niedziela, 5 stycznia 2014

Rozdział 36,5 - Lucjusz Malfoy

Dzisiejszy rozdział chciałabym zadedykować Cotoyi ^.^
Bardzo Ci dziękuję kochana za Twój komentarz. Dzięki Tobie czuję, że dostaję skrzydeł i chęć na pisanie powraca do mnie ze zdwojoną siłą.
Mam nadzieję, że będziesz przy mnie i Saneko jeszcze przez długi czas :*


~ \\ * // ~



Uniosłem kielich do góry w geście toastu. Następnie przybliżyłem go do ust, przechylając go i duszkiem wypijając zawartość. Mojemu ruchowi wtórowały piski dziewczyn, które chciały w tej sposób mnie dopingować. Ja jednak nie zwracałem uwagi na te puste panny, które tylko obmyślały sposób, dzięki któremu mogłyby wskoczyć mi do łóżka.
W tej chwili obchodził mnie tylko ten młody chłopaczek, który dopiero w tym roku zaczął wyróżniać się z tłumu. Doprawdy, aż dziw mnie bierze, że nie zwróciłem na niego uwagi wcześniej. Chociaż z drugiej strony pierwszoklasista ewidentnie stronił od ludzi, co też potwierdzało jego nieufne podejście do innych uczniów. Jednak w stosunku do mnie chłopak zaczynał się powoli otwierać. Tym bardziej, gdy pomogłem mu w kilku nieprzyjemnych dla niego sytuacjach. Musiałem przecież w jakiś sposób przekonać go do siebie.
Chłopak był tym bardziej zaaferowany moją obecnością, gdy dowiedział się, kim tak naprawdę jestem. Cóż, nie każdy miał okazję wymienienia ze mną kilku zdań. Severus jednak otrzymał zaszczyt na coś więcej.
Z początku miałem tylko ochotę na zabawienie się dzieciakiem i porzucenie go, jak to robiłem z większością moich kochanków. Gra robiła się coraz bardziej interesująca, gdy raz po raz chłopak odrzucał moją przyjaźń, dopiero jakoś po miesiącu niepewnie odpowiadając na moją propozycję pozytywnie.
Właśnie wtedy, gdy zobaczyłem jego pokryte zażenowaniem oblicze, przez moją głowę przeszła jedna myśl „Nie oddam go! Mój!”. Wtedy też doszedłem do wniosku, że lepiej mieć go tylko na wyłączność. Sprawić, by był uległy tylko i wyłącznie mi. By zakochał się we mnie do szaleństwa i nawet nie myślał o innym chłopaku.
Jednak nie spodziewałem się, że dzieciak już był pod wpływem tej „magii”. Spoglądał wzrokiem zakochanego szczeniaczka za strzechą odstających, ciemnych włosów i za wiecznym uśmiechem przylepionym do twarzy. Ten przeklęty Potter.
Musiałem znaleźć sposób, by oderwać Severusa od tych nieosiągalnych marzeń.

~ * ~

Okazja nadarzyła się bardzo szybko, co przyjąłem z wielkim zadowoleniem. Tym bardziej, gdy byłem już po Owutemach i miałem akurat dużo czasu do wprowadzenia mojego planu w życie. Mimo iż nie był on taki tam trudny, to jednak był bardzo ryzykowny. Musiałem postawić wszystko na jedną kartę. Tym bardziej gdy, ryzykując, mogłem zyskać aprobatę chłopaka.
Jakieś dwa tygodnie przed końcem roku, kiedy na zajęciach nauczyciele nie wymagali już nic wielkiego, tylko samą obecność, mogłem w spokoju zaprosić pod wieczór chłopaka do mojej osobistej sypialni (zasługa odznaki prefekta i mojego własnego wkładu – nigdy nie posłużyłbym się ojcem dla większej wygody; nie zniżyłbym się do tego). Z początku wytłumaczyłem się tym, iż muszę porozmawiać z nim na jeden temat dotyczący szkoły. Poniekąd nie minąłem się z prawdą; z początku powiedziałem mu, że nie podoba mi się jak zachowuje się podczas posiłków i przerw, kiedy go widziałem.
– To nie twoja sprawa, Lucjuszu – mruknął wtedy speszony, doskonale już wiedząc, co chciałem mu przez to przekazać. – Przecież i tak nikt nie zwraca na mnie najmniejszej uwagi – dodał, jakby było to jedną z najbardziej oczywistych rzeczy na świecie.
– Chyba sobie teraz ze mnie po prostu kpisz – odparłem na to, spoglądając na niego z delikatnym, aczkolwiek widocznym oburzeniem. Siedziałem akurat na kanapie przed kominkiem i obserwowałem, jak ten cały czas stoi niespokojnie w pobliżu drzwi. – Siadaj – dodałem, dłonią wskazując na miejsce obok mnie. Gdy chłopak zrobił to, co kazałem, uśmiechnąłem się z satysfakcją, zaraz przygarniając go do siebie. Od czasu, gdy zrobiłem tak pierwszy raz kilka miesięcy temu, Severus zdążył się już do tego przyzwyczaić. – Prawda jest taka, że od kiedy przyjąłeś moją propozycję, wszystko co dotyczy ciebie, dotyczy także i mnie.
– Chcesz mi przez to powiedzieć, że rujnuję twój wizerunek, tak? – W końcu spojrzał na mnie. Nie wiem, czy zrobił to z własnej woli, czy może dlatego, że czuł na sobie moje palące spojrzenie. – Jeśli tak bardzo ci to przeszkadza, to zawsze mogę udawać, że się nie znamy.
– Nawet nie próbuj o tym raz jeszcze pomyśleć – warknąłem, chwytając go za podbródek i wręcz kładąc go na kanapie, samemu się nad nich pochylając. – Ten przeklęty Potter nie zasługuje na kogoś tak dobrego jak ty. Nie mogę patrzeć, jak cierpisz przez niego. – Mówiąc to, pochyliłem się nad nim bardziej i pocałowałem go gwałtownie. Severus z początku zaczął się wyrywać i kładąc dłonie na mojej klatce piersiowej, starał się odepchnąć mnie od siebie. Niestety, jego dwunastoletnie ciałko nie miało aż tyle siły, aby przeciwstawić się mi i jakby właśnie to sobie uświadomił – przestał się szarpać. – Grzeczny chłopiec – mruknąłem cicho, całując go po szczęce, a jedną dłonią zjeżdżając na jego biodro.
– Lucjuszu… – chlipnął po krótkiej przerwie chłopak, a mnie zmroziło. Spojrzałem na jego zapłakane lico, aż się odsuwając. Severus był ostatnią osobą, którą chciałbym doprowadzić do takiego stanu. Młodszy Ślizgon w dalszym ciągu leżał na kanapie, nie mogąc powstrzymać drżącego ciała. To był straszny widok i chciałem mu jakoś pomóc, jednak zdawałem sobie równocześnie sprawę, że każdy ruch z mojej strony może wywołać u niego całkowicie inny od zamierzonego planu skutek. Dlatego też najlepiej będzie, jak odsunę się na jakiś czas od niego. I co z tego, że już kończę szkołę! Muszę dać mu czas do przemyślenia. – Nie…! – jęknął słabo, łapiąc mnie za rękę w chwili, gdy wstawałem z kanapy. Rzuciłem mu zaskoczone spojrzenie, jednak posłusznie opadłem z powrotem. – Nie odchodź. Zostań – poprosił, siadając mi na kolanach i obejmując za szyję. Zaraz poczułem jego drżące jeszcze wargi na swoich, gdy zaczął mnie nieporadnie całować. – Proszę, pozwól mi odwzajemnić twoje uczucie.
Nawet sobie nie wyobrażał, jak bardzo chętnie na to przystałem.

~ * ~

– Musimy chyba sobie porozmawiać – warknąłem głośno, pchając siedemnastolatka na moje łóżko. Znajdowaliśmy się aktualnie w mojej sypialni. Severus przez rok nie odpowiadał na moje wezwania i listy. Przez rok spędzony u boku tego bydlaka.
– Nie mamy o czym rozmawiać, Lucjuszu – burknął chłopak, starając się nie pokazywać po sobie tego, iż przeraził się moją zagrywką. Złapałem jego dłonie i umiejscowiłem je nad głową bruneta, jednocześnie będąc nad nim pochylonym. Włosy spłynęły na dół, jednak szczęśliwie nie opadły chłopakowi na twarz; musiałbym odrzucić je do tyłu, a na to nie miałem ani ochoty, ani czasu.
– Owszem, mamy. – Ścisnąłem mocniej jego nadgarstki i nie przejmując się w żadnym stopniu bólem odznaczającym się na jego obliczu, zmiażdżyłem jego wargi pocałunkiem. Przez chwilę miałem ochotę nawet go zgwałcić, by tylko pokazać mu, co myślę o tym, co mi zrobił. Jednak zaraz z tego zrezygnowałem. – Zerwij z Potterem! – nakazałem, a widząc jego zaciętą minę, warknąłem. – Zerwij z Potterem albo w innym wypadku użyję wszelkich możliwych środków, by tylko udupić życie jemu i jego rodzinie – dodałem jeszcze, a nastolatek spojrzał na mnie w szoku. Dokładnie widziałem jego nieme pytanie i niepewne odwrócenie głowy w bok.
– Nie zrobiłbyś tego – mruknął, samemu nie będąc pewnym swojej wypowiedzi. – Nie odważyłbyś się… – Spojrzał na mnie z takim cierpieniem, jakbym właśnie oznajmił mu, że przyszedłem zabrać mu serce. I chyba właśnie tak się czuł. Tylko że ze mną było podobnie. Mimo zaręczyn i ślubu, jaki niedługo miałem wziąć z Narcyzą, moje serce żyło tylko dla tej istotki leżącej pode mną i spoglądającej na mnie z bólem i nienawiścią zarazem.
– Oj, uwierz mi, że tak – odparłem, ponownie atakując jego usta, a językiem przedostając się do wnętrza jego warg. Doskonale czułem, jak szarpie się pode mną, jednak nie wykorzystał sposobu ugryzienia mnie, bym tylko się od niego odsunął. Już też wiedziałem, co to oznacza. Severusa gnębiły wyrzuty sumienia, a jego ciało tak dobrze pamiętające moje pieszczoty i spragnione mojego dotyku, tylko błagało o więcej. Jednocześnie też nie chciał, abym zmienił swoje słowa w czyn. Obydwoje zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że naprawdę zrobiłbym to, co mu zapowiedziałem. Dlatego też Severus poddał się, tym samym dając mi do zrozumienia, że przystaje na moje warunki.
– Lucjuszu… – stęknął cicho, w czasie gdy moja ręka znalazła się na jego kroczu. Nieśpiesznie pobudzałem go przez materiał spodni, udając jednocześnie, że nie zwracam uwagi na jego ciche słowa. Puściłem jego nadgarstki, gotowy na jego ewentualny atak, jednak nic takiego nie nastąpiło. Chłopak jedynie objął mnie za szyję, przyciągając do pocałunku.
Szlochał cicho, jednak odwzajemniał każdą pieszczotę, jaką mu dawałem. Zarówno ja, jak i on wiedzieliśmy o tym, kogo najbardziej Severus chciałby teraz całować i komu oddawać swoje jestestwo.
Coraz bardziej zły – na siebie – zdzierałem z niego kolejno ubrania, bym potem mógł – gdy był już nagi – bez najmniejszego przygotowania wejść w niego, z całą bezwzględnością na jaką było mnie w tej chwili stać. Brunet jęknął tylko rozdzierająco na samym początku, jednak później nie wydał z siebie żadnego odgłosu skargi. Ja jednak w dalszym ciągu pozostawałem brutalny. Chciałem pokazać mu, jak bardzo mnie to bolało. Jaki wpływ miała na mnie nasza rozłąka i co to zrobiło z moim ciałem i duszą.
– Proszę… – Jego cichy szept dotarł do mnie, a ja nagle zastygłem w bezruchu, patrząc na niego w osłupieniu. Uświadomiłem sobie bowiem, jaką wyrządzałem mu właśnie krzywdę, chociaż już na samym początku naszej znajomości przysięgałem sobie, że komu jak komu, ale jemu tego nigdy nie zrobię. – Przytul mnie, Lucjuszu. Przytul… – jęknął płaczliwie, a ja natychmiast spełniłem jego prośbę. Chociaż tak mogłem wynagrodzić mu tę chwilę bólu.
Później kochaliśmy się delikatnie, powoli. Jakbyśmy na nowo starali się siebie poznać. Wiedziałem już, że Severus będzie tylko i wyłącznie mój. Drugi raz nie ucieknie ode mnie do tego beznadziejnego Pottera. Zresztą niedługo po tym mogłem dowiedzieć się, iż James zaczął chodzić z tą byłą przyjaciółeczką Sevvy’ego.
Chłopak tak był tym roztrzęsiony, że przez dobre parę dni nie dał mi się dotknąć ani też nie przyjmował żadnych posiłków. Zresztą nie dziwiłem się mu. Gdy on mi tak zrobił, zareagowałem podobnie z tym wyjątkiem, iż ja odpychałem od siebie moją narzeczoną, a każdego skrzata na swojej drodze traktowałem jakimiś klątwami.
Mojemu ojcu bynajmniej nie podobało się, jak traktowałem Narcyzę, jednak fakt, że nie dzieliłem już sypialni z Severusem, był dla niego zadowalający. Dlatego też, gdy dowiedział się, że brunet ponownie stał się honorowym gościem w moim łóżku, chciał wyraźnie pokazać mi co o tym myśli. Z początku były to kąśliwe uwagi rzucane w moją stronę, jednak kiedy tylko jedno złe słowo padło na temat Sevvy’ego, od razu dałem Abraxasowi do zrozumienia, że jeśli jeszcze raz wypowie się w podobny sposób o moim kochanku, to tego gorzko pożałuje. Dlatego też blondyn milczał, obrzucając go tylko wrogim spojrzeniem.
Pamiętam też, jak kilka lat po tym kazał mi spłodzić dziedzica. Tak więc po krótkiej rozmowie z Severusem, gdzie opowiedziałem mu całe zdarzenie, dla spokoju przespałem się kilka razy z Narcyzą, a gdy ta nareszcie zaszła w ciążę, byłem szczęśliwy do granic możliwości. Oznaczało to bowiem, że jeśli urodzi mi syna będę miał spokój. Niestety, w rezydencji zdarzył się mały wypadek, a Narcyza poroniła i straciła – jak się potem okazało poprzez magiczne badanie – córkę. Tylko trzy miesiące dzieliły ją od przyjścia na świat. Nie powiedziałem o tym żonie, ale naszej córce nadałem imię Celestia i pochowałem na rodzinnym cmentarzu. Nie mogłem pozwolić, aby moja krew musiała leżeć z dala od rodziny. Nawet jeśli Celestia nie żyła chociażby minuty na świecie, to wciąż pozostawała w moim sercu, a ja przez dłuższy czas nie mogłem wyprzeć z pamięci jej możliwego wyglądu. Zapewne byłaby tak samo piękna jak matka.
Nie chciałem jednak dłużej czekać i kilka miesięcy później żona ponownie zagościła w moim łożu. Tym razem jednak, gdy zaszła w ciążę, skrupulatnie sprawdzałem jej stan, bo nie chciałem pozwolić na żadne komplikacje. Zresztą tak samo wydawała się postępować Narcyza, zwłaszcza gdy lekarz powiedział nam, że żona urodzi mi dwójkę potomków. Tym bardziej przeszła samą siebie, kiedy otrzymałem informację, że zawitała w domu Snape’a, a ja nie miałem pojęcia, o czym rozmawiali.
Igniss i Draco. Moi synowie. Mimo faktu bycia bliźniakami, już od samego początku – kiedy leżeli na porodówce – byli od siebie różni. Może podkreślał to respirator, do jakiego maleńkie ciałko mojego najmłodszego syna było podłączone. Jego delikatna, malutka klatka piersiowa unosiła się za pomocą maszyny, na razie bowiem z niewiadomej przyczyny nie mógł oddychać o własnych siłach. Igniss w stosunku do niego był pełny życia. Wiercił się, co chwilę zwracał na siebie uwagę. Jak nie burknięciami, to głośnym płaczem.
Aż dziwne było, że mój pierworodny syn był charłakiem. Wcale na takiego nie wyglądał. Prędzej postawiłbym taką hipotezę przy młodszym chłopcu. Tym słabszym, ledwo żyjącym dziecku, a jednocześnie tak pięknym w swojej delikatności. Był taki kruchy.

~ * ~

Spojrzałem w szoku na kobietę, jakby ta właśnie oznajmiła mi, że jest w ciąży z Severusem. Co było niemożliwością, nie mniej jednak właśnie tak się poczułem.
– Mogłabyś powtórzyć? – mruknąłem, siląc się na spokojny i w miarę miły ton głosu.
– Igniss i Draco chcieliby coś ci pokazać – mruknęła Narcyza, pociągając mnie w kierunku salonu. Przy fortepianie siedzieli obydwaj chłopcy, Igniss patrzył na mnie z determinacją i błyskiem w oku, Draco natomiast niepewnie skierował swój wzrok na swoje małe rączki. – No, zagrajcie ojcu tak jak niedawno mi – zwróciła się do nich, a młodszy bliźniak kiwnął główką, wstając i podchodząc do jednego z dwóch futerałów na skrzypce 1/8. Wyciągnął z niego instrument i przykładając go do swojego ramienia, czekał, aż Igniss rozpocznie grę na klawiszach. (http://www.youtube.com/watch?v=–sWnEWpS_fA&feature=artist) A gdy ten to zrobił po prostu odjęło mi mowę. Ta wolna, melancholijna melodia wypełniła całą moją duszę, dochodząc do każdego zakamarka mego ciała. Zaraz jeszcze dołączył do niego Draco, a we mnie aż eksplodowało od emocji. Obydwoje zdawali się wylewać z siebie wszystkie swoje uczucia, które tchnęły te dźwięki do życia, a jakie wybrały mnie za swój cel.
Spojrzałem kątem oka na żonę, która otwarcie zalewała się łzami ze wzruszenia. Patrzyła na nich z taką miłością i dumą, że aż zaparło mi dech w piersiach. Dawno już nie widziałem takiej Narcyzy. Ona emanowała wręcz tymi uczuciami. Zresztą jakoś jej się nie dziwiłem. To, co chłopcy przedstawiali, było wręcz niesamowite. Obydwoje synchronizowali się ze sobą i nawet nie musieli utrzymywać kontaktu wzrokowego, by upewniać się, że dobrze im idzie. Oni po prostu grali i przemawiali do nas. To było niebywałe, biorąc pod uwagę fakt, że mieli dopiero po osiem latek.
Aż miałem ochotę wstać i obu przytulić do siebie, nie przejmując się faktem, że przez te wszystkie lata odsuwałem od siebie Ignissa ze względu na jego brak magii. Robiłem to tylko ze względu na ojca, który nie dopuściłby do siebie myśli, że jego wnuk mógłby być charłakiem.
– Przed chwilą grali odwrotnie, jednak nie brzmiało to tak jak teraz – wyznała cicho w chwili, gdy chłopcy zakańczali właśnie utwór. Nie odpowiadając jej, podszedłem do Dracona, który spojrzał na mnie zlękniony, po czym przytuliłem go do siebie. Ignissowi natomiast kiwnąłem z uznaniem krótko głową, jednak to i tak już wystarczyło, aby ten cały rozpromienił się i ze śmiechem pobiegł w stronę swojej matki. – A więc zgadzasz się na to, aby dalej mogli się uczyć grać?
– Oczywiście, mój syn powinien umieć zagrać każdą melodię zarówno na skrzypcach, jak i na fortepianie – odparłem, chwytając chłopca w pasie i wstając razem z nim w ramionach. Draco zaskoczony moim posunięciem, objął mnie za szyję, dalej trzymając w rączkach swój instrument.
– Ja chciałbym nauczyć się też śpiewać – dodał starszy bliźniak, a ja obrzuciłem go ostrzegającym spojrzeniem. – Mama powiedziała, że to nie będzie problemem. – Spojrzałem uważnie na Narcyzę, która wydawała się być zarówno speszona tą informacją, jak i gotowa na bronienie swojej racji.
– Niech będzie. A teraz zostawcie mnie i Draco samych. Niech zagra mi coś jeszcze – odparłem, sadzając chłopca na siedzisku przed fortepianem i odbierając od niego skrzypce. Słyszałem, jak Narcyza zamyka za sobą i Ignissem drzwi, posłusznie zostawiając mnie sam na sam z synem. – A więc, Draco? Co mi tym razem zagrasz?
– Symfonię numer 40 w tonacji G–moll… Mozarta – odparł cicho w chwili, gdy odkładałem mały instrument do futerału. Zaraz potem ułożył palce na klawiszach, zaczynając grać kolejny utwór. Ja natomiast rozsiadłem się w fotelu, podziwiając jego grację i muzykę, jaka wypływała spod jego zdolnych palców.
Niewątpliwie Draco był utalentowanym dzieckiem.
I nie tylko pod tym względem. Chłopiec miał niezaprzeczalny talent uwodzenia innych. Robił to nieświadomie, jednak przyciągał do siebie serce każdego, kto go tylko ujrzał. Mógł mieć każdego, jednak już nikt nie mógł mieć jego. Ale co się stanie, jak skończy dziesięć czy piętnaście lat? Gdy jakaś harpia postanowi go omotać w swoje sidła i mi go wykraść, a do czego ja jako jego ojciec nie mogłem dopuścić.
Mój syn musiał pozostać czysty, w innym wypadku mógł stracić jakąś cząstkę siebie. Jego piękno powinno trwać wiecznie. Jego czystość musiała być widoczna dla innych i pokazywać im, że Draco jest dla nich nie do zdobycia.

4 komentarze:

  1. Dziękuje bardzo za dedykacje i oczywiście, że będe z wami tak długo jak tylko się da :* (ciąży na mnie klątwa i co jakiś czas brak mi internetu, ale nawet wtedy postaram się być z wami)
    A teraz co do rozdziału chyba poczułam takie tyci tyci ukłucie sympatii względem Lucjusza. Nigdy nie posądzałabym go o takie uczucia. Musisz mi wybaczyć, że nie wysłuchałam utworu do końca ale w pewnym momencie miałam ochotę po prostu zacząć ryczeć. Przy jeszcze jednym czy 2 rozdziałach miałam podobne uczucie. To niebywałe jak potraficie przedstawić sytuacje (żebym ja ryczała to naprawdę tekst musi na mnie wpłynąć) i emocje bohaterów. Chociaż teraz rozumiem dlaczego po części chociażby Lucjusz w ten sposób traktuje Ignissa to i tak nie potrafie mu tego wybaczyć. Jestem ciekawa jak brzmiałby głos Ignissa podczas śpiewu *o*
    Teraz tylko czekać z niecierpliwością na kolejny rozdział. Dziękuje wam za to, że piszecie coś tak pięknego. Dużo weny, żeby przychodziła w odpowiednich momentach :p , dużo więcej czasu na pisanie i żeby niedziela szybciej przyszła do mnie ^^
    Cotoya :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Witajcie, Wasz fick bardzo mi się podoba. Obie macie dobry i płynny styl, łatwo się czyta. Fabuła również jest wciągająca. Tym bardziej dziwi mnie brak komentarzy, zwłaszcza że nieraz zdażyło mi się trafić na jakieś dziwaczne twory, pod którymi było masę pozytywnych komentarzy. Cóż jeśli ktoś woli czytać ckliwe historyjki kipiące wszelkimi możliwymi błędami, to ja niestety nic na to nie poradzę. Jedynie co kojarzę, że w którymś momencie wyłapałam jakąś niezgodność w fabule Waszego drarry, jeśli przypomnę sobie o co chodziło to dam Wam znać.
    Mam nadzieję, że dokończycie tę historię, bo niczego tak nie cierpię jak niedokończonych opowieści ;-)
    Życzę Wam dużo weny i wolnego czasu.
    Taira

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej,
    tak, tak Lucjusz i to jego pragnienie mieć Severusa tylko dla siebie... tak mi smutno, Lucjusz nie okazywał Ignisowi żadnych uczuć liczył się tylko Draco...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  4. Hejeczka,
    wspaniale, o tak Lucjusz i to jego pragnienie mieć Severusa tylko dla siebie ;) tak mi smutno... dla Lucjusza liczył się tylko Draco, a Ignisa pomijał...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń