niedziela, 28 września 2014

Rozdział 48 - Harry

Niespodzianka! Rozdział nie dość, że w terminie, to jeszcze przed południem.
Dziękuję w imieniu swoim i Yunohy za komentarze ^^ Mamy nadzieję, że ten rozdział skłoni jeszcze więcej osób do wyrażenia swojej opinii, bo... Będzie się działo.
Oj, będzie się działo... ;D
Enjoy~!


~*~*~*~
Gdzieś w połowie drogi do lochów uświadomiłem sobie trzy słabe punkty mojego planu. Po pierwsze, nie znam hasła do pokoju wspólnego Ślizgonów. Po drugie, nie mam przy sobie peleryny niewidki, żeby niezauważenie się tam wślizgnąć, a niemożliwe jest, aby ktokolwiek ze Slytherinu mnie dobrowolnie wpuścił. Po trzecie, nie mam nawet pewności, czy on tam jest. Zatrzymałem się i przez chwilę rozważałem sytuację. Cofnąć się po pelerynę i zaryzykować wśliźnięcie się do ich pokoju wspólnego?...
Nie. Nie chcę teraz wracać do wieży. Istnieje zbyt duże prawdopodobieństwo, że natknę się na Rona. A jestem pewny, że to skończyłoby się kolejną kłótnią.
Zresztą co zrobię, jeśli nie zastanę na dole Malfoya? Mam czekać jak idiota na środku ślizgońskiego salonu, przez nie wiadomo ile czasu, unikając jednocześnie zderzenia z mieszkańcami? Gdybym chociaż wiedział, gdzie jest pokój Malfoya...
W sumie, mogę zapytać Iga. Pewnie będzie też wiedział, gdzie go znajdę.
Czy wciąż jest na treningu quidditcha – o ile dobrze kojarzę, to dziś go miał – uczy się lub szuka rozwiązania tych głupich zagadek w bibliotece? Albo może rozmawia ze Snapem?
À propos Snape’a.
Spokoju nie daje mi jedna sprawa. Czy Ig poważnie mówił o tym, że Nietoperz dał Malfoyowi w twarz? Początkowo pomyślałem, że to taka metafora, więc nie dociekałem, ale później zacząłem mieć wątpliwości. W końcu nazwał tę ich sprzeczkę „kłótnią roku”. A rozjuszony Snape z pewnością jest zdolny do przywalenia komuś. Choć ciężko uwierzyć, że podniósł rękę na Malfoya.
Ściągnąłem gniewnie brwi na tę myśl.
Jeśli faktycznie to zrobił…
Muszę się upewnić. Ale nie będę pytał przez telefon. I chyba najlepiej będzie spytać samego Malfoya. Z Ignissem to różnie bywa. Co nie zmienia faktu, że wciąż potrzebuję jego pomocy. Wszedłem w jakiś boczny korytarz i zacząłem pisać smsa. Nim jednak zdążyłem go wysłać, niemal podskoczyłem ze strachu, gdy coś niespodziewanie otarło się o moją nogę. Spojrzałem w dół i westchnąłem z ulgą.
– Cześć, futrzaku – rzuciłem półgłosem, kucając, żeby móc swobodnie pogładzić Silka po łebku i grzbiecie. Czasem natrafiam na niego w drodze na lub z treningu albo joggingu. I za każdym razem zastanawiam się, czemu szwenda się przy wieży zamiast w lochach. – Czyżby Malfoy nie zaspokajał twojego zapotrzebowania na pieszczoty? – mruknąłem półżartem. – Nie przejmuj się, Silk, nie tylko masz z nim taki problem – poinformowałem kota z nutą goryczy w głosie. Tak bardzo chcę go teraz zobaczyć, dotknąć. Serce zabiło mocniej w mojej piersi. – Ale wiesz co? Ja nie zamierzam dać się tak łatwo zbyć. Nie będę szukał pocieszenia u innych… Właśnie teraz zamierzam walczyć o Malfo… o Draco. Zamierzam walczyć o Draco – szepnąłem. Spojrzałem na komórkę. Wiadomość była gotowa, wystarczyło wcisnąć jeden przycisk. Tylko czemu tak drżą mi dłonie? Przecież to tylko sms do Iga. No dobra, proszę w nim, żeby dał mi numer do Malfoya, ale to przecież nic wielkiego… Naprawdę… Idiotyzm.
Utkwiłem wzrok w Silku i drapiąc go pod brodą, nacisnąłem szybko odpowiedni klawisz. Nie minęła nawet minuta, jak otrzymałem odpowiedź. To głupie. Jak można jednocześnie czuć ulgę i być zawiedzionym?
„Po co Ci jego numer? Chcesz go zaprosić na kolejną nie-randkę? :P”
Czemu mam wrażenie, że to „nie” jest tam tylko dla pozoru…?
„Muszę z nim pogadać.” Napisałem, po chwili zastanowienia dorzucając jeszcze: “to ważne”.
„Pooogadać… Ja tu wyczuwam jakieś niecne plany, Harruś. Czyżbyś zamierzał w końcu wyznać mu, że seans–nie–randka był jednak randką? I chcesz mieć go tylko dla siebie? <333”
Wpatrywałem się przez dłuższą chwilę w te kilka zdań. “W końcu”, tak? Uśmiechnąłem się smutno pod nosem. Ciekawe, kiedy to się dokładnie zaczęło? Tyle uciekałem przed własnymi uczuciami. Naprawdę zmarnowałem czas.
“Hmm… coś w tym stylu.”
“Wiesz, masz moje błogosławieństwo i wgl… Ale nie mogę ci dać jego numeru… T.T”
A co to niby za problem…?
“ Nie bez jego wiedzy, bo zrobiłby mi z tyłka jesień średniowiecza… T.T”
Och. No tak, powinienem wcześniej o tym pomyśleć. Malfoy z pewnością dociekałby, po co mi jego numer. Wątpię też, czy w ogóle odebrałby ode mnie telefon. A jeśliby już odebrał, to szansa że spotkałby się ze mną jest raczej nikła.
“Ale mogę mu przekazać od Cb wiadomość ^.^”
Igniss naprawdę się przejął. Trzy wiadomości pod rząd…
“Dzięki, jednak wolę osobiście mu wszystko powiedzieć. Ale mógłbyś go jakoś do mnie ściągnąć.” “Bawię się z Silkiem pod salą od zaklęć” Dosłałem po chwili namysłu.
“Z Silem? A Envy też gdzieś tam jest?” Ta nagła zmiana tematu ma oznaczać, że go tu ściągnie, no nie...?
“Nie widzę jej. Możesz sprawdzić pod łóżkiem Neville’a, ostatnio często się tam kręci. Chyba znalazła jego zapasy przekąsek...”
“Haha, łakomy grubasek <3 Dracuś właśnie wybył z sypialni w poszukiwaniu umierającego kota… Więc dalej siedź przy nim :P”
Patrzyłem sceptycznie na ekranik, choć puls znacznie mi przyspieszył. Chyba prędzej za takie kłamstwo mu się oberwie, niż za podanie mi numeru, ale narzekać nie będę. Jeśli tylko sprowadzi to tu Malfoya, niech Igniss wymyśla sobie, co chce. Nawet stanę w jego obronie.
Niecałe pięć minut później Malfoy wypadł zza rogu. Zziajany, z rozczochranymi i najwyraźniej wilgotnymi włosami, w krzywo zapiętej koszuli, (obcisłych) dżinsach i na bosaka. Kiedy dojrzał mnie – wciąż kucającego – przy Silku, momentalnie do nas doskoczył. Odepchnął moje ręce i z obawą wypisaną na zarumienionej od biegu twarzy, obejrzał kota. Po kilku sekundach chyba wreszcie zaskoczył, że ten sierściuch jest cały i zdrowy, bo odetchnął z ulgą. Zaraz jednak jego brwi ściągnęły się najpierw w wyrazie konsternacji, a później gniewu. Czy może raczej powinienem powiedzieć – furii.
– Zarżnę gnoja! Co to, do kurwy nędzy, miało znaczyć!? Na żarty się idiocie zebrało. Potraktuję go gorzej niż bezdomnego kundla! Co ja gadam… Śmierciożercy przy mnie to pikuś, tak go załatwię...
– Malfoy, nie bądź dla niego zbyt surowy. – Jakimś cudem zabrzmiało to w miarę spokojnie, choć moje serce już rozpoczęło dzikie tańce. Igniss naprawdę to zrobił. Choć teraz jeszcze bardziej się stresuję… Blondyn spojrzał na mnie piorunująco, więc kontynuowałem. Byłem winny tę przysługę Igowi. – Fakt, wymyślił idiotyczny sposób, ale to ja go poprosiłem, żeby cię tu sprowadził. – Starałem się patrzeć na niego z neutralnym wyrazem twarzy, ale serce tak mi waliło i czułem takie zdenerwowanie, że nie byłem pewien, czy mi się to udało. Nawet nad głosem ledwo już panowałem. Dyskretnie otarłem spocone dłonie o spodnie.
– O świetnie… Czyli ty też maczasz w tym palce? Jesteście siebie warci… Oboje macie nierówno pod sufitem – warknął, podnosząc się gwałtownie. Niewiele myśląc, chwyciłem go za nadgarstek. Nie mogłem pozwolić mu odejść, skoro wreszcie tu jest. A już z pewnością nie przed rozmową, którą miałem w planach.
– Puść mnie!
– Nie – odparłem nieco drżącym głosem. Podniosłem się powoli, by móc patrzeć prosto w jego twarz. Posłał mi pytająco-wnerwione spojrzenie, jakie z pewnością tylko on potrafił zaprezentować. – Chcę z tobą pogadać.
– Niby jaki to temat wybrałeś, żeby w takim stylu mnie tu ściągnąć? – spytał zirytowany.
– Nie zamierzałem robić tego w taki sposób! – fuknąłem. – Prosiłem Ignissa, żeby… a zresztą, nieważne. – Nie ma sensu zagłębiać się w tłumaczenie i tak nie będzie chciał mnie wysłuchać. – W każdym razie, to nie ja wymyśliłem tę akcję z Silkiem. A co do tematu to… – urwałem, nagle nie mogąc wykrztusić z siebie słowa. Jakoś dziwnie było mi powiedzieć “chciałem pogadać o nas”, a to jedyne, co w tej chwili przychodziło mi do głowy. Czułem jak moja pewność siebie ulatuje, a jej miejsce zastępują obawa i chęć odwrotu. A co jeśli mnie jednak wyśmieje…?
– Na Salazara, prosić o coś Iga… Przecież to oczywiste, że ten bałwan jakoś cię zaraz wkręci – sapnął, kręcąc lekko głową. – Wejdźmy do środka, skoro chcesz ze mną gadać. Przynajmniej nikt nie zobaczy mnie z tobą, kiedy jestem w takim stanie. No i będzie mniej prawdopodobne, że się przeziębię i dostanę okropnego kataru.
Entuzjastycznie przytaknąłem jego propozycji, choć chwilę później zacząłem żałować swojego zapału. Okej, zniknęło zagrożenie, że ktoś nas podsłucha. I co prawda na korytarzu też byliśmy sami, ale teraz, kiedy zamknęliśmy się w pustej klasie, obecność Draco wydała mi się nagle o wiele bardziej krępująca. Tym bardziej, gdy miałem go przed sobą w takim rozchełstanym ubraniu… Im dłużej na niego patrzyłem, tym mocniej utwierdzałem się w przekonaniu, że naprawdę go pragnę. Najwyraźniej już od dawna. I naprawdę nie chcę zapomnieć ani jednej sekundy z tamtego wieczora.
– Więc? O czym chciałeś…
– Nie mogę! – wyrzuciłem z siebie na wydechu, patrząc na Malfoya desperacko.
– Nie możesz? Rozmawiać? Czy co?
Odetchnąłem głęboko i zamknąłem na chwilę oczy, próbując się uspokoić. Krew dzwoniła mi w uszach, a ręce drżały. Ale nie wycofam się. Nie teraz. Wręcz przeciwnie, mam zamiar postawić wszystko na jedną kartę. Istniało w końcu ryzyko, że jeśli będę zwlekał jeszcze choć kilka sekund, to dam się ponieść emocjom – obawom – i nie powiem najważniejszego.
– Nie mogę zapomnieć – powiedziałem powoli i wyraźnie, patrząc prosto w stalowoszare oczy. Czułem się jak skazaniec, któremu właśnie założono pętlę na szyję. Wciąż przerażony tym, co będzie, ale jednocześnie już pogodzony ze swoim losem. Trochę to tak, jakbym patrzył na tę scenę z boku.
– Och, wierz mi, że jest również wiele rzeczy, o których ja nie mogę zapomnieć. Chociaż nie wiem, po co mi to mówisz. To jakiś nowy rodzaj psychoterapii?
– Zawsze musisz rzucać takimi wrednymi komentarzami? – warknąłem.
– Nie, w gruncie rzeczy rzucam je raz na jakiś czas. Pech sprawia, że cały czas wypada na ciebie… Przykro mi – mruknął z widocznie udawaną skruchą.
– Pech? – powtórzyłem sceptycznie. – Jasne, uważaj, bo uwierzę. Po prostu uwielbiasz mi dokuczać – rzuciłem wyzywająco.
– Z grzeczności dla Cud Chłopca nie zaprzeczę...
– Dzięki ci, o Ślizgoński Książę – sarknąłem, machając ręką w parodii dwornego ukłonu. Nagle zdałem sobie sprawę, że mój strach zniknął.
– Cała przyjemność po mojej stronie – odparł nonszalancko. – Jednak wydaje mi się, czy odbiegłeś od ważnego dla ciebie tematu?
– To twoja wina.
– Moja? – Spojrzał na mnie jak na kosmitę.
– A kogo innego? Tylko ty tu jesteś. W dodatku prowokowałeś mnie do sprzeczki – wytknąłem mu.
– No tak… Nie ważne czyja wina, zrzuć ją na Ślizgona, co? Zawsze stosujesz taką linię obrony? – spytał rozbawiony.
– Nie, nie zawsze. Tylko wtedy, kiedy to naprawdę wasza wina… Ale jeszcze bardziej odbiegamy od tematu! – zreflektowałem się. – Wiesz doskonale, że mówiłem o tym, co się stało podczas naszej… naszego seansu. – Uff, powiedziałem to głośno i było nawet odrobinę mniej żenujące, niż się spodziewałem.
– Naszego seansu? Nie wiem, o czym mówisz…
– Nie udawaj idioty! – Nie rób mi tego...
– Przecież sam kazałeś zapomnieć! – warknął, robiąc krok w moją stronę.
– A ty tak po prostu zrobiłeś to, co chciałem, tak? Uważaj, bo w to uwierzę! Zresztą nie wmówisz mi, że potrafisz o czymkolwiek zapomnieć tylko dlatego, że chcesz.
– Cóż… Biorąc pod uwagę to, że zaraz po wyjściu zażyłem eliksir na zniwelowanie działań alkoholu, wraz z procentami uciekło mi też kilka ostatnich minut, więc chyba tak. Mogłem zapomnieć, co się stało.
I nagle nadzieja prysła. Byłem pewny, że Malfoy tylko się ze mną droczy, ale on naprawdę… Nie pamięta. Te dwa słowa odbijały się echem w mojej głowie. To było niemal równie bolesne, jak gdyby jawnie wyśmiał moje uczucia.
Zmarszczyłem brwi, słysząc, że on się naprawdę śmieje. Spojrzałem na niego zdezorientowany, czując ucisk w piersi.
– Twoja mina jest przekomiczna! – Miałem wrażenie, jakby wymierzył mi policzek. Poczułem narastający gniew. Może i zmieniłem o nim zdanie ostatnimi czasy, ale nie mam zamiaru dawać mu się poniżać! Ani tym bardziej drwić z moich uczuć! – Ciekawy jestem co się stało, skoro jesteś teraz tak bardzo zawiedziony. Obiecałem ci coś?
– Skoro nie pamiętasz, to nie ma o czym mówić. – Nie mam zamiaru jeszcze bardziej się przed nim odsłaniać. I tak już żałuję, że zaczęliśmy tę rozmowę. – Najwidoczniej nic to dla ciebie nie znaczyło, skoro tak łatwo wyparłeś to ze wspomnień – rzuciłem oschle i odwróciwszy się do niego plecami, kryjąc w ten sposób przed nim swój zbolały wyraz twarzy, ruszyłem ku drzwiom. Zacisnąłem dłonie w pięści, powstrzymując się od odwrócenia się i rzucenia na niego. Tym bardziej, że ciężko było mi przewidzieć, co bym mu po tym zrobił…
Od wyjścia dzieliły mnie zaledwie dwa lub trzy kroki, gdy niespodziewanie zostałem popchnięty.
– A może coś zrobiłem? – spytał, kiedy przylgnął do mnie całym ciałem, dociskając do drzwi. Jego usta były tuż przy moim uchu, drażniąc mnie dodatkowo ciepłym oddechem. Dreszcz przebiegł mi wzdłuż kręgosłupa, stawiając dęba wszystkie włoski ciele. – Nie pomyślałeś o tym, by odświeżyć mi pamięć? Jestem pewien, że to by mi bardzo pomogło.
– Co ty…?! – Jedynie tyle udało mi się wydusić, kiedy poczułem jego język przesuwający się po mojej małżowinie. Moja złość i żal momentalnie się ulotniły. Zamknąłem oczy, rozkoszując się bliskością Draco. Nie miałem jednak zamiaru długo pozostawać w takiej pozycji. Sam też pragnąłem go objąć. Wyswobodziłem więc jedną rękę i chwyciwszy Draco za ramię, próbowałem odsunąć go nieco od siebie. Trochę się opierał, ale wreszcie udało mi się uzyskać na tyle swobody, by obrócić się ku niemu twarzą.
– Och, czyżby to było twoim celem? – spytał, wskazując na swoje wargi i posyłając mi rozbawione spojrzenie. Dopiero po fakcie, z niemałym zażenowaniem uświadomiłem sobie, że w tym momencie oblizałem własne, przypominając sobie smak ust Draco. Cóż, ma rację. – Wiesz, ja nigdzie się nie wybieram...
To była oczywista zachęta, więc nie zwlekając już ani sekundy, skróciłem do zera tę niewielką odległość między naszymi twarzami. Ślizgon położył dłonie na moich biodrach, przyciągając je do siebie bliżej. Rozchylił zachęcająco wargi, najwyraźniej chcąc pogłębić nasz pocałunek. Jak mógłbym mu odmówić? Marzyłem o tym w każdej minucie od czasu seansu… a nawet wcześniej.
Wsunąłem język w jego usta i momentalnie zostałem wciągnięty w zmysłowy i dość gwałtowny taniec. Objąłem go jednym ramieniem w pasie, podczas gdy palce drugiej ręki wplotłem w jego miękkie włosy. Lubię tę pozycję. Lubię obejmować Draco. Lubię całować Draco. Lubię… Lubię? Czy może raczej... kocham? Czy to może być miłość? To brzmi tak poważnie…
Oparłem się plecami o drzwi, ciągnąc za sobą Draco. Gładziłem go po boku na tyle, na ile pozwalała nasza pozycja. Czułem jego przyspieszone bicie serca i nie miałem wątpliwości, że on również mógł wyczuć moje. Miałem wrażenie, że nasze języki ścierały się w tej osobliwej walce godzinami, nim wreszcie oderwaliśmy się od siebie z mlaśnięciem. Prychnąłem rozbawiony tym dźwiękiem. Draco jedynie posłał mi kpiący uśmieszek. A przynajmniej taki chyba był jego zamiar, lecz nieco zamglony wzrok i zarumienione policzki całkowicie zrujnowały jego starania. Sam pewnie nie wyglądałem lepiej, ale i tak świadomość, że to ja doprowadziłem go do takiego stanu, mile połechtała moją dumę. Choć wyraz jego twarzy, jak i usta, które chwilę później zaczęły wyczyniać cuda z moją szyją i uchem, nie pozwoliły mi długo napawać się tym uczuciem. Byłem w stanie jedynie skupiać się na przyjemnym doznaniu, resztki świadomości poświęcając staraniom, by się odwdzięczyć. I nie jęczeć… Zbyt głośno.
Dłonią, którą do tej pory trzymałem w blond włosach, zjechałem na kark Draco. Masowałem go przez chwilę, z zadowoleniem rejestrując wzmocnienie uścisku na moich biodrach. Nagle coś mnie tchnęło i przeciągnąłem paznokciami wzdłuż kręgosłupa od linii blond włosów aż za łopatki. Wyszczerzyłem się zwycięsko, gdy zadrżał, a z jego ust wydobył się cichy jęk.
– Zrób tak jeszcze raz – wyszeptał mi do ucha rozkazująco, liżąc je przy tym. Aż ugięły się pode mną kolana. Niezwłocznie wypełniłem jego wolę, a on nagrodził mnie tym razem drżącym westchnieniem. Zachęcony jego reakcjami, zdecydowałem się na kolejny ruch. Cofnąłem nieco rękę, którą obejmowałem go w pasie. Przez chwilę głaskałem go po plecach, by po chwili zjechać niżej i wśliznąć się dłonią pod jego koszulę. Szarpnął lekko biodrami, gdy przy tym manewrze przejechałem – całkiem celowo – po jego pośladkach. Jego skóra była gorąca i bardziej miękka, niż można się tego było spodziewać po chłopaku. Mógłbym jej dotykać całymi dniami.
– Nie spodziewałeś się czegoś takiego, co? Pottuś? – szepnął, przerywając na chwilkę pieszczenie ustami mojej szyi.
– Chodzi ci o to, co w tej chwili robimy czy o to, że masz niesamowicie miękką skórę? – spytałem nieco zamroczony. Przecież on tylko kręci kciukami kółeczka na moich biodrach, czemu więc jest to tak szalenie przyjemne?
Parsknął cicho, odsuwając się na tyle, bym mógł zobaczyć jego rozbawioną twarz.
– Nie musisz prawić mi komplementów – odparł zadowolony. Poczułem rumieniec wkradający się na policzki. Nie zamierzałem go komplementować… Właśnie miałem mu to powiedzieć, ale mnie ubiegł. – Miałem na myśli nasze jakże interesujące zajęcie – uściślił, wpatrując się w moje wargi. Poczułem nagle przemożną chęć, by je zwilżyć, więc przesunąłem po nich szybko czubkiem języka.
– Nie spodziewałem – przyznałem. – Ale podoba mi się taki rozwój wypadków – wyciągnąłem szyję, by znów sięgnąć jego ust. Byłem nienasycony.
Draco zamruczał cicho, tym razem leniwiej odpowiadając na pocałunek. Posłusznie dostosowałem się do jego tempa i teraz rozkoszowałem się błogim uczuciem naszej bliskości. Początkowo jedynie gładziłem go po plecach na wysokości krzyża, ale nie chcąc być monotonnym, postanowiłem nieco urozmaicić tę drobną pieszczotę. Zachęcony wcześniejszym doświadczeniem skorzystałem z paznokci. Draco najwyraźniej jest amatorem mocnych pieszczot, bo otarł się o mnie biodrami i krótko jęknął w moje usta. Czułem, że powoli zaczynam się podniecać.
– Nieźle – szepnął, odrywając się na chwilę od moich ust, jednak będąc na tyle blisko, że nasze wargi praktycznie ocierały się o siebie, kiedy nimi poruszał. – Masz coś jeszcze w zanadrzu, cud chłopcze?
– Nie wiem, wymyślam na poczekaniu – rzuciłem, nie będąc w stanie wymyślić jakiejkolwiek innej odpowiedzi poza prawdą. Mój mózg był skoncentrowany jedynie na przyjemności. Draco jednak taka odpowiedź chyba jakoś szczególnie nie przeszkadzała, bo jedynie parsknął cicho, przesuwając ustami po mojej szczęce.
– Tak więc naprawdę dobrze ci to wychodzi, Pottuś – szepnął, skupiając się na mojej szyi. Z początku składał delikatne pocałunki, by w końcu zacząć ssać skórę przy samym obojczyku. Odchyliłem głowę i zamknąłem oczy, skupiając się na tym uczuciu. Jednocześnie wróciłem do leniwych kółek zataczanych tuż nad linią jego spodni. Ale nie na długo. Obiema dłońmi zjechałem w dół i położyłem je na jego tyłku, przyciskając go w ten sposób do siebie. Z początku spiął się cały, jednak zaraz rozluźnił się, przerywając swoje dotychczasowe zajęcie i skupiając się na miejscu przy mojej szczęce. Poczułem, jak zasysa się na mojej skórze, by po kilku sekundach się oderwać. Ten sam manewr powtórzył jeszcze na moim obojczyku i na jabłku Adama. Kiedy skończył, odsunął się i przypatrywał mi przez chwilę.
– No, słodko – cmoknął zadowolony.
– Ale o co chodzi? – spytałem marszcząc minimalnie brwi. Byłem rozkojarzony.
– O nic. Po prostu kusząco wyglądasz – odparł z uśmiechem, by następnie znów mnie pocałować. Ochoczo odpowiedziałem na tę pieszczotę, z czasem dokładając do tego miarowe zaciskanie palców na jego tyłku. Byłem już naprawdę podniecony, a opinające się na biodrach spodnie powodowały nieznośny dyskomfort. Chciałem je ściągnąć. Chciałem ściągnąć wszystkie ubrania tak z siebie, jak i z Draco. Chciałem poczuć jego rozpalone ciało bez bariery jaką stanowi materiał. Chciałem…
Sięgnąłem między naszymi ciałami i niezdarnie zacząłem rozpinać te kilka guzików, na które była zapięta koszula Ślizgona. Poradziłem sobie ledwie z jednym, gdy Draco odsunął się ode mnie, unieruchamiając jednocześnie dłonie.
– Ej, ej, spokojnie! – sapnął, patrząc na mnie z naganą pomieszaną z rozbawieniem. Odwzajemniłem mu się zdziwieniem ze sporą dawką zawodu. – Nie rozpędziliśmy się coś za bardzo? Hmm?
– Ja tylko…
– Próbujesz sprawdzić, czy jestem taki łatwy? – Uniósł jedną brew.
– Nie! – zaprzeczyłem gwałtownie. Jak on mógł tak w ogóle pomyśleć?!
– Spokojnie, tylko żartowałem. Nie musisz się tak unosić.
– Nie unoszę się – burknąłem.
– A ja nie daję rozbierać się osobie, z którą nie jestem w związku. – Usłyszawszy taką odpowiedź miałem prawdziwy mix emocjonalny. Z jednej strony byłem zawiedziony, bo choć to z pewnością naiwne, liczyłem, że od teraz będziemy razem… Ale byłem też zadowolony z jego postawy. W końcu oznaczało to, że nie da się łatwo obłapiać… Choć tu pojawili się w mojej głowie Paul i Ian i zacząłem mieć wątpliwości. Na samo ich wspomnienie poczułem ukłucie zazdrości, choć zaraz sobie uświadomiłem, że w tej chwili to właśnie ja, a nie oni, mam przed sobą podnieconego Draco z ustami opuchniętymi od moich pocałunków. Ta myśl napełniła mnie radością i poczuciem triumfu. Tylko jak długo będzie trwało moje zwycięstwo…? Czy mogę zrobić coś, co zatrzyma go przy mnie?
– Czyli pozwolisz mi, jak będziemy razem?
Draco sapnął cicho, otwierając szerzej oczy zdziwiony. Jego policzki nabrały delikatnego kolorku, a on sam odwrócił głowę w inną stronę.
– To zależy od tego, czy w ogóle będziemy razem...
– Chciałbyś? – Ze zdenerwowania serca tłukło się w mojej piersi jak szalone. Oto właśnie nadeszła decydująca chwila.
– Żartujesz sobie ze mnie teraz? – spytał, rzucając mi pełne pobłażania spojrzenie. Miałem wrażenie, że wszystkie wnętrzności mi się kurczą. Wstrzymałem oddech, próbując chronić się przed bólem. – Serio w ten sposób chcesz prosić mnie o chodzenie? To brzmi jakbyś wymyślił to w ostatniej chwili. “A co mi tam, spytam”. Nie mogłeś się bardziej postarać? Nie mówię o niczym wybuchowym. Po prostu mogłeś spytać się całym zdaniem, a nie wyrzucić z siebie jedno słowo...
I nagle ból zniknął zastąpiony nagłą falą ulgi, ale i irytacji. Cholerny paniczyk!
– Wybacz, że byłem tak zestresowany, że nie byłem w stanie specjalnie dla ciebie wygłosić…! – końcówka mojej wypowiedzi zniknęła w jego ustach. Nie był to ani specjalnie długi, ani głęboki pocałunek, ale aż nadto wystarczył, aby mnie nie dość że uciszyć, to jeszcze uspokoić.
– No to spytaj ładnie, bym mógł się zgodzić. – Uśmiechnął się do mnie zadowolony. Poczułem wkradający się na policzki rumieniec.
– Naprawdę muszę mówić tak żenujący tekst? – spytałem, patrząc na niego błagalnie. – Dobrze wiesz, czego chcę, ja wiem, że ty się zgadzasz – to nie wystarczy...?
– Nie ma pytania, nie ma odpowiedzi – odparł, odsuwając się ode mnie i poprawiając swoje ubrania. Powoli odpinał kolejne guziki swojej koszuli, by – po rzuceniu mi pełnego dumy i zadowolenia spojrzenia – zapiąć ją poprawnie na nowo. Aż mnie skręcało w środku. Ledwo powstrzymałem się od zgrzytnięcia zębami. Tak chcesz pogrywać? Dobrze! Tym razem zatańczę pod twoją nutę.
Odetchnąłem głęboko, zastanawiając się, czemu, u diabła, się na to zgadzam.
– O wielki, wspaniały Draconie Malfoyu – zacząłem, próbując ukryć swoje skrępowanie za pomocą sporej dozy patosu – czy raczyłbyś w swej łaskawości… – urwałem, uznając, że jednak za bardzo zaczynam brzmieć jak bliźniacy. Wziąłem uspokajający oddech. Który niestety niewiele mi dał. – Czy chciałbyś z-ze mną… Chciałbyś zostać… NIE. Błagam, to mi nie przejdzie przez gardło! – jęknąłem, z pewnością cały czerwony na twarzy.
– W takim razie chyba nic tu po mnie, Pottuś – odparł nonszalancko.
– Jesteś sadystą – burknąłem, przykładając wierzch dłoni do palącego policzka.
– Zawsze uważałem, że sado-maso jest seksi… – Otworzyłem szeroko oczy i uchyliłem lekko usta, patrząc na niego w szoku. Po chwili pokręciłem delikatnie głową, wywracając przy tym oczami. – Uwielbiam dla przykładu być gryziony. Praktycznie trzęsę się z rozkoszy…
– No proszę, a ja myślałem, że jako cudowny ślizgoński książę będziesz raczej stroną dominującą… – zauważyłem uszczypliwie.
– A co to ma do rzeczy? – spytał zaskoczony.
– Zazwyczaj jesteś taki wyniosły, więc wniosek nasunął się sam… – Wzruszyłem ramionami. – Chyba że dla jakiejś wewnętrznej równowagi publicznie robisz za stronę dominującą, podczas gdy tak naprawdę wolisz być tą uległą? – rzuciłem żartobliwie. Draco jednak nawet się nie uśmiechnął.
– Super, świetnie – warknął zły. – W takim razie może poszukaj sobie kogoś bardziej w twoich standardach, co? Jestem pewien, że łatwiej ci będzie…
– Czekaj, czekaj, czekaj!! – przerwałem mu gwałtownie. Ta rozmowa zdecydowanie wymknęła się spod kontroli. – Nie chcę nikogo innego. Doskonale pasujesz do moich standardów, naprawdę! To była tylko taka gadanina… Nie mówiłem tego na poważnie. A już z pewnością nie chciałem cię wkurzyć. – Rzucił mi powątpiewające spojrzenie. – No dobrze, przyznaję. Trochę podrażnić cię chciałem, ale to wszystko… Przepraszam – rzuciłem cicho i jak najbardziej szczerze. Chciałem tylko trochę rozładować tamtą dziwaczną atmosferę, żeby móc powiedzieć to głupie zdanie, ale jak zwykle sprawy musiały pójść nie po mojej myśli...
– Chyba muszę jednak przemyśleć twoją prośbę o chodzenie, bo powoli zaczynam wątpić w rację bytu pozytywnej odpowiedzi...
– Nie dam ci się teraz tak łatwo spławić. Zresztą cały czas prowadzimy słowne – i nie tylko, dodałem w myślach na wspomnienie naszych bójek – przepychanki, więc czemu tak nagle miałyby zacząć ci przeszkadzać? A jeśli już wcześniej przeszkadzały, to czemu w takim razie planowałeś zgodzić się na chodzenie ze mną?
– Bo jesteś idiotą, który działa mi na nerwy, a ja uwielbiam sado-maso – sarknął. – Masz! Zgadzam się! Będę twoim chłopakiem!
Chwilę zajęło mi przetworzenie wypowiedzianych przez niego słów. A kiedy już dotarł do mnie ich sens… Nie mogłem powstrzymać szerokiego uśmiechu cisnącego mi się na usta. Pochyliłem się do przodu, tak że nasze twarze dzieliło raptem kilka centymetrów. Spojrzałem mu prosto w oczy.
– Wiesz, zamierzałem ostatecznie powiedzieć to głupie zdanie, ale cieszę się, że mnie z tego zwolniłeś… A jeszcze bardziej, że się zgodziłeś.
– Gdybym miał czekać, aż się zdecydujesz, zapewne musiałbym poprosić skrzaty o racje żywnościowe na kilka najbliższych lat. – Zaśmiał się cicho.
– No wiesz?! – sapnąłem niby oburzony. Byłem piekielnie szczęśliwy. – Ale to znaczy, że byś na mnie przez ten cały czas czekał… – Ściszyłem głos, przysuwając się jeszcze bliżej. Erekcja w moich spodniach wciąż dawała o sobie znać. – Cieszy mnie to – wyszeptałem tuż przy jego wargach.
– Nie należę do zbyt cierpliwych osób, wierz mi – mruknął, nim ponownie złączył nasze wargi. Szkoda tylko, że na tak krótko. – To nasz pierwszy pocałunek jako pary. A ten będzie drugi. – Objął mnie w pasie, wpijając się mocno w moje usta. Ten pocałunek w jakiś sposób różnił się od poprzednich. W dużym stopniu przypominał ten z seansu, ale jednak była pewna różnica… Był równie żarliwy co tamten i wywoływał u mnie porównywalne dreszcze, ale jednocześnie czułem takie przyjemne, “miękkie” uczucie w środku… Nie mam pojęcia, co to dokładnie jest, co oznacza ani czym jest spowodowane, lecz to nie zmienia faktu, że chciałbym czuć to jak najdłużej.
Otoczyłem Draco ramieniem, w tym samym czasie drugą ręką wślizgując się pod jego koszulę. Opuszkami palców wodziłem wzdłuż jego kręgosłupa, zataczając kółeczka wokół wyraźnie wyczuwalnych kręgów. W pewnym momencie odsunąłem się kawałeczek, przerywając zarówno pocałunek, jak i tę drobną pieszczotę.
– Jeszcze trochę i z Białego Księcia staniesz się Kościstym Księciem – stwierdziłem z dezaprobatą.
– Oj, nie przesadzaj. Ostatnio przecież zacząłem wracać do swojej starej wagi.
– Aha, przytyłeś pewnie aż całe pół kilograma – rzuciłem zaczepnie.
– To zawsze pół kilograma więcej i krok bliżej do ponownego objęcia funkcji prefekta. Zresztą później o tym pogadamy – dodał zaraz. – Co prawda jeszcze nie ma ciszy nocnej, jednak muszę powtórzyć parę rzeczy przed jutrzejszym testem z Obrony.
– Nawet mi nie przypominaj… Jak tylko wrócę do wieży, Hermiona z pewnością przykuje mnie do podręczników. – Oby tylko Ron miał to już za sobą i wykończony poszedł wcześniej spać. Chcę do końca dnia cieszyć się tym, co miało miejsce, co zaczęło się w tej klasie. A jakakolwiek jego uwaga pod adresem Malfoya mogła w jednej chwili pozbawić mnie tej przyjemności. – Zanim postanowiłem się z tobą spotkać, uczyliśmy się we trójkę, a przynajmniej taki mieliśmy plan. I żałuję, że się go nie trzymaliśmy i zamiast tego rozmawialiśmy, bo… – urwałem, gdy uderzyła mnie pewna myśl. – Albo jednak nie żałuję. Właściwie powinienem się cieszyć, bo dzięki temu teraz tu jesteśmy. – Uśmiechnąłem się delikatnie.
– Masz szczęście. Gdybyś się nie poprawił, to nie ręczyłbym za siebie. A tak mogę cię nie zabić i nawet dać małą nagrodę. – Znalazł się znów przy mnie, przyciskając do ściany i atakując ustami moją szczękę. – Co ty na to, żeby jutro po zajęciach spotkać się w naszej “sali kinowej” i odprężyć się troszkę po ciężkim dniu, co?
– Myślę, że to naprawdę… – urwałem na chwilkę, gdy zassał się na mojej grdyce – kusząca propozycja – dokończyłem zduszonym głosem. – Tylko może tym razem bez alkoholu, co?
– Sądzisz, że nie potrafię bawić się bez procentów, Pottuś? – spytał gardłowo, a ja aż zadrżałem, słysząc to. Zacisnąłem dłonie na jego biodrach.
– Nie, to nie tak… – wybełkotałem. Naprawdę ciężko było mi się skupić. Czułem przy sobie ciepło ciała Draco, jego zapach, niesamowite usta tuż przy moim uchu… I nieznośnie pulsującą erekcję w spodniach. Chyba o niczym bardziej nie marzyłem w tej chwili niż o orgazmie. No, może z wyjątkiem możliwości dotknięcia nagiego Draco.
Docisnąłem jego biodra do swoich, ocierając nas przy tym o siebie. Obydwaj sapnęliśmy.
– Zostaw coś na jutro, słonko. – Nawet taki zamroczony, bez trudu wyłapałem nutę… nucisko sarkazmu w tym słowie. Typowe. Nawet w takiej w takiej sytuacji nie mógł się powstrzymać przed dozą uszczypliwości… Ale jakoś niespecjalnie się tym przejąłem. A nawet powiedziałbym, że lekko, leciutko, mnie to rozbawiło. – Nie wszystko na raz, bo jutro nie będzie niespodzianek.
Spojrzałem na niego zaskoczony, a moje serce załomotało niespokojnie. Czy to znaczy, że jutro my… Bałem się nawet dokończyć to zdanie w myślach, by nie zapeszyć.
Położyłem rękę z tyłu jego głowy i przysunąłem do siebie, łącząc nasze usta w kolejnym pocałunku. Chyba zaczynam nabierać wprawy.
Draco nagle położył jedną rękę na mojej piersi, drugą odciągając moją od swojej głowy. Odsunął się stanowczo. Spojrzałem na niego zdezorientowany. Zrobiłem coś nie tak?
– Naprawdę muszę już wracać, ogierze – oznajmił lekko rozbawiony, choć rumieniec na jego policzkach i błyszczące oczy wyraźnie świadczyły o tym, że mu się podobało. Tak bardzo nie chciałem się z nim teraz rozstawać…
– Wyglądasz jak zbity psiak – zaśmiał się, a ja posłałem mu urażone spojrzenie. Znów nabija się z moich uczuć! – Jutro to sobie nadrobimy. A teraz odsuń się łaskawie od tych drzwi, żebym mógł wyjść. – Uniósł wysoko jedną brew, patrząc na mnie z mieszaniną rozbawienia i politowania.
– Sam mnie do nich przycisnąłeś…
– I co, tak cię rozpaliłem, że się w nie wtopiłeś?
– Idiota! – rzuciłem zażenowany, momentalnie odskakując od drzwi. Draco skwitował mnie tylko krótkim chichotem. Zrobił krok do przodu i chwycił klamkę. W tym momencie przypomniałem sobie o jednej ważnej rzeczy, którą chciałem mu powiedzieć.
– Malfoy! – zawołałem za nim, nim otworzył drzwi. – Jeślibyś potrzebował mojej pomocy, tylko powiedz. Nie chcę, byś cierpiał. Zrobię wszystko, co w mojej mocy, by dać nauczkę temu, kto ośmiela się tobie grozić, a tym bardziej cię krzywdzić. – Malfoy zamarł z ręką na klamce odwrócony do mnie plecami. Kiedy się odezwał, jego głos całkowicie wyprany z emocji. Nie liczyłem na jakąś szczególnie wielką wdzięczność z jego strony, ale to i tak… Zabolało.
– O czym ty mówisz, Potter? Na głowę upadłeś? Nie potrzebuję twojej ochrony. Nic mi nie gro…
– Igniss mi powiedział – wciąłem mu się w słowo. Nie pozwolę się teraz zbyć.
CO ci niby powiedział? – syknął i wzmocnił uścisk na klamce, aż pobielały mu kłykcie. Przełknąłem ciężko ślinę. To zdecydowanie nie tak miało wyglądać.
– Że masz tajemniczego “wielbiciela” z hoplem na punkcie łamigłówek.
– Świetnie! Czy on musi ci o wszystkim paplać? Przysięgam, niech go tylko spotkam… Na długo mnie popamięta!
– Nie wiń go. Można powiedzieć, że to z niego wyciągnąłem…
– Jasne, bo uwierzę – przerwał mi, z pewnością przewracając przy tym oczami. – Gdyby ten parszywiec nie chciał ci tego powiedzieć, to by nie powiedział. Kiedy trzeba, to umie zachować milczenie. Zrobił to celowo. A jeśli chodzi o samą zagadkę, to znów wykazałeś się spóźnionym refleksem. Jeśli już planujesz mieszać się w cudze sprawy, to rób to chociaż na czas. No, chyba że refleks podczas gry pożera twój życiowy limit na szybkość reakcji, w wyniku czego poza boiskiem reagujesz w zwolnionym tempie...
– Czy nawet odrobiny troski nie jesteś w stanie przyjąć bez ciętego komentarza? – spytałem zniecierpliwiony. – Doskonale zdaję sobie sprawę, że dla ciebie to jak gdakanie dla kury, no ale nawet ona czasem milknie. – Choć byłem zirytowany, wspomnienie tamtego spotkania, a w szczególności porównania Draco, wywołało lekki uśmiech na mojej twarzy. A im bardziej starałem się go pozbyć, tym bardziej chciało mi się śmiać. A wreszcie nie wytrzymałem i zachichotałem krótko. Draco odwrócił głowę i spojrzał na mnie zmrużonymi groźnie oczami. Po chwili jednak i przez jego twarz przebiegł cień uśmiechu, a gęsta atmosfera momentalnie zniknęła.
– Do jutra, Harry – rzucił cicho i opuścił klasę. Stałem przez chwilę jak spetryfikowany. Gdy otrząsnąłem się z szoku, wykonałem jakiś dziwaczny taniec szczęścia. To idiotyczne, ale byłem taki szczęśliwy, że nie mogłem się powstrzymać. Całe szczęście, że nikt mnie nie widział, bo jeszcze do gazet poszłaby wiadomość, że oszalałem.
“Harry Potter – Chłopiec, Który Oszalał Z Miłości!”
Zaśmiałem się, wpatrując w drzwi, do których jeszcze nie tak dawno przyciskał mnie Draco. Dotknąłem opuchniętych warg. Chciałem znów go pocałować. Chciałbym całować go bez końca!
Tchnięty nagłą nadzieją, wypadłem na korytarz. Rzuciłem się w kierunku, z którego wcześniej przybiegł Draco, ale nigdzie go już nie dostrzegłem. Nieco zawiedziony ruszyłem ku wieży, choć mój smutek nie trwał długo. Wspomnienia z wydarzeń w klasie od zaklęć, jak i obietnica jutrzejszego spotkania, momentalnie przywróciły mi znakomity humor. Już dawno nie czułem się tak lekko! Praktycznie w podskokach dotarłem do pokoju wspólnego. Ani trochę nie przejąłem się gapiącymi się na mnie po drodze uczniami. Hasło niemal wyśpiewałem, a do środka wszedłem prawie że tanecznym krokiem, co wywołało poruszenie wśród kilku najbliżej stojących Gryfonów. Zignorowałem ich, próbując odszukać Hermionę. Czułem potrzebę, by podzielić się swoim szczęściem z przyjaciółmi. Odnalazłem ją wreszcie zaczytaną na fotelu w kącie pokoju. Zbliżyłem się w kilku susach i stanąłem przed nią z tak szerokim uśmiechem, że aż mnie zaczynały boleć mięśnie twarzy. Nie potrafiłem jednak przestać.
Herm podniosła na mnie oczy i aż mrugnęła zaskoczona. Po chwili również zaczęła się uśmiechać, ale kiedy jej wzrok ześliznął się nieco niżej…
– Harry, czy to są malinki? – spytała zdumiona, wpatrując się w moją szyję. Przez moment nie rozumiałem, o czym mówi, aż nagle mnie oświeciło. To o TO mu chodziło, kiedy przyglądał mi się z taką satysfakcją! – Więc, Harry, jak brzmi imię tego szczęściarza, który miał zaszczyt ci je zrobić? – dociekała, uśmiechając się do mnie porozumiewawczo.
W tym momencie zdałem sobie sprawę z ogromu mojej naiwności. Jak głupie było, lecieć tu na złamanie karku, świecąc przy tym malinkami na prawo i lewo, żeby podzielić się swoim szczęściem, kiedy nawet nie mogłem nikomu powiedzieć, kto mnie tak uszczęśliwił.
Nie uwierzą.
Nie zrozumieją.
Nie zaakceptują. Więc...
Jak się teraz z tego wyplątać?
~*~*~*~

7 komentarzy:

  1. O ja... Rozdział pełen wrażeń :) Cudowny, cudowny,cudowny... A te malinki... Biedny Harruś ma teraz problem hihi. A jaki szczęśliwy. :)
    Pozdrawiam F :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudowny, przełomowy rozdział ;) Najbardziej podobało mi się to przedrzeźnianie się wzajemne Harrego i Draco. z uśmiechem na ustach czytałam ten fragment :D. Ciekawa jestem jak teraz nasz Harry wybrnie z tej trudnej i kłopotliwej sytuacji. Jestem też ciekawa czy ktokolwiek dowie się o związku Złotego Chłopca i Księcia Slyterinu (ktokolwiek oprócz Iggisa). Z niecierpliwości czekam na kolejną część waszego cuda. Życzę dużo weny i czasu do pisania. Pozdrawiam. Iz

    OdpowiedzUsuń
  3. Opowiadanie jest super! Trafiłam tu niedawno i nie mogłam się oderwać od niego. Czekam ze zniecierpliwieniem na następny rozdział.
    Tracheotomie

    OdpowiedzUsuń
  4. Witam was! Muszę przyznać, że ten rozdział był jak wisienka na torcie. Czekałam, aż ich relacja pójdzie do przodu, ale w waszym wykonaniu było to coś niesamowitego. Och, jakie wy wymagające, jakbym sama nie miała kiedyś bloga, to nie wiedziałabym, jaka to trudna robota. Tak, bardzo, bym chciała już przeczytać, co będzie dalej, nawet jeśli nie będzie to tak ekscytujące, jak to, czym raczyłyście nas do tej pory. Czekam na moment, kiedy Harry powie Hermionie i Ronowi swój słodki sekret. O ile jestem spokojna o Herm, tak o naszego Weasleya już nie. Wydaje mi się, że wtedy pokaże jak bardzo nienawidzi Draco, ale z drugiej strony tyle już przeszedł z Harrym, to kto wie... kto wie. Może i to jakoś strawi.
    Czekam teraz na rozdział narracji - Draco. ;)
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetny rozdział, już nie mogę się doczekać co będzie dalej :D Powiedz im Harryyyy powiedz im prawdeeeeeeeee
    Boskie ale żeby kończyć w takim momencie nooo
    Czekam na rozdział z niecierpliwością (przepraszam za chaos wciąż piszę pod wpływem emocji ^^ )
    Pozdrawiam C

    OdpowiedzUsuń
  6. O waszym blogu dowiedziałam się od przyjaciółki i jestem niebywale zaskoczona. pozytywnie oczywiście. To jak wykreowaliście postacie Dracona i Harrego jest boskie :D Bardzo podobają mi się postacie stworzone przez was. No i zwierzęta uwielbiam konika Iga jest świetny, Galenka zresztą też ^^ w końcu coś dzieje się wokół Harrego i Draco. Czytając wasze opowiadanie nie jestem w stanie przerwać więc czekam na kolejne rozdziały :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Hej,
    słodko i gorąco, już ze sobą chodzą ;) z Ignisem może podzielić się szczęściem...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń