że jedna lekcja to za mało, by Potter mógł poczuć jakąkolwiek przyjemność z jazdy. Może za trzecim czy czwartym razem. – Wzruszyłem delikatnie ramionami.
– Rozumiem, że stawiasz sobie za punkt honoru sprawienie, bym polubił jazdę konną, co Malfoy?
– Oczywiście – sarknąłem cicho, jednocześnie mówiąc to, co naprawdę myślałem. – Cały drżę na myśl o uczeniu cudownego Harry’ego Pottera.
– Więc przygotuj się na pasjonujące zajęcia dodatkowe, Malfoy… – rzucił zadziornie, mrużąc przy tym oczy. Zaraz odwrócił się w stronę Haruse, oznajmiając, że chce dołączyć do szkółki.
– Harry, to raczej nie jest dobry pomysł. Jak chcesz pogodzić trzy różne zajęcia dodatkowe? I funkcję prefekta?
– Dam radę, Hermiono.
– Zawsze może z czegoś zrezygnować. Na przykład z pozycji szukającego. – Harry spiorunował mnie wzrokiem, a jego wargi ułożyły się w nieme “chciałbyś”.
– Panie Malfoy, proszę się uspokoić – upomniał mnie mężczyzna, na co sapnąłem zaskoczony. Nie wiem, czy robił to ze względu na bycie nauczycielem czy może z zemsty za to, co mu zrobiłem. – Chyba że chce pan pomóc kuzynowi w jego karze?
– To nie będzie konieczne, profesorze Yoshizawa – mruknąłem, prowadząc konie (Enthira i Płotkę Harry’ego) w stronę stajni. Rozsiodłałem oba wierzchowce, czyszcząc je jeszcze i odkładając sprzęt jeździecki na miejsce, który od razu zaczął lśnić czystością jakby w ogóle nie był przed chwilą użyty. Mugole mogli nam tego tylko zazdrościć.
Kiedy wyszedłem z siodlarni, dostrzegłem Haruse w boksie Zory. Młodej Weasley nigdzie nie było, więc mężczyzna musiał ją odesłać.
– O co ci chodzi, co?! – warknąłem, podchodząc do niego szybkim krokiem. – Myślałem, że wyjaśniliśmy sobie wszystko, więc czemu tak się zachowujesz!?
Może dlatego, że manifestujesz przede mną swój związek, któremu z wielką ochotą dałbym krzyżyk na drogę! Myślisz, że łatwo mi jest patrzeć na waszą dwójkę, uśmiechniętą i trwającą w uścisku?! Gdyby nie moja pozycja i wiek, prawdopodobnie musiałbym wpierw mu dać z dwa razy w mordę, zanim ostatecznie pogodziłbym się ze swoją przegraną. Ale nie mogę tego zrobić, bo on jest pieprzonym uczniem – wyrzucił z siebie z gniewem, którego się po nim nie spodziewałem. – Po prostu, daj mi to przetrawić… – dodał po chwili zrezygnowany. – To jest cięższe do zaakceptowania, niż sądziłem.
Przytaknąłem cicho, wycofując się powoli i zostawiając mężczyznę z jego własnymi myślami.

~*~

Położyłem się w wannie z cichym westchnieniem, odkładając telefon na bok. Wysłałem Harry’emu wiadomość, by przemyślał swoje dołączenie do klubu, dodając, że ja sam myślę o odpuszczeniu go sobie i skupieniu się na czymś bardziej potrzebnym. Prawda jest taka, że przemyślałem kilka kwestii i nie chciałem swoim bezmyślnym zachowaniem ranić przypadkowo mężczyzny. A robiłem to, święcie przekonany, że Haruse to zrozumie i nie będzie mu przykro.
– Książę?
Podniosłem się, słysząc wołanie Very, po czym krzyknąłem cicho, informując ją gdzie mnie znajdzie. Dziewczyna wpadła jak burza do pomieszczenia, patrząc na mnie z dziwną miną. Spojrzałem na nią niepewnie, ignorując smsa od chłopaka.
– Co się stało? – spytałem ze ściśniętym gardłem. Ruda objęła się ramionami, jeszcze bardziej uwydatniając swoje kobiece atrybuty i tak już ładnie podkreślone przez czarny gorset z niebieskimi zdobieniami.
– Jestem skończona, prawda?
– Nie rozumiem.
– No wiesz o co mi chodzi – krzyknęła cicho, zła i załamana jednocześnie. Co było niecodzienne i dziwne.
– Nie, nie wiem. Musisz wyrażać się jaśniej.
– Wyznanie. Moje wyznanie. Pewnie nie będzie chciała się ze mną już więcej zobaczyć. Założę się, że już nawet obmyśliła plan “Jak unikać zakochanej we mnie Ślizgonki”.
– Bzdura. Granger taka nie jest… Nie widziałaś jej od śniadania?
– Nie zjawiła się na swojej popołudniowej sesji w bibliotece. A przesiaduje tam zawsze. ZAWSZE! Czy nie ma na to lepszego dowodu?
– Ta jej sesja była po przerwie obiadowej? – spytałem, a kiedy pokiwała głową, parsknąłem krótko. – Oj, głupiutka. Ona po prostu przyszła zobaczyć z przyjaciółmi, jak Weasley radzi sobie na zajęciach z jazdy konnej.
– Na wszystkie mojry! – sapnęła przerażona. Uniosłem brew, czekając na dalsze słowa. – Ona poszła oglądać jazdę Ginny Weasley?
– Co w tym takiego dziwnego?
– Przecież one ze sobą były! A jak do siebie wrócą?
– Veronique! Przestań! – krzyknąłem ostro. – Zaczynasz lamentować, a dam sobie rękę uciąć, że to tylko twoja wybujała wyobraźnia podsuwa ci takie niedorzeczne rzeczy. Nie znam Granger tak dobrze jak ty czy Harry, jednak mogę założyć się, że dziewczyna skróciłaby twoje zapały, gdyby tylko pojawił się cień szansy, że ponownie zwiąże się z Gin. Zresztą, nawet jeżeli… to po prostu musisz się bardziej starać, aż dziewczyna będzie wpatrzona w ciebie. W końcu jesteś Lady Vera, nie? – dodałem już o wiele łagodniej. – Więcej odwagi, dziewczyno. Jutro, znając życie, będziesz miała okazje, by z nią pogadać i pewnie wrócisz ze swoim pierwszym pocałunkiem. I tak, wiem, że się jeszcze nie całowałaś, co dla mnie jest dziwne, biorąc pod uwagę twoje podboje.
– Nie całuję osób, do których nic nie czuję – mruknęła z przekąsem. – A seks? Seks to seks… Tam liczy się przyjemność, a nie to jakimi uczuciami się darzymy.
– Twoje zasady są porypane.
– Dziękuję. To cała ja.
– Niemniej jednak uważam, że panikujesz. Odkąd zaczęłaś się zbliżać do Granger…
– Nie mów do niej po nazwisku – wtrąciła się z groźną miną. Przezornie uniosłem delikatnie ręce.
– Dobra… Odkąd zbliżyłaś się do skarbni… do Hermiony… przestałaś się puszczać ze swoimi seks-przyjaciółmi, więc jak dla mnie nie ma problemu. Tym bardziej, że twoja przyszła dziewczyna nie wygląda na osobę, która skreśliłaby cię ze względu na twoją przeszłość…
W końcu nie miałaś jej tak porypanej jak ja. Gdyby Gryfiak wiedział, w jednej chwili by mnie zostawił. I może pobił, by podkreślić swoją odrazę.
Jeszcze chwilę pogadałem z dziewczyną, aż ta się w końcu całkowicie uspokoiła i rzucając komentarz na temat mojego sińca na barku (“Twój kochaś to jednak troglodyta. Żeby w taki sposób oznaczać mleczną skórę. Po prostu oburzające”), wróciła do siebie.
Ja z kolei po wyjściu z kąpieli sięgnąłem po telefon, dostrzegając, że w rzeczywistości Harry wysłał mi dwie wiadomości:
“Wiem, to było głupie. Nie pociągnąłbym długo z takim planem zajęć. Rzuciłem to pod wpływem chwili.”
A chwilę później:
“A może Ty dołączyłbyś do klubu pojedynków? Znudziło mi się już posyłanie Andersona na posadzkę”
“Teraz chcesz posyłać tam mnie? Perwers...” – napisałem w pierwszej chwili i zaraz to skasowałem, kręcąc głową.
“Zastanowię się. W końcu zajęcia prowadzi mój chrzestny, a on potrafi dawać wycisk… Zresztą biorąc pod uwagę ostatnie okoliczności, nie wiem, czy się zgodzi. Plus, narobiłbyś mi więcej siniaków...” Po czym wysłałem.
Odpowiedź przyszła błyskawicznie. Zupełnie jakby nie robił nic innego, tylko gapił się w telefon, czekając na wiadomość ode mnie.
“Biorąc pod uwagę ostatnie okoliczności, tym bardziej powinieneś dołączyć”
“Siniaki, Harry. Będę miał siniaki, brzydko wyglądał i przez to stanę się mniej atrakcyjny. To będzie koszmar.”
“Obiecuję że będę uważał na twoją twarz. Reszta ciała się nie liczy. To nie blizny które zostają na całe życie” i “Nawet siniaki nie odbiorą Ci atrakcyjności”
“Uważał na moją twarz?” napisałem pierwszą część z udawanym oburzeniem. “Jeślibyś coś zrobił z moją twarzą, to nawet dyrektor by ci nie pomógł przed moim gniewem. A jak już bym się na tobie zemścił zamknąłbym się w pokoju i nie wychodził z niego do końca trwania leczenia. Moja twarz jest ważna, Harry.”
“Głupek *wywraca oczami*”
“Widzę, że bardzo chcesz mnie obrazić, Potter...” napisałem z lekkim uśmiechem. Niech się chłopak głowi czy się naprawdę na niego boczę czy też nie.
Profilaktycznie położyłem telefon na łóżku, przechodząc do salonu, by zapalić na spokojnie przed kominkiem i wziąć się za lekcje. Po jakiejś godzinie, gdy skończyłem pisać wyjątkowo prosty esej z transmutacji, przyzwałem komórkę, sprawdzając wiadomości.
Uśmiechnąłem się widząc ich ładną kolekcję.
“ “Bardzo” to chcę Cię całować. Przez. Cały. Wieczór.”
Przygryzłem wargę, wyobrażając już sobie tę długą sesję pocałunków. Mmm, to mi się podoba.
“Ej… Serio się obraziłeś?”
“Draco, jeśli się ze mną droczysz, to pożałujesz.”
“A co mi zrobisz, Potter?” postanowiłem dalej pobawić się w ten sposób. Jeszcze tylko troszkę, a potem powiem, że żartowałem.
“Peleryna niewidka jest niezwykle przydatnym przedmiotem…”
To już mi się nie spodobało.
“Grozisz mi teraz?”
“Za kogo ty mnie masz?? Lubię Cię, idioto. Jak mógłbym Cię skrzywdzić?” padła praktycznie natychmiastowa odpowiedź, na co odetchnąłem z ulgą.
“Pisałem esej z transmutacji, dlatego nie odpisywałem.” i biorąc z niego przykład dopisałem szybko drugiego smsa.
“W następny piątek twoja kolej na wygraną w quidditcha. Nie przynieś mi wstydu”
“Zamierzam zmierzyć się z Tobą w finale. Nie mógłbym teraz przegrać. Dlatego lepiej zacznij się już zastanawiać nad nagrodą”
Hmmm… W sumie...
“Jeśli wygrasz, zabiorę cię na wycieczkę...”
“Wycieczkę? Przecież tkwimy w murach szkoły… Nie ma tu takiego miejsca, w którym jeszcze nie byłem”
“Nie powiem nic więcej… Ig też ci nie podpowie, więc nawet go nie pytaj.”

2 komentarze:

  1. Dzięki za dodanie nowego rozdziału. Już myślałam, że dodacie na początku lipca z powodu okresu sesyjnego, a tu taka niespodzianka :). Rozdział cudowny. Uwielbiam kreację waszego Draco. Tak się różni od kanonicznej kreacji blondyna. Wasz jest ludzki, posiada pokłady niewinności, a co najważniejsze nie podporządkowuje się ojcu i ma własne zdanie. Według mnie taki jest o wiele prawdziwszy niż ten kanoniczny.
    Co do rozdziału. Podobał mi się. W szczególności podobało mi się to, że Draco uświadomił Haruse, że nie ma u niego szans i liczy się dla niego jedynie Harry. Haruse powinien wreszcie dać im spokój i znaleźć sobie inny obiekt uczuć. W końcu nie zmieni na siłę uczuć Draco.
    Mam nadzieję, że randka Very i Harmiony się uda i zostaną parą. Obie zasługują na szczęście. Tym bardziej Herm, która jeszcze pewnie trochęcierpi przez nieudany związek z Ginny.
    Kolejnym moim ulubionym fragmentem była smesowa rozmowa Harrego i Draco. Uwielbiam jak ze sb piszą :) . Tak przy okazji... czyżby po wygranym meczu Draco chciał zafundować Harremu wycieczkę do Zakazanego Lasu? Mam nadzieję, że tak :D Dobrze by było by zapoznał się z wychowankiem i imiennikiem Draco ;) Nie pozostaje mi nic innego jak czekać z niecierpliwością na kolejny rozdział życzyć wam czasu i weny na pisanie. Pozdrawiam. IZ
    Ps. Mam nadzieję, że komentarz zmotywuje. Oby więcej osób również zaczęło zostawiać swoje opinię ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej,
    o tak pięknie, Horuse ciężko znosi to, że nie ma żadnych szans u Draco, pojawili się na jeździe konnej, a ta panika Very boska...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń