~*~*~*~
Otworzyłem oczy, lecz niemal od razu z powrotem je zamknąłem,
gdy moją głowę zaatakował rozsadzający ból. Naciągnąłem kołdrę po uszy i
skuliłem się w nadziei, że łupanie w czaszce zaraz minie. Leżałem tak kilka minut,
starając się pozbierać, ale nic to nie dało.
Odchyliłem więc powoli przykrycie, bojąc się, że gwałtowne ruchy wzmogą ból, po czym ostrożnie wyszedłem z łóżka. Gdy zdałem sobie sprawę, że wciąż byłem we wczorajszych ubraniach, przez głowę przemknęło mi pytanie, jak się w ogóle w nim znalazłem. Próbowałem coś sobie przypomnieć, ale nadaremnie. Moja pamięć najwyraźniej dziś strajkowała, dlatego w zamian postanowiłem szybko się umyć i iść na śniadanie. Marzyłem, by się czegoś napić, bo w ustach miałem pustynię. Nawet śliny nie mogłem normalnie połknąć.
Wziąłem świeży komplet ubrań i okulary (jakoś nie miałem dziś ochoty na
soczewki, zresztą najwyraźniej w nich spałem, a nie powinienem nosić kontaktów
non stop), po czym powlokłem się do łazienki. W drzwiach minąłem Neville’a,
który najwyraźniej jako jedyny, oprócz mnie, jeszcze nie poszedł na śniadanie.Odchyliłem więc powoli przykrycie, bojąc się, że gwałtowne ruchy wzmogą ból, po czym ostrożnie wyszedłem z łóżka. Gdy zdałem sobie sprawę, że wciąż byłem we wczorajszych ubraniach, przez głowę przemknęło mi pytanie, jak się w ogóle w nim znalazłem. Próbowałem coś sobie przypomnieć, ale nadaremnie. Moja pamięć najwyraźniej dziś strajkowała, dlatego w zamian postanowiłem szybko się umyć i iść na śniadanie. Marzyłem, by się czegoś napić, bo w ustach miałem pustynię. Nawet śliny nie mogłem normalnie połknąć.
– O, cześć, Harry – powiedział entuzjastycznie, ja jednak
zamiast odwzajemnić jego przyjacielski, choć trochę zatroskany uśmiech,
skrzywiłem się z bólu. Miałem wrażenie, że rozsadzi mi głowę. Świetnie… Ciekawe
jak ja wytrzymam dzisiejsze lekcje…
– Ciszej, błagam – jęknąłem w odpowiedzi i ucisnąłem lekko
skronie, mając nadzieję, że to mi pomoże. Marzenia...
– Wyglądasz okropnie. Słyszałem od chłopaków, że się wczoraj z
kimś pobiłeś, a później upiłeś. Nie wydaje mi się, żeby to było najmądrzejsze z
twojej strony…
– Co ty nie powiesz – syknąłem. Od razu zrobiło mi się głupio,
że się nie powstrzymałem. Przecież Neville niczemu nie zawinił, a nawet wręcz
przeciwnie. Właśnie sprawił, że powoli, jak przez mgłę w mojej pamięci zaczęły
się pojawiać obrazy z poprzedniego dnia. – Przepraszam, Neville. Głowa mi pęka…
– Jasne, rozumiem. To ja już pójdę. Tylko się pospiesz, bo nie
zdążysz zjeść śniadania przed zajęciami – powiedział i ruszył dalej. Ten
chłopak naprawdę mnie zadziwiał. Był taki spokojny i przyjacielski, niekiedy
może aż za bardzo… Ale czasem zazdrościłem mu tego opanowania. Wątpię, bym
znalazł się w takiej sytuacji, gdybym miał jego charakter.
Wszedłem do lekko zaparowanego pomieszczenia. Położyłem czyste
ubrania na półce znajdującej się obok umywalki, po czym zacząłem się rozbierać.
Wczorajsze ciuchy rzuciłem na ziemię i wszedłem pod jeden z pryszniców.
Odkręciłem ciepłą wodę i aż syknąłem, czując pieczenie na łopatce, jakby skóra
w tamtym miejscu była bardziej wrażliwa na ciepło. W tym momencie wszystko
stało się jasne. Wspomnienia z wczorajszego dnia powróciły do mnie w jednej
chwili, aż wstrzymałem oddech, zastanawiając się, czy to aby na pewno prawda.
Wyszedłem szybko spod prysznica, stanąłem przed lustrem i aż znieruchomiałem. Wyglądałem
okropnie. W miejscu gdzie uderzyło mnie drzewo miałem strasznie opuchnięty i
siny policzek. Wyglądałem śmiesznie… Ale to nie stanowiło teraz dużego
problemu. Dużo bardziej obawiałem się przyczyny pieczenia na łopatce. Wykręciłem
się nieco, by obejrzeć swoje plecy. Wpatrywałem się w taflę szeroko otwartymi
oczami, mrugając raz po raz. Miałem rozpaczliwą nadzieję, że jakimś cudem obraz
się zmieni. Nic takiego jednak się nie stało.
Na dworze już na
szczęście nie padało, więc ściągnąłem kaptur, który do tej pory – nie wiem po
co – miałem na sobie. Obróciłem się dookoła osi i uśmiechnąłem szeroko. Chciało
mi się śmiać. Czułem się tak lekko! Nie przeszkadzało mi nawet, że świat trochę
za bardzo wirował jak na jeden piruet. Nie chciało mi się wracać do zamku.
Miałem ochotę trochę połazić po okolicy. Nigdy nie widziałem, żeby to miejsce
było tak opustoszałe jak w tej chwili. Zawsze, gdy tu przychodziłem, dokoła
kręciła się masa uczniów. Teraz to miejsce wydawało się spać… Gdyby nie liczyć
słabego światła, które rozjaśniało niektóre okna.
Ruszyłem przed siebie
wolnym krokiem. Nogi trochę mi się plątały i ślizgałem się na błocie, ale nie
przeszkadzało mi to. Wręcz przeciwnie – wydawało się całkiem zabawne. Nie mam
pojęcia, ile szedłem, ale w pewnym momencie zdałem sobie sprawę, że znalazłem
się w nieznanej okolicy. Nigdy nie zapuszczałem się tak daleko od głównej
ulicy. Podczas szkolnych wyjść razem z przyjaciółmi skupialiśmy się przede
wszystkim na popularnych miejscach, zresztą nauczyciele nie pozwalali nam się
zbytnio szwendać po miasteczku. Spojrzałem po stojących po dwóch stronach
ścieżki budynkach. Większość wyglądała na zwykłe domy mieszkalne, jednak jeden
stanowczo się wyróżniał. Na szybach widniały różne rysunki i zdjęcia. Zaciekawiony
podszedłem bliżej i zdałem sobie sprawę, że zdjęcia przedstawiają części ciała,
które ozdobione były tatuażami. Niektóre się ruszały, inne pozostawały
nieruchome. Nie spodziewałem się znaleźć coś takiego w wiosce czarodziei. Dla
pewności spojrzałem na szyld. Wielki napis „studio tatuażu” nie pozostawiał
żadnych wątpliwości.
Uśmiechnąłem się, gdy do
głowy przyszedł mi – kolejny już dziś – świetny pomysł. Zrobię sobie tatuaż! Ale
się chłopacy z drużyny zdziwią! To może być nawet całkiem zabawne. Słyszałem
kiedyś, jak Dean i Seamus rozmawiali, że podobno wielu dziewczynom podoba się,
jak chłopak ma coś takiego. Gdybym ja coś sobie wytatuował, może nie tylko
dziewczynom by się spodobało…
W tym momencie
przypomniało mi się, jak Hermiona powiedziała im wtedy, że to głupie i
nieodpowiedzialne. Twierdziła, że ludzie tylko się w ten sposób szpecą i to na
całe życie. Kazała wtedy mi i Ronowi obiecać, że nigdy sobie żadnego nie
zrobimy…
Uśmiech w jednej chwili
zniknął z mojej twarzy. Zamiast tego ściągnąłem gniewnie brwi.
Znowu mnie chciała
kontrolować! Czemu wszyscy wciąż muszą się wtrącać w moje życie?! Mam już
serdecznie dość tych wszystkich zakazów i nakazów! Co oni sobie wyobrażają? Mam
prawo samemu decydować o tym, co robię, wszyscy powinni to w końcu zrozumieć!
Właśnie. Udowodnię im to. Udowodnię wszystkim, że sam też mogę o sobie
decydować! Zrobię sobie tatuaż i pokażę, że jestem niezależny!
Merlinie drogi, nigdy więcej nie wezmę alkoholu do ust.
„Jestem niezależny!” co ja – przedszkolak?!
Popchnąłem drzwi i już
po chwili stałem w niewielkim przedsionku. Za ladą, czytając jakąś książkę,
siedziała około trzydziestoletnia kobieta. Gdy tylko drzwi zamknęły się z
cichym kliknięciem, podniosła głowę i spojrzała na mnie. Jej oczy rozszerzyły
się w zdumieniu.
– Nie wierzę… –
szepnęła, oniemiała.
– Dzień dobry. Chciałbym
zrobić sobie tatuaż – oświadczyłem wesoło i uśmiechnąłem się szeroko. Kobieta
siedziała chwilę bez ruchu, a gdy się w końcu otrząsnęła, spojrzała na mnie
smutno.
– Wybacz, Harry, ale nie
mogę. Jesteś niepełnoletni –wyjaśniła, choć jej ton nie brzmiał zbyt
przekonująco.
– Jest pani pewna, że
nic się nie da z tym zrobić? – Uśmiech zniknął z mojej twarzy. Spojrzałem na
nią poważnie. Zdecydowałem, że wszystkim pokażę swoją niezależność, więc nie mogę
teraz pozwolić, by jakaś baba przeszkodziła mi w tym przez mój wiek.
– Naprawdę nie powinnam…
– Proszę! NAPRAWDĘ mi na
tym zależy. Mam dosyć tego, że wszyscy chcą decydować za mnie o MOIM życiu.
Dumbledore niby twierdzi, że mam na to patrzeć, tak jakbym walczył o
przetrwanie, a nie o zbawienie świata, ale co mi to da? Nawet jeśli on i moi
przyjaciele wiedzą, jak jest naprawdę, to cała reszta świata cały czas uważa
mnie za swojego Złotego Cudownego Chłopca Który Przeżył, By Pokonać Dla Nas
Tego, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać. – Włożyłem w te słowa tyle goryczy i
ironii, ile tylko byłem w stanie. – A ja wcale nie mam zamiaru robić za ich
tarczę! Oczywiście, chcę walczyć z Voldemortem, chcę go pokonać, ale to dlatego
żeby nie mógł już więcej skrzywdzić moich bliskich! Straciłem już przez niego
rodzinę, a moi przyjaciele są cały czas zagrożeni, tylko dlatego że są ze mną.
To mój obowiązek, by z nim walczyć w ich obronie! I także mojej własnej, co mi
ostatnio uświadomił dyrektor. Jestem niezależny. Wszyscy próbują położyć swoje
łapy na mojej mocy, ale to ja zdecyduję jak i dlaczego ją wykorzystam!
– I dlatego chcesz
zrobić sobie tatuaż? Żeby zamanifestować swoją niezależność…? – spytała
niepewnie.
– Właśnie! W końcu przez
tę głupią bliznę na moim czole wszyscy wiedzą, że jestem ich „wybawcą”. Więc
jeśli zrobię sobie w równie widocznym miejscu tatuaż, to będą też wiedzieć, że
nie jestem ich narzędziem, żywą bronią! Jestem niezależny jak smok! – Uderzyłem
się pięścią w pierś.
Kobieta parsknęła
rozbawiona. Spojrzałem na nią urażony.
– Mówiłem poważnie.
– Wiem, wiem. Wybacz. –
Zamknęła na chwilę oczy, wciąż się uśmiechając. Gdy ponownie na mnie spojrzała,
była już poważna. – Nie wiem, co mam z tobą zrobić. Naprawdę nie powinnam się
zgadzać. Dzieciaki w twoim wieku robią różne głupoty, których później żałują…
– Jeśli nie uda mi się
pokonać Voldemorta, nawet nie będę miał czasu, by zacząć żałować swojej
decyzji. A jeśli uda mi się wygrać… będę mógł uznać ten rysunek za symbol
ostatecznego zwycięstwa. Przynajmniej ten będzie ładniejszy od tego. –
Wskazałem palcem bliznę na czole.
– Ech, no dobrze już,
dobrze…
– Czyli zgadza się pani?
– Powiedz mi tylko, co
chcesz, żebym ci wytatuowała?
– Eeeee…
– I co ja mam z tobą
zrobić…? Nawet nie wiesz, co chcesz nosić na skórze do końca swojego życia… No
ale dobrze, zaraz coś wymyślimy. Podejdź tutaj. Pokażę ci katalog, może to cię
jakoś zainspiruje.
Uśmiech powrócił na moją
twarz i ochoczo podszedłem do kobiety.
– Dziękuję –
powiedziałem, pochylając się nad rozłożonym na ladzie katalogiem.
– Nie ma… Czy ja czuję
ognistą?!
– Wypiłem tylko trochę!
Tak dla zapomnienia. – Wzruszyłem ramionami, wciąż nie przestając się
uśmiechać.
– A o czym to tak pilnie
musiałeś zapomnieć?
– Jeśli teraz pani
powiem, to moje starania pójdą na marne. Nie chcę o nim nawet myśleć… – Nie
chcę myśleć o jego twarzy, śmiechu, ustach… Draco Malfoy… Draco… Draco… – Smok!
Chcę smoka!
Chwila… Czy ja… zdecydowałem się na taki motyw przez… Nie. To
niemożliwe. Po prostu jego imię nasunęło mi tę oczywistą odpowiedź. Wybrałem
smoka, bo się do niego przyrównałem. To wszystko.
– No tak, przecież
wspominałeś, że chcesz pokazać, że jesteś niezależny jak smok. – O właśnie.
– W takim razie ustalmy jeszcze szczegóły
i będę mogła zabrać się do pracy! Ale! nawet nie myśl sobie, że zrobię go w
bardzo widocznym miejscu. Choć tyle mogę zrobić, skoro nie odwiodę cię całkiem
od tego pomysłu.
Złota kobieta… Nawet nie chcę myśleć, co by było, gdybym kazał
jej wykonać go sobie na policzku… albo obok blizny!
Znów skupiłem się na odbiciu w lustrze i ze zgrozą
przyglądałem się poruszającej się
niebieskiej kreaturze z rogami i kolcami, która w dodatku trzymała miecz! Smok
zamachał błoniastymi skrzydłami, łypnął na mnie groźnie, po czym zatoczył kółko
na mojej łopatce, zwieńczając tę demonstrację siły wypluciem niebieskiego
płomienia. Zamknąłem oczy i gwałtownie odwróciłem się od lustra, nie mogąc
znieść tego widoku. Co ja zrobiłem… Na szczęście nieczęsto ściągam przy innych
koszulkę… Chyba że w szatni… Właśnie! Muszę się dowiedzieć, kiedy zaczynają się
nasze treningi. Ostatnio kompletnie wyleciało mi to z głowy. Nie wiem nawet,
kto w tym roku przejął rolę kapitana, skoro Angelina skończyła już szkołę. Choć
przypuszczam, że to Katie zajmie jej miejsce. W końcu to ona jest z nas
najdłużej w drużynie.
~*~
Jakoś udało mi się zdążyć na śniadanie. Niektórzy wciąż się schodzili,
więc nie było tak źle. Oczywiście jeśli chodzi o ilość czasu, jaką miałem na
zjedzenie czegokolwiek. Zupełnie inaczej sprawa wyglądała, jeśli chodziło o
moje samopoczucie. Czułem się po prostu paskudnie. Miałem wielką ochotę wyrwać
sobie głowę i schować ją gdzieś, gdzie nie byłaby narażona na gwar uczniowskich
rozmów. Opadłem na siedzenie między Igiem i Ronem, rzucając jednocześnie
męczeńsko „cześć” skierowane zarówno do nich jak i do siedzących naprzeciwko
nas dziewczyn. Sięgnąłem po parówki, mimowolnie zerkając przy tym na stół
Slitherinu. Raczej nie był to najlepszy pomysł, bo w chwili, gdy dostrzegłem
Zabiniego i tamtych dwóch tancerzy,
zalała mnie fala gniewu. Drgnąłem i odwróciłem się gwałtownie, czując czyjąś
rękę zaciskającą się na moim ramieniu. Ig spojrzał na mnie spokojnie i pokręcił
ledwo zauważalnie głową. Patrzyłem na niego przez chwilę zbity z tropu. Dopiero
po chwili przypomniało mi się, o czym wczoraj rozmawialiśmy.
Podałem Grubej Damie
hasło i chwilę później stałem w zatłoczonym pomieszczeniu. Kilka osób
znajdujących się najbliżej wyjścia popatrzyło na mnie. Niektórzy byli zaskoczeni,
inni zdziwieni, dwie dziewczyny nawet wyglądały na przestraszone.
– Ron! Hermiona! Harry
wrócił! – Usłyszałem lekko podenerwowany głos Deana będącego jedną z osób,
które zauważyły mnie jako pierwsze. Zaraz też, nie czekając na moich
przyjaciół, podszedł do mnie.
– Kurde, Harry, co ci
się stało w twarz? Znów walczyłeś z jakimś górskim trollem czy może dla odmiany
zaatakowali cię Śmierciożercy.
Już otwierałem usta, by
wyprowadzić go z błędu, lecz zamiast słów z mojego gardła wydarło się ciche
sapnięcie, gdy Hermiona uwiesiła mi się na szyi. Przy okazji podrażniła ręką
moją łopatkę, co skwitowałem krótkim syknięciem.
– Ty idioto! –
krzyknęła. – Kiedy w końcu dorośniesz i zmądrzejesz?! W dodatku w ogóle nie
słuchasz, co do ciebie mówimy! Zdajesz sobie sprawę, jak my się o ciebie
baliśmy?! – Odsunęła się ode mnie na krok i posłała mi gniewne spojrzenie.
– Daj spokój, Hermi.
Przecież nic mi nie jest…
– To w takim razie jak
wyjaśnisz, co stało się z twoją twarzą?
– I czemu jesteś cały
przemoczony i ubłocony? – Ron dołączył się do przesłuchania.
– Poszedłem się
przewietrzyć…
– W czasie burzy?!
– Oj, dajcie mi już spokój!
– Spróbowałem wyminąć przyjaciółkę, ale chwyciła mnie za rękaw i znów
stanęliśmy twarzą w twarz.
– Jeszcze z tobą nie
skończyłam, Harry.
– A mogłabyś mi chociaż
dać się przebrać? – spytałem nieźle już zirytowany, ale nie doczekałem się
odpowiedzi. W zamian Hermiona zmarszczyła brwi i z mieszanką dezorientacji i
niedowierzania spojrzała mi w oczy.
– Gdzieś ty był? –
szepnęła, tak bym tylko ja ją słyszał. – Czuję od ciebie alkohol i damskie
perfumy… I nie jestem pewna, co mnie powinno bardziej martwić.
– Pogadamy później,
Hermi, dobrze? Naprawdę chciałbym wreszcie zmienić ubrania. – Wcale mi na tym
tak bardzo nie zależy, ale nie chcę kłócić się z nimi na środku pokoju
wspólnego. W ogóle nie chcę się dziś z nimi kłócić. I tak zarówno oni, jak i
tamta Krukonka popsuli mi cudem odratowany humor…
Ruszyłem szybkim krokiem
w stronę dormitorium. Schody pokonałem w kilku susach, po czym z ulgą wszedłem
do pustego pomieszczenia. Walnąłem płaszcz i torbę w nogach łóżka, a sam
rzuciłem się na materac. Syknąłem, czując pieczenie na plecach i od razu
przekręciłem się na bok. Odetchnąłem głęboko. Nareszcie spok…
– Harry? – Prawie
warknąłem słysząc głos Iga dobiegający od strony drzwi. Był przedostatnią
osobą, którą chciałem w tej chwili widzieć. Ostatnią oczywiście zajmował
Fretka… No nie! Żegnaj błoga wolności…
– Co tym razem? Jeśli
masz dla mnie kolejne zdjęcia z imprezki Ślizgonów, to dzięki, ale obejdę się
bez nich.
– Sorki, skończyły się –
mruknął cicho, zamykając drzwi i podchodząc kilka kroków. – Nie pomyślałem, że
pokazywanie tych zdjęć tobie może przynieść taki skutek. Zapomniałem się i
przez to zawaliłem kompletnie jako przyjaciel. Obu stron. Teraz jedyne co mogę
zrobić, to wytłumaczyć się i mieć nadzieję, że nie wpiszesz mnie na czarną
listę.
– Nie martw się, nie
wpiszę. – Podniosłem się i oplotłem luźno kolana ramionami, łapiąc się za
nadgarstek. – Nie zasłużyłeś sobie na to. Skąd mogłeś wiedzieć, że tak mi
odbije? Sam nie byłem w stanie tego przewidzieć. W życiu nie spodziewałbym się,
że tak zareaguję na zdjęcia Malfoya. No bo przecież to Malfoy, tak? Mój wróg,
szkolne nemezis… Powinienem go nienawidzić! Śmiać się z niego, że tak łatwo
daje się innym obłapiać, choć jest niby taki dumny… Chciałem wyrwać ci te
zdjęcia i doszczętnie je spalić. Ale tego nie zrobiłem. Nie… Zamiast tego
rzuciłem się na Malfoya! W dodatku sam nie wiem, dlaczego to zrobiłem! Bo co,
bo mnie oszukiwał? Bo udawał kogoś, kim nie jest? A co mnie to niby obchodzi?!
Czemu miałoby mi zależeć na tym, bym znał jego prawdziwe oblicze…? A jednak… –
Załapałem się za głowę i wbiłem spojrzenie w materac, szepcząc: – Nie pojmuję
tego… A później jeszcze mnie pocałował! – Poderwałem gwałtownie głowę i
spojrzałem na Iga. – Rozumiesz?! A ja go znów uderzyłem! I zwymyślałem! Jasne,
nie powinien mnie całować wbrew mojej woli, ale to była zbyt ostra reakcja,
nawet jak na mnie! Nie miałem pojęcia, co się wokół mnie działo… Byłem… wciąż
jestem zagubiony. Nie wiem, co o tym wszystkim myśleć. Cholera! Przez niego
nawet poszedłem się upić, bo już nie mogłem wytrzymać natłoku myśli! Wciąż i
wciąż, w kółko myślałem o tym idiocie! Mam wrażenie, że dzisiejszy wieczór
trwał co najmniej tydzień – tyle razy przez moją głowę przelatywały wciąż te
same wspomnienia! Już kompletnie pogubiłem się w tym, kim i jaki on jest!
Przypomniałem sobie nawet nasze pierwsze spotkanie! Nie to w Hogwarcie, to
pamiętam aż za dobrze. Ale to prawdziwe, u Madame Malkin. Wtedy też proponował
mi przyjaźń. Ba! Oferował, że zapozna mnie ze swoimi przyjaciółmi! Był taki
miły… Ale później spotkałem Rona. Opowiedział mi sporo o rodzinie Malfoyów. I
co się okazało? Miły Draco z tamtego dnia zniknął, a zamiast niego przez pięć
lat walczyłem z podłym, wrednym Fretką, którego jednym z ulubionych słów było
to na „sz”, które mi nawet nie przejdzie przez gardło!
Ig odszedł od drzwi i
usiadł na podłodze tuż przede mną.
– Jak sam zauważyłeś
Dra... Fretka ma bardzo różne oblicza. Ty znasz doskonale jego złą stronę i
kilka jego przyjemniejszych wersji. Ja z kolei znam go praktycznie w każdej odsłonie
i wiem, z jakiego powodu w danej chwili zachowuje się tak, a nie inaczej. Na
samym początku był właśnie taki, jak przy waszym pierwszym spotkaniu. Miły,
przyjacielski słodziak, którego wręcz miało ochotę się tulić. – Zaśmiał się
cichutko, obejmując się ramionami i udając, że kogoś przytula. – Przy ojcu
nabierał trochę powagi, ale mniejsza z tym. Przy waszym ponownym spotkaniu,
poczuł się zdradzony i przez to postanowił uczynić z ciebie i twoich przyjaciół
wrogów publicznych numer jeden. Na co ochoczo zaczęli w późniejszym czasie
przystawać inni Ślizgoni. Wykreował wizerunek pysznego, wywyższającego się
dupka–arystokraty i w sumie tego się trzyma do dnia dzisiejszego. Tylko w
towarzystwie swoich domowników – i to też nie przy wszystkich i nie zawsze –
ściąga szkolną maskę i jest po prostu sobą. Chłopakiem, który lubi powygłupiać
się, potańczyć, wypić i zagrać z przyjaciółmi w butelkę. To ujęcie z Zabinim to
było tylko ich zadanie w grze. Zresztą Fretka tylko do takiego momentu zgadza
się wykonywać zadanie, poza takie pocałunki nie wychodząc nawet na cal.
– Teraz ta wiedza i tak
mi się już na nic nie przyda. Może gdybym wiedział wcześniej… A tak – on
nienawidzi mnie, ja nienawidzę jego. Nie da się tego zmienić. Nie wymażemy z
naszego życiorysu tych wszystkich kłótni i walk.
– A chciałbyś to
zmienić?
– Co…? Nie! Jasne, że
nie! Tak tylko powiedziałem…
– Harry… Mi możesz to
powiedzieć.
– Ale ja nie wiem, o
czym ty mówisz. Nie mam ci nic do powiedzenia. Przynajmniej w sprawie Malfoya.
– Skoro tak mówisz… –
Spojrzał na mnie przeciągle, po czym podniósł się z podłogi i otrzepał spodnie.
– Nie wyglądasz za dobrze, lepiej się prześpij. Choć i tak pewnie będziesz
jutro zdychał na kacu. Ja jeszcze wracam do wspólnego – oznajmił i ruszył w
stronę drzwi. Gdy chwytał już za klamkę, odezwałem się cicho:
– Mówiłem ci, że sam nie
wiem, co o tym wszystkim myśleć. Po prostu… pogubiłem się.
– Wiem, Harry, wiem. Daj
mi znać, jak się już odnajdziesz.
No tak, powiedział mi, że Malfoy wcale nie jest wcale taki
łatwy – o co go wczoraj posądziłem. Że nie pozwala na nic więcej poza
pocałunkami… Nie żeby to robiło jakąś różnicę, skoro całuje kogo popadnie! I
daje się obłapiać jakimś przypadkowym gościom – bo wcześniej nie zauważyłem,
żeby z nimi chociażby rozmawiał.
Chwila. Czemu ja znowu o nim myślę?!
Koniec. Od dziś nawet na niego nie spojrzę!
Najwidoczniej Malfoy
wpadł na podobny pomysł, bo począwszy od tego dnia jedynie czasem widywałem go
w czasie posiłków i wspólnych lekcji. W końcu nie muszę oglądać jego twarzy. Po
tylu latach nareszcie mamy spokój! Może nawet raz na zawsze skończą się wredne
docinki, kłótnie i prowokacje. Tak, to zdecydowanie może nam wyjść na dobre.
I może w końcu
przestaną tworzyć na nasz temat niestworzone historie. Choć ta o szpiegu
Voldemorta mogła nie być wcale aż tak daleka od prawdy. W porównaniu do mnie i
Fretki jako przyjaciół z dzieciństwa, tamta przynajmniej była prawdopodobna.
~*~
– Hermiono, każ im się
zamknąć – jęknąłem, schylając się nieco, by oprzeć czoło o ramię przyjaciółki.
Co prawda pod salą od transmutacji było nieco ciszej, niż podczas śniadania w
Wielkiej Sali, ale i tak miałem wrażenie, że zaraz czaszka pęknie mi na pół, a
mózg wyjdzie uszami. W dodatku nie miałem jakoś ochoty słuchać kolejnych
dziwacznych nowinek na mój temat. Tym razem podobno pobiłem się z Malfoyem o
jakąś czwartoklasistkę z Hufflepuffu i choć wygrałem, ona mnie nie chciała,
więc uciekła z Malfoyem… Naprawdę, nie mam pojęcia, co za ludzie wymyślają takie
bzdury. Jedyna prawie prawdziwa informacja to nasza bójka, bo to w sumie tylko
ja mu przywaliłem. Skąd oni wzięli całą resztę? Przecież ja nawet nie znam
żadnej Puchonki z czwartej klasy!
– Zachciało ci się
buntować i udawać wielce dorosłego, to teraz cierp – stwierdziła sucho,
pozornie niewzruszona. – Dalej mnie zastanawia, gdzie się wczoraj szlajałeś.
– Byłem w Hogsmeade. A
dokładniej w Świńskim Łbie.
– To skąd ten zapach?
– Jaki zapach?
– Czułam od ciebie
wczoraj damskie perfumy.
– Ach, jak szedłem do
wieży, to wpadłem na jakąś Krukonkę. A raczej to ona na mnie wpadła, prawie nas
przy tym zrzucając ze schodów…
– Tylko że to były
bardziej kobiece perfumy. Dziewczyny raczej takich nie używają…
– W takim razie złóż do
niej zażalenie, że się nie zna na doborze perfum – prychnąłem, masując sobie
skronie.
– Nie musisz być taki
opryskliwy. Ja się po prostu martwię, czy nie zrobiłeś jakieś głupoty.
Zrobiłem, ale to nie to
co myślisz…
– Nie martw się
Hermiono. Pamiętam wszystko z wczorajszego dnia – niestety, pomyślałem – i jestem
pewien, że nie spotkałem się z żadną kobietą – zapewniłem szeptem, nie mając
siły na głośniejsze mówienie. Ku mojemu zaskoczeniu, Hermiona nagle pogłaskała
mnie troskliwie po włosach.
– No dobrze, wierzę ci.
A teraz po prostu odejdźmy trochę od tych plotkarek, wystarczająco się
nacierpiałeś. – Pociągnęła mnie za rękę, aż zatrzymaliśmy się kilka metrów
dalej, gdzie nie było już tak wyraźnie słychać ich paplaniny. Oparłem się
plecami o ścianę i odetchnąłem z ulgą.
– Ej, może pójdziesz do
pielęgniarki, co Harry? – Zerknąłem na zatroskanego Rona. – Powinna mieć jakiś
eliksir na kaca.
– Nie wydaje mi się,
żeby posiadała coś takiego. W końcu w szkole nie można pić alkoholu.
– I ty myślisz,
Hermiono, że wszyscy przestrzegają tego przepisu? – spytał Ron z
niedowierzaniem i lekką kpiną w głosie.
– Ron, błagam ciszej –
zajęczałem, znów czując jakby mózg miał mi wybuchnąć. Złapałem się za głowę i
zacisnąłem mocno powieki, walcząc z bólem.
– Wybacz, stary –
rzucił już ciszej, po czym zwrócił się znów do Herm. – Przypomnij sobie chociaż,
jak Fred i George jeszcze tu byli. Nie mów mi, że nie zauważyłaś, że na większości
imprez, które organizowali, był alkohol. Obojętnie, czy świętowaliśmy wygrany
mecz, czy robili zabawę bez powodu. Zarówno na tych dla całego domu, jak i na
ich prywatnych, odkąd my tu chodzimy zawsze było piwo, a z czasem nawet zaczęli
przynosić whisky. Nie dawali jednak pierwszo i drugoklasistom.
– Ci dwaj nigdy nie
przestaną mnie zadziwiać. Wydają się być nieodpowiedzialnymi dzieciuchami, ale
potrafią myśleć i zadbać, by nikomu nie stała się prawdziwa krzywda.
– Ale i tak nie
pochwalasz tego, co robią, prawda? – wtrącił wesoło Ig. Nawet nie zauważyłem,
kiedy do nas podszedł. – Cześć wszystkim. McGonagall jeszcze nie przyszła?
– Nie. I masz rację.
Nigdy nie podobały mi się ich wygłupy. Nawet jeśli nie szkodzą trwale zdrowiu,
to mogą kogoś zranić w inny sposób. Nie raz ofiary ich żartów stawały się
szkolnym pośmiewiskiem.
– A ty jak zwykle
musisz wszystko brać tak na poważnie. Zapomniałaś ile dzięki ich wynalazkom
mieliśmy – nadal mamy – zabawy? Albo że czasem nam pomagały? Jak na przykład
Uszy Dalekiego Zasięgu – powiedziałem półgłosem. Wciąż miałem zamknięte oczy i
to wcale nie z powodu bólu głowy. Najzwyczajniej nie chciałem patrzeć Ignissowi
w oczy. Byłem zażenowany tym, co wczoraj zrobiłem, jak i powiedziałem.
– Ooo, widzę, że kogoś
tu kacyk męczy? – Wzdrygnąłem się, słysząc głos bruneta niedaleko ucha.
– Taak. Miałeś wczoraj
rację. Choć ja wcale tak wiele nie wypiłem. Najwidoczniej nie jestem mistrzem
picia… – spróbowałem zażartować, żeby jakoś ukryć swoje zawstydzenie.
– Jak chcesz, to mogę z
tobą poćwiczyć – zaproponował wesoło.
– Nie, dzięki. Już
nigdy nie tknę procentów – stwierdziłem załamany. – To się dla mnie źle kończy.
– Każdy tak mówi na
kacu, a później i tak pije. – Ig wzruszył ramionami.
Ale ja nie miałem tu na
myśli tylko kaca, ale też tatuaż. Kto wie jaką głupotę zrobię następnym razem?
~*~
Po transmutacji McGonagall zaprowadziła mnie do Skrzydła
Szpitalnego, gdzie, zgodnie z przewidywaniami Rona, dostałem eliksir na kaca.
Kiedy go wypiłem, byłem gotowy wychwalać opiekunkę Gryffindoru pod niebiosa,
pisać dla niej wiersze czy cokolwiek innego… Dopóki nie zabrała mnie do swojego
gabinetu na „pogawędkę”. Prawiła mi kazanie przez całą lekcję, przez co
opuściłem OPCM i w dodatku wlepiła mi chyba najgorszy szlaban w moim życiu –
przez najbliższy miesiąc miałem kompletny zakaz opuszczania murów zamku. Mogłem
wyjść tylko na lekcje zielarstwa. Pierwsze cztery wyjścia do Hogsmeade w tym
roku szkolnym miałem z głowy. Uznała, że wczoraj wystarczająco się nabawiłem,
więc miesiąc odpoczynku dobrze mi zrobi. Kiedy w końcu wypuściła mnie z
powrotem na lekcje, dziękowałem Merlinowi, że jakimś cudem się powstrzymałem i
nie zrobiłem czegoś głupiego, jak na przykład rzucenie w nią jakimś zaklęciem.
Choć nie byłem w stanie się powstrzymać od pyskowania… Bo naprawdę przesadziła
– ja rozumiem szlaban, ale minus dwadzieścia punktów?! W każdym razie przez
swoje odzywki przekształciłem początkowo dwutygodniowy szlaban w miesięczny.
Westchnąłem ciężko.
Ale nie było tak źle. Pocieszała mnie myśl, że Malfoy
najwyraźniej postanowił udawać, że ja i moi przyjaciele nie istniejemy. Ani
razu na mnie nie spojrzał, nie rzucił kąśliwej uwagi, nie obraził. Jestem z
tego powodu niezmiernie zadowolony. Właściwie to nigdy nie zrobił dla mnie nic
lepszego. W końcu przestał mnie denerwować. Wreszcie miałem spokój! A co
najlepsze przestał także obrażać moich przyjaciół. Po prostu żyć nie umierać!
Ale choć Malfoya mam z głowy, wciąż pozostaje problem tatuażu.
Muszę uważać, żeby nikt go nie zauważył… a przynajmniej by Hermiona niczego się
nie dowiedziała. Jeśli informacja o nim do niej dotrze, to przez kilka godzin będę
musiał słuchać jej monologu o tym, jaki to jestem głupi, nieodpowiedzialny,
dziecinny i „co to w ogóle ma być?”. Problem w tym, że gdybym jej powiedział,
co wzór ma symbolizować, czekałyby mnie kolejne godziny, jak nie dni, pod
znakiem jej zrzędzenia.
– Harry, jeśli martwisz się o te bzdury, które gadają
uczniowie, to przestań. Nieważne, co myślą inni – stwierdziła łagodnie Herm,
patrząc na mnie znad głowy Ginny, o którą opierała brodę. Ruda bowiem siedziała
jej na kolanach, przewieszając nogi przez oparcie fotela.
– Właśnie. My wiemy, że to wszystko bzdury – poparł ją Ron.
– Chociaż w każdej plotce jest szczypta prawdy – dodała Ginny.
– Faktem na przykład jest, że pobiłeś się z Fretką. Albo to że się upiłeś.
– A’ propos… Nie wiem, czy słyszeliście, co jeszcze krąży po
szkole – odezwałem się, nagle przypominając sobie, co powiedziała mi Krukonka,
na którą wpadłem na schodach. Powtórzyłem wszystko przyjaciołom, starając się
nic nie pokręcić.
Igniss pobladł.
– To nieprawda. Znam Draco, zresztą mieszkam z nim praktycznie
całe życie. Gdyby był szpiegiem Czarnego Pana, wiedziałbym o tym.
– Ale przecież jego ojciec jest Śmierciożercą, więc skąd
pewność, że jednak nie donosi Voldemortowi o tym, co się dzieje w Hogwarcie,
przez Lucjusza na przykład? – Herm jak zwykle starała się nie koncentrować na
jednej możliwości.
– Powiedziałem już, że go znam. On nienawidzi Czarnego Pana,
nigdy nie zamierzał mu służyć.
– Jednak istnieje możliwość, że Voldemort go zastraszył, żeby
wykonywał jego zadania.
– Och, daj już spokój, Hermiono! Możesz mi zaufać. Draco z
pewnością nie jest szpiegiem Czarnego Pana.
– A co ze Snapem? Może to przez niego przekazuje informacje
Sami Wiecie… Voldemortowi – poprawił się Ron, choć to słowo z trudem przechodziło
mu przez gardło. Nieważne jak wiele razy wypowiadaliśmy je przy nim z Hermioną
czy Dumbledorem, on wciąż się czasem wzdrygał na jego dźwięk. Cieszyło mnie
jednak, że starał się przezwyciężyć lęk. – W końcu są tak blisko ze sobą…
– Ale się uczepiliście. Ile razu mam wam powtarzać, że Smoczek
jest niewinny? Czekaj… O czym ty mówisz?
– W zeszłym roku doszliśmy do wniosku, że Fretka i Snape są
kochankami, co… – urwałem, patrząc na krztuszącego się przyjaciela. – Ig?! Co
ci się stało? – spytałem zaskoczony, klepiąc go nieporadnie po plecach.
– Pewnie przeraziła go wizja tych dwóch razem… Sam dostaję
dreszczy, jak o tym pomyślę. – Ron zrobił zdegustowaną minę. Zaraz jednak
wszyscy utkwiliśmy w brunecie zdumione spojrzenia, gdy zorientowaliśmy się, że Ig
się śmieje.
– N–nigdy nie słyszałem czegoś tak absurdalnego – wydyszał Ig,
ocierając załzawione oczy, gdy wreszcie przestał się dusić. – Rany, chciałeś
mnie zabić, Harry? Nie mówi się takich rzeczy bez ostrzeżenia. Przez ciebie
zakrztusiłem się własną śliną… – powiedział ciszej, jakby sam do siebie. –
Jakim cudem doszliście do wniosku, że ci dwaj są kochankami? Dla obu ten drugi
jest ostatnią osobą na ziemi, z którą mogliby się związać… Choć wątpię, by do
czegoś takiego doszło, nawet gdyby faktycznie byli ostatnimi ludźmi na tej
planecie!
– To jak wytłumaczysz ich bliskie stosunki? Harry nawet
widział, jak Fretka wchodzi do prywatnych komnat Nietoperza! – przypomniała
Ginny.
– Nie dziwi mnie to. Oni są niemal jak rodzina. Severus jest
ojcem chrzestnym Draco.
Chwilę zajęło mi zrozumienie, dlaczego Ig znowu wybuchł
śmiechem. Nasze miny w tym momencie z pewnością były zabawnym widokiem.
~*~*~*~
Więc tak jako, że niebywale spodobało mi się to opowiadanie przydało by się zostawić jakiś dłuższy komentarz. Bardzo podoba mi się sam pomysł pisania opowiadania z 2 perspektyw. Chociaż preferuje Draco to z zaciekawieniem czytałam co takiego odczuwa Harry. Miałyście świetny pomysł z dodatkami z perspektywy bohaterów drugoplanowych za co macie u mnie plus. Ogólnie podoba mi się to jak wykreowałyście postać Dracona, Harrego zresztą też jednak troche mniej ale to przez moją ogólną niechęć do tej postaci. Już od dawna szukałam opowiadania które ma wszystkie cechy, których oczekuje. Zauważyłam, że macie betę za co osobiście jestem wdzięczna. Dzięki temu pozbyliście się błędów (nawet przypadkowych) stylistycznych i ortograficznych (a przynajmniej ja nic takiego nie wyłapałam). Tekst czyta się przyjemnie i szybko. Dodatkowo wszystkie wydarzenia powoli się ze sobą łączą, pytania powoli odnajdują swoje odpowiedzi a wszystko łączy się w jedną spójną całość.
OdpowiedzUsuńDobra teraz odnośnie moich odczuć co do bohaterów. Zakochałam sie w Draco i Igniss (dobrze zapisałam jego imię?), bardzo polubiłam rodzinkę Weasley'ów z małymi wyjątkami gdzie Ron mnie irytował, ale to tylko na chwilę szybko mu wybaczałam, a on wracał na właściwą drogę ^^ Podoba mi się sposób w jaki pokazałyście Voldzia, takiego złego, wrednego i okrutnego (Kocham go *o* ). Za Lucjuszem i Harrym nie przepadam, ale jak pisałam wcześniej to ogólna niechęć do pewnych postaci.
Związek Hermiony i Ginny? Totalnie mnie zaskoczyłyście i w sumie nawet do siebie pasują.
Świetnie oddajecie emocje bohaterów i ich myśli.
Więc to by było chyba na tyle. Postaram się komentować lecz niczego nie obiecuje (nie lubie składać obietnic bez pokrycia), jednakowoż zdobyłyście kolejną czytelniczkę. Tak więc dużo weny, dłuuuuuuugich rozdziałów i czasu by je pisać ^^
(Czy tylko mi się wydaje czy po kilku godzinach Harry w tle jest zielony? (przypomina mi Hulka ))
Cotoya <---------- czeka z niecierpliwością na kolejny rozdział
Ps. Macie jakiś konkretny czas dodawania rozdziałów, czy jest to nieregularne?
Dziękujemy za komentarz :D Cieszymy się, że tak Ci się spodobało nasze opowiadanie (i że ogarnęłaś, że ma dwie autorki, bo już traciłyśmy nadzieję w rodzaj ludzki, ale Ty nam ją przywróciłaś <3).
UsuńOstatnio co prawda nasz rytm nieco się zaburzył, ale wciąż będziemy się starały dodawać rozdziały co niedzielę... plus minus jeden dzień. A co do Harry'ego... on cały czas jest zielony xD
Ignissa kochamy wszystkie cztery (łącznie z naszą betą), ale może jakoś się nim podzielimy ;P Zaskoczyłaś mnie (Saneko) tylko z Voldkiem - ja go osobiście nie trawię, ale cóż w końcu jestem Harrym xD
Jeszcze raz dzięki za komentarz, naprawdę miło nam się go czytało ^^
Pozdrawiamy,
Yunoha & Saneko
Saneko ja chyba po prostu lubie tych złych sadystów, zwłaszcza kiedy znęcają się nad Draco (o ironio Draco jest moją ulubioną postacią).
UsuńCieszy mnie, że wy się cieszycie i że udało wam się przeczytać cały ten komentarz (mam wrażenie, że czasami pisałam bez sensu) ^^
A właśnie nie wiem czy to tylko moja przeglądarka czy też nie ale miałam mały problem z linkami do poszczególnych rozdziałów mniej więcej od 18.5 do 30. Przepraszam za kłopot ^^'
A już za chwilkę niedziela :P
Cotoya
Cotoya, przyznam, że ja też lubię sadystów, ale raczej takich lżejszego kalibru. Voldi to dla mnie za wiele (Nie wybaczę draniowi, że krzywdzi moje uke! - dopisek mojej części duszy/świadomości należącej do Harry'ego). Ale skoro go lubisz, a nawet kochasz, to możemy się z Yunohą tylko cieszyć :D
UsuńI dzięki za informację o rozdziałach. Przed chwilą wszystkie przejrzałam i poprawiłam, więc powinno już być cacy ^^
Lubie jak autorzy wczuwają się w swoje postacie do granic możliwości :P
UsuńHarry będzie w tym związku seme? A Draco uke??
Dziękuje bardzo, teraz mogę bez przeszkód czytać rozdziały po raz...(liczy na palcach) 3-4 ^^
Cotoya
Taki dopisek do poprzedniego komentarza (przepraszam że zaśmiecam T.T )
UsuńBoże czasami się zastanawiam czy ja naprawdę taka głupia czy tylko udaje =.= Ale bardzo się ciesze, że Draco jest uke jakoś nie lubie go jako seme :P
Cotoya
Nie przejmuj się, pisz ile chcesz ^^ My z Yunohą właśnie też wolimy taki układ, a że niewiele takich opowiadań jest w internecie (albo przynajmniej my takich nie znalazłyśmy) to stwierdziłyśmy, że same napiszemy takie opowiadanie. Bo w końcu - jak się nie ma co się lubi, to się to tworzy :D
UsuńHaaaa! <3
UsuńDraco jako uke rządzi~! Moim zdaniem wielką pomyłką jest nawet pomyślenie, że on mógłby być górą...
Szkoda tylko, że jest tak mało opowiadań z ukesiowym Draco (albo po prostu ja tak słabo szukam) >.<
Niech żyje Draco-ukecchi~! <3 <3
Seme, jakbym mogła to kliknęłabym "lubię to" pod Twoim postem :P :*
UsuńJa spotkałam się ledwie z kilkoma opowiadaniami wartymi przeczytania (no bo jak w pierwszym zdaniu widzę jakiś błąd ortograficzny to mnie boli ) w których Draco był uke.
UsuńYunoha zgadzam się z tobą, przecież Draco to typowy ukeś :P
Saneko i świetnie wam to tworzenie idzie ^^
Cotoya
mryhyhyhy dzięki, Cotoya :3 Aż mam dzięki Tobie ochotę wziąć się za pisanie kolejnego rozdziału, ale niestety nie mam na to teraz czasu T.T Czemu wena zawsze chwyta nie wtedy, kiedy trzeba...?
UsuńUkecchi, może kiedyś wprowadzą taką opcję xD
Jeśli chodzi o wena to znam ten ból T,T Tylko, że ja zamiast pisania opowiadań rysuje :D
UsuńNie martw się wen jeszcze przyjdzie nie raz może nawet trafi w odpowiednim momencie :3
Cotoya
Witam,
OdpowiedzUsuńboże, chyba niedługo do jasnej ciasnej się zbuntuje... dajcie mu żyć, i jeszcze ten tatuaż....
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, jeszcze trochę i chyba się zbuntuje... dajcie Harremu żyć...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga