niedziela, 20 lipca 2014

Rozdział 46 - Harry

Po pierwsze, dziękujemy za komentarze i pytania na asku! Tak miło się to wszystko czyta <3
Po drugie - wiwat! mój (Saneko) rozdział pojawiający się w niedzielę... Choć jeszcze niezbetowany, ale ważne że jest (tak myślę >.>)
Po trzecie - enjoy! :D

21.07 EDIT: Już zbetowany.


~*~*~*~
Po powrocie do pokoju wspólnego z nieudanej nauki magii bezróżdżkowej, Igniss gdzieś się zmył, a nasza trójka rozsiadła się w rogu. Pozostało jeszcze sporo czasu do ciszy nocnej, więc postanowiliśmy wykorzystać go do wyjaśnienia sobie paru spraw. W pierwszej kolejności powtórzyłem Ronowi moją rozmowę z Hermioną odnośnie animagii.
– Naprawdę zaskoczyłaś mnie swoją reakcją – rzuciłem w stronę Herm, kiedy skończyłem relacjonowanie. – Nie spodziewałem się, że przyjmiesz to tak… hmm spokojnie. Bo wiesz, zazwyczaj jesteś dość gwałtowna, czy to kiedy się złościsz, czy cieszysz.
– Wiesz, Harry, ja też nie mam ci za złe, że ćwiczysz animagię. Po prostu chodzi o to, że po raz kolejny wykluczyłeś nas ze swoich planów. No i wiesz, sam też chętnie nauczyłbym się zmieniać w zwierzę – dodał, szturchając mnie zaczepnie łokciem w bok. Uśmiechnąłem się do niego lekko, jednocześnie myśląc, że gdyby usłyszeli go George albo Fred, z pewnością nie obyłoby się bez komentarza w stylu: „Ależ, Roniaczku, przecież ty już jesteś jak uosobienie fauny. Jesz jak świnia, chrapiesz jak niedźwiedź albo raczej smok z zatkanym nosem, a w tańcu przypominasz łabędzia z przetrąconym skrzydłem i kulawą nogą”. Wolałem jednak nie dzielić się tą myślą z przyjacielem.
– Nie twierdzimy, oczywiście, że musisz nas wtajemniczać we wszystkie swoje przedsięwzięcia – zapewniła szybko Hermiona – ale takie no wiesz istotniejsze, w których moglibyśmy cię wesprzeć i…
– Odsuwasz się od nas. Więc chcemy cię złapać, póki jeszcze nie jest za późno. Gdybyś od początku powiedział nam, że chcesz ćwiczyć animagię, jak zawsze, stanęlibyśmy na głowie, żeby ci pomóc. No i spędzalibyśmy ze sobą więcej czasu…
Zrobiło mi się przykro, gdy przypomniałem sobie, jak Ron wyznał, że brakuje mu mojego towarzystwa. Bywam czasem… często taki egocentryczny…
– Wiem, Ron, i przepraszam, ale naprawdę chciałem być wtedy sam. Jednak teraz już mi lepiej, więc możemy pouczyć się razem. Wiesz, w sumie dużo nie straciliście, w końcu i tak większość tej „nauki” spędziłem, drzemiąc – rzuciłem żartobliwie, mając nadzieję, że poprawię tą uwagą humor Rona. Poskutkowało.
– Jeśli to naprawdę wygląda jak lekcje wróżbiarstwa, to wcale ci się nie dziwię. – Wyszczerzył się do mnie. – I wiesz, jeśli kiedykolwiek znów będziesz potrzebował chwili dla siebie, chciałbyś pobyć sam – po prostu powiedz.
– Właśnie. Zrozumiemy. W końcu znamy się nie od dziś.
– A skoro już przy tym jesteśmy… Ostatnio nie tylko Harry miał tajemnice. Czemu nic nie wiem o tym, że zerwałaś z Ginny?! – Ron zwrócił się naburmuszony do Hermiony.
– Nie przypuszczałam, że muszę to mówić. W końcu raczej rzuca się w oczy, że nie trzymamy się już razem. Ginny teraz woli towarzystwo swoich koleżanek z klasy…
– Byłem pewny, że po prostu przechodzicie jakiś kryzys albo coś, a nie że to już definitywny koniec! Założę się, że Harry’emu powiedziałaś. – Wskazał na mnie oskarżycielsko, a ja wbiłem pełne winy spojrzenie we własne buty. – Świetnie! Dziękuję wam bardzo, przyjaciele!
Nieco zaczerwieniony ze złości skrzyżował ręce na piersi i zrobił obrażoną minę.
– Ron, daj spokój, proszę cię. To nie tak, że chciałam to przed tobą ukryć. Po prostu uznałam, że to oczywiste… Dobrze, przepraszam – dodała, gdy nie doczekała się z jego strony żadnej reakcji.
Ron jeszcze przez chwilę się boczył, aż wreszcie poprosił ją, by przejrzała jego referat na zielarstwo, co z pewnością miało oznaczać, że postanowił jej jednak wybaczyć. Herm rzuciła mi przelotne spojrzenie i już wiedziałem, że ona też odetchnęła w duchu z ulgą. W końcu Ron czasem potrafi być naprawdę uparty i długo obstawać przy swoim, nawet jeśli się myli.
~*~
W sobotę bliźniacy byli na ustach wielu osób podążających razem z nami do Hogsmeade. Najwidoczniej Fred i George nie tylko nas poinformowali o swoim przyjeździe. Wielu uczniów na głos zastanawiało się lub wymieniało, w co się u nich zaopatrzą. Ja wciąż miałem kilka drobiazgów, które udało mi się kupić podczas wakacji. Jakoś nie było kiedy skorzystać ani z Krwotoczków, ani z Karmelków Gorączkowych, ani z zaklęcia snu na jawie… W sumie mógłbym kiedyś wykorzystać to ostatnie na historii magii. W końcu i tak przysypiam na tej lekcji, więc mogę równie dobrze zapewnić sobie porządną godzinną drzemkę.
– Widzę, że twoi bracia, Ron, wzbudzają niemałą sensację – zagaił Ig, obserwując grupkę dziewczyn trajkoczących z podekscytowaniem.
– Odnoszę wrażenie, że w szkole dorównują popularnością Harry’emu. – Mina Rona wyraźnie mówiła, że nie pojmuje, o co wszyscy robią tyle szumu. Choć przecież sam nie tak dawno przyznał, że brakuje mu tej dwójki w szkole. – Chyba tylko tegoroczni pierwszoklasiści nie kojarzą, kim są. A to i tak pewnie jedynie ci, którzy pochodzą z niemagicznych rodzin albo nie mają w Hogwarcie starszego rodzeństwa.
– Cóż, ja mam tutaj starszego stażem kuzyna i nigdy nie miałem okazji o nich usłyszeć – odparł, pokazując mu język.
– Bo twoim kuzynem jest Fretka… – Ron wywrócił oczami. – Nie słyszałem, by kiedykolwiek coś od nich kupił. Nie przepada za moją rodziną – rzucił z przekąsem.
– Nie przepada to mało powiedziane – mruknęła Hermiona.
– Z tego co zdążyłem zauważyć, to Weasleyowie i Malfoyowie ogólnie za sobą nie przepadają. Nie chodzi tu tylko o Malfo… Draco. – Ig spojrzał na mnie z mieszaniną zainteresowania i rozbawienia. Poczułem narastające zażenowanie, gdy z ruchu jego warg wyczytałem, jak powtarza za mną jego imię. – Przecież musiałem jakoś sprecyzować, o którego Malfoya mi chodzi! – syknąłem tak, by tyko Ig mnie usłyszał. Ron i Hermiona najwyraźniej nie zwrócili na ten szczegół uwagi. Tylko Igniss jest w takich sprawach wyczulony…
– Ja nic nie mówię – odparł z miną niewiniątka.
– O czym tam szepczecie? – Herm, spojrzała na nas zaciekawiona.
– No bo Harry jest niewyżyty i chce mnie porwać!
– CO?! Nieprawda! – zaprzeczyłem gwałtownie. – Nie słuchaj go Hermiono.
– Jak to nie!? A kto mi przed chwilą wyznawał, że rajcują go dziewice!? – Ig objął Hermi, szukając u niej ratunku, gdy przymierzałem się, żeby go trzepnąć. Nie mocno, rzecz jasna.
Właśnie wchodziliśmy na teren wioski i kilka osób zerknęło ku nam, między innymi trajkoczące wcześniej dziewczyny, które teraz patrzyły na mnie z oburzeniem lub z rumieńcem. Sam też poczułem, że ze wstydu robi mi się gorąco w twarz. Czy Ig zawsze musi rzucać takimi tekstami…?
– No, proszę! Dobrze, że postanowiliśmy spotkać się najpierw z wami.
– Nie darowalibyśmy sobie, gdyby ominęła nas taka…
– …gorąca nowina! – zakończyli w dwugłosie Fred i George, tradycyjnie stając po moich bokach i obejmując mnie przyjacielsko ramionami.
– Nie ma żadnej nowiny – prychnąłem, choć już po chwili moje usta rozciągały się w szczerym uśmiechu. – Dobrze was widzieć!
– Taaak.
– Ciebie też…
– …dobrze widzieć, Harry. – Uśmiech zniknął. Nie spodobał mi się sposób, w jaki zaakcentowali moje imię… Ani w jaki ich do tej pory luźno spoczywające na moich barkach ręce zgięły się, tworząc swoistą pętlę na mojej szyi.
– Emm… Fred? George? – spytałem niepewnie, nie bardzo wiedząc, czego się teraz po nich spodziewać.
– Masz szczęście, że nam się spieszy – oznajmił chyba-George, tak cicho, by inni nie usłyszeli.
– I że tyle tu ludzi, a my nie lubimy odstawiać tego typu scen przed publiką…
– …ale możesz być pewny, że jeszcze się z tobą policzymy.
– Ale o czym wy…?
– Wakacje – rzucili jedynie, po czym puścili mnie, by jak gdyby nigdy nic entuzjastycznie przywitać się z Ronem, Hermioną i Ginny, która właśnie dogoniła nas ze swoimi koleżankami. Przez chwilę skołowany zastanawiałem się, o co mogło im chodzić, gdy nagle mnie oświeciło – ucieczka. Z pewnością chcieli osobiście powiedzieć mi, jakim byłem idiotą, skoro nie mieli ku temu okazji na peronie. Ech, a już myślałem, że mam to wszystko za sobą…
– Fred, George, poznajcie Ignissa Blacka – usłyszałem głos Hermiony. No tak, przecież mieliśmy ich zapoznać… Dobrze, że jedna Herm ma głowę na karku.
– Mówcie mi Iggy, Blackie, Szef wszystkich szefów… Jak wam wygodnie. – Igniss wyszczerzył się pogodnie, wystawiając w ich stronę rękę.
– Szef wszystkich szefów? Nie powiem, oryginalnie. – Jeden z bliźniaków, Fred chyba, odwzajemnił uśmiech, ściskając wyciągniętą dłoń. – Jestem George. Po prostu George. – …Nic nie mówiłem…
– Choć sporo osób mówi mu też Fred. U mnie z kolei jest na odwrót. – Fred również wymienił z Igiem uścisk dłoni.
– Więc jakbyś się pomylił, to się nie przejmuj.
– Reagujemy na oba imiona – dokończyli razem.
– Skoro zachowujecie się jak jedna osoba, to nie ma się co dziwić, że ludzie się mylą – stwierdził z nonszalancją Ron, patrząc tęsknie w stronę Trzech Mioteł. Mżyło i było dość chłodno, więc wcale mu się nie dziwiłem. – Może zamiast tu sterczeć i bezsensownie moknąć, pójdziemy usiąść i czegoś się napić?
– Chodźmy na piwo kremowe – przytaknęła Hermiona, pocierając najwyraźniej zmarznięte dłonie.
– Dobra, a gdzie jest najbliższy pub? – spytał Ig ciekawsko.
– Nie mów, że jeszcze nie byłeś w Hogsmeade? – George spojrzał zdziwiony na Iga. – Rozumiem, gdyby to było pierwsze wyjście w tym roku…
– …ale już od dobrego miesiąca je organizują. Więc nawet jeśli to twój…
– …pierwszy rok w Hogwarcie, powinieneś już tu choć raz być. Co ty robiłeś…
– …przez te wszystkie soboty?
– Emm… żartowałem z Harry’ego, podbierałem eliksiry z prywatnych zbiorów profesora Snape’a, zakradałem się do domu Ślizgonów. Och, i korzystałem z uprawnień do działu ksiąg zakazanych.
– Przynajmniej nie zmarnowałeś ich na zwyczajną naukę… Nie patrz tak na mnie, Hermiono. Ileż można wkuwać? Trzeba się też bawić!
– Wam to akurat tylko zabawa w głowach…
– Mówisz jak nasza mama. A przecież każdy wie, że czasem trzeba w końcu odpocząć. Ale wracając do sedna, przyznam, że…
– …zaciekawiłeś nas. Uprawnienia do korzystania z zakazanego działu?
– Okradanie Snape’a? Zakradanie się do lochów?
– To brzmi jak zapowiedź dobrej zabawy – dokończyli jednocześnie, szczerząc się wariacko.
– Ale czy po tych wszystkich razach…
– …kiedy ktoś podbierał staremu Nietoperzowi ingrediencje..,
– …nie założył sobie jakichś super-wypasionych zabezpieczeń nie do złamania?
– Które w dodatku pozbawiałyby złodziejaszka kończyn czy coś w tym stylu? – dopowiedział George niby-żartem.
– W sumie to nie było takie trudne, gdy jedna osoba wyjawiła mi hasło do jego prywatnych kwater. – Wzruszył lekko ramionami, gdy wchodziliśmy do dość zatłoczonego wnętrza Trzech Mioteł. Z ulgą dostrzegłem wolne miejsca, ku którym od razu ruszyliśmy. W międzyczasie Ginny odeszła do innego stolika, gdzie czekały na nią koleżanki, a Hermiona zgarnęła Rona do pomocy w przyniesieniu dla całej naszej szóstki kremowych piw.
– Niech zgadnę…
– …kuzyn?
– Pudło. – Uśmiechnął się zadowolony. – To była laska.
– Drugi prefekt Ślizgonów?
– Z tego co wiem, Will jest facetem. Widziałem dowody. – Udał, że się wzdryga. – Parokrotnie.
– Ach, no fakt, zapomniałem o gościu… Czekaj, w takim razie jaka dziewczyna zna hasło…
– …do kwater Snape’a? – Cała nasza trójka spojrzała w szoku na Iga.
– Sorki, ale nie mogę zdradzić dziewczyny, bo pozbawi mnie ptaszka, a z jajek zrobi jakąś pornozabawkę… albo coś jeszcze gorszego.– Bliźniacy parsknęli rozbawieni. – A wiecie, nie chcę w tak młodym wieku być bez mojego małego kolegi.
– Z pewnością, a my nie chcemy być tymi…
– …którzy cię go pozbawią – stwierdził poważnie George.
– W takim razie, może powiesz nam w zamian…
– W jakich okolicznościach upewniłeś się co do…
– …płci Richardsona? – Fred poruszył sugestywnie brwiami. Czy wszystko co dziwne, niebezpieczne lub zawierające podteksty musi przyciągać uwagę tych dwóch? Pokręciłem lekko głową, uśmiechając się kącikiem ust. Pod tym względem oni i Igniss świetnie do siebie pasują… W sumie także pod względem zamiłowania do wygłupów i dokuczania innym. Całe szczęście, że Ig pojawił się już po odejściu ze szkoły tych dwóch, bo trzeba by było poważnie zacząć się martwić o zdrowie psychiczne i bezpieczeństwo Gryfonów…
– Nie chcę tego wspominać – szepnął, pociągając nosem i przytulając się do mojego ramienia. – To było straszne…
– Okej, wybacz. Nie musisz o tym mówić – zapewnił szybko Fred, zmieszany reakcją Iga. W tym samym czasie, George z gniewną miną spytał:
– Zrobił ci coś?
Bliźniacy może i byli żartownisiami, często dokuczali innym i robili szalone i ryzykowne rzeczy, ale jednocześnie potrafili być troskliwi. No i przede wszystkim byli Gryfonami. A my zawsze stajemy murem za przyjaciółmi, gdy są w potrzebie i nie wahamy się przed walką w ich obronie. Tym razem jednak starałem się zbytnio nie przejmować odpowiedzią przyjaciela. Ig nigdy wcześniej o tym nie wspominał, więc miałem podejrzenia, że po prostu się wygłupia… Często próbował w ten sposób wkręcić ludzi. I na ich nieszczęście był piekielnie dobrym aktorem.
– Ig daj spokój, oni serio się zmartwili. – Wolną ręką szturchnąłem go w głowę.
– Co tym razem się stało? – zapytała Hermiona, stawiając przede mną i Igiem po kremowym piwie. Ron zrobił to samo dla bliźniaków i oboje zajęli miejsca przy stoliku z własnymi kuflami w dłoniach.
– Co zrobiliście Ignissowi? – W pierwszej chwili zaskoczyło mnie pytanie Rona, ale po chwili stwierdziłem, że najwyraźniej uprzedzenie wobec psotnej natury bliźniaków przewyższa resztki niechęci, które Ron przejawiał względem Iga. Smuci mnie, że wciąż nie jest w stanie całkowicie go zaakceptować. Niby mówi, że się stara, ale ciągle zdarza mi się uchwycić jego nieprzyjazne czy podejrzliwe spojrzenie, które rzuca brunetowi. Nie będę się już jednak więcej wtrącał. Nie mogę go w końcu zmusić, by polubił Ignissa.
– Nic mu nie zrobiliśmy! Po prostu rozmawialiśmy… – Ron posłał im bardzo sceptyczne spojrzenie.
– Koniec świata! Własny brat nam nie wierzy…!
– Georggy, zawiedliśmy jako bracia…
– Masz rację, Freddy… – Bliźniacy w nadludzkiej synchronizacji jednocześnie pociągnęli nosami i pięściami potarli oczy, jakby ocierali łzy.
Ig roześmiał się, odczepiając się wreszcie ode mnie i patrząc na nich z szerokim uśmiechem.
– Ronny, nic mi nie jest – zapewnił. – Po prostu wspominałem dzikie orgie u Ślizgonów – wytknął mu język.
– Uczestniczyłeś w legendarnych ślizgońskich orgiach?! – sapnęli z mieszaniną zaskoczenia i podziwu. Po ich “smutku” nie było ani śladu.
– Próbowaliśmy się kiedyś na jedną wkręcić…
– …ale ostatecznie zrezygnowaliśmy na rzecz gryfońskiej imprezy.
– Po prostu nikt was nie chciał tam wpuścić, więc wściekli jak szpiczak po wypiciu mleka wróciliście na górę, ogłaszając, że organizujecie imprezę do białego rana – przypomniał im Ron, a Ig parsknął rozbawiony.
– A jak ktoś zapytał, z jakiej to okazji, to stwierdzili, że będziemy świętować po kolei urodziny każdego Gryfona. Nieważne, kiedy je ma – dodała wesoło Hermiona. – Nie powiem, to było całkiem miłe. No i zabawa była przednia.
– Nie chcę wam psuć marzeń, ale ja tam tylko robiłem za fotografa i przyzwoitkę.
– Przyzwoitkę? Czyli jednak nie wszyscy Ślizgoni tak chętnie się dają ponieść klimatowi? Kto by pomyślał… – mruknął George.
– No cóż, nawet wśród nich zdarzają się tacy, co nie lubią bzykać się z byle kim.
– Racja… W końcu niepohamowane libido nie jest jednym z typowych przymiotów Ślizgonów.
– Chyba, że o czymś nie wiemy…
– Właśnie. Ale gdyby tak w rzeczywistości było, to skład domów nieco by się różnił. Możliwe nawet…
– …że część Gryfonów musiałaby się przeprowadzić do lochów. Taki Syriusz na przykład…
– …albo Charlie, nasz brat – uściślił George.
– Taki sam Casanova jak staruszek? Ciekawie.
– Prawie. Mimo wszystko ciężko przebić Syriusza, przynajmniej z tego co słyszeliśmy…
– A teraz nawet nie ma jak go o to zapytać… – mruknąłem, nim zdołałem się ugryźć w język. Zapanowała nieprzyjemna cisza, którą na szczęście szybko przerwał Ig.
– Tej, a tak w ogóle to czym dokładnie się zajmujecie. Harry wspominał coś o sklepie, ale nie zagłębiał się w szczegóły.
– Zajmujemy się sprzedażą marzeń…! – zaczął teatralne Fred.
– …i wolności! Mamy w swojej ofercie także szczęście i lekarstwo…
– …na złamane serce. Handlujemy też rozrywką w różnej formie.
– Brzmi dosyć ciekawie. A macie coś na hmmm… zrobienie jakiegoś żartu wokaliście? Wysłałbym coś najnowszemu przyjacielowi mojej paczki.
– Wokaliście powiadasz…? – powtórzył w zamyśleniu Fred i spojrzeli na siebie z Georgem. Patrzyli tak przez chwilę w skupieniu, jakby ten drugi miał na twarzy wypisaną listę ich produktów. – Ropuszcola?
– W sumie mogłaby być… Myślałem też o Kocich Landrynkach.
– Ale to jeszcze nie jest ukończone… Och! No przecież! A może Gęsiryk?
– Jak to działa? Mam na myśli landrynki. – spytał zaciekawiony. – Bo wiecie, nie pogniewam się jak zrobicie z niego szczura laboratoryjnego.
– Docelowo ma powodować wyrośnięcie kocich uszu i wąsów, może także ogona i pazurów. Przy tym osoba zachowywałaby się w miarę normalnie, jednak każdą wypowiedź kończyła niekontrolowanym miauknięciem… Jednak jak na razie zażycie skutkuje obrośnięciem twarzy w futerko, ucho w najlepszym wypadku wyrasta jedno i to strasznie wielkie, ogona brak, za to pojawia się chęć do wylizywania się… Którą naprawdę ciężko kontrolować. No i efekt zamiast po czterech godzinach mija po trzech dniach…
– Trzech dniach? Po tygodniu wciąż musiałem cię powstrzymywać przed “kocią toaletą”… – przypomniał bratu Fred w rozbawieniu unosząc lekko jedną brew.
– Och, to chyba jednak lepiej nie – mruknął rozbawiony. – Chłopak chodzi do mugolskiej szkoły. Mógłby na zawał paść.
– Bardzo możliwe – Herm włączyła się do rozmowy. – Zresztą nie można stosować magicznych psikusów na mugolach. To mimo wszystko rodzaj czarów.
– Oj tam, oj tam… Ja chcę tylko postraszyć przyjaciół, że mogę im dokuczać na odległość.
– W takim razie proponuję Gęsiryk!
– Jedna draża Gęsiryku i narobisz sporo… krzyku – dokończył powoli George z niezadowoloną miną. – Nie, to naprawdę brzmi idiotycznie, Fred. Musimy wymyślić temu jakiś inny slogan, bo aż wstyd do ludzi z czymś takim wyjść.
– Chyba masz rację. Dobra, młodzieży! A teraz wybaczcie, ale my się już zmywamy, bo klientela wzywa. – Wskazał skinieniem głowy na grupkę uczniów przy jednym ze stolików, którzy wpatrywali się w nich wyczekująco. – To jak, Ig, chcesz ten Gęsiryk?
– A jak on dokładnie działa?
– Jak sama nazwa wskazuje – kto go zażyje, będzie ryczał jak gęś…
– …znaczy gęgał – poprawił brata Fred. – Gęsi nie ryczą.
– Przecież w nazwie jest “ryk”, więc nie mogłem powiedzieć “jak wskazuje nazwa – kto go zażyje, będzie gęgał”. Przecież to by nie miało sensu – upierał się George, dopijając na szybkiego swoje piwo kremowe.
– Miałoby już więcej sensu niż rycząca gęś…
– Sam wymyśliłeś tę nazwę – prychnął, wywracając oczami – więc się teraz nie czepiaj.
– Dobra, nieważne. To jak będzie, Szefie wszystkich szefów? – ponowił pytanie Fred, puszczając Ignissowi oczko.
– Myślę, że…
– Jednak zrezygnuje, w końcu nie użyje magicznych psikusów na mugolach, prawda? – Hermiona spojrzała znacząco na obu chłopaków.
– Nie mogę? Hermi-mamo? – Ig spojrzał na dziewczynę wzrokiem zbitego bez powodu szczeniaczka. – Przecież nie mam zamiaru ich zabić, tylko troszkę podokuczać im parę dni przed koncertem. No i oni wiedzą, że jestem magiczny. Co prawda, wokal nie wie, ale to będzie dobry sposób, by się dowiedział. Przecież w inny sposób może nie uwierzyć.
– To zbyt niebezpieczne. Zarówno ze względu na tego chłopaka, jak i na ciebie. To są czary. A twoi znajomi są niemagiczni, w dodatku nie są ani twoją rodziną ani opiekunami. Zresztą, nawet gdyby byli, to i tak użycie w ich obecności magii przez nieletniego jest przestępstwem.
– Hermiono, daj spokój…
– …to tylko psikus. Serio myślisz, że ministerstwo będzie sobie zawracało głowę taką drobnostką….
– …kiedy na głowie mają wojnę z Gadem?
– No właśnie – przytaknął im Ig. – Hermi-mamo posłuchaj starszych kolegów. Dobrze gadają.
– Poza tym – ciągnął Fred – Iga nie będzie tam osobiście. Wyślesz im to pocztą, no nie? – Ig gwałtownie pokiwał głową.
– No widzisz. Nie będą mieli jak powiązać tego z Ignissem. Co innego…
– …gdyby użył przy nich różdżki. Mogliby ją wtedy sprawdzić…
– …i tym samym zdobyliby dowód. A tak? Proszę cię, spalą list i po sprawie!
Hermiona wyglądała na osaczoną. Milczała przez chwilę, wpatrując się w swój kufel i najwyraźniej rozważając argumenty chłopaków. Bliźniacy, korzystając z jej nieuwagi, puścili Igowi oczko i uśmiechnęli się zwycięsko.
– Ciężko mi to przyznać, ale wasze argumenty brzmią przekonująco. To zupełnie co innego, niż na przykład gdy Harry wyczarował patronusa przy swoim kuzynie… No dobrze, róbcie co chcecie – zarządziła z westchnieniem. Chyba wciąż niezbyt podobał jej się ten pomysł, ale chłopacy już się nią nie przejmowali.
– Yatta! – Ucieszył się Igniss, uwieszając się na mojej szyi. – Widzisz, Harry? Każdego da się przekonać do swoich racji… Skoro udało mi się przekonać Hermi-mamę, to cały świat będzie na moje skinienie. A jutro zacznę od Ślizgonów! Genialnie.
– Ty ją przekonałeś…? – spojrzałem na niego z lekką drwiną. – Dla mnie to wyglądało, jakby Fred i George ją zagadali.
– Oj tam, czepiasz się szczegółów. – Uszczypnął mój policzek.
– Ej! – sapnąłem zaskoczony, dotykając twarzy.
– To był efekt pracy zespołowej, ale niewątpliwie ja wiodłem prym – kontynuował dalej, nie zwracając uwagi na moją reakcję.
– Aha, z pewnością – mruknąłem rozbawiony.
– Nie chcemy wam przerywać tych amorów…
– …ale poważnie wzywają nas interesy.
– Ależ nie przeszkadzacie – zaszczebiotał wesoło Igniss, opierając głowę na moim ramieniu. – Mi i Harry’emu nic jest w stanie przeszkodzić. Nasza więź jest zbyt silna – pokazał im język.
– Nie słuchajcie tego idioty, coś sobie ubzdurał, biedaczek – westchnąłem z udawanym współczuciem.
– H-harry… J-jak możesz? Wieczorami zapraszasz mnie do siebie, a teraz udajesz, że nasze wspólne noce nie mają miejsca? – spojrzał na mnie zszokowany i zraniony. – Jesteś bez serca!
– Proszę, proszę. Nie ma nas raptem dwa miesiące, a tu już takie zmiany! No nie, George?
– Prawda, Fred. Jak te dzieci szybko dorastają! – George wziął serwetkę ze stołu i w parodii pani Weasley otarł nieistniejącą łzę. – Dobra! Ale wracając jeszcze na chwilę do interesów…
– Chcesz ten Gęsiryk, Ig? Bo w razie co mam go przy sobie.
– Oczywiście, że tak. I dajcie mi coś jeszcze na ukaranie tego bezdusznego czegoś. – Wskazał na mnie ręką, odsuwając się na drugi koniec kanapy.
– Nie zgadzam się! Nie dawajcie mu nic więcej! – zaprotestowałem gwałtownie.
– Wybacz, Harry, ale…
– …klient nasz pan! – zawołali chórem, z nieco przerażającymi – jak dla mnie – uśmiechami, które z pewnością zapowiadały kłopoty. Fred i George wstali i odciągnęli na bok Iga, żeby ubić z nim targu. Już się zaczynałem o siebie bać…
Kilka minut później odmachaliśmy wychodzącym bliźniakom, a ja co chwilę z niepokojem zerkałem ku dziwnie spokojnemu Ignissowi. Chłopak odzywał się jedynie do Rona i Hermiony, wyraźnie mnie ignorując. Na szczęście udało mi się go udobruchać, nim jeszcze wróciliśmy z Hogsmeade.
Tego dnia nie spotkaliśmy się już więcej z bliźniakami, co przyjąłem z pewną ulgą. Mam bowiem pewne obawy przed karą, jaką przygotowali dla mnie za ucieczkę od Dursleyów. Teraz z dużo mniejszym entuzjazmem wyczekiwałem naszego kolejnego spotkania.
~*~
Tuż przed zakrętem przystanąłem na chwilę, starając się uspokoić szalejące serce. Przecież to nic takiego! Po prostu obejrzymy razem film. Jako znajomi. Będzie tak samo jak z Ronem i Hermioną. On sam nazywa to seansem-nie-randką. Bo to nie jest…
Przed oczami stanęła mi nasza poniedziałkowa rozmowa i poczułem, że się rumienię. My NIE FLIRTOWALIŚMY!
A może…?
Potrząsnąłem głową, by odegnać głupie myśli. Odczekałem chwilę, by moja twarz wróciła do swojego naturalnego koloru, i siląc się na spokojny krok, wyszedłem zza rogu. Podpierał ścianę, uśmiechając się do mnie. Również uniosłem lekko kąciki ust. Obserwowałem jak chwyta leżący u jego nóg plecak i zarzuca go delikatnie na ramię. Nie mogąc się powstrzymać, zlustrowałem go od stóp do głów. Ubrania – z pewnością uszyte na miarę przez tego bałwana Bennetta – wisiały na nim zdecydowanie luźniej niż powinny. Ale, o dziwo, nie odniosłem wrażenia, jakbym mógł go uszkodzić mocniejszym dotykiem… Stop. O czym ja, do cholery, myślę…
~*~
Spojrzałem na niego z ukosa. Malfoy porównujący się do kurczaka! Ciekawe jakby wyglądał jako kura…? Wyobraziłem sobie, że z piórami, dziobem i tym charakterystycznym grzebieniem grzebie w ziemi w poszukiwaniu ziaren i po prostu nie byłem w stanie powstrzymać dzikiego chichotu.
Kura z twarzą Malfoya!
Zdecydowanie zapowiada się ciekawy wieczór, pomyślałem zadowolony.
~*~
“Pokój, który sprosta wymaganiom arystokratycznego tyłka Malfoya”, “pokój, który sprosta wymaganiom arystokratycznego tyłka Malfoya”, “pokój, który…” – myślałem, krążąc pod znajomą ścianą. A później z satysfakcją obserwowałem zaskoczenie na jego twarzy. I co na to powiesz, hę?
Lecz kiedy otworzył drzwi, w napięciu oczekiwałem jego reakcji. Chciałem, żeby był zadowolony. Nie spodziewałem się jednak, że znajdziemy się w jego salonie! Po głowie zaczęła mi krążyć myśl o pewnym pomieszczeniu, które z pewnością znajdowało się obok oryginału z lochów, ale stanowczo ją odegnałem. Myślę dziś o samych głupotach…
~*~
Ten wredny, arogancki, zadufany w sobie, wkurzający… Ja niby nie umiem pić?!
No… dobra, nie umiem. Ale z pewnością mu się do tego nie przyznam! Co to to nie! Nie będę od niego gorszy!
~*~
Oglądanie filmów z Malfoyem z pewnością nie należy do nudnych zajęć. Te jego komentarze!
I tak z horroru zrobiła się komedia… Mimo to – a może właśnie dlatego – naprawdę świetnie się bawię. Czuję się tak swobodnie… I czuję ciepło bijące od ciała Malfoya. Ilekroć widzę, jak się uśmiecha, uderza mnie, jaki ma ładny uśmiech… Uśmiechnięty wąż. Gryfoni by mi nie uwierzyli.
Ale nie… Nawet nie chcę, by o tym wiedzieli. Chcę być jedynym, który go takiego widzi.
Zerknąłem w bok i przez chwilę obserwowałem jego profil z zafascynowaniem. Jego mimika zmieniała się co chwilę w odpowiedzi na akcję filmu. Czasem rzucał kpiące komentarze ze swoim typowym uśmieszkiem, innym razem wyglądał na zaciekawionego, by zaraz skrzywić się z niesmakiem lub uśmiechnąć z rozbawieniem. Albo po prostu prychał pogardliwie, jak w tej chwili, i pociągał łyk z butelki. Osuszyliśmy już połowę rumu. Na początku dotrzymywałem kroku Malfoyowi jedynie w imię mojej dumy, ale po trzeciej kolejce spodobało mi się i piłem, bo najzwyczajniej miałem na to ochotę. Alkohol smakował o wiele lepiej w czyimś towarzystwie. Zwłaszcza w dobrym towarzystwie. Szczerze, te drwiące komentarze Malfoya są całkiem zabawne. Czemu wcześniej tego nie zauważałem?
~*~

Drugie pół butelki rumu później bawiłem się wręcz wyśmienicie. Zbliżaliśmy się do końca filmu i komentarze Malfoya nabrały na sile i częstotliwości. Usta mu się praktycznie nie zamykały.
A kiedy w ruch poszła whiskey

Gdy Malfoy pochylił się, próbując mi ją odebrać…
Gdy chwycił mnie za kark i pocałował…
Moja głowa opustoszała. Momentalnie rozchyliłem wargi, pragnąc pogłębić ten pocałunek. Nie myślałem kompletnie o niczym. Całym sobą skupiłem się na tych gorących, wilgotnych ustach smakujących mieszanką whisky i rumu. Ochoczo odpowiedziałem na jego zaczepki, machinalnie obejmując go w pasie i przyciągając. Chciałem czuć przy sobie jego gorące ciało. Serce zatłukło się w mojej piersi, a żar rozlał w lędźwiach, gdy Malfoy usiadł na mnie okrakiem. Jak on całował! Co prawda nie mam wielkiego porównania, ale nie zmienia to faktu, że nie chciałem, by kiedykolwiek się odsunął. Niestety w pewnej chwili poczułem jak się wycofuje. Starałem się wykombinować, jak go zatrzymać, ale jego język już zniknął z moich ust i… I wtedy zaczął ssać moją wargę. To było jednocześnie nieco dziwne, ale i podniecające, dlatego mruknąłem aprobująco. Kiedy oparł się o mnie czołem, całym sercem pragnąłem go przytulić. Ale nie byłem pewny, jak by zareagował, więc jedynie zacząłem gładzić go po plecach. Czułem jego gorący oddech na swojej piersi, ciepło jego ciała na swoich biodrach i udach, a także mocne i szybkie bicie serca pod moją dłonią. Przy tych wszystkich doznaniach zwyczajnie nie byłem w stanie stłumić swojego pragnienia, by jeszcze raz zakosztować tych ust.
~*~
Gdy tylko drzwi zamknęły się za Malfoyem, z lekkim wahaniem sięgnąłem do rozporka i skupiając się na wspomnieniu pocałunku, gorącego ciała i jego wciąż wyczuwalnym zapachu zacząłem się pieścić. Z początku powoli, by dokończyć dzieła Malfoya, a gdy już byłem twardy, zatopiłem się w fantazjach bazujących zarówno na moich snach jak i rzeczywistości, poruszając ręką z całą stanowczością. Paręnaście minut później zagryzałem wargę, dochodząc. Otworzyłem oczy i utkwiłem niewidzący wzrok w suficie.
Alkohol… To wszystko wina alkoholu… “Za dużo wypiliśmy”.
Malfoy znów mnie pocałował. A później ja pocałowałem jego.
Alkohol, tak?
A te wszystkie fantazje? A moja erekcja? To też alkohol?
Nie byłem pijany, kiedy śniłem o Malfoyu ani kiedy stałem pół godziny przed lustrem, zanim tu przyszedłem. Nie byłem pijany, kiedy myślałem, że ma ładny uśmiech, przyjemnie się śmieje, kiedy martwiłem się jego niedowagą, czy kiedy moje myśli uciekały ku jego sypialni. Nie były to też głupoty, przy czym obstawałem aż do teraz. To było… jest, to jest…
Ale mamy zapomnieć.
Pochyliłem się i opierając łokcie o uda, oparłem głowę na ręce.
Modlę się, bym jutro nie pamiętał tego wieczoru, bo inaczej z pewnością nie będę potrafił zapomnieć.
~*~
Jak to zwykle bywa: gdy czegoś bardzo pragniemy, otrzymujemy coś całkowicie przeciwnego. W duchu tej zasady zamiast zapomnieć o zdarzeniach z seansu-(niestety)-nie-randki, dzięki eliksirowi na kaca od Iga przez pół nocy nie spałem, rozpamiętując niemal każdą sekundę naszego spotkania. A kiedy nadszedł ranek, nie dość że znów zacząłem je maglować w każdym możliwym kierunku, to jeszcze uderzyła mnie jedna kwestia. Czemu za nim nie pobiegłem? Czemu pozwoliłem mu odejść? W każdej innej sytuacji właśnie tak bym zrobił. Walczyłbym do końca bez względu na wszystko, a wtedy ja… zabrakło mi odwagi? Byłem skołowany własnymi uczuciami i odczuciami, a mój mózg jakby się wyłączył? Tak, chyba po prostu przytłoczyła mnie cała sytuacja… W dodatku Malfoy najwyraźniej żałował tego, co się stało. Jak w takiej sytuacji mogłem za nim pobiec? Poza tym kiedy pomyślałem, że mógłby mnie wyśmiać… Nigdy nie sądziłem, że nadejdzie dzień, gdy będę bał się tego szczególnego, drwiącego spojrzenia. Do tej pory wywoływało u mnie jedynie gniew. Lecz taka jest prawda – obawiam się, że Malfoy zaszydzi z moich uczuć. Po raz pierwszy w życiu czuję, że nie zniósłbym wyjścia przed nim na głupka. To absurdalne! Ile to już razy wyzywał mnie od idiotów i półgłówków?! Ile to już razy padło na mnie to pogardliwe, kpiące spojrzenie? Kolejny taki przypadek nie powinien zrobić na mnie najmniejszego wrażenia!…
Nie powinien… ale najwyraźniej zrobiłby wręcz druzgocące.
Dlatego pozostawało mi obserwowanie go z daleka. Doszło do tego, że bezwiednie rozglądałem się za blondynem, gdziekolwiek się znalazłem. Raz nawet przyłapałem się na przeszukiwaniu pokoju wspólnego Gryffindoru!
Po niemalże tygodniu przyznałem sam przed sobą, że popadłem w paranoję. Mam wrażenie, że ciągle dostrzegam go gdzieś kątem oka, po czym okazuje się, że wcale go tam nie ma. Ja po prostu chcę go widzieć. Paradoksalnie jednak jak ognia unikam Pokoju Życzeń, który mi teraz o nim przypomina. Wchodzę tam tylko z przyjaciółmi na czas nauki Iga. A jeśli już naprawdę czuję, że potrzebuję ruchu czy czegoś, co zajmie mój umysł, to wybieram się na minimum godzinny jogging. To mi pozwala choć na trochę się wyłączyć… Jednak przez większość czasu jestem tak pochłonięty własnymi myślami, że parę razy oberwało mi się od Hermiony za bezczynne siedzenie nad stosem prac domowych i ledwo zarejestrowałem relację przybitego Iga, który nawet u Olivandera nie był w stanie znaleźć dla siebie różdżki. Powaga tej sytuacji dotarła do mnie z opóźnieniem, jakiś dzień lub dwa po usłyszeniu tej informacji, kiedy to trzeci dzień pod rząd miałem zamiar spać z Igiem w moim łóżku. Kiedy tak go trzymałem – czując się naprawdę podle – wyobrażałem sobie, że to Malfoy i dzięki temu jakoś łatwiej mi było zasnąć. Nie przewracałem się godzinami z boku na bok, wciąż na nowo rozpamiętując wszystkie mniej i bardziej dwuznaczne i przede wszystkim te całkiem jednoznaczne sytuacje związane z Malfoyem… Stop! Znów o nim myślę. Igniss. Teraz to na nim powinienem się skupić.
– Mówiłeś jakiś czas temu, że pan Olivander nie potrafił znaleźć dla ciebie żadnej różdżki – zagaiłem półgłosem, nie chcąc obudzić reszty chłopaków. Od kiedy zrobiłem sobie ten głupi tatuaż – nie myśl o okolicznościach, nie myśl o okolicznościach, nie myśl… – staram się zawsze być ostatnim w kolejce do mycia, a co za tym idzie, wracam do pokoju, jak pozostali już zasypiają. Tylko Ig na mnie czasem czeka. Swoją drogą, to jego wślizgiwanie się do mojego łóżka robi się podejrzane. Będę musiał z nim o tym pogadać…
– Cóż, wizyta u niego to była kompletna porażka. Żadna z jego różdżek nie była kompatybilna z moją magią – mruknął zgaszony, skubiąc koszulkę na mojej piersi. – Nawet starałem się troszkę nachalnie “zapanować” nad jedną z nich, co poskutkowało dziurą w podłodze i wybuchem kałamarza.
– Moje próby użycia niewłaściwej różdżki kończyły się podobnie. Pozwalałem rzeczy z półek i wysadziłem lampę czy tam wazon – mruknąłem, uśmiechając się delikatnie. – Wtedy byłem przestraszony i zestresowany, ale teraz cała sytuacja wydaje mi się dość zabawna.
– Ja jakoś nie czułem, żeby cała sytuacja była zabawna. Gościu cały czas był spokojny, a ja jedyne o czym myślałem to to, żeby siwek się na mnie wściekł i wyrzucił. Pewnie, gdyby nie obecność Erydana, już dawno bym wybuchł albo spierdzielił ze sklepu. To albo to… Nie wiem, co pierwsze przyszłoby mi do głowy.
– Jak dla mnie to chyba właśnie lepiej, że był spokojny, a nie się na ciebie wściekał. W końcu to nie twoja wina, że żadna z jego różdżek do ciebie nie pasowała. A właśnie, nie powiedział może, że przygotuje dla ciebie jakąś specjalną czy coś? Co prawda nie wiem, na jakiej zasadzie je tworzy, ale chyba istnieje coś takiego jak różdżka na specjalne zamówienie…
– Powiedział, żebym przyszedł do niego za tydzień lub dwa i wtedy spróbujemy znowu. Wykpiłem go i wyszedłem.
– Ale czemu? – Spojrzałem na niego z niezrozumieniem. – Przecież próbował ci pomóc!
– I pewnie skończyłoby się tak samo – mruknął niezadowolony.
– Nie możesz mieć co do tego pewności – oznajmiłem stanowczo. – Spróbuj jeszcze raz.
– To samo powiedział mi Erydan.
– I dobrze, bo to jedyna słuszna rada – wtrąciłem.
– Zmusił mnie do powrotu, przeproszenia staruszka i poproszenia o nowy termin spotkania. Zobaczymy, co z tego wyjdzie…
– Bądź dobrej myśli. – Uśmiechnąłem się pokrzepiająco do przyjaciela. – A skoro o profesorze Malfoyu mowa…
– Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jaki czasami może być przerażający – powiedział nagle przejęty. – Myślałem, że był lwem, a ja malutką antylopką gnu. Upolowałby mnie, przeżuł, wypluł i jeszcze raz przeżuł. – Parsknąłem krótkim śmiechem na takie obrazowe porównanie. – To nie jest śmieszne! – pacnął mnie w ramie, chociaż dałbym sobie głowę uciąć, że i on się śmiał.
– A mi się właśnie wydawało, i w sumie Hermiona też tak twierdzi, że on jest całkiem spoko… Choć z drugiej strony, jak wspomniała jego zachowanie podczas jednej z wart... Potrafi być dość bezwzględny. Po tym jak przyłapali Lavender na szwendaniu się po korytarzach, związał ją za pomocą zaklęcia, gdy próbowała uciec. Przewróciła się i cała potłukła. Hermionie z trudem udało się go przekonać, żeby ją rozwiązał… Ale ja nie o tym chciałem mówić. Jest coś innego, co dotyczy tego faceta i mnie trochę niepokoi.
– Znaczy… Ty wiesz, że ja się tylko zgrywałem, nie?
– Ale z czym zgrywałeś?
– Z tym, że był przerażający… Znaczy, był… Tylko, że w troszkę innym tego słowa znaczeniu.
– Ale mi nie chodzi tu o to, czy on jest przerażający, czy nie. On mnie najwidoczniej obserwuje!
– Och, to masz na myśli – machnął zbywająco ręką. Zdziwiony uniosłem brew. Zauważył to? – Nie martw się nie tylko ciebie obserwuje… Zauważyłem ostatnio, że często spogląda też na Draco, a wtedy jego brwi schodzą się ku sobie… o tak – mruknął, pokazując to na mnie. Złapałem jego dłonie i odsunąłem spokojnie od swojej twarzy. Igniss szczerzył się radośnie, a ja jedynie patrzyłem na niego nieco zamyślony.
– Wiesz, jest jeszcze coś… Niedawno zaczepił mnie na korytarzu i… Znaczy nie do końca zaczepił, po prostu przechodząc obok mnie, powiedział tak cicho, że tylko ja byłem w stanie to usłyszeć: “Koty też mogą być ofiarą węży…”.
– Koty?
– Koty –przytaknąłem ponuro.
– Może to jakiś… nie wiem… slang, czy coś.
– Nie wydaje mi się, by profesor Malfoy – zaakcentowałem – posługiwał się tego typu slangiem. Albo rzucał coś takiego dla kawału. Dla mnie to bardziej brzmi jak jakaś zagadka czy, no nie wiem, przepowiednia albo coś w tym guście.
– Boże, tylko nie zagadki. Mam ich dość – jęknął nagle.
– Też mi się to nie podoba… ale czemu ty masz ich dość?
– Bo jest już ich za dużo. Draco ma jakiegoś porąbanego wielbiciela, który wysyłał mu przez ostatnie dni po jednym wersie długiej zagadki. Jest dziwna, porąbana i zbyt… groźna jak na mój gust.
Momentalnie cała moja uwaga skupiła się na Igu.
– Co masz dokładnie na myśli? – spytałem poważnie, marszcząc przy tym brwi.
– Że ten wielbiciel to totalny psychol. Każe mu szukać odpowiedzi, ale jednocześnie daje mu do zrozumienia, że może mu się przez to coś stać. Albo… zaraz jak to szło… “nim coś zrobisz, zastanów się dokładnie” albo “ratunek tu znajdziesz i zgubisz mogiłę” – nieprzyjemny dreszcz przebiegł mi po plecach, gdy dotarło do mnie, że w takim razie Malfoy musi znajdować się w śmiertelnym niebezpieczeństwie – czy też “musisz tylko porzucić przesądy”.
– Czemu Malfoy w ogóle dał się wciągnąć w tę gierkę?!
– Wiadomości pojawiały się albo w jego rzeczach, albo gdzieś w jego sypialni, do której aby wejść, trzeba znać hasło. A on przynajmniej trzy razy je zmieniał.
– To już nie jest list od wielbiciela – to słowo ledwo przeszło mi przez gardło – ani tym bardziej zagadka, to zwyczajne pogróżki!
– No i teraz Draco nie jest prefektem, więc nie może zbyt wiele zdziałać. Dobrze, że ma parę zaufanych osób, to im zleca, by szukali dla niego informacji o tym dupku.
– A Snape?
– Severus? Żartujesz sobie? Po tej ich kłótni roku, kiedy Sev dał mu w pysk i zwolnił z funkcji prefekta, Draco nie odzywa się do niego z własnej woli.
– To przecież jego chrzestny. W dodatku głupia duma nie może być powodem, dla którego warto tak ryzykować.
– Tu nie chodzi tylko o dumę. Obydwoje powiedzieli parę słów za dużo i Draco nie wie teraz na czym stoi.
– Dalej uważam, że powinien do niego pójść… Choć pewnie gdybym był na jego miejscu, również bym tego nie zrobił, choć z nieco innych powodów.
– Mówisz tak, bo nie znasz całej sprawy. Severus jest dla nas jak drugi ojciec i matka w jednym. Zauważ, że Lucjusz nie traktuje Draco, jak ojciec powinien.
– Ciężko nie zauważyć – mruknąłem, wciąż mając w pamięci zajście z mistrzostw świata, gdy Lucjusz pobił Malfoya.
– Narcyza z kolei obwinia go o stan jego bliźniaka. Dlatego przygarnęła mnie i traktuje jak tego drugiego. Draco nie ma w nich oparcia. Jedyną ostoją jesteśmy dla niego ja z Severusem. A on w gniewie wygarnął mu, że osoba nie będąca jego rodziną nie ma prawa głosu.
– …W takiej sytuacji, ta kłótnia naprawdę mogła wszystko skomplikować – przyznałem, nawet nie potrafiąc sobie wyobrazić, jak musiał się poczuć Snape… Dobre. Jeszcze nie tak dawno wątpiłem, czy Snape albo Malfoy w ogóle mają uczucia, a teraz zastanawiam się, co takiego w danej sytuacji mogą odczuwać. I nie mogę pozbyć się tego pragnienia, by… – Myślisz, Ig, że… że mógłbym jakoś pomóc? – spytałem niepewnie. Malfoy co prawda chce, żebyśmy zapomnieli… ale przecież nie wyklucza to bycia dla siebie nawzajem miłym, prawa? Albo niesienia temu drugiemu pomocy, kiedy tego potrzebuje.
– Nie mam pojęcia, Harry. Jednak wydaje mi się, że w tym jednym przypadku chce użyć tylko swojej siły… Chodzi mi o spotkanie z nim. Bo do tego tamten koleś dąży…
– Och… – mruknąłem jedynie, nie potrafiąc stłumić uczucia zawodu. Jednocześnie jeszcze bardziej zacząłem się martwić. Skoro ten typ chodzi do naszej szkoły i najprawdopodobniej jest też ze Slytherinu, to czemu bawi się w takie podchody?! Nie podoba mi się to wszystko…
– Nie przejmuj się tym, Harry. Liczą się – w tym momencie ziewnął, zasłaniając dłonią usta – chęci. No, ale o tym pogadamy dopiero jutro, jeśli będzie potrzeba – mruknął, kładąc głowę na moim ramieniu. – Branoc, Harry. Zaproponuj mu to niedługo – dodał sennie, nim odpłynął na dobre.
– Dobranoc, Ig – odparłem szeptem, a moje myśli znów wypełnione były Malfoyem. Jeszcze dobra godzina minęła, nim udało mi się zasnąć. Czasem naprawdę zazdroszczę Igowi jego zdolności do zasypiania w pięć sekund…
~*~
– Chciałabym wam coś powiedzieć – zagaiła Hermiona raptem dziesięć minut po tym, jak rozsiedliśmy się na kanapie ze stosem prac domowych. – A właściwie spytać o waszą opinię, bo sama już nie wiem, co o tym myśleć. – Spojrzeliśmy na nią pytająco, nie bardzo wiedząc, o czym mówi. – Chodzi o Elenę Prince. Od kiedy ją poznałam, mam wrażenie, że ciągle na nią wpadam. Widuję ją na korytarzach, w bibliotece, gdziekolwiek się nie ruszę…
– Może cię śledzi? Bo to raczej dziwne, że tak się na nią natykasz. Pewnie coś knuje, jak to Ślizgonka. Zwłaszcza że najwidoczniej trzyma z Malfoyem. – Zjeżyłem się. Zaczynały mnie już poważnie irytować te idiotyczne argumenty Rona „w końcu to Ślizgon” albo „w końcu to Fretka”. Jakby to o czymkolwiek świadczyło! Jakby z miejsca sprawiało, że dana osoba jest zła i spędza życie na knuciu podstępnych planów.
– Przestań – powiedziałem twardo, a Ron i Hermiona spojrzeli na mnie zszokowani.
– O co ci chodzi…?
– O to, żebyś przestał bezpodstawnie oskarżać ludzi, których nie znasz, tylko przez pryzmat tego z jakiego są domu! … Albo że zadają się z Malfoyem – dodałem po chwili namysłu.
– Przecież sam tak robiłeś przez te wszystkie lata!
– No właśnie! Robiłem. Ale przejrzałem na oczy. – Przyjaciele obserwowali mnie przez kilka sekund w nieprzyjemnej ciszy. Postanowiłem pociągnąć to dalej, nim zadadzą mi jakieś niewygodne pytanie. – Weźmy na przykład Alice. Jest Ślizgonką, ale nie uważasz jej za złą osobę, prawda?
– Już ci mówiłem, że Alice to wyjątek! Nie powinna być w Slytherinie tylko w Hufflepuffie.
– Ale jednak jest Ślizgonką, no i trzyma w pewnym stopniu z Malfoyem – dodałem niby mimochodem. – Tiara nie przydzieliłaby jej do Slytherinu, gdyby tam nie pasowała.
– Ona jest dobra!
– Więc inni też mogą.
– Co ci nagle odbiło?
– Nie odbiło mi! – syknąłem. – Po prostu próbuję ci wytłumaczyć, że nie powinniśmy nikogo szufladkować, dopóki go nie poznamy! – Dopóki nie poznamy jego prawdziwego oblicza, a nie pokazowej maski, dodałem w myślach, mając przed oczami Malfoya.
– Igniss coś ci nagadał, tak? Wiedziałem, że jednak nie można mu ufać… Wychował się w końcu z Fretką…
– I znów to robisz!
– Harry, spokojnie…
– Nie, Hermiono, nie będę spokojny. Mam już dość tej uprzedzonej postawy Rona!
– Świetnie! To po co w ogóle wciąż się ze mną zadajesz, skoro masz mnie dość?! – To chyba miało brzmieć nonszalancko, ale pod koniec głos Rona załamał się i wyszło raczej żałośnie. Momentalnie pożałowałem, że tak się uniosłem. Choć jednocześnie nie miałem zamiaru cofać tego, co powiedziałem o jego uprzedzeniach. Gdyby nie one, możliwe że już od pierwszej klasy przyjaźniłbym się z Malfoyem, zamiast toczyć z nim wojny. Przecież to właśnie jego spotkałem jako pierwszego… Proponował nawet, bym mówił mu po imieniu!… A teraz mam zapomnieć.
– Nie mam dość ciebie, Ron. Chcę tylko, żebyś nie skreślał z miejsca kogoś, kogo tak naprawdę nie znasz.
– Och, a więc ty tak świetnie znasz tą całą Prince?! Może jeszcze powiesz mi, że Fretka też jest dobry?! Że te wszystkie paskudne rzeczy, które nam zrobił, były tylko przyjacielskimi przekomarzaniami, a tak naprawdę to Malfoy jest przyjaznym gościem i rozdaje dzieciom cukierki?!
Spiorunowałem Rona spojrzeniem. Podniosłem się gwałtownie i szybkim krokiem ruszyłem ku wyjściu z wieży. Ignorowałem wołanie Hermiony tak samo jak zaciekawione spojrzenia współdomowników. Byłem wściekły, rozżalony i zawiedziony. Chciałem zaszyć się gdzieś w samotności i… Nie. Wcale nie chciałem być teraz sam. O wiele bardziej pragnąłem po prostu… pogadać z Malfoyem. Chciałem go zobaczyć, usłyszeć jego głos. Dotknąć go… Początkowo planowałem pójść do Pokoju Życzeń, ale nagle powziąłem stanowczą decyzję. Nie będę w nieskończoność uciekał tylko dlatego, że się obawiam. Stawię mu czoła i wyjaśnię całą tę sytuację.
Odwróciłem się na pięcie i z mocno bijącym sercem rzuciłem się biegiem ku lochom.
~*~*~*~

3 komentarze:

  1. Kurcze rozdzial skonczylas akurat w tak ciekawym momencie,ze nie moge sie doczekac dlaszej czesci :p Jestem ciekawa co sie tym razem wydarzy pomiedzy harrym a draco. Jak nasz blondyn zaaraguje na wyznanie harrego (o ile do tego wyznania dojdzie). Mam nadzieje ze nic nie przeszkodzi pottiemu w dostaniu sie do draco i wyjasnienia chlopakowi sytuacji pomiedzy nimi.
    Eh taki ciekawy moment teraz a uciekla Tb wena :(
    Ps. Sorka za brak polskich znakow ale pisze kom z telefonu

    OdpowiedzUsuń
  2. Ej no ludzie co z wami? Mnie tu nie było bardzo długo bo życie mi trochę się skomplikowało ale co z reszta? Zawsze było tyle komentarzy. A teraz 1 lub 2. Tak nie powinno być. Ja się nie dziwię że nic nowego nie ma jeśli nie ma komu komentować. Takim zachowaniem można bardzo szybko zniechęcić do pisania.
    Tak czy inaczej wierze że niedługo coś tu się pojawi a wy drodzy czytelnicy pozostawić po sobie parę komentarzy.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej,
    och czemu nie poleciał za Draco? haha Ignis wciąż pcha się Harremu do łóżka, ciekawi mnie czy Hermiona i Ron wiedzą, że tiara chciała przydzielić Harrego do Slytherinu, tak, tak chce  pomóc, a Erydan mam wrażenie, że to on tą zagadkę wysłał...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń