Ha!
Mój rozdzialik! Mój skarbek!
Czy
moje robaczki też czują wiosnę w powietrzu?
Nie??
To poczujecie ją czytając rozdział z Draco!
(chyba
xD)
Enjoy!
~*~*~*~
– Bandyta! –
krzyknąłem cicho, kiedy zostałem postawiony ostrożnie na posadzce. – Nie
wierzę, że to zrobiłeś!
– Ja też nie.
Powiedzmy, że dałem się ponieść chwili – rzucił rozbawiony, wzruszając
ramionami.
– Masz
szczęście, że mnie nie upuściłeś – warknąłem cicho, odwracając się do niego
plecami i podchodząc do wanny. Odkręciłem wodę, szukając jakiegoś odpowiedniego
płynu do kąpieli. Hmmm… Biały hibiskus czy malina z czekoladą?
– Nie upuściłbym
cię. Nie jestem taki słaby, a i z równowagą u mnie całkiem nieźle.
– A ja nie
jestem piórkiem – mruknąłem, odwracając się do niego z dwiema butelkami,
którymi zamachałem nieznacznie przed jego twarzą. – Który wolisz?
– Ważysz mniej
ode mnie, to wystarczy… Nie przepadam za kwiatami, więc malina z czekoladą.
– Super. –
Odstawiłem pierwszą butelkę, a część zawartości drugiej wlałem do wody. Od razu
po pomieszczeniu rozniósł się przyjemny zapach, na co uśmiechnąłem się
zadowolony. – Prawdę mówiąc, ostatnio uwielbiam to połączenie.
Wanna napełniła
się do odpowiedniego poziomu, więc zakręciłem kurki i odwróciłem się do
Harry’ego. Nie wiem, co mnie podkusiło wcześniej, żeby doprowadzić do tej całej
sytuacji, ale nie zamierzałem żałować.
W końcu zrobiłem
mu loda całkowicie dobrowolnie. Do niczego nie byłem przymuszany. No i
podnieciło mnie to! A to już musi o czymś świadczyć.
Chcę robić to
tylko z Harrym.
– Wanna nie jest
za duża, ale zmieścimy się w niej obaj – powiedziałem lekko, czekając na jego
odpowiedź. W końcu może woli myć się sam czy coś.
– Spoko, mi to
nie przeszkadza.
– Więc wolisz
siedzieć w wodzie za mną, przede mną czy naprzeciwko?
– Skoro miałeś
niedawno połamane żebra, pewnie lepiej żebym usiadł z tyłu.
– Zgodzę się, o
ile ta dzida nie będzie wbijała mi się w tyłek – mruknąłem zaczepnie.
– …Tego chyba
nie jestem w stanie obiecać – odparł, oblewając się uroczym rumieńcem.
– To wchodź
pierwszy.
– Chwila, ale
czy to nie znaczy, że będę siedział za tobą…? – spytał skonsternowany.
– No tego
chciałeś, prawda? – Spojrzałem na niego zbity z tropu. – Och, no właź tam po
prostu!
Harry pokręcił
głową rozbawiony, ale posłusznie usiadł w wannie. Spojrzał na mnie wyczekująco,
na co prychnąłem cicho, dołączając do niego. Westchnąłem, kiedy przyjemnie
ciepła woda otuliła mnie radośnie, kiedy sam oparłem się plecami o Harry’ego.
Jego ręce od razu znalazły miejsce na moim brzuchu.
– Mógłbym tak
spędzać czas całymi dniami.
– Ja też –
przytaknął mi z westchnieniem, opierając brodę na moim ramieniu. – Aż żałuję,
że nie jesteśmy w jednym domu, bo wtedy moglibyśmy dzielić dormitorium.
– I bez spiny
moglibyśmy spać w jednym łóżku, robiąc wzajemnie za swoje poduszki.
– …Taa… –
mruknął wyraźnie zakłopotany.
– Co jest? –
Odwróciłem się nieznacznie, by spojrzeć na jego twarz. Zmrużyłem oczy. Nie
podobało mi się spojrzenie chłopaka. – Gadaj.
– Chodzi o Iga…
Znaczy wiesz, że straszna z niego przylepa… I jakoś tak wyszło, że na początku
roku… w sumie do chwili kiedy zaczęliśmy się spotykać… Spał w moim łóżku prawie
każdej nocy… – Z każdym zdaniem mówił coraz ciszej. Do tego stopnia, że gdyby
nie mówił mi niemalże prosto do ucha, to nie usłyszałbym końcówki. – Ja wiem,
że wy tak często razem spaliście, przynajmniej tak twierdzi Ig… I gdyby na
robieniu za poduszkę się skończyło, to pewnie nie miałbym takich wyrzutów
sumienia… Ale ja… on… eem – Usłyszałem, jak przełyka ślinę. – Serio czuję się
podle, że to zrobiłem. Znaczy wiesz, on jest moim przyjacielem, a ja go tak
właściwie wykorzystałem...
– Nie mów, że
przespałeś się z Igiem… – warknąłem, nawet nie wiedząc, czemu jestem tak
właściwie zły, skoro to wszystko skończyło się przed rozpoczęciem naszego
związku. Ale myśl o tym, że mógłby kochać się z Ignissem, a chwilę później
całować mnie i wpychać mi kutasa do gardła, napawała mnie obrzydzeniem.
– Co? Nie! Nie!
Merlinie broń!
Odetchnąłem z
widoczną ulgą, chociaż to dalej nie wyjaśniało całej sytuacji.
– To w jaki
sposób go wykorzystałeś?
–
…Wyobrażałemsobieżejesttobą... – wymamrotał w moje ramię, coś co brzmiało jak
zwykły bełkot.
– Co robiłeś?
Nie zrozumiałem niczego...
Brunet jęknął
nieszczęśliwie.
– No już,
skarbie. Powiesz i wszyscy...
– Wyobrażałam
sobie, że jest tobą, okej? – wyrzucił wreszcie z siebie, po czym najwidoczniej
odchylił głowę do tyłu i odetchnął głęboko. Przez chwilę nie odzywałem się,
trawiąc jego słowa. To było… całkiem słodkie.
– Naprawdę? –
spytałem rozczulony.
– Nie, męczyłem
się, żeby to z siebie wydusić tak dla zabawy. Takie hobby – sarknął, na co
posłałem mu nieznacznego kuksańca.
– Nie musisz być
od razu ironiczny, dupku. To już nawet upewnić się nie można?
– Myślę, że to
powinno cię upewnić o szczerości moich słów. – Przesunął prawą dłoń na moją
pierś i naparł na nią lekko, przyciskając mnie do siebie. Przymknąłem oczy,
wyczuwając jak szybko biło mu serce. Uśmiechnąłem się delikatnie.
– Przepraszam –
szepnąłem, łapiąc jego dłoń i łącząc nasze palce, po czym przyciągnąłem ją do
ust, składając na każdym paliczku drobny pocałunek. – Dalej się na mnie
boczysz? – spytałem po chwili, gdy ten nie zareagował. – Harry...
– Nie, po prostu
to było przyjemne… Chyba się na chwilę wyłączyłem. – Zachichotał krótko,
przyciskając usta do mojego karku.
– Boże… nie
przestawaj – mruknąłem cicho, odchylając kark w taki sposób, żeby chłopak miał
do niego jeszcze lepszy dostęp. Bez słowa zaczął wędrować po nim wargami.
Składał delikatne pocałunki na każdym kręgu i pomiędzy nimi, wędrując aż pod
linię włosów. A gdy dotarł na miejsce… Poczułem zęby zaciskające się lekko na
skórze, na co zatrząsłem się z przyjemności. Jęknąłem cicho, podniecając się na
nowo. Kolejna fala dreszczy w akompaniamencie drżącego westchnienia ogarnęła
moje ciało, gdy gorący język przebiegł drogą, którą przed chwilą wyznaczyły
wargi. Na tym jednak nie skończył swoich poczynań. Kiedy docierał już do końca
karku, zboczył nieco z drogi, kończąc tę elektryzującą podróż malinką na moim
barku.
– Zrobiłeś to
specjalnie – mruknąłem z wyrzutem. – To twoja zemsta za ostatnie?
– Między innymi.
Ale głównie myślałem o tym, że może ci się to spodobać. Osobiście uwielbiam to
uczucie, gdy zasysasz się na mojej skórze – odparł lekko, sunąc nosem po mojej
szyi i karku. Jęknąłem aprobująco.
– Nie rób… –
stęknąłem cicho. – Podnieca mnie to.
– Przed chwilą
sam prosiłeś, bym pieścił twój kark – odparł mrukliwie, w chwili gdy jego usta
znajdowały się tuż za moim uchem. Niski tembr zdawał się odbijać wibrującym
echem w całym moim umyśle.
Dlaczego on musi
być taki uwodzicielski, że rozpływam się pod nim jak galareta?
– Harry...
– Nawet nie
zdajesz sobie sprawy, jak uwodzicielsko brzmisz, gdy wymawiasz moje imię, drżąc
pod moim dotykiem.
– Zamknij się –
warknąłem zażenowany, czując gorąco rozlewające się po moim ciele.
– Czemu?
Przecież ci się podoba.
– Kurwa! –
krzyknąłem cicho, kiedy jego druga dłoń przejechała po mojej piersi, drażniąc
sutek. – Harry!
– Proszę, Draco…
pocałuj mnie – mruknął, muskając ustami mój bark.
Nie trzeba było
mi tego powtarzać. Od razu odwróciłem się do niego przodem i wpiłem w jego
wargi, z jękiem spijając pocałunek. Mój członek drżał nieznacznie, czekając na
rozwój wydarzeń. Zmieniłem pozycję. Usiadłem mu na udach, ocierając się
sugestywnie. Harry na szczęście nie potrzebował większej zachęty. Chwycił w
dłoń obydwie erekcje, wzdychając przy tym w moje usta. Zaczął nieśpiesznie,
niesamowicie drażniąco poruszać dłonią. Miałem ochotę przerwać pocałunek i
kazać mu się streszczać, przyśpieszyć czy coś, zamiast tego jedynie wypchnąłem
mocniej biodra i powarkując w jego wargi ostrzegawczo. Ten drań jednak nawet
nie zmylił rytmu. Zamiast tego drugą dłonią przytrzymał moją głowę, jakby
przewidując, że mogę próbować się odsunąć. Drażnił nas tak jeszcze moment, aż
wreszcie przesunął dłoń niżej, poświęcając uwagę naszym jądrom. Wreszcie sam
przerwał pocałunek, dysząc ciężko.
– Zabiję cię,
jeśli nie przyśpieszysz – rzuciłem niecierpliwie, zaciskając palce na jego
ramionach.
– Jak tak ci
śpieszno, to czemu mi nie pomożesz? – spytał zadziornie, liżąc mnie w dolną
wargę.
– Kutas z
ciebie. – Ugryzłem go lekko, na co jego biodra drgnęły. Prawą dłonią objąłem
nasze członki, poruszając nią szybciej niż on wcześniej. Czułem jak oba pulsowały,
wręcz krzycząc o nadchodzącym orgazmie. I kiedy już czułem, że jestem na
skraju, ten podstępny drań nacisnął jakiś punkt tuż za moimi jądrami, przez co
doszedłem gwałtownie z czymś na kształt krzyku i szlochu jednocześnie. Aż mnie
na chwilę kompletnie zamroczyło. Z tego stanu wyrwał mnie dopiero przeciągły
jęk dochodzącego Harry’ego. Otworzyłem oczy, spoglądając na jego przepełnioną
rozkoszą twarz. Przysunąłem się bliżej i pocałowałem go łagodniej.
– Myślę, że mogę
liczyć na wybaczenie za droczenie się z tobą.
– Jak ty to
zrobiłeś? – spytałem cicho, sam nie wiedząc w dalszym ciągu, dlaczego tak się
stało. Przecież to nie było nic nowego.
Uśmiechnął się
tryumfalnie.
– Skąd znasz
takie rzeczy?
– Odkryłem to
przypadkiem którejś nocy – odparł wesoło.
– Brzmi to tak,
jakby ktoś ci w tym pomógł.
– Zapewniam, że
jesteś pierwszą osobą, która dotykała mnie w taki sposób… Choć przyznaję, że
nie do końca sam to odkryłem. Bracia Rona są niezwykle otwarci… W dodatku
trzech z nich lubi facetów.
– O mój boże.
Serio? Weasleye i seks w jednej wypowiedzi? Chcesz mi życie seksualne zepsuć?
– Gdybyś
zobaczył Billa albo Charliego to zmieniłbyś zdanie.
– Czy ty
próbujesz wywołać u mnie zazdrość....? – spojrzałem na niego ze zgrozą. – O
Weasleya?
Parsknął
śmiechem, po czym spróbował mnie pocałować, ale się odchyliłem poza jego
zasięg.
– Jestem
wręcz...
– Na twoje
szczęście traktuję ich wszystkich jak braci. No i podejrzewam, że mam lekkie
skłonności do popadania w obsesje. A ty masz (wątpliwy) zaszczyć być jej
obiektem.
– Jeśli jednak
dowiem się, że jeden z nich choćby cię dotknął, wszystkim wyrwę jaja –
zastrzegłem niemal od razu, sunąc dłońmi po jego torsie.
– Widzę, że nie
tylko ja mam skłonności do skrajnej zaborczości. – Przygryzł wargę,
powstrzymując się od szerszego uśmiechu. – Nie wiem, czy nie uznasz tego za
dziwne, ale naprawdę mnie to cieszy – rzucił lekko zakłopotany.
Wzruszyłem lekko
ramionami.
– Nie wiem czy
to dziwne, a nawet jeśli to jestem podobnego zdania, jeśli chodzi o ciebie.
Lubię kiedy jesteś zazdrosny o mnie przez Yoshizawę czy Paula z Ianem. Swoją
drogą, zaproponowali mi dołączenie do nich w trójkącie, jakiś miesiąc temu.
– Obejdą się
smakiem – prychnął, splatając palce za moimi plecami. – Choć nie, nawet tego im
nie dam doświadczyć…
– Czyli śmiesz
twierdzić, że masz monopol na mnie? – spytałem z lekkim uśmiechem. – Podoba mi
się to.
– A spróbowałoby
nie… – Oczy zabłyszczały mu psotnie, gdy… pokazał mi język.
Parsknąłem
rozbawiony.
– Mam nadzieję,
że zostaniesz u mnie na noc… Mam ochotę przytulać się do ciebie do białego
rana.
Patrzył przez
chwilę na mnie kompletnie zaskoczony.
– Zresztą
zapomnij, że coś mówiłem – powiedziałem zażenowany. Wiedziałem, że palnąłem
głupotę.
– Nie! Czekaj!
Chcę, naprawdę. Po prostu nie spodziewałem się, że to zaproponujesz. Na
Merlina, właściwie powiedziałeś dokładnie to, co chciałem usłyszeć – wyznał
cicho i uśmiechnął się szeroko, wyrywając moje serce do szybszego biegu.
– Więc
zostajesz? Czy nie? – spytałem zniecierpliwiony.
Otworzył usta,
jakby chciał coś powiedzieć, ale nie wydobył się z nich żaden dźwięk. Dopiero
po paru sekundach odpowiedział cicho:
–Może innym
razem, Draco.
Odetchnąłem wolno,
ze wszystkich sił nie chcąc dać po sobie poznać, że mnie to zabolało. Zrobienie
loda było spoko, ale nocowanie już nie. Jasne, rozumiem.
– Ale jeśli
chcesz… Mogę zostać z tobą aż zaśniesz.
– Nie jestem
małym dzieckiem – mruknąłem, sięgając po gąbkę i nalewając na nią troszkę
malinowego żelu do ciała. Przejechałem gąbką po jego torsie, namydlając go bez
słowa.
– Draco… nie
bądź zły. Przecież nie musimy się nigdzie spieszyć.
– Nie jestem zły
– odparłem, spłukując z niego mydliny.
– Ale nie
spojrzysz mi w oczy?
– Bo cię teraz
obmywam. – Spojrzałem na niego z ironią, by zaraz zreflektować się. Rzuciłem mu
przepraszające spojrzenie. – Skoro chcesz wracać do siebie, musimy się odrobinę
pośpieszyć. Dam sobie rękę uciąć, że jest już zdecydowanie po ciszy nocnej.
– Z pewnością,
ale mam pelerynę, pamiętasz?
– Nie chodziło
mi teraz o ciebie, a o twoich przyjaciół. Jeśli nie powiedziałeś im, gdzie
idziesz, a jestem pewny, że tego nie zrobiłeś, zapewne ktoś z nich czeka na
twój powrót.
– Masz rację… –
mruknął niechętnie.
– Dobra, więc
szybko się ogarnijmy i będzie cacy – zawyrokowałem, podając mu gąbkę.
~*~
Rzuciłem
chłopakowi świeży ręcznik, sam sięgając po swój i wycierając się pośpiesznie,
ruszyłem do swojej sypialni. Z szuflady wyciągnąłem czystą parę bielizny i
nałożyłem ją na siebie, nie przejmując się, że nie byłem idealnie wytarty.
Przewieszając ręcznik przez ramię, zacząłem zbierać kolejno rzeczy Harry’ego z
ziemi i kłaść je na swoim łóżku. Następnie wyszedłem do salonu po swoją różdżkę
i po powrocie rzuciłem szybkie zaklęcie na moje ubrania, które pofrunęły do
kosza na pranie.
– Co ty tam tak
długo robisz? – zawołałem za chłopakiem, sprawdzając jeszcze raz czy znalazłem
wszystkie jego rzeczy.
– Chyba wreszcie
zaczynam się przyzwyczajać do tego gada ganiającego po mojej łopatce –
oznajmił, wchodząc do pokoju z ręcznikiem przewiązanym na biodrach.
– Tam trzymam
bieliznę. – Wskazałem mu komodę. – Jeśli znajdziesz coś odpowiedniego dla
siebie to nie krępuj się i bierz.
– Dzięki –
rzucił i poszedł buszować w mojej szufladzie, choć skończyło się na tym, że
wziął pierwszą lepszą parę która nawinęła mu się pod rękę. Westchnąłem, widząc
taki brak ogólnej estetyki. Podszedłem do niego, zabierając mu bokserki i
podając inne, dwa tony ciemniejsze, ale za to pasujące do jego szat i włosów.
– Te będą
bardziej odpowiednie. – Wywrócił oczami, ubierając je bez słowa. – Ciekawi mnie
tylko, jak to możliwie, że dopiero teraz się przyzwyczaiłeś. Ja do mojego
drzewa życia przyzwyczaiłem się praktycznie po dwóch dniach.
– Może dlatego,
że taki wzorek wygląda jakoś normalniej niż uzbrojony w miecz smok. W dodatku
ty swojego nie dorobiłeś się po pijaku...
Nie, ale ja
swojego nawet nie chciałem – po prostu nie miałem innego wyboru, stwierdziłem w
duchu z ironią.
Harry podszedł
do łóżka i wyłowił różdżkę zakopaną w fałdach pościeli. Po krótkich
oględzinach, rzucił na swoje ubrania chłoszczyść i zaczął je zakładać, po czym
odwrócił się, spoglądając na mnie niczym szczeniaczek czekający na uwagę
swojego pana.
– Odprowadzisz
mnie chociaż do salonu? Dziwnie by wyglądało, gdyby drzwi same się otworzyły.
– Wyjdę z tobą z
lochów – powiedziałem, podchodząc do szafy i wyciągając z niej pierwsze lepsze
spodnie – czarne, skórzane i białą bluzę z kapturem. Założyłem to na siebie,
oglądając się w lustrze i szybkim zaklęciem poprawiając fryzurę.
Przejechałem ręką po boku, wygładzając delikatnie materiał.
– Wiesz, że
prawdopodobnie i tak nikt nas nie zobaczy?
– No i?
– Ok, nic nie
mówiłem – skapitulował, wznosząc oczy do nieba. Zaraz ruszył do salonu, gdzie
podniósł z podłogi srebrzysty, lejący się materiał.
– Gotowy? –
spytałem, obserwując go z uwagą.
– Tak – odparł i
zarzucił na siebie pelerynę, momentalnie znikając mi z oczu. Schowałem swoją
różdżkę do tylnej kieszeni spodni, podchodząc do stoliczka i zgarniając z niej
srebrną papierośnicę, którą również schowałem, tyle że w drugiej kieszeni.
– To chodźmy –
powiedziałem, otwierając drzwi i dając Harry’emu chwilę na wyjście. W pokoju
wspólnym siedziała Vera w swojej zwyczajowej zielonej sukni, czytając książkę.
Podniosła wzrok na mnie i uśmiechnęła się zadziornie.
– Na randki się
wcześniej wychodzi, książę – rzuciła cicho.
– Ale o takiej
porze się z niej wraca – odparłem zbywająco. Wyszedłem razem z Harrym na
korytarz, mimowolnie sprawdzając czy na pewno jesteśmy sami.
– Nie będzie
dociekać, co miałeś na myśli?
– Nie rozumiem
co masz na myśli...
– Wyszedłeś sam
(z jej perspektywy) z własnego pokoju, twierdząc, że właśnie skończyła się
twoja randka.
– Ja tego nie
stwierdziłem. Ja tylko dałem jej do zrozumienia, że o takiej porze moje randki
by się kończyły.
– Ok,
rozumowanie Ślizgonów zdecydowanie odbiega od gryfońskiego.
– Tak bywa –
odparłem lekko, wzruszając ramionami. Powoli dochodziliśmy do wyjścia z lochów.
– Przypuszczam,
że tu się rozstaniemy… – szepnął gdzieś z mojej lewej strony.
– Dokładnie.
Dalej znajdziesz drogę. Och, i jak spotkasz Silka po drodze, kopnij go ode
mnie.
– Czemu?
– Bo pewnie
znowu przesiaduje na terenie drugiego pana, dlatego.
– Wiesz, że tym
kogo określasz mianem “drugiego pana”...
– Jesteś ty? –
wszedłem mu w słowo z uśmiechem. – Odkryłem to już w tamtym roku, kiedy
zabierałem kota leżącego obok ciebie, kiedy spałeś na błoniach pod drzewem.
– Poważnie??
– Poważnie.
Nawet nie wiesz, jak bardzo mną wtedy wstrząsnęło, gdy odkryłem, że to do
ciebie on ciągle ucieka.
– Myślę, że
jestem w stanie sobie to wyobrazić. Pewnie byłeś tak samo zszokowany jak ja,
gdy odkryłem że ten przytulas jest kotem tego “ślizgońskiego, napuszonego
dupka”.
– Za to
określenie powinieneś dostać w mordę.
– Ja tylko
przytoczyłem mniej więcej moje myśli z zeszłego roku.
– Nieważne. Nie
obchodzi mnie, co o mnie myślałeś rok temu. Ja też nie miałem wtedy o tobie
dobrego zdania.
– Chyba
powinniśmy się umówić, że nie będziemy wspominać o tamtych latach. Były jedną
wielką pomyłką.
– Jestem za… i
masz zamiar tak odejść, czy pokażesz mi się jeszcze na chwilę, bym mógł cię
porządnie pożegnać?
– Nie musisz mi
o tym przypominać. Od kiedy wyszliśmy na korytarz, nie myślę o niczym innym,
tylko o tym by cię pocałować – odparł, ale zamiast zrzucić z siebie pelerynę,
rozchylił ją znienacka i okrył także mnie.
– A mówiłeś, że
nie starcza już miejsca na drugą osobę – zauważyłem, obejmując go za szyję.
– Owszem, “chyba
że się mocno...” – Pocałowałem go, nie pozwalając dokończyć jego kwestii.
Odpowiedział z pasją na moją pieszczotę. Przez chwilę miałem wrażenie, że ma
zamiar przycisnąć mnie do najbliższej ściany, ale zamiast tego odsunął się z
cichym mlaśnięciem.
– Perwersyjny
dźwięk – uśmiechnąłem się lekko.
– Oj, spadaj! –
burknął i cofnął się o krok, ponownie kryjąc się przed ludzkim wzrokiem. W
ostatniej chwili udało mi się dostrzec soczysty rumieniec, który oblał jego
twarz w reakcji na moje słowa.
– Dobranoc,
Harry – szepnąłem, rozczulonym wzrokiem patrząc w miejsce, gdzie jeszcze przed
chwilą stał chłopak.
– Dobranoc,
Draco – usłyszałem tuż przed sobą jego cichy głos i poczułem muśnięcie spowitej
delikatnym materiałem dłoni na mojej własnej.
Odczekałem
chwilę, a kiedy już byłem pewien, że Harry poszedł, wyciągnąłem fajkę,
wkładając ją między wargi i odpalając szybko. A następnie zaciągając się dymem,
ruszyłem w stronę dormitorium.
~*~
Na śniadanie
wyszedłem jako jedna z pierwszych osób. Wstałem wyjątkowo wcześnie i nie mając
nic innego do roboty, wyszedłem z domu Węża w towarzystwie Eleny, która niosła
pod pachą opasłe tomiszcze uzbrojone w papierowe (ale pewnie ostre)
zęby.
– Więc jak
minęła wczorajsza randka? – spytała po jakiejś chwili, kiedy wychodziliśmy z
lochów. Och, to tutaj żegnałem się z Harrym wczoraj. – Znaleźliście jakieś
zaklęcie kamuflujące? Czy uwarzyłeś mu eliksir kameleona?
– Można tak
powiedzieć…
– Można tak
powiedzieć? – spojrzała na mnie zaskoczona. – Czyli nie trafiłam – mruknęła
zaraz, zachmurzając się. Najwidoczniej nie spodobało jej się to, że nie
wiedziała o czymś dosyć istotnym, co mogłoby jej kiedyś pomóc. Jednak nie
miałem zamiaru zdradzać jej tajemnicy. Skoro wiedziało o tym tak niewiele osób,
miałem zamiar cieszyć się tym, że jestem jednym z garstki wtajemniczonych.
Chociaż w tej kwestii stać na równym poziomie co Granger i Weasley nie było
przyjemną rzeczą.
– Może zamiast
tego powiesz, jak ci idzie z Lavender? – spytałem, rzucając jej rozbawione
spojrzenie. Po tym jak została prawie przyłapana na gorącym uczynku z tamtą
szatynką, unika jej jak ognia. – I swoją drogą, już dawno nie słyszałem relacji
z twoich spotkań.
– Bo nie ma o
czym opowiadać, skoro już ich nie aranżuję. – Wzruszyła lekko ramionami. – A to
z Lav to była kompletna pomyłka i aż żal strzępić sobie na to język. Zresztą
wolę skupić się tylko na jednej osobie, bo w innym wypadku nie uda mi się
wyjść, nie obijając sobie dupy o kant oszustwa.
Weszliśmy do
Wielkiej Sali, zauważając, że byliśmy jedynymi Ślizgonami (prócz Severusa,
pijącego kawę) w pomieszczeniu. Ściszając odrobinę nasze głosy usiedliśmy przy
stole. Specjalnie wybrałem takie miejsce, bym mógł bez przeszkód obserwować
Harry’ego, kiedy tylko się ten zjawi i zasiądzie tam, gdzie zawsze.
– Chcesz
powiedzieć, że bierzesz kogoś na poważnie? A co z Sevem? W końcu chyba od pół
roku terroryzujesz jego komnatę swoją fikuśną bielizną… A przynajmniej tak
stwierdził kiedyś Igniss.
– Chociaż nie
łączą nas więzy krwi, on jest moim ojcem, mimo wszystko. No i woli trwać
zgorzkniale w swojej straconej miłości, więc nawet moje namawianie, by dał się
przelecieć jakiemuś facetowi, nic nie daje.
Położyła książkę
na stole, biorąc do rąk maślanego rogalika i jedząc go ze smakiem.
– Myślałem, że
Sev spotyka się z moim ojcem…
– Tak to może
wyglądać, chociaż moim zdaniem, to Malfoy go wykorzystuje. Nie wiem czemu i nie
wiem w jaki sposób to zrobił, ale już na pierwszy rzut oka widać, że ten bałwan
nie jest miłością Seva.
Przez chwilę nie
odzywałem się, trawiąc w myślach jej słowa. Praktycznie od razu przypomniała mi
się scena tuż przed przyjęciem pierwszej pieczęci, kiedy mój ojciec przyszpilił
bruneta do ściany i pocałował go mocno. Severus zdawał się przecież tego nie
chcieć. W końcu próbował go odepchnąć! Czemu wcześniej o tym nie pomyślałem?
– Twój chłopak
idzie – odezwała się, a ja gwałtownie poderwałem głowę, patrząc na drzwi, przy
których nikt się pojawił. Posłałem jej gniewne spojrzenie, pod wpływem którego
tylko zachichotała. – Wybacz, ale byłam ciekawa twojej reakcji.
– Jesteś zołzą.
– Dziękuję. –
Uśmiechnęła się radośnie, jakbym rzucił jej najlepszy komplement, po czym
dodała: – A teraz naprawdę przyszedł.
– Myślisz, że
się na to drugi raz nabiorę? – spytałem, chociaż i tak spojrzałem na wejście,
dostrzegając znajomą fryzurę. Uśmiechnąłem się lekko, przyglądając się przez
chwilę chłopakowi. – Zamknij się i nawet nie myśl – zastrzegłem cicho, wracając
do swojego posiłku, udając, że nie zauważyłem jego wejścia, a przynajmniej nie
zrobiło to na mnie najmniejszego wrażenia.
– Witaj,
Hermiono – odezwała się głośniej, by zwrócić na siebie uwagę Złotej Trójki.
Utkwiłem w dziewczynie zaskoczone spojrzenie, by zaraz spojrzeć na Gryfonkę.
– Witaj, Eleno –
odpowiedziała i – czy ja śnię?! – uśmiechnęła się radośnie, machając jej
skinieniem palców.
– El… – zacząłem
niepewnie, spoglądając na jej szczęśliwe oblicze. Jej policzki zaróżowiły się
nieznacznie, kiedy zwróciła na mnie uwagę.
– No wyrzuć to z
siebie – mruknęła, patrząc na mnie z wyzwaniem.
– Zrezygnowałaś
ze swojego dotychczasowego zajęcia, by Granger – tu ściszyłem głos – nie
skreśliła cię, gdyby się o tym dowiedziała? Podkochujesz się w niej?
– Nawet jeżeli
mi się podoba, to co? Zabronisz mi się spotykać z Gryfonką? – spytała odrobinę
za głośno, przez co zaraz oblała się rumieńcem. – Jesteś okropny. Psujesz mój
wizerunek.
– Ja? – Uniosłem
jedną brew, zdziwiony. – To nie ja podnoszę głos. – Złapałem ją za ramię, kiedy
próbowała wstać. – Zostań i nawet nie próbuj ruszyć stąd dupy – powiedziałem,
odrobinę zirytowany. Czemu tak reagowała? Wszystko spływało po niej zawsze jak
po kaczce. Dlaczego teraz jest inaczej?
– Nawet nie
wiesz, jak w tej chwili mam ochotę wbić ci pięść w usta. Jednak zdaje sobie
sprawę z tego, że twój chłopak pewnie zaraz wyrwałby mi wszystkie włosy –
mruknęła cicho, ewidentnie wyprowadzona z równowagi.
– Robisz się
nieznośna. Dawno nikt cię nie przeleciał? – warknąłem, chociaż wiem, że nie
powinienem tego mówić.
– Chyba tak samo
jak ciebie – sarknęła złośliwie. – Chociaż po twoim wczorajszym spotkaniu mogę
się mylić.
– Jesteś głupia.
Nie mam problemu z tym, że podoba ci się Granger – powiedziałem, łapiąc ją za
podbródek, by zmusić ją do spojrzenia mi w oczy. Jej wzrok był buntowniczy
i jednocześnie spłoszony. – El… Naprawdę nie mam z tym problemu. W końcu sam
chodzę z osobą z jej domu, nie?
Jej twarz
rozpogodziła się momentalnie.
– Niech będzie,
że ci wierzę – rzuciła zaczepnym tonem, już w swojej skórze. Wstała od stołu z lekkim
uśmiechem. – I podoba mi się Hermiona Granger! Więc pogódź się z końcem wojny
między domowej – powiedziała tak głośno, że z pewnością nawet sama
zainteresowana ją usłyszała, po czym wyszła dumnie z sali.
Czytałam rozdział o 4 w nocy, bo stwierdziłam, że nie mogę czekać ani chwili dłużej by zapoznać się z jego treścią. Przez to spałam z jakieś 2 h, ale nie żałuje ;) . Jeśli chodzi o fabułę to widzę, że relacja pomiędzy Harrym, a Draco się rozwija. Szkoda tylko, że Potty dalej boi się reakcji swoich przyjaciół na swój związek i boi się np. spędzić noc poza dormitorium Gryfindoru lub okazać jakieś pozytywne uczucia względem Malfoya. Ulubiony fragment tej części to kłótnia pomiędzy Draco i Eleną. Była boska :). Chyba tylko oni potrafią się tak zażarcie pokłócić, rozmieszyć tym osobę, która by podsłuchała tą rozmowę, po czym tak szybko się pogodzić. Wnioskując po końcówce rozdziału następna część skupi się na Elenie oraz Herm.Pewnie możemy spodziewać się rozdziału z perspektywy którejś z dziewczyn. Eh, niestety trzeba będzie poczekać z miesiąc na kolejne perypetie naszych chłopaków. Coś mi się również wydaje, że Hermionie łatwiej będzie zaakceptować niecodzienną relację łączącą dawnych wrogów niż Ronowi, który swojego przyjaciela najchętniej widział by w związku z Giny. Ciekawi mnie jak Grenger zaareaguje na wyznanie. I coś podejrzewał, że o ile Harry początkowo będzie zaszokowany relacją dziewczyn to w końcu pewnie zaakceptuje ich związek. Gorzej może być z wielce nietolerancyjnym i uprzedzonym Ronaldem, który zapewne będzie się obrażać, knuć jak ich rozdzielić i robić awanturki niczym niedojrzała nastolatka. No nic nie pozostaje mi nic jak czekać z niecierpliwością na kolejną część. Życzę jak najwięcej czasu i weny na pisanie. Pozdrawiam. Iz
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńtaki Harry to bardzo mi się podobał, ale mógł zostać na noc... choć czekałam na moment kiedy powie, że tiara przydziału chciała umieścić go w Slytherinie właśnie... pięknie Elena zaintetesowała się Hermioną, i ta reakcja Draco na te słowa boska...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia