Hej,
hej, hej.
Wybaczcie, że tak długo szło mi z rozdziałem, ale ostatnie dni były dla mnie mega zakręcone. Najpierw odbieranie wyników maturalnych, potem skok do pociągu i wyjazd do Gda, by ogarnąć studia i akademiki (swoją drogą mam już swojego faworyta). A zaraz po tym, we wtorek musiałam znowu wsiadać do pociągu - mimo bomby lotniczej w centrum - i jechałam do brata do Poznania.
I dopiero w tej chwili publikuję ten rozdział. Dokładnie 15 minut po tym jak wróciłam bezpiecznie do domku i zjadłam lekkostrawny obiadek ^^
Wybaczcie, że tak długo szło mi z rozdziałem, ale ostatnie dni były dla mnie mega zakręcone. Najpierw odbieranie wyników maturalnych, potem skok do pociągu i wyjazd do Gda, by ogarnąć studia i akademiki (swoją drogą mam już swojego faworyta). A zaraz po tym, we wtorek musiałam znowu wsiadać do pociągu - mimo bomby lotniczej w centrum - i jechałam do brata do Poznania.
I dopiero w tej chwili publikuję ten rozdział. Dokładnie 15 minut po tym jak wróciłam bezpiecznie do domku i zjadłam lekkostrawny obiadek ^^
Jednak
nie przynudzając dalej, zapraszam na rozdział!
Jest
Galena.
Jest
też little drarry.
Enjoy!
~\\*//~
Nie mając ochoty na żadne spotkania
ani tym bardziej na rozmowy z kimkolwiek, postanowiłem całą niedzielę poświęcić
Galenie. W końcu jestem jej właścicielem, a przez kilka ostatnich dni widocznie
jej unikałem (niespecjalnie!), co chciałem jej wynagrodzić z nawiązką. Dlatego
też z nadejściem świtu ubrałem się i po wzięciu plecaka pełnego surowego kurczaka,
ruszyłem szybkim krokiem w stronę Zakazanego Lasu.
Galena przywitała mnie ochoczo, nim
zdążyłem dojść do jej polany, co utwierdziło mnie w przekonaniu, że mój pomysł
przypadnie małej do gustu. Uśmiechnąłem się czule, gładząc ją lekko po pysku i
przyglądając się uważnie jej ciału.
– Albo mi się zdaje, albo znów
urosłaś, maleńka – odezwałem się do niej, kładąc dłoń między jej nozdrzami.
Galena parsknęła cichutko, zabierając na chwilę głowę i prowadząc mnie do swojego
gniazda. Ulokowała się w swoim zwyczajnym miejscu, a ja usiadłem obok niej,
wyciągając z torby pierwszą porcję mięska. – Zobacz, co dla ciebie mam –
powiedziałem, podrzucając jej kurczaka, a ta w mgnieniu oka pochwyciła go w
zęby i połknęła z zadowolonym gardłowym pomrukiem. – Dobra dziewczynka…
Oparłem się o jej bok, śmiejąc się
cicho, gdy smoczyca otoczyła mnie swoim skrzydłem. Najwyraźniej w ten sposób
chciała uchronić mnie przed zimnem. Trwałem tak przez jakiś czas, starając się
nie myśleć o niczym ani o nikim. Jednak jak na złość, przed oczami co
rusz widziałem postaci trzech osób. Clary proszącej o zrozumienie, Pottera
patrzącego na mnie z czymś na kształt politowania i rozczarowania (o co mu niby
chodzi, co!?) oraz Iga, który non stop zadaje mi praktycznie to samo pytanie –
“Wszystko ok, Draco?”. Wkurzające!
Rozumiem, że się o mnie martwi. Ja
sam często zastanawiam się, czy wszystko u niego w porządku. Czy radzi sobie
wśród Gryfonów. Albo czy ktoś ze Slytherinu nie postanowił obrać go na swój celownik.
Wiem, że Ig doskonale by sobie poradził. Jeżeli ktoś zaatakowałby go pięściami,
mój bliźniak bez trudu powaliłby go na łopatki. Troszkę trudniej miałby, jeśli
chodzi o ataki magiczne, ale zdążyłem się już parę razy przekonać, że w
ekstremalnych warunkach jego magia działa samoistnie.
Jak to było tydzień temu, kiedy Ig
bardzo chciał uczestniczyć w naszym treningu Quidditcha. Jeden z pałkarzy,
Joshua Coleman z mojego rocznika, jako pierwszy zobaczył tłuczka lecącego w
stronę Davida Tylera, który zdawał się prowadzić dość żywą rozmowę z Alice
(biorąc pod uwagę to, że dziewczyna w ogóle była skłonna odpowiadać na jego
pytania – co było w pewnym sensie dość zaskakujące). Krzyknął do nich,
ostrzegając przed piłką, sam jednak zdążył wylecieć przed nich i wybić mocno
tłuczka. Pech chciał, że niczego nieświadomy Igniss ze słuchawkami na uszach,
leciał akurat w stronę trajektorii lotu piłki i to była tylko kwestia czasu,
kiedy miałoby dość do zderzenia.
Byliśmy za daleko, by
zainterweniować, Ig był zbyt “głuchy”, by usłyszeć mój wrzask, więc jedynym
wyjściem było użycie różdżki. Już miałem ją wycelowaną w stronę tłuczka, kiedy
właśnie stało się to…
Gryfon wzdrygnął się nagle,
spoglądając zaskoczony na lecącą w jego kierunku piłkę. Nie wiem, czy pisnął, czy
krzyknął wystraszony, wyciągając przed siebie rękę w obronnym geście, ale w tym
samym momencie tłuczek zatrzymał się w odległości niecałych trzech stóp, drżąc
niebezpiecznie. Jakby piłka sama nie wiedziała, czy pruć dalej, czy
znieruchomieć na dobre. Niestety, nie dane było mi się nad tym zastanowić, bo
sekundę później tłuczek po prostu wybuchł.
Galena trąciła mnie delikatnie
pyskiem, skupiając na sobie całą moją uwagę.
– Co jest, maleńka? Nie lubisz nie
być w centrum uwagi? – spytałem, gładząc czule wewnętrzną stronę jej
skrzydła. – A może chciałabyś troszkę polatać, co?
Smoczyca wydała z siebie dźwięk,
który skojarzył mi się z zadowolonym okrzykiem. Uśmiechnąłem się w odpowiedzi,
wychodząc spod jej skrzydła i kiedy tylko samica się ustawiła, wsiadłem na jej
grzbiet. Galena odepchnęła się mocno od ziemi, zgrabnie wzbijając się w
powietrze.
Naprawdę uwielbiałem to uczucie.
Latanie na miotle było niesamowite, ale nie umywało się od latania na smoku.
Gdybym mógł chwaliłbym się tym na prawo i lewo, jednak świadomość tego, że
mógłbym przez to zaszkodzić Galenie, powstrzymywała mnie od zrobienia takiej
głupoty.
~*~
– Draco…
Jęknąłem cicho w odpowiedzi, mocniej
wtulając się w przyjemnie ciepłe, aczkolwiek nieco szorstkie ciało. Gdzieś znad
mojej głowy rozbrzmiał cichy warkot, przez który zacząłem zastanawiać się nad
swoim położeniem.
– Zamilcz, bestio. Przecież nie chcę
zrobić mu krzywdy.
Warkot stał się o wiele głośniejszy.
– Draco. – Usłyszałem
zniecierpliwiony głos. Uchyliłem lekko powieki, patrząc nieprzytomnym wzrokiem
przed siebie. – Ile czasu masz zamiar bawić się w śpiącego królewicza, co? –
sarknął, a ja rozpoznałem w rozmówcy Severusa. Podniosłem się do siadu,
przeciągając się z westchnieniem.
– Co jest? – rzuciłem zaciekawiony,
wstając i gładząc Galenę po szyi. To sprawiło, że przestała szczerzyć kły w
stronę mojego chrzestnego i zaczęła wręcz łasić się do mnie.
– Może tak ty mi powiesz “co jest”?
– spytał, patrząc na mnie z niezadowoleniem. – Cały dzień jesteś tutaj. Opuściłeś
wszystkie posiłki i jakby tego było mało niedługo będzie cisza nocna.
Faktycznie, zrobiło się już ciemno i
całkiem chłodno na dworze. Zapewne, gdyby nie Galena już dawno trząsłbym się z
zimna.
– Nie mam pojęcia, o czym mówisz –
odparłem, wzruszając ramionami.
– Och, no jakżeby inaczej! Problemy
innych zauważasz na kilometr i rozwiązujesz je w cudowny i fenomenalny sposób,
jak przystaje na prefekta Slytherinu! Ale jeśli chodzi już o twoje sprawy to
widzisz mniej od dementora!
– Świetnie! To może powiesz, co ci
się we mnie nie podoba!? Z pewnością będę szczęśliwszy, będąc bogatszym o nową
informację.
– Zamieniłeś się na mózg z Potterem?
A może postanowiłeś iść za linią mody “Crabb&Goyle”?
– Nie staraj mi się wmówić, że nie dbam
o siebie jak ci jaskiniowcy! – warknąłem zły.
– Nie widzisz w jakim jesteś stanie?
Draco! Ty przeraźliwie chudniesz. Z początku starałem wmówić sobie, że to tylko
chwilowy efekt uboczny pieczęci i niedługo wszystko się unormuje. Ale ty
przeszedłeś samego siebie! “Nie odczuwam głodu, więc nie idę na posiłki”, tak
pomyślałeś, czyż nie?! To była największa głupota jaką mogłeś zdobić! I nawet
nie staraj się zaprzeczać! Próbowałem ci pomóc, dodając do eliksiru bezpieczne
składniki na poprawę energii czy wzrost łaknienia, przez co dawka stała się za
słaba i wymusiłeś na mnie zrobienie o wiele mocniejszej. Jednak ty dalej nie
zauważasz tego problemu!
– A co cię to obchodzi!? –
krzyknąłem, patrząc na niego z furią. – Nie jesteś moim ojcem, by mieć prawo
mówić mi, co mam robić! Nie masz innych rzeczy do roboty? Nie musisz zrobić
jakiegoś nowego, zabójczego eliksiru dla Sam-Wiesz-Kogo!? Albo poszukać równie
niebezpiecznych składników!?
Severus rzucił mi pełne
niedowierzania i bólu spojrzenie, pod wpływem którego poczułem się wyjątkowo
okropnie. To był pierwszy raz, kiedy potraktowałem tak tego mężczyznę.
– Masz rację. Nie mam prawa się
produkować, skoro nie jesteśmy związani ani jedną kroplą krwi – zauważył
kwaśno, wzruszając ramionami. – Niestety, prawda jest również taka, że dzięki
twojej szanownej matce stałem się twoim ojcem chrzestnym. I chociaż może daleko
mi do stania się kimś na kształt twego rodzica, dalej mam nad tobą przewagę,
Draconie. A gdyby to dalej było zbyt mało, by móc starać się ci pomóc, czy
ukrócić twoje dziwne wybryki, z pełną satysfakcją przypomnę ci, że jestem
nauczycielem i opiekunem domu Slytherina. Moim obowiązkiem jest
pilnowanie moich podopiecznych. Wszystkich, bez wyjątku. Nawet jeśli sprawa
tyczy się prefekta.
– Świetnie – sapnąłem głośno,
patrząc na niego z nowym pokładem nienawiści. – W takim razie czemu nie
zainteresowałeś się sprawą Alice Bellamite albo Eleny Prince, co!? Bo prawda
jest taka, że masz nas wszystkich w dupie! Dla ciebie najważniejsze są tylko badania
i to twoje pudełko pełne listów od J.P.!
– Nie mam zamiaru rozwodzić się na
ten temat w tym miejscu… – mruknął, odwracając się i kierując w stronę wyjścia
z lasu.
– Bo co!? – krzyknąłem za nim,
szybkim krokiem doganiając go. – Bo boisz się, że ktoś nas usłyszy?
Przecież tu żywej duszy nie ma!
– Jesteś tego pewien? – Rzucił mi
powątpiewające spojrzenie, przez które zamilkłem zaraz niespokojny. Zrobił to
specjalnie, żeby odwrócić moją uwagę, czy może naprawdę miał do tego podstawy?
W pełnej napięcia ciszy opuściliśmy
las i szliśmy do zamku.
– Nawet nie myśl, że pozwolę
zaciągnąć się do twojej komnaty i tam z tobą gadać – wysyczałem, kiedy byliśmy
już blisko lochów.
– Nie musisz się martwić. Nie miałem
zamiaru cię tam zapraszać – odparł chłodno, kiedy mijaliśmy drzwi od jego
prywatnych kwater. – W końcu nie mogę zapraszać tam obcych ludzi, skoro
nie mam WŁASNEJ rodziny.
Zabolało… Nigdy nie sądziłem, że
słowa mojego chrzestnego mogą ranić w takim stopniu.
W ciszy przeszliśmy przez pokój
wspólny, nie zaszczycając nikogo najmniejszym spojrzeniem i wkraczając do
mojego dormitorium.
– Miałem nadzieję, że nie będę
musiał tego robić. Niestety, nie dajesz mi innego wyboru, Draco – odezwał się
tuż po tym, jak zamknął za sobą drzwi. – Po tym incydencie ty po prostu
doprowadzasz do autodestrukcji swojego organizmu. Nie mogę pozwolić na twoje
głodzenie się.
– Nie głodzę się – burknąłem,
wyciągając fajkę z pudełka. Jednak nie miałem okazji nawet włożyć jej między
wargi, bo Severus już trzymał ją w swoich rękach, wraz z moją paczką. –
Oddawaj! – warknąłem, patrząc na niego wilkiem.
– O tym też mówiłem. Zdajesz sobie
sprawę, że paląc papierosy zabijasz w sobie potrzebę jedzenia? Twój organizm
głupieje i błędnie interpretuje napływ nikotyny jako właściwe składniki
odżywcze, przez co podwójnie tracisz ochotę na zjedzenie czegokolwiek!
– Jesteś przewrażliwiony. Po prostu
wszystko wyolbrzymiasz. – Machnąłem zbywająco ręką, przymierzając się do
posadzenia tyłka na kanapie. Już siadałem na jak zawsze miękkie obicie, kiedy
poczułem palce owinięte ciasno wokół mojego nadgarstka i silnie pociągnięcie.
– Wyolbrzymiam, tak? – wysyczał
wściekły, pociągając mnie w stronę sypialni. Serce skurczyło się w strachu, by
zacząć bić z większą częstotliwością i siłą, uderzając boleśnie o moje żebra.
On chyba nie zamierzał…!? Przecież to Sev! On nigdy nie zrobiłby mi czegoś
TAKIEGO. – Zaraz się przekonamy, kto tu nie ma racji – dodał, zatrzymując mnie
przed lustrem. Przez chwilę oboje patrzyliśmy się na taflę szkła. Ja
doszczętnie przerażony, on z chłodną premedytacją.
– Se… – Głos uwiązł mi w gardle,
dokładnie w chwili, kiedy brunet różdżką rozpiął guziki płaszcza, a następnie
bez zbędnych czułości wręcz zerwał go z moich ramion. – Przestań! – krzyknąłem cicho,
starając się zaoponować, jednak w tym samym momencie Snape zaklęciem pozbył się
mojej bluzy i koszuli. Jedną dłonią złapał moją szczękę i nakazał, abym patrzył
na swoje odbicie.
– Widzisz!? Popatrz na swoje ciało.
Wyglądasz jak ledwo dyszący kościany wieszak na skórę!
Obserwowałem wystające żebra i
mostek, jak i ohydnie odznaczające się kości biodrowe. Wyglądałem naprawdę
okropnie.
– Dlatego radzę ci się zastanowić
nad zmianą swoich nawyków, w innym wypadku spotka cię bardzo surowa kara.
Utrata twoich przywilejów. A tego chyba nie chcesz, prawda? Draco?
~*~
Nigdy nie podejrzewałbym, że
przeprowadzę z Potterem rozmowę w TAKI sposób. Albo inaczej… Nie sądziłem, że
Gryfon odpowie na mój dwuznaczny komentarz, drugim dwuznacznym komentarzem.
Dlatego po kilku wypowiedziach z
podwójnym dnem, wycofałem się strategicznie, wmawiając sobie, że muszę być
dzisiaj wcześniej na treningu.
Na boisku, we względnej ciszy,
czekała już na mnie cała drużyna. Nawet Blaise i Pansy się przypałętali,
chociaż na ogół nie lubili przychodzić na nasze treningi. Dziewczyna rzuciła mi
krótkie spojrzenie, uśmiechając się delikatnie, by wrócić do rozmowy z naszym
przyjacielem. Uniosłem na to jedną brew, zastanawiając się nad zagadkowym
zachowaniem dziewczyny. Normalnie Pansy robiła wszystko, by móc rzucić się w
moją stronę z próbą owinięcia rąk wokół mojej szyi.
Jednak nie znaczy to, że czułem się
rozczarowany.
Ściskając mocniej miotłę w dłoni,
ruszyłem żwawszym krokiem w ich kierunku, kiedy zza zawodników wyłoniła się
sylwetka nauczyciela. I wszystko jasne…
Opiekun Slytherinu wyszedł mi
naprzeciw, a jego mina jasno mówiła, że tylko jedna kropla wystarczy do
przelania czary.
– Wydawało mi się, że dałem ci jasne
warunki zachowania funkcji prefekta – odezwał się, kiedy już był na
wyciągnięcie ręki.
– A mi wydawało się, że dostałem
pozwolenie na poświęcenie mojej drużynie jednego, wybranego przeze mnie dnia
tygodnia. No chyba, że zmieniłeś zdanie – odparłem, patrząc na niego
wyzywająco. Kto, jak kto, ale Severus nie należał do osób, które rozmyślają się
co pięć minut.
– Owszem, tak jak i kazałem ci
zacząć pojawiać się na posiłkach, czego jednak nie wziąłeś sobie do serca.
O kurwa. Kompletnie o tym
zapomniałem!
– Nie muszę od razu wykonywać
wszystkiego co mi rozkażesz, Sev – oznajmiłem z nonszalancją, wzruszając lekko
ramionami.
– Jeżeli nie chcesz zachować
przywilejów, to zgodzę się z tobą. Jesteś na dobrej drodze, by zdegradować cię
do roli szarego, niewyróżniającego się niczym ucznia. Mam nadzieję, że któryś z
twoich przyjaciół przygarnie cię do siebie. Słyszałem też, że twoi byli
pachołkowie mają jedno łóżko wolne.
– A ty wiesz o tym, bo co?
Interesuje cię ich życie, czy coś? Jesteś stalkerem? Czy po prostu fascynują
cię uczniowie? To jakiś nowy fet…
Dłoń nauczyciela z siłą i głośnym
plaśnięciem wylądowała na moim policzku. Severus patrzył na mnie z furią, którą
ledwo poskramiał. W innym wypadku nie skończyłoby się na jednym uderzeniu.
– Początkowo planowałem dać ci
więcej czasu, jednak dochodzę do wniosku, że niepotrzebnie. Z tą chwilą tracisz
pozycję prefekta Slytherinu, panie Malfoy. A co za tym idzie, wszelkie
pozwolenia od nauczycieli i samego dyrektora właśnie zostają odwołane. Nie
możesz palić. Masz zakaz uczęszczania na więcej niż dwa zajęcia dodatkowe,
każdy góra po dwie godziny w tygodniu. Wszelkie wycieczki po zamku czy
błoniach, które nie mają dobrego powodu, będą kończyły się surowymi szlabanami.
– Zaraz, nie możesz… – próbowałem mu
przerwać, ale zamilkłem zaraz, kiedy zobaczyłem jego gromiące spojrzenie.
– Oczywiście, możesz odzyskać
wszystkie przywileje, jeśli chcesz – kontynuował przez zęby. – Musisz jedynie
udowodnić, że potrafisz o siebie dbać. A teraz, pójdziesz ze mną do mojego
gabinetu, gdzie ściągniesz szatę prefekta i przyjmiesz szkolny mundurek. Po tym
zaś dopilnuję, abyś trafił bezpiecznie na kolację.
~*~
Stałem oparty o ścianę koło łazienki
prefektów, patrząc na leżący obok nóg plecak i czekając na przyjście Pottera. W
gruncie rzeczy spotkanie w tym miejscu było jedynym sensownym rozwiązaniem. W
końcu nie miałem pojęcia, gdzie Gryfon zamierza mnie zaciągnąć, by obejrzeć ten
film, a wcześniej też nie miałem okazji wypytać go o to. Nie to, żebym był
jakoś niezadowolony, czy coś. Mimo wszystko lubiłem niespodzianki.
Zastanawia mnie tylko, dlaczego Ig
nie zgodził się na wspólne oglądanie filmu. W rezydencji wręcz nie dawał mi
żyć, ciągle prosząc o obejrzenie czegoś, co wpadło mu w oko. A teraz? Wymiguje
się tym, że szybko zaśnie w trakcie seansu. Świat idzie ku upadkowi…
Trzeba to opalić.
Ponownie przyłapałem się na tym, że
sięgałem ręką do kieszeni w poszukiwaniu paczki. A kiedy nie natrafiałem
palcami na dobrze znaną strukturę, boleśnie przypominałem sobie o zakazie
Severusa. Eech, ciekawy jestem, ile czasu minie, zanim uda mi się je odzyskać.
W pewnym momencie do moich uszu
dotarł odgłos czyichś kroków. Od razu podniosłem głowę, patrząc z delikatnym
uśmiechem na zmierzającego w moją stronę bruneta.
– No nareszcie! – zawołałem cicho,
zgarniając plecak z ziemi i przewieszając go sobie przez ramię, wyszedłem
mu naprzeciw.
– Nie narzekaj, nie spóźniłem się.
Jestem punktualnie… Po co ci ten plecak? – spytał ciekawsko, unosząc brew.
– To niespodzianka z mojej strony –
odparłem, patrząc na niego tajemniczo. Niech biedak głowi się, co takiego dla
niego przygotowałem.
– Mam się zacząć martwić? – rzucił
luźno, choć jego spojrzenie zdradzało niepewność.
– To zależy jak odbierasz takie
rzeczy. – Wzruszyłem lekko ramionami. – To gdzie mamy ten seans-nie-randkę?
– Zobaczysz. Chodź za mną.
– Uuu… – Gwizdnąłem z uznaniem. –
Ktoś tu się robi tajemniczy! Jesteś prawie jak Ślizgon, gratuluję.
– Nie przesadzaj, daleko mi do
waszych gierek. I chodźmy już, bo chyba nie chcemy, by nas ktoś zobaczył.
Ruszyłem razem z nim z lekkim
uśmiechem, co rusz spoglądając na jego równie zadowoloną twarz.
– Mam nadzieję, że wybrałeś coś
interesującego. W innym wypadku nie ręczę zbytnio za siebie – zagadałem wesołym
tonem. – A wierz mi na słowo, jestem bardzo wybredny.
– Mam kilka propozycji, więc w razie
co jest pewne pole do manewru. Starałem się jednak wybrać same ciekawe tytuły.
– Mogę zaufać twojemu gustowi
filmowemu? I daleko jeszcze? – spytałem, chociaż nie szliśmy nawet pięciu
minut.
– Nie marudź, już niedaleko. –
Uśmiechnął się rozbawiony.
– Nie marudź – przedrzeźniłem go. –
To tak jakbyś zakazał kurze gdakać… Czy ty wyobrażasz mnie sobie nie
marudzącego? Przecież to moja natura!
Potter spojrzał na mnie z ukosa i po
kilku sekundach wybuchnął niekontrolowanym śmiechem. Zasłonił usta dłonią, z
nędznym skutkiem próbując go powstrzymać.
– Eeej! To nie jest zabawne!
Przestań natychmiast! – krzyknąłem z oburzeniem. Ten idiota ma czelność się ze
mnie śmiać!? Niedoczekanie! – Usta w kubeł i nie bulgocz… No przestań,
mówię. Bo nie będę z tobą nic oglądał! – zagroziłem, udając powagę. Mimo
wszystko jego humor przeszedł też na mnie. W końcu to było niewyszukane
porównanie. Arystokrata i kurczak. Ig pewnie pokładałby się ze śmiechu.
Potter chichotał jeszcze przez
chwilę, po czym odetchnął głęboko i przeczesał włosy palcami. Obserwowałem to
kątem oka, nie chcąc zdradzić swojego zainteresowania.
– Ciekawa byłaby z ciebie kura –
stwierdził poważnie, po czym parsknął i znów zaniósł się śmiechem. – O
Merrlinie… hahaha!
– No bardzo śmieszne – warknąłem. –
Długo jeszcze będziesz mnie prowadził, nie wiadomo dokąd? – spytałem, z całych
sił chcąc zmienić temat.
– Jesteśmy na miejscu, poczekaj tu
chwilę. – Zrobił jeszcze kilka kroków, aż znalazł się pod ścianą, gdzie zaczął
krążyć w tę i z powrotem.
– Em… Gorzej ci? Bo wiesz, skrzydło
szpitalne jest niby tam – wskazałem odpowiedni kierunek. Potter spiorunował mnie
wzrokiem, jednak dzielnie udawałem, że nic nie widzę. – Ale nie wiem, czy ta
głupia piguła cokolwiek by ci pomogła. Przecież ona jest tak niekompetentna.
W tym momencie przemierzył ten sam
odcinek po raz trzeci, a w ścianie jak na zawołanie pojawiły się drzwi.
– Och – sapnąłem zaskoczony,
wpatrując się w owo miejsce. – Czy… to jest to, o czym myślę?
– Witamy w Pokoju Życzeń, panie
Malfoy! – Skłonił się teatralnie z idiotycznym wyszczerzem na twarzy.
– Nie spodziewałem się, że
zaprowadzisz mnie TUTAJ, panie Potter – odparłem, podchodząc bliżej drzwi. –
Nie będzie problemu, jeśli wejdę pierwszy?
– Droga wolna. Mam nadzieję, że ci
się spodoba – rzucił z nonszalancją, jakby w ogóle nie zależało mu na mojej
pozytywnej opinii. Chociaż z drugiej strony jego głos zdawał się być wypełniony
ledwo słyszalnym wahaniem. – Starałem się poprosić o coś, co sprosta wymaganiom
arystokraty...
– Przekonajmy się – mruknąłem,
naciskając na klamkę i wchodząc pierwszy. Przystanąłem zaskoczony, spoglądając
na wierną kopię mojego saloniku w dormitorium. Widziałem drzwi prowadzące do
łazienki. Jednak w miejscu, gdzie powinna znajdować się druga para, wisiał
obraz jakiegoś nieznanego mi artysty. – No nieźle… Ogólna część mojego
dormitorium...
– Jak to ogólna część…? I mógłbyś
się wreszcie przesunąć, też chciałbym wejść – prychnął, szturchając mnie lekko
palcem w łopatkę. Od razu zrobiłem krok w bok, robiąc mu miejsce.
– No ogólna. Taki pseudo-salon...
– No ogólna. Taki pseudo-salon...
– Masz własny salon?! –
spytał zdziwiony, wchodząc do środka i zamykając za sobą drzwi, rozglądał się
zaciekawiony na boki.
– Noo jak przystało na prefe… –
umilkłem zaraz. Przecież nie jestem już prefektem, dlaczego więc dalej mogę
przebywać w swoim dormitorium? Severus nie zamierza mi go odebrać. – Od tamtego
roku mam prywatne kwatery. Tak samo jak i Will.
– Żartujesz sobie ze mnie… My z
Hermioną wciąż mieszkamy w tych samych pokojach, które nam przydzielono w
pierwszej klasie!
– Nie wytrzymałbym ponad pięciu lat
w jednym pokoju z Zabinim i z Goylem… Już na samą myśl dostaję dreszczy.
– Ja aktualnie dzielę swój z...
– Niech zgadnę: z wiewiórem –
mruknąłem, patrząc na niego z rozbawieniem. Ciekawe, czy będzie zły? Czy jednak
może dostanę ciche przyzwolenie na nazywanie tak jego przyjaciela.
– Tak, z Ronem też. – Spojrzał na
mnie złowrogo. Jej, prawie jak bazyliszek. – I z Igiem, i Deanem, i Seamusem,
no i Nevillem.
– Nie wyobrażam sobie dzielenia
sypialni z tyloma osobami – powiedziałem wstrząśnięty. Jak on wytrzymał tyle
lat z taką hołotą (nie licząc mojego brata)? – U mnie najliczniejsze dormitoria
to trzyosobowe, chociaż niektóre dziewczyny wolą trzymać się w większych
grupach i chyba mamy ze dwa albo trzy pokoje czteroosobowe.
– U nas nie ma mniejszego niż
trzyosobowy, a o ile dobrze się orientuję, to największy jest sześcioosobowy,
jak mój.
– To jest okropne. – Usiadłem
wygodnie na kanapie, plecak kładąc obok. Butelki stuknęły o siebie robiąc
troszkę niepotrzebnego hałasu. Gryfon poderwał głowę i spojrzał podejrzliwie w
moją stronę.
– Czy tam jest to co myślę?
– Nie mam pojęcia o czym myślisz –
odparłem niewinnie, klepiąc miejsce obok siebie. – Nie siedzę ci w głowie...
– Chodzi mi o alkohol. – Wywrócił
oczami, sadowiąc się przy mnie. – Od razu mówię – nie będę pił.
– Och, czyżby? – spojrzałem na niego
z drwiącym uśmieszkiem. – Boisz się, że cię upiję i sprzedam jak egzotyczne
zwierzątko?
– Jasne, że nie. Po prostu nie chcę
pić i tyle.
– A może boisz się, że będę próbował
cię jakoś wykorzystać?
– Chyba cię pogrzało. Niby ja
miałbym się ciebie bać? No, chyba że planujesz znów zaatakować mnie od tyłu...
– To jeśli zapewnię cię, że nie będę
cię atakował od tyłu, to dasz się skusić? Czy dalej będziesz robił za niewinne,
bezbronne gryfiątko? – No, Pottuś. Połkniesz przynętę czy muszę jeszcze z tobą
powalczyć?
– Nie robię za żadne gryfiątko! –
warknął. Oho, czyli jednak już zaczął się łamać…
– Naprawdę? Bo ja to odbieram
inaczej… Czyżbyś nie umiał pić? – spojrzałem na niego rozbawiony, przykładając
rękę do twarzy, by przypadkiem się nie roześmiać. A przynajmniej miałem
wyglądać na osobę, która zaraz może wybuchnąć śmiechem.
– Umiem! I mogę ci to udowodnić w
każdej chwili! – Posłał mi wyzywająco-naburmuszone spojrzenie.
– To czemu nie udowodnisz mi tego
przy filmie, co? – spytałem, wyciągając butelkę rumu.
~*~
– No nie mogę! Dlaczego ta
idiotyczna małpa jest taka przewidywalna?! Mówią jej, nie idź, to ta swoje. I
co? Wpada w niebezpieczeństwo. Sama prosi się o śmierć, głupia – warknąłem w
pewnym momencie. Film był całkiem fajny, ale zachowanie tej farbowanej landryny
– okropne. Przechyliłem butelkę, spijając ostatnie krople rumu. Zaraz też
zostawiłem puste szkło na podłodze, sięgając do plecaka po nowy trunek. To
była nasza druga butelka. A żeby było śmieszniej, Potty pił tyle
samo co ja… No, może parę łyczków mniej.
– Gdyby tam nie poszła, to film nie
miałby… nie miałby… tego, no… o! sensu – dokończył z ledwo słyszalnym triumfem
w głosie. Wygląda, jakby się całkiem nieźle trzymał, ale procenty najwidoczniej
już uderzyły mu do głowy. – Zawsze musi być jakiś idiota, który pcha się prosto
w niebezpieczeństwo. – Spojrzałem na niego drwiąco z miną z serii
no-co-ty-nie-powiesz. Usłyszeć coś takiego akurat od niego... Potter, widząc
moją reakcję, jedynie wywrócił oczami. – Czasem trzeba zrobić coś głupiego i
nierozsądnego, żeby ruszyć...
– Nie gadaj – przerwałem mu,
wręczając mu świeżo otwartą whiskey. – Pij! – dodałem władczym tonem.
– Sam zacząłeś! – prychnął, ale
posłusznie pociągnął kilka łyków.
– No nie idź tam za nią, Nick! –
krzyknąłem nagle, widząc jak naprawdę przystojny brunet postanowił iść za tą
głupią ździrą. Pewnie dała mu dupy i dlatego się tak o nią troszczy.
– Zaraz ich dopadnie, mówię ci!
Słyszysz tę muzy… O! A NIE MÓWIŁEM?! – zawołał, wymachując szkłem w stronę
ekranu, gdzie potwór właśnie odgryzał tej blond szmacie głowę. Pociągnął
kolejnego łyka. Zbłąkana kropla, którą nieskutecznie próbował schwycić językiem,
spłynęła mu po brodzie, skąd starł ją wierzchem dłoni.
Spojrzałem na Pottera, tracąc
całkowicie zainteresowanie filmem. Brunet siedział w samych spodniach i
koszuli. Szatę prefekta już dawno odrzucił gdzieś do tyłu, to samo robiąc z
krawatem. Ja sam nie byłem w gorszej sytuacji, z tym wyjątkiem, że moja koszula
była rozpięta u góry. Ale dość o mnie… Jak zahipnotyzowany obserwowałem
koniuszek języka wodzący po jego wargach, kiedy postanowił w ten sposób je
zwilżyć.
– Oi… – mruknąłem cicho, ściągając
na siebie jego uwagę. Spojrzał na mnie lekko zamroczonym wzrokiem, unosząc
delikatnie brew w pytającym geście. – Oddaj mi butelkę. Nie jesteś sam. –
Wychyliłem się, próbując odebrać mu moją zdobycz, ale łajza cofnęła rękę poza
mój zasięg. Dlatego przybliżyłem się jeszcze bardziej, prawie opierając się
swoją klatką piersiową o jego i próbując dalej. – No, nie bądź cham!
– Nie ma tak łatwo! A zasłużyłeś? –
spytał zadziornie z lekkim uśmieszkiem.
Odsunąłem się kawałek, obserwując
uważniej jego twarz. Oczy Pottera błyszczały psotnie, jednak moja uwaga
ponownie mimowolnie skierowała się na jego usta.
– To co mam zrobić? – spytałem, z
całych sił starając się skupić na górnej części jego twarzy.
– Hmmm… no nie wiem, nic mi nie
przychodzi do głowy... Ty coś wymyśl – dodał, przygryzając wargę i wciąż
wbijając we mnie to dwuznaczne spojrzenie.
– Tylko potem nie przyjmuję
reklamacji – mruknąłem, kładąc rękę na jego karku i przyciągnąłem go gwałtownie
do siebie, atakując jego usta w mocnym pocałunku. Widać było, że go tym
zaskoczyłem, gdyż rozchylił delikatnie wargi, z czego ochoczo skorzystałem,
wślizgując się do środka swoim językiem. Potarłem delikatnie jego własny,
zachęcając do wspólnej zabawy. Ku mojemu zaskoczeniu, nie dość, że odpowiedział
na zachętę, to jeszcze poczułem oplatające mnie w pasie ramię, którym jednym
władczym ruchem przyciągnął mnie bliżej do siebie. Nie myśląc wiele, usiadłem
na jego biodrach, całym sobą skupiając się na całowaniu go i próbie
zdominowania jego języka. Lecz Potter najwidoczniej ani myślał dać się tak
łatwo pokonać. Wywiązała się między nami dość zacięta, ale i niezwykle
elektryzująca walka.
W końcu jednak postanowiłem dać za
wygraną (tylko tym razem!) i wycofałem się, na końcu ssąc delikatnie jego dolną
wargę, co Potter skwitował cichym mruknięciem. Uśmiechnąłem się lekko,
odsuwając się od jego ust i opierając czoło o jego bark. Poczułem jak opiera
policzek o moją głowę, oddychając ciężko, na co uśmiechnąłem się z satysfakcją.
Podczas gdy jedno ramię wciąż
trzymał owinięte dokoła mojej talii, jego druga dłoń upuściła butelkę na
podłogę, by w następnej chwili wylądować na mojej głowie. Poruszył lekko
palcami, wczesując je w moje włosy. Po chwili chwycił mnie za nie i
delikatnie pociągnął do tyłu. Podniosłem głowę, rzucając mu pytające
spojrzenie, a on bez słowa ponownie wpił się w moje wargi. Obejmująca mnie do
tej pory ręka, teraz sunęła drażniąco po moich plecach. Jęknąłem cicho,
aprobująco, oplatając ramionami jego kark i odwzajemniając pocałunek. Muszę
przyznać, że choć potrzebował jeszcze sporo praktyki, to i tak nieźle mu to
wychodziło. Miał zadatki na mistrza pocałunków… Jeszcze tylko kilka
“lekcji” i byłby w tym naprawdę dobry. Ja sam nie miałbym nic przeciwko, by być
jego nauczycie… ech?
Odsunąłem się od niego gwałtownie,
automatycznie oblizując wargi koniuszkiem języka. To nie powinno mieć miejsca.
Cholera!
– Za dużo wypiliśmy – wyznałem
cicho, schodząc z jego bioder i wstając troszkę chwiejnie. – Do tego burza
hormonów i...
Potter spojrzał na mnie zawiedziony
i nieco zamroczony. Jednak po kilku sekundach jakby zaskoczył, bo jego oczy się
rozszerzyły i patrzył teraz raczej zmieszany.
– Tak, masz rację. Zapomnijmy o tym
– dodał szybko. Nie wiem czemu, ale troszkę zabolała mnie ta prośba. Chociaż do
tego zmierzałem, to usłyszeć to z jego ust…
– Następnym razem nie będę brał
alkoholu – powiedziałem cicho, wyciągając różdżkę i szybkim ruchem rzucając
zaklęcie. Pozostawiona gdzieś tam szata od razu przyleciała i wpakowała się do
plecaka, który na koniec sam się zapiął. Założyłem go na jedno ramię, jak
najbardziej chcąc utrzymać równowagę. – Cholera… I wypadałoby chyba, żeby Ig
oglądał z nami… Przynajmniej bym tyle nie komentował – mruknąłem, starając się
iść prosto w stronę wyjścia. – Wracamy razem, czy wolisz zostać, Potty?
– Myślałem, że skończyłeś już z tym
głupim przezwiskiem – usłyszałem za sobą jego naburmuszony głos. – I chyba
zostanę…
– Jasne, nie ma sprawy – odparłem,
wzruszając ramionami. – W takim razie uciekam, Pottuś. Do zobaczenia jutro na
śniadaniu – dodałem otwierając drzwi.
– Tak… Do zobaczenia – mruknął w
odpowiedzi, a ja z krzywym uśmiechem opuściłem Pokój Życzeń.
Rozdział jak zwykle fenomenalny i nie wiem co jeszcze napisać. Nie potrafię pisać komentarzy, więc powiem tylko CHCĘ WIĘCEJ!!!!!!
OdpowiedzUsuńAsz bo u was na wsi to bomby podkładają, nie to co u mnie na mazurach. A jak o tym usłyszałam, to się zastanawiałam czy Saneko jeszcze żyje. Btw nie opowiadałam Wam historii o tym, jak moja przyjaciółka się wyprowadzała z bloku i zapomniała wziąć walizki z klatki, ludzie myśleli że to bomba i ewakuowali cały blok.
OdpowiedzUsuńŻyję, żyję, dzięki za troskę :*
UsuńCiekawa akcja z tą walizką. Nie jestem tylko pewna czy na miejscu Twojej przyjaciółki bym się w takiej sytuacji śmiała, czy byłoby mi głupio... Chyba i jedno, i drugie xDD Ale przynajmniej urozmaiciła ludziom życie ;D
JEEEEJ! Doczekałam się w końcu Drarry! Czekam na więcej!
OdpowiedzUsuńBuziorki,
Wasza wierna fanka,
Aiko <3 ^3^
Hej,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, czyli naprawdę Draco nie jest prefektem, Severus odebrał mu wszystkie przywileje, seans o tak i gorąco, a potem czemu...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia