Hej! Hej! Hello! xD
Jak tam moje skarbeczki? Tęskniliście za mną?
Bo ja za Wami bardzo, bardzo. :D
Rozdział w końcu się pojawił xD Z tajnych źródeł wiem, że kolejny nie będzie miał żadnych problemów z premierą, więc zastaniecie go równo za dwa tygodnie...
No chyba, że nie dacie znaku życia.
Bo wiecie, mnie osobiście brak komentarzy pozbawia weny.
A chyba nie chcecie powtórki z rozrywki, co? :P
A chyba nie chcecie powtórki z rozrywki, co? :P
~\\*//~
W takich sytuacjach
zarówno przeklinałem, jak i chwaliłem posiadanie dużej tolerancji alkoholu. W
normalnych okolicznościach byłbym zadowolony, bo pamiętałbym praktycznie
wszystkie momenty z imprezy, w której brałem udział. A teraz? Biorąc pod uwagę
to, co zrobiliśmy?
…
Nie mam pojęcia, co
powinienem o tym myśleć. A raczej nie myśleć, skoro Gryfiak nie chce tego
pamiętać…
Tylko jak mam to
zrobić, skoro cały czas w pamięci mam smak jego warg!?
Westchnąłem
cierpiętniczo, podnosząc się z łóżka z zamiarem pójścia do łazienki. Może
kolejny zimny prysznic pomoże mi odgonić myśli.
Jednak nie zrobiłem
kroku, kiedy bosą stopą natrafiłem na coś miękkiego, a po pokoju rozniosło się
głośne, pełne bólu miauknięcie. Sapnąłem zaskoczony, zabierając gwałtownie nogę
i cofając się nieznacznie. Jednocześnie chwyciłem różdżkę i machnąłem nią w
bliżej nie określonym kierunku, by oświetlić sypialnie.
Przy nogach łóżka
siedział Silk machając niespokojnie ogonem. Z kolei spod mebla spoglądały na
mnie soczyście błękitne tęczówki.
– Na Salazara!
Wystraszyliście mnie – mruknąłem, kucając i wyciągając rękę w stronę czarnej
kotki. Envy spojrzała na mnie nieufnie (zapewne to jej zrobiłem przed chwilą
krzywdę), wyciągając szyję i obwąchując wolno moje palce. W końcu podeszła do
mnie, ocierając się o rękę, na co uśmiechnąłem się lekko. – Przyszłaś zobaczyć
sypialnię swojego chłopaka, co maleńka? Ciężko ci pewnie było pokonać całą
trasę z Wieży Gryfonów – wcale mnie nie obchodzi, że on też tam mieszka. Nic, a
nic – do lochów. Tym bardziej, że troszeczkę ci się przytyło, Envy.
Kotka miauknęła
cichutko, mrucząc i z większą intensywnością ocierała się i łasiła. Silk z
kolei patrzył w naszym kierunku, obserwując uważnie moje i jej zachowanie.
Wyciągnąłem w jego kierunku drugą rękę z lekkim uśmiechem, jednak kocur nawet
nie drgnął.
– Nie to nie. –
Wzruszyłem ramionami, wstając i idąc do łazienki. Odkręciłem kurki w wannie i
czekając, aż woda ją wypełni, podszedłem do umywalki, przyglądając się własnemu
odbiciu.
Jaki miałem wzrok,
kiedy brunet przyciągnął mnie do ponownego pocałunku?
Dotknąłem palcami ust,
przesuwając nimi przez chwilę po dolnej wardze. Jego wzrok był mętny…. od
pocałunku i z pewnością od alkoholu. Wypił naprawdę dużo…
Machnąłem ręką ze
złością, strącając kilka rzeczy stojących na zlewie.
Po cholerę znów to
przywołuję!? Przecież on z pewnością tego nie zapamiętał. Po tym co w siebie
wlał?
Założę się nawet, że
nie pomyślał , by wziąć zaraz po powrocie eliksir na natychmiastowe
wytrzeźwienie “Świeży umysł”. Może nawet nie ma o nim pojęcia?
Bez niego z pewnością
będzie umierał po wstaniu z łóżka. O ile w ogóle znajdzie dość siły, by się
podnieść. Może powinienem przekazać mu przez Iga jedną fiolkę?
Nie! Zacisnąłem
mocniej palce. Zapewne zrozumiałby to w jakiś dziwny sposób. Że mi na nim zależy…
albo że zrobił ze mnie Gryfona w Slytherinie.
Wydałem z siebie
bliżej nieokreślony dźwięk, wracając do sypialni i – uważając na leżące przy
łóżku koty (serio, mogłyby spać na łóżku – nie zrobiłoby mi to różnicy) –
wziąłem telefon w dłoń. Wracając z powrotem do łazienki, wybrałem numer
bliźniaka.
Co z tego, że było
koło 4 rano? Niech on tylko przyjdzie po ten eliksir i mu go da, nie mówiąc ani
słowa, skąd go zdobył.
Może będzie jakaś
szansa, że jednak nie zapomni, tak jak i ja.
~*~
Haruse kazał mi zostać
w klasie, chwilę przed tym jak zakończył zajęcia. Przez dwie godziny raz po raz
zerkał zatroskany w moją stronę. Chyba tylko jego niezwykłe szczęście
zadecydowało o tym, że byłem jedyną osobą, która to zauważyła. Reszta zdawała
się nie dostrzegać niczego niezwykłego w jego zachowaniu.
Zostałem na swoim
miejscu, podchodząc do niego dopiero wtedy, kiedy zostaliśmy sami.
– Na ogół wolisz
czekać do jazdy konnej, by ze mną porozmawiać.
– Cóż, trudno mi z
tobą rozmawiać, kiedy nie pojawiasz się w stajni – odparł, wzruszając
ramionami. – Severus zdążył już poinformować każdego nauczyciela o twoim
ultimatum. Prosił… to za łagodnie powiedziane. Zażądał, abyśmy reagowali na
twoje samotne spacery i niecodzienne zachowanie.
– Przesadza –
mruknąłem nonszalancko. Jednak musiałem przyznać, że nie spodziewałem się po
nim takiego przejawu troski.
– Martwi się o ciebie.
Był nawet u mnie wczoraj. Chce, żebym pilnował, abyś na jeździe konnej pojawiał
się tylko raz w tygodniu. Jak i mam nie dawać ci zbyt ciężkiej roboty. Czyli
zero trenowania Pozitano na lonży czy w siodle…
– Nie możesz! –
warknąłem w jego języku, podchodząc do niego na wyciągnięcie ręki. – Przecież zdajesz sobie sprawę z tego, że nie
mogę przerwać jego treningu!
– Kocham cię –
wyznał, patrząc na mnie z czułością. – Właśnie dlatego zgodziłem się na
warunki twojego opiekuna.
– W ogóle nie bierzesz
pod uwagi moich uczuć. Więc jak możesz mówić o miłości?!
– Bo biorę pod
uwagę również twój stan zdrowia. Zrozum, że w tym wypadku bardziej zależy mi na
twoim dobru, niż na Granianie.
Przygryzłem delikatnie
wargę, nie odzywając się słowem. Haruse również milczał, przyglądając mi się z
uwagą.
– Draco… – odezwał się
po dłuższej chwili, wyciągając w moim kierunku dłoń. Palcami musnął mój policzek,
nim odsunąłem się od niego.
– Dobra. Rozumiem. Mam
na siebie uważać. Udawać, że jestem obłożnie chory i liczyć na pomocną dłoń
wszystkich nauczycieli i uczniów. A przy tym uśmiechać się do nich z
wdzięcznością za ich dobroczynność… Czy ty masz mnie za idiotę!?
– Draco, nie
wyolbrzymiaj. Dobrze wiesz, że to nie o to nam chodzi.
– A o co innego może
wam chodzić? O poniżenie mnie? – Spojrzałem na niego z kpiną. – Dobrze wiesz, że jest ktoś, kto poniżył mnie
o wiele bardziej. A wy przez najbliższe sto lat z pewnością go nie pobijecie!
– Jakby zależało
nam na tym, by pobić w tym Czarnego Pana! Czy ty siebie słyszysz, Draco!?
Zaczynasz przechodzić samego siebie!
Milczałem, posyłając mu
tylko nieprzychylne spojrzenie.
Ale… Z drugiej strony
Haru miał rację. Gdyby szedł Jego śladami
już dawno pokazałby na co go stać. Nie mógłby być zbyt długo cierpliwy i już
dawno naciskałby mnie na seks z nim. Czego – muszę z czystym sercem przyznać –
nigdy nie zrobił.
– Proszę, nigdy więcej nie próbuj już rzucać tego typu oskarżeń. To
naprawdę boli. – Mężczyzna podszedł do mnie i wyciągnął dłoń, gładząc
kciukiem mój policzek. Uśmiechnął się łagodnie; zupełnie jakby zapomniał o
niedawnych słowach. – Dlatego porozmawiaj z Severusem w wolnej chwili. Jestem
pewien, że on też tego chce, jednak za bardzo wstydzi się tego policzka.
– Cóż, to w jego stylu
– mruknąłem, przyglądając się uważniej Japończykowi. – Przyznaj, że wyciągnąłeś
od niego wszystkie szczegóły siłą. Jakiej sztuczki tym razem użyłeś?
– Kiedyś może ci ją
zdradzę. – Przesunął rękę na moje ramię. – A teraz uciekaj. Niedługo zaczną się
kolejne lekcje…
~*~
– Nie wierzę, że
mogłam być tak strasznie głupia! – zawołała na wstępie dziewczyna, tuż po tym
jak pierwszy raz od paru dni zawitała w moim dormitorium. – Nic lepiej nie mów –
zagroziła, widząc, że planowałem się odezwać. – Tylko mnie niepotrzebnie
jeszcze bardziej zdołujesz.
– Nie wyglądasz mi na
osobę zdołowaną. Prędzej powiedziałbym, że jesteś wściekła.
– Cichaj! Nie wiesz,
że ja po prostu dobrze gram? – warknęła, chociaż jestem pewien, że
powstrzymywała się od wygięcia warg w pełny uśmiech.
– Okay, okay –
machnąłem niedbale ręką, odkładając książkę od eliksirów na bok. – Masz coś
nowego?
– Nowego?! Ja mam
rozwiązanie tej porąbanej zagadki! Nie wierzę, że byłam tak głupia, żeby prosić
o pomoc jego!
– Jego? Kogo znowu
prosiłaś o pomoc? – syknąłem, gromiąc ja wzrokiem. Vera jak zwykle nie przejęła
się moim gniewem, jedynie rozsiadła się wygodnie w znajdującym się obok fotelu.
– Znajomego, który
uwielbia takie rzeczy… Nie martw się, jest mugolem i nie ma pojęcia o istnieniu
świata magicznego. On po prostu ma świra na punkcie tajemnic i zagadek. Zresztą
nie gadamy o nim, tylko o tym, co odkrył! Po pierwsze – w tym momencie dosiadła
się do mnie i wyciągnęła zwój z tekstem zagadki – kazał mi zwrócił uwagę na
pierwsze litery wersów. Widzisz? Klasa eliksirów.
Spojrzałem uważniej na
tekst, odczytując po kolei litery, które zaczęły przybierać kształt dwóch słów.
– Klasa eliksirów –
powtórzyłem za nią zaskoczony, choć sens tych dwóch słów dotarł do mnie dopiero
po chwili. – Klasa eliksirów!? Noż kurwa! Żartujesz sobie ze mnie?! Coś tak…
prostego – dodałem z niesmakiem – ma być rozwiązaniem dla miejsca spotkania?
Myślałem, że to będzie coś równie porąbanego, jak sprawa z tym całym, głupim
aniołem…!
– Nie spinaj dupy, bo
to, co ci powiedziałam, to jeszcze nic. Mieliśmy rację z przypisaniem Wilczych
Braci do księżyca… Ale tylko w tym. Wychodzi na to, że nasz przyjaciel w
ogóle nie brał pod uwagę starego kółka adoracji wilkołaków albo wziął tylko po
to, by na jakiś czas naprowadzić nas na zły trop.
– A my jak małe
dzieci, daliśmy się nabrać.
– W dużej mierze to moja wina – zauważyła ponuro dziewczyna. – Gdyby nie moja wiedza na ten temat, to z pewnością…
– W dużej mierze to moja wina – zauważyła ponuro dziewczyna. – Gdyby nie moja wiedza na ten temat, to z pewnością…
– To z
pewnością stracilibyśmy więcej czasu, szukając znaczenia tego pojęcia –
przerwałem jej z naciskiem. – Nie przejmuj się tym niepotrzebnie. Lepiej
powiedz, co ten twój znajomy jeszcze zauważył…
– Że masz
przerąbane, bo najwidoczniej ktoś z „podziemia” ma cię na oku. Pewnie gdyby
miał jakiekolwiek pojęcie o Czarnym Panie, to właśnie jego sługusa miałby na
myśli.
– Tyle to my
sami się już domyśliliśmy dawno temu – mruknąłem rozdrażniony. – Praktycznie od
samego początku wiedzieliśmy, że autorem tych wiadomości jest sługa Czarnego
Pana. Najgorsze jest to, że nie mam zielonego pojęcia kim jest ta osoba…
– Musi być z
naszego domu. Jedyną osobą spoza Ślizgonów znającą hasło jest Ig, a on jest
ostatnim człowiekiem, który zrobiłby ci taki żart. – Sięgnęła do stołu po swoje
fajki. Od czasu, kiedy zdradziła mi, które lubi, załatwiłem kilka paczek i cały
czas trzymałem jedną na stole. – Ostatnio próbowałam się dowiedzieć, czy ktoś
zdradził hasło do naszego domu komuś obcemu. Niestety, nie dowiedziałam się
niczego ważnego.
– To nic.
Najważniejsze, że masz rozwiązanie tego porąbanego tekstu – odparłem, sam
sięgając po papierosy. Jednak nim chociażby dotknąłem opakowania, cofnąłem rękę
udając, że nic takiego nie miało miejsca. – W takim razie powiedz, o co chodzi
mojego fanowi.
– Przez
Wilczych Braci i księżyc miał na myśli cykl księżycowy. Tarcza księżyca dwa
razy w miesiącu pokazuje się w połowie. W pierwszą i trzecią kwadrę.
– Trzech
Wilczych Braci. – Przypomniałem sobie.
– Dokładnie.
Chodziło mu o czas trzeciej kwadry księżyca. Elamiz wskazuje na dziesiątą
wieczór. Pierwsze litery wersów odkrywają przed nami miejsce spotkania. Reszta
to tylko obietnica śmierci, jeśli nie staniesz ostatecznie po stronie Władcy Węży.
– Jakbym miał
jakiś wybór… – mruknąłem cicho, rozgoryczony. Sprawa robiła się coraz bardziej
gówniana. Voldemort miał sługę wśród uczniów. Najprawdopodobniej też rozkazał
mu mieć na mnie oko… Albo po prostu chłopak dowiedział się o mojej pierwszej
„roli” i postanowił wykorzystać swoją pozycję. A miałem nadzieję, że chociaż
szkoła będzie moją Utopią.
– Skoro każe ci
w końcu obwieścić po czyjej jesteś stronie, oznacza to, że nawet Guru nie wie,
czy przypadkiem nie będziesz chciał zdezerterować.
– Nie mogę zdezerterować! Nie zapominaj, że mój
ojciec jest jednym z jego popleczników, a mój DOM stał się jego siedzibą! –
Jestem pewien, że mój wzrok stał się bezradny. Czułem, że jestem sam. Tylko ja
i mój problem. Niby mogłem liczyć na pomoc brata, czy też Severusa albo Haruse…
Jednak ostatecznie to ja zostawałem na lekcji śmierciożercy. To mnie Czarny Pan
chciał. Mojego ciała pragnął. Ze mnie zrobił swoją broń…
– No i!? Może
mój dom nie jest ich siedzibą. Może moi rodzice nie służyli Gadowi, bo zostali
przez tego skurwiela zamordowani. Ale za to mój ojciec adopcyjny został siłą zmuszony
do przystąpienia do fanatyków czarnej magii i robienia rzeczy, których nie
chciał robić. Przez co o wiele bardziej rani samego siebie niż innych!
– Nie rozumiem,
co to ma wspól…
– Już tłumaczę!
– przerwała mi wściekle. – Spędziłam prawie dziesięć lat pod dachem
śmierciożercy. A jakoś nigdy nie czułam nacisku, że muszę pójść w jego ślady!
Wręcz przeciwnie, dostałam wolną rękę do obrania własnej mniej lub bardziej wyboistej
ścieżki.
– Najwidoczniej
pod tym względem nasi rodzice są inni. Jednak twój dom nie jest jego tajną
bazą!
– Nie, nie
jest! Ale przez mieszkanie ojca przewijało się mnóstwo osób spod ciemnej
gwiazdy! Masz pojęcie, ilu z nich namawiało mnie do robienia przeróżnych
rzeczy!? Chcieli, żebym była jedną z nich! W końcu zauważyli, że jestem
inteligentna, zachowuję zimną krew, no i ładna ze mnie dupcia!
Spojrzałem na
nią zaskoczony. Nie spodziewałem się, że Vera mogła mieć równie spieprzone
życie jak ja.
– Dlatego nie próbuj
mi wmówić, że nie masz najmniejszego wyboru. Wybór masz zawsze. A jeśli
możliwości są chujowe, to stwórz własne. Takie, które najbardziej będą ci
odpowiadać.
~*~
W piątek, po ostatnich
zajęciach szybkim krokiem poszedłem do stajni, gdzie – tak jak podejrzewałem –
zastałem Haruse. Mężczyzna właśnie czyścił jedną z klaczy, jednak słysząc
czyjeś nadejście, odwrócił się zaciekawiony. Jego wargi wygięły się w ciepłym
uśmiechu, kiedy dojrzał mnie przy wejściu.
– Czy coś się stało,
Draco? – spytał miękko, odsuwając się od konia i wychodząc z boksu. Odłożył
zgrzebło na bok, idąc mi naprzeciw. – Wydawało mi się, że wykorzystałeś już na
ten tydzień limit uczestnictwa w zajęciach klubowych.
– Co nie oznacza, że
nie mogę przyjść tu i z tobą porozmawiać, profesorze Yoshizawa – odparłem,
wzruszając ramionami. – Miałem nadzieję, że spotkam cię tutaj samego.
– Od kiedy
przyszedłeś, nie jestem już sam, Ryuuki. – Mężczyzna podszedł do mnie,
gładząc delikatnie, z ledwo widocznym wahaniem moje włosy. – Czy przez chęć
spotkania się ze mną w cztery oczy, mogę zrozumieć, że chcesz cze…
Jego dalszym słowom
nie dane było wyjść na świat. Skutecznie mu to uniemożliwiłem.
W dwóch krokach
pokonałem tę niewielką odległość między nami, wywołując u niego uniesienie brwi
w zaskoczeniu. Objąłem jego szyję, przylegając całym ciałem do mężczyzny i po
subtelnym zmuszeniu go do pochylenia delikatnie głowy, złączyłem nasze wargi w
długim i leniwym pocałunku.
Japończyk położył
dłonie na mojej talii, przyciągając mnie do siebie bliżej. Okręcił mnie wokół własnej
osi, dociskając do ściany boksu i znacznie pogłębiając naszą pieszczotę. Haruse
z pewnością miał duże doświadczenie w całowaniu. Wiedział w jaki sposób
poruszyć językiem albo jak przechylić moją głowę, aby nam obojgu było
przyjemnie. Lubiłem to u niego. Naprawdę. Czułem, że miał w garści nasz
pocałunek. Sprowadzał każde zbliżenie naszych języków na jeszcze wyższy poziom.
Jednakże…
Brakowało mi czegoś. Nie
chodziło tu o nic takiego wielkiego czy oczywistego.
Po prostu przy
pocałunkach z Haruse miałem określoną rolę i nie mogłem wyjść poza scenariusz
autorstwa Yoshizawy. Byłem zdominowany od początku do końca, a wszelkie próby
przejęcia kontroli kończyły się fiaskiem oraz niezadowolonym pomrukiem
mężczyzny. Raz nawet zwrócił mi uwagę, bym nic nie robił, tylko płynął z prądem
jak on (rzeka się znalazła...) mnie poprowadzi.
Wolałem czuć się panem
sytuacji. Przy pocałunku chciałem mieć nad nim kontrolę. Oddać ją mojemu
partnerowi, by zaraz znów odebrać pałeczkę władcy. Czy też na odwrót. Chciałem
swobody i braku podziału na określone zadania.
Zero schematów. Czysty
spontan.
No i… może odrobinkę
takiej nieporadności? Nie wiem, jak powinienem to dokładniej opisać. Brakuje mi
odczucia “świeżej krwi”. Szalonej, troszkę niepewnej, aczkolwiek silnej i
nieźle zaborczej. Troszkę – może nawet bardzo – niedoświadczonej, jednak
mającej zapał i smykałkę do przyswajania nowej wiedzy; szczególnie w takim
zakresie. Osoby, która nie będzie mnie sobie podporządkowywać ani nie da się
złamać.
Kogoś takiego jak…
Haruse przeszedł z
pocałunkami na moją szyję, kiedy zamarłem z jedną ręką w jego czarnych włosach,
a drugą na bicepsie. To jednak nie przeszkadzało Yoshizawie w kontynuowaniu
badania ustami mojej skóry. Zupełnie jakby nie zależało mu, czy reaguję na jego
dotyk, czy jest mi to zupełnie obojętne.
Jestem pewien, że
Gryfiakowi zależałoby bardziej na moich reakcjach, niż na samym dotykaniu mojej
skóry. A przynajmniej takie odebrałem wrażenie po tym naszym “pierwszym razie”.
Nie wydawał się być zainteresowany posiadaniem zwykłej kukły. Jemu chodziło o…
Właśnie. O co mu
chodziło?
No bo, gdyby chodziło
tu o jakiekolwiek uczucia, to wtedy nie kazałby mi o wszystkim zapomnieć.
Prędzej byłby tym wszystkim zawstydzony… Może zareagowałby jakąś słabą dawką
agresji… Sam nie wiem. Od jakiegoś czasu w ogóle nie potrafię zrozumieć jego
zmiennego zachowania. Z jednej strony chce zacząć ze mną znajomość od nowa, by
za chwilę wieszać na mnie psy jak za dawnych czasów. Albo chociażby sprawa sprzed i po pocałunku. Nim poszliśmy na ten nieszczęsny seans, flirtowaliśmy
ze sobą! A teraz? Unika mnie jak jakiegoś debila z zespołem Tourette’a!
Jakby fakt, że z flirtu przeszliśmy do pocałunków przestał mu odpowiadać.
Jakby wstydził się
tego, co zrobiliśmy.
Jakby żałował…
Miałem tego dość!
– Haru – jęknąłem
słabo, odsuwając od siebie gwałtownie mężczyznę, który spojrzał na mnie
zaskoczony. – K-ktoś tu był… – dodałem, udając zaniepokojenie.
Nauczyciel odwrócił
się, rozglądając uważnie po stajni, w poszukiwaniu wyimaginowanego podglądacza.
– Nikogo nie widzę –
odparł, mimo wszystko ściszając swój głos do szeptu. Najwidoczniej wolał być
ostrożny, gdyby okazało się, że mam rację.
– Bo uciekł w stronę
siodlarni – sapnąłem cicho, popychając go delikatnie w tamtym kierunku. – Sprawdź
to, Haru – poleciłem, na co brunet kiwnął delikatnie głową i ruszył w tamtą
stronę.
Ja z kolei
wykorzystałem moment, kiedy Yoshizawa nie był skupiony na mnie i uciekłem ze
stajni.
To spotkanie nie było
najlepszym pomysłem, ale przynajmniej uzmysłowiło mi coś. Haruse nigdy nie da
mi tego, czego oczekuję od potencjalnego chłopaka.
~*~
Musiałem przyznać, że
odkąd wziąłem się za siebie i zacząłem wmuszać w siebie normalne ilości
jedzenia, zaczynałem czuć się o wiele lepiej. Co prawda, dalej zdarzało mi się
być osłabionym po zbędnym wysiłku. Jednak Severus nie musi wiedzieć, że
dodatkowo po zajęciach cały czas odwiedzałem Galenę, a ta wiernie towarzyszyła
mi w ćwiczeniu zaklęć czy eskortowała mnie w czasie wycieczek (troszkę
chodzenia, troszkę biegania) po Zakazanym Lesie.
Dzisiaj wyjątkowo
postanowiłem zrobić sobie wolne od wszelkich wyjść i zająć się szczególną
pielęgnacją swojego ciała. W pierwszej chwili postawiłem na długą i aromatyczną
kąpiel. Koniecznie z ostatnio zakupionym (w czasie wakacji) płynem do kąpieli z
ekstraktami miodu i mleka. Yumi strasznie mi go polecała, więc grzechem było
zostawić buteleczkę samą na tak długi okres czasu. Musiałem to zmienić.
Godzinne moczenie się
w przyjemnie ciepłej wodzie okazało się o wiele większą przyjemnością niż
zazwyczaj. Zapewne to wynik letniego zakupu albo faktu, że ostatnio nie mogłem
za bardzo pozwolić sobie na taką rozkosz.
Wzburzyłem spokojną
dotąd taflę wody, kiedy podniosłem się delikatnie i wychyliłem z wanny, by
sięgnąć po telefon. Wróciłem do poprzedniej pozycji, układając się wygodniej w
wannie – która (o dzięki Salazarowi!) cały czas podtrzymywała początkową
temperaturę – i trzymając dłonie ponad poziomem wody, napisałem szybką
wiadomość do bliźniaka.
“Zatrudnię
manicurzystę od zaraz. Więcej informacji podczas rozmowy kwalifikacyjnej.”
Długo nie musiałem
czekać na jego odpowiedź, a raczej na przychodzącą rozmowę.
Odebrałem z lekkim
uśmiechem.
– No to jak? Zgłaszasz
się na to stanowisko? – spytałem lekko, podnosząc się na tyle, by nie zamoczyć
telefonu. Jakoś nie chciałem zniszczyć go przez taką błahostkę.
~ A dużo płacisz? Bo
ja się cenię, jakbyś nie pamiętał.
– Trzy najbliższe
eseje z transmutacji?
~ Czekaj, mam esa. –
Wywróciłem oczami, czekając cierpliwie, aż Gryfon odczyta wiadomość i odpisze;
co wywnioskowałem po charakterystycznej serii kliknięć. – Cztery eseje i
obietnica.
– Jaka obietnica?
~ Że nie zdenerwujesz
się za bardzo…?
– Co znów zrobiłeś? –
westchnąłem, próbując przygotować się psychicznie na jak największą ilość
głupot, które mógł zrobić mój bliźniak.
~ Czemu od razu
myślisz, że coś zrobiłem?! – obruszył się. Aż żałowałem, że nie mógł zobaczyć
mojej ociekającej sceptyzmem miny.
– Naprawdę muszę
wymienić te wszystkie razy...?
~ Eem… Dobra,
nieważne, zapomnij, nic nie mówiłem. Zresztą! Nie ma czasu na pogaduszki! –
zawołał nagle. – Z Silkiem jest kiepsko!
Zastygłem w bezruchu,
analizując na szybkiego to, co Ig właśnie mi przekazał.
– Co mu się stało? –
sapnąłem w końcu, wstając na równe nogi i wychodząc z wanny.
– Nie znam szczegółów.
Ale jakiś pierwszak rozjuszył swojego kocura, który wściekły rzucił się w głąb
szkoły… Trafił na Silka, nieźle go pokiereszował i zostawił ledwo dyszącego
koło klasy od zaklęć. Ja właśnie lecę do Seva po jakieś eliksiry czy maści, a
Harciu został z Silkiem na wypadek, gdyby zaniemógł jeszcze bardziej.
Rozłączyłem się,
pozostawiając brata bez odpowiedzi, po czym rzuciłem się w kierunku
przyszykowanych ubrań. W trybie ekspresowym założyłem jeansy na tyłek (nie
mając czasu na zakładanie bielizny – zresztą nie pierwszy raz tak robiłem), a
następnie narzuciłem na ramiona koszulę. Telefon odrzuciłem gdzieś po drodze,
na szybkiego zapinając guziki i idąc w stronę wyjścia. W pokoju wspólnym parę
osób próbowało mnie zatrzymać, jednak wystarczyło tylko machnąć na nich ręką,
by mieć spokój.
Na korytarzu
przyspieszyłem, żwawy krok zamieniając w dość szaleńczy bieg. Chciałem jak
najszybciej znaleźć się przy Silku i sprawdzić jego stan. Jeszcze tylko jeden
zakręt i będę na miejscu.
Może nie było aż tak
krytycznie, jak mówił.
Wypadłem na właściwy
korytarz, doskakując do Pottera – nawet nie patrząc na jego twarz, mogłem
przysiąc, że to był on; wystarczył mi charakterystyczny zapach jego wody
kolońskiej (chyba zaczął jej używać na początku tego roku) – i odtrąciwszy jego
ręce od kota, zacząłem przyglądać mu się uważnie, palcami delikatnie badając
jego ciałko.
Wyglądało na to, że
nie miał nic złamanego. Krwi też nie widziałem, na co odetchnąłem z wyraźną
ulgą. Nawet jego futerko było w nienaruszonym stanie.
Zaraz. Co?
– Zarżnę gnoja! –
krzyknąłem wściekły, kiedy uświadomiłem sobie intrygę Iga. Jak on śmiał mnie
tak oszukać!? – Co to, do kurwy nędzy, miało znaczyć!? Na żarty się idiocie
zebrało. Potraktuję go gorzej niż bezdomnego kundla! Co ja gadam… Śmierciożercy
przy mnie to pikuś, tak go załatwię…
– Malfoy, nie bądź dla
niego zbyt surowy – mruknął nagle, przerywając mi w połowie zdania. Próbował
zgrywać spokojnego, co strasznie słabo mu wychodziło, przez co myślałem, że
zaraz mu nakopię. Za to, że tak się zachowuje i za to, że też tutaj był, zapewne
za sprawą Ignissa. – Fakt, wymyślił idiotyczny sposób, ale to ja go poprosiłem,
żeby cię tu sprowadził.
– O świetnie… Czyli ty
też maczasz w tym palce? Jesteście siebie warci… Oboje macie nierówno pod
sufitem – warknąłem tylko, zrywając się na równe nogi. Nim jednak zdążyłem
zrobić chociażby krok ku lochom, ręka Pottera zacisnęła się na moim nadgarstku.
– Puść mnie!
– Nie – powiedział
tylko to jedno słowo. A kiedy posłałem mu pytające spojrzenie, on po prostu
wstał i dodał po chwili. – Chcę z tobą pogadać.
Serce zabiło mi
mocniej. Chciał pogadać o tamtym dniu, czy może znów dowiedział się, że
robię coś źle? Chociaż nie powinien o niczym wiedzieć, bo ostatnio byłem wręcz
za grzeczny. No chyba, że wierzy w jakieś głupie plotki… Nieważne, co zrobię –
albo czego nie zrobię – i tak jestem tym podejrzanym.
– Niby jaki to temat
wybrałeś, żeby w takim stylu mnie tu ściągnąć?
– Nie zamierzałem
robić tego w taki sposób! – warknął zły. – Prosiłem Ignissa, żeby… a zresztą,
nieważne. W każdym razie to nie ja wymyśliłem tę akcję z Silkiem. A co do
tematu to… – zamilkł, odwracając nieznacznie wzrok. Zdawał się być zażenowany
tym, co chciał powiedzieć. A przynajmniej miałem takie podejrzenia, kiedy
dojrzałem na jego policzkach ledwo widoczne rumieńce. Czyżby jednak?
– Na Salazara, prosić
o coś Iga… – Wydałem z siebie rozczarowane westchnięcie. Lepiej, żebym jeszcze
nie pokazywał niczego po sobie. – Przecież to oczywiste, że ten bałwan jakoś
cię zaraz wkręci – dodałem, kręcąc lekko głową. – Wejdźmy do środka, skoro
chcesz ze mną gadać. Przynajmniej nikt nie zobaczy mnie z tobą, kiedy jestem w
takim stanie. No i będzie mniej prawdopodobne, że się przeziębię i dostanę
okropnego kataru.
Nie czekając na jego
odpowiedź, wszedłem pierwszy do klasy, siadając na blacie biurka i zakładając
nogę na nogę, spojrzałem na niego pytająco.
– Więc? O czym
chciałeś…
– Nie mogę! –
krzyknął, po raz kolejny nie dając mi szansy dokończyć.
– Nie możesz?
Rozmawiać? Czy co? – zapytałem sceptycznie.
– Nie mogę zapomnieć.
Zapomnieć… Na
Salazara, on wszystko pamięta! Chociaż oboje mieliśmy tego nie wspominać. Sam
chciał, żebyśmy zapomnieli o całej sytuacji. Zresztą równie dobrze mógł wcale
nie nawiązywać do tego seansu tylko do… No właśnie do czego? Może do tego, że
nie może wyrzucić z pamięci mojego ślizgońskiego ja? Albo miał na myśli nasz
flirt przed moim treningiem?
– Och, wierz mi, że
jest również wiele rzeczy, o których ja nie mogę zapomnieć – odparłem,
wzruszając ramionami. – Chociaż nie wiem, po co mi to mówisz. To jakiś nowy
rodzaj psychoterapii? – rzuciłem mu rozbawione spojrzenie
– Zawsze musisz rzucać
takimi wrednymi komentarzami? – sapnął zły. Czyżbym go uraził?
– Nie, w gruncie
rzeczy rzucam je raz na jakiś czas. Pech sprawia, że cały czas wypada na
ciebie… Przykro mi – powiedziałem z udawaną skruchą, chociaż w ogóle nie było
mi przykro.
– Pech? Jasne, uważaj,
bo uwierzę. Po prostu uwielbiasz mi dokuczać.
Rzucił mi wyzywające
spojrzenie. To lubię, Potty! Pokażmy sobie pazurki.
– Z grzeczności dla
Cud Chłopca nie zaprzeczę…
– Dzięki ci, o
Ślizgoński Książę – sarknął, koślawo imitując dworny ukłon. Arystokrata byłby z
niego nędzny.
– Cała przyjemność po
mojej stronie – odparłem książęcym tonem. Skoro nadał mi miano księcia, nie
mogłem go zawieść. – Jednak wydaje mi się, czy odbiegłeś od ważnego dla ciebie
tematu?
– To twoja wina.
– Moja?
– A kogo innego? –
Rozejrzał się po pustej klasie. – Tylko ty tu jesteś. W dodatku prowokowałeś
mnie do sprzeczki.
– No tak… Nieważne
czyja wina, zrzuć ją na Ślizgona, co? Zawsze stosujesz taką linię obrony? –
spytałem, uśmiechając się lekko rozbawiony.
– Nie, nie zawsze –
zaprzeczył, odpowiadając na mój gest. – Tylko wtedy, kiedy to naprawdę wasza
wina… Ale jeszcze bardziej odbiegamy od tematu! – Pfff! I czyja to niby była
wina? – Wiesz doskonale, że mówiłem o tym, co się stało podczas naszej… naszego
seansu.
Och, czyli jednak
miałem rację. W takim razie będę mógł mu się odwdzięczyć za to nasze
“zapomnienie”.
– Naszego seansu? Nie
wiem, o czym mówisz… – wzruszyłem delikatnie ramionami, kręcąc głową na boki.
– Nie udawaj idioty! –
krzyknął zirytowany.
– Przecież sam kazałeś
zapomnieć! – syknąłem, odpychając się od biurka i skracając troszkę naszą
odległość.
– A ty tak po prostu
zrobiłeś to, co chciałem, tak? – zakpił, prychając. – Uważaj, bo w to uwierzę.
Zresztą nie wmówisz mi, że potrafisz o czymkolwiek zapomnieć tylko dlatego, że
chcesz.
– Cóż… – udałem, że
się zastanawiam przez moment. – Biorąc pod uwagę to, że zaraz po wyjściu
zażyłem eliksir na zniwelowanie działań alkoholu, wraz z procentami uciekło mi
też kilka ostatnich minut, więc chyba tak. Mogłem zapomnieć, co się stało –
spojrzałem na niego z powagą.
Przez twarz Gryfiaka
przeszedł cień, kiedy dotarło do niego, że nie pamiętam. Czasami
naprawdę cieszyłem się, że głupek był słaby z eliksirów i nie znał właściwości
większości z nich. Zwłaszcza, że przerabialiśmy to na lekcjach z Sevem w
zeszłym roku. No i przecież sam go zażywał. Ig następnego dnia mi przekazał, że
Potty był naprawdę wdzięczny za to “cudo”.
Spojrzałem jeszcze raz
na jego twarz. Potter wyglądał na naprawdę zdołowanego. Co w sumie było dość
śmieszne. Bo gdyby bardziej przykładał się do nauki albo przypomniał sobie o
pomocy mojego brata, to nie byłoby teraz takiej sytuacji. No i w sumie nie
miałbym z tego zabawy.
Zaśmiałem się cicho,
ściągając na siebie jego zranione spojrzenie, przez co tylko bardziej zachciało
mi się śmiać.
– Na Salazara! Twoja
mina jest przekomiczna! – wyznałem rozbawiony. Nie spoważniałem, nawet kiedy
zobaczyłem, jak jego oczy zaczęła wypełniać złość. – Ciekawy jestem, co się
stało, skoro jesteś teraz tak bardzo zawiedziony. Obiecałem ci coś?
– Skoro nie pamiętasz,
to już twoja sprawa. Najwidoczniej nic to dla ciebie nie znaczyło, skoro tak
łatwo wyparłeś to ze wspomnień – warknął, po czym odwrócił się ku drzwiom z
zamiarem wyjścia. Tak szybko się poddajesz, Harry?
Ja ci na to nie
pozwolę!
Nim zdążył chociaż
wyciągnąć rękę w stronę klamki, doskoczyłem do niego w paru krokach i pchnąłem
na drzwi, dociskając go do nich swoim ciałem.
– A może coś zrobiłem?
– spytałem niewinnie z ustami przy jego małżowinie. Przez chwilę miałem ochotę
złapać ją w zęby. Na szczęście w ostatnim momencie się powstrzymałem. – Nie
pomyślałeś o tym, by odświeżyć mi pamięć? Jestem pewien, że to by mi bardzo
pomogło.
W końcu jednak dałem
(częściowo) za wygraną i przejechałem delikatnie językiem po jego uchu.
– Co ty…?! – sapnął
słabym głosem, poddając mi się dobrowolnie i pozwalając na dalsze zabiegi.
Objąłem wargami górną część małżowiny, zasysając się na niej leniwie.
W tym czasie, brunet
zaczął się kręcić, wyciągając rękę za siebie i po wymacaniu mojego ramienia,
złapał za nie, starając się odsunąć mnie od siebie. Z początku nie chciałem ma
na to pozwolić. Ostatecznie jednak poddałem się, odsuwając się na jakieś dwa,
trzy kroki.
Mimo wszystko byłem
zadowolony z takiej sytuacji. W końcu przecież mogłem zobaczyć u niego ten
lekko wygłodniały i proszący wzrok.
– Och, czyżby to
było twoim celem? – spytałem, palcami dotykając swoich warg, jednocześnie
patrząc na niego z rozbawieniem. Uśmiechnąłem się widząc jak Potty –
najwidoczniej nieświadomie – koniuszkiem języka zwilżył szybko swoje usta.
Byłem już pewny, że moje słowa podziałały na niego tak jak planowałem. – Wiesz,
ja się nigdzie nie wybieram…
Nie musiałem nawet
czekać na jego odpowiedź. Brunet natychmiast przysunął się do mnie tak blisko,
że praktycznie stykaliśmy się nosami i pocałował mnie z pasją.
Rozciągnąłem wargi w
lekkim uśmiechu, kładąc dłonie na jego biodrach i władczo przyciągając je do
siebie. Chciałem czuć jego bliskość. Ciepło jego ciała emitowane nawet przez
materiał ubrań, które miał na sobie. Miałem ochotę na więcej!
Wybaczcie, że nie pisałam komentarzy, miałam trochę problemów ^^ . Jednak wracam z komentarzem :P
OdpowiedzUsuńAww kocham Draco, jest taki taki trochę sadystyczny względem Pottera :D No i Galena uwielbiam tego smoka jest cudowny. Z jednej strony cieszę się że Draco zrozumiał, że Haruse to nie to czego potrzebuje jednak z drugiej trochę żal mi japończyka.W końcu rozkręca się akcja z Harrym no i pozostaje ta zagadka, jestem ciekawa kto ją napisał i czy Draco pójdzie na spotkanie. Ahhh tyle pytań a tak mało odpowiedzi. No nic wróciłam i czekam na kolejne rozdziały, oby bez takich długich przerw :P
Dużo weny, czasu i ochoty!
Cotoya
Warto było czekać. Rozdział naprawdę super. Dużo akcji, przemyśleń i jeszcze więcej zagadek do odkrycia. Aż nie mogę doczekać się następnego... :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam F :)
Jak powiedział F warto było czekać. Wreszcie rozwija się akcja między Harrym i Draco :). Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Mada
Hej,
OdpowiedzUsuńno, no pięknie, Draco nie potrafił zapomnieć, i te myśli, końcówka boska, intryga Iga o tak, o tak...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia