Dzisiejszy rozdział chciałabym zadedykować Cotoyi ^.^
Bardzo Ci dziękuję kochana za Twój komentarz. Dzięki Tobie czuję, że dostaję skrzydeł i chęć na pisanie powraca do mnie ze zdwojoną siłą.
Mam nadzieję, że będziesz przy mnie i Saneko jeszcze przez długi czas :*
Bardzo Ci dziękuję kochana za Twój komentarz. Dzięki Tobie czuję, że dostaję skrzydeł i chęć na pisanie powraca do mnie ze zdwojoną siłą.
Mam nadzieję, że będziesz przy mnie i Saneko jeszcze przez długi czas :*
~ \\ * // ~
Uniosłem
kielich do góry w geście toastu. Następnie przybliżyłem go do ust, przechylając
go i duszkiem wypijając zawartość. Mojemu ruchowi wtórowały piski dziewczyn, które
chciały w tej sposób mnie dopingować. Ja jednak nie zwracałem uwagi na te puste
panny, które tylko obmyślały sposób, dzięki któremu mogłyby wskoczyć mi do
łóżka.
W tej
chwili obchodził mnie tylko ten młody chłopaczek, który dopiero w tym roku
zaczął wyróżniać się z tłumu. Doprawdy, aż dziw mnie bierze, że nie zwróciłem
na niego uwagi wcześniej. Chociaż z drugiej strony pierwszoklasista ewidentnie
stronił od ludzi, co też potwierdzało jego nieufne podejście do innych uczniów.
Jednak w stosunku do mnie chłopak zaczynał się powoli otwierać. Tym bardziej,
gdy pomogłem mu w kilku nieprzyjemnych dla niego sytuacjach. Musiałem przecież
w jakiś sposób przekonać go do siebie.
Chłopak
był tym bardziej zaaferowany moją obecnością, gdy dowiedział się, kim tak
naprawdę jestem. Cóż, nie każdy miał okazję wymienienia ze mną kilku zdań.
Severus jednak otrzymał zaszczyt na coś więcej.
Z
początku miałem tylko ochotę na zabawienie się dzieciakiem i porzucenie go, jak
to robiłem z większością moich kochanków. Gra robiła się coraz bardziej
interesująca, gdy raz po raz chłopak odrzucał moją przyjaźń, dopiero jakoś po
miesiącu niepewnie odpowiadając na moją propozycję pozytywnie.
Właśnie
wtedy, gdy zobaczyłem jego pokryte zażenowaniem oblicze, przez moją głowę
przeszła jedna myśl „Nie oddam go! Mój!”. Wtedy też doszedłem do wniosku, że
lepiej mieć go tylko na wyłączność. Sprawić, by był uległy tylko i wyłącznie
mi. By zakochał się we mnie do szaleństwa i nawet nie myślał o innym chłopaku.
Jednak
nie spodziewałem się, że dzieciak już był pod wpływem tej „magii”. Spoglądał
wzrokiem zakochanego szczeniaczka za strzechą odstających, ciemnych włosów i za
wiecznym uśmiechem przylepionym do twarzy. Ten przeklęty Potter.
Musiałem
znaleźć sposób, by oderwać Severusa od tych nieosiągalnych marzeń.
~ * ~
Okazja
nadarzyła się bardzo szybko, co przyjąłem z wielkim zadowoleniem. Tym bardziej,
gdy byłem już po Owutemach i miałem akurat dużo czasu do wprowadzenia mojego
planu w życie. Mimo iż nie był on taki tam trudny, to jednak był bardzo
ryzykowny. Musiałem postawić wszystko na jedną kartę. Tym bardziej gdy,
ryzykując, mogłem zyskać aprobatę chłopaka.
Jakieś
dwa tygodnie przed końcem roku, kiedy na zajęciach nauczyciele nie wymagali już
nic wielkiego, tylko samą obecność, mogłem w spokoju zaprosić pod wieczór
chłopaka do mojej osobistej sypialni (zasługa odznaki prefekta i mojego
własnego wkładu – nigdy nie posłużyłbym się ojcem dla większej wygody; nie
zniżyłbym się do tego). Z początku wytłumaczyłem się tym, iż muszę porozmawiać
z nim na jeden temat dotyczący szkoły. Poniekąd nie minąłem się z prawdą; z
początku powiedziałem mu, że nie podoba mi się jak zachowuje się podczas
posiłków i przerw, kiedy go widziałem.
– To
nie twoja sprawa, Lucjuszu – mruknął wtedy speszony, doskonale już wiedząc, co
chciałem mu przez to przekazać. – Przecież i tak nikt nie zwraca na mnie najmniejszej
uwagi – dodał, jakby było to jedną z najbardziej oczywistych rzeczy na świecie.
–
Chyba sobie teraz ze mnie po prostu kpisz – odparłem na to, spoglądając na
niego z delikatnym, aczkolwiek widocznym oburzeniem. Siedziałem akurat na
kanapie przed kominkiem i obserwowałem, jak ten cały czas stoi niespokojnie w
pobliżu drzwi. – Siadaj – dodałem, dłonią wskazując na miejsce obok mnie. Gdy
chłopak zrobił to, co kazałem, uśmiechnąłem się z satysfakcją, zaraz
przygarniając go do siebie. Od czasu, gdy zrobiłem tak pierwszy raz kilka
miesięcy temu, Severus zdążył się już do tego przyzwyczaić. – Prawda jest taka,
że od kiedy przyjąłeś moją propozycję, wszystko co dotyczy ciebie, dotyczy
także i mnie.
–
Chcesz mi przez to powiedzieć, że rujnuję twój wizerunek, tak? – W końcu
spojrzał na mnie. Nie wiem, czy zrobił to z własnej woli, czy może dlatego, że
czuł na sobie moje palące spojrzenie. – Jeśli tak bardzo ci to przeszkadza, to
zawsze mogę udawać, że się nie znamy.
–
Nawet nie próbuj o tym raz jeszcze pomyśleć – warknąłem, chwytając go za
podbródek i wręcz kładąc go na kanapie, samemu się nad nich pochylając. – Ten
przeklęty Potter nie zasługuje na kogoś tak dobrego jak ty. Nie mogę patrzeć,
jak cierpisz przez niego. – Mówiąc to, pochyliłem się nad nim bardziej i
pocałowałem go gwałtownie. Severus z początku zaczął się wyrywać i kładąc
dłonie na mojej klatce piersiowej, starał się odepchnąć mnie od siebie.
Niestety, jego dwunastoletnie ciałko nie miało aż tyle siły, aby przeciwstawić
się mi i jakby właśnie to sobie uświadomił – przestał się szarpać. – Grzeczny
chłopiec – mruknąłem cicho, całując go po szczęce, a jedną dłonią zjeżdżając na
jego biodro.
–
Lucjuszu… – chlipnął po krótkiej przerwie chłopak, a mnie zmroziło. Spojrzałem
na jego zapłakane lico, aż się odsuwając. Severus był ostatnią osobą, którą
chciałbym doprowadzić do takiego stanu. Młodszy Ślizgon w dalszym ciągu leżał
na kanapie, nie mogąc powstrzymać drżącego ciała. To był straszny widok i
chciałem mu jakoś pomóc, jednak zdawałem sobie równocześnie sprawę, że każdy
ruch z mojej strony może wywołać u niego całkowicie inny od zamierzonego planu
skutek. Dlatego też najlepiej będzie, jak odsunę się na jakiś czas od niego. I
co z tego, że już kończę szkołę! Muszę dać mu czas do przemyślenia. – Nie…! –
jęknął słabo, łapiąc mnie za rękę w chwili, gdy wstawałem z kanapy. Rzuciłem mu
zaskoczone spojrzenie, jednak posłusznie opadłem z powrotem. – Nie odchodź. Zostań
– poprosił, siadając mi na kolanach i obejmując za szyję. Zaraz poczułem jego
drżące jeszcze wargi na swoich, gdy zaczął mnie nieporadnie całować. – Proszę,
pozwól mi odwzajemnić twoje uczucie.
Nawet
sobie nie wyobrażał, jak bardzo chętnie na to przystałem.
~ * ~
–
Musimy chyba sobie porozmawiać – warknąłem głośno, pchając siedemnastolatka na
moje łóżko. Znajdowaliśmy się aktualnie w mojej sypialni. Severus przez rok nie
odpowiadał na moje wezwania i listy. Przez rok spędzony u boku tego bydlaka.
– Nie
mamy o czym rozmawiać, Lucjuszu – burknął chłopak, starając się nie pokazywać
po sobie tego, iż przeraził się moją zagrywką. Złapałem jego dłonie i
umiejscowiłem je nad głową bruneta, jednocześnie będąc nad nim pochylonym.
Włosy spłynęły na dół, jednak szczęśliwie nie opadły chłopakowi na twarz;
musiałbym odrzucić je do tyłu, a na to nie miałem ani ochoty, ani czasu.
–
Owszem, mamy. – Ścisnąłem mocniej jego nadgarstki i nie przejmując się w żadnym
stopniu bólem odznaczającym się na jego obliczu, zmiażdżyłem jego wargi
pocałunkiem. Przez chwilę miałem ochotę nawet go zgwałcić, by tylko pokazać mu,
co myślę o tym, co mi zrobił. Jednak zaraz z tego zrezygnowałem. – Zerwij z
Potterem! – nakazałem, a widząc jego zaciętą minę, warknąłem. – Zerwij z
Potterem albo w innym wypadku użyję wszelkich możliwych środków, by tylko
udupić życie jemu i jego rodzinie – dodałem jeszcze, a nastolatek spojrzał na
mnie w szoku. Dokładnie widziałem jego nieme pytanie i niepewne odwrócenie
głowy w bok.
– Nie
zrobiłbyś tego – mruknął, samemu nie będąc pewnym swojej wypowiedzi. – Nie
odważyłbyś się… – Spojrzał na mnie z takim cierpieniem, jakbym właśnie oznajmił
mu, że przyszedłem zabrać mu serce. I chyba właśnie tak się czuł. Tylko że ze
mną było podobnie. Mimo zaręczyn i ślubu, jaki niedługo miałem wziąć z Narcyzą,
moje serce żyło tylko dla tej istotki leżącej pode mną i spoglądającej na mnie
z bólem i nienawiścią zarazem.
– Oj,
uwierz mi, że tak – odparłem, ponownie atakując jego usta, a językiem
przedostając się do wnętrza jego warg. Doskonale czułem, jak szarpie się pode
mną, jednak nie wykorzystał sposobu ugryzienia mnie, bym tylko się od niego
odsunął. Już też wiedziałem, co to oznacza. Severusa gnębiły wyrzuty sumienia,
a jego ciało tak dobrze pamiętające moje pieszczoty i spragnione mojego dotyku,
tylko błagało o więcej. Jednocześnie też nie chciał, abym zmienił swoje słowa w
czyn. Obydwoje zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że naprawdę zrobiłbym to, co mu
zapowiedziałem. Dlatego też Severus poddał się, tym samym dając mi do
zrozumienia, że przystaje na moje warunki.
–
Lucjuszu… – stęknął cicho, w czasie gdy moja ręka znalazła się na jego kroczu.
Nieśpiesznie pobudzałem go przez materiał spodni, udając jednocześnie, że nie
zwracam uwagi na jego ciche słowa. Puściłem jego nadgarstki, gotowy na jego
ewentualny atak, jednak nic takiego nie nastąpiło. Chłopak jedynie objął mnie za
szyję, przyciągając do pocałunku.
Szlochał
cicho, jednak odwzajemniał każdą pieszczotę, jaką mu dawałem. Zarówno ja, jak i
on wiedzieliśmy o tym, kogo najbardziej Severus chciałby teraz całować i komu
oddawać swoje jestestwo.
Coraz
bardziej zły – na siebie – zdzierałem z niego kolejno ubrania, bym potem mógł –
gdy był już nagi – bez najmniejszego przygotowania wejść w niego, z całą
bezwzględnością na jaką było mnie w tej chwili stać. Brunet jęknął tylko
rozdzierająco na samym początku, jednak później nie wydał z siebie żadnego
odgłosu skargi. Ja jednak w dalszym ciągu pozostawałem brutalny. Chciałem
pokazać mu, jak bardzo mnie to bolało. Jaki wpływ miała na mnie nasza rozłąka i
co to zrobiło z moim ciałem i duszą.
–
Proszę… – Jego cichy szept dotarł do mnie, a ja nagle zastygłem w bezruchu,
patrząc na niego w osłupieniu. Uświadomiłem sobie bowiem, jaką wyrządzałem mu
właśnie krzywdę, chociaż już na samym początku naszej znajomości przysięgałem
sobie, że komu jak komu, ale jemu tego nigdy nie zrobię. – Przytul mnie,
Lucjuszu. Przytul… – jęknął płaczliwie, a ja natychmiast spełniłem jego prośbę.
Chociaż tak mogłem wynagrodzić mu tę chwilę bólu.
Później
kochaliśmy się delikatnie, powoli. Jakbyśmy na nowo starali się siebie poznać.
Wiedziałem już, że Severus będzie tylko i wyłącznie mój. Drugi raz nie ucieknie
ode mnie do tego beznadziejnego Pottera. Zresztą niedługo po tym mogłem dowiedzieć
się, iż James zaczął chodzić z tą byłą przyjaciółeczką Sevvy’ego.
Chłopak
tak był tym roztrzęsiony, że przez dobre parę dni nie dał mi się dotknąć ani
też nie przyjmował żadnych posiłków. Zresztą nie dziwiłem się mu. Gdy on mi tak
zrobił, zareagowałem podobnie z tym wyjątkiem, iż ja odpychałem od siebie moją
narzeczoną, a każdego skrzata na swojej drodze traktowałem jakimiś klątwami.
Mojemu
ojcu bynajmniej nie podobało się, jak traktowałem Narcyzę, jednak fakt, że nie
dzieliłem już sypialni z Severusem, był dla niego zadowalający. Dlatego też,
gdy dowiedział się, że brunet ponownie stał się honorowym gościem w moim łóżku,
chciał wyraźnie pokazać mi co o tym myśli. Z początku były to kąśliwe uwagi
rzucane w moją stronę, jednak kiedy tylko jedno złe słowo padło na temat
Sevvy’ego, od razu dałem Abraxasowi do zrozumienia, że jeśli jeszcze raz
wypowie się w podobny sposób o moim kochanku, to tego gorzko pożałuje. Dlatego
też blondyn milczał, obrzucając go tylko wrogim spojrzeniem.
Pamiętam
też, jak kilka lat po tym kazał mi spłodzić dziedzica. Tak więc po krótkiej
rozmowie z Severusem, gdzie opowiedziałem mu całe zdarzenie, dla spokoju
przespałem się kilka razy z Narcyzą, a gdy ta nareszcie zaszła w ciążę, byłem
szczęśliwy do granic możliwości. Oznaczało to bowiem, że jeśli urodzi mi syna
będę miał spokój. Niestety, w rezydencji zdarzył się mały wypadek, a Narcyza
poroniła i straciła – jak się potem okazało poprzez magiczne badanie – córkę.
Tylko trzy miesiące dzieliły ją od przyjścia na świat. Nie powiedziałem o tym
żonie, ale naszej córce nadałem imię Celestia i pochowałem na rodzinnym
cmentarzu. Nie mogłem pozwolić, aby moja krew musiała leżeć z dala od rodziny.
Nawet jeśli Celestia nie żyła chociażby minuty na świecie, to wciąż pozostawała
w moim sercu, a ja przez dłuższy czas nie mogłem wyprzeć z pamięci jej
możliwego wyglądu. Zapewne byłaby tak samo piękna jak matka.
Nie
chciałem jednak dłużej czekać i kilka miesięcy później żona ponownie zagościła
w moim łożu. Tym razem jednak, gdy zaszła w ciążę, skrupulatnie sprawdzałem jej
stan, bo nie chciałem pozwolić na żadne komplikacje. Zresztą tak samo wydawała
się postępować Narcyza, zwłaszcza gdy lekarz powiedział nam, że żona urodzi mi
dwójkę potomków. Tym bardziej przeszła samą siebie, kiedy otrzymałem informację,
że zawitała w domu Snape’a, a ja nie miałem pojęcia, o czym rozmawiali.
Igniss
i Draco. Moi synowie. Mimo faktu bycia bliźniakami, już od samego początku –
kiedy leżeli na porodówce – byli od siebie różni. Może podkreślał to
respirator, do jakiego maleńkie ciałko mojego najmłodszego syna było podłączone.
Jego delikatna, malutka klatka piersiowa unosiła się za pomocą maszyny, na
razie bowiem z niewiadomej przyczyny nie mógł oddychać o własnych siłach.
Igniss w stosunku do niego był pełny życia. Wiercił się, co chwilę zwracał na
siebie uwagę. Jak nie burknięciami, to głośnym płaczem.
Aż
dziwne było, że mój pierworodny syn był charłakiem. Wcale na takiego nie
wyglądał. Prędzej postawiłbym taką hipotezę przy młodszym chłopcu. Tym
słabszym, ledwo żyjącym dziecku, a jednocześnie tak pięknym w swojej
delikatności. Był taki kruchy.
~ * ~
Spojrzałem
w szoku na kobietę, jakby ta właśnie oznajmiła mi, że jest w ciąży z Severusem.
Co było niemożliwością, nie mniej jednak właśnie tak się poczułem.
–
Mogłabyś powtórzyć? – mruknąłem, siląc się na spokojny i w miarę miły ton
głosu.
– Igniss
i Draco chcieliby coś ci pokazać – mruknęła Narcyza, pociągając mnie w kierunku
salonu. Przy fortepianie siedzieli obydwaj chłopcy, Igniss patrzył na mnie z
determinacją i błyskiem w oku, Draco natomiast niepewnie skierował swój wzrok
na swoje małe rączki. – No, zagrajcie ojcu tak jak niedawno mi – zwróciła się
do nich, a młodszy bliźniak kiwnął główką, wstając i podchodząc do jednego z
dwóch futerałów na skrzypce 1/8. Wyciągnął z niego instrument i przykładając go
do swojego ramienia, czekał, aż Igniss rozpocznie grę na klawiszach. (http://www.youtube.com/watch?v=–sWnEWpS_fA&feature=artist)
A gdy ten to zrobił po prostu odjęło mi mowę. Ta wolna, melancholijna melodia
wypełniła całą moją duszę, dochodząc do każdego zakamarka mego ciała. Zaraz
jeszcze dołączył do niego Draco, a we mnie aż eksplodowało od emocji. Obydwoje
zdawali się wylewać z siebie wszystkie swoje uczucia, które tchnęły te dźwięki
do życia, a jakie wybrały mnie za swój cel.
Spojrzałem
kątem oka na żonę, która otwarcie zalewała się łzami ze wzruszenia. Patrzyła na
nich z taką miłością i dumą, że aż zaparło mi dech w piersiach. Dawno już nie
widziałem takiej Narcyzy. Ona emanowała wręcz tymi uczuciami. Zresztą jakoś jej
się nie dziwiłem. To, co chłopcy przedstawiali, było wręcz niesamowite.
Obydwoje synchronizowali się ze sobą i nawet nie musieli utrzymywać kontaktu
wzrokowego, by upewniać się, że dobrze im idzie. Oni po prostu grali i
przemawiali do nas. To było niebywałe, biorąc pod uwagę fakt, że mieli dopiero
po osiem latek.
Aż
miałem ochotę wstać i obu przytulić do siebie, nie przejmując się faktem, że
przez te wszystkie lata odsuwałem od siebie Ignissa ze względu na jego brak
magii. Robiłem to tylko ze względu na ojca, który nie dopuściłby do siebie
myśli, że jego wnuk mógłby być charłakiem.
–
Przed chwilą grali odwrotnie, jednak nie brzmiało to tak jak teraz – wyznała
cicho w chwili, gdy chłopcy zakańczali właśnie utwór. Nie odpowiadając jej,
podszedłem do Dracona, który spojrzał na mnie zlękniony, po czym przytuliłem go
do siebie. Ignissowi natomiast kiwnąłem z uznaniem krótko głową, jednak to i
tak już wystarczyło, aby ten cały rozpromienił się i ze śmiechem pobiegł w
stronę swojej matki. – A więc zgadzasz się na to, aby dalej mogli się uczyć
grać?
–
Oczywiście, mój syn powinien umieć zagrać każdą melodię zarówno na skrzypcach,
jak i na fortepianie – odparłem, chwytając chłopca w pasie i wstając razem z
nim w ramionach. Draco zaskoczony moim posunięciem, objął mnie za szyję, dalej
trzymając w rączkach swój instrument.
– Ja
chciałbym nauczyć się też śpiewać – dodał starszy bliźniak, a ja obrzuciłem go
ostrzegającym spojrzeniem. – Mama powiedziała, że to nie będzie problemem. – Spojrzałem
uważnie na Narcyzę, która wydawała się być zarówno speszona tą informacją, jak
i gotowa na bronienie swojej racji.
–
Niech będzie. A teraz zostawcie mnie i Draco samych. Niech zagra mi coś jeszcze
– odparłem, sadzając chłopca na siedzisku przed fortepianem i odbierając od
niego skrzypce. Słyszałem, jak Narcyza zamyka za sobą i Ignissem drzwi,
posłusznie zostawiając mnie sam na sam z synem. – A więc, Draco? Co mi tym
razem zagrasz?
–
Symfonię numer 40 w tonacji G–moll… Mozarta – odparł cicho w chwili, gdy
odkładałem mały instrument do futerału. Zaraz potem ułożył palce na klawiszach,
zaczynając grać kolejny utwór. Ja natomiast rozsiadłem się w fotelu,
podziwiając jego grację i muzykę, jaka wypływała spod jego zdolnych palców.
Niewątpliwie
Draco był utalentowanym dzieckiem.
I nie
tylko pod tym względem. Chłopiec miał niezaprzeczalny talent uwodzenia innych.
Robił to nieświadomie, jednak przyciągał do siebie serce każdego, kto go tylko
ujrzał. Mógł mieć każdego, jednak już nikt nie mógł mieć jego. Ale co się
stanie, jak skończy dziesięć czy piętnaście lat? Gdy jakaś harpia postanowi go
omotać w swoje sidła i mi go wykraść, a do czego ja jako jego ojciec nie mogłem
dopuścić.
Mój
syn musiał pozostać czysty, w innym wypadku mógł stracić jakąś cząstkę siebie.
Jego piękno powinno trwać wiecznie. Jego czystość musiała być widoczna dla
innych i pokazywać im, że Draco jest dla nich nie do zdobycia.
Dziękuje bardzo za dedykacje i oczywiście, że będe z wami tak długo jak tylko się da :* (ciąży na mnie klątwa i co jakiś czas brak mi internetu, ale nawet wtedy postaram się być z wami)
OdpowiedzUsuńA teraz co do rozdziału chyba poczułam takie tyci tyci ukłucie sympatii względem Lucjusza. Nigdy nie posądzałabym go o takie uczucia. Musisz mi wybaczyć, że nie wysłuchałam utworu do końca ale w pewnym momencie miałam ochotę po prostu zacząć ryczeć. Przy jeszcze jednym czy 2 rozdziałach miałam podobne uczucie. To niebywałe jak potraficie przedstawić sytuacje (żebym ja ryczała to naprawdę tekst musi na mnie wpłynąć) i emocje bohaterów. Chociaż teraz rozumiem dlaczego po części chociażby Lucjusz w ten sposób traktuje Ignissa to i tak nie potrafie mu tego wybaczyć. Jestem ciekawa jak brzmiałby głos Ignissa podczas śpiewu *o*
Teraz tylko czekać z niecierpliwością na kolejny rozdział. Dziękuje wam za to, że piszecie coś tak pięknego. Dużo weny, żeby przychodziła w odpowiednich momentach :p , dużo więcej czasu na pisanie i żeby niedziela szybciej przyszła do mnie ^^
Cotoya :*
Witajcie, Wasz fick bardzo mi się podoba. Obie macie dobry i płynny styl, łatwo się czyta. Fabuła również jest wciągająca. Tym bardziej dziwi mnie brak komentarzy, zwłaszcza że nieraz zdażyło mi się trafić na jakieś dziwaczne twory, pod którymi było masę pozytywnych komentarzy. Cóż jeśli ktoś woli czytać ckliwe historyjki kipiące wszelkimi możliwymi błędami, to ja niestety nic na to nie poradzę. Jedynie co kojarzę, że w którymś momencie wyłapałam jakąś niezgodność w fabule Waszego drarry, jeśli przypomnę sobie o co chodziło to dam Wam znać.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że dokończycie tę historię, bo niczego tak nie cierpię jak niedokończonych opowieści ;-)
Życzę Wam dużo weny i wolnego czasu.
Taira
Hej,
OdpowiedzUsuńtak, tak Lucjusz i to jego pragnienie mieć Severusa tylko dla siebie... tak mi smutno, Lucjusz nie okazywał Ignisowi żadnych uczuć liczył się tylko Draco...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, o tak Lucjusz i to jego pragnienie mieć Severusa tylko dla siebie ;) tak mi smutno... dla Lucjusza liczył się tylko Draco, a Ignisa pomijał...
weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga