Z lekkim poślizgiem, ale wstawiam obiecane dwa rozdziały. Mam nadzieję, że się Wam spodobają.
Dziękujemy za komentarze :3
Dziękujemy za komentarze :3
~*~*~*~
– Harry! Uważaj!
Rozejrzałem się roztargniony dookoła, ale było już za późno.
Tłuczek uderzył mnie w biodro, a jego siła pędu sprawiła, że zarzuciło moją
miotłą. Mimo tego wszystkiego udało mi się utrzymać panowanie nad miotłą i
tylko syknąłem, łapiąc się za bolące miejsce.
– Coote! Peakes! Nauczcie się w końcu bronić nas przed
tłuczkami, a nie nimi w nas rzucać! –
krzyknąłem rozzłoszczony.
– Stary, nie przesadzaj. Dobrze im dzisiaj szło. To pierwszy raz od
dwóch treningów, jak coś takiego się wydarzyło. – Ron podleciał do mnie ze
zmartwioną miną, która pod wpływem moich słów zmieniła się w zirytowaną.
– Powtórz mi to, na najbliższym treningu, jak nie będę mógł wsiąść
na miotłę. Z pewnością mi pomoże – warknąłem.
– Rany, Harry, co się z tobą ostatnio dzieje?! Od kilku tygodni zachowujesz się w ten sposób! Albo wściekasz się na wszystko i wszystkich, albo jesteś tak znudzony, tak niemrawy, że świąteczny indyk na półmisku wydaje się być pełniejszy życia niż ty! – Normalnie powinienem parsknąć śmiechem, słysząc takie porównanie, ale tym razem słowa przyjaciela tylko wzmocniły moją irytację. Ron chyba to zauważył, bo ciągnął dalej. – Poważnie, w piątek wydawałeś się być taki jak dawniej. Tłumaczyłem sobie, że to może z przemęczenia, bo Hermiona ostatnio też wydaje się być przybita, ale już sam nie wiem... A wy mi nic nie chcecie powiedzieć!
– Rany, Harry, co się z tobą ostatnio dzieje?! Od kilku tygodni zachowujesz się w ten sposób! Albo wściekasz się na wszystko i wszystkich, albo jesteś tak znudzony, tak niemrawy, że świąteczny indyk na półmisku wydaje się być pełniejszy życia niż ty! – Normalnie powinienem parsknąć śmiechem, słysząc takie porównanie, ale tym razem słowa przyjaciela tylko wzmocniły moją irytację. Ron chyba to zauważył, bo ciągnął dalej. – Poważnie, w piątek wydawałeś się być taki jak dawniej. Tłumaczyłem sobie, że to może z przemęczenia, bo Hermiona ostatnio też wydaje się być przybita, ale już sam nie wiem... A wy mi nic nie chcecie powiedzieć!
Jak mam ci niby powiedzieć, że zachowuję się jak idiota przez
Malfoya? Nawet nie chcę sobie wyobrażać, jak byś zareagował, dowiedziawszy się,
że wariuję przez to, że ten dupek mnie ignoruje! A w piątek… w piątek jeszcze
miałem nadzieję. Jeszcze liczyłem, że zmieni zdanie. Że powiedział tamto
wszystko, tylko by zrobić mi na złość. To by było w jego stylu. Pokazać, że to
on panuje nad sytuacją. Że jestem zdany na jego łaskę! Niech go szlag! Jego i
tę jego cholerną dumę!
~*~
Zanurzyłem się z ulgą w wannie pełnej pachnącej piany. Gorąca woda
niemal natychmiastowo sprawiła, że moje mięśnie się rozluźniły. Z cichym
westchnieniem rozsiadłem się wygodnie, odchylając głowę do tyłu. Siedziałem tak
jakiś czas z zamkniętymi oczami, pogrążony w myślach. O Malfoyu, oczywiście. W
końcu ostatnio nie jestem w stanie myśleć o niczym więcej… Ale trzeba przyznać,
że mam o czym myśleć.
Jakiś czas temu zauważyłem, że ten nowy od OPCM – Yoshizawa – strasznie
kręci się wokół Malfoya. Tego młodszego. Choć profesor Malfoy też wydaje mi się
nieco podejrzany… Ale o nim za chwilę. Kilka razy widziałem Malfoya i Yoshizawę
gadających ze sobą, parę razy też gdzieś razem szli. Można by to wytłumaczyć
tym, że się znają – w końcu pracowali razem jako modele (!) – albo że ten typ
jest opiekunem klubu, do którego uczęszcza Malfoy. Ale! Yoshizawa na większości
posiłków wpatruje się w Malfoya, a raz kiedy nasze spojrzenia się spotkały, spojrzał
na mnie z taką niechęcią i pogardą, że aż mnie zmroziło. Nigdy więcej się to
nie powtórzyło, ale od tego czasu wydawał się mnie traktować chłodniej niż
innych. A może tylko mi się wydawało…
A jeśli chodzi o profesora Malfoya… Kompletnie nie rozumiem tego
człowieka. Byłem pewny, że będzie takim samym tyranem, jak Snape, ale on…
Wydaje się być dość przyjazny. Całkowicie zbił mnie z tropu, gdy na pierwszych
zajęciach poprosił, by Snape nie
obrażał Neville’a. Na początku podejrzewałem, że po prostu chce zrobić dobre
wrażenie, uśpić naszą czujność, ale po rozmowie z Hermioną i kilkoma innymi
osobami, które chodzą na runy, a także po kilku zajęciach klubu pojedynku
stwierdzam, że on po prostu jest… w porządku. Kiedyś pewnie dużo bardziej
opierałbym się przed określeniem jakiegokolwiek Malfoya inaczej niż: dupek,
drań, psychol, podstępna gnida, sklątka tylnowybuchowa czy mniej wyszukanym,
ale równoznacznym słowem – Ślizgon. Lecz teraz…
Moje rozmyślania przerwał odgłos odkręcanego prysznica. Zaskoczony,
rzuciłem się ku środkowi wanny, gdzie zatrzymałem się gwałtownie. Co ja
właściwie wyprawiam? Przez chwilę wahałem się, co zrobić dalej. Wyjść z wody
czy wrócić na swoje miejsce? Nim jednak zdążyłem zadecydować, ktoś chwycił mnie
za ramię i obrócił w swoją stronę.
Znalazłem się twarzą w twarz
z Malfoyem.
– Co ty tu robisz? – pierwszy przerwałem przedłużającą się ciszę.
– Najwidoczniej to samo co ty – mruknął, odwracając się i ruszając
w stronę brzegu wanny (która przypominała bardziej płytki basen), gdzie usiadł
na podwodnym siedzisku. – Wykąpałeś się? Świetnie. Więc wyjdź już i daj mi
odsapnąć.
– Co? Przecież byłem tu pierwszy! – oburzyłem się. – Jak coś ci się
nie podoba, to sam możesz sobie iść! – Arystokrata od siedmiu boleści! Ledwo
przyjdzie i już zaczyna się rządzić.
– Śnisz. Zawsze tu odpoczywam po bardziej męczących dniach. Dla
ciebie nie zrobię wyjątku.
– Jakbyś kiedykolwiek dla kogoś jakiś robił – mruknąłem pod nosem,
siadając obok. Nagle chwilowy napad złości mi przeszedł, zabierając ze sobą nawet
psychiczne zmęczenie, które trzymało się mnie już od kilku dni. – Nawet nie
myśl, że uda ci się mnie stąd wyrzucić – zastrzegłem, widząc, że ten drań już
wystawia ręce w moim kierunku, najprawdopodobniej chcąc pozbyć się mnie siłą.
– Eeeeh. Z tobą nie ma żadnej zabawy – zajęczał cicho, wracając do
wyjściowej pozycji. Kąciki moich ust drgnęły lekko. – I dla twojej świadomości,
zdarzają się momenty, kiedy jestem milutki dla innych i idę na ustępstwa. No
ale ciebie nie lubię, więc nie masz takiej taryfy.
– Nawet się o nią nie będę prosić – skontrowałem sucho.
– Taaak? Ja ostatnio odebrałem inne wrażenie – oznajmił, spoglądając
na mnie. Jego wzrok ześlizgnął się na moje ramiona i klatkę piersiową. – Od
kiedy tak namiętnie ćwiczysz, co? Nabrałeś przez ostatni czas całkiem
przyjemnej dla oka masy. Mam jednak nadzieję, że nic na nią nie brałeś, co?
– W życiu. Nie ćwiczę po to, by wyglądać jak paker – obruszyłem się. – Chcę po prostu być silniejszy. Wiesz, Malfoy, nie wszyscy mają obsesję na punkcie swojego wyglądu jak ty. – A jednak w tej chwili byłem zadowolony ze swojego wyglądu. Wręcz pogratulowałem sobie w duchu wpadnięcia na pomysł z ćwiczeniami.
– W życiu. Nie ćwiczę po to, by wyglądać jak paker – obruszyłem się. – Chcę po prostu być silniejszy. Wiesz, Malfoy, nie wszyscy mają obsesję na punkcie swojego wyglądu jak ty. – A jednak w tej chwili byłem zadowolony ze swojego wyglądu. Wręcz pogratulowałem sobie w duchu wpadnięcia na pomysł z ćwiczeniami.
– Nie mam żadnej obsesji, Potty – żachnął się. – Po prostu umiem o
siebie dbać. To nie moja wina, że w tej szkole większość uczniów to jaskiniowcy.
– Może po prostu mają lepsze rzeczy do roboty, niż zastanawianie
się "w którym komplecie ubrań będę dziś wyglądał najseksowniej"? – rzuciłem
z lekką kpiną w głosie, ale zaraz tego pożałowałem, bo przed oczami po raz
nie-wiem-już-który w tym miesiącu stanął mi obraz Malfoya w tym
jego komplecie, który miał na zdjęciach Iga. A zaraz potem uświadomiłem sobie,
że tuż obok mnie Malfoy siedzi całkiem nagi. A przez to z kolei mimowolnie
przywołałem z pamięci sen o blondwłosej postaci i mnie, w którym... Poczułem,
jak robi mi się gorąco. Całe szczęście, że w wannie wciąż jest pełno piany i
jest tu tak parno...
– Wcale tak się nie zastanawiam! Bardziej to jest coś w stylu:
"Czy te spodnie będą odpowiednie na podbój świata? Tak, aby wszyscy padali
do moich nóg". – Uśmiechnął się rozbawiony, spoglądając na mnie. – Śmiesznie
wyglądasz, kiedy masz mokre włosy. Są wtedy takie proste, ulizane. Jak nie
twoje włosy...!
– Mam ci przypomnieć, kto przez pierwsze dwa lata chodził ulizany
jak idiota? – mruknąłem, unosząc wyzywająco jedną brew. – I mógłbyś się w końcu
odczepić od moich włosów i tak wyglądają już lepiej. A na łyso się nie zetnę...
– Byłem wtedy młody i niedoświadczony – odparł, niewzruszony. – Twoje
włosy wyglądają o niebo lepiej i muszę przyznać, że mi się podobają. Tylko
kiedy potraktujesz je wodą... – zachichotał. – Proszę, ni-nie ścinaj ich... – dodał,
starając się uspokoić. Wyglądał jak wtedy w pociągu. Naprawdę podobało mi się
to jego przyjazne oblicze.
– Och, odczep się w końcu...! – prychnąłem, bardziej rozbawiony niż
zły. Jednocześnie przeciągnąłem ręką po powierzchni wody, ochlapując w ten
sposób Malfoya.
– Eeej! Nie rób tak! – krzyknął cicho, odwdzięczając się mi tym
samym. Rozbawiony obróciłem twarz i zasłoniłem oczy, próbując obronić się przed
„atakiem”. – Do moich włosów trzeba podchodzić z należytym szacunkiem. A ty go
nie okazujesz, prostaczku! Hahaha!
– Och, wybacz mi moje karygodne zachowanie, pozwól, że aby
odpokutować, zrobię ci masaż głowy! – zakrzyknąłem, by po chwili zacząć
tarmosić blond włosy, śmiejąc się przy tym z przerażono-zbulwersowanej miny
Malfoya. Przez chwilę miałem wrażenie, że to nie Malfoy tylko Ig, ale nie. Taki
wyraz twarzy mógł mieć jedynie ten ślizgoński pseudo-królewicz.
– Nieee! Mooordują! – krzyczał, starając się oderwać moje dłonie od
swojej głowy. Ja jednak dzielnie stawiałem opór. Przynajmniej do pewnego
momentu.
– Masz za swoje! Trzeba było się nie śmiać z moich włosów! Teraz ty
masz gniazdo na głowie! – Malfoyowi wreszcie udało się odsunąć moje ręce, bo
przez napad dzikiego śmiechu, nie byłem w stanie dłużej się z nim siłować. –
Hahaha! Merlinieee, szkoda, że nie... ahahaha! nie mam przy sobie aparatuuu! – zawyłem
rozbawiony, zginając się w pół. Rozpacz i bezradność malujące się na twarzy
Malfoya, gdy próbował doprowadzić włosy do ładu, to było dla mnie za wiele.
– Giń, brutalu! – zawołał nagle, łapiąc mnie za ramiona i ciągnąc w
stronę wody. Nim jednak zdążył mnie pod nią wepchnąć, zatrzymał się. – Ee, czy
na plecach masz wielkiego pieprza, czy to jest jednak to, o czym myślę?
Zamarłem na ułamek sekundy, po czym wyrwałem się z chwytu Malfoya.
Cofnąłem się o krok i palnąłem najgłupszy możliwy tekst, jednak tylko to mi w
tej chwili przyszło do głowy.
– Nie mam pojęcia o czym mówisz. – Poważnie już lepiej by było,
gdybym się nie odezwał…
– Ależ jasne – odparł z ironią. – Bo tego wcale, ale to wcale nie
widać. Starasz się zrobić ze mnie idiotę czy to tylko taki nowy sposób
droczenia się ze mną?
– Nie próbuję z ciebie zrobić idioty... Przynajmniej nie tym razem.
Uch... po prostu nie chciałem, by ktokolwiek się o nim dowiedział – wyznałem,
zły na siebie za moją nieostrożność. Żeby tak łatwo się zdradzić! I to jeszcze
przed Malfoyem! Aż cud, że do tej pory nikt z drużyny go nie zauważył... – Dlatego
obiecaj mi, że nikomu nie powiesz! – zażądałem, zbliżając się dość znacznie, by
móc wyraźnie widzieć jego wyraz twarzy.
– Dobra, dobra... – mruknął, lekko mnie od siebie odpychając. – Zresztą
i tak pewnie nikt nie chciałby w to uwierzyć. W końcu jesteś zbyt czysty na to.
Eeeeh. – Przeczesał palcami włosy, przechylając się odrobinę do tyłu. Mój wzrok
prześliznął się od jego piersi aż po stalowoszare oczy. – Przynajmniej pokaż mi
w całości ten tatuaż i opowiedz, kiedy go sobie zrobiłeś, to wtedy przystanę na
naszą umowę.
– Po co chcesz go oglądać? Nie ma w nim nic niezwykłego... – próbowałem
się bronić. Nagle przyszło mi na myśl, co by było, gdyby dowiedział się o
okolicznościach w jakich się go dorobiłem. I skąd wziął się pomysł na smoka...
Nawet jeśli tak naprawdę wybrałem go ze względu na charakter tych stworów, a
nie dlatego że imię Malfoya oznacza właśnie smoka. To była tylko wskazówka.
Tylko tyle.
– Wolisz, żeby cała szkoła dowiedziała się o tatuażu czy żebym go
obejrzał?
– Nie! Już... Już się odwracam.
Jak powiedziałem, tak zrobiłem.
– Smok. Jakże oryginalnie... – mruknął.
– Och, odczep się... Jak go robiłem, to pomysł ze smokiem wydawał
mi się idealny... – mruknąłem zażenowany, a po chwili otworzyłem szerzej oczy,
czując jego palec sunący ostrożnie po skórze na mojej łopatce.
– Magiczny tatuaż – dodał, zapewne widząc, jak smok się poruszył. –
Heeeh, nieufny. Nie chce pozwolić się dotknąć. – Zaśmiał się cicho, a ja
przymknąłem oczy, skupiając się na nikłym dotyku. – A jednak zmienił zdanie. – Pogładził
tatuaż dwoma palcami, a ja uśmiechnąłem się. To nieco łaskotało. – Czemu zionie
błękitnym ogniem? No i po cholerę mu miecz w łapach? Nie wystarczy, że sam w
sobie jest groźny?
– Groźność nie ma tu nic do rzeczy. Chodzi o to, że mam dość tego,
że ludzie traktują mnie jak ich broń na Voldemorta. Uważają, że jestem taki potężny,
a jak przyjdzie co do czego, to mają pretensje, że chcę walczyć. A przecież to
moja moc i moje życie! Mam prawo sam o nich decydować! To nie oni ostatecznie
będą musieli zmierzyć się z tym Gadem. To ja stanę naprzeciwko niego. Ja będę
musiał go zabić... – Wzdrygnąłem się. W głowie jak echo rozbrzmiały mi słowa
tamtej prefekt: "morderca". – Stanę z nim twarzą w twarz bez względu
na to, czego będą chcieli ode mnie ludzie. Takie jest nasze przeznaczenie. Albo
on, albo ja. I żaden z nas nie zginie wcześniej. Więc co im... Dumbledore'owi
szkodzi pozwolić mi dzierżyć moją
własną moc, według mojego uznania?! –
Podniosłem nieznacznie głos, oddychając ciężej. Odżyły we mnie uczucia sprzed
kilku tygodni, gdy spierałem się o to z dyrektorem.
– Ej, ej. Spokojnie, pogromco zła – powiedział, kładąc obie dłonie
na moich ramionach i ściskając je miarowo. Po kilku takich ruchach, poczułem
jak ciśnienie powolutku mi opada. Nie dane mi było jednak nacieszyć się tym uczuciem,
bo Malfoy szybko cofnął ręce. – Jak tak dalej będziesz to przeżywał, to
wpadniesz w nerwice i gówno zrobisz, a nie pokonasz swojego odwiecznego wroga. Jak
dla mnie to naprawdę jest obojętne, co robisz ze swoim życiem, ale smutno
będzie, kiedy zejdziesz z tego podołka o wiele przede mną. Kogo będę mógł wkurzać
na odległość, co? Wkurzanie Wiewióra nie będzie tak pasjonujące, bo jego
reakcje są nudne i monotonne... Więc przestań się mazać, Potty i powiedz
staruchowi, co o tym wszystkim myślisz.
– Już mu to wygarnąłem – prychnąłem. – Kazał mi patrzeć na to
wszystko, nie jak na ratowanie ludzkości, a jak na ratowanie własnego tyłka. I
tak też staram się robić. Ale dyrektor wciąż traktuje mnie tak samo! Rządzi się
moim życiem. – Przerwałem na chwilę, zastanawiając się nad słowami blondyna. – Wiesz,
Malfoy, masz rację. Szkoda by było, gdybym zbyt szybko zginął. Zanudziłbym się
w zaświatach bez naszych kłótni! Chociaż... gdyby jednak coś mi się stało,
mógłbym stać się duchem i nawiedzać cię do końca twojego życia! – Wyszczerzyłem
się dumny ze swojego pomysłu, odwracając się przodem do chłopaka. – Już to
sobie wyobrażam. Z biegiem czasu zaczynasz siwieć, robią ci się zakola, w końcu
zostaje ci już tylko biała pół-obwódka dookoła głowy, robią ci się
zmarszczki... a ja wciąż jestem przystojnym nastolatkiem. Już sam mój widok
musiałby cię doprowadzać do szewskiej pasji! – zawołałem triumfalnie, splatając
ręce na piersi. Nie żebym uważał się za szczególnie przystojnego, ale jestem
gotowy powiedzieć naprawdę wiele, byle tylko podrażnić Malfoya.
– Co? Malfoyowie nie mają takiego problemu jak zakola czy
wypadające włosy. Wystarczającym przykładem na to jest mój dziadek i jego brat.
A oboje mają ponad siedemdziesiąt lat! Dziadek nawet zmarszczek nie ma! A nie
dba on o wygląd tak jak ja! – prychnął, marszcząc czoło w złości. – I nie
schlebiaj sobie za bardzo. Nawet po pięćdziesiątce byłbym bardziej pociągający
od twojej nastoletniej duchowej postaci!
– I kto tu sobie schlebia? Fakt, może byłbyś bardziej
pociągający... ale dla siedemdziesięciolatków! – zakpiłem.– Musisz się z tym
pogodzić, Malfoy, że każdy z czasem traci swój urok. Bo kto poleci na białą
pomarszczoną śliwkę? – Uśmiechnąłem się pod nosem, widząc jego zbulwersowaną
minę i usiadłem, zanurzając się po pachy w już nie tak gorącej wodzie.
– Dupek – prychnął tylko, siadając niedaleko mnie. – Po co ja się w
ogóle do ciebie odzywam...?
– Bo lubisz się ze mną sprzeczać. – Wyszczerzyłem się w jego
kierunku. Merlinie, co jest ze mną nie tak? Jeszcze miesiąc temu prędzej
rzuciłbym się na niego z pięściami, a teraz ciągle się do niego szczerzę!
Zaśmiał się cicho.
– Cholera. Myślałem, że tego nie widać – mruknął, odchylając głowę
do tyłu i przez chwilę patrząc w górę. Znów nie mogłem się powstrzymać, by nie
zlustrować jego nagiej piersi, szyi, twarzy. – Rzuć jakieś zaklęcie na wodę,
żeby dalej była ciepła... Bo potrafisz to, prawda? – Łypnął na mnie rozbawiony.
Szybko odwróciłem wzrok
– Nie wierzę, że się przyznałeś! – wyznałem zaskoczony,
jednocześnie odwracając się i wychylając poza wannę, by dosięgnąć różdżki.
Serce biło mi nieco szybciej niż normalnie. – Byłem pewny, że będziesz się
zapierał rękami i nogami... Bo w sumie rzuciłem to bardziej po to, by cię
podrażnić. Ale – urwałem na chwilę, by wrócić do poprzedniej pozycji – cieszy
mnie, że myślimy tak samo. – Machnąłem różdżką, wymawiając zaklęcie, które
Hermiona pokazała mi i Ronowi jakiś czas temu. Nauczyła się go na zajęciach
kółka gospodyń. Na początku śmialiśmy się z niej, że wybrała coś takiego, ale
teraz muszę przyznać, że jednak nie tylko zaklęcia defensywne i ofensywne się
przydają...
– To pewnie dlatego, że mam dzisiaj dobry humor. W końcu mam
drużynę, która dokopie twojej – odparł, wzdychając zadowolony, kiedy woda zaczęła
się ogrzewać. – Tak jest o wiele lepiej.
– Uważaj bo się wam to u... – urwałem, przypominając sobie o
dzisiejszym treningu. Dotknąłem lekko palcami biodra i skrzywiłem się, czując
przeszywający ból. – W sumie wszystko możliwe – przyznałem niechętnie.
– Co jest? – spytał, spoglądając na mnie zdziwiony. – Co się tak
krzywisz?
– Mam wrażenie, że żadna drużyna nie będzie musiała nam
dokopywać... Nasze świeżaki zrobią to za was – stwierdziłem kwaśno, po czym sprecyzowałem:
– Dostałem tłuczkiem od własnego pałkarza...
– Żartujesz? To ja tyle się starałem, żeby utworzyć całkowicie nową
drużynę, a ty mi mówisz, że zapewne wygramy z wami ot tak?! No nie! Odebrałeś
mi właśnie całą chęć do gry... – sapnął niezadowolony. – No i jak można dostać
tłuczkiem od swojego. Co on zapłonu nie ma? Czy po prostu zaczęliście werbować
niepełnosprawnych?
– Niestety z technicznego punktu widzenia są całkowicie sprawni...
Nie wiem, w czym jest problem, ale staramy się, jak możemy, by ich dobrze
wyszkolić. Całe szczęście, że nie gramy pierwszego meczu w sezonie. Będziemy
mieć trochę więcej czasu na trening. Ale nie czuj się zbyt pewnie. Nawet jeśli
nasi pałkarze są równie skuteczni, co różdżka Rona gdy się złamała, to wciąż
mamy cztery osoby ze starego składu. No i z pewnością nie pozwolę, byś zwinął
mi znicz sprzed nosa. – Spojrzałem na niego wyzywająco.
– A kto powiedział, że to ja będę ci zwijał znicz? – Co…? O czym on
gada…? – Pewnie nie miałeś szans usłyszeć najnowszych tworzących się plotek,
ale na kolacji usłyszysz, że drużyna Węży ma nowego szukającego, który brał
udział w dzisiejszym meczu sparingowym z Puchonami. – parsknął, widząc moją
zaskoczoną minę. – Chociaż może specjalnie dla ciebie, na mecz z wami wsiądę na
miotłę. W końcu mimo wszystko zwycięstwo będzie lepiej smakowało, jeśli to ja
ci je odbiorę.
– Musisz być szukającym! Pokonanie ciebie na boisku to był mój
drugi najważniejszy powód, dla którego goniłem za zniczem jak szalony! – Mój
dobry humor właśnie prysł.
– Tylko drugi? Więc chyba dobrze zrobiłem. Skoro jestem na drugim
miejscu. – Pstryknął mnie palcem w policzek.
– Hej! – mruknąłem zaskoczony, dotykając policzek. Co to miało niby
być?
– Spokojnie. Z pewnością zagram na meczu z tobą, Potty. W końcu nie
mógłbym przepuścić takiej okazji.
– Będę cię trzymał za słowo. A jeśli chodzi o moje priorytety – na
pierwszym miejscu jest chęć zdobycia jak największej ilości punktów, by mój dom
spokojnie pokonał twój w walce o Puchar Domów. Dokopywanie ci, to jedna z moich
najlepszych rozrywek. – Miałem ochotę pokazać mu język, ale w ostatniej chwili
się powstrzymałem. W zamian uśmiechnąłem się wyzywająco.
– W takim razie w tym roku będziesz musiał obejść się smakiem. Moja
drużyna jest najlepsza, nigdy z nami nie wygrasz. Tym bardziej nie pozwolę ci
złapać znicza. Zwycięzcą będzie Slitherin...
– Ha! Możesz sobie pomarzyć! Zrobię wszystko, by złapać znicz. A
może również Coote i Peakes się zgrają do czasu naszego meczu. Katie odgrażała
się, że jeśli na kolejnym treningu ktoś oberwie przez nich przez przypadek
tłuczkiem, to czas po zajęciach będą spędzać złączeni zaklęciem wiążącym. – Prychnąłem
rozbawiony, przypominając sobie ich przerażone miny.
– U mnie nie ma takich problemów. Gdyby tylko u nas stosowano takie
kary to zapewne Paul i Ian zaraz by coś odwalili. Jakbyś nie wiedział, o kogo
chodzi, to oni są tymi łosiami. – Zaśmiał się cicho, a ja zesztywniałem na
ułamek sekundy, na wspomnienie „łosi”. – Największy problem mam chyba z małą
Bellą. Jak dla mnie laska ma problemy ze zdobyciem zaufania do drużyny, ale
moje łosie ostatnio zaczynają ją troszkę rozruszać, więc do pierwszego meczu,
wszystko powinno być jak w zegarku.
– Paul i Ian...? – powtórzyłem powoli, zastanawiając się, czemu te
dwa imiona brzmią tak znajomo. Nawet nie starałem się słuchać reszty wypowiedzi
Malfoya. – Skąd ja ich... – urwałem, jednocześnie czując, jak zaczynają mnie
piec policzki. Przecież to oni byli wtedy na korytarzu! – Czy oni nie są czasem
razem? Czemu się w takim razie do ciebie dobierali...? – Jak zawsze, gdy o tym
myślałem, poczułem nieprzyjemny ucisk w środku.
– No są razem – odparł i od razu dodał – i nie dobierali się do
mnie, tylko ze mną tańczyli, łosiu lukrowany. Wstawaj, bo woda robi się znowu
zimna. – Podniósł się, odwracając do mnie plecami i wychodząc z wanny. Jakby
zupełnie nie obchodziło go, że praktycznie machał mi gołym tyłkiem przed
twarzą. Swoją drogą, i tym razem nie powstrzymałem się przed zlustrowaniem jego
ciała. To, że nie widziałem wyraźnie, nieco mnie irytowało…
– Ta, chyba że to miał być taniec erotyczny – mruknąłem, idąc w
ślady Malfoya.
– Jakbyś kiedykolwiek w życiu widział taniec erotyczny! – prychnął.
Podszedłem do swoich rzeczy, ignorując jego uwagę. Przecież mu nie
przytaknę. Pierwsze co zrobiłem, to założyłem okulary i spojrzałem znów na
Malfoya, który właśnie zakładał bokserki. – Uou! Jesteś chudszy niż sądziłem. –
Obrzuciłem uważnym spojrzeniem jego mocno odznaczające się kości biodrowe,
chude nogi i ramiona. Będąc w wodzie, nie wydawał się aż tak szczupły.
– Że niby jaki jestem? Chudy? No to chyba się coś pomyliłeś.
Malfoyowie są co najwyżej szczupli i ja nie odstaję od reszty. Zresztą ty też
nie możesz narzekać na nadmierną ilość tłuszczyku... Chociaż niektóre części
twojego ciała z pewnością chciałyby być większe, co? – spytał, rzucając wymowne
spojrzenie w stronę mojego krocza.
– Wal się, Malfoy! – syknąłem zażenowany, po czym odwróciłem się i
szybko założyłem bieliznę. Zaraz po tym ruszyłem w jego kierunku. – Szczupły?
Daj spokój. Tak było może do zeszłego roku, ale przez te wakacje wyraźnie
schudłeś. Wyglądasz, jakbyś był na granicy anoreksji. – Zatrzymałem się kilka
kroków przed nim. Teraz byłem w stanie dostrzec nawet lekko wystające żebra.
– A co cię, do cholery, obchodzi mój wygląd, co? To jak wygląda
moje ciało to tylko i wyłącznie moja sprawa – warknął, krzyżując ręce na
piersi. – No chyba, że wielkiemu Harry'emu Potterowi to bardzo przeszkadza. W
końcu ciebie nie wolno denerwować. Radzić też ci nie wolno, bo weźmiesz to za
próbę kontroli nad tobą! Mogę cię tylko zapewnić, że z moją wagą jest wszystko
w porządku! W najgorszym wypadku mam tylko lekką niedowagę i tyle!
– Wmawiaj sobie jeszcze... – Wywróciłem oczami. – A zresztą co ja
się będę produkował! Zapomniałem, że Ślizgoni są samodzielni. Jakikolwiek
przejaw troski odbieracie pewnie za atak na waszą samowystarczalność!
– Haaa! I kto to mówi!? Ten, który w każdym widzi osobę, która chce
go wykorzystać. Wybacz, ale nie kupuję twojej bajeczki! – krzyknął, zbierając
rzeczy i nie bawiąc się w coś takiego jak ubieranie, wyszedł z łazienki.
Nabuzowany podszedłem znów do swoich rzeczy. Chwyciłem spodnie. W
pierwszej chwili ciałem je założyć, ale zamiast tego cisnąłem nimi ze złością o
podłogę, przeklinając siarczyście.
Brawo, Harry, brawo!
~*~
Stanąłem przed wejściem do szatni. Na prawo ciągnął się korytarz
prowadzący do części przeznaczonej dla Krukonów i Ślizgonów a na lewo – Gryfonów
i Puchonów. Po tylu latach odruchowo skręcałem w odpowiedni korytarz, jednak
tym razem się zawahałem. Skręciłem w prawo. Moje kroki, z początku spokojne i
miarowe, przyspieszały, im bliżej celu się znajdowałem. Złapałem za klamkę. Przymknąłem
oczy, wsłuchując się w szum wody. Otworzyłem drzwi. Przemierzyłem pomieszczenie
w kilku krokach, by móc wreszcie znaleźć się tam, gdzie chciałem. Łazienka
Ślizgonów. A w niej tylko jeden Wąż.
Mój Wąż.
Stał do mnie odwrócony tyłem, kompletnie nieświadomy mojej
obecności. A może był świadomy i tylko udawał, że mnie nie zauważa…? To by do
niego pasowało. Zdjąłem z siebie ubrania i najciszej jak mogłem, zaszedłem go
od tyłu. Zamiast jednak drgnąć, dając tym samym znać, że go zaskoczyłem, złapał
mnie za dłonie, które chwilę wcześniej ułożyłem na jego biodrach. Odchylił
głowę na moje ramię i spojrzał na mnie kątem oka, przygryzając przy tym lekko
wargę. Nie potrzebowałem lepszej zachęty. Chwyciłem go pewnie za szczękę i odchyliwszy
jego głowę w bok, zacząłem lizać jego ucho. Drugą ręką oplotłem go w pasie, by przypadkiem
nie upadł. Jego ręce powędrowały na moje pośladki i uda i zaczęły zmysłowo po
nich błądzić. Po chwili takiej pieszczoty, odsunąłem go od siebie gwałtownie i
obróciłem. Oparł się plecami o wykafelkowaną ścianę i przyciągnął mnie do pocałunku.
Ciepła woda lała się na moje plecy, ale nie zwracałem na to zbyt dużej uwagi. Zdecydowanie bardziej zajmujące były smukłe dłonie sunące wzdłuż mojego kręgosłupa. No
i ten gorący język splatający się z moim. Krew pulsowała mi w żyłach i gromadziła
się w dolnych partiach ciała. Chciałem więcej. Więcej pocałunków, więcej
dotykania, więcej wrażeń. Chciałem jego. Oderwałem
się od jego ust i niemal od razu zacząłem
zajmować się sterczącymi już sutkami. Słyszałem ciche westchnięcia nad głową.
Czułem niecierpliwe dłonie przesuwające się po moim rozgrzanym ciele. Ale to
wciąż było za mało. Więcej. Więcej… Upadłem na kolana i schwyciwszy
sztywniejącego penisa kochanka, przesunąłem po nim kilka razy dłonią, by
wreszcie wziąć go do ust. Ciche westchnięcia zamieniły się w jęki. O tak. Tak
zdecydowanie lepiej. Ale to wciąż za mało. Krzyk. Chcę słyszeć, jak krzyczy z rozkoszy.
Jak krzyczy moje imię głosem pełnym pożądania.
– …ry…
Chcę czuć jak napina wszystkie mięśnie, dochodząc z moim imieniem
na ustach.
– Harry…
O tak, jeszcze. Wsuwam palce między jego pośladki.
– Harry…
Zaraz będziesz krzyczał moje imię, dochodząc…
– Harry!
Poderwałem gwałtownie głowę, patrząc nieprzytomnie na jego twarz. Zmarszczyłem brwi. Coś mi tu
nie pasowało. Czemu on ma czarne
włosy…?
O cholera.
– Igniss?
~*~*~*~
Hej,
OdpowiedzUsuńświetny rozdział, może być ciężko teraz to ślizgoni mają dobrą drużynę, było tak miło, a potem co? co Ignis jest w łazience prefektów?
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Droga Basiu, nie rozumiem, co masz na myśli przez pytanie o Igu w łazience prefektów. Harry jedynie o nim wspominał, nic więcej.
UsuńPozdrawiam,
Yunoha
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, może być trudno teraz im wygrać, bo to Ślizgoni mają dobrą drużynę, było tak miło, a potem co?
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga