czwartek, 3 lipca 2014

Rozdział 45 - Draco


Hej, hej, hej.
Wybaczcie, że tak długo szło mi z rozdziałem, ale ostatnie dni były dla mnie mega zakręcone. Najpierw odbieranie wyników maturalnych, potem skok do pociągu i wyjazd do Gda, by ogarnąć studia i akademiki (swoją drogą mam już swojego faworyta). A zaraz po tym, we wtorek musiałam znowu wsiadać do pociągu - mimo bomby lotniczej w centrum - i jechałam do brata do Poznania.
I dopiero w tej chwili publikuję ten rozdział. Dokładnie 15 minut po tym jak wróciłam bezpiecznie do domku i zjadłam lekkostrawny obiadek ^^
Jednak nie przynudzając dalej, zapraszam na rozdział!
Jest Galena.
Jest też little drarry.
Enjoy!

~\\*//~



Nie mając ochoty na żadne spotkania ani tym bardziej na rozmowy z kimkolwiek, postanowiłem całą niedzielę poświęcić Galenie. W końcu jestem jej właścicielem, a przez kilka ostatnich dni widocznie jej unikałem (niespecjalnie!), co chciałem jej wynagrodzić z nawiązką. Dlatego też z nadejściem świtu ubrałem się i po wzięciu plecaka pełnego surowego kurczaka, ruszyłem szybkim krokiem w stronę Zakazanego Lasu.

Galena przywitała mnie ochoczo, nim zdążyłem dojść do jej polany, co utwierdziło mnie w przekonaniu, że mój pomysł przypadnie małej do gustu. Uśmiechnąłem się czule, gładząc ją lekko po pysku i przyglądając się uważnie jej ciału.
– Albo mi się zdaje, albo znów urosłaś, maleńka – odezwałem się do niej, kładąc dłoń między jej nozdrzami. Galena parsknęła cichutko, zabierając na chwilę głowę i prowadząc mnie do swojego gniazda. Ulokowała się w swoim zwyczajnym miejscu, a ja usiadłem obok niej, wyciągając z torby pierwszą porcję mięska. – Zobacz, co dla ciebie mam – powiedziałem, podrzucając jej kurczaka, a ta w mgnieniu oka pochwyciła go w zęby i połknęła z zadowolonym gardłowym pomrukiem. – Dobra dziewczynka…
Oparłem się o jej bok, śmiejąc się cicho, gdy smoczyca otoczyła mnie swoim skrzydłem. Najwyraźniej w ten sposób chciała uchronić mnie przed zimnem. Trwałem tak przez jakiś czas, starając się nie myśleć o niczym ani o  nikim. Jednak jak na złość, przed oczami co rusz widziałem postaci trzech osób. Clary proszącej o zrozumienie, Pottera patrzącego na mnie z czymś na kształt politowania i rozczarowania (o co mu niby chodzi, co!?) oraz Iga, który non stop zadaje mi praktycznie to samo pytanie – “Wszystko ok, Draco?”.  Wkurzające!

Rozumiem, że się o mnie martwi. Ja sam często zastanawiam się, czy wszystko u niego w porządku. Czy radzi sobie wśród Gryfonów. Albo czy ktoś ze Slytherinu nie postanowił obrać go na swój celownik. Wiem, że Ig doskonale by sobie poradził. Jeżeli ktoś zaatakowałby go pięściami, mój bliźniak bez trudu powaliłby go na łopatki. Troszkę trudniej miałby, jeśli chodzi o ataki magiczne, ale zdążyłem się już parę razy przekonać, że w ekstremalnych warunkach jego magia działa samoistnie.

Jak to było tydzień temu, kiedy Ig bardzo chciał uczestniczyć w naszym treningu Quidditcha. Jeden z pałkarzy, Joshua Coleman z mojego rocznika, jako pierwszy zobaczył tłuczka lecącego w stronę Davida Tylera, który zdawał się prowadzić dość żywą rozmowę z Alice (biorąc pod uwagę to, że dziewczyna w ogóle była skłonna odpowiadać na jego pytania – co  było w pewnym sensie dość zaskakujące). Krzyknął do nich, ostrzegając przed piłką, sam jednak zdążył wylecieć przed nich i wybić mocno tłuczka. Pech chciał, że niczego nieświadomy Igniss ze słuchawkami na uszach, leciał akurat w stronę trajektorii lotu piłki i to była tylko kwestia czasu, kiedy miałoby dość do zderzenia.

Byliśmy za daleko, by zainterweniować, Ig był zbyt “głuchy”, by usłyszeć mój wrzask, więc jedynym wyjściem było użycie różdżki. Już miałem ją wycelowaną w stronę tłuczka, kiedy właśnie stało się to…

Gryfon wzdrygnął się nagle, spoglądając zaskoczony na lecącą w jego kierunku piłkę. Nie wiem, czy pisnął, czy krzyknął wystraszony, wyciągając przed siebie rękę w obronnym geście, ale w tym samym momencie tłuczek zatrzymał się w odległości niecałych trzech stóp, drżąc niebezpiecznie. Jakby piłka sama nie wiedziała, czy pruć dalej, czy znieruchomieć na dobre. Niestety, nie dane było mi się nad tym zastanowić, bo sekundę później tłuczek po prostu wybuchł.

Galena trąciła mnie delikatnie pyskiem, skupiając na sobie całą moją uwagę.

– Co jest, maleńka? Nie lubisz nie być w centrum uwagi? – spytałem, gładząc czule wewnętrzną stronę  jej skrzydła. – A może chciałabyś troszkę polatać, co?

Smoczyca wydała z siebie dźwięk, który skojarzył mi się z zadowolonym okrzykiem. Uśmiechnąłem się w odpowiedzi, wychodząc spod jej skrzydła i kiedy tylko samica się ustawiła, wsiadłem na jej grzbiet. Galena odepchnęła się mocno od ziemi, zgrabnie wzbijając się w powietrze.

Naprawdę uwielbiałem to uczucie. Latanie na miotle było niesamowite, ale nie umywało się od latania na smoku. Gdybym mógł chwaliłbym się tym na prawo i lewo, jednak świadomość tego, że mógłbym przez to zaszkodzić Galenie, powstrzymywała mnie od zrobienia takiej głupoty.



~*~



– Draco…

Jęknąłem cicho w odpowiedzi, mocniej wtulając się w przyjemnie ciepłe, aczkolwiek nieco szorstkie ciało. Gdzieś znad mojej głowy rozbrzmiał cichy warkot, przez który zacząłem zastanawiać się nad swoim położeniem.

– Zamilcz, bestio. Przecież nie chcę zrobić mu krzywdy.

Warkot stał się o wiele głośniejszy.

– Draco. – Usłyszałem zniecierpliwiony głos. Uchyliłem lekko powieki, patrząc nieprzytomnym wzrokiem przed siebie. – Ile czasu masz zamiar bawić się w śpiącego królewicza, co? – sarknął, a ja rozpoznałem w rozmówcy Severusa. Podniosłem się do siadu, przeciągając się z westchnieniem.

– Co jest? – rzuciłem zaciekawiony, wstając i gładząc Galenę po szyi. To sprawiło, że przestała szczerzyć kły w stronę mojego chrzestnego i zaczęła wręcz łasić się do mnie.

– Może tak ty mi powiesz “co jest”? – spytał, patrząc na mnie z niezadowoleniem. – Cały dzień jesteś tutaj. Opuściłeś wszystkie posiłki i jakby tego było mało niedługo będzie cisza nocna.

Faktycznie, zrobiło się już ciemno i całkiem chłodno na dworze. Zapewne, gdyby nie Galena już dawno trząsłbym się z zimna.

– Nie mam pojęcia, o czym mówisz – odparłem, wzruszając ramionami.

– Och, no jakżeby inaczej! Problemy innych zauważasz na kilometr i rozwiązujesz je w cudowny i fenomenalny sposób, jak przystaje na prefekta Slytherinu! Ale jeśli chodzi już o twoje sprawy to widzisz mniej od dementora!

– Świetnie! To może powiesz, co ci się we mnie nie podoba!? Z pewnością będę szczęśliwszy, będąc bogatszym o nową informację.

– Zamieniłeś się na mózg z Potterem? A może postanowiłeś iść za linią mody “Crabb&Goyle”?

– Nie staraj mi się wmówić, że nie dbam o siebie jak ci jaskiniowcy! – warknąłem zły.

– Nie widzisz w jakim jesteś stanie? Draco! Ty przeraźliwie chudniesz. Z początku starałem wmówić sobie, że to tylko chwilowy efekt uboczny pieczęci i niedługo wszystko się unormuje. Ale ty przeszedłeś samego siebie! “Nie odczuwam głodu, więc nie idę na posiłki”, tak pomyślałeś, czyż nie?! To była największa głupota jaką mogłeś zdobić! I nawet nie staraj się zaprzeczać! Próbowałem ci pomóc, dodając do eliksiru bezpieczne składniki na poprawę energii czy wzrost łaknienia, przez co dawka stała się za słaba i wymusiłeś na mnie zrobienie o wiele mocniejszej. Jednak ty dalej nie zauważasz tego problemu!

– A co cię to obchodzi!? – krzyknąłem, patrząc na niego z furią. – Nie jesteś moim ojcem, by mieć prawo mówić mi, co mam robić! Nie masz innych rzeczy do roboty? Nie musisz zrobić jakiegoś nowego, zabójczego eliksiru dla Sam-Wiesz-Kogo!? Albo poszukać równie niebezpiecznych składników!?

Severus rzucił mi pełne niedowierzania i bólu spojrzenie, pod wpływem którego poczułem się wyjątkowo okropnie. To był pierwszy raz, kiedy potraktowałem tak tego mężczyznę.

– Masz rację. Nie mam prawa się produkować, skoro nie jesteśmy związani ani jedną kroplą krwi – zauważył kwaśno, wzruszając ramionami. – Niestety, prawda jest również taka, że dzięki twojej szanownej matce stałem się twoim ojcem chrzestnym. I chociaż może daleko mi do stania się kimś na kształt twego rodzica, dalej mam nad tobą przewagę, Draconie. A gdyby to dalej było zbyt mało, by móc starać się ci pomóc, czy ukrócić twoje dziwne wybryki, z pełną satysfakcją przypomnę ci, że jestem nauczycielem i opiekunem domu Slytherina. Moim obowiązkiem jest pilnowanie moich podopiecznych. Wszystkich, bez wyjątku. Nawet jeśli sprawa tyczy się prefekta.

– Świetnie – sapnąłem głośno, patrząc na niego z nowym pokładem nienawiści. – W takim razie czemu nie zainteresowałeś się sprawą Alice Bellamite albo Eleny Prince, co!? Bo prawda jest taka, że masz nas wszystkich w dupie! Dla ciebie najważniejsze są tylko badania i to twoje pudełko pełne listów od J.P.!

– Nie mam zamiaru rozwodzić się na ten temat w tym miejscu… – mruknął, odwracając się i kierując w stronę wyjścia z lasu.

– Bo co!? – krzyknąłem za nim, szybkim krokiem doganiając go.  – Bo boisz się, że ktoś nas usłyszy? Przecież tu żywej duszy nie ma!

– Jesteś tego pewien? – Rzucił mi powątpiewające spojrzenie, przez które zamilkłem zaraz niespokojny. Zrobił to specjalnie, żeby odwrócić moją uwagę, czy może naprawdę miał do tego podstawy?

W pełnej napięcia ciszy opuściliśmy las i szliśmy do zamku.

– Nawet nie myśl, że pozwolę zaciągnąć się do twojej komnaty i tam z tobą gadać – wysyczałem, kiedy byliśmy już blisko lochów.

– Nie musisz się martwić. Nie miałem zamiaru cię tam zapraszać – odparł chłodno, kiedy mijaliśmy drzwi od jego prywatnych kwater. – W końcu nie mogę zapraszać tam obcych ludzi, skoro nie mam WŁASNEJ rodziny.

Zabolało… Nigdy nie sądziłem, że słowa mojego chrzestnego mogą ranić w takim stopniu.

W ciszy przeszliśmy przez pokój wspólny, nie zaszczycając nikogo najmniejszym spojrzeniem i wkraczając do mojego dormitorium.

– Miałem nadzieję, że nie będę musiał tego robić. Niestety, nie dajesz mi innego wyboru, Draco – odezwał się tuż po tym, jak zamknął za sobą drzwi. – Po tym incydencie ty po prostu doprowadzasz do autodestrukcji swojego organizmu. Nie mogę pozwolić na twoje głodzenie się.

– Nie głodzę się – burknąłem, wyciągając fajkę z pudełka. Jednak nie miałem okazji nawet włożyć jej między wargi, bo Severus już trzymał ją w swoich rękach, wraz z moją paczką. – Oddawaj! – warknąłem, patrząc na niego wilkiem.

– O tym też mówiłem. Zdajesz sobie sprawę, że paląc papierosy zabijasz w sobie potrzebę jedzenia? Twój organizm głupieje i błędnie interpretuje napływ nikotyny jako właściwe składniki odżywcze, przez co podwójnie tracisz ochotę na zjedzenie czegokolwiek!

– Jesteś przewrażliwiony. Po prostu wszystko wyolbrzymiasz. – Machnąłem zbywająco ręką,  przymierzając się do posadzenia tyłka na kanapie. Już siadałem na jak zawsze miękkie obicie, kiedy poczułem palce owinięte ciasno wokół mojego nadgarstka i silnie pociągnięcie.

– Wyolbrzymiam, tak? – wysyczał wściekły, pociągając mnie w stronę sypialni. Serce skurczyło się w strachu, by zacząć bić z większą częstotliwością i siłą, uderzając boleśnie o moje żebra. On chyba nie zamierzał…!? Przecież to Sev! On nigdy nie zrobiłby mi czegoś TAKIEGO. – Zaraz się przekonamy, kto tu nie ma racji – dodał, zatrzymując mnie przed lustrem. Przez chwilę oboje patrzyliśmy się na taflę szkła. Ja doszczętnie przerażony, on z chłodną premedytacją.

– Se… – Głos uwiązł mi w gardle, dokładnie w chwili, kiedy brunet różdżką rozpiął guziki płaszcza, a następnie bez zbędnych czułości wręcz zerwał go z moich ramion. – Przestań! – krzyknąłem cicho, starając się zaoponować, jednak w tym samym momencie Snape zaklęciem pozbył się mojej bluzy i koszuli. Jedną dłonią złapał moją szczękę i nakazał, abym patrzył na swoje odbicie.

– Widzisz!? Popatrz na swoje ciało. Wyglądasz jak ledwo dyszący kościany wieszak na skórę!

Obserwowałem wystające żebra i mostek, jak i ohydnie odznaczające się kości biodrowe. Wyglądałem naprawdę okropnie.

– Dlatego radzę ci się zastanowić nad zmianą swoich nawyków, w innym wypadku spotka cię bardzo surowa kara. Utrata twoich przywilejów. A tego chyba nie chcesz, prawda? Draco?



~*~



Nigdy nie podejrzewałbym, że przeprowadzę z Potterem rozmowę w TAKI sposób. Albo inaczej… Nie sądziłem, że Gryfon odpowie na mój dwuznaczny komentarz, drugim dwuznacznym komentarzem.

Dlatego po kilku wypowiedziach z podwójnym dnem, wycofałem się strategicznie, wmawiając sobie, że muszę być dzisiaj wcześniej na treningu.

Na boisku, we względnej ciszy, czekała już na mnie cała drużyna. Nawet Blaise i Pansy się przypałętali, chociaż na ogół nie lubili przychodzić na nasze treningi. Dziewczyna rzuciła mi krótkie spojrzenie, uśmiechając się delikatnie, by wrócić do rozmowy z naszym przyjacielem. Uniosłem na to jedną brew, zastanawiając się nad zagadkowym zachowaniem dziewczyny. Normalnie Pansy robiła wszystko, by móc rzucić się w moją stronę z próbą owinięcia rąk wokół mojej szyi.

Jednak nie znaczy to, że czułem się rozczarowany.

Ściskając mocniej miotłę w dłoni, ruszyłem żwawszym krokiem w ich kierunku, kiedy zza zawodników wyłoniła się sylwetka nauczyciela. I wszystko jasne…

Opiekun Slytherinu wyszedł mi naprzeciw, a jego mina jasno mówiła, że tylko jedna kropla wystarczy do przelania czary.

– Wydawało mi się, że dałem ci jasne warunki zachowania funkcji prefekta – odezwał się, kiedy już był na wyciągnięcie ręki.

– A mi wydawało się, że dostałem pozwolenie na poświęcenie mojej drużynie jednego, wybranego przeze mnie dnia tygodnia. No chyba, że zmieniłeś zdanie – odparłem, patrząc na niego wyzywająco. Kto, jak kto, ale Severus nie należał do osób, które rozmyślają się co pięć minut.

– Owszem, tak jak i kazałem ci zacząć pojawiać się na posiłkach, czego jednak nie wziąłeś sobie do serca.

O kurwa. Kompletnie o tym zapomniałem!

– Nie muszę od razu wykonywać wszystkiego co mi rozkażesz, Sev – oznajmiłem z nonszalancją, wzruszając lekko ramionami.

– Jeżeli nie chcesz zachować przywilejów, to zgodzę się z tobą. Jesteś na dobrej drodze, by zdegradować cię do roli szarego, niewyróżniającego się niczym ucznia. Mam nadzieję, że któryś z twoich przyjaciół przygarnie cię do siebie. Słyszałem też, że twoi byli pachołkowie mają jedno łóżko wolne.

– A ty wiesz o tym, bo co? Interesuje cię ich życie, czy coś? Jesteś stalkerem? Czy po prostu fascynują cię uczniowie? To jakiś nowy fet…

Dłoń nauczyciela z siłą i głośnym plaśnięciem wylądowała na moim policzku. Severus patrzył na mnie z furią, którą ledwo poskramiał. W innym wypadku nie skończyłoby się na jednym uderzeniu.

– Początkowo planowałem dać ci więcej czasu, jednak dochodzę do wniosku, że niepotrzebnie. Z tą chwilą tracisz pozycję prefekta Slytherinu, panie Malfoy. A co za tym idzie, wszelkie pozwolenia od nauczycieli i samego dyrektora właśnie zostają odwołane. Nie możesz palić. Masz zakaz uczęszczania na więcej niż dwa zajęcia dodatkowe, każdy góra po dwie godziny w tygodniu. Wszelkie wycieczki po zamku czy błoniach, które nie mają dobrego powodu, będą kończyły się surowymi szlabanami.

– Zaraz, nie możesz… – próbowałem mu przerwać, ale zamilkłem zaraz, kiedy zobaczyłem jego gromiące spojrzenie.

– Oczywiście, możesz odzyskać wszystkie przywileje, jeśli chcesz – kontynuował przez zęby. – Musisz jedynie udowodnić, że potrafisz o siebie dbać. A teraz, pójdziesz ze mną do mojego gabinetu, gdzie ściągniesz szatę prefekta i przyjmiesz szkolny mundurek. Po tym zaś dopilnuję, abyś trafił bezpiecznie na kolację.



~*~



Stałem oparty o ścianę koło łazienki prefektów, patrząc na leżący obok nóg plecak i czekając na przyjście Pottera. W gruncie rzeczy spotkanie w tym miejscu było jedynym sensownym rozwiązaniem. W końcu nie miałem pojęcia, gdzie Gryfon zamierza mnie zaciągnąć, by obejrzeć ten film, a wcześniej też nie miałem okazji wypytać go o to. Nie to, żebym był jakoś niezadowolony, czy coś. Mimo wszystko lubiłem niespodzianki.

Zastanawia mnie tylko, dlaczego Ig nie zgodził się na wspólne oglądanie filmu. W rezydencji wręcz nie dawał mi żyć, ciągle prosząc o obejrzenie czegoś, co wpadło mu w oko. A teraz? Wymiguje się tym, że szybko zaśnie w trakcie seansu. Świat idzie ku upadkowi…

Trzeba to opalić.

Ponownie przyłapałem się na tym, że sięgałem ręką do kieszeni w poszukiwaniu paczki. A kiedy nie natrafiałem palcami na dobrze znaną strukturę, boleśnie przypominałem sobie o zakazie Severusa. Eech, ciekawy jestem, ile czasu minie, zanim uda mi się je odzyskać.

W pewnym momencie do moich uszu dotarł odgłos czyichś kroków. Od razu podniosłem głowę, patrząc z delikatnym uśmiechem na zmierzającego w moją stronę bruneta.

– No nareszcie! – zawołałem cicho,  zgarniając plecak z ziemi i przewieszając go sobie przez ramię, wyszedłem mu naprzeciw.

– Nie narzekaj, nie spóźniłem się. Jestem punktualnie… Po co ci ten plecak? – spytał ciekawsko, unosząc brew.

– To niespodzianka z mojej strony – odparłem, patrząc na niego tajemniczo. Niech biedak głowi się, co takiego dla niego przygotowałem.

– Mam się zacząć martwić? – rzucił luźno, choć jego spojrzenie zdradzało niepewność.

– To zależy jak odbierasz takie rzeczy. – Wzruszyłem lekko ramionami. – To gdzie mamy ten seans-nie-randkę?

– Zobaczysz. Chodź za mną.

– Uuu… – Gwizdnąłem z uznaniem. – Ktoś tu się robi tajemniczy! Jesteś prawie jak Ślizgon, gratuluję.

– Nie przesadzaj, daleko mi do waszych gierek. I chodźmy już, bo chyba nie chcemy, by nas ktoś zobaczył.

Ruszyłem razem z nim z lekkim uśmiechem, co rusz spoglądając na jego równie zadowoloną twarz.

– Mam nadzieję, że wybrałeś coś interesującego. W innym wypadku nie ręczę zbytnio za siebie – zagadałem wesołym tonem. – A wierz mi na słowo, jestem bardzo wybredny.

– Mam kilka propozycji, więc w razie co jest pewne pole do manewru. Starałem się jednak wybrać same ciekawe tytuły.

– Mogę zaufać twojemu gustowi filmowemu? I daleko jeszcze? – spytałem, chociaż nie szliśmy nawet pięciu minut.

– Nie marudź, już niedaleko. – Uśmiechnął się rozbawiony.

– Nie marudź – przedrzeźniłem go. – To tak jakbyś zakazał kurze gdakać… Czy ty wyobrażasz mnie sobie nie marudzącego? Przecież to moja natura!

Potter spojrzał na mnie z ukosa i po kilku sekundach wybuchnął niekontrolowanym śmiechem. Zasłonił usta dłonią, z nędznym skutkiem próbując go powstrzymać.

– Eeej! To nie jest zabawne! Przestań natychmiast! – krzyknąłem z oburzeniem. Ten idiota ma czelność się ze mnie śmiać!? Niedoczekanie! – Usta w kubeł i nie bulgocz…  No przestań, mówię. Bo nie będę z tobą nic oglądał! – zagroziłem, udając powagę. Mimo wszystko jego humor przeszedł też na mnie. W końcu to było niewyszukane porównanie. Arystokrata i kurczak. Ig pewnie pokładałby się ze śmiechu.

Potter chichotał jeszcze przez chwilę, po czym odetchnął głęboko i przeczesał włosy palcami. Obserwowałem to kątem oka, nie chcąc zdradzić swojego zainteresowania.

– Ciekawa byłaby z ciebie kura – stwierdził poważnie, po czym parsknął i znów zaniósł się śmiechem. – O Merrlinie… hahaha!

– No bardzo śmieszne – warknąłem. – Długo jeszcze będziesz mnie prowadził, nie wiadomo dokąd? – spytałem, z całych sił chcąc zmienić temat.

– Jesteśmy na miejscu, poczekaj tu chwilę. – Zrobił jeszcze kilka kroków, aż znalazł się pod ścianą, gdzie zaczął krążyć w tę i z powrotem.

– Em… Gorzej ci? Bo wiesz, skrzydło szpitalne jest niby tam – wskazałem odpowiedni kierunek. Potter spiorunował mnie wzrokiem, jednak dzielnie udawałem, że nic nie widzę. – Ale nie wiem, czy ta głupia piguła cokolwiek by ci pomogła. Przecież ona jest tak niekompetentna.

W tym momencie przemierzył ten sam odcinek po raz trzeci, a w ścianie jak na zawołanie pojawiły się drzwi.

– Och – sapnąłem zaskoczony, wpatrując się w owo miejsce. – Czy… to jest to, o czym myślę?

– Witamy w Pokoju Życzeń, panie Malfoy! – Skłonił się teatralnie z idiotycznym wyszczerzem na twarzy.

– Nie spodziewałem się, że zaprowadzisz mnie TUTAJ, panie Potter – odparłem, podchodząc bliżej drzwi. – Nie będzie problemu, jeśli wejdę pierwszy?

– Droga wolna. Mam nadzieję, że ci się spodoba – rzucił z nonszalancją, jakby w ogóle nie zależało mu na mojej pozytywnej opinii. Chociaż z drugiej strony jego głos zdawał się być wypełniony ledwo słyszalnym wahaniem. – Starałem się poprosić o coś, co sprosta wymaganiom arystokraty...

– Przekonajmy się – mruknąłem, naciskając na klamkę i wchodząc pierwszy. Przystanąłem zaskoczony, spoglądając na wierną kopię mojego saloniku w dormitorium. Widziałem drzwi prowadzące do łazienki. Jednak w miejscu, gdzie powinna znajdować się druga para, wisiał obraz jakiegoś nieznanego mi artysty. – No nieźle… Ogólna część mojego dormitorium...

– Jak to ogólna część…? I mógłbyś się wreszcie przesunąć, też chciałbym wejść – prychnął, szturchając mnie lekko palcem w łopatkę. Od razu zrobiłem krok w bok, robiąc mu miejsce.
– No ogólna. Taki pseudo-salon...

– Masz własny salon?! – spytał zdziwiony, wchodząc do środka i zamykając za sobą drzwi, rozglądał się zaciekawiony na boki.

– Noo jak przystało na prefe… – umilkłem zaraz. Przecież nie jestem już prefektem, dlaczego więc dalej mogę przebywać w swoim dormitorium? Severus nie zamierza mi go odebrać. – Od tamtego roku mam prywatne kwatery. Tak samo jak i Will.

– Żartujesz sobie ze mnie… My z Hermioną wciąż mieszkamy w tych samych pokojach, które nam przydzielono w pierwszej klasie!

– Nie wytrzymałbym ponad pięciu lat w jednym pokoju z Zabinim i z Goylem… Już na samą myśl dostaję dreszczy.

– Ja aktualnie dzielę swój z...

– Niech zgadnę: z wiewiórem – mruknąłem, patrząc na niego z rozbawieniem. Ciekawe, czy będzie zły? Czy jednak może dostanę ciche przyzwolenie na nazywanie tak jego przyjaciela.

– Tak, z Ronem też. – Spojrzał na mnie złowrogo. Jej, prawie jak bazyliszek. – I z Igiem, i Deanem, i Seamusem, no i Nevillem.

– Nie wyobrażam sobie dzielenia sypialni z tyloma osobami – powiedziałem wstrząśnięty. Jak on wytrzymał tyle lat z taką hołotą (nie licząc mojego brata)? – U mnie najliczniejsze dormitoria to trzyosobowe, chociaż niektóre dziewczyny wolą trzymać się w większych grupach i chyba mamy ze dwa albo trzy pokoje czteroosobowe.

– U nas nie ma mniejszego niż trzyosobowy, a o ile dobrze się orientuję, to największy jest sześcioosobowy, jak mój.

– To jest okropne. – Usiadłem wygodnie na kanapie, plecak kładąc obok. Butelki stuknęły o siebie robiąc troszkę niepotrzebnego hałasu. Gryfon poderwał głowę i spojrzał podejrzliwie w moją stronę.

– Czy tam jest to co myślę?

– Nie mam pojęcia o czym myślisz – odparłem niewinnie, klepiąc miejsce obok siebie. – Nie siedzę ci w głowie...

– Chodzi mi o alkohol. – Wywrócił oczami, sadowiąc się przy mnie. – Od razu mówię – nie będę pił.

– Och, czyżby? – spojrzałem na niego z drwiącym uśmieszkiem. – Boisz się, że cię upiję i sprzedam jak egzotyczne zwierzątko?

– Jasne, że nie. Po prostu nie chcę pić i tyle.

– A może boisz się, że będę próbował cię jakoś wykorzystać?

– Chyba cię pogrzało. Niby ja miałbym się ciebie bać? No, chyba że planujesz znów zaatakować mnie od tyłu...

– To jeśli zapewnię cię, że nie będę cię atakował od tyłu, to dasz się skusić? Czy dalej będziesz robił za niewinne, bezbronne gryfiątko? – No, Pottuś. Połkniesz przynętę czy muszę jeszcze z tobą powalczyć?

– Nie robię za żadne gryfiątko! – warknął. Oho, czyli jednak już zaczął się łamać…

– Naprawdę? Bo ja to odbieram inaczej… Czyżbyś nie umiał pić? – spojrzałem na niego rozbawiony, przykładając rękę do twarzy, by przypadkiem się nie roześmiać. A przynajmniej miałem wyglądać na osobę, która zaraz może wybuchnąć śmiechem.

– Umiem! I mogę ci to udowodnić w każdej chwili! – Posłał mi wyzywająco-naburmuszone spojrzenie.

– To czemu nie udowodnisz mi tego przy filmie, co? – spytałem, wyciągając butelkę rumu.



~*~



– No nie mogę! Dlaczego ta idiotyczna małpa jest taka przewidywalna?! Mówią jej, nie idź, to ta swoje. I co? Wpada w niebezpieczeństwo. Sama prosi się o śmierć, głupia – warknąłem w pewnym momencie. Film był całkiem fajny, ale zachowanie tej farbowanej landryny – okropne. Przechyliłem butelkę, spijając ostatnie krople rumu. Zaraz też zostawiłem puste szkło na podłodze, sięgając do plecaka po nowy trunek. To była nasza druga butelka. A żeby było śmieszniej, Potty pił tyle samo co ja… No, może parę łyczków mniej.

– Gdyby tam nie poszła, to film nie miałby… nie miałby… tego, no… o! sensu – dokończył z ledwo słyszalnym triumfem w głosie. Wygląda, jakby się całkiem nieźle trzymał, ale procenty najwidoczniej już uderzyły mu do głowy. – Zawsze musi być jakiś idiota, który pcha się prosto w niebezpieczeństwo. – Spojrzałem na niego drwiąco z miną z serii no-co-ty-nie-powiesz. Usłyszeć coś takiego akurat od niego... Potter, widząc moją reakcję, jedynie wywrócił oczami. – Czasem trzeba zrobić coś głupiego i nierozsądnego, żeby ruszyć...

– Nie gadaj – przerwałem mu, wręczając mu świeżo otwartą whiskey. – Pij! – dodałem władczym tonem.

– Sam zacząłeś! – prychnął, ale posłusznie pociągnął kilka łyków.

– No nie idź tam za nią, Nick! – krzyknąłem nagle, widząc jak naprawdę przystojny brunet postanowił iść za tą głupią ździrą. Pewnie dała mu dupy i dlatego się tak o nią troszczy.

– Zaraz ich dopadnie, mówię ci! Słyszysz tę muzy… O! A NIE MÓWIŁEM?! – zawołał, wymachując szkłem w stronę ekranu, gdzie potwór właśnie odgryzał tej blond szmacie głowę. Pociągnął kolejnego łyka. Zbłąkana kropla, którą nieskutecznie próbował schwycić językiem, spłynęła mu po brodzie, skąd starł ją wierzchem dłoni.

Spojrzałem na Pottera, tracąc całkowicie zainteresowanie filmem. Brunet siedział  w samych spodniach i koszuli. Szatę prefekta już dawno odrzucił gdzieś do tyłu, to samo robiąc z krawatem. Ja sam nie byłem w gorszej sytuacji, z tym wyjątkiem, że moja koszula była rozpięta u góry. Ale dość o mnie… Jak zahipnotyzowany obserwowałem koniuszek języka wodzący po jego wargach, kiedy postanowił w ten sposób je zwilżyć.

– Oi… – mruknąłem cicho, ściągając na siebie jego uwagę. Spojrzał na mnie lekko zamroczonym wzrokiem, unosząc delikatnie brew w pytającym geście. – Oddaj mi butelkę. Nie jesteś sam. – Wychyliłem się, próbując odebrać mu moją zdobycz, ale łajza cofnęła rękę poza mój zasięg. Dlatego przybliżyłem się jeszcze bardziej, prawie opierając się swoją klatką piersiową o jego i próbując dalej. – No, nie bądź cham!

– Nie ma tak łatwo! A zasłużyłeś? – spytał zadziornie z lekkim uśmieszkiem.

Odsunąłem się kawałek, obserwując uważniej jego twarz. Oczy Pottera błyszczały psotnie, jednak moja uwaga ponownie mimowolnie skierowała się na jego usta.

– To co mam zrobić? – spytałem, z całych sił starając się skupić na górnej części jego twarzy.

– Hmmm… no nie wiem, nic mi nie przychodzi do głowy... Ty coś wymyśl – dodał, przygryzając wargę i wciąż wbijając we mnie to dwuznaczne spojrzenie.

– Tylko potem nie przyjmuję reklamacji – mruknąłem, kładąc rękę na jego karku i przyciągnąłem go gwałtownie do siebie, atakując jego usta w mocnym pocałunku. Widać było, że go tym zaskoczyłem, gdyż rozchylił delikatnie wargi, z czego ochoczo skorzystałem, wślizgując się do środka swoim językiem. Potarłem delikatnie jego własny, zachęcając do wspólnej zabawy. Ku mojemu zaskoczeniu, nie dość, że odpowiedział na zachętę, to jeszcze poczułem oplatające mnie w pasie ramię, którym jednym władczym ruchem przyciągnął mnie bliżej do siebie. Nie myśląc wiele, usiadłem na jego biodrach, całym sobą skupiając się na całowaniu go i próbie zdominowania jego języka. Lecz Potter najwidoczniej ani myślał dać się tak łatwo pokonać. Wywiązała się między nami dość zacięta, ale i niezwykle elektryzująca walka.

W końcu jednak postanowiłem dać za wygraną (tylko tym razem!) i wycofałem się, na końcu ssąc delikatnie jego dolną wargę, co Potter skwitował cichym mruknięciem. Uśmiechnąłem się lekko, odsuwając się od jego ust i opierając czoło o jego bark. Poczułem jak opiera policzek o moją głowę, oddychając ciężko, na co uśmiechnąłem się z satysfakcją.

Podczas gdy jedno ramię wciąż trzymał owinięte dokoła mojej talii, jego druga dłoń upuściła butelkę na podłogę, by w następnej chwili wylądować na mojej głowie. Poruszył lekko palcami, wczesując je w moje włosy. Po chwili chwycił mnie za nie i delikatnie pociągnął do tyłu. Podniosłem głowę, rzucając mu pytające spojrzenie, a on bez słowa ponownie wpił się w moje wargi. Obejmująca mnie do tej pory ręka, teraz sunęła drażniąco po moich plecach. Jęknąłem cicho, aprobująco, oplatając ramionami jego kark i odwzajemniając pocałunek. Muszę przyznać, że choć potrzebował jeszcze sporo praktyki, to i tak nieźle mu to wychodziło. Miał zadatki na mistrza pocałunków… Jeszcze tylko kilka “lekcji” i byłby w tym naprawdę dobry. Ja sam nie miałbym nic przeciwko, by być jego nauczycie… ech?

Odsunąłem się od niego gwałtownie, automatycznie oblizując wargi koniuszkiem języka. To nie powinno mieć miejsca. Cholera!

– Za dużo wypiliśmy – wyznałem cicho, schodząc z jego bioder i wstając troszkę chwiejnie. – Do tego burza hormonów i...

Potter spojrzał na mnie zawiedziony i nieco zamroczony. Jednak po kilku sekundach jakby zaskoczył, bo jego oczy się rozszerzyły i patrzył teraz raczej zmieszany.

– Tak, masz rację. Zapomnijmy o tym – dodał szybko. Nie wiem czemu, ale troszkę zabolała mnie ta prośba. Chociaż do tego zmierzałem, to usłyszeć to z jego ust…

– Następnym razem nie będę brał alkoholu – powiedziałem cicho, wyciągając różdżkę i szybkim ruchem rzucając zaklęcie. Pozostawiona gdzieś tam szata od razu przyleciała i wpakowała się do plecaka, który na koniec sam się zapiął. Założyłem go na jedno ramię, jak najbardziej chcąc utrzymać równowagę. – Cholera… I wypadałoby chyba, żeby Ig oglądał z nami… Przynajmniej bym tyle nie komentował – mruknąłem, starając się iść prosto w stronę wyjścia. – Wracamy razem, czy wolisz zostać, Potty?

– Myślałem, że skończyłeś już z tym głupim przezwiskiem – usłyszałem za sobą jego naburmuszony głos. – I chyba zostanę…

– Jasne, nie ma sprawy – odparłem, wzruszając ramionami. – W takim razie uciekam, Pottuś. Do zobaczenia jutro na śniadaniu – dodałem otwierając drzwi.

– Tak… Do zobaczenia – mruknął w odpowiedzi, a ja z krzywym uśmiechem opuściłem Pokój Życzeń.

Na Salazara, zrobiłem najgłupszą rzecz w życiu.

5 komentarzy:

  1. Rozdział jak zwykle fenomenalny i nie wiem co jeszcze napisać. Nie potrafię pisać komentarzy, więc powiem tylko CHCĘ WIĘCEJ!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Asz bo u was na wsi to bomby podkładają, nie to co u mnie na mazurach. A jak o tym usłyszałam, to się zastanawiałam czy Saneko jeszcze żyje. Btw nie opowiadałam Wam historii o tym, jak moja przyjaciółka się wyprowadzała z bloku i zapomniała wziąć walizki z klatki, ludzie myśleli że to bomba i ewakuowali cały blok.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Żyję, żyję, dzięki za troskę :*
      Ciekawa akcja z tą walizką. Nie jestem tylko pewna czy na miejscu Twojej przyjaciółki bym się w takiej sytuacji śmiała, czy byłoby mi głupio... Chyba i jedno, i drugie xDD Ale przynajmniej urozmaiciła ludziom życie ;D

      Usuń
  3. JEEEEJ! Doczekałam się w końcu Drarry! Czekam na więcej!

    Buziorki,
    Wasza wierna fanka,
    Aiko <3 ^3^

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej,
    wspaniały rozdział, czyli naprawdę Draco nie jest prefektem, Severus odebrał mu wszystkie przywileje, seans o tak i gorąco, a potem czemu...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń