~*~*~*~
Doskonały humor, który towarzyszył mi od chwili opuszczenia
łazienki prefektów, zniknął, gdy po wejściu do pokoju wspólnego znalazłem się w
tłumie kłócących się Ronowców i Igowców. O dziwo, nie dostrzegłem nigdzie
żadnego z „przywódców”.
– Słuchajcie, Harry przyszedł!
– Dobre wyczucie, Harry. Może ty im przemówisz do rozsądku, bo mam
już dosyć wysłuchiwania tych ich bajeczek o „Malfoyu dobrym Ślizgonie”.
– W takim razie chyba zawiodę twoje oczekiwania, Lavender, bo
jeszcze się o tym nasłuchasz – wypaliłem, piorunując ją wzrokiem. W pokoju
wspólnym zaległa pełna zdumienia cisza.
Korzystając z okazji, ponownie zabrałem
głos: – Nie chcecie przyjąć do wiadomości słów Ignissa, Ślizgonów czy innych
uczniów opowiadających się za niewinnością Malfoya – okej. Rozumiem też, że nie
wierzycie samemu Malfoyowi czy nawet profesor McGonagall, choć oboje dziś dali
do zrozumienia, że Malfoy Śmierciożercą nie jest. Ale skoro chcecie znać moje
zdanie, to oto ono: – Draco Malfoy nie jest poplecznikiem Gada. Co więcej,
nienawidzi Voldemorta równie mocno jak ja. Więc dajcie sobie wreszcie spokój z
tymi oskarżeniami. – Czułem się, jakby wszyscy naokoło mnie byli
spetryfikowani. Cisza aż dzwoniła w uszach. Wreszcie przerwał ją wyraźnie
skołowany Neville:
– Przecież wasza trójka zawsze go o to posądzała! Więc czemu nagle
zmieniłeś zdanie?
– Nie mów, że ten drań jakoś zmusił cię… – zaczął ktoś z tłumu, a
we mnie się zagotowało.
– Nikt mnie do niczego nie zmusił – wysyczałem.
– Więc skąd ta pewność?
– Po pierwsze, widziałem jego ramię. Jest czyste. Po drugie…
– Przecież mógł użyć jakiegoś zaklęcia maskującego!
– Gdyby było to możliwe, to wszyscy Śmierciożercy bez problemu
mogliby ukryć swój znak i nie musieliby się obawiać zdemaskowania – do rozmowy
ku mojemu zaskoczeniu włączyła się Hermiona. Nawet nie wiedziałem, że tu jest.
– Czytałam na ten temat. Jest to tak potężna magia, że tylko ten kto wykonał te
znaki, może w jakikolwiek sposób na nie wpływać. Czy chodzi o usunięcie, czy o
zwykłe maskowanie.
– A Voldemort nie wydaje się być kimś, kto bawiłby się w znakowanie
ludzi tylko po to, by zaraz im ten znak ukrywać. – Odwróciłem się, by spojrzeć
na zaciętą minę Rona, który najwyraźniej dopiero wszedł do wieży. – To psychol,
który każe się tytułować „lordem”. Serio wierzycie, że pozwoliłby komuś ukryć
dowód, że należy do niego? Nawet jeśli miałoby to kosztować jego sługę życie,
nie kiwnąłby palcem, żeby jakoś temu zaradzić.
– Wierzysz w niewinność Malfoya…? – spytałem ostrożnie.
Patrzyłem na niego kompletnie zbity z tropu. Czy on… kiwnął głową??
– To jakiś żart…? Jeszcze godzinę temu oskarżałeś go o zadźganie
trzech facetów nożem!
– Ja… – zaczął i urwał, najwyraźniej nie wiedząc, co powiedzieć.
Spojrzał na Hermionę z niemą prośbą o pomoc.
– Myślę, że Ron chce powiedzieć, że dał się eee… ponieść chwili.
– Słucham? – Spojrzałem na przyjaciółkę, analizując w głowie słowa,
które wypowiedziała. – Chcesz powiedzieć, że odruchowo oskarżyliście go
o morderstwo?? Hermiono, czy ty się słyszysz?? Myślałem, że jesteś
bardziej rozsądna.
– Nie udawaj, że sam ani przez chwilę tak nie pomyślałeś. Powiedz,
skąd wiesz, że jego ramię jest nieoznakowane? – niespodziewanie naskoczyła na
mnie Kate.
– Igniss pokazał mi kiedyś ich wspólne zdjęcia… – powtórzyłem tę
samą wymówkę, której dawniej użył Ig. Wolałem nie zdradzać, że się przed chwilą
z nim kąpałem…
– No dobra, ale to było kiedyś. Skąd pewność, że dziś też nic na
nim nie ma?
Cholera. Chyba nie mam wyboru.
– Stąd, że wracam właśnie z łazienki prefektów. Malfoy pewnie też
jest już w drodze do lochów.
Przez chwilę panowała pełna zaskoczenia cisza, którą przerwał
wreszcie duet głosów Neville’a i Rona:
– Czepiałeś się, że nie wierzyłem w niewinność Fretki, choć sam
poszedłeś sprawdzić, czy przypadkiem go nie ostemplowano?
– Nie poszedłem tam dlatego, że nie wierzyłem w jego niewinność!
– Więc po co?
Poziom adrenaliny w moich żyłach gwałtownie podskoczył.
Rozpaczliwie szukałem w głowie innej odpowiedzi niż prawdziwa.
– Bo… Tylko tak mogłem zdobyć dowód, że to morderstwo nie było jego
inicjacją na Śmierciożercę, jak podejrzewa Kate. Wybaczcie brak zdjęć, ale
raczej nie było okazji ich zrobić. Macie tylko moje słowo: Draco Malfoy nie
jest i nigdy nie będzie poplecznikiem Voldemorta.
– A skąd możesz mieć niby pewność, że nie przejdzie na jego stronę?
– Stąd, skąd wiem, że również nikt z was tego nie zrobi – odparłem
zirytowany, rozglądając się po twarzach współdomowników. Przez tłum przeszły
szmery. – Zapewniam was, że on i ja nienawidzimy Voldemorta równie
mocno.
Uznawszy, że powiedziałem wszystko, co miałem do powiedzenia,
ruszyłem wgłąb pokoju wspólnego, gdzie przy fotelach leżały torby moje, Rona i
Hermiony. Wyciągnąłem książki, pergamin i pióro. Ledwo rozłożyłem swoje rzeczy
na stoliku, gdy stanęli przede mną wyraźnie skrępowani przyjaciele.
– Harry… Nawet nie wyobrażasz sobie, jak nam głupio.
– Właśnie, stary. Tym bardziej że my tak naprawdę już od dłuższego
czasu nie uważamy Fretki za Śmierciożercę.
Spojrzałem pobłażliwie na przyjaciół, ale zaraz się zreflektowałem.
Przypomniałem sobie, jak Draco w odpowiedzi na moje pytanie sam spytał mnie,
czy zamierzam co chwilę w niego wątpić. Choć i przy nim, i przed Gryfonami
utrzymywałem, że ani na chwilę w niego nie zwątpiłem, to przecież widok jego
lodowatego spojrzenia sprawił, że na ułamek sekundy przeraziłem się, że może
naprawdę to on zab… Oczywiście nie z własnej woli. Ale teoretycznie mogliby go
do tego zmusić – tak właśnie pomyślałem. I czuję się paskudnie za każdym razem,
gdy sobie przypomnę ten strach. To było takie okrutne z mojej strony. A
przecież Draco zawsze (a przynajmniej od kiedy się do siebie zbliżyliśmy) był
ze mną szczery, nawet gdy nie musiał – jak w przypadku jego związku z tym
dupkiem Yoshizawą. A jednak wyznał to, choć mógł się spodziewać, że jak zwykle
zareaguję dość gwałtownie.
Poza tym jego zirytowany ton i zraniony wzrok, gdy spytałem po
której stronie stoi… To nie mogło być udawane. A bolało mnie tym bardziej, że
pytanie podyktowało mi nagłe, głębokie przekonanie o jego niewinności, którego
wtedy doznałem, a nie zwątpienie. W tej chwili nawet nie jestem już w stanie
pojąć, jak w ogóle mogłem założyć, że komuś udałoby się zmusić go do zrobienia
czegoś, czego nie chce. Nie dałby rządzić. Jest na to zbyt dumny i
apodyktyczny.
Ale oni nie są tego wszystkiego świadomi.
– Lepiej już nic nie mówcie, jeśli nie jesteście pewnie swoich
słów. Tak naprawdę wcale nie wierzycie w jego niewinność. Możliwe że chcecie,
bo zdajecie sobie sprawę, że to jedyne racjonalne zachowanie w obliczu braku
obarczających go dowodów. Ale mimo to nie potraficie przestać go podejrzewać,
zaufać mu. Przemawia przez was nienawiść – stwierdziłem ze smutkiem i w tym
samym momencie z całą mocą dodarło do mnie, że nigdy nie zaakceptują naszego
związku. Nie bez jakiegoś cudu. – Więc żeby uniknąć kolejnych kłótni, po prostu
już nigdy nie poruszajmy tematu Malfoya, dobrze? – Nie stawiajcie mnie znów w
sytuacji, gdy muszę wybierać między ludźmi, na których mi zależy. Tym bardziej,
że obawiam się, że tym razem dokonałbym wreszcie wyboru, bo próby bycia
neutralnym wcale nie były rozsądnym wyborem.
Przyjaciele milcząco przystali na moją propozycję i rozsiedli się w
sąsiednich fotelach. W ciężkiej, pełnej skrępowania atmosferze zabraliśmy się
za odrabianie prac domowych, odzywając się do siebie tylko wtedy, gdy było to
konieczne.
~*~
Po skończonej nauce poszedłem na górę, gdzie zastałem Iga
rozwalonego na (jego własnym) łóżku. Wszyscy prócz Rona byli w pokoju, więc
zanotowałem w pamięci, by w razie co uważać na jakiekolwiek wzmianki o Draco.
– Nie było cię na kolacji… – zacząłem, przysiadając obok niego. –
Słyszałeś już, że wrócił twój kuzyn?
– Nie dało się nie słyszeć, Harry. Chciałem go złapać po posiłku,
ale postanowił gdzieś się ukryć – odparł, rzucając mi krótkie spojrzenie i
wracając wzrokiem do tekstu książki. – Jak słyszałem, sprawdzałeś, czy
jest po waszej stronie…
– Nie do końca. Już przedtem byłem przekonany o jego niewinności,
to właśnie dlatego chciałem by to jakby… „oficjalnie” potwierdził. Żeby już raz
na zawsze zamknąć ten temat. – Nie żebym tak naprawdę cokolwiek z tego
planował. Poszedłem do tej łazienki, tylko dlatego że byłem na niego zły i
chciałem, żeby się wytłumaczył… No i się o niego martwiłem… I najzwyczajniej w
świecie strasznie chciałem go zobaczyć i z nim porozmawiać, może przytulić.
Przekonać się, że mimo tego co zobaczyłem, kiedy wszedł do Wielkiej Sali, to
wciąż mój Draco.
– Skoro tak twierdzisz – mruknął cicho, zamykając książkę i
siadając prosto. Spojrzał na mnie uważnie, a jego kąciki ust drgnęły leciutko,
jakby próbował właśnie powstrzymać się od uśmiechu. – To o czym tam jeszcze
gadaliście w tej łazience?
Rzuciłem szybkie spojrzenie na chłopaków, i choć wszyscy zdawali
się być pochłonięci swoimi sprawami, wolałem nie ryzykować, że podsłuchają
naszą rozmowę.
– A co czym niby miałbym gadać z Malfoyem? Znaczy… Jak zwykle się kłóciliśmy
o jakieś bzdury – odparłem, uśmiechając się kącikiem ust i przypominając
sobie naszą rozmowę o byciu dotykalskim i całuśnym. – Jeśli jednak tak cię to
interesuje, to mogę ci powiedzieć.
– Gdybym nie był zainteresowany, to bym się ciebie nie pytał,
głupku. – Wyszczerzył się radośnie, na co odetchnąłem delikatnie. Wrócił stary
Ig.
– To bierz piżamę i idziemy pod prysznic – nie ma mowy, bym
cokolwiek mu powiedział, póki w pobliżu są chłopacy. – O dziesiątej zaczynam
wartę, więc nie mam dużo czasu na pogadanki.
~*~
Po bezgranicznie nudnych dwóch godzinach błąkania się po korytarzu
w towarzystwie Bentleya, wreszcie z ulgą otuliłem się kołdrą. Odszukałem też
komórkę, którą – a jakże by inaczej – akurat dziś zapomniałem ze sobą zabrać.
Ledwo spojrzałem na ekran i już szczerzyłem się jak głupi do sera.
„Po wygranym meczu z Krukonami wyjdę ostatni z szatni. Liczę na
małą niespodziankę. DM”
Przez dłuższą chwilę gapiłem się na te dwa krótkie zdania, w głowie
mając obraz cwanego uśmieszku w wykonaniu Draco. Ostatnie minuty przed
zaśnięciem poświęciłem snuciu planów piątkowej randki.
~*~
Wszyscy uczniowie, a może i wszyscy w szkole oczekiwali końca
tygodnia. Najpierw czwartkowa uczta z okazji Nocy Duchów, w piątek pierwszy w
sezonie mecz Slytherin kontra Ravenclaw, no a potem tradycyjnie sobotnie
wyjście do Hogsmeade. Ale mi tym razem tak naprawdę nie zależało na żadnym z
tych wydarzeń. Wręcz nie mogłem się doczekać, aż będzie już po meczu.
Rozejrzałem się ostatni raz po skrytym w półmroku pomieszczeniu.
Upewniwszy się, że wszystko jest jak trzeba, napisałem wreszcie wiadomość do
Draco.
„Mała zmiana planów. Chodź pod posąg Barona Czarnobrodego koło
Wielkiej Sali. I poproś go o wskazówkę.”
Patrzyłem przez chwilę na ekran, po czym zamieniłem „chodź” na
„przyjdź proszę”. Tak na wszelki wypadek. I wysłałem. Mam tylko nadzieję, że da
się wciągnąć w tę grę.
Usiadłem na jednym z krzeseł i po raz już sam nie wiem który,
omiotłem wzrokiem niewielką salę. Byłem z siebie dumny za ten pomysł. W jego
realizacji bardzo pomógł mi Pokój Życzeń z jego bezdennym schowkiem i zaklęcie
zmniejszające. Kilkanaście świec ustawionych było dookoła (wysprzątanego)
pomieszczenia i dwie zawieszone w powietrzu nad ustawionym pośrodku i
przykrytym obrusem stole ze srebrną zastawą. Z boku stała butelka z czerwonym
winem. Poprosiłem Iga o pomoc w wybraniu jakiegoś dobrego, bo sam się
kompletnie na tym nie znam. Nie żeby on wiedział dużo więcej, ale we dwóch
lepiej nam się myślało. Obok butelki była jeszcze karafka z ognistą. Tak na
wszelki wypadek, bo whiskey przynajmniej wiem, że lubi. Dogadałem się też ze
Zgredkiem, żeby pomógł mi z menu. W końcu gotuje zdecydowanie lepiej ode mnie.
No i jako że przez lata służył u Malfoyów, wie, co Draco lubi. Rzuciłem jeszcze
okiem na ustawioną w rogu kanapę i niski stolik z pożyczonym od Hermiony
laptopem, które miały nam posłużyć za kino domowe. Odetchnąłem głęboko i
poprawiłem ubranie – jeden z niewielu bardziej „wyjściowych” kompletów, który
wcisnęła mi Amber. Uśmiechnąłem się szeroko, zadowolony z ogólnego efektu.
Wyszło mi to naprawdę całkiem przyzwoicie.
Jakieś dziesięć minut później wreszcie usłyszałem kroki za drzwiami
i ciche skrzypnięcie zawiasów. W międzyczasie sam wstałem i zrobiłem kilka
kroków, by wyjść naprzeciw Draco.
– Nie wiedziałem, że będziesz kazał mi latać jak głupi po… –
zamilkł, rozglądając się po wnętrzu, a ja uśmiechnąłem się zwycięsko. – No, no…
Muszę przyznać, że nieźle ci to wyszło, Harry – powiedział po chwili,
podchodząc do mnie bliżej. Jego usta musnęły mój policzek. – Hej, bohaterze…
– Dziś ten tytuł przypada tobie. Gratuluję zwycięstwa – odparłem
wesoło i objąwszy go za szyję, pocałowałem krótko w usta. – No i cieszy mnie,
że ci się podoba. Sporo czasu zajęło mi doprowadzenie tej klasy do takiego
stanu.
– I opłacało ci się to… Jestem zachwycony – odparł, uśmiechając się
lekko. – Zaprowadzisz mnie dalej?
– Z przyjemnością – odparłem. Starałem się zachować spokój, a nawet
trochę spoważnieć, ale za nic nie mogłem przestać się szeroko uśmiechać. Czułem
się tak lekko, taki szczęśliwy. – Przypuszczam, że jesteś głodny po meczu, więc
przygotowałem dla nas kolację.
Poprowadziłem go ku stolikowi i pomogłem zająć miejsce, po czym
usiadłem naprzeciwko. Parę sekund później na talerzach pojawiły się dania. Nie
wiedziałem, co będziemy jeść, bo całkowicie zaufałem w tej kwestii Zgredkowi,
ale kompletnie nie zdziwił mnie widok ryby w cieście francuskim generalnie
wyglądającej jak danie z przynajmniej czterogwiazdkowej restauracji.
Draco zagryzł delikatnie wargę, próbując nie uśmiechnąć się
szeroko.
– Skąd wiedziałeś, że łosoś w cieście francuskim serwowany z białym
masłem ā l’aneth przypadnie mi do gustu? – spytał, rzucając mi rozbawione
spojrzenie. – Strzał w dziesiątkę…
– Cóż… powiedzmy, że to przeczucie – odparłem zaczepnie. – Mam
nadzieję, że podobnym wyczuciem wykazałem się przy wyborze wina. Bo tu naprawdę
się nagłowiłem. Ale przynajmniej jeśli nie znajdę w przyszłości pracy jako
auror, będę mógł zająć się sprzedażą win – zażartowałem, sięgając po butelkę.
– To mam tylko nadzieję, że nie wybrałeś czerwonego wina… – odparł
z uśmiechem wskazując na etykietę. – Prawda?
– … To ja jednak zostanę przy posadzie aurora – skwitowałem
zakłopotany. No tak – ryba. Przecież czytałem, że do niej podaje się białe…
Czemu nie spytałem wcześniej Zgredka o zamierza przygotować??
Podczas gdy wyrzucałem sobie w myślach własną głupotę, blondyn
wziął ode mnie butelkę ze śmiechem.
– Côte de nuits villages… – Cholera, on tylko wymówił nazwę wina, ale
to brzmiało tak seksownie… – Mimo że jest czerwonym winem, lubię je przy
łososiu… Więc masz farta.
– Mówisz poważnie, czy po prostu nie chcesz mi robić przykrości?
– Ewentualnie możemy je wypić po posiłku. – Wzruszył ramionami, nie
dając mi ostatecznie odpowiedzi.
Kiedy już zjedliśmy, Draco podziękował za posiłek (ku mojemu
zadowoleniu – po francusku), po czym przenieśliśmy się na kanapę. Zabierając to
nieszczęsne wino ze sobą.
– Tę część mam już nie tak dokładnie rozplanowaną – oznajmiłem,
kiedy już się rozsiedliśmy. – Znaczy, przygotowałem parę filmów, ale ostateczny
wybór należy do ciebie. Chyba że chcesz porobić coś innego?
– Wyjątkowo podążę za tobą i przystanę na obejrzenie filmu. Byle
nie było tam wiewiórek i hipogryfów…
– Nie martw się, nie będę cię zmuszał do oglądania żadnych filmów
przyrodniczych… ani tym bardziej prywatnych moich przyjaciół – odparłem,
wywracając oczami. – Dziś masz cztery opcje. Wolisz coś ambitniejszego,
detektywistycznego, thriller czy odmóżdżającą komedię?
– Hmm… dawaj thriller.
Odpaliłem film, ustawiłem komputer na stoliku przed nami i wróciłem
na swoje miejsce. No, prawie. Tym razem usiadłem tuż przy Draco i objąłem go,
co skwitował delikatnym uśmiechem. Dziś, dla odmiany, nasz mały seans przebiegł
bez większych ekscesów. Jedynie opróżniliśmy butelkę wina. Ale jak tylko
zaczęły się napisy końcowe… Po prostu nie mogłem się powstrzymać, by go nie
pocałować. Miałem na to ochotę przez cały film, ale nie chciałem przeszkadzać
Draco, który naprawdę się wciągnął.
Najpierw zwyczajnie przycisnąłem wargi do jego żuchwy, potem ciut
niżej, i znów, i znów, by na końcu cmoknąć go w kącik ust. Uniosłem lewą dłoń i
powoli obróciłem jego twarz w swoim kierunku, aż wreszcie mogłem go pocałować.
Niespiesznie, delikatnie. Rozkoszowałem się każdym skubnięciem warg, nawet nie
próbując pogłębić tej pieszczoty. Głaskałem go przez chwilę po policzku, ale
nie trwało to długo – zdecydowanie bardziej podobało mi się wczesywanie palców
w jego krótkie włosy i drapanie go po karku. Sądząc po aprobującym mruknięciu,
Draco podzielał moje uczucia. Trwaliśmy tak przez chwilę, ale nie chcąc popaść
w rutynę, zmieniłem taktykę. Przesunąłem językiem po jego dolnej wardze. Draco
najwyraźniej uznał to za krok ku pogłębieniu pocałunku, bo trącił go zaczepnie,
ale nie odpowiedziałem na ten ruch. Zamiast tego, dotykając koniuszkiem języka
jego skóry, rozpocząłem powolną wędrówkę od jego dolnej wargi, przez brodę i
grdykę, aż do zagłębienia u podstawy szyi. Drżąco wypuszczone powietrze nad
moją głową upewniło mnie, że to było dobre posunięcie. To, jak i dłoń, która
zaciskała się lekko na moim ramieniu. Przełknąłem ślinę. Serce już od dłuższej
chwili biło szybciej niż zazwyczaj, ale teraz zaczynało mi się też robić
ciepło. Podparłem się po drugiej stronie jego nóg, by ułatwić sobie dostęp do
jego szyi. Pieściłem ją na różne sposoby, cały czas uważając na jego reakcje,
by przekonać się, co i w którym miejscu sprawia mu największą przyjemność.
Kiedy Draco odchylił głowę na oparcie, odcinając mi tym samym dostęp do swojego
karku, przeniosłem się z pieszczotami na jego bok. Zdecydowanie podobało mu się
to, co robiłem i byłem z tego powodu piekielnie zadowolony, ale drętwiejąca
ręka zmusiła mnie do przerwania. Moja aktualna pozycja nie była zbyt wygodna.
Odsunąłem się więc kawałek i odezwałem przyciszonym, lekko zachrypniętym
głosem:
– Połóż się.
Przez parę sekund nawet nie drgnął. Poczułem rosnące zmieszanie. No
tak, pewnie znowu pomyślał, że chcę żeby „mi się podłożył”… Choć może tym razem
wcale by się tak bardzo nie pomylił. Chciałem czegoś więcej, to chyba
oczywiste. Ale przecież do niczego bym go nie zmusił. No i to nie był główny
powód, dla którego o to poprosiłem…
Już miałem zacząć się tłumaczyć, ale wstrzymałem się, gdy uniósł
głowę i spojrzał na mnie zainteresowany. Uśmiechnął się lekko, podnosząc się z
kanapy i parskając, kiedy dojrzał moją minę. Pewnie wyglądałem na
zawiedzionego. Draco jednak dalej się nie odsunął, tylko utrzymując ze mną
kontakt wzrokowy, ściągnął z ramion szkolną szatę i bluzę, pozostając w białej
bokserce… i spodniach oczywiście.
Wyciągnął w moją stronę rękę, a kiedy tylko wstałem, wyminął mnie z
miną zwycięzcy i położył się bokiem na całej długości mebla, opierając policzek
na dłoni. Druga leżała niewinnie na udzie…
– Jak dokładnie mam leżeć? – spytał cicho, przeszywając mnie
spojrzeniem. – Taka pozycja ci wystarczy, czy mam położyć się na plecach… A
może wręcz przeciwnie: chcesz mnie rozłożonego na brzuchu.
Przełknąłem ślinę, zastanawiając się czy z tej odległości słyszy
dudnienie mojego serca.
– N-na plecach – odparłem, a on, och Merlinie… posłusznie ułożył
się, cały czas utrzymując kontakt wzrokowy.
Przysiadłem tuż przy nim i pochyliłem się, całując go. Najpierw tak
jak wcześniej – delikatnie, leniwie. Odsunąłem się i ponownie spojrzałem na
niego. Z rozchylonymi, zaróżowionymi ustami obserwował mnie spod
półprzymkniętych powiek. Wyglądał niesamowicie. A gdy jego wargi poruszyły się,
szepcząc moje imię…
Wpiłem się w nie, jednocześnie kładąc się na nim. Jednym ramieniem
objąłem go w pasie, a drugim podparłem się, by go zbytnio nie przygniatać.
Draco nie pozostawał mi dłużny zarówno jeśli chodziło o namiętny pocałunek, jak
i oplatające mnie ramiona. Czułem przyspieszone bicie jego serca, podwyższoną
temperaturę ciała, dłonie sunące po moich plecach. Trwaliśmy tak spleceni przez
dobre parę minut, aż wreszcie oderwaliśmy się od siebie, oddychając ciężko. Ale
nie na długo. Już po chwili to Draco przysysał się do mojej szyi i… przyciskał
do kanapy.
Nie wiem jak to zrobił, ale teraz to on był nade mną. Ustami
błądził po skórze szyi, by zaraz zassać się na chwilę w jednym z miejsc.
Mruknąłem aprobująco, odchylając lekko głowę i mocniej otaczając go ramionami w
niemej prośbie o więcej.
Draco parsknął cicho, przesuwając dłonią po boku i przechodząc do
piersi. Przesunął się biodrami do tyłu, zapewne naumyślnie ocierając się o
mnie, co wyrwało z moich ust ciche sapnięcie.
Znów pocałował moją szyję, przechodząc stopniowo do szczęki, a
następnie do warg, w które wpił się z mocą. Od razu zdominował go, jakby nawet
jego język nie miał w swoim słowniku pojęcia „uległość”. Jednak kiedy tylko o
tym pomyślałem, blondyn zwolnił, jakby chciał zachęcić mnie do odebrania
pałeczki władzy… Nawet jeśli tylko w tym aspekcie. Ochoczo wykorzystałem daną
mi okazję. Znów wsunąłem palce w jego włosy i lekko przycisnąłem do siebie jego
głowę, maksymalnie pogłębiając pocałunek. Jednocześnie przesunąłem lekko nogę,
tak by znalazła się między nogami Draco i zgiąłem ją. Tym razem to z jego
gardła wyrwało się, stłumione przez moje usta, sapnięcie. Powtórzyłem
kilkukrotnie ten ruch, za każdym razem drażniąc jego coraz twardszą erekcję. W
końcu nie mogłem pozwolić, żebym był jedynym z „problemem w spodniach”.
– Grabisz sobie, Harry – szepnął cicho, odsuwając się dosłownie na
milimetry. Jego wargi muskały moje przy każdym wypowiadanym słowie. Nie mogłem
się powstrzymać, by ich nie skubnąć.
– Naprawdę? Dałbym sobie rękę uciąć, że ci się podoba – odparłem
zaczepnie, składając lekkie pocałunki na linii jego szczęki.
Chłopak prychnął cicho, prostując się i patrząc na mnie z góry.
Zmrużył na chwilę oczy, jakby oceniając widok przed sobą. Najwidoczniej musiał
być usatysfakcjonowany, bo uśmiechnął się lekko.
– Masz oliwkę? – spytał, przejeżdżając dłonią po moim brzuchu.
– Eee… nie – odparłem niepewnie, zastanawiając się, do czego miałby
zamiar ją wykorzystać. Do masażu, czy może…?
– Och, szkoda… No trudno… Może kiedy indziej ją wykorzystam. –
Wzruszył niedbale ramionami. Znów się nade mną pochylił i kiedy myślałem, że
kolejny raz zasmakuję jego ust, on… ugryzł mnie w nos. – A teraz musimy powoli
kończyć. Z pewnością zbliża się cisza nocna, a o północy zaczynam wartę z
Haruse.
Skrzywiłem się na sam dźwięk tego imienia.
– Mam nadzieję, że zdążyłeś mu już przekazać, że ma sobie ciebie
wybić z głowy?
– Dalej nie daje ci żyć? – spytał, podnosząc się i schodząc z
kanapy.
Podniosłem się do siadu i otworzyłem usta, by coś odpowiedzieć, ale
zaraz je zamknąłem. Spróbowałem sobie przypomnieć, czy w środę rzucił w moim
kierunku jakikolwiek komentarz, ale nic nie przychodziło mi do głowy. W sumie…
nie pamiętam, by cokolwiek do mnie powiedział. Byłem wtedy zbyt zaabsorbowany
innymi rzeczami, żeby zwrócić na to uwagę. Między innymi unikaniem ławek
rzucanych przez zaklęcia tarczy w wykonaniu mojego sparingpartnera – Neville’a.
A właściwie jednej ławki. Myślałem też o znajdującym się niedaleko mnie Draco i
naszej zbliżającej się randce. Kto w takiej sytuacji zawracałby sobie głowę
jakimś zazdrosnym idiotą?
– Nie… Zdaje się, że dał mi spokój – odparłem lekko zaskoczony.
Choć nie wiem, co dziwiło mnie bardziej – to że ten „zazdrosny idiota”
posłuchał Draco, czy może to że Draco naprawdę spełnił moje „żądanie”.
– Cieszy mnie to w takim razie – uśmiechnął się pod nosem,
zbierając swoją bluzę i szatę z podłogi. – Jednak na wszelki wypadek jeszcze z
nim pogadam na ten temat.
– Nie trzeba. Zresztą nie dlatego cię o to spytałem. Chodziło mi
raczej o to, że będziecie sami, w nocy… Wolałbym, żeby nie przyszło mu nic
głupiego do głowy.
– Och, martwisz się o mnie – powiedział miękko, patrząc na mnie z
zainteresowaniem. – Jednak nie potrzebne. Haruse nie zrobi nic wbrew mojej
woli. Tym bardziej nie wykona kroku, by mnie w jakikolwiek sposób wykorzystać.
Dlatego możesz spać spokojnie. Nic mi tutaj nie zagraża…
– Faktycznie, nic oprócz psychofanów z ciągotami do poezji –
zironizowałem.
– Znowu chcesz do tego wracać? – spytał chłodniejszym tonem.
– Nie, tak mi się tylko skojarzyło. – Wzruszyłem ramionami,
wyrzucając sobie w duchu, że nie zachowałem tej myśli dla siebie. Czy żadne
nasze spotkanie nie może przebiec od początku do końca bez żadnego spięcia? –
Skoro mówisz, że Yoshizawa jest niegroźny, to ci wierzę. – Wstałem i zrobiłem
kilka kroków w jego stronę. – Zresztą w razie co potrafiłbyś mu przyłożyć. W
końcu kto lepiej ode mnie wie, że potrafisz się bić? – rzuciłem ugodowo,
uśmiechając się kącikiem ust.
– Za dużo razy dostawałeś ode mnie baty, by tego nie wiedzieć –
odparł, rozpogadzając się widocznie. Z tego powodu przezornie powstrzymałem się
przed wspomnieniem o tych wszystkich razach, kiedy to ja skopałem mu tyłek.
Albo że wygrywał, bo atakował z zaskoczenia. – Ciesz się, że nasze konflikty
już się tak nie kończą. I zamiast tego karzę cię tak – dodał, łapiąc mnie za
ubrania i przycisnął swoje usta do moich, całując mnie leniwie. Otoczyłem go
ramionami, przytulając mocno.
Ach, ile bym dał, żeby nasze konflikty kończyły się w ten sposób
również w poprzednich latach.
~*~*~*~
Wchodzę na bloga zobaczyć czy coś nowego dodałaś, a tu niespodzianka :) Nowy rozdział :D. Rozdzialik cudowny. Najbardziej podobała mi się niespodzianka, którą Harry przygotował Draco. Mam tylko nadzieję, że Haruse sobie odpuścił i nie będzie już dręczył Draco. Mógłby sobie znaleźć kogoś. innego. Pozdrawiam i życzę weny.Iz
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńwspaniale, mam nadzieję, żu Horuse w końcu odpuści sobie Draco, a ta niespodzianka Harrego...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia