niedziela, 14 września 2014

Rozdział 47 - Draco

Hej! Hej! Hello! xD
Jak tam moje skarbeczki? Tęskniliście za mną?
Bo ja za Wami bardzo, bardzo. :D
Rozdział w końcu się pojawił xD Z tajnych źródeł wiem, że kolejny nie będzie miał żadnych problemów z premierą, więc zastaniecie go równo za dwa tygodnie...
No chyba, że nie dacie znaku życia.
Bo wiecie, mnie osobiście brak komentarzy pozbawia weny.
A chyba nie chcecie powtórki z rozrywki, co? :P

~\\*//~




W takich sytuacjach zarówno przeklinałem, jak i chwaliłem posiadanie dużej tolerancji alkoholu. W normalnych okolicznościach byłbym zadowolony, bo pamiętałbym praktycznie wszystkie momenty z imprezy, w której brałem udział. A teraz? Biorąc pod uwagę to, co zrobiliśmy?
Nie mam pojęcia, co powinienem o tym myśleć. A raczej nie myśleć, skoro Gryfiak nie chce tego pamiętać…
Tylko jak mam to zrobić, skoro cały czas w pamięci mam smak jego warg!?
Westchnąłem cierpiętniczo, podnosząc się z łóżka z zamiarem pójścia do łazienki. Może kolejny zimny prysznic pomoże mi odgonić myśli.
Jednak nie zrobiłem kroku, kiedy bosą stopą natrafiłem na coś miękkiego, a po pokoju rozniosło się głośne, pełne bólu miauknięcie. Sapnąłem zaskoczony, zabierając gwałtownie nogę i cofając się nieznacznie. Jednocześnie chwyciłem różdżkę i machnąłem nią w bliżej nie określonym kierunku, by oświetlić sypialnie.
Przy nogach łóżka siedział Silk machając niespokojnie ogonem. Z kolei spod mebla spoglądały na mnie soczyście błękitne tęczówki.
– Na Salazara! Wystraszyliście mnie – mruknąłem, kucając i wyciągając rękę w stronę czarnej kotki. Envy spojrzała na mnie nieufnie (zapewne to jej zrobiłem przed chwilą krzywdę), wyciągając szyję i obwąchując wolno moje palce. W końcu podeszła do mnie, ocierając się o rękę, na co uśmiechnąłem się lekko. – Przyszłaś zobaczyć sypialnię swojego chłopaka, co maleńka? Ciężko ci pewnie było pokonać całą trasę z Wieży Gryfonów – wcale mnie nie obchodzi, że on też tam mieszka. Nic, a nic – do lochów. Tym bardziej, że troszeczkę ci się przytyło, Envy.
Kotka miauknęła cichutko, mrucząc i z większą intensywnością ocierała się i łasiła. Silk z kolei patrzył w naszym kierunku, obserwując uważnie moje i jej zachowanie. Wyciągnąłem w jego kierunku drugą rękę z lekkim uśmiechem, jednak kocur nawet nie drgnął.
– Nie to nie. – Wzruszyłem ramionami, wstając i idąc do łazienki. Odkręciłem kurki w wannie i czekając, aż woda ją wypełni, podszedłem do umywalki, przyglądając się własnemu odbiciu.
Jaki miałem wzrok, kiedy brunet przyciągnął mnie do ponownego pocałunku?
Dotknąłem palcami ust, przesuwając nimi przez chwilę po dolnej wardze. Jego wzrok był mętny…. od pocałunku i z pewnością od alkoholu. Wypił naprawdę dużo…
Machnąłem ręką ze złością, strącając kilka rzeczy stojących na zlewie.
Po cholerę znów to przywołuję!? Przecież on z pewnością tego nie zapamiętał. Po tym co w siebie wlał?
Założę się nawet, że nie pomyślał , by wziąć zaraz po powrocie eliksir na natychmiastowe wytrzeźwienie “Świeży umysł”. Może nawet nie ma o nim pojęcia?
Bez niego z pewnością będzie umierał po wstaniu z łóżka. O ile w ogóle znajdzie dość siły, by się podnieść. Może powinienem przekazać mu przez Iga jedną fiolkę?
Nie! Zacisnąłem mocniej palce. Zapewne zrozumiałby to w jakiś dziwny sposób. Że mi na nim zależy… albo że zrobił ze mnie Gryfona w Slytherinie.
Wydałem z siebie bliżej nieokreślony dźwięk, wracając do sypialni i – uważając na leżące przy łóżku koty (serio, mogłyby spać na łóżku – nie zrobiłoby mi to różnicy) – wziąłem telefon w dłoń. Wracając z powrotem do łazienki, wybrałem numer bliźniaka.
Co z tego, że było koło 4 rano? Niech on tylko przyjdzie po ten eliksir i mu go da, nie mówiąc ani słowa, skąd go zdobył.
Może będzie jakaś szansa, że jednak nie zapomni, tak jak i ja.

~*~

Haruse kazał mi zostać w klasie, chwilę przed tym jak zakończył zajęcia. Przez dwie godziny raz po raz zerkał zatroskany w moją stronę. Chyba tylko jego niezwykłe szczęście zadecydowało o tym, że byłem jedyną osobą, która to zauważyła. Reszta zdawała się nie dostrzegać niczego niezwykłego w jego zachowaniu.
Zostałem na swoim miejscu, podchodząc do niego dopiero wtedy, kiedy zostaliśmy sami.
– Na ogół wolisz czekać do jazdy konnej, by ze mną porozmawiać.
– Cóż, trudno mi z tobą rozmawiać, kiedy nie pojawiasz się w stajni – odparł, wzruszając ramionami. – Severus zdążył już poinformować każdego nauczyciela o twoim ultimatum. Prosił… to za łagodnie powiedziane. Zażądał, abyśmy reagowali na twoje samotne spacery i niecodzienne zachowanie.
– Przesadza – mruknąłem nonszalancko. Jednak musiałem przyznać, że nie spodziewałem się po nim takiego przejawu troski.
– Martwi się o ciebie. Był nawet u mnie wczoraj. Chce, żebym pilnował, abyś na jeździe konnej pojawiał się tylko raz w tygodniu. Jak i mam nie dawać ci zbyt ciężkiej roboty. Czyli zero trenowania Pozitano na lonży czy w siodle…
Nie możesz! – warknąłem w jego języku, podchodząc do niego na wyciągnięcie ręki. – Przecież zdajesz sobie sprawę z tego, że nie mogę przerwać jego treningu!
Kocham cię – wyznał, patrząc na mnie z czułością. – Właśnie dlatego zgodziłem się na warunki twojego opiekuna.
– W ogóle nie bierzesz pod uwagi moich uczuć. Więc jak możesz mówić o miłości?!
Bo biorę pod uwagę również twój stan zdrowia. Zrozum, że w tym wypadku bardziej zależy mi na twoim dobru, niż na Granianie.
Przygryzłem delikatnie wargę, nie odzywając się słowem. Haruse również milczał, przyglądając mi się z uwagą.
– Draco… – odezwał się po dłuższej chwili, wyciągając w moim kierunku dłoń. Palcami musnął mój policzek, nim odsunąłem się od niego.
– Dobra. Rozumiem. Mam na siebie uważać. Udawać, że jestem obłożnie chory i liczyć na pomocną dłoń wszystkich nauczycieli i uczniów. A przy tym uśmiechać się do nich z wdzięcznością za ich dobroczynność… Czy ty masz mnie za idiotę!?
– Draco, nie wyolbrzymiaj. Dobrze wiesz, że to nie o to nam chodzi.
– A o co innego może wam chodzić? O poniżenie mnie? – Spojrzałem na niego z kpiną. – Dobrze wiesz, że jest ktoś, kto poniżył mnie o wiele bardziej. A wy przez najbliższe sto lat z pewnością go nie pobijecie!
Jakby zależało nam na tym, by pobić w tym Czarnego Pana! Czy ty siebie słyszysz, Draco!? Zaczynasz przechodzić samego siebie!
Milczałem, posyłając mu tylko nieprzychylne spojrzenie.
Ale… Z drugiej strony Haru miał rację. Gdyby szedł Jego śladami już dawno pokazałby na co go stać. Nie mógłby być zbyt długo cierpliwy i już dawno naciskałby mnie na seks z nim. Czego – muszę z czystym sercem przyznać – nigdy nie zrobił.
Proszę, nigdy więcej nie próbuj już rzucać tego typu oskarżeń. To naprawdę boli. – Mężczyzna podszedł do mnie i wyciągnął dłoń, gładząc kciukiem mój policzek. Uśmiechnął się łagodnie; zupełnie jakby zapomniał o niedawnych słowach. – Dlatego porozmawiaj z Severusem w wolnej chwili. Jestem pewien, że on też tego chce, jednak za bardzo wstydzi się tego policzka.
– Cóż, to w jego stylu – mruknąłem, przyglądając się uważniej Japończykowi. – Przyznaj, że wyciągnąłeś od niego wszystkie szczegóły siłą. Jakiej sztuczki tym razem użyłeś?
– Kiedyś może ci ją zdradzę. – Przesunął rękę na moje ramię. – A teraz uciekaj. Niedługo zaczną się kolejne lekcje…

~*~

– Nie wierzę, że mogłam być tak strasznie głupia! – zawołała na wstępie dziewczyna, tuż po tym jak pierwszy raz od paru dni zawitała w moim dormitorium. – Nic lepiej nie mów – zagroziła, widząc, że planowałem się odezwać. – Tylko mnie niepotrzebnie jeszcze bardziej zdołujesz.
– Nie wyglądasz mi na osobę zdołowaną. Prędzej powiedziałbym, że jesteś wściekła.
– Cichaj! Nie wiesz, że ja po prostu dobrze gram? – warknęła, chociaż jestem pewien, że powstrzymywała się od wygięcia warg w pełny uśmiech.
– Okay, okay – machnąłem niedbale ręką, odkładając książkę od eliksirów na bok. – Masz coś nowego?
– Nowego?! Ja mam rozwiązanie tej porąbanej zagadki! Nie wierzę, że byłam tak głupia, żeby prosić o pomoc jego!
– Jego? Kogo znowu prosiłaś o pomoc? – syknąłem, gromiąc ja wzrokiem. Vera jak zwykle nie przejęła się moim gniewem, jedynie rozsiadła się wygodnie w znajdującym się obok fotelu.
– Znajomego, który uwielbia takie rzeczy… Nie martw się, jest mugolem i nie ma pojęcia o istnieniu świata magicznego. On po prostu ma świra na punkcie tajemnic i zagadek. Zresztą nie gadamy o nim, tylko o tym, co odkrył! Po pierwsze – w tym momencie dosiadła się do mnie i wyciągnęła zwój z tekstem zagadki – kazał mi zwrócił uwagę na pierwsze litery wersów. Widzisz? Klasa eliksirów.
Spojrzałem uważniej na tekst, odczytując po kolei litery, które zaczęły przybierać kształt dwóch słów.
– Klasa eliksirów – powtórzyłem za nią zaskoczony, choć sens tych dwóch słów dotarł do mnie dopiero po chwili. – Klasa eliksirów!? Noż kurwa! Żartujesz sobie ze mnie?! Coś tak… prostego – dodałem z niesmakiem – ma być rozwiązaniem dla miejsca spotkania? Myślałem, że to będzie coś równie porąbanego, jak sprawa z tym całym, głupim aniołem…!
– Nie spinaj dupy, bo to, co ci powiedziałam, to jeszcze nic. Mieliśmy rację z przypisaniem Wilczych Braci do księżyca… Ale tylko w tym. Wychodzi na to, że nasz przyjaciel w ogóle nie brał pod uwagę starego kółka adoracji wilkołaków albo wziął tylko po to, by na jakiś czas naprowadzić nas na zły trop.
– A my jak małe dzieci, daliśmy się nabrać.
W dużej mierze to moja wina – zauważyła ponuro dziewczyna. – Gdyby nie moja wiedza na ten temat, to z pewnością…
– To z pewnością stracilibyśmy więcej czasu, szukając znaczenia tego pojęcia – przerwałem jej z naciskiem. – Nie przejmuj się tym niepotrzebnie. Lepiej powiedz, co ten twój znajomy jeszcze zauważył…
– Że masz przerąbane, bo najwidoczniej ktoś z „podziemia” ma cię na oku. Pewnie gdyby miał jakiekolwiek pojęcie o Czarnym Panie, to właśnie jego sługusa miałby na myśli.
– Tyle to my sami się już domyśliliśmy dawno temu – mruknąłem rozdrażniony. – Praktycznie od samego początku wiedzieliśmy, że autorem tych wiadomości jest sługa Czarnego Pana. Najgorsze jest to, że nie mam zielonego pojęcia kim jest ta osoba…
– Musi być z naszego domu. Jedyną osobą spoza Ślizgonów znającą hasło jest Ig, a on jest ostatnim człowiekiem, który zrobiłby ci taki żart. – Sięgnęła do stołu po swoje fajki. Od czasu, kiedy zdradziła mi, które lubi, załatwiłem kilka paczek i cały czas trzymałem jedną na stole. – Ostatnio próbowałam się dowiedzieć, czy ktoś zdradził hasło do naszego domu komuś obcemu. Niestety, nie dowiedziałam się niczego ważnego.
– To nic. Najważniejsze, że masz rozwiązanie tego porąbanego tekstu – odparłem, sam sięgając po papierosy. Jednak nim chociażby dotknąłem opakowania, cofnąłem rękę udając, że nic takiego nie miało miejsca. – W takim razie powiedz, o co chodzi mojego fanowi.
– Przez Wilczych Braci i księżyc miał na myśli cykl księżycowy. Tarcza księżyca dwa razy w miesiącu pokazuje się w połowie. W pierwszą i trzecią kwadrę.
– Trzech Wilczych Braci. – Przypomniałem sobie.
– Dokładnie. Chodziło mu o czas trzeciej kwadry księżyca. Elamiz wskazuje na dziesiątą wieczór. Pierwsze litery wersów odkrywają przed nami miejsce spotkania. Reszta to tylko obietnica śmierci, jeśli nie staniesz ostatecznie po stronie Władcy Węży.
– Jakbym miał jakiś wybór… – mruknąłem cicho, rozgoryczony. Sprawa robiła się coraz bardziej gówniana. Voldemort miał sługę wśród uczniów. Najprawdopodobniej też rozkazał mu mieć na mnie oko… Albo po prostu chłopak dowiedział się o mojej pierwszej „roli” i postanowił wykorzystać swoją pozycję. A miałem nadzieję, że chociaż szkoła będzie moją Utopią.
– Skoro każe ci w końcu obwieścić po czyjej jesteś stronie, oznacza to, że nawet Guru nie wie, czy przypadkiem nie będziesz chciał zdezerterować.
– Nie mogę zdezerterować! Nie zapominaj, że mój ojciec jest jednym z jego popleczników, a mój DOM stał się jego siedzibą! – Jestem pewien, że mój wzrok stał się bezradny. Czułem, że jestem sam. Tylko ja i mój problem. Niby mogłem liczyć na pomoc brata, czy też Severusa albo Haruse… Jednak ostatecznie to ja zostawałem na lekcji śmierciożercy. To mnie Czarny Pan chciał. Mojego ciała pragnął. Ze mnie zrobił swoją broń…
– No i!? Może mój dom nie jest ich siedzibą. Może moi rodzice nie służyli Gadowi, bo zostali przez tego skurwiela zamordowani. Ale za to mój ojciec adopcyjny został siłą zmuszony do przystąpienia do fanatyków czarnej magii i robienia rzeczy, których nie chciał robić. Przez co o wiele bardziej rani samego siebie niż innych!
– Nie rozumiem, co to ma wspól…
– Już tłumaczę! – przerwała mi wściekle. – Spędziłam prawie dziesięć lat pod dachem śmierciożercy. A jakoś nigdy nie czułam nacisku, że muszę pójść w jego ślady! Wręcz przeciwnie, dostałam wolną rękę do obrania własnej mniej lub bardziej wyboistej ścieżki.
– Najwidoczniej pod tym względem nasi rodzice są inni. Jednak twój dom nie jest jego tajną bazą!
– Nie, nie jest! Ale przez mieszkanie ojca przewijało się mnóstwo osób spod ciemnej gwiazdy! Masz pojęcie, ilu z nich namawiało mnie do robienia przeróżnych rzeczy!? Chcieli, żebym była jedną z nich! W końcu zauważyli, że jestem inteligentna, zachowuję zimną krew, no i ładna ze mnie dupcia!
Spojrzałem na nią zaskoczony. Nie spodziewałem się, że Vera mogła mieć równie spieprzone życie jak ja.
– Dlatego nie próbuj mi wmówić, że nie masz najmniejszego wyboru. Wybór masz zawsze. A jeśli możliwości są chujowe, to stwórz własne. Takie, które najbardziej będą ci odpowiadać.

~*~

W piątek, po ostatnich zajęciach szybkim krokiem poszedłem do stajni, gdzie – tak jak podejrzewałem – zastałem Haruse. Mężczyzna właśnie czyścił jedną z klaczy, jednak słysząc czyjeś nadejście, odwrócił się zaciekawiony. Jego wargi wygięły się w ciepłym uśmiechu, kiedy dojrzał mnie przy wejściu.
– Czy coś się stało, Draco? – spytał miękko, odsuwając się od konia i wychodząc z boksu. Odłożył zgrzebło na bok, idąc mi naprzeciw. – Wydawało mi się, że wykorzystałeś już na ten tydzień limit uczestnictwa w zajęciach klubowych.
– Co nie oznacza, że nie mogę przyjść tu i z tobą porozmawiać, profesorze Yoshizawa – odparłem, wzruszając ramionami. – Miałem nadzieję, że spotkam cię tutaj samego.
Od kiedy przyszedłeś, nie jestem już sam, Ryuuki. – Mężczyzna podszedł do mnie, gładząc delikatnie, z ledwo widocznym wahaniem moje włosy. – Czy przez chęć spotkania się ze mną w cztery oczy, mogę zrozumieć, że chcesz cze…
Jego dalszym słowom nie dane było wyjść na świat. Skutecznie mu to uniemożliwiłem.
W dwóch krokach pokonałem tę niewielką odległość między nami, wywołując u niego uniesienie brwi w zaskoczeniu. Objąłem jego szyję, przylegając całym ciałem do mężczyzny i po subtelnym zmuszeniu go do pochylenia delikatnie głowy, złączyłem nasze wargi w długim i leniwym pocałunku.
Japończyk położył dłonie na mojej talii, przyciągając mnie do siebie bliżej. Okręcił mnie wokół własnej osi, dociskając do ściany boksu i znacznie pogłębiając naszą pieszczotę. Haruse z pewnością miał duże doświadczenie w całowaniu. Wiedział w jaki sposób poruszyć językiem albo jak przechylić moją głowę, aby nam obojgu było przyjemnie. Lubiłem to u niego. Naprawdę. Czułem, że miał w garści nasz pocałunek. Sprowadzał każde zbliżenie naszych języków na jeszcze wyższy poziom. Jednakże…
Brakowało mi czegoś. Nie chodziło tu o nic takiego wielkiego czy oczywistego.
Po prostu przy pocałunkach z Haruse miałem określoną rolę i nie mogłem wyjść poza scenariusz autorstwa Yoshizawy. Byłem zdominowany od początku do końca, a wszelkie próby przejęcia kontroli kończyły się fiaskiem oraz niezadowolonym pomrukiem mężczyzny. Raz nawet zwrócił mi uwagę, bym nic nie robił, tylko płynął z prądem jak on (rzeka się znalazła...) mnie poprowadzi.
Wolałem czuć się panem sytuacji. Przy pocałunku chciałem mieć nad nim kontrolę. Oddać ją mojemu partnerowi, by zaraz znów odebrać pałeczkę władcy. Czy też na odwrót. Chciałem swobody i braku podziału na określone zadania.
Zero schematów. Czysty spontan.
No i… może odrobinkę takiej nieporadności? Nie wiem, jak powinienem to dokładniej opisać. Brakuje mi odczucia “świeżej krwi”. Szalonej, troszkę niepewnej, aczkolwiek silnej i nieźle zaborczej. Troszkę – może nawet bardzo – niedoświadczonej, jednak mającej zapał i smykałkę do przyswajania nowej wiedzy; szczególnie w takim zakresie. Osoby, która nie będzie mnie sobie podporządkowywać ani nie da się złamać.
Kogoś takiego jak…
Haruse przeszedł z pocałunkami na moją szyję, kiedy zamarłem z jedną ręką w jego czarnych włosach, a drugą na bicepsie. To jednak nie przeszkadzało Yoshizawie w kontynuowaniu badania ustami mojej skóry. Zupełnie jakby nie zależało mu, czy reaguję na jego dotyk, czy jest mi to zupełnie obojętne.
Jestem pewien, że Gryfiakowi zależałoby bardziej na moich reakcjach, niż na samym dotykaniu mojej skóry. A przynajmniej takie odebrałem wrażenie po tym naszym “pierwszym razie”. Nie wydawał się być zainteresowany posiadaniem zwykłej kukły. Jemu chodziło o…
Właśnie. O co mu chodziło?
No bo, gdyby chodziło tu o jakiekolwiek uczucia, to wtedy nie kazałby mi o wszystkim zapomnieć. Prędzej byłby tym wszystkim zawstydzony… Może zareagowałby jakąś słabą dawką agresji… Sam nie wiem. Od jakiegoś czasu w ogóle nie potrafię zrozumieć jego zmiennego zachowania. Z jednej strony chce zacząć ze mną znajomość od nowa, by za chwilę wieszać na mnie psy jak za dawnych czasów. Albo chociażby sprawa sprzed i po pocałunku. Nim poszliśmy na ten nieszczęsny seans, flirtowaliśmy ze sobą! A teraz? Unika mnie jak jakiegoś debila z zespołem Tourette’a! Jakby fakt, że z flirtu przeszliśmy do pocałunków przestał mu odpowiadać.
Jakby wstydził się tego, co zrobiliśmy.
Jakby żałował…
Miałem tego dość!
– Haru – jęknąłem słabo, odsuwając od siebie gwałtownie mężczyznę, który spojrzał na mnie zaskoczony. – K-ktoś tu był… – dodałem, udając zaniepokojenie.
Nauczyciel odwrócił się, rozglądając uważnie po stajni, w poszukiwaniu wyimaginowanego podglądacza.
– Nikogo nie widzę – odparł, mimo wszystko ściszając swój głos do szeptu. Najwidoczniej wolał być ostrożny, gdyby okazało się, że mam rację.
– Bo uciekł w stronę siodlarni – sapnąłem cicho, popychając go delikatnie w tamtym kierunku. – Sprawdź to, Haru – poleciłem, na co brunet kiwnął delikatnie głową i ruszył w tamtą stronę.
Ja z kolei wykorzystałem moment, kiedy Yoshizawa nie był skupiony na mnie i uciekłem ze stajni.
To spotkanie nie było najlepszym pomysłem, ale przynajmniej uzmysłowiło mi coś. Haruse nigdy nie da mi tego, czego oczekuję od potencjalnego chłopaka.

~*~

Musiałem przyznać, że odkąd wziąłem się za siebie i zacząłem wmuszać w siebie normalne ilości jedzenia, zaczynałem czuć się o wiele lepiej. Co prawda, dalej zdarzało mi się być osłabionym po zbędnym wysiłku. Jednak Severus nie musi wiedzieć, że dodatkowo po zajęciach cały czas odwiedzałem Galenę, a ta wiernie towarzyszyła mi w ćwiczeniu zaklęć czy eskortowała mnie w czasie wycieczek (troszkę chodzenia, troszkę biegania) po Zakazanym Lesie.
Dzisiaj wyjątkowo postanowiłem zrobić sobie wolne od wszelkich wyjść i zająć się szczególną pielęgnacją swojego ciała. W pierwszej chwili postawiłem na długą i aromatyczną kąpiel. Koniecznie z ostatnio zakupionym (w czasie wakacji) płynem do kąpieli z ekstraktami miodu i mleka. Yumi strasznie mi go polecała, więc grzechem było zostawić buteleczkę samą na tak długi okres czasu. Musiałem to zmienić.
Godzinne moczenie się w przyjemnie ciepłej wodzie okazało się o wiele większą przyjemnością niż zazwyczaj. Zapewne to wynik letniego zakupu albo faktu, że ostatnio nie mogłem za bardzo pozwolić sobie na taką rozkosz.
Wzburzyłem spokojną dotąd taflę wody, kiedy podniosłem się delikatnie i wychyliłem z wanny, by sięgnąć po telefon. Wróciłem do poprzedniej pozycji, układając się wygodniej w wannie – która (o dzięki Salazarowi!) cały czas podtrzymywała początkową temperaturę – i trzymając dłonie ponad poziomem wody, napisałem szybką wiadomość do bliźniaka.
“Zatrudnię manicurzystę od zaraz. Więcej informacji podczas rozmowy kwalifikacyjnej.”
Długo nie musiałem czekać na jego odpowiedź, a raczej na przychodzącą rozmowę.
Odebrałem z lekkim uśmiechem.
– No to jak? Zgłaszasz się na to stanowisko? – spytałem lekko, podnosząc się na tyle, by nie zamoczyć telefonu. Jakoś nie chciałem zniszczyć go przez taką błahostkę.
~ A dużo płacisz? Bo ja się cenię, jakbyś nie pamiętał.
– Trzy najbliższe eseje z transmutacji?
~ Czekaj, mam esa. – Wywróciłem oczami, czekając cierpliwie, aż Gryfon odczyta wiadomość i odpisze; co wywnioskowałem po charakterystycznej serii kliknięć. – Cztery eseje i obietnica.
– Jaka obietnica?
~ Że nie zdenerwujesz się za bardzo…?
– Co znów zrobiłeś? – westchnąłem, próbując przygotować się psychicznie na jak największą ilość głupot, które mógł zrobić mój bliźniak.
~ Czemu od razu myślisz, że coś zrobiłem?! – obruszył się. Aż żałowałem, że nie mógł zobaczyć mojej ociekającej sceptyzmem miny.
– Naprawdę muszę wymienić te wszystkie razy...?
~ Eem… Dobra, nieważne, zapomnij, nic nie mówiłem. Zresztą! Nie ma czasu na pogaduszki! – zawołał nagle. – Z Silkiem jest kiepsko!
Zastygłem w bezruchu, analizując na szybkiego to, co Ig właśnie mi przekazał.
– Co mu się stało? – sapnąłem w końcu, wstając na równe nogi i wychodząc z wanny.
– Nie znam szczegółów. Ale jakiś pierwszak rozjuszył swojego kocura, który wściekły rzucił się w głąb szkoły… Trafił na Silka, nieźle go pokiereszował i zostawił ledwo dyszącego koło klasy od zaklęć. Ja właśnie lecę do Seva po jakieś eliksiry czy maści, a Harciu został z Silkiem na wypadek, gdyby zaniemógł jeszcze bardziej.
Rozłączyłem się, pozostawiając brata bez odpowiedzi, po czym rzuciłem się w kierunku przyszykowanych ubrań. W trybie ekspresowym założyłem jeansy na tyłek (nie mając czasu na zakładanie bielizny – zresztą nie pierwszy raz tak robiłem), a następnie narzuciłem na ramiona koszulę. Telefon odrzuciłem gdzieś po drodze, na szybkiego zapinając guziki i idąc w stronę wyjścia. W pokoju wspólnym parę osób próbowało mnie zatrzymać, jednak wystarczyło tylko machnąć na nich ręką, by mieć spokój.
Na korytarzu przyspieszyłem, żwawy krok zamieniając w dość szaleńczy bieg. Chciałem jak najszybciej znaleźć się przy Silku i sprawdzić jego stan. Jeszcze tylko jeden zakręt i będę na miejscu.
Może nie było aż tak krytycznie, jak mówił.
Wypadłem na właściwy korytarz, doskakując do Pottera – nawet nie patrząc na jego twarz, mogłem przysiąc, że to był on; wystarczył mi charakterystyczny zapach jego wody kolońskiej (chyba zaczął jej używać na początku tego roku) – i odtrąciwszy jego ręce od kota, zacząłem przyglądać mu się uważnie, palcami delikatnie badając jego ciałko.
Wyglądało na to, że nie miał nic złamanego. Krwi też nie widziałem, na co odetchnąłem z wyraźną ulgą. Nawet jego futerko było w nienaruszonym stanie.
Zaraz. Co?
– Zarżnę gnoja! – krzyknąłem wściekły, kiedy uświadomiłem sobie intrygę Iga. Jak on śmiał mnie tak oszukać!? – Co to, do kurwy nędzy, miało znaczyć!? Na żarty się idiocie zebrało. Potraktuję go gorzej niż bezdomnego kundla! Co ja gadam… Śmierciożercy przy mnie to pikuś, tak go załatwię…
– Malfoy, nie bądź dla niego zbyt surowy – mruknął nagle, przerywając mi w połowie zdania. Próbował zgrywać spokojnego, co strasznie słabo mu wychodziło, przez co myślałem, że zaraz mu nakopię. Za to, że tak się zachowuje i za to, że też tutaj był, zapewne za sprawą Ignissa. – Fakt, wymyślił idiotyczny sposób, ale to ja go poprosiłem, żeby cię tu sprowadził.
– O świetnie… Czyli ty też maczasz w tym palce? Jesteście siebie warci… Oboje macie nierówno pod sufitem – warknąłem tylko, zrywając się na równe nogi. Nim jednak zdążyłem zrobić chociażby krok ku lochom, ręka Pottera zacisnęła się na moim nadgarstku. – Puść mnie!
– Nie – powiedział tylko to jedno słowo. A kiedy posłałem mu pytające spojrzenie, on po prostu wstał i dodał po chwili. – Chcę z tobą pogadać.
Serce zabiło mi mocniej. Chciał pogadać o tamtym dniu, czy może znów dowiedział się, że robię coś źle? Chociaż nie powinien o niczym wiedzieć, bo ostatnio byłem wręcz za grzeczny. No chyba, że wierzy w jakieś głupie plotki… Nieważne, co zrobię – albo czego nie zrobię – i tak jestem tym podejrzanym.
– Niby jaki to temat wybrałeś, żeby w takim stylu mnie tu ściągnąć?
– Nie zamierzałem robić tego w taki sposób! – warknął zły. – Prosiłem Ignissa, żeby… a zresztą, nieważne. W każdym razie to nie ja wymyśliłem tę akcję z Silkiem. A co do tematu to… – zamilkł, odwracając nieznacznie wzrok. Zdawał się być zażenowany tym, co chciał powiedzieć. A przynajmniej miałem takie podejrzenia, kiedy dojrzałem na jego policzkach ledwo widoczne rumieńce. Czyżby jednak?
– Na Salazara, prosić o coś Iga… – Wydałem z siebie rozczarowane westchnięcie. Lepiej, żebym jeszcze nie pokazywał niczego po sobie. – Przecież to oczywiste, że ten bałwan jakoś cię zaraz wkręci – dodałem, kręcąc lekko głową. – Wejdźmy do środka, skoro chcesz ze mną gadać. Przynajmniej nikt nie zobaczy mnie z tobą, kiedy jestem w takim stanie. No i będzie mniej prawdopodobne, że się przeziębię i dostanę okropnego kataru.
Nie czekając na jego odpowiedź, wszedłem pierwszy do klasy, siadając na blacie biurka i zakładając nogę na nogę, spojrzałem na niego pytająco.
– Więc? O czym chciałeś…
– Nie mogę! – krzyknął, po raz kolejny nie dając mi szansy dokończyć.
– Nie możesz? Rozmawiać? Czy co? – zapytałem sceptycznie.
– Nie mogę zapomnieć.
Zapomnieć… Na Salazara, on wszystko pamięta! Chociaż oboje mieliśmy tego nie wspominać. Sam chciał, żebyśmy zapomnieli o całej sytuacji. Zresztą równie dobrze mógł wcale nie nawiązywać do tego seansu tylko do… No właśnie do czego? Może do tego, że nie może wyrzucić z pamięci mojego ślizgońskiego ja? Albo miał na myśli nasz flirt przed moim treningiem?
– Och, wierz mi, że jest również wiele rzeczy, o których ja nie mogę zapomnieć – odparłem, wzruszając ramionami. – Chociaż nie wiem, po co mi to mówisz. To jakiś nowy rodzaj psychoterapii? – rzuciłem mu rozbawione spojrzenie
– Zawsze musisz rzucać takimi wrednymi komentarzami? – sapnął zły. Czyżbym go uraził?
– Nie, w gruncie rzeczy rzucam je raz na jakiś czas. Pech sprawia, że cały czas wypada na ciebie… Przykro mi – powiedziałem z udawaną skruchą, chociaż w ogóle nie było mi przykro.
– Pech? Jasne, uważaj, bo uwierzę. Po prostu uwielbiasz mi dokuczać.
Rzucił mi wyzywające spojrzenie. To lubię, Potty! Pokażmy sobie pazurki.
– Z grzeczności dla Cud Chłopca nie zaprzeczę…
– Dzięki ci, o Ślizgoński Książę – sarknął, koślawo imitując dworny ukłon. Arystokrata byłby z niego nędzny.
– Cała przyjemność po mojej stronie – odparłem książęcym tonem. Skoro nadał mi miano księcia, nie mogłem go zawieść. – Jednak wydaje mi się, czy odbiegłeś od ważnego dla ciebie tematu?
– To twoja wina.
– Moja?
– A kogo innego? – Rozejrzał się po pustej klasie. – Tylko ty tu jesteś. W dodatku prowokowałeś mnie do sprzeczki.
– No tak… Nieważne czyja wina, zrzuć ją na Ślizgona, co? Zawsze stosujesz taką linię obrony? – spytałem, uśmiechając się lekko rozbawiony.
– Nie, nie zawsze – zaprzeczył, odpowiadając na mój gest. – Tylko wtedy, kiedy to naprawdę wasza wina… Ale jeszcze bardziej odbiegamy od tematu! – Pfff! I czyja to niby była wina? – Wiesz doskonale, że mówiłem o tym, co się stało podczas naszej… naszego seansu.
Och, czyli jednak miałem rację. W takim razie będę mógł mu się odwdzięczyć za to nasze “zapomnienie”.
– Naszego seansu? Nie wiem, o czym mówisz… – wzruszyłem delikatnie ramionami, kręcąc głową na boki.
– Nie udawaj idioty! – krzyknął zirytowany.
– Przecież sam kazałeś zapomnieć! – syknąłem, odpychając się od biurka i skracając troszkę naszą odległość.
– A ty tak po prostu zrobiłeś to, co chciałem, tak? – zakpił, prychając. – Uważaj, bo w to uwierzę. Zresztą nie wmówisz mi, że potrafisz o czymkolwiek zapomnieć tylko dlatego, że chcesz.
– Cóż… – udałem, że się zastanawiam przez moment. – Biorąc pod uwagę to, że zaraz po wyjściu zażyłem eliksir na zniwelowanie działań alkoholu, wraz z procentami uciekło mi też kilka ostatnich minut, więc chyba tak. Mogłem zapomnieć, co się stało – spojrzałem na niego z powagą.
Przez twarz Gryfiaka przeszedł cień, kiedy dotarło do niego, że nie pamiętam. Czasami naprawdę cieszyłem się, że głupek był słaby z eliksirów i nie znał właściwości większości z nich. Zwłaszcza, że przerabialiśmy to na lekcjach z Sevem w zeszłym roku. No i przecież sam go zażywał. Ig następnego dnia mi przekazał, że Potty był naprawdę wdzięczny za to “cudo”.
Spojrzałem jeszcze raz na jego twarz. Potter wyglądał na naprawdę zdołowanego. Co w sumie było dość śmieszne. Bo gdyby bardziej przykładał się do nauki albo przypomniał sobie o pomocy mojego brata, to nie byłoby teraz takiej sytuacji. No i w sumie nie miałbym z tego zabawy.
Zaśmiałem się cicho, ściągając na siebie jego zranione spojrzenie, przez co tylko bardziej zachciało mi się śmiać.
– Na Salazara! Twoja mina jest przekomiczna! – wyznałem rozbawiony. Nie spoważniałem, nawet kiedy zobaczyłem, jak jego oczy zaczęła wypełniać złość. – Ciekawy jestem, co się stało, skoro jesteś teraz tak bardzo zawiedziony. Obiecałem ci coś?
– Skoro nie pamiętasz, to już twoja sprawa. Najwidoczniej nic to dla ciebie nie znaczyło, skoro tak łatwo wyparłeś to ze wspomnień – warknął, po czym odwrócił się ku drzwiom z zamiarem wyjścia. Tak szybko się poddajesz, Harry?
Ja ci na to nie pozwolę!
Nim zdążył chociaż wyciągnąć rękę w stronę klamki, doskoczyłem do niego w paru krokach i pchnąłem na drzwi, dociskając go do nich swoim ciałem.
– A może coś zrobiłem? – spytałem niewinnie z ustami przy jego małżowinie. Przez chwilę miałem ochotę złapać ją w zęby. Na szczęście w ostatnim momencie się powstrzymałem. – Nie pomyślałeś o tym, by odświeżyć mi pamięć? Jestem pewien, że to by mi bardzo pomogło.
W końcu jednak dałem (częściowo) za wygraną i przejechałem delikatnie językiem po jego uchu.
– Co ty…?! – sapnął słabym głosem, poddając mi się dobrowolnie i pozwalając na dalsze zabiegi. Objąłem wargami górną część małżowiny, zasysając się na niej leniwie.
W tym czasie, brunet zaczął się kręcić, wyciągając rękę za siebie i po wymacaniu mojego ramienia, złapał za nie, starając się odsunąć mnie od siebie. Z początku nie chciałem ma na to pozwolić. Ostatecznie jednak poddałem się, odsuwając się na jakieś dwa, trzy kroki.
Mimo wszystko byłem zadowolony z takiej sytuacji. W końcu przecież mogłem zobaczyć u niego ten lekko wygłodniały i proszący wzrok.
– Och, czyżby to było twoim celem? – spytałem, palcami dotykając swoich warg, jednocześnie patrząc na niego z rozbawieniem. Uśmiechnąłem się widząc jak Potty – najwidoczniej nieświadomie – koniuszkiem języka zwilżył szybko swoje usta. Byłem już pewny, że moje słowa podziałały na niego tak jak planowałem. – Wiesz, ja się nigdzie nie wybieram…
Nie musiałem nawet czekać na jego odpowiedź. Brunet natychmiast przysunął się do mnie tak blisko, że praktycznie stykaliśmy się nosami i pocałował mnie z pasją.
Rozciągnąłem wargi w lekkim uśmiechu, kładąc dłonie na jego biodrach i władczo przyciągając je do siebie. Chciałem czuć jego bliskość. Ciepło jego ciała emitowane nawet przez materiał ubrań, które miał na sobie. Miałem ochotę na więcej!
Dlatego postanowiłem pogłębić nasze doznanie, rozchylając wargi. Potty od razu ochoczo skorzystał z mojej zachęty. Jego język znalazł się w mojej buzi, odnajdując mój własny i wplątując go w zażarty i namiętny taniec.

4 komentarze:

  1. Wybaczcie, że nie pisałam komentarzy, miałam trochę problemów ^^ . Jednak wracam z komentarzem :P
    Aww kocham Draco, jest taki taki trochę sadystyczny względem Pottera :D No i Galena uwielbiam tego smoka jest cudowny. Z jednej strony cieszę się że Draco zrozumiał, że Haruse to nie to czego potrzebuje jednak z drugiej trochę żal mi japończyka.W końcu rozkręca się akcja z Harrym no i pozostaje ta zagadka, jestem ciekawa kto ją napisał i czy Draco pójdzie na spotkanie. Ahhh tyle pytań a tak mało odpowiedzi. No nic wróciłam i czekam na kolejne rozdziały, oby bez takich długich przerw :P
    Dużo weny, czasu i ochoty!
    Cotoya

    OdpowiedzUsuń
  2. Warto było czekać. Rozdział naprawdę super. Dużo akcji, przemyśleń i jeszcze więcej zagadek do odkrycia. Aż nie mogę doczekać się następnego... :)
    Pozdrawiam F :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak powiedział F warto było czekać. Wreszcie rozwija się akcja między Harrym i Draco :). Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału.
    Pozdrawiam Mada

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej,
    no, no pięknie, Draco nie potrafił zapomnieć, i te myśli, końcówka boska, intryga Iga o tak, o tak...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń