Dziękuję w imieniu swoim i Yunohy za komentarze ^^ Mamy nadzieję, że ten rozdział skłoni jeszcze więcej osób do wyrażenia swojej opinii, bo... Będzie się działo.
Oj, będzie się działo... ;D
Enjoy~!
~*~*~*~
Gdzieś w połowie drogi do lochów uświadomiłem sobie trzy słabe
punkty mojego planu. Po pierwsze, nie znam hasła do pokoju wspólnego Ślizgonów.
Po drugie, nie mam przy sobie peleryny niewidki, żeby niezauważenie się tam
wślizgnąć, a niemożliwe jest, aby ktokolwiek ze Slytherinu mnie dobrowolnie
wpuścił. Po trzecie, nie mam nawet pewności, czy on tam jest. Zatrzymałem się i
przez chwilę rozważałem sytuację. Cofnąć się po pelerynę i zaryzykować
wśliźnięcie się do ich pokoju wspólnego?...
Nie. Nie chcę teraz wracać do wieży. Istnieje zbyt duże
prawdopodobieństwo, że natknę się na Rona. A jestem pewny, że to skończyłoby
się kolejną kłótnią.
Zresztą co zrobię, jeśli nie zastanę na dole Malfoya? Mam czekać
jak idiota na środku ślizgońskiego salonu, przez nie wiadomo ile czasu,
unikając jednocześnie zderzenia z mieszkańcami? Gdybym chociaż wiedział, gdzie
jest pokój Malfoya...
W sumie, mogę zapytać Iga. Pewnie będzie też wiedział, gdzie go znajdę.
W sumie, mogę zapytać Iga. Pewnie będzie też wiedział, gdzie go znajdę.
Czy wciąż jest na treningu quidditcha – o ile dobrze kojarzę, to
dziś go miał – uczy się lub szuka rozwiązania tych głupich zagadek w
bibliotece? Albo może rozmawia ze Snapem?
À propos Snape’a.
Spokoju nie daje mi jedna sprawa. Czy Ig poważnie mówił o tym, że
Nietoperz dał Malfoyowi w twarz? Początkowo pomyślałem, że to taka metafora,
więc nie dociekałem, ale później zacząłem mieć wątpliwości. W końcu nazwał tę
ich sprzeczkę „kłótnią roku”. A rozjuszony Snape z pewnością jest zdolny do
przywalenia komuś. Choć ciężko uwierzyć, że podniósł rękę na Malfoya.
Ściągnąłem gniewnie brwi na tę myśl.
Jeśli faktycznie to zrobił…
Muszę się upewnić. Ale nie będę pytał przez telefon. I chyba
najlepiej będzie spytać samego Malfoya. Z Ignissem to różnie bywa. Co nie
zmienia faktu, że wciąż potrzebuję jego pomocy. Wszedłem w jakiś boczny
korytarz i zacząłem pisać smsa. Nim jednak zdążyłem go wysłać, niemal
podskoczyłem ze strachu, gdy coś niespodziewanie otarło się o moją nogę.
Spojrzałem w dół i westchnąłem z ulgą.
– Cześć, futrzaku – rzuciłem półgłosem, kucając, żeby móc swobodnie
pogładzić Silka po łebku i grzbiecie. Czasem natrafiam na niego w drodze na lub
z treningu albo joggingu. I za każdym razem zastanawiam się, czemu szwenda się
przy wieży zamiast w lochach. – Czyżby Malfoy nie zaspokajał twojego
zapotrzebowania na pieszczoty? – mruknąłem półżartem. – Nie przejmuj się, Silk,
nie tylko masz z nim taki problem – poinformowałem kota z nutą goryczy w
głosie. Tak bardzo chcę go teraz zobaczyć, dotknąć. Serce zabiło mocniej w
mojej piersi. – Ale wiesz co? Ja nie zamierzam dać się tak łatwo zbyć. Nie będę
szukał pocieszenia u innych… Właśnie teraz zamierzam walczyć o Malfo… o Draco.
Zamierzam walczyć o Draco – szepnąłem. Spojrzałem na komórkę. Wiadomość była
gotowa, wystarczyło wcisnąć jeden przycisk. Tylko czemu tak drżą mi dłonie? Przecież
to tylko sms do Iga. No dobra, proszę w nim, żeby dał mi numer do Malfoya, ale
to przecież nic wielkiego… Naprawdę… Idiotyzm.
Utkwiłem wzrok w Silku i drapiąc go pod brodą, nacisnąłem szybko
odpowiedni klawisz. Nie minęła nawet minuta, jak otrzymałem odpowiedź. To
głupie. Jak można jednocześnie czuć ulgę i być zawiedzionym?
„Po co Ci jego numer? Chcesz go zaprosić na kolejną nie-randkę? :P”
Czemu mam wrażenie, że to „nie” jest tam tylko dla pozoru…?
„Muszę z nim pogadać.” Napisałem, po chwili zastanowienia
dorzucając jeszcze: “to ważne”.
„Pooogadać… Ja tu wyczuwam jakieś niecne plany, Harruś. Czyżbyś
zamierzał w końcu wyznać mu, że seans–nie–randka był jednak randką? I chcesz
mieć go tylko dla siebie? <333”
Wpatrywałem się przez dłuższą chwilę w te kilka zdań. “W końcu”,
tak? Uśmiechnąłem się smutno pod nosem. Ciekawe, kiedy to się dokładnie
zaczęło? Tyle uciekałem przed własnymi uczuciami. Naprawdę zmarnowałem czas.
“Hmm… coś w tym stylu.”
“Wiesz, masz moje błogosławieństwo i wgl… Ale nie mogę ci dać jego
numeru… T.T”
A co to niby za problem…?
“ Nie bez jego wiedzy, bo zrobiłby mi z tyłka jesień średniowiecza…
T.T”
Och. No tak, powinienem wcześniej o tym pomyśleć. Malfoy z
pewnością dociekałby, po co mi jego numer. Wątpię też, czy w ogóle odebrałby ode
mnie telefon. A jeśliby już odebrał, to szansa że spotkałby się ze mną jest
raczej nikła.
“Ale mogę mu przekazać od Cb wiadomość ^.^”
Igniss naprawdę się przejął. Trzy wiadomości pod rząd…
“Dzięki, jednak wolę osobiście mu wszystko powiedzieć. Ale mógłbyś
go jakoś do mnie ściągnąć.” “Bawię się z Silkiem pod salą od zaklęć” Dosłałem
po chwili namysłu.
“Z Silem? A Envy też gdzieś tam jest?” Ta nagła zmiana tematu ma
oznaczać, że go tu ściągnie, no nie...?
“Nie widzę jej. Możesz sprawdzić pod łóżkiem Neville’a, ostatnio
często się tam kręci. Chyba znalazła jego zapasy przekąsek...”
“Haha, łakomy grubasek <3 Dracuś właśnie wybył z sypialni w
poszukiwaniu umierającego kota… Więc dalej siedź przy nim :P”
Patrzyłem sceptycznie na ekranik, choć puls znacznie mi przyspieszył.
Chyba prędzej za takie kłamstwo mu się oberwie, niż za podanie mi numeru, ale
narzekać nie będę. Jeśli tylko sprowadzi to tu Malfoya, niech Igniss wymyśla
sobie, co chce. Nawet stanę w jego obronie.
Niecałe pięć minut później Malfoy wypadł zza rogu. Zziajany, z
rozczochranymi i najwyraźniej wilgotnymi włosami, w krzywo zapiętej koszuli,
(obcisłych) dżinsach i na bosaka. Kiedy dojrzał mnie – wciąż kucającego – przy
Silku, momentalnie do nas doskoczył. Odepchnął moje ręce i z obawą wypisaną na
zarumienionej od biegu twarzy, obejrzał kota. Po kilku sekundach chyba wreszcie
zaskoczył, że ten sierściuch jest cały i zdrowy, bo odetchnął z ulgą. Zaraz
jednak jego brwi ściągnęły się najpierw w wyrazie konsternacji, a później
gniewu. Czy może raczej powinienem powiedzieć – furii.
– Zarżnę gnoja! Co to, do kurwy nędzy, miało znaczyć!? Na żarty się
idiocie zebrało. Potraktuję go gorzej niż bezdomnego kundla! Co ja gadam…
Śmierciożercy przy mnie to pikuś, tak go załatwię...
– Malfoy, nie bądź dla niego zbyt surowy. – Jakimś cudem zabrzmiało
to w miarę spokojnie, choć moje serce już rozpoczęło dzikie tańce. Igniss
naprawdę to zrobił. Choć teraz jeszcze bardziej się stresuję… Blondyn spojrzał
na mnie piorunująco, więc kontynuowałem. Byłem winny tę przysługę Igowi. –
Fakt, wymyślił idiotyczny sposób, ale to ja go poprosiłem, żeby cię tu
sprowadził. – Starałem się patrzeć na niego z neutralnym wyrazem twarzy, ale
serce tak mi waliło i czułem takie zdenerwowanie, że nie byłem pewien, czy mi
się to udało. Nawet nad głosem ledwo już panowałem. Dyskretnie otarłem spocone
dłonie o spodnie.
– O świetnie… Czyli ty też maczasz w tym palce? Jesteście siebie
warci… Oboje macie nierówno pod sufitem – warknął, podnosząc się gwałtownie.
Niewiele myśląc, chwyciłem go za nadgarstek. Nie mogłem pozwolić mu odejść,
skoro wreszcie tu jest. A już z pewnością nie przed rozmową, którą miałem w
planach.
– Puść mnie!
– Nie – odparłem nieco drżącym głosem. Podniosłem się powoli, by
móc patrzeć prosto w jego twarz. Posłał mi pytająco-wnerwione spojrzenie, jakie
z pewnością tylko on potrafił zaprezentować. – Chcę z tobą pogadać.
– Niby jaki to temat wybrałeś, żeby w takim stylu mnie tu ściągnąć?
– spytał zirytowany.
– Nie zamierzałem robić tego w taki sposób! – fuknąłem. – Prosiłem
Ignissa, żeby… a zresztą, nieważne. – Nie ma sensu zagłębiać się w tłumaczenie
i tak nie będzie chciał mnie wysłuchać. – W każdym razie, to nie ja wymyśliłem
tę akcję z Silkiem. A co do tematu to… – urwałem, nagle nie mogąc wykrztusić z
siebie słowa. Jakoś dziwnie było mi powiedzieć “chciałem pogadać o nas”, a to
jedyne, co w tej chwili przychodziło mi do głowy. Czułem jak moja pewność
siebie ulatuje, a jej miejsce zastępują obawa i chęć odwrotu. A co jeśli mnie
jednak wyśmieje…?
– Na Salazara, prosić o coś Iga… Przecież to oczywiste, że ten
bałwan jakoś cię zaraz wkręci – sapnął, kręcąc lekko głową. – Wejdźmy do
środka, skoro chcesz ze mną gadać. Przynajmniej nikt nie zobaczy mnie z tobą,
kiedy jestem w takim stanie. No i będzie mniej prawdopodobne, że się przeziębię
i dostanę okropnego kataru.
Entuzjastycznie przytaknąłem jego propozycji, choć chwilę później
zacząłem żałować swojego zapału. Okej, zniknęło zagrożenie, że ktoś nas
podsłucha. I co prawda na korytarzu też byliśmy sami, ale teraz, kiedy
zamknęliśmy się w pustej klasie, obecność Draco wydała mi się nagle o wiele
bardziej krępująca. Tym bardziej, gdy miałem go przed sobą w takim
rozchełstanym ubraniu… Im dłużej na niego patrzyłem, tym mocniej utwierdzałem
się w przekonaniu, że naprawdę go pragnę. Najwyraźniej już od dawna. I naprawdę
nie chcę zapomnieć ani jednej sekundy z tamtego wieczora.
– Więc? O czym chciałeś…
– Nie mogę! – wyrzuciłem z siebie na wydechu, patrząc na Malfoya
desperacko.
– Nie możesz? Rozmawiać? Czy co?
Odetchnąłem głęboko i zamknąłem na chwilę oczy, próbując się
uspokoić. Krew dzwoniła mi w uszach, a ręce drżały. Ale nie wycofam się. Nie
teraz. Wręcz przeciwnie, mam zamiar postawić wszystko na jedną kartę. Istniało
w końcu ryzyko, że jeśli będę zwlekał jeszcze choć kilka sekund, to dam się ponieść
emocjom – obawom – i nie powiem najważniejszego.
– Nie mogę zapomnieć – powiedziałem powoli i wyraźnie, patrząc
prosto w stalowoszare oczy. Czułem się jak skazaniec, któremu właśnie założono
pętlę na szyję. Wciąż przerażony tym, co będzie, ale jednocześnie już pogodzony
ze swoim losem. Trochę to tak, jakbym patrzył na tę scenę z boku.
– Och, wierz mi, że jest również wiele rzeczy, o których ja nie
mogę zapomnieć. Chociaż nie wiem, po co mi to mówisz. To jakiś nowy rodzaj
psychoterapii?
– Zawsze musisz rzucać takimi wrednymi komentarzami? – warknąłem.
– Nie, w gruncie rzeczy rzucam je raz na jakiś czas. Pech sprawia,
że cały czas wypada na ciebie… Przykro mi – mruknął z widocznie udawaną
skruchą.
– Pech? – powtórzyłem sceptycznie. – Jasne, uważaj, bo uwierzę. Po
prostu uwielbiasz mi dokuczać – rzuciłem wyzywająco.
– Z grzeczności dla Cud Chłopca nie zaprzeczę...
– Dzięki ci, o Ślizgoński Książę – sarknąłem, machając ręką w
parodii dwornego ukłonu. Nagle zdałem sobie sprawę, że mój strach zniknął.
– Cała przyjemność po mojej stronie – odparł nonszalancko. – Jednak
wydaje mi się, czy odbiegłeś od ważnego dla ciebie tematu?
– To twoja wina.
– Moja? – Spojrzał na mnie jak na kosmitę.
– A kogo innego? Tylko ty tu jesteś. W dodatku prowokowałeś mnie do
sprzeczki – wytknąłem mu.
– No tak… Nie ważne czyja wina, zrzuć ją na Ślizgona, co? Zawsze
stosujesz taką linię obrony? – spytał rozbawiony.
– Nie, nie zawsze. Tylko wtedy, kiedy to naprawdę wasza wina… Ale
jeszcze bardziej odbiegamy od tematu! – zreflektowałem się. – Wiesz doskonale,
że mówiłem o tym, co się stało podczas naszej… naszego seansu. – Uff,
powiedziałem to głośno i było nawet odrobinę mniej żenujące, niż się
spodziewałem.
– Naszego seansu? Nie wiem, o czym mówisz…
– Nie udawaj idioty! – Nie rób mi tego...
– Przecież sam kazałeś zapomnieć! – warknął, robiąc krok w moją
stronę.
– A ty tak po prostu zrobiłeś to, co chciałem, tak? Uważaj, bo w to
uwierzę! Zresztą nie wmówisz mi, że potrafisz o czymkolwiek zapomnieć tylko
dlatego, że chcesz.
– Cóż… Biorąc pod uwagę to, że zaraz po wyjściu zażyłem eliksir na
zniwelowanie działań alkoholu, wraz z procentami uciekło mi też kilka ostatnich
minut, więc chyba tak. Mogłem zapomnieć, co się stało.
I nagle nadzieja prysła. Byłem pewny, że Malfoy tylko się ze mną
droczy, ale on naprawdę… Nie pamięta. Te dwa słowa odbijały się echem w
mojej głowie. To było niemal równie bolesne, jak gdyby jawnie wyśmiał moje
uczucia.
Zmarszczyłem brwi, słysząc, że on się naprawdę śmieje.
Spojrzałem na niego zdezorientowany, czując ucisk w piersi.
– Twoja mina jest przekomiczna! – Miałem wrażenie, jakby wymierzył
mi policzek. Poczułem narastający gniew. Może i zmieniłem o nim zdanie
ostatnimi czasy, ale nie mam zamiaru dawać mu się poniżać! Ani tym bardziej
drwić z moich uczuć! – Ciekawy jestem co się stało, skoro jesteś teraz tak
bardzo zawiedziony. Obiecałem ci coś?
– Skoro nie pamiętasz, to nie ma o czym mówić. – Nie mam zamiaru
jeszcze bardziej się przed nim odsłaniać. I tak już żałuję, że zaczęliśmy tę
rozmowę. – Najwidoczniej nic to dla ciebie nie znaczyło, skoro tak łatwo
wyparłeś to ze wspomnień – rzuciłem oschle i odwróciwszy się do niego plecami,
kryjąc w ten sposób przed nim swój zbolały wyraz twarzy, ruszyłem ku drzwiom.
Zacisnąłem dłonie w pięści, powstrzymując się od odwrócenia się i rzucenia na
niego. Tym bardziej, że ciężko było mi przewidzieć, co bym mu po tym
zrobił…
Od wyjścia dzieliły mnie zaledwie dwa lub trzy kroki, gdy
niespodziewanie zostałem popchnięty.
– A może coś zrobiłem? – spytał, kiedy przylgnął do mnie
całym ciałem, dociskając do drzwi. Jego usta były tuż przy moim uchu, drażniąc
mnie dodatkowo ciepłym oddechem. Dreszcz przebiegł mi wzdłuż kręgosłupa,
stawiając dęba wszystkie włoski ciele. – Nie pomyślałeś o tym, by odświeżyć mi
pamięć? Jestem pewien, że to by mi bardzo pomogło.
– Co ty…?! – Jedynie tyle udało mi się wydusić, kiedy poczułem jego
język przesuwający się po mojej małżowinie. Moja złość i żal momentalnie się
ulotniły. Zamknąłem oczy, rozkoszując się bliskością Draco. Nie miałem jednak
zamiaru długo pozostawać w takiej pozycji. Sam też pragnąłem go objąć.
Wyswobodziłem więc jedną rękę i chwyciwszy Draco za ramię, próbowałem odsunąć
go nieco od siebie. Trochę się opierał, ale wreszcie udało mi się uzyskać na
tyle swobody, by obrócić się ku niemu twarzą.
– Och, czyżby to było twoim celem? – spytał, wskazując na
swoje wargi i posyłając mi rozbawione spojrzenie. Dopiero po fakcie, z niemałym
zażenowaniem uświadomiłem sobie, że w tym momencie oblizałem własne,
przypominając sobie smak ust Draco. Cóż, ma rację. – Wiesz, ja nigdzie się nie
wybieram...
To była oczywista zachęta, więc nie zwlekając już ani sekundy,
skróciłem do zera tę niewielką odległość między naszymi twarzami. Ślizgon
położył dłonie na moich biodrach, przyciągając je do siebie bliżej. Rozchylił
zachęcająco wargi, najwyraźniej chcąc pogłębić nasz pocałunek. Jak mógłbym mu
odmówić? Marzyłem o tym w każdej minucie od czasu seansu… a nawet wcześniej.
Wsunąłem język w jego usta i momentalnie zostałem wciągnięty w
zmysłowy i dość gwałtowny taniec. Objąłem go jednym ramieniem w pasie, podczas
gdy palce drugiej ręki wplotłem w jego miękkie włosy. Lubię tę pozycję. Lubię
obejmować Draco. Lubię całować Draco. Lubię… Lubię? Czy może raczej... kocham?
Czy to może być miłość? To brzmi tak poważnie…
Oparłem się plecami o drzwi, ciągnąc za sobą Draco. Gładziłem go po
boku na tyle, na ile pozwalała nasza pozycja. Czułem jego przyspieszone
bicie serca i nie miałem wątpliwości, że on również mógł wyczuć moje. Miałem
wrażenie, że nasze języki ścierały się w tej osobliwej walce godzinami, nim
wreszcie oderwaliśmy się od siebie z mlaśnięciem. Prychnąłem rozbawiony tym
dźwiękiem. Draco jedynie posłał mi kpiący uśmieszek. A przynajmniej taki chyba
był jego zamiar, lecz nieco zamglony wzrok i zarumienione policzki całkowicie
zrujnowały jego starania. Sam pewnie nie wyglądałem lepiej, ale i tak
świadomość, że to ja doprowadziłem go do takiego stanu, mile połechtała moją
dumę. Choć wyraz jego twarzy, jak i usta, które chwilę później zaczęły
wyczyniać cuda z moją szyją i uchem, nie pozwoliły mi długo napawać się tym
uczuciem. Byłem w stanie jedynie skupiać się na przyjemnym doznaniu, resztki
świadomości poświęcając staraniom, by się odwdzięczyć. I nie jęczeć… Zbyt
głośno.
Dłonią, którą do tej pory trzymałem w blond włosach, zjechałem na
kark Draco. Masowałem go przez chwilę, z zadowoleniem rejestrując wzmocnienie
uścisku na moich biodrach. Nagle coś mnie tchnęło i przeciągnąłem paznokciami
wzdłuż kręgosłupa od linii blond włosów aż za łopatki. Wyszczerzyłem się
zwycięsko, gdy zadrżał, a z jego ust wydobył się cichy jęk.
– Zrób tak jeszcze raz – wyszeptał mi do ucha rozkazująco, liżąc je
przy tym. Aż ugięły się pode mną kolana. Niezwłocznie wypełniłem jego wolę, a
on nagrodził mnie tym razem drżącym westchnieniem. Zachęcony jego reakcjami,
zdecydowałem się na kolejny ruch. Cofnąłem nieco rękę, którą obejmowałem go w
pasie. Przez chwilę głaskałem go po plecach, by po chwili zjechać niżej i
wśliznąć się dłonią pod jego koszulę. Szarpnął lekko biodrami, gdy przy tym
manewrze przejechałem – całkiem celowo – po jego pośladkach. Jego skóra była
gorąca i bardziej miękka, niż można się tego było spodziewać po chłopaku.
Mógłbym jej dotykać całymi dniami.
– Nie spodziewałeś się czegoś takiego, co? Pottuś? – szepnął,
przerywając na chwilkę pieszczenie ustami mojej szyi.
– Chodzi ci o to, co w tej chwili robimy czy o to, że masz
niesamowicie miękką skórę? – spytałem nieco zamroczony. Przecież on tylko kręci
kciukami kółeczka na moich biodrach, czemu więc jest to tak szalenie przyjemne?
Parsknął cicho, odsuwając się na tyle, bym mógł zobaczyć jego
rozbawioną twarz.
– Nie musisz prawić mi komplementów – odparł zadowolony. Poczułem
rumieniec wkradający się na policzki. Nie zamierzałem go komplementować…
Właśnie miałem mu to powiedzieć, ale mnie ubiegł. – Miałem na myśli nasze jakże
interesujące zajęcie – uściślił, wpatrując się w moje wargi. Poczułem nagle
przemożną chęć, by je zwilżyć, więc przesunąłem po nich szybko czubkiem języka.
– Nie spodziewałem – przyznałem. – Ale podoba mi się taki rozwój
wypadków – wyciągnąłem szyję, by znów sięgnąć jego ust. Byłem nienasycony.
Draco zamruczał cicho, tym razem leniwiej odpowiadając na
pocałunek. Posłusznie dostosowałem się do jego tempa i teraz rozkoszowałem się
błogim uczuciem naszej bliskości. Początkowo jedynie gładziłem go po plecach na
wysokości krzyża, ale nie chcąc być monotonnym, postanowiłem nieco urozmaicić
tę drobną pieszczotę. Zachęcony wcześniejszym doświadczeniem skorzystałem z
paznokci. Draco najwyraźniej jest amatorem mocnych pieszczot, bo otarł się o
mnie biodrami i krótko jęknął w moje usta. Czułem, że powoli zaczynam się
podniecać.
– Nieźle – szepnął, odrywając się na chwilę od moich ust, jednak
będąc na tyle blisko, że nasze wargi praktycznie ocierały się o siebie, kiedy
nimi poruszał. – Masz coś jeszcze w zanadrzu, cud chłopcze?
– Nie wiem, wymyślam na poczekaniu – rzuciłem, nie będąc w stanie
wymyślić jakiejkolwiek innej odpowiedzi poza prawdą. Mój mózg był
skoncentrowany jedynie na przyjemności. Draco jednak taka odpowiedź chyba jakoś
szczególnie nie przeszkadzała, bo jedynie parsknął cicho, przesuwając ustami po
mojej szczęce.
– Tak więc naprawdę dobrze ci to wychodzi, Pottuś – szepnął,
skupiając się na mojej szyi. Z początku składał delikatne pocałunki, by w końcu
zacząć ssać skórę przy samym obojczyku. Odchyliłem głowę i zamknąłem oczy,
skupiając się na tym uczuciu. Jednocześnie wróciłem do leniwych kółek
zataczanych tuż nad linią jego spodni. Ale nie na długo. Obiema dłońmi
zjechałem w dół i położyłem je na jego tyłku, przyciskając go w ten sposób do
siebie. Z początku spiął się cały, jednak zaraz rozluźnił się, przerywając
swoje dotychczasowe zajęcie i skupiając się na miejscu przy mojej szczęce.
Poczułem, jak zasysa się na mojej skórze, by po kilku sekundach się oderwać.
Ten sam manewr powtórzył jeszcze na moim obojczyku i na jabłku Adama. Kiedy
skończył, odsunął się i przypatrywał mi przez chwilę.
– No, słodko – cmoknął zadowolony.
– Ale o co chodzi? – spytałem marszcząc minimalnie brwi. Byłem
rozkojarzony.
– O nic. Po prostu kusząco wyglądasz – odparł z uśmiechem, by
następnie znów mnie pocałować. Ochoczo odpowiedziałem na tę pieszczotę, z
czasem dokładając do tego miarowe zaciskanie palców na jego tyłku. Byłem już
naprawdę podniecony, a opinające się na biodrach spodnie powodowały nieznośny
dyskomfort. Chciałem je ściągnąć. Chciałem ściągnąć wszystkie ubrania tak z
siebie, jak i z Draco. Chciałem poczuć jego rozpalone ciało bez bariery jaką
stanowi materiał. Chciałem…
Sięgnąłem między naszymi ciałami i niezdarnie zacząłem rozpinać te
kilka guzików, na które była zapięta koszula Ślizgona. Poradziłem sobie ledwie
z jednym, gdy Draco odsunął się ode mnie, unieruchamiając jednocześnie dłonie.
– Ej, ej, spokojnie! – sapnął, patrząc na mnie z naganą pomieszaną
z rozbawieniem. Odwzajemniłem mu się zdziwieniem ze sporą dawką zawodu. – Nie
rozpędziliśmy się coś za bardzo? Hmm?
– Ja tylko…
– Próbujesz sprawdzić, czy jestem taki łatwy? – Uniósł jedną brew.
– Nie! – zaprzeczyłem gwałtownie. Jak on mógł tak w ogóle
pomyśleć?!
– Spokojnie, tylko żartowałem. Nie musisz się tak unosić.
– Nie unoszę się – burknąłem.
– A ja nie daję rozbierać się osobie, z którą nie jestem w związku.
– Usłyszawszy taką odpowiedź miałem prawdziwy mix emocjonalny. Z jednej strony
byłem zawiedziony, bo choć to z pewnością naiwne, liczyłem, że od teraz
będziemy razem… Ale byłem też zadowolony z jego postawy. W końcu oznaczało to,
że nie da się łatwo obłapiać… Choć tu pojawili się w mojej głowie Paul i Ian i
zacząłem mieć wątpliwości. Na samo ich wspomnienie poczułem ukłucie zazdrości,
choć zaraz sobie uświadomiłem, że w tej chwili to właśnie ja, a nie oni,
mam przed sobą podnieconego Draco z ustami opuchniętymi od moich
pocałunków. Ta myśl napełniła mnie radością i poczuciem triumfu. Tylko jak
długo będzie trwało moje zwycięstwo…? Czy mogę zrobić coś, co zatrzyma go przy
mnie?
– Czyli pozwolisz mi, jak będziemy razem?
Draco sapnął cicho, otwierając szerzej oczy zdziwiony. Jego
policzki nabrały delikatnego kolorku, a on sam odwrócił głowę w inną stronę.
– To zależy od tego, czy w ogóle będziemy razem...
– Chciałbyś? – Ze zdenerwowania serca tłukło się w mojej piersi jak
szalone. Oto właśnie nadeszła decydująca chwila.
– Żartujesz sobie ze mnie teraz? – spytał, rzucając mi pełne
pobłażania spojrzenie. Miałem wrażenie, że wszystkie wnętrzności mi się kurczą.
Wstrzymałem oddech, próbując chronić się przed bólem. – Serio w ten sposób
chcesz prosić mnie o chodzenie? To brzmi jakbyś wymyślił to w ostatniej chwili.
“A co mi tam, spytam”. Nie mogłeś się bardziej postarać? Nie mówię o niczym
wybuchowym. Po prostu mogłeś spytać się całym zdaniem, a nie wyrzucić z siebie
jedno słowo...
I nagle ból zniknął zastąpiony nagłą falą ulgi, ale i irytacji.
Cholerny paniczyk!
– Wybacz, że byłem tak zestresowany, że nie byłem w stanie
specjalnie dla ciebie wygłosić…! – końcówka mojej wypowiedzi zniknęła w jego
ustach. Nie był to ani specjalnie długi, ani głęboki pocałunek, ale aż nadto
wystarczył, aby mnie nie dość że uciszyć, to jeszcze uspokoić.
– No to spytaj ładnie, bym mógł się zgodzić. – Uśmiechnął się do
mnie zadowolony. Poczułem wkradający się na policzki rumieniec.
– Naprawdę muszę mówić tak żenujący tekst? – spytałem, patrząc na
niego błagalnie. – Dobrze wiesz, czego chcę, ja wiem, że ty się zgadzasz – to
nie wystarczy...?
– Nie ma pytania, nie ma odpowiedzi – odparł, odsuwając się ode
mnie i poprawiając swoje ubrania. Powoli odpinał kolejne guziki swojej
koszuli, by – po rzuceniu mi pełnego dumy i zadowolenia spojrzenia – zapiąć ją
poprawnie na nowo. Aż mnie skręcało w środku. Ledwo powstrzymałem się od
zgrzytnięcia zębami. Tak chcesz pogrywać? Dobrze! Tym razem zatańczę pod twoją
nutę.
Odetchnąłem głęboko, zastanawiając się, czemu, u diabła, się na to
zgadzam.
– O wielki, wspaniały Draconie Malfoyu – zacząłem, próbując ukryć
swoje skrępowanie za pomocą sporej dozy patosu – czy raczyłbyś w swej
łaskawości… – urwałem, uznając, że jednak za bardzo zaczynam brzmieć jak
bliźniacy. Wziąłem uspokajający oddech. Który niestety niewiele mi dał. – Czy
chciałbyś z-ze mną… Chciałbyś zostać… NIE. Błagam, to mi nie przejdzie przez
gardło! – jęknąłem, z pewnością cały czerwony na twarzy.
– W takim razie chyba nic tu po mnie, Pottuś – odparł nonszalancko.
– Jesteś sadystą – burknąłem, przykładając wierzch dłoni do
palącego policzka.
– Zawsze uważałem, że sado-maso jest seksi… – Otworzyłem szeroko
oczy i uchyliłem lekko usta, patrząc na niego w szoku. Po chwili pokręciłem
delikatnie głową, wywracając przy tym oczami. – Uwielbiam dla przykładu być
gryziony. Praktycznie trzęsę się z rozkoszy…
– No proszę, a ja myślałem, że jako cudowny ślizgoński książę
będziesz raczej stroną dominującą… – zauważyłem uszczypliwie.
– A co to ma do rzeczy? – spytał zaskoczony.
– Zazwyczaj jesteś taki wyniosły, więc wniosek nasunął się sam… –
Wzruszyłem ramionami. – Chyba że dla jakiejś wewnętrznej równowagi publicznie
robisz za stronę dominującą, podczas gdy tak naprawdę wolisz być tą uległą? –
rzuciłem żartobliwie. Draco jednak nawet się nie uśmiechnął.
– Super, świetnie – warknął zły. – W takim razie może poszukaj
sobie kogoś bardziej w twoich standardach, co? Jestem pewien, że łatwiej ci
będzie…
– Czekaj, czekaj, czekaj!! – przerwałem mu gwałtownie. Ta rozmowa
zdecydowanie wymknęła się spod kontroli. – Nie chcę nikogo innego. Doskonale
pasujesz do moich standardów, naprawdę! To była tylko taka gadanina… Nie
mówiłem tego na poważnie. A już z pewnością nie chciałem cię wkurzyć. – Rzucił
mi powątpiewające spojrzenie. – No dobrze, przyznaję. Trochę podrażnić cię
chciałem, ale to wszystko… Przepraszam – rzuciłem cicho i jak najbardziej
szczerze. Chciałem tylko trochę rozładować tamtą dziwaczną atmosferę, żeby móc
powiedzieć to głupie zdanie, ale jak zwykle sprawy musiały pójść nie po mojej
myśli...
– Chyba muszę jednak przemyśleć twoją prośbę o chodzenie, bo powoli
zaczynam wątpić w rację bytu pozytywnej odpowiedzi...
– Nie dam ci się teraz tak łatwo spławić. Zresztą cały czas
prowadzimy słowne – i nie tylko, dodałem w myślach na wspomnienie naszych bójek
– przepychanki, więc czemu tak nagle miałyby zacząć ci przeszkadzać? A jeśli już
wcześniej przeszkadzały, to czemu w takim razie planowałeś zgodzić się na
chodzenie ze mną?
– Bo jesteś idiotą, który działa mi na nerwy, a ja uwielbiam sado-maso
– sarknął. – Masz! Zgadzam się! Będę twoim chłopakiem!
Chwilę zajęło mi przetworzenie wypowiedzianych przez niego słów. A
kiedy już dotarł do mnie ich sens… Nie mogłem powstrzymać szerokiego uśmiechu
cisnącego mi się na usta. Pochyliłem się do przodu, tak że nasze twarze
dzieliło raptem kilka centymetrów. Spojrzałem mu prosto w oczy.
– Wiesz, zamierzałem ostatecznie powiedzieć to głupie zdanie, ale
cieszę się, że mnie z tego zwolniłeś… A jeszcze bardziej, że się zgodziłeś.
– Gdybym miał czekać, aż się zdecydujesz, zapewne musiałbym
poprosić skrzaty o racje żywnościowe na kilka najbliższych lat. – Zaśmiał się
cicho.
– No wiesz?! – sapnąłem niby oburzony. Byłem piekielnie szczęśliwy.
– Ale to znaczy, że byś na mnie przez ten cały czas czekał… – Ściszyłem głos,
przysuwając się jeszcze bliżej. Erekcja w moich spodniach wciąż dawała o sobie
znać. – Cieszy mnie to – wyszeptałem tuż przy jego wargach.
– Nie należę do zbyt cierpliwych osób, wierz mi – mruknął, nim ponownie
złączył nasze wargi. Szkoda tylko, że na tak krótko. – To nasz
pierwszy pocałunek jako pary. A ten będzie drugi. – Objął mnie w pasie,
wpijając się mocno w moje usta. Ten pocałunek w jakiś sposób różnił się od
poprzednich. W dużym stopniu przypominał ten z seansu, ale jednak była pewna
różnica… Był równie żarliwy co tamten i wywoływał u mnie porównywalne dreszcze,
ale jednocześnie czułem takie przyjemne, “miękkie” uczucie w środku… Nie mam
pojęcia, co to dokładnie jest, co oznacza ani czym jest spowodowane, lecz to
nie zmienia faktu, że chciałbym czuć to jak najdłużej.
Otoczyłem Draco ramieniem, w tym samym czasie drugą ręką wślizgując
się pod jego koszulę. Opuszkami palców wodziłem wzdłuż jego kręgosłupa,
zataczając kółeczka wokół wyraźnie wyczuwalnych kręgów. W pewnym momencie
odsunąłem się kawałeczek, przerywając zarówno pocałunek, jak i tę drobną
pieszczotę.
– Jeszcze trochę i z Białego Księcia staniesz się Kościstym
Księciem – stwierdziłem z dezaprobatą.
– Oj, nie przesadzaj. Ostatnio przecież zacząłem wracać do swojej
starej wagi.
– Aha, przytyłeś pewnie aż całe pół kilograma – rzuciłem zaczepnie.
– To zawsze pół kilograma więcej i krok bliżej do ponownego objęcia
funkcji prefekta. Zresztą później o tym pogadamy – dodał zaraz. – Co prawda
jeszcze nie ma ciszy nocnej, jednak muszę powtórzyć parę rzeczy przed
jutrzejszym testem z Obrony.
– Nawet mi nie przypominaj… Jak tylko wrócę do wieży, Hermiona z
pewnością przykuje mnie do podręczników. – Oby tylko Ron miał to już za sobą i
wykończony poszedł wcześniej spać. Chcę do końca dnia cieszyć się tym, co miało
miejsce, co zaczęło się w tej klasie. A jakakolwiek jego uwaga pod
adresem Malfoya mogła w jednej chwili pozbawić mnie tej przyjemności. – Zanim
postanowiłem się z tobą spotkać, uczyliśmy się we trójkę, a przynajmniej taki
mieliśmy plan. I żałuję, że się go nie trzymaliśmy i zamiast tego
rozmawialiśmy, bo… – urwałem, gdy uderzyła mnie pewna myśl. – Albo jednak nie
żałuję. Właściwie powinienem się cieszyć, bo dzięki temu teraz tu jesteśmy. –
Uśmiechnąłem się delikatnie.
– Masz szczęście. Gdybyś się nie poprawił, to nie ręczyłbym za
siebie. A tak mogę cię nie zabić i nawet dać małą nagrodę. – Znalazł się znów
przy mnie, przyciskając do ściany i atakując ustami moją szczękę. – Co ty na
to, żeby jutro po zajęciach spotkać się w naszej “sali kinowej” i odprężyć się
troszkę po ciężkim dniu, co?
– Myślę, że to naprawdę… – urwałem na chwilkę, gdy zassał się na
mojej grdyce – kusząca propozycja – dokończyłem zduszonym głosem. – Tylko może
tym razem bez alkoholu, co?
– Sądzisz, że nie potrafię bawić się bez procentów, Pottuś? –
spytał gardłowo, a ja aż zadrżałem, słysząc to. Zacisnąłem dłonie na jego
biodrach.
– Nie, to nie tak… – wybełkotałem. Naprawdę ciężko było mi się
skupić. Czułem przy sobie ciepło ciała Draco, jego zapach, niesamowite usta tuż
przy moim uchu… I nieznośnie pulsującą erekcję w spodniach. Chyba o niczym
bardziej nie marzyłem w tej chwili niż o orgazmie. No, może z wyjątkiem
możliwości dotknięcia nagiego Draco.
Docisnąłem jego biodra do swoich, ocierając nas przy tym o siebie.
Obydwaj sapnęliśmy.
– Zostaw coś na jutro, słonko. – Nawet taki zamroczony, bez trudu
wyłapałem nutę… nucisko sarkazmu w tym słowie. Typowe. Nawet w takiej w takiej
sytuacji nie mógł się powstrzymać przed dozą uszczypliwości… Ale jakoś
niespecjalnie się tym przejąłem. A nawet powiedziałbym, że lekko, leciutko,
mnie to rozbawiło. – Nie wszystko na raz, bo jutro nie będzie niespodzianek.
Spojrzałem na niego zaskoczony, a moje serce załomotało
niespokojnie. Czy to znaczy, że jutro my… Bałem się nawet dokończyć to zdanie w
myślach, by nie zapeszyć.
Położyłem rękę z tyłu jego głowy i przysunąłem do siebie, łącząc nasze
usta w kolejnym pocałunku. Chyba zaczynam nabierać wprawy.
Draco nagle położył jedną rękę na mojej piersi, drugą odciągając
moją od swojej głowy. Odsunął się stanowczo. Spojrzałem na niego
zdezorientowany. Zrobiłem coś nie tak?
– Naprawdę muszę już wracać, ogierze – oznajmił lekko rozbawiony,
choć rumieniec na jego policzkach i błyszczące oczy wyraźnie świadczyły o tym,
że mu się podobało. Tak bardzo nie chciałem się z nim teraz rozstawać…
– Wyglądasz jak zbity psiak – zaśmiał się, a ja posłałem mu urażone
spojrzenie. Znów nabija się z moich uczuć! – Jutro to sobie nadrobimy. A teraz
odsuń się łaskawie od tych drzwi, żebym mógł wyjść. – Uniósł wysoko jedną brew,
patrząc na mnie z mieszaniną rozbawienia i politowania.
– Sam mnie do nich przycisnąłeś…
– Sam mnie do nich przycisnąłeś…
– I co, tak cię rozpaliłem, że się w nie wtopiłeś?
– Idiota! – rzuciłem zażenowany, momentalnie odskakując od drzwi.
Draco skwitował mnie tylko krótkim chichotem. Zrobił krok do przodu i chwycił
klamkę. W tym momencie przypomniałem sobie o jednej ważnej rzeczy, którą
chciałem mu powiedzieć.
– Malfoy! – zawołałem za nim, nim otworzył drzwi. – Jeślibyś
potrzebował mojej pomocy, tylko powiedz. Nie chcę, byś cierpiał. Zrobię
wszystko, co w mojej mocy, by dać nauczkę temu, kto ośmiela się tobie grozić, a
tym bardziej cię krzywdzić. – Malfoy zamarł z ręką na klamce odwrócony do mnie
plecami. Kiedy się odezwał, jego głos całkowicie wyprany z emocji. Nie liczyłem
na jakąś szczególnie wielką wdzięczność z jego strony, ale to i tak… Zabolało.
– O czym ty mówisz, Potter? Na głowę upadłeś? Nie potrzebuję twojej
ochrony. Nic mi nie gro…
– Igniss mi powiedział – wciąłem mu się w słowo. Nie pozwolę się
teraz zbyć.
– CO ci niby powiedział? – syknął i wzmocnił uścisk na
klamce, aż pobielały mu kłykcie. Przełknąłem ciężko ślinę. To zdecydowanie nie
tak miało wyglądać.
– Że masz tajemniczego “wielbiciela” z hoplem na punkcie
łamigłówek.
– Świetnie! Czy on musi ci o wszystkim paplać? Przysięgam, niech go
tylko spotkam… Na długo mnie popamięta!
– Nie wiń go. Można powiedzieć, że to z niego wyciągnąłem…
– Jasne, bo uwierzę – przerwał mi, z pewnością przewracając przy
tym oczami. – Gdyby ten parszywiec nie chciał ci tego powiedzieć, to by nie
powiedział. Kiedy trzeba, to umie zachować milczenie. Zrobił to celowo. A jeśli
chodzi o samą zagadkę, to znów wykazałeś się spóźnionym refleksem. Jeśli już
planujesz mieszać się w cudze sprawy, to rób to chociaż na czas. No, chyba że
refleks podczas gry pożera twój życiowy limit na szybkość reakcji, w wyniku
czego poza boiskiem reagujesz w zwolnionym tempie...
– Czy nawet odrobiny troski nie jesteś w stanie przyjąć bez ciętego
komentarza? – spytałem zniecierpliwiony. – Doskonale zdaję sobie sprawę, że dla
ciebie to jak gdakanie dla kury, no ale nawet ona czasem milknie. – Choć byłem
zirytowany, wspomnienie tamtego spotkania, a w szczególności porównania Draco,
wywołało lekki uśmiech na mojej twarzy. A im bardziej starałem się go pozbyć,
tym bardziej chciało mi się śmiać. A wreszcie nie wytrzymałem i zachichotałem
krótko. Draco odwrócił głowę i spojrzał na mnie zmrużonymi groźnie oczami. Po
chwili jednak i przez jego twarz przebiegł cień uśmiechu, a gęsta atmosfera
momentalnie zniknęła.
– Do jutra, Harry – rzucił cicho i opuścił klasę. Stałem przez
chwilę jak spetryfikowany. Gdy otrząsnąłem się z szoku, wykonałem jakiś
dziwaczny taniec szczęścia. To idiotyczne, ale byłem taki szczęśliwy, że nie
mogłem się powstrzymać. Całe szczęście, że nikt mnie nie widział, bo jeszcze do
gazet poszłaby wiadomość, że oszalałem.
“Harry Potter – Chłopiec, Który Oszalał Z Miłości!”
Zaśmiałem się, wpatrując w drzwi, do których jeszcze nie tak dawno
przyciskał mnie Draco. Dotknąłem opuchniętych warg. Chciałem znów go pocałować.
Chciałbym całować go bez końca!
Tchnięty nagłą nadzieją, wypadłem na korytarz. Rzuciłem się w kierunku,
z którego wcześniej przybiegł Draco, ale nigdzie go już nie dostrzegłem. Nieco
zawiedziony ruszyłem ku wieży, choć mój smutek nie trwał długo. Wspomnienia z
wydarzeń w klasie od zaklęć, jak i obietnica jutrzejszego spotkania,
momentalnie przywróciły mi znakomity humor. Już dawno nie czułem się tak lekko!
Praktycznie w podskokach dotarłem do pokoju wspólnego. Ani trochę nie przejąłem
się gapiącymi się na mnie po drodze uczniami. Hasło niemal wyśpiewałem, a do
środka wszedłem prawie że tanecznym krokiem, co wywołało poruszenie wśród kilku
najbliżej stojących Gryfonów. Zignorowałem ich, próbując odszukać Hermionę.
Czułem potrzebę, by podzielić się swoim szczęściem z przyjaciółmi. Odnalazłem
ją wreszcie zaczytaną na fotelu w kącie pokoju. Zbliżyłem się w kilku susach i stanąłem
przed nią z tak szerokim uśmiechem, że aż mnie zaczynały boleć mięśnie twarzy.
Nie potrafiłem jednak przestać.
Herm podniosła na mnie oczy i aż mrugnęła zaskoczona. Po chwili
również zaczęła się uśmiechać, ale kiedy jej wzrok ześliznął się nieco niżej…
– Harry, czy to są malinki? – spytała zdumiona, wpatrując
się w moją szyję. Przez moment nie rozumiałem, o czym mówi, aż nagle mnie
oświeciło. To o TO mu chodziło, kiedy przyglądał mi się z taką satysfakcją! –
Więc, Harry, jak brzmi imię tego szczęściarza, który miał zaszczyt ci je
zrobić? – dociekała, uśmiechając się do mnie porozumiewawczo.
W tym momencie zdałem sobie sprawę z ogromu mojej naiwności. Jak
głupie było, lecieć tu na złamanie karku, świecąc przy tym malinkami na prawo i
lewo, żeby podzielić się swoim szczęściem, kiedy nawet nie mogłem nikomu
powiedzieć, kto mnie tak uszczęśliwił.
Nie uwierzą.
Nie zrozumieją.
Nie zaakceptują. Więc...
Jak się teraz z tego wyplątać?
~*~*~*~
O ja... Rozdział pełen wrażeń :) Cudowny, cudowny,cudowny... A te malinki... Biedny Harruś ma teraz problem hihi. A jaki szczęśliwy. :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam F :)
Cudowny, przełomowy rozdział ;) Najbardziej podobało mi się to przedrzeźnianie się wzajemne Harrego i Draco. z uśmiechem na ustach czytałam ten fragment :D. Ciekawa jestem jak teraz nasz Harry wybrnie z tej trudnej i kłopotliwej sytuacji. Jestem też ciekawa czy ktokolwiek dowie się o związku Złotego Chłopca i Księcia Slyterinu (ktokolwiek oprócz Iggisa). Z niecierpliwości czekam na kolejną część waszego cuda. Życzę dużo weny i czasu do pisania. Pozdrawiam. Iz
OdpowiedzUsuńOpowiadanie jest super! Trafiłam tu niedawno i nie mogłam się oderwać od niego. Czekam ze zniecierpliwieniem na następny rozdział.
OdpowiedzUsuńTracheotomie
Witam was! Muszę przyznać, że ten rozdział był jak wisienka na torcie. Czekałam, aż ich relacja pójdzie do przodu, ale w waszym wykonaniu było to coś niesamowitego. Och, jakie wy wymagające, jakbym sama nie miała kiedyś bloga, to nie wiedziałabym, jaka to trudna robota. Tak, bardzo, bym chciała już przeczytać, co będzie dalej, nawet jeśli nie będzie to tak ekscytujące, jak to, czym raczyłyście nas do tej pory. Czekam na moment, kiedy Harry powie Hermionie i Ronowi swój słodki sekret. O ile jestem spokojna o Herm, tak o naszego Weasleya już nie. Wydaje mi się, że wtedy pokaże jak bardzo nienawidzi Draco, ale z drugiej strony tyle już przeszedł z Harrym, to kto wie... kto wie. Może i to jakoś strawi.
OdpowiedzUsuńCzekam teraz na rozdział narracji - Draco. ;)
Pozdrawiam.
Świetny rozdział, już nie mogę się doczekać co będzie dalej :D Powiedz im Harryyyy powiedz im prawdeeeeeeeee
OdpowiedzUsuńBoskie ale żeby kończyć w takim momencie nooo
Czekam na rozdział z niecierpliwością (przepraszam za chaos wciąż piszę pod wpływem emocji ^^ )
Pozdrawiam C
O waszym blogu dowiedziałam się od przyjaciółki i jestem niebywale zaskoczona. pozytywnie oczywiście. To jak wykreowaliście postacie Dracona i Harrego jest boskie :D Bardzo podobają mi się postacie stworzone przez was. No i zwierzęta uwielbiam konika Iga jest świetny, Galenka zresztą też ^^ w końcu coś dzieje się wokół Harrego i Draco. Czytając wasze opowiadanie nie jestem w stanie przerwać więc czekam na kolejne rozdziały :D
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńsłodko i gorąco, już ze sobą chodzą ;) z Ignisem może podzielić się szczęściem...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia