Nie przedłużając:
Enjoy!
~*~*~*~
Patrzyłem półprzytomnym wzrokiem na wiszącego nade mną Ignissa,
który dopiero po chwili puścił moje ramiona i się wyprostował. Przetarłem
dłońmi twarz i ziewnąłem.
– No, nareszcie, śpiący królewiczu! Nawet nie zdajesz sobie sprawy,
jak długo już próbowałem wyrwać cię z twojej sennej krainy – zaśmiał się cicho.
– Budzę cię, szarpię za ramię, prawie ci je wyrywając ze stawu, a ty tylko
posapujesz i pojękujesz w odpowiedzi! – W jednym momencie otrzeźwiałem,
jednocześnie czując, że robi mi się gorąco w twarz. – No tak się nie robi… Ja
rozumiem, że zapewne wspominałeś swoją nocną eskapadę, która dała ci wiele
radochy, no ale… – zawiesił głos, uśmiechając się łobuzersko i siadając w
nogach łóżka.
– Ktoś tu się czerwieni! – Igniss krzyknął uradowany, a ja drgnąłem
wyrwany z zamyślenia. Ig wyciągnął rękę w moją stronę i uszczypnął mnie w policzek.
– Normalnie mam ochotę zrobić ci zdjęcie!
– NAWET SIĘ NIE WAŻ! – zaprotestowałem gwałtownie, wyciągając przed
siebie ręce w obronnym geście. Miałem irracjonalne wrażenie, że na zdjęciu będą
widoczne moje myśli. – Jeszcze później będziesz nimi handlował wśród Ślizgonów
albo coś w tym stylu. Albo jeszcze gorzej – pokażesz je Malfoyowi! – Ig
zarechotał w odpowiedzi, a mi serce zabiło mocniej. Myśl, że Malfoy zobaczyłby
mnie w takim stanie… Że dowiedziałby się, o czym śnię… Dreszcz przebiegł mi
wzdłuż kręgosłupa. Z pewnością przez dłuższy czas nie byłbym w stanie spojrzeć
mu w oczy. O ile wciąż miałbym okazję, by się z nim spotkać, bo przecież mógłby
znów zacząć mnie unikać.
– To brzmi jakby Draco był bossem Ślizgonów… Jakby od jego reakcji
zależało życie twojego gracza w Aionie. – Jego oczy błyszczały od rozbawienia,
a on sam chyba wkładał wiele wysiłku w to, by się nie roześmiać. Mi wcale nie
było w tej chwili do śmiechu. – Teraz tym bardziej mam ochotę zrobić ci zdjęcie.
– Czekaj, czekaj. O co chodzi z tym Aionem? Może i wychowałem się
wśród mugoli, ale nie miałem za wiele okazji do grania w gry.
– Och, to taka gra online. Pokażę ci kiedyś przy sposobności… Ale
nie zmieniaj mi tu tematu! – Pogroził mi lekko palcem. Ech, a już myślałem, że
uda mi się go zmylić. Naprawdę wolałbym, żebyśmy zmienili temat. Niestety z
jakiegoś powodu nasze rozmowy dość często ocierają się o „te tematy”. I choć na
ogół nie przeszkadzają mi one jakoś strasznie mocno, to teraz gdy dopiero co
wyrwałem się z erotycznego snu o jego kuzynie, do którego w dodatku jest taki
podobny… To naprawdę krępująca sytuacja. – Lepiej przyznaj się, kto zapewniał
ci tak elektryzujące doznania, że nawet we śnie nie masz spokoju… – Spojrzałem
na niego badawczo. Nie domyślił się, o kim śniłem, prawda? Nie podpuszcza mnie,
bym się przyznał? – No co? Kołdra ci się zsunęła – dodał z miną niewiniątka.
Spojrzałem w dół, by w następnej chwili naciągnąć koszulkę na uda.
Tym razem piekły mnie nawet uszy.
– A ptaszek chciał tak bardzo uciec ze swojej klatki~! – zawył
głośno, wybuchając śmiechem.
– Oj, odwal się. Jakbyś ty się nigdy nie obudził w takim stanie –
mruknąłem zażenowany, odrzucając kołdrę, tak że zakryła częściowo Iga.
Spuściłem nogi na ziemię, odwracając się do niego plecami i założyłem okulary.
Nie chciałem, by zauważył uśmiech, który cisnął mi się na usta. Tylko Ig mógł
sprawić, by ta krępująca sytuacja zaczęła mnie w jakiś pokręcony sposób bawić.
A może po prostu wreszcie udzielił mi się jego dobry humor.
– Ale mnie nikt na tym nigdy nie przyłapał. A przynajmniej nie w
Hogwarcie.
– Aha! Czyli jednak! – Odwróciłem się w jego kierunku ze zwycięskim
uśmieszkiem. – Kto był tym “szczęściarzem”? No, dalej, pochwal się.
– Chyba szczęściarą, bo przyłapała mnie starsza o dwa lata
dziewczyna – odparł z uśmiechem, jakby sytuacja, o której mówił, wcale nie była
krępująca. Patrzyłem na niego przez chwilę zdziwiony, ale po chwili się
zreflektowałem. Przecież to pewnie była jego dziewczyna. Jest przystojny i
towarzyski, więc to nie dziwne, że nawet starsze od niego dziewczyny się nim
interesują. – Troszkę lepiej niż rok temu nocowałem u niej i tak jakoś wyszło,
że spaliśmy w jednym łóżku. Charlotte uwielbia robić ze mnie pluszaka, więc
jakoś nie trudno jej było rano wyczuć wybrzuszenie w mojej bieliźnie.
– To się nie liczy, skoro to była twoja dziewczyna – oznajmiłem,
nieco przygaszony. A już myślałem, że nie tylko ja mam takiego pecha do
wplątywania się w dziwaczne sytuacje.
– Zaraz… – Ig zamrugał szybko, rzucając mi zaskoczone spojrzenie. –
Że Charlie kim dla mnie była? Moją dziewczyną? – Zaśmiał się radośnie. Uniosłem
brwi zdumiony. – Nie no, mocny żart, Harry. Robisz się coraz lepszy.
– Ale o co ci chodzi? Nie rozumiem cię. Co w tym niby takiego
zabawnego?
– Charlotte ma od jakichś czterech lat chłopaka. Co prawda, łajza z
niego niesłychana i nie lubimy się zbytnio, ale jej to chyba nie przeszkadza.
– Czekaj chwilę, bo już nic nie ogarniam. Skoro ona ma chłopaka, to
czemu z tobą spała…? Chyba że każdemu wbijasz się do wyra jak mi? – Spojrzałem
na niego z mieszaniną rozbawienia i niepewności.
– To przecież mówiłem już, że u niej nocowałem. To z kim miałem
niby spać? Z jej rodzicami albo z jej siostrą, która swoją drogą miała wtedy
jedenaście lat? – Rzucił mi rozbawione spojrzenie.
– Okej, chyba masz rację, że to było najlepsze wyjście. Co nie
zmienia faktu, że sytuacja wygląda dość dwuznacznie. Na miejscu jej chłopaka
pewnie wpadłbym w furię, gdybym się, oczywiście, w ogóle o tym dowiedział.
– A myślisz, że Cayden się nie dowiedział? Zresztą Charlie mówi mu
o wszystkich naszych wybrykach. Przekazała mu też moją propozycję, jaką jej
rzuciłem, gdy zauważyła mój stan.
– Propozycję…? Czy to to, o czym myślę? – Patrzyłem z
niedowierzaniem na przyjaciela. Oczami wyobraźni widziałem, jak proponuje
szybki numerek.
– Zależy, czy myślimy o tym samym. Ogółem spytałem się jej, czy
jest bardzo zajęta, bo mógłbym dla niej znaleźć robotę. – Poruszył brwiami w sugestywny
sposób. – Za co dostałem po łbie, ale...
– No, nie dziwię się – wciąłem mu się gwałtownie w słowo, kręcąc
lekko głową. – Nie pojmuję, jak mogłeś jej coś takiego zaproponować, skoro
wiesz, że ma chłopaka. – Mimo że byłem szczerze zszokowany, usta rozciągały mi
się w uśmiechu. Ig mnie rozbrajał. Jego bezpośredniość i absurdalność
niektórych jego czynów momentami sprawiała, że aż chciało mi się śmiać.
– Oj tam. Jakby i ona się tym przejmowała. Ile razy już prosiła
mnie przy nim, żebym jej masaż cycków zrobił, bo jej troglodyta nie nadaje się
do delikatniejszych zadań. Jedyne o czym ten gościu myślał, to seks, seks,
seks. Raz nawet pod koniec swoich zabaw odebrała telefon ode mnie i przyjaciół,
chociaż wiedziała, że będę miał włączony głośnik i wszyscy będą ją doskonale
słyszeć! Do tej pory pamiętam miny moich przyjaciół, gdy odezwała się z
przeciągłym jękiem, a w tle słychać było skrzypienie jego łóżka!
– Nie, Ig, sorry, ale nie wierzę ci. – Znów pokręciłem głową, tym
razem patrząc na przyjaciela dość sceptycznie. – To jest zbyt absurdalne, by
mogło być prawdziwe. Wkręcasz mnie. Przyznaj się.
– No to udowodnię ci to, jak będę z nią rozmawiał albo z
kimkolwiek, kto wtedy ze mną tam był!
– Okej. Będę tego wyczekiwał. Dopóki ktoś inny tego nie potwierdzi,
nie uwierzę w tę historyjkę.
– Mogę zadzwonić do niej nawet teraz, chociaż nie gwarantuje, że
nie będzie przypadkiem w trakcie tego – mruknął, z miną obrażonego
przedszkolaka. Parsknąłem śmiechem. Nagle przypomniałem sobie, że dziś przecież
piątek i mamy zajęcia, a ja wciąż jestem w piżamie. Sięgnąłem po komórkę i
szybko sprawdziłem godzinę.
– Chętnie, ale innym razem. Jeśli się nie pospieszymy, to nie
zdążymy na śniadanie, a ja jeszcze muszę iść do łazienki.
– Właśnie dlatego starałem się cię obudzić! – zaśmiał się pogodnie.
– No to czemu później wdawałeś się ze mną w rozmowy? – rzuciłem z
udawanym oburzeniem, szczerząc się przy tym wesoło.
– Bo nie sądziłem, że będziesz miał tyle do gadania? – Spojrzał na
mnie z uśmiechem. – A tak serio, gdybym wiedział o twoim ożywionym koledze,
zacząłbym cię wcześniej budzić, żebyś miał więcej czasu dla siebie.
– Ignissie Black, mój ty wybawicielu – rzuciłem teatralnie, po czym
ruszyłem do kufra po czyste ciuchy.
– Zawsze do usług! Przynajmniej ja jedyny postanowiłem cię uratować
przed wizją głodu na lekcjach! – parsknął, podnosząc się z mojego łóżka.
– Przypuszczam, że Ron też próbował, ale dał sobie spokój, kiedy
okazało się, że to zadanie niewykonalne.
– A dziwisz mu się? Takie erotyczne koncerty głosowe odwalałeś, że
zaraz uciekł, calutki czerwony jak pomidorek! – Po raz kolejny tego poranka
zrobiło mi się gorąco w twarz. Chwyciłem zwinięte, czyste skarpetki i cisnąłem
nimi w Iga.
– Odczep się wreszcie! Wcale tak nie jęczałem! Nie wierzę ci! –
krzyknąłem na poły rozbawiony, na poły zażenowany.
– Czy ja ci wyglądam na kłamcę? – Zrobił smutną minkę, mrugając
powiekami o kilka razy za dużo. – Moje oczęta nigdy kłamstwa na oczy nie
widziały, a ty mi takimi oszczerstwami rzucasz, niewierny! Uwierzyłbyś mi od
razu, gdybyś tylko siebie słyszał.
– Wolałbym raczej pozostać w błogiej nieświadomości – westchnąłem,
ruszając w stronę wyjścia, zgarniając po drodze mój prowizoryczny pocisk. –
Takie sytuacje to zdecydowany minus wspólnych pokoi.
– Ja tam nie narzekam. Och, Harry! – krzyknął za mną, więc
zerknąłem na niego przez ramię. Brunet zaraz do mnie podszedł i z kamienną miną
położył rękę na moim ramieniu. – Tylko nie utop w kibelku ptaszka, kiedy
będziesz jechał na ręcznym, bo twoja przyszła-niedoszła będzie miała co
opłakiwać! – Ig zaniósł się śmiechem, zobaczywszy moją pseudo–morderczą minę.
Zamierzyłem się na niego, znów ściskając w dłoni skarpetki. Rzucił się ku
drzwiom z udawanym okrzykiem przerażenia:
– Aaa! Hermi–mamo! Latuj! Zly Hally atakuje!
“Pocisk” minął się z celem o kilkanaście centymetrów, uderzając w
ścianę przy schodach wiodących do pokoju wspólnego, ale kompletnie się tym nie
przejąłem. Nasz śmiech odbijał się przez chwilę echem po kamiennym korytarzu.
Znów zgarnąłem z ziemi moją zabójczą broń i ruszyłem wreszcie do łazienki.
Ta cała rozmowa z Igiem i nasze wygłupy sprawiły, że mój wzwód
zniknął… Przynajmniej do czasu gdy zobaczyłem prysznice i przez moją głowę znów
zaczęły przelatywać urywki z niedawnego snu.
Znów widziałem jego prężącego się w moich ramionach. Gdy
stałem pod ciepłym strumieniem wody, niemal czułem jego dłonie gładzące moje
pośladki. Zdawało mi się, że słyszę jego ciężki oddech, ciche pojękiwanie…
Kiedy wreszcie uporałem się ze swoim “małym problemem”, stanąłem
przed umywalką. Przez myśl przebiegła mi wymówka, którą czasem wykorzystywałem
w podobnych sytuacjach.
“Przecież to Malfoy.”
Skołowany spojrzałem w oczy swojemu odbiciu w lustrze. Wróciłem
wspomnieniami do mojej rozmowy z Krukonką, która wpadła na mnie na schodach, po
tym jak upiłem się w Hogsmeade. Po tym jak wściekłem się przez zdjęcia, na
których tańczył z Paulem i Ianem. Po tym jak mnie pocałował.
Twierdziła, że się wzajemnie nakręcamy. Wyśmiałem ją w myślach...
“Malfoy mnie wcale nie kręci. Nic a nic.”
Westchnąłem i przeczesałem włosy palcami, odwracając wzrok.
Ale się porobiło…
~*~
Jak zwykle rozsiedliśmy się w męskim dormitorium. Hermiona uruchamiała
swojego laptopa. Trzeci piątek pod rząd urządzaliśmy sobie seans. I coś mi
mówi, że nie znudzi nam się to za szybko, więc wkrótce powstanie z tego taka
nasza mała tradycja. Prawie jak cotygodniowe imprezy Ślizgonów. Tylko że na
mniejszą skalę.
Wyciągnąłem się na swoim łóżku i zapatrzyłem w baldachim, pogrążony
w myślach.
Ostatnio robię coraz więcej impulsywnych rzeczy, nie kontroluję
się, gdy w grę wchodzi Malfoy. Nie żebym kiedykolwiek wcześniej jakoś bardzo
nad sobą panował. Jednak to co robię już od jakiegoś czasu, zdecydowanie różni
się od obijania mu gęby „bo obraził moich przyjaciół”.
Właśnie… Dopiero teraz to do mnie dotarło, ale już od dłuższego
czasu się ich nie czepiał. Ciekawe dlaczego.
I ciekawe co z tym naszym wspólnym oglądaniem, bo w końcu nie dał
mi jasnej odpowiedzi.
Ale przede wszystkim, czemu wciąż o nim myślę?! Nawet nocami! Albo
raczej „zwłaszcza nocami”… Jestem w stanie dopuścić do siebie myśl, że już go
nie nienawidzę. W końcu dowiedziałem się, że Malfoy wcale nie jest taki zły.
Można z nim pogadać, potrafi być zabawny i wrażliwy. Mógłbym nawet dopuścić do
siebie możliwość, że go nieco polubiłem, a właściwie jedną jego stronę – tę
samą, którą pokazał mi przy naszym pierwszym spotkaniu. Ale to nie wyjaśnia
tych wszystkich snów! No dobra, przyznaję, Malfoy jest przystojny.
Powiedziałbym nawet, że bardzo seksowny… Ale przecież to nie tak, że stał się
taki z dnia na dzień! Więc czemu teraz tak nagle odbiło mi na jego punkcie?!
Kręcą mnie długie włosy u facetów?! Czy może chudość granicząca z anoreksją?! Bo
nic, kompletnie NIC na świecie nie przekona mnie, że byłem w stanie obdarzyć go
jakimś większym uczuciem, niż ta połowiczna sympatia. Nawet gdybym codziennie
śnił o tym, że uprawiam z nim…
Nieee…
Pokręciłem lekko głową, zapatrzony ślepo w baldachim. Uśmiechnąłem
się kącikiem ust, kpiąc z własnych myśli.
Nieee, przecież to absurdalne. To z pewnością wszystko wina
hormonów. Właśnie. Malfoy był drugą osobą, z którą się całowałem – nawet jeśli
nasze wargi zaledwie się dotknęły. Jestem nastolatkiem, mam swoje potrzeby, a
że akurat on się ostatni napatoczył, to po prostu na nim zawiesiły się moje
myśli. Sytuacje pewnie dodatkowo podsycają nasze wspólne kąpiele. Przypuszczam,
że gdyby to był jakikolwiek inny chłopak albo dziewczyna, to śniłbym właśnie o
nich.
Swoją drogą, jakoś zaskakująco szybko przeszedłem do porządku
dziennego nad faktem, że mogą mi się podobać chłopacy. Nie żebym sam miał coś
przeciwko homo, ale wychowałem się przecież wśród Dursleyów, którzy nie należą
do zbyt tolerancyjnych osób. Z kolei taka Hermiona czy bliźniacy wychowali się
w kochających rodzinach, a wygląda na to, że długo bili się ze sobą, nim byli w
stanie zaakceptować siebie i pokazać się w takiej postaci innym. Choć może
właśnie tu leży odpowiedź. Może chodzi o to, że ja w przeciwieństwie do nich
nie obawiam się odrzucenia przez opiekunów, a dzięki Hermionie, Ginny, Fredowi
i George’owi wiem, że nie muszę się też tego obawiać ze strony przyjaciół. Bo
inni się w tym wypadku dla mnie nie liczą, niech sobie myślą, co chcą.
– Gotowe. To co oglądamy? Jakieś pomysły, propozycje? Harry, Ig,
Ginny? – Wyrwany z zamyślenia, spojrzałem na Hermionę, po czym rozejrzałem się
po pozostałych. Dopiero teraz zorientowałem się, że jesteśmy tylko we czwórkę.
– A gdzie Rona wcięło? – spytałem skołowany.
– Harry, gdzieś ty błądził myślami przez ostatnią godzinę? Choć
właściwie nie powinnam się dziwić, bo cały dzień jesteś zamyślony – dodała. –
Nawet się z nim nie tak dawno żegnałeś! Poszedł się spotkać z Alice.
– Och, naprawdę?
– Harry, ja rozumiem, że masz teraz na głowie własne romanse, ale
nie powinieneś przez to porzucać swoich przyjaciół. – Głos siedzącego obok mnie
Iga był poważny, lecz gdy na niego spojrzałem, oczy błyszczały mu psotnie, a
usta rozciągał szeroki uśmiech.
– Romanse? Harry, czy ja o czymś nie wiem? – spytała nagle
uradowana Hermiona.
– Nie! Nie zwracaj uwagi na tego głupka, Hermiono. Od rana już mi
tak dokucza – spiorunowałem Iga wzrokiem, co skwitował wybuchem śmiechu.
– Oj, no nie bądź taki wstydliwy, Harrrrry – wymruczał moje imię,
obejmując mnie ramionami. Bezskutecznie próbowałem go od siebie odczepić. –
Powiedz nam kim ona jest… och, a może to on?! Przyznaj się, o kim śnisz, że tak
pięknie jęcz… – przyłożyłem mu dłoń do ust, tłumiąc resztę wypowiadanego przez
Iga zdania. Nie zdołałem jednak powstrzymać zdradliwego rumieńca wpływającego
na moją twarz.
– Hermiono, nie mieliśmy przypadkiem oglądać filmów? – Spojrzałem
błagalnie na przyjaciółkę, wciąż kneblując brunetowi usta.
– Nie rozumiem, Harry, czemu nie chcesz nam powiedzieć, w kim się
kochasz? Póki to nie Snape, to wszystko zrozumiemy. – Ginny wzruszyła
ramionami.
– Chciałaś chyba powiedzieć, Snape albo Malfoy? – wtrąciła
Hermiona, a moje serce zabiło mocniej. Czemu musiała zasugerować akurat jego. Przez
te wszystkie idiotyczne sny jestem na jego punkcie strasznie wyczulony.
– Czemu jesteście tak wrogo nastawieni do Draco? – spytał Ig,
uwalniając się od mojej ręki. – Nie to, że namawiam kogoś, żeby się za niego
brał… Ale nie możecie nie przyznać, że jest mega przystojny?
– No jest, ale wygląd to przecież nie wszytko – obruszyła się
Hermiona.
– Wiesz, Hermi, specjalnie pominęłam Malfoya. – Wszyscy troje
spojrzeliśmy zaskoczeni na Ginny. – Wiecie, chodzę razem z nim na jazdę konną.
– Faktycznie… Chciałem się jej kiedyś o to spytać, ale jakoś nie było okazji i
ostatecznie kompletnie o tym zapomniałem. Ciekawe jak jazda Malfoya wygląda z
tak bliska… Nie żeby jakoś bardzo mnie to obchodziło. Po prostu zastanawiam się,
czy jest różnica w zależności od odległości. – I choć wciąż jest nieprzyjemny,
no i go nie lubię, to jednak ktoś, kto jest taki dobry dla koni i kogo one
lubią, nie może być złym człowiekiem. Przynajmniej tak mi się wydaje –
stwierdziła spokojnie. Dobrze, że nie było Rona w pobliżu, bo jeszcze gotowy
byłby sądzić, że Malfoy rzucił na nią Imperiusa…
– Ginny! Normalnie kocham cię! – krzyknął Ig, rzucając się tym
razem w stronę dziewczyny i obejmując ją ze śmiechem. – Jedyna, która zauważyła
dobrą stronę mojego Smoczusia.
– A właśnie, skoro już jesteśmy przy temacie Snape’a i Malfoya… Mam
pewne podstawy, by sądzić, że Snape coś kombinuje. Choć nie jestem pewna czy to
z pewnością jest coś złego.
– Hermiono, to… – Ginny urwała, zerkając na Iga. Jestem pewny, że
chciała powiedzieć coś w stylu “to Snape, więc to oczywiste, że knuje coś
złego”, ale chyba nie chciała znów go drażnić.
– Z tego, co mi wiadomo, Sev nic nie kombinuje. No, chyba że znowu
wydaje mu się, że na niego “poluję”. Jednak czemu tak uważasz, Hermi–mamo? –
Brunet spojrzał na nią z miną niewiniątka. Hermiona zachichotała. Zawsze tak
reagowała, gdy ją w ten sposób nazywał.
– Ponad tydzień temu rozmawiałam z pewną dziewczyną, która
podsłuchała jego rozmowę z innym nauczycielem. Pomagałam jej rozwikłać pewnego
rodzaju zaszyfrowaną wiadomość, która dotyczyła najprawdopodobniej godziny
jakiegoś spotkania.
– Chwila, to czemu dopiero teraz nam to mówisz? – spytałem,
marszcząc lekko czoło.
– A czego dokładnie szukałyście? – spytał w tym samym czasie Ig.
– Próbowałyśmy dowiedzieć się, kim jest Elamiz. I wyszło na to, że
to imię anioła godziny jedenastej wieczór. A co do twojego pytania, Harry – po
prostu nie było jakoś okazji, by o tym pogadać.
– Och, ja wiedziałem, kim jest Elamiz. – Ig wyszczerzył się. –
Niedawno dostałem takie zapytanie od… – Zamilkł, marszcząc lekko brwi.
– Od kogo? – spytała nalegająco Hermiona czujna jak pies gończy,
który zwęszył trop.
– No, nie od nauczyciela. Draco mnie o to pytał. Jak i o parę
innych rzeczy… Chociaż chyba pytał mnie w tajemnicy i nie powinienem o tym
mówić. – Podrapał się zakłopotany po głowie. – No, ale czego oczka nie widzą, a
uszy nie słyszą, tego sercu nie żal – dodał ze śmiechem. – Najwyżej mnie zabije
wzrokiem albo wyśle na mnie Galc.. Gala Silka!
– O czym ty bredzisz, Ig? Gala Silka? – Spojrzałem rozbawiony na
kolegę.
– No, Galowie…
– Ale przecież Silk to kot… ech, a zresztą nieważne. – Machnąłem
zbywająco ręką. Ig ciągle wymyśla jakieś głupie przezwiska.
– W takim wypadku mamy kilka opcji. Albo to, że obaj o tym mówili
to czysty przypadek, co z miejsca odrzucam, bo takie przypadki się nie
zdarzają. Albo Malfoy również jest zamieszany w to, co kombinuje – lub
kombinował – Snape. Albo tamta dziewczyna mnie okłamała i wcale nie z ust
Snape’a usłyszała to imię.
– A ta dziewczyna to?
– Elena Prince.
– Elena!? – krzyknął cicho, uśmiechając się.
– Rozumiem, że to znaczy, że ją znasz? W sumie nie powinno to być
dla mnie jakimś wielkim zaskoczeniem, pewnie znasz sporo Ślizgonów.
– No, tylko kilku. – Wzruszył ramionami. – Ogółem ostatnio jest o
niej troszkę głośno, bo Clara próbuje ją gnębić za to, że Elenka zalazła jej za
skórę. Ale ogółem jest naprawdę fajna i ma naprawdę dobrą pamięć.
– Zdążyłam się o tym przekonać – przytaknęła mu Hermiona.
– No, ale wracając do Snape’a… – przypomniała Ginny.
– No tak. Więc mamy dwie opcje – albo i Malfoy i Snape są w coś
uwikłani, albo tylko Malfoy. Jednak nie mam żadnych innych poszlak prócz tego
całego Elamiz...
– I Wilczych Braci – wtrącił nagle Ig.
– O tym też ci powiedział kuzyn?
– Tak, pytał się mnie, czy było jakichś trzech głównych
przedstawicieli tego stowarzyszenia czy coś w ten deseń. Ogółem prosił, bym
znalazł wszystko, co tyczy się Wilczych Braci i trójki, bo wiedział, że ja
prędziej wyłudzę pozwolenie na grzebanie w księgach zakazanych niż on.
– OCH! – zakrzyknęła nagle Hermiona. – Nie wierzę, że o tym
zapomniałam!
– Hę? O czym ty teraz mówisz Hermiono? – spytałem skołowany.
– Harry, Ginny, nie pamiętacie, o czym rozmawialiśmy w Norze?
Mieliśmy sobie załatwić pozwolenie na korzystanie z Działu Ksiąg Zakazanych.
Przez ten natłok obowiązków, kompletnie o tym zapomniałam…
– Jak chcecie, to mogę wam przynieść jakieś książki z tego działu.
Tylko powiedzcie mi, czego mniej więcej szukacie.
Hermiona zamilkła na chwilę, przyglądając się Igowi w milczeniu.
Wyglądało to tak, jakby zastanawiała się, czy może mu o tym powiedzieć.
Ostatecznie jednak musiała stwierdzić, że nic nie stoi na przeszkodzie, bo
podjęła temat.
– Chcemy dowiedzieć się wszystkiego o horkruksach. Podejrzewamy, że
Voldemort mógł zrobić ich więcej niż tylko ten jeden, który Harry zniszczył,
gdy byliśmy w drugiej klasie. Dlatego właśnie chcemy się dostać do tego działu.
I choć myślę, że dostanę własne pozwolenie, byłabym wdzięczna, jeśli byś mi od
czasu do czasu pomógł.
– Nie ma sprawy, Hermi–mamo. – Black uśmiechnął się promiennie,
salutując niedbale. – Dla ciebie zawsze jestem do usług.
– Dziękuję, Ignissie. – Uśmiechnęła się ciepło. – A teraz może
wreszcie wybierzecie jakiś film? Albo chociaż kategorię, żebyśmy przed północą
obejrzeli choć jedną rzecz?
– Może jakiś romans? Albo film akcji… Bądź fantastyczny! Ale nie…
Chyba prędzej będzie romans.
– Czemu akurat romans? – spytałem, krzywiąc się lekko. Jakoś nie
miałem ochoty na oglądanie zakochanych na ekranie.
– A czemu nie? – spytał, przekrzywiając głowę. – No, zawsze możemy
wybrać jakąś komedię romantyczną… Taka odświeżająca historyjka powinna być
niezła.
– A cokolwiek co nie zawiera słowa “romans”? – jęknąłem.
– A co ci to przeszkadza, Harry? Ja tam chętnie obejrzę jakąś
komedię romantyczną, a ty Ginny?
– Ja też. Bardzo chętnie. Nie mam co prawda pojęcia, jak to
wygląda, ale brzmi ciekawie.
– A ty Ig?
– Skoro sam to zaproponowałem, to nie mogę mieć nic przeciwko.
– No, też fakt. Więc widzisz, Harry, zostałeś przegłosowany.
Ig zaśmiał się wesoło, ponownie biorąc mnie na swój celownik.
– Nie bój żaby, Harry. Dzisiaj będziemy robić sobie za poduszki,
udając, że przytulamy nasze połówki, których nie ma, i będzie cacy.
– Nie, dzięki, obejdzie się bez. – Idiota ze mnie. Czemu odrzuciłem
jego propozycję, skoro do tej pory i tak go w ten sposób wykorzystywałem? Tym
razem przynajmniej robiłbym to legalnie…
– A przypadkiem nie twierdziłeś jeszcze przed chwilą, że nie masz
nikogo na oku? – spytała Hermiona z zainteresowaniem.
– Przecież z mojej wypowiedzi wcale nie wynika, że kogoś takiego
mam! – zaprotestowałem gwałtownie. – Uwzięliście się na mnie czy co?
– Ja może troszeczkę, ale to było rano. A teraz mnie naprawdę
zraniłeś tymi słowami – mruknął cicho Ig, dziwnie przygaszony.
– Ale jak cię niby uraziłem? Co takiego powiedziałem? – spytałem zmieszany.
– Jak to jak? Zabrzmiało to tak, jakbym co najmniej dziki seks pod
prysznicem ci proponował – dla mnie mniej więcej tak właśnie zabrzmiała twoja
oferta, skomentowałem w myślach – a nie zwykłe siedzenie obok siebie w trakcie
oglądania filmu… – Och, to miał na myśli… Byłem pewny, że proponował, byśmy
spali w jednym łóżku… – Z ewentualnym oparciem głowy na czyimś ramieniu, ale to
u mnie już normalne.
– Nie chciałem cię urazić. Przepraszam. – Poklepałem miejsce obok
siebie, wyrzucając sobie w myślach głupotę. Moja wyobraźnia zaczyna za bardzo szaleć.
– No, chodź tu.
Igniss wyszczerzył się zwycięsko, od razu ładując się obok.
– Już ci lepiej, podstępna bestio? – spytałem, uśmiechając się
półgębkiem na widok jego uradowania. Powinienem był się domyślić, że udawał
zranionego. Gwiazda Hollywood się znalazła…
– O wiele lepiej – przytaknął z uśmiechem. Nagle otoczyłem jego
szyję ramieniem i przytrzymując w ten sposób, zacząłem go czochrać po głowie.
Ig pisnął cicho niby oburzony, próbując się wyrwać.
– A to za ten dziki seks pod prysznicem – prychnąłem, gdy wreszcie
udało mu się wyswobodzić. Tak właściwie to było bardziej za to, że mnie
oszukał, ale nie chciałem wdawać się z nim w dyskusję na ten temat.
– Wiecie… Już od jakiegoś czasu się nad tym zastanawiam... Jesteście gejami? – Gdyby nie to, że
siedziałem, bezpośredniość pytania Hermiony z pewnością zbiłaby mnie z nóg.
Ig się roześmiał.
– Aż tak to widać? Nie sądziłem, że tak szybko się wydam –
powiedział z bananem na twarzy. Spojrzałem zdziwiony na przyjaciela. W sumie
jak tak teraz na niego patrzę, mając w pamięci wszystko, co wyprawiał –
chociażby to, że czasem wbijał mi się do łóżka albo nie chciał go opuścić,
jeśli w nim zasnął – to faktycznie coś musiało być na rzeczy.
– A ty, Harry? – Spojrzałem na zaciekawioną Hermionę z wyrazem
konsternacji na twarzy. – Tylko mi nie mów, że nie wiesz…
– A miał okazję, żeby się dowiedzieć, co go dokładnie kręci? – bronił
mnie Igniss.
– Jak byłeś w czwartej klasie to podobała ci się przecież Cho
Chang… – zauważyła Ginny.
– No i? – Ig udał ziewnięcie. – To, że mu się podobała, nie
oznacza, że musi być tylko i wyłącznie hetero. Mi wiele dziewczyn się podoba, a
nigdy z nimi nie będę, bo wolę ptaszki w spodniach i dobrze mi z tym. Co prawda
miałem tylko jednego chłopaka, ale byłem z nim troszkę lepiej niż dwa lata,
więc można powiedzieć, że wiem co mówię. Dlatego też Harry może być zarówno
hetero, homo, jak i bi. W zależności od tego, czy w ogóle widzi siebie z drugą
osobą w tej sytuacji.
– Dzięki, Ig, to zabrzmiało jakbym był aseksualny – mruknąłem
urażony. Ig już otwierał usta, by coś powiedzieć, ale nie dałem mu dojść do
głosu. – A odpowiadając na twoje pytanie, Hermiono… – urwałem na chwilę,
szukając najmniej krępującego określenia, ale nim cokolwiek wymyśliłem, Ig
wykorzystał okazję, by się odezwać.
– Nie chciałem… Znaczy się, nie sądziłem, że tak odbierzesz moje
słowa… Bo wiesz, ja dopóki nie spotkałem Louisa byłem przekonany, że jestem
aseksualny, no i… eeech – zamilkł, drapiąc się delikatnie po potylicy.
– W takim razie to wygląda, jakbyś był bardziej
louisoseksualny niż homo – stwierdziłem, marszcząc lekko brwi, gdy w mojej
głowie na wierzch wypłynął obraz Malfoya z mojego dzisiejszego snu. Szybko go
odegnałem, karcąc się w myślach. Niedorzeczność.
– Biorąc pod uwagę to, że już ze sobą nie jesteśmy, a ja nie
przeżywam tego tak jak wcześniej, to śmiem twierdzić, że jestem w stu
procentach homo, Harry – mruknął z ledwo skrywanym bólem.
– Okej, masz rację. Po prostu trochę tak to zabrzmiało… Ale
skończmy wreszcie ten temat, bo ostatecznie nic dziś nie obejrzymy!
– Harry, nie wywiniesz się od odpowiedzi – oznajmiła Herm, patrząc
na mnie z rozbawieniem. Aż tak to było widać…?
– Ech, bywasz naprawdę upierdliwa, Hermiono – westchnąłem i
zbierając siły, wyrzuciłem z siebie to jedno głupie zdanie. – Tak, wygląda na
to, że podobają mi się też faceci. Zadowolona? No, to teraz wybierzmy wreszcie
jakiś film!
– W sumie ostatnio zauważyłem, że w tej szkole jest dużo homosiów. –
Wyszczerzył się Igniss, a ja zaliczyłem facepalm. Czy on wciąż musi ciągnąć ten
temat? – W Slitherinie dla przykładu to co trzecia, czwarta osoba lubi swoją
płeć. Nawet D… Ooo upsa.. haha… prawie się wygadałem.
– Igniss, zaczynam się zastanawiać, czy jakiekolwiek sekrety są u
ciebie bezpieczne. – Spojrzałem kątem oka na przyjaciela.
– Jest jeszcze wiele rzeczy, których się ode mnie nie dowiedziałeś.
I zapewne nie wyjawiłbym ci tego nawet pod działaniem Imperiusa – odparł, nagle
poważniejąc.
– Znając Ignissa, pewnie tylko udaje, że przypadkowo się wygaduje,
a tak naprawdę ma nad wszystkim kontrolę. – Hermiona przyglądała się uważnie
Igowi, który udawał, że nie dostrzega jej wzroku na sobie.
– Chyba wkraczamy na niezbyt przyjemne tematy, więc może wreszcie
weźmiemy się za te filmy? – zaproponowała Ginny.
– Jestem jak najbardziej za! – przytaknąłem ochoczo. Niech po
prostu włączą cokolwiek, bym mógł choć na jakiś czas przestać myśleć o własnym
życiu. Zwłaszcza, że cały dzisiejszy dzień spędziłem na myśleniu o Malfoyu. A
raczej o filmach, które chciałbym z nim obejrzeć. Lista jest naprawdę długa, więc
mam nadzieję, że nie skończy się na jednym seansie…
~*~
Wracając z łazienki, natknąłem się na wchodzącego do pokoju Rona.
Zobaczywszy jego uradowaną minę, aż sam się uśmiechnąłem.
– Widzę, że randka się udała? – spytałem wesoło. Przyjaciele
wyjaśnili mi w trakcie ładowania się filmu, gdzie wcięło Rona.
– To nie była randka! – zaprzeczył zawstydzony. – Ale miło
spędziliśmy czas… I dobrze, że jeszcze nie śpisz Harry, bo muszę z tobą
pogadać.
– Jasne, nie ma sprawy.
Usiedliśmy na łóżku Rona.
– Myślę, że musimy pogadać z Katie. Musimy bardziej przyłożyć się
do treningów. Może nawet udałoby jej się załatwić jakieś dodatkowe godziny,
podczas których moglibyśmy ćwiczyć na boisku. A jak nie, to możemy ćwiczyć
nawet na błoniach. Chodzi tylko o to, byśmy nie dali ciała na meczu z tymi
ślizgońskim małpami. Do tej pory wzbiera we mnie wściekłość, jak sobie
przypomnę ich zwycięskie miny. Trzeba dać im popalić, bo niedługo wszyscy będą
się puszyć jak Fretka!
– To nic złego, że się cieszą z wygranej…
– CO?! Harry, czy ty się słyszysz? Chyba za dużo czasu spędzałeś z
Igiem i ci mózg wyprało.
– Ej! Myślałem, że wreszcie polubiłeś Iga.
– Bo tak jest, ale to nie znaczy, że nagle polubiłem te szczury
kanałowe! Zresztą czy ty w ogóle widziałeś, jak oni się zachowywali po tamtym
meczu z Puchonami? – Pamiętam głównie moją rozmowę z Malfoyem o naszych
drużynach. Mam nadzieję, że dotrzyma słowa i w meczu z nami zagra jako
ścigający. – Jakby już wygrali Puchar Domów! Trzeba im pokazać, gdzie ich
miejsce!
– Tak, masz rację. Nie damy im się pokonać! – przytaknąłem gorąco.
– Na szczęście ostatnio Ritchie i Jimmy wyglądają, jakby wreszcie zaczęli
współpracować i przez ostatni tydzień ani razu nie posłali tłuczka w swoich, a
to jak na nich spory sukces – stwierdziłem nieco uszczypliwie.
– No widzisz. Skoro do tej pory udało nam się zrobić takie postępy,
to jeśli zwiększymy częstotliwość i poziom trudności treningów, do czasu
listopadowego meczu ze Slitherinem powinniśmy reprezentować poziom, choć
zbliżony do tego z zeszłych lat. Choć niestety wątpię, by ci dwaj kiedykolwiek
dorównali Fredowi i Georgowi. Jednak co bliźniacy, to bliźniacy. Byli idealnie
zsynchronizowani, a i doskonale panowali nad tym, gdzie posyłają tłuczka.
– Niestety nie ma szans, by wrócili do drużyny. Musimy jakoś
poradzić sobie bez nich.
– Damy sobie radę i bez nich, trochę wiary we własne siły –
rzuciłem pewnym siebie tonem, uśmiechając się do przyjaciela. Zaraz jednak
nieco spoważniałem. – Ron… A tak właściwe to czemu byłeś tak wrogo nastawiony
do Ignissa? Bo chyba nie powiesz mi, że tylko dlatego że jest kuzynem Malfoya?
– skrzywiłem się lekko. Uprzedzenie Rona do Malfoya wyglądało trochę jak
obsesja.
– Na początku tak było… Ale później przekonałem się, że wcale nie
jest taki zły. Jednak wtedy właśnie pojawił się drugi powód. Miałem wrażenie,
że odbiera mi ciebie – przyznał cicho, a ja poczułem wyrzuty sumienia. Już mi
dzisiaj wytknięto, że odsuwam się od przyjaciół. Muszę się bardziej pilnować. W
końcu wciąż kocham ich tak samo jak wcześniej. Powinienem poświęcać im więcej
czasu. – I tak gadamy już mniej niż kiedyś. Albo gdzieś znikasz, albo gadasz z
Igiem. Ja z kolei zacząłem spotykać się z Alice… znaczy, nie jesteśmy razem! Spotykamy
się jako przyjaciele.
– Ale chciałbyś, żeby było inaczej? – spytałem z lekkim uśmiechem.
– Jasne, że tak. Ale ona chyba wciąż mi nie ufa… A skoro już mówimy
o Alice. Jest coś o co chciałbym cię w swoim i jej imieniu prosić.
– O co chodzi?
– O to, że Alice nie pasuje na Ślizgonkę. – Popatrzyłem na niego z
niezrozumieniem. – Nie wpasowuje się w ich realia.
– I co ja mam z tym niby według ciebie zrobić? Załatwić jej
przeniesienie do innego domu? Wybacz, Ron, ale nie mam takiej mocy.
– Nie chodziło mi o to. Zresztą ona sama nie chciałaby się
przenieść. Jest powód, dla którego trafiła do Gniazda Węży…
– Więc czego ode mnie oczekujesz?
– W sumie jak tak teraz o tym myślę, to serio nie wiem, czego
oczekiwałem… Pomyślałem po prostu, że kto jak kto, ale ty będziesz potrafił jej
pomóc. Chodzi o to, że oni ją tam traktują jak Lunę. Niszczą jej rzeczy,
dokuczają jej i w ogóle. – Czyli nie tylko ta Prince, o której mówili Herm i
Ig, ma taki problem…
– Ron, naprawdę chciałbym ci pomóc, ale… – urwałem, bo nagle
przyszedł mi do głowy pewien pomysł. – Dobra. Załatwię to, zobaczysz.
– Jak?
– Zaufaj mi, mam pomysł.
– Ufam ci. Dzięki, stary. – Uśmiechnął się z wdzięcznością.
– Dla kumpla wszystko, Ron. – Wyszczerzyłem się w odpowiedzi.
~*~
Sporej wielkości pakunek upadł na stół między mną a Hermioną.
Podobne paczki wylądowały na pozostałych trzech stołach. Na sam ich widok prysł
mój dobry humor spowodowany wizją wyczekiwanego wyjścia z przyjaciółmi do
Hogsmeade.
Razem z Hermioną weszliśmy do jednej z nieużywanych klas, która
została specjalnie przygotowana na dzisiejszy dzień. W środku byli już prefekci
Hufflepuffu i Slitherinu oraz chłopak, którego nie kojarzyłem.
Najprawdopodobniej to on był tym krawcem, który miał nam uszyć specjalne szaty
prefektów. Jak dla mnie było to raczej zbędne, ale sądząc po minach, tylko
kilku chłopaków podzielało moje zdanie. Dziewczyny natomiast, wszystkie bez
wyjątku, były wyraźnie podekscytowane. Jedynie Malfoy jak zwykle wyłamywał się
z szablonu, bo rozmawiał o czymś z ożywieniem z tamtym gościem. Pewnie gadali o
ciuchach...
Chwilę po nas do pomieszczenia weszli Krukoni.
– Chyba należałoby się przywitać – mruknął krawiec, skupiając swoją
uwagę na reszcie. Malfoy w tym czasie prychnął cicho, na co mężczyzna
uśmiechnął się lekko. – Nazywam się Louis Bennett i mam niewątpliwy zaszczyt
być odpowiedzialnym za wasze przyszłe szaty. Również ja zaprojektowałem szatę Draco. Wolę, żeby wszystko
było jasne. W końcu, pod względem szat musicie być równo traktowani.
– Każdemu zaprojektujesz indywidualną szatę? – spytała prefekt Ravenclawu,
Nolan. – Czy wszyscy będziemy mieć taką jak Malfoy?
– Cóż, od samego początku chciałem stworzyć każdemu indywidualną
szatę, panno... Nolan – dodał, gdy Malfoy podpowiedział mu jej nazwisko. –
Myślę, że tak będzie najlepiej...
– I bardzo dobrze myślisz – oznajmił blondyn, patrząc na niego z
rozbawieniem. Zmarszczyłem lekko brwi – Dzieciaki będą dzięki temu wiedziały,
czy dany prefekt jest z ich, czy innego domu.
– A będzie pan brał pod uwagę osobiste życzenia, czy musimy się
całkowicie zdać na pana? – Tym razem to Newman zabrała głos. Drażni mnie dźwięk
jej głosu. Wywołuje z pamięci jej słowa sprzed kilku tygodni i sprawia, że znów
odbijają się echem w mojej głowie. „Morderca”. – Bo mam w sumie kilka pomysłów
i ciekawa jestem, czy mogłyby zostać wykorzystane.
– Jeżeli jeden pomysł nie będzie wykluczał drugiego, to z chęcią
postaram się spełnić wszystkie twoje oczekiwania. – Uśmiechnął się łagodnie. –
No chyba, że chodzi o dobór materiału, bo w tej kwestii nie będę miał zbyt
wielkiego pola popisu.
Po tym wypytywała go jeszcze o kilka rzeczy, ale nie słuchałem jej.
Skupiłem się na patrzeniu na Malfoya, który spoglądał na Bennetta, z jakiegoś
powodu uśmiechając się lekko.
Nagle poczułem szturchnięcie w bok. Obróciwszy głowę, natrafiłem na
pytające spojrzenie Hermiony.
– Co jest, Harry? Czemu jesteś zły? – Zdziwiony pytaniem Hermiony
uniosłem lekko brwi. W tym samym momencie zdałem sobie sprawę, że do tej pory
miałem je mocno ściągnięte.
– Och, nic takiego, Hermiono. Nie przejmuj się – odmruknąłem,
zastanawiając się nad przyczyną mojego złego humoru. Pewnie to przez tą Newman…
Ponieważ dziewczyny wydawały się mieć całą litanię pytań,
powróciłem do gapienia się na Malfoya. W pewnym momencie blondyn odwrócił głowę,
a nasze spojrzenia się skrzyżowały. Kiwnął mi ledwo widocznie głową. Jego
uśmiech poszerzył się na kilka sekund, ale potem zniknął, gdy Malfoy odwrócił
się w stronę drugiego prefekta ze swojego domu, który chwycił go za ramię.
Jeszcze przez moment patrzyłem na Malfoya nieco zdziwiony, ale i zadowolony.
Wreszcie Bennett ogłosił, że zaraz weźmie z nas miary. Wyprosił wszystkich
chłopaków na zewnątrz, „by nie krępować dziewczyn, gdy będzie wykonywał swoją
pracę”. Na korytarzu raz po raz zerkałem na Malfoya, ale ten kompletnie nie
zwracał na mnie uwagi. Wreszcie jakiś kwadrans później przyszła nasza kolej.
Krawiec kazał nam się rozebrać do bielizny. Zdrętwiałem na chwilę,
przypominając sobie nagle o latającym po mojej łopatce smoku. Zaraz jednak
odprężyłem się, stwierdzając, że po prostu stanę z boku i tak, by inni prefekci
nie zobaczyli moich pleców.
Kiedy stałem już w samych bokserkach, zauważyłem, że Malfoy szepcze
coś na ucho temu piekielnemu krawcowi. Zastanawiam się skąd oni się znają. Bo
na pewno nie jest to ich pierwsze spotkanie. Zachowują się zbyt poufale.
Ku mojemu zdziwieniu Bennett mierzył każdego ręcznie.
Przyzwyczaiłem się już, że magiczni krawcowie używają zaczarowanych miarek. Ten
jednak stwierdził, że im nie ufa.
Bentley zbierał się już do wyjścia, a Richardson ubierał, gdy
wreszcie przyszła moja kolej. Nagle znów zacząłem się stresować, że wyda się
moja mała tajemnica. Że ten facet, nawet nieumyślnie, jakoś mnie zdradzi,
komentując latającego po moich plecach gada czy coś w tym guście. Bennett podszedł
do mnie z lekkim uśmiechem, od razu biorąc się do pracy.
– Nie musisz być taki spięty, Harry – szepnął, zaczynając od
mierzenia moich nóg. – Co prawda nie wiem, jaki tatuaż ukrywasz na co dzień
przed innymi, ale nawet brew mi nie drgnie. Spojrzałem na niego zbity z tropu.
Skąd on… Poderwałem głowę i spojrzałem z niedowierzaniem na Malfoya, który
uśmiechnął się, jakby mówił: „bądź wdzięczny za łaskę pana”. Wywróciłem oczami,
ale zaraz potem uśmiechnąłem się do niego lekko, z wdzięcznością.
Jak zapowiedział, Bennett nie dał po sobie poznać, że cokolwiek
zauważył na moich plecach, dlatego też już całkiem spokojny – zwłaszcza, że
zostaliśmy już tylko we trójkę w pomieszczeniu – poddawałem się mierzeniu.
Niedługo potem przyszła kolej Malfoya, a razem z nią stu procentowa pewność, że
tych dwoje z pewnością spotkało się wcześniej. Niemal w zwolnionym tempie
zakładałem z powrotem ubrania, kątem oka obserwując ich wyczyny . Dłonie krawca
zdecydowanie zbyt często muskały… nie, GŁADZIŁY ciało Malfoya, niż by na to
pozwalała profesja tego bałwana. Ale najgorsze dopiero miało nadejść. Kiedy
założyłem wreszcie szatę, Bennett stanął za Malfoyem, otaczając jego talię
centymetrem. Jednak ten bufon zamiast go zmierzyć, pochylił nagle głowę i…
oparł ją o ramię Malfoya! Zmroziło mnie. Co on sobie, do cholery, wyobraża?! I
czemu Malfoy mu na to pozwala?!Miałem wrażenie, jakby niewidzialna ręka
zacisnęła mi się na wnętrznościach. Gwałtownie chwyciłem swoją torbę i
zarzuciłem ją na ramię. Szybkim krokiem ruszyłem do wyjścia, ani razu się za
siebie nie oglądając. Nie chciałem oglądać tej sceny ani sekundy dłużej.
~*~
Patrzyłem na kpiącą minę Malfoya. Znów miałem przed sobą tego
samego dupka, którego widziałem przez ostatnie lata. Nie wierzę, że dałem się
tak nabrać. Jednak nieczuły dupek zawsze będzie tylko nieczułym dupkiem.
~*~*~*~
Przydałoby się coś napisać... Nie zrozumncie mnie źle. Po prostu nie lubię i nie umiem pisać komentarzy.
OdpowiedzUsuńZacznijmy może od tego, że jestem uzależniona od Waszego opowiadania. Co prawda dopiero wczoraj zaczęłam je czytać, ale biorąc pod uwagę, że przeczytałam już wszystkie 42 ( nie licząc dodatków ) rozdziały, mogę bez przesady to stwierdzić.
Piszecie świetnie. Naprawdę przyjemnie się czyta. Dodajmy do tego niebanalną i interesującą fabułę, przyjemne "kreacje" bohaterów, romans między bliźniakami ( jestem WIELKĄ fanką tej pary i nie pogardziłabym kolejnego dodatku z nimi w rolach głównych ), no i związki miedzy dziewczynami ( kolejna moja słabość ) oraz fakt, że to DRARRY... W skrócie, macie kolejną WIELKĄ wielbicielkę :)
Przepraszam za błędy i życzę DUŻO weny. Pozdrawiam :)
Hej,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, ocho Harry ma sny z Malfloyem w roli głównej, ej mógł skojarzyć, że to ten Lucas i końcówka mnie zaamuciła...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, Harry ma sny z Draco w roli głównej, ej mógł skojarzyć, że to ten Lucas i końcówka mnie zasmuciła...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga