niedziela, 19 stycznia 2014

Rozdział 37,5 - Igniss Black

Z tej strony jeszcze raz Yunoha. Tym razem jednak przychodzę z rozdziałem Igusia, cieszycie się? :D
Wgl jestem zadowolona z próbnej maturki z matmy, bo zarobiłam 96%... Awwwwwww~! Jestem z siebie taka dumna! :D

~ \\ * // ~



Teraz mogę w końcu to powiedzieć. Nienawidzę tego świata, tego otoczenia. Życia...
Wszystko odnosi sie zawsze do mojego zachowania, jakbym to ja był odpowiedzialny za wszelkie zło wyrządzone całemu światu. Jakby moją winą było to, że urodziłem się bez krzty magii w swoim organizmie, a mój bliźniak prawie że nie stracił życia. Byłem przecież niemowlakiem i nie miałem zbyt wielkiego wpływu na to, co mnie otacza. Jednak mojemu ojcu to nie odpowiadało. Doskonale zdaję sobie sprawę, że gdyby nie Severus to zapewnie tuż po porodzie pożegnałbym sie z tym światem. Wtedy też nie poznałbym piękna tego świata i jednocześnie nie miałbym okazji równie mocno tego znienawidzić. Może nie okazywałem swoich prawdziwych uczuć (nie chciałem z całego serca, aby mój mały braciszek musiał się o mnie martwić) i całe dnie chodziłem z uśmiechem, chociaż czasami do śmiechu było mi daleko. Jednak czułem, że Draco potrzebuje tego. Potrzebuje oparcia z mojej strony, a uśmiech pomaga i jemu odwzajemnić nieśmiało ten gest. Dlatego bez przerwy powtarzam tą czynność. Starałem się stać ostoją dla mojego brata i właściwie to tylko ze względu na niego do tej pory nie zrobiłem żadnego głupstwa. Nie chciałem pozwolić na to, by był sam.
Niestety, przez moją szkołę – do której matka wysłała mnie w wieku sześciu lat – a potem przez szkołę Draco byliśmy rozdzieleni i tylko listy mogły utrzymać naszą więź, na co zależało nam obojgu. Potem, kiedy zacząłem interesować się nowościami technologicznymi świata mugoli – przecież sam uchodziłem za takiego mugolaka – kupiłem mu telefon komórkowy, który udoskonalony przez wuja Seva działał bez zarzutu w tak silnie zabezpieczonym magicznie miejscu. Czasami zdarzało się, że potrafiliśmy przegadać całą noc. Nie przeszkadzało mi to; tym bardziej, że byłem przyzwyczajony do nieprzespanych nocy. A prywatna szkoła, do której zmuszony byłem uczęszczać nie była znów taka trudna i z materiałem z niektórych przedmiotów byłem sporo do przodu, dlatego też nauczyciele nic nie mówili, gdy czasami zdarzało mi się przysnąć na lekcji.
Bardziej martwiłem się o Draco. On w stosunku do mnie kolejnego dnia musiał sprawiać wrażenie wypoczętego i przygotowanego na wszystkie lekcje. Przecież nie mógł pokazać się ze złej strony. To Malfoyowi nie przystoi.
Dlatego nienawidziłem tego nazwiska i naprawdę byłem dumny z tego, które ja noszę. Może też ta rodzina miała tam jakieś swoje zasady, jednak nie były one tak chore, jak to było w przypadku rodziny, z której zostałem wyrzucony. Dla świata magicznego Igniss Malfoy, pierworodny Lucjusza i Narcyzy zmarł tuż po porodzie. Natomiast Igniss Black jest tylko osieroconym synem kuzyna Narcyzy („Jego biedna twarzyczka i nazwisko tak na mnie wpłynęły”), który przez swoje harłactwo może uczyć się jedynie w dobrej niemagicznej placówce. Nie powiem, że nie byłem jej za to wdzięczny. Dzięki tamtemu miejscu nauczyłem się wielu rzeczy, jakich nigdy nie nauczyłby mnie ojciec, ani żaden prywatny nauczyciel, który szkolił mojego brata kaligrafii, dobrej etykiety i jeszcze kilku innych rzeczy, jakich arystokrata musiał się nauczyć.
Jedyne czego nie mogę sobie wybaczyć jest to, że nie byłem w stanie uratować mojego brata. Przed łapskami ojca, tego śmiecia Voldemorta, jak i przed bólem, jakiego doświadczył również w szkole, a do czego nie chciał się przyznać. Przecież ojciec wyraźnie pokazał mu, jaką karę otrzyma, gdy zacznie robić się „miękki”. Dlatego też Draco przynajmniej w Hogwarcie stara się przeciwstawić jakoś, stosując zasadę, że najlepszą formą obrony jest atak. Tak więc, nim ktoś w ogóle ośmieli się wystąpić przeciwko niemu, za co potem gorzko by żałował, on od razu przechodzi do ataku i stara się pokazać danej osobie, że z nim nie warto zaczynać. A wszystko to robi z czystego, ogarniającego jego ciało strachu; nawet nie zastanawiając się, czy przypadkiem część z tych osób nie chciało po prostu się z nim zaprzyjaźnić.

~ * ~

Wszedłem do jednego z mniej używanych salonów, spoglądając z uśmiechem na siedzącego przy fortepianie brata. Uderzał z mocą o klawisze, jednocześnie robiąc to tak delikatnie, że aż nie mogłem uwierzyć, że istnieje na świecie osoba, która mogłaby tak grać. Draco nigdy nie grał na odwał, on zawsze wplatał w grę swoją duszę, a kiedy to robił praktycznie nic nie mogło go wyrwać z tego jakby transu.
Podszedłem odrobinę bliżej podziwiając szybkie ruszy jego palców, wręcz tańczące po białych i czarnych klawiszach. Draco wydawał się być teraz całkowicie sobą. Emanował przy tym taką aurą, której nie byłem w stanie teraz dokładnie opisać. To tak jakby stał się bardziej otwarty, przyjacielski i pewny siebie, jednocześnie okrywając się delikatną mgiełką tajemnicy. Jakby będąc przy instrumencie przestawał grać Dracona Malfoya, którego wszyscy znają i zaczął być po prostu Draco, moim młodszym bliźniakiem z fiołem na punkcie muzyki, mody i dobrego smaku. Jaki dałby sobie uciąć nogę, aby tylko mieć okazję porozmawiać ze swoim wielkim idolem – skrzypkiem Davidem Garretem, czy też z pianistą Yirumą, nie wspominając o tym duecie tworzącym razem zespół Secret Garden, których to mój brat jest takim zagorzałym fanem.
Draco odwrócił głowę na bok, spoglądając na mnie półprzytomnie i wracając z powrotem wzrokiem przed siebie. Zaraz jednak przerwał w półtakcie, jakby dopiero teraz uświadomił sobie, że znajduję się blisko niego. Zaśmiałem się cicho, siadając tuż obok i nie zwracając uwagi na jego wzrokowe protesty powróciłem do przerwanego przez niego utworu. Mi nie wychodziło to tak pięknie jak jemu, ale co się dziwić. Draco miał do tego wrodzony talent. Zarówno do fortepianu, jak i do skrzypiec, chociaż grał na nich tak rzadko. Ja po prostu umiałem grać i oddawać uczucia jak mój bliźniak tylko wtedy, kiedy on grał u mego boku. Przy nikim innym gra mnie tak nie bardzo cieszyła.
- Myślałem, że już nie grywasz. Tak dawno nie miałem okazji słyszeć twojej gry – oznajmiłem po chwili, rzucając mu ukradkowe, rozbawione spojrzenie.
- Nie czuję zbyt wielkiej potrzeby, by grać. Po prostu czasami odprężam się przy tym – odparł zaraz, zaczynając grać zamiast mnie, kiedy tylko oderwałem ręce od klawiszy. W sumie zawsze wolałem słuchać jego gry. – Z resztą mógłbym powiedzieć to samo o tobie. Myślałem, że dałeś sobie spokój z grą i wziąłeś się za śpiewanie – dodał, przymykając oczy i wykrzywiając wargi w delikatnym uśmiechu.
- Czasami przyjemnie jest łączyć te dwie rzeczy tym bardziej, że dziewczyny przyciąga facet grający na gitarze; co z resztą już dobrze mi wychodzi; i do tego jeszcze śpiewający. – odparłem na to, przyglądając się uważniej jego twarzy. Dopiero wtedy zauważyłem malutkie kropelki potu zbierające się przy jego skroniach. – Draco, dobrze się czujesz? – mruknąłem, przykładając dłoń do jego czoła, by sprawdzić jego temperaturę, gdy w tym samym czasie ten osunął się bezwładnie do tyłu. Dosłownie w ostatnim momencie uratowałem go przed twardym spotkaniem z podłogą, łapiąc go za ramiona i przytulając mocno do siebie. To był już drugi raz, gdy byłem świadkiem jego osłabnięcia, dlatego też w żadnym wypadku mi się to nie podobało.
Podniosłem się ostrożnie, chwytając pewniej brata, by zaraz wziąć go w ramiona i tak niosąc go, ruszyć w stronę jego pokoju. Na szczęście po drodze na nikogo nie trafiliśmy, z czego byłem bardzo zadowolony. Naprawdę nie miałem najmniejszej ochoty użerać się z ojcem albo co gorsze – z którymś ze sługusów gada lubiącego węże, Voldemorta.
Gdy tylko ułożyłem go w pościeli, wyciągnąłem z kieszeni jeansów komórkę, wybierając szybko numer do Severusa. Mistrz Eliksirów mieszkał w domu po swoich rodzicach, gdzie znajdowało się tam większość mugolskich urządzeń ze względu na to, iż jego ojciec był mugolem i gardził wszystkim, co magiczne.
- Sev, potrzebuję pomocy… – jęknąłem do słuchawki, kiedy tylko usłyszałem jego głos po drugiej stronie. – Draco ma wysoką gorączkę i jest nieprzytomny. – Spojrzałem szybko w kierunku brata, jakbym chciał się upewnić, czy mówię prawdę.
~ Zaraz tam będę. W tym czasie rób mu zimne okłady – mruknął tylko, zaraz rozłączając się. Ja natomiast zacząłem robić to, co mi kazał. Jak się później okazało było to kolejną reakcją mojego bliźniaka na pieczęć. Jego ciało ponownie starało się walczyć, stąd też wystąpiła u niego gorączka. Jednak jak zapewniał Severus, wszystko miało przejść już za kilka dni, chociaż Draco może cały czas pozostawać nieprzytomny.

~ * ~

Spojrzałem trochę spłoszony na Severusa, który kiwnął głową w kierunku pergaminu. Był to robiony przez niego świstoklik, jaki miał zabrać nas prosto do gabinetu dyrektora Hogwartu.
- Nie mów mi, że się tego boisz? – Rzucił mi wyzywające spojrzenie, na co ja odpowiedziałem mu prychnięciem. – Nie ma co, reakcje to wy macie takie same – mruknął, chwytając mnie za ramię i zmuszając do dotknięcia kartki, sam czyniąc to samo. Poczułem tylko charakterystyczne szarpnięcie w okolicy żołądka, a już po chwili znajdowałem się we wnętrzu gabinetu głowy szkoły. Jejku, ale ten gabinet był…
- …wielgachny – dokończyłem na głos, przez chwilę nawet nie zdając z tego sprawy. Ta ilość portretów, gdzie wszystkie postacie albo spoglądały z zaciekawieniem na nas, albo też zajmowały się swoimi sprawami. Natomiast książki… Ile on ich miał?! Można by wręcz pomyśleć, że cały swój czas spędza na czytaniu, a przecież jako dyrektor nie miałby aż tak dużo do tego czasu.
- Tak, masz rację. To dość duże pomieszczenie – zabrał głos wysoki gostek, patrząc na mnie dobrodusznie zza okularów połówek. – Dropsa? – dodał nagle, wystrzeliwując ręką w moim kierunku z paczką cukierków. Dropsa? On sam, mógłby być Dropsem. Swoją drogą, dobre przezwisko.
- Chyba na razie spasuję, dyrektorze Dumbledore. – Uśmiechnąłem się lekko, by w jakiś sposób nie urazić go na „dzień dobry”. Co, jak co, ale nie taki miałem zamiar, gdy wysyłałem mu list z prośbą o przyjęcie mnie do szkoły.
- Może później się skusisz, Ignissie. – Dumbel położył paczkę na biurku, przyglądając mi się uważniej. – Fakt uwolnienia się w tobie tak późno magii jest dość niespotykany, jednak jak najbardziej możliwy. Znam jeszcze jedną osobę, w której magia ukazała się, gdy skończył jakieś dziewiętnaście lat.
- W związku z tym, iż urodziłem się niemagiczny miałem trochę nieprzyjemności – oznajmiłem, nim Severus zdążyłby zabrać głos. Umówiliśmy się, że dyrektorowi musimy powiedzieć prawdę z racji tego, że to on miał najwyższy głos w sprawie mojego przyjęcia i lepiej będzie jak chociaż on będzie wiedział. – Ojciec z tego względu mnie wydziedziczył, a prasie oznajmił, że zmarłem przy porodzie. – Widząc jego zdziwioną minę, wiedziałem już, że domyśla się co chciałem mu przekazać. – Jestem starszym bliźniakiem Draco i prawdopodobnie niedługo ponownie dziedzicem rodziny Malfoyów. Jednak do tego oficjalnego „zmartwychwstania” mojej osoby, chciałbym się uczyć jako zwykły chłopak. Jako Igniss Black – osierocony syn Syriusza Blacka, który zmiękczył serce Narcyzy Malfoy.
- Cóż, wydaje mi się, że będzie to możliwe – odparł po dłuższej chwili milczenia. Ja w tym czasie utkwiłem na nim uważne spojrzenie, czekając na jego ostateczne słowo. – Pana brat, panie Black jest bardzo utalentowanym młodzieńcem i tak jak z nim, tak z tobą wiążę już wiele nadziei. – Uśmiechnął się szeroko, ponownie wyciągając w moim kierunku paczkę z dropsami. Tym razem bardziej z wdzięczności przyjąłem jednego z cukierków, od razu wkładając go sobie do buzi. Przyjemny, brzoskwiniowy smak rozszedł się w moich ustach.
- Dziękuję panu bardzo, dyrektorze – mruknąłem tylko, kłaniając się delikatnie przed mężczyzną. – Nawet pan nie zdaje sobie sprawy z tego, ile to dla mnie znaczy.
- Ależ nie ma za co. Och… – sapnął cicho, jakby coś sobie właśnie uświadomił. – I jeśli chodzi o to, gdzie trafisz. Jeśli twoim domem nie będzie Slitherin, to i tak możesz dzielić pokój ze swoim bratem lub też w pobliżu niego. Dla ciebie zrobię ten mały wyjątek.
- Jest jeszcze jedna rzecz, dyrektorze Dumbledore – zabrał głos, milczący dotąd Severus, tym samym zwracając na siebie naszą uwagę. – Draco i Igniss spędzając wakacje w Japonii, doczekali się tam swoich chowańców. Draco ma pod swoją opieką Smoka Szwedzkiego Kolczastego, natomiast Igniss zajmuje się właśnie już dość wyrosłym źrebięciem graniana, znanego też jako sleipnira.
Uśmiechnąłem się na wspomnienie mojego pięknego wierzchowca. Pozitano był dopiero jakoś trzyletnim żywym ogierkiem, którego spotkałem naprawdę przypadkowo, w chwili gdy robiłem sobie jedną z wycieczek w niezamieszkałych okolicach. Był ciekawski świata, dlatego też szybko zaplątał się w linę, którą najwidoczniej ktoś zostawił, a ten postanowił się tym pobawić. Do tej pory pamiętam jego przerażenie, kiedy nie mogąc się uwolnić z pułapki zobaczył mnie.
„- Spokojnie, maleńki – szepnąłem cicho, przystając na chwilę. Chciałem w jakiś sposób pokazać zwierzęciu, że nic mu z mojej strony nie grozi. Młody granian zarżał rozpaczliwie, wołając zapewne swoją matkę, albo kogoś innego z rodziny. – Chcę ci tylko pomóc – dodałem zaraz, obawiając się jakiegoś innego przedstawiciela jego stada, który mógłby uznać mnie za zagrożenie i zabić. Doskonale wiedziałem też, że graniany są bardzo inteligentne i wbrew pozorom podświadomie znają większość ludzkich języków. Dlatego też to, czy mówiłem do źrebaka po angielsku, czy w języku japońskim nie powinno zrobić żadnej różnicy.
Odetchnąłem cicho, widząc jak się odrobinę uspokaja. Znaczy nie ruszał się już tak chaotycznie, przez co nie zaplątywał się bardziej. Tylko jego oddech pozostał przyśpieszony, a w oczach zwierzęcia mogłem odczytać strach. Dlatego też mogłem podejść do niego i zacząć ściągać z niego linę, w jaką to musiał się zaplątać. Trochę mi to jednak zajmowało; widocznie ogier musiał męczyć się z tym już trochę czasu. Jednak, gdy w końcu mi się to udało, mogłem obserwować jak źrebię trochę kulawo podnosi się na wszystkie osiem kopyt i podchodzi do mnie kawałek.
Samiec miał naprawdę ładną połyskującą w promieniach słońca czarną sierść. Wydawała się być miękka i przyjemna w dotyku, że aż naprawdę miało się ochotę ją dotknąć i samemu to sprawdzić. Dlatego też trochę niepewnie wyciągnąłem dłoń w jego kierunku i powoli, by nie spłoszyć go, położyłem dłoń na jego szyi. W tym samym czasie trzylatek zarżał cicho nade mną, a ja zaraz odwróciłem się spoglądając spłoszony na kilkanaście granianów, jakie się przy nas pojawiły.
Nie wyglądały na wrogo nastawionych, jednak i tak wolałem się odsunąć. Kto wie, może komuś taka bliskość nie będzie odpowiadać.
- Zaplątał się, więc chciałem mu tylko pomóc – mruknąłem cofając się kilka kroków, po czym z delikatnym ukłonem; co jak co ale graniany podobnie jak i hipogryfy to bardzo dumne zwierzęta i by ich nie urazić trzeba im szacunek oddać; odwróciłem się na pięcie i odszedłem. Niestety moja wędrówka długo nie potrwała, gdyż zaraz u mego boku pojawił się źrebak, któremu nawet na myśl nie przeszło, żeby odstąpić mnie na krok.
Później Maki dopowiedziała mi, że tutejsze graniany wybierają sobie swoich towarzyszy. Czasami robią to, gdy mają kilka lat, jak Pozitano, czy kilkanaście jak jej Wodnik. Swoją drogą Maki miała mnóstwo chowańców i biorąc pod uwagę to, jak każdy domagał się uwagi, byłem w szoku, że dla każdego znajdowała czas.”
- Och, naprawdę? – Dyrektorek wydawał się być tym faktem niezwykle zadowolony. – Nie możemy pozwolić, aby wasze pupile zostały w domu. Jeśli chodzi o smoka, to może on mieszkać na terenie Zakazanego Lasu. Mimo wszystko to niebezpieczne zwierzę. – Dropsik przesunął ręką kilka razy po swojej długiej brodzie. – Natomiast jeśli chodzi o twojego graniana mam świetne rozwiązanie. – Klasnął w dłonie, wyjawiając nam zaraz szczegóły swojego planu. – Otóż dostałem list od pewnej wysoko postawionej osoby z zagranicy z prośbą, aby w naszej szkole znalazło się miejsce na stajnię, gdzie miałoby znajdować się kilka wierzchowców dla uczniów, którzy kochają jeździć i po szkole chcieliby tak spędzać swój wolny czas. Po długim namyśle doszedłem do wniosku wraz z profesor McGonagall, że taki pomysł może nie być zły, a i nawet w przyszłości może się nam przydać.
- W walce z Wujkiem-Samo-Zło? – mruknąłem, a widząc jego wesołe spojrzenie również pozwoliłem sobie na uśmiech. To nie moja wina, że zawsze miałem potrzebę wymyślania komuś śmiesznych przezwisk.
- Ciekawa nazwa, Ignissie. Aż szkoda, że nie dane mi było poznać ciebie wcześniej – odparł na to, ścierając łzy z kącików oczu. Widocznie moja wypowiedź musiała go naprawdę rozbawić, jeżeli doprowadziła go do łez.
- A więc, dyrektorze. Czy to, co pan przed chwilą powiedział mogę odebrać jako zgodę na trzymanie na terenie szkoły mojego graniana? – Szczegół, że wyszło tylko na to, iż interesuje mnie mój chowaniec. Galenie przed chwilą pozwolił znajdować się w pobliżu Draco, dlatego teraz obchodził mnie tylko Pozitano.
- Pod dwoma warunkami. – Zaśmiał się jeszcze, a jego dobry humor nie wróżył niczego złego. – Zdradź mi imię swojego ośmionogiego przyjaciela i obiecaj mi, że będziesz się nim sumiennie zajmował.
- Przyrzekam, że Pozitano nie będzie przeze mnie zaniedbywany. – Kurcze, jak mógłbym zaniedbać takiego pięknego konia? Przecież Pozitano jest takim Drugim Mną. No i uwielbia, gdy gram mu na gitarze.
Nic piękniejszego spotkać mnie dzisiaj nie mogło. Jeszcze niech tylko Draco się wybudzi i będzie już kompletnie cudownie.
Tylko kurcze… Dlaczego ja zawsze musiałem coś wykrakać?

3 komentarze:

  1. Bardzo podoba mi się dodatek z punktu widzenia Ignissa. Podoba mi się opis emocji i wszystkich myśli. No i jako że uwielbiam magiczne stworzenia bardzo się ciesze, że w końcu dowiedziałam się skąd Igniss wytrzasnął Pozitano (skąd wy bierzecie takie fajne imiona?). Mogę mieć tylko nadzieję, że Voldemort nie położy łap na Ignissie. Wujek-samo-zło ? Kocham tą nazwę i czasami teraz nawet sama podświadomie nazywam tak Voldemorta.
    Rozmowa Ignissa z Dropsem była boska ^^ Więcej takich pogawędek :D
    A teraz gratuluje tak wysokiego wyniku z próbnej matury ^^
    Ok więc dużo weny, więcej czasu i masę chęci do pisania ^^
    Teraz tylko czekać na kolejną część :P
    Cotoya

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej,
    rozdział wspaniały, czyli tak naprawdę dyrektor wie, że Ignis jest starszym bratem Draco, nie miał lekko w życiu, a to spotkanie z graninem...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  3. Hejeczka,
    wspaniale, czyli co? Dumbledore wie, że Ignis jest tak naprawdę starszym bratem Draco, oj nie miał lekko w życiu...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń