wtorek, 31 grudnia 2013

Rozdział 36 - Harry

~*~*~*~
Otworzyłem oczy, lecz niemal od razu z powrotem je zamknąłem, gdy moją głowę zaatakował rozsadzający ból. Naciągnąłem kołdrę po uszy i skuliłem się w nadziei, że łupanie w czaszce zaraz minie. Leżałem tak kilka minut, starając się pozbierać, ale nic to nie dało.
Odchyliłem więc powoli przykrycie, bojąc się, że gwałtowne ruchy wzmogą ból, po czym ostrożnie wyszedłem z łóżka. Gdy zdałem sobie sprawę, że wciąż byłem we wczorajszych ubraniach, przez głowę przemknęło mi pytanie, jak się w ogóle w nim znalazłem. Próbowałem coś sobie przypomnieć, ale nadaremnie. Moja pamięć najwyraźniej dziś strajkowała, dlatego w zamian postanowiłem szybko się umyć i iść na śniadanie. Marzyłem, by się czegoś napić, bo w ustach miałem pustynię. Nawet śliny nie mogłem normalnie połknąć.
Wziąłem świeży komplet ubrań i okulary (jakoś nie miałem dziś ochoty na soczewki, zresztą najwyraźniej w nich spałem, a nie powinienem nosić kontaktów non stop), po czym powlokłem się do łazienki. W drzwiach minąłem Neville’a, który najwyraźniej jako jedyny, oprócz mnie, jeszcze nie poszedł na śniadanie.
– O, cześć, Harry – powiedział entuzjastycznie, ja jednak zamiast odwzajemnić jego przyjacielski, choć trochę zatroskany uśmiech, skrzywiłem się z bólu. Miałem wrażenie, że rozsadzi mi głowę. Świetnie… Ciekawe jak ja wytrzymam dzisiejsze lekcje…
– Ciszej, błagam – jęknąłem w odpowiedzi i ucisnąłem lekko skronie, mając nadzieję, że to mi pomoże. Marzenia...
– Wyglądasz okropnie. Słyszałem od chłopaków, że się wczoraj z kimś pobiłeś, a później upiłeś. Nie wydaje mi się, żeby to było najmądrzejsze z twojej strony…
– Co ty nie powiesz – syknąłem. Od razu zrobiło mi się głupio, że się nie powstrzymałem. Przecież Neville niczemu nie zawinił, a nawet wręcz przeciwnie. Właśnie sprawił, że powoli, jak przez mgłę w mojej pamięci zaczęły się pojawiać obrazy z poprzedniego dnia. – Przepraszam, Neville. Głowa mi pęka…
– Jasne, rozumiem. To ja już pójdę. Tylko się pospiesz, bo nie zdążysz zjeść śniadania przed zajęciami – powiedział i ruszył dalej. Ten chłopak naprawdę mnie zadziwiał. Był taki spokojny i przyjacielski, niekiedy może aż za bardzo… Ale czasem zazdrościłem mu tego opanowania. Wątpię, bym znalazł się w takiej sytuacji, gdybym miał jego charakter.
Wszedłem do lekko zaparowanego pomieszczenia. Położyłem czyste ubrania na półce znajdującej się obok umywalki, po czym zacząłem się rozbierać. Wczorajsze ciuchy rzuciłem na ziemię i wszedłem pod jeden z pryszniców. Odkręciłem ciepłą wodę i aż syknąłem, czując pieczenie na łopatce, jakby skóra w tamtym miejscu była bardziej wrażliwa na ciepło. W tym momencie wszystko stało się jasne. Wspomnienia z wczorajszego dnia powróciły do mnie w jednej chwili, aż wstrzymałem oddech, zastanawiając się, czy to aby na pewno prawda. Wyszedłem szybko spod prysznica, stanąłem przed lustrem i aż znieruchomiałem. Wyglądałem okropnie. W miejscu gdzie uderzyło mnie drzewo miałem strasznie opuchnięty i siny policzek. Wyglądałem śmiesznie… Ale to nie stanowiło teraz dużego problemu. Dużo bardziej obawiałem się przyczyny pieczenia na łopatce. Wykręciłem się nieco, by obejrzeć swoje plecy. Wpatrywałem się w taflę szeroko otwartymi oczami, mrugając raz po raz. Miałem rozpaczliwą nadzieję, że jakimś cudem obraz się zmieni. Nic takiego jednak się nie stało.
Na dworze już na szczęście nie padało, więc ściągnąłem kaptur, który do tej pory – nie wiem po co – miałem na sobie. Obróciłem się dookoła osi i uśmiechnąłem szeroko. Chciało mi się śmiać. Czułem się tak lekko! Nie przeszkadzało mi nawet, że świat trochę za bardzo wirował jak na jeden piruet. Nie chciało mi się wracać do zamku. Miałem ochotę trochę połazić po okolicy. Nigdy nie widziałem, żeby to miejsce było tak opustoszałe jak w tej chwili. Zawsze, gdy tu przychodziłem, dokoła kręciła się masa uczniów. Teraz to miejsce wydawało się spać… Gdyby nie liczyć słabego światła, które rozjaśniało niektóre okna.
Ruszyłem przed siebie wolnym krokiem. Nogi trochę mi się plątały i ślizgałem się na błocie, ale nie przeszkadzało mi to. Wręcz przeciwnie – wydawało się całkiem zabawne. Nie mam pojęcia, ile szedłem, ale w pewnym momencie zdałem sobie sprawę, że znalazłem się w nieznanej okolicy. Nigdy nie zapuszczałem się tak daleko od głównej ulicy. Podczas szkolnych wyjść razem z przyjaciółmi skupialiśmy się przede wszystkim na popularnych miejscach, zresztą nauczyciele nie pozwalali nam się zbytnio szwendać po miasteczku. Spojrzałem po stojących po dwóch stronach ścieżki budynkach. Większość wyglądała na zwykłe domy mieszkalne, jednak jeden stanowczo się wyróżniał. Na szybach widniały różne rysunki i zdjęcia. Zaciekawiony podszedłem bliżej i zdałem sobie sprawę, że zdjęcia przedstawiają części ciała, które ozdobione były tatuażami. Niektóre się ruszały, inne pozostawały nieruchome. Nie spodziewałem się znaleźć coś takiego w wiosce czarodziei. Dla pewności spojrzałem na szyld. Wielki napis „studio tatuażu” nie pozostawiał żadnych wątpliwości.
Uśmiechnąłem się, gdy do głowy przyszedł mi – kolejny już dziś – świetny pomysł. Zrobię sobie tatuaż! Ale się chłopacy z drużyny zdziwią! To może być nawet całkiem zabawne. Słyszałem kiedyś, jak Dean i Seamus rozmawiali, że podobno wielu dziewczynom podoba się, jak chłopak ma coś takiego. Gdybym ja coś sobie wytatuował, może nie tylko dziewczynom by się spodobało…
W tym momencie przypomniało mi się, jak Hermiona powiedziała im wtedy, że to głupie i nieodpowiedzialne. Twierdziła, że ludzie tylko się w ten sposób szpecą i to na całe życie. Kazała wtedy mi i Ronowi obiecać, że nigdy sobie żadnego nie zrobimy…
Uśmiech w jednej chwili zniknął z mojej twarzy. Zamiast tego ściągnąłem gniewnie brwi.
Znowu mnie chciała kontrolować! Czemu wszyscy wciąż muszą się wtrącać w moje życie?! Mam już serdecznie dość tych wszystkich zakazów i nakazów! Co oni sobie wyobrażają? Mam prawo samemu decydować o tym, co robię, wszyscy powinni to w końcu zrozumieć! Właśnie. Udowodnię im to. Udowodnię wszystkim, że sam też mogę o sobie decydować! Zrobię sobie tatuaż i pokażę, że jestem niezależny!
Merlinie drogi, nigdy więcej nie wezmę alkoholu do ust. „Jestem niezależny!” co ja – przedszkolak?!
Popchnąłem drzwi i już po chwili stałem w niewielkim przedsionku. Za ladą, czytając jakąś książkę, siedziała około trzydziestoletnia kobieta. Gdy tylko drzwi zamknęły się z cichym kliknięciem, podniosła głowę i spojrzała na mnie. Jej oczy rozszerzyły się w zdumieniu.
Nie wierzę… – szepnęła, oniemiała.
– Dzień dobry. Chciałbym zrobić sobie tatuaż – oświadczyłem wesoło i uśmiechnąłem się szeroko. Kobieta siedziała chwilę bez ruchu, a gdy się w końcu otrząsnęła, spojrzała na mnie smutno.
– Wybacz, Harry, ale nie mogę. Jesteś niepełnoletni –wyjaśniła, choć jej ton nie brzmiał zbyt przekonująco.
– Jest pani pewna, że nic się nie da z tym zrobić? – Uśmiech zniknął z mojej twarzy. Spojrzałem na nią poważnie. Zdecydowałem, że wszystkim pokażę swoją niezależność, więc nie mogę teraz pozwolić, by jakaś baba przeszkodziła mi w tym przez mój wiek.
– Naprawdę nie powinnam…
– Proszę! NAPRAWDĘ mi na tym zależy. Mam dosyć tego, że wszyscy chcą decydować za mnie o MOIM życiu. Dumbledore niby twierdzi, że mam na to patrzeć, tak jakbym walczył o przetrwanie, a nie o zbawienie świata, ale co mi to da? Nawet jeśli on i moi przyjaciele wiedzą, jak jest naprawdę, to cała reszta świata cały czas uważa mnie za swojego Złotego Cudownego Chłopca Który Przeżył, By Pokonać Dla Nas Tego, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać. – Włożyłem w te słowa tyle goryczy i ironii, ile tylko byłem w stanie. – A ja wcale nie mam zamiaru robić za ich tarczę! Oczywiście, chcę walczyć z Voldemortem, chcę go pokonać, ale to dlatego żeby nie mógł już więcej skrzywdzić moich bliskich! Straciłem już przez niego rodzinę, a moi przyjaciele są cały czas zagrożeni, tylko dlatego że są ze mną. To mój obowiązek, by z nim walczyć w ich obronie! I także mojej własnej, co mi ostatnio uświadomił dyrektor. Jestem niezależny. Wszyscy próbują położyć swoje łapy na mojej mocy, ale to ja zdecyduję jak i dlaczego ją wykorzystam!
– I dlatego chcesz zrobić sobie tatuaż? Żeby zamanifestować swoją niezależność…? – spytała niepewnie.
– Właśnie! W końcu przez tę głupią bliznę na moim czole wszyscy wiedzą, że jestem ich „wybawcą”. Więc jeśli zrobię sobie w równie widocznym miejscu tatuaż, to będą też wiedzieć, że nie jestem ich narzędziem, żywą bronią! Jestem niezależny jak smok! – Uderzyłem się pięścią w pierś.
Kobieta parsknęła rozbawiona. Spojrzałem na nią urażony.
– Mówiłem poważnie.
– Wiem, wiem. Wybacz. – Zamknęła na chwilę oczy, wciąż się uśmiechając. Gdy ponownie na mnie spojrzała, była już poważna. – Nie wiem, co mam z tobą zrobić. Naprawdę nie powinnam się zgadzać. Dzieciaki w twoim wieku robią różne głupoty, których później żałują…
– Jeśli nie uda mi się pokonać Voldemorta, nawet nie będę miał czasu, by zacząć żałować swojej decyzji. A jeśli uda mi się wygrać… będę mógł uznać ten rysunek za symbol ostatecznego zwycięstwa. Przynajmniej ten będzie ładniejszy od tego. – Wskazałem palcem bliznę na czole.
– Ech, no dobrze już, dobrze…
– Czyli zgadza się pani?
– Powiedz mi tylko, co chcesz, żebym ci wytatuowała?
– Eeeee…
– I co ja mam z tobą zrobić…? Nawet nie wiesz, co chcesz nosić na skórze do końca swojego życia… No ale dobrze, zaraz coś wymyślimy. Podejdź tutaj. Pokażę ci katalog, może to cię jakoś zainspiruje.
Uśmiech powrócił na moją twarz i ochoczo podszedłem do kobiety.
– Dziękuję – powiedziałem, pochylając się nad rozłożonym na ladzie katalogiem.
– Nie ma… Czy ja czuję ognistą?!
– Wypiłem tylko trochę! Tak dla zapomnienia. – Wzruszyłem ramionami, wciąż nie przestając się uśmiechać.
– A o czym to tak pilnie musiałeś zapomnieć?
– Jeśli teraz pani powiem, to moje starania pójdą na marne. Nie chcę o nim nawet myśleć… – Nie chcę myśleć o jego twarzy, śmiechu, ustach… Draco Malfoy… Draco… Draco… – Smok! Chcę smoka!
Chwila… Czy ja… zdecydowałem się na taki motyw przez… Nie. To niemożliwe. Po prostu jego imię nasunęło mi tę oczywistą odpowiedź. Wybrałem smoka, bo się do niego przyrównałem. To wszystko.
– No tak, przecież wspominałeś, że chcesz pokazać, że jesteś niezależny jak smok. – O właśnie. – W takim razie ustalmy jeszcze szczegóły i będę mogła zabrać się do pracy! Ale! nawet nie myśl sobie, że zrobię go w bardzo widocznym miejscu. Choć tyle mogę zrobić, skoro nie odwiodę cię całkiem od tego pomysłu.
Złota kobieta… Nawet nie chcę myśleć, co by było, gdybym kazał jej wykonać go sobie na policzku… albo obok blizny!
Znów skupiłem się na odbiciu w lustrze i ze zgrozą przyglądałem się poruszającej się niebieskiej kreaturze z rogami i kolcami, która w dodatku trzymała miecz! Smok zamachał błoniastymi skrzydłami, łypnął na mnie groźnie, po czym zatoczył kółko na mojej łopatce, zwieńczając tę demonstrację siły wypluciem niebieskiego płomienia. Zamknąłem oczy i gwałtownie odwróciłem się od lustra, nie mogąc znieść tego widoku. Co ja zrobiłem… Na szczęście nieczęsto ściągam przy innych koszulkę… Chyba że w szatni… Właśnie! Muszę się dowiedzieć, kiedy zaczynają się nasze treningi. Ostatnio kompletnie wyleciało mi to z głowy. Nie wiem nawet, kto w tym roku przejął rolę kapitana, skoro Angelina skończyła już szkołę. Choć przypuszczam, że to Katie zajmie jej miejsce. W końcu to ona jest z nas najdłużej w drużynie.
~*~
Jakoś udało mi się zdążyć na śniadanie. Niektórzy wciąż się schodzili, więc nie było tak źle. Oczywiście jeśli chodzi o ilość czasu, jaką miałem na zjedzenie czegokolwiek. Zupełnie inaczej sprawa wyglądała, jeśli chodziło o moje samopoczucie. Czułem się po prostu paskudnie. Miałem wielką ochotę wyrwać sobie głowę i schować ją gdzieś, gdzie nie byłaby narażona na gwar uczniowskich rozmów. Opadłem na siedzenie między Igiem i Ronem, rzucając jednocześnie męczeńsko „cześć” skierowane zarówno do nich jak i do siedzących naprzeciwko nas dziewczyn. Sięgnąłem po parówki, mimowolnie zerkając przy tym na stół Slitherinu. Raczej nie był to najlepszy pomysł, bo w chwili, gdy dostrzegłem Zabiniego i tamtych dwóch tancerzy, zalała mnie fala gniewu. Drgnąłem i odwróciłem się gwałtownie, czując czyjąś rękę zaciskającą się na moim ramieniu. Ig spojrzał na mnie spokojnie i pokręcił ledwo zauważalnie głową. Patrzyłem na niego przez chwilę zbity z tropu. Dopiero po chwili przypomniało mi się, o czym wczoraj rozmawialiśmy.
Podałem Grubej Damie hasło i chwilę później stałem w zatłoczonym pomieszczeniu. Kilka osób znajdujących się najbliżej wyjścia popatrzyło na mnie. Niektórzy byli zaskoczeni, inni zdziwieni, dwie dziewczyny nawet wyglądały na przestraszone.
– Ron! Hermiona! Harry wrócił! – Usłyszałem lekko podenerwowany głos Deana będącego jedną z osób, które zauważyły mnie jako pierwsze. Zaraz też, nie czekając na moich przyjaciół, podszedł do mnie.
– Kurde, Harry, co ci się stało w twarz? Znów walczyłeś z jakimś górskim trollem czy może dla odmiany zaatakowali cię Śmierciożercy.
Już otwierałem usta, by wyprowadzić go z błędu, lecz zamiast słów z mojego gardła wydarło się ciche sapnięcie, gdy Hermiona uwiesiła mi się na szyi. Przy okazji podrażniła ręką moją łopatkę, co skwitowałem krótkim syknięciem.
– Ty idioto! – krzyknęła. – Kiedy w końcu dorośniesz i zmądrzejesz?! W dodatku w ogóle nie słuchasz, co do ciebie mówimy! Zdajesz sobie sprawę, jak my się o ciebie baliśmy?! – Odsunęła się ode mnie na krok i posłała mi gniewne spojrzenie.
– Daj spokój, Hermi. Przecież nic mi nie jest…
– To w takim razie jak wyjaśnisz, co stało się z twoją twarzą?
– I czemu jesteś cały przemoczony i ubłocony? – Ron dołączył się do przesłuchania.
– Poszedłem się przewietrzyć…
– W czasie burzy?!
– Oj, dajcie mi już spokój! – Spróbowałem wyminąć przyjaciółkę, ale chwyciła mnie za rękaw i znów stanęliśmy twarzą w twarz.
– Jeszcze z tobą nie skończyłam, Harry.
– A mogłabyś mi chociaż dać się przebrać? – spytałem nieźle już zirytowany, ale nie doczekałem się odpowiedzi. W zamian Hermiona zmarszczyła brwi i z mieszanką dezorientacji i niedowierzania spojrzała mi w oczy.
– Gdzieś ty był? – szepnęła, tak bym tylko ja ją słyszał. – Czuję od ciebie alkohol i damskie perfumy… I nie jestem pewna, co mnie powinno bardziej martwić.
– Pogadamy później, Hermi, dobrze? Naprawdę chciałbym wreszcie zmienić ubrania. – Wcale mi na tym tak bardzo nie zależy, ale nie chcę kłócić się z nimi na środku pokoju wspólnego. W ogóle nie chcę się dziś z nimi kłócić. I tak zarówno oni, jak i tamta Krukonka popsuli mi cudem odratowany humor…
Ruszyłem szybkim krokiem w stronę dormitorium. Schody pokonałem w kilku susach, po czym z ulgą wszedłem do pustego pomieszczenia. Walnąłem płaszcz i torbę w nogach łóżka, a sam rzuciłem się na materac. Syknąłem, czując pieczenie na plecach i od razu przekręciłem się na bok. Odetchnąłem głęboko. Nareszcie spok…
– Harry? – Prawie warknąłem słysząc głos Iga dobiegający od strony drzwi. Był przedostatnią osobą, którą chciałem w tej chwili widzieć. Ostatnią oczywiście zajmował Fretka… No nie! Żegnaj błoga wolności…
– Co tym razem? Jeśli masz dla mnie kolejne zdjęcia z imprezki Ślizgonów, to dzięki, ale obejdę się bez nich.
– Sorki, skończyły się – mruknął cicho, zamykając drzwi i podchodząc kilka kroków. – Nie pomyślałem, że pokazywanie tych zdjęć tobie może przynieść taki skutek. Zapomniałem się i przez to zawaliłem kompletnie jako przyjaciel. Obu stron. Teraz jedyne co mogę zrobić, to wytłumaczyć się i mieć nadzieję, że nie wpiszesz mnie na czarną listę.
– Nie martw się, nie wpiszę. – Podniosłem się i oplotłem luźno kolana ramionami, łapiąc się za nadgarstek. – Nie zasłużyłeś sobie na to. Skąd mogłeś wiedzieć, że tak mi odbije? Sam nie byłem w stanie tego przewidzieć. W życiu nie spodziewałbym się, że tak zareaguję na zdjęcia Malfoya. No bo przecież to Malfoy, tak? Mój wróg, szkolne nemezis… Powinienem go nienawidzić! Śmiać się z niego, że tak łatwo daje się innym obłapiać, choć jest niby taki dumny… Chciałem wyrwać ci te zdjęcia i doszczętnie je spalić. Ale tego nie zrobiłem. Nie… Zamiast tego rzuciłem się na Malfoya! W dodatku sam nie wiem, dlaczego to zrobiłem! Bo co, bo mnie oszukiwał? Bo udawał kogoś, kim nie jest? A co mnie to niby obchodzi?! Czemu miałoby mi zależeć na tym, bym znał jego prawdziwe oblicze…? A jednak… – Załapałem się za głowę i wbiłem spojrzenie w materac, szepcząc: – Nie pojmuję tego… A później jeszcze mnie pocałował! – Poderwałem gwałtownie głowę i spojrzałem na Iga. – Rozumiesz?! A ja go znów uderzyłem! I zwymyślałem! Jasne, nie powinien mnie całować wbrew mojej woli, ale to była zbyt ostra reakcja, nawet jak na mnie! Nie miałem pojęcia, co się wokół mnie działo… Byłem… wciąż jestem zagubiony. Nie wiem, co o tym wszystkim myśleć. Cholera! Przez niego nawet poszedłem się upić, bo już nie mogłem wytrzymać natłoku myśli! Wciąż i wciąż, w kółko myślałem o tym idiocie! Mam wrażenie, że dzisiejszy wieczór trwał co najmniej tydzień – tyle razy przez moją głowę przelatywały wciąż te same wspomnienia! Już kompletnie pogubiłem się w tym, kim i jaki on jest! Przypomniałem sobie nawet nasze pierwsze spotkanie! Nie to w Hogwarcie, to pamiętam aż za dobrze. Ale to prawdziwe, u Madame Malkin. Wtedy też proponował mi przyjaźń. Ba! Oferował, że zapozna mnie ze swoimi przyjaciółmi! Był taki miły… Ale później spotkałem Rona. Opowiedział mi sporo o rodzinie Malfoyów. I co się okazało? Miły Draco z tamtego dnia zniknął, a zamiast niego przez pięć lat walczyłem z podłym, wrednym Fretką, którego jednym z ulubionych słów było to na „sz”, które mi nawet nie przejdzie przez gardło!
Ig odszedł od drzwi i usiadł na podłodze tuż przede mną.
– Jak sam zauważyłeś Dra... Fretka ma bardzo różne oblicza. Ty znasz doskonale jego złą stronę i kilka jego przyjemniejszych wersji. Ja z kolei znam go praktycznie w każdej odsłonie i wiem, z jakiego powodu w danej chwili zachowuje się tak, a nie inaczej. Na samym początku był właśnie taki, jak przy waszym pierwszym spotkaniu. Miły, przyjacielski słodziak, którego wręcz miało ochotę się tulić. – Zaśmiał się cichutko, obejmując się ramionami i udając, że kogoś przytula. – Przy ojcu nabierał trochę powagi, ale mniejsza z tym. Przy waszym ponownym spotkaniu, poczuł się zdradzony i przez to postanowił uczynić z ciebie i twoich przyjaciół wrogów publicznych numer jeden. Na co ochoczo zaczęli w późniejszym czasie przystawać inni Ślizgoni. Wykreował wizerunek pysznego, wywyższającego się dupka–arystokraty i w sumie tego się trzyma do dnia dzisiejszego. Tylko w towarzystwie swoich domowników – i to też nie przy wszystkich i nie zawsze – ściąga szkolną maskę i jest po prostu sobą. Chłopakiem, który lubi powygłupiać się, potańczyć, wypić i zagrać z przyjaciółmi w butelkę. To ujęcie z Zabinim to było tylko ich zadanie w grze. Zresztą Fretka tylko do takiego momentu zgadza się wykonywać zadanie, poza takie pocałunki nie wychodząc nawet na cal.
– Teraz ta wiedza i tak mi się już na nic nie przyda. Może gdybym wiedział wcześniej… A tak – on nienawidzi mnie, ja nienawidzę jego. Nie da się tego zmienić. Nie wymażemy z naszego życiorysu tych wszystkich kłótni i walk.
– A chciałbyś to zmienić?
– Co…? Nie! Jasne, że nie! Tak tylko powiedziałem…
– Harry… Mi możesz to powiedzieć.
– Ale ja nie wiem, o czym ty mówisz. Nie mam ci nic do powiedzenia. Przynajmniej w sprawie Malfoya.
– Skoro tak mówisz… – Spojrzał na mnie przeciągle, po czym podniósł się z podłogi i otrzepał spodnie. – Nie wyglądasz za dobrze, lepiej się prześpij. Choć i tak pewnie będziesz jutro zdychał na kacu. Ja jeszcze wracam do wspólnego – oznajmił i ruszył w stronę drzwi. Gdy chwytał już za klamkę, odezwałem się cicho:
– Mówiłem ci, że sam nie wiem, co o tym wszystkim myśleć. Po prostu… pogubiłem się.
– Wiem, Harry, wiem. Daj mi znać, jak się już odnajdziesz.
No tak, powiedział mi, że Malfoy wcale nie jest wcale taki łatwy – o co go wczoraj posądziłem. Że nie pozwala na nic więcej poza pocałunkami… Nie żeby to robiło jakąś różnicę, skoro całuje kogo popadnie! I daje się obłapiać jakimś przypadkowym gościom – bo wcześniej nie zauważyłem, żeby z nimi chociażby rozmawiał.
Chwila. Czemu ja znowu o nim myślę?!
Koniec. Od dziś nawet na niego nie spojrzę!
Najwidoczniej Malfoy wpadł na podobny pomysł, bo począwszy od tego dnia jedynie czasem widywałem go w czasie posiłków i wspólnych lekcji. W końcu nie muszę oglądać jego twarzy. Po tylu latach nareszcie mamy spokój! Może nawet raz na zawsze skończą się wredne docinki, kłótnie i prowokacje. Tak, to zdecydowanie może nam wyjść na dobre.
I może w końcu przestaną tworzyć na nasz temat niestworzone historie. Choć ta o szpiegu Voldemorta mogła nie być wcale aż tak daleka od prawdy. W porównaniu do mnie i Fretki jako przyjaciół z dzieciństwa, tamta przynajmniej była prawdopodobna.
~*~
– Hermiono, każ im się zamknąć – jęknąłem, schylając się nieco, by oprzeć czoło o ramię przyjaciółki. Co prawda pod salą od transmutacji było nieco ciszej, niż podczas śniadania w Wielkiej Sali, ale i tak miałem wrażenie, że zaraz czaszka pęknie mi na pół, a mózg wyjdzie uszami. W dodatku nie miałem jakoś ochoty słuchać kolejnych dziwacznych nowinek na mój temat. Tym razem podobno pobiłem się z Malfoyem o jakąś czwartoklasistkę z Hufflepuffu i choć wygrałem, ona mnie nie chciała, więc uciekła z Malfoyem… Naprawdę, nie mam pojęcia, co za ludzie wymyślają takie bzdury. Jedyna prawie prawdziwa informacja to nasza bójka, bo to w sumie tylko ja mu przywaliłem. Skąd oni wzięli całą resztę? Przecież ja nawet nie znam żadnej Puchonki z czwartej klasy!
– Zachciało ci się buntować i udawać wielce dorosłego, to teraz cierp – stwierdziła sucho, pozornie niewzruszona. – Dalej mnie zastanawia, gdzie się wczoraj szlajałeś.
– Byłem w Hogsmeade. A dokładniej w Świńskim Łbie.
– To skąd ten zapach?
– Jaki zapach?
– Czułam od ciebie wczoraj damskie perfumy.
– Ach, jak szedłem do wieży, to wpadłem na jakąś Krukonkę. A raczej to ona na mnie wpadła, prawie nas przy tym zrzucając ze schodów…
– Tylko że to były bardziej kobiece perfumy. Dziewczyny raczej takich nie używają…
– W takim razie złóż do niej zażalenie, że się nie zna na doborze perfum – prychnąłem, masując sobie skronie.
– Nie musisz być taki opryskliwy. Ja się po prostu martwię, czy nie zrobiłeś jakieś głupoty.
Zrobiłem, ale to nie to co myślisz…
– Nie martw się Hermiono. Pamiętam wszystko z wczorajszego dnia – niestety, pomyślałem – i jestem pewien, że nie spotkałem się z żadną kobietą – zapewniłem szeptem, nie mając siły na głośniejsze mówienie. Ku mojemu zaskoczeniu, Hermiona nagle pogłaskała mnie troskliwie po włosach.
– No dobrze, wierzę ci. A teraz po prostu odejdźmy trochę od tych plotkarek, wystarczająco się nacierpiałeś. – Pociągnęła mnie za rękę, aż zatrzymaliśmy się kilka metrów dalej, gdzie nie było już tak wyraźnie słychać ich paplaniny. Oparłem się plecami o ścianę i odetchnąłem z ulgą.
– Ej, może pójdziesz do pielęgniarki, co Harry? – Zerknąłem na zatroskanego Rona. – Powinna mieć jakiś eliksir na kaca.
– Nie wydaje mi się, żeby posiadała coś takiego. W końcu w szkole nie można pić alkoholu.
– I ty myślisz, Hermiono, że wszyscy przestrzegają tego przepisu? – spytał Ron z niedowierzaniem i lekką kpiną w głosie.
– Ron, błagam ciszej – zajęczałem, znów czując jakby mózg miał mi wybuchnąć. Złapałem się za głowę i zacisnąłem mocno powieki, walcząc z bólem.
– Wybacz, stary – rzucił już ciszej, po czym zwrócił się znów do Herm. – Przypomnij sobie chociaż, jak Fred i George jeszcze tu byli. Nie mów mi, że nie zauważyłaś, że na większości imprez, które organizowali, był alkohol. Obojętnie, czy świętowaliśmy wygrany mecz, czy robili zabawę bez powodu. Zarówno na tych dla całego domu, jak i na ich prywatnych, odkąd my tu chodzimy zawsze było piwo, a z czasem nawet zaczęli przynosić whisky. Nie dawali jednak pierwszo i drugoklasistom.
– Ci dwaj nigdy nie przestaną mnie zadziwiać. Wydają się być nieodpowiedzialnymi dzieciuchami, ale potrafią myśleć i zadbać, by nikomu nie stała się prawdziwa krzywda.
– Ale i tak nie pochwalasz tego, co robią, prawda? – wtrącił wesoło Ig. Nawet nie zauważyłem, kiedy do nas podszedł. – Cześć wszystkim. McGonagall jeszcze nie przyszła?
– Nie. I masz rację. Nigdy nie podobały mi się ich wygłupy. Nawet jeśli nie szkodzą trwale zdrowiu, to mogą kogoś zranić w inny sposób. Nie raz ofiary ich żartów stawały się szkolnym pośmiewiskiem.
– A ty jak zwykle musisz wszystko brać tak na poważnie. Zapomniałaś ile dzięki ich wynalazkom mieliśmy – nadal mamy – zabawy? Albo że czasem nam pomagały? Jak na przykład Uszy Dalekiego Zasięgu – powiedziałem półgłosem. Wciąż miałem zamknięte oczy i to wcale nie z powodu bólu głowy. Najzwyczajniej nie chciałem patrzeć Ignissowi w oczy. Byłem zażenowany tym, co wczoraj zrobiłem, jak i powiedziałem.
– Ooo, widzę, że kogoś tu kacyk męczy? – Wzdrygnąłem się, słysząc głos bruneta niedaleko ucha.
– Taak. Miałeś wczoraj rację. Choć ja wcale tak wiele nie wypiłem. Najwidoczniej nie jestem mistrzem picia… – spróbowałem zażartować, żeby jakoś ukryć swoje zawstydzenie.
– Jak chcesz, to mogę z tobą poćwiczyć – zaproponował wesoło.
– Nie, dzięki. Już nigdy nie tknę procentów – stwierdziłem załamany. – To się dla mnie źle kończy.
– Każdy tak mówi na kacu, a później i tak pije. – Ig wzruszył ramionami.
Ale ja nie miałem tu na myśli tylko kaca, ale też tatuaż. Kto wie jaką głupotę zrobię następnym razem?
~*~
Po transmutacji McGonagall zaprowadziła mnie do Skrzydła Szpitalnego, gdzie, zgodnie z przewidywaniami Rona, dostałem eliksir na kaca. Kiedy go wypiłem, byłem gotowy wychwalać opiekunkę Gryffindoru pod niebiosa, pisać dla niej wiersze czy cokolwiek innego… Dopóki nie zabrała mnie do swojego gabinetu na „pogawędkę”. Prawiła mi kazanie przez całą lekcję, przez co opuściłem OPCM i w dodatku wlepiła mi chyba najgorszy szlaban w moim życiu – przez najbliższy miesiąc miałem kompletny zakaz opuszczania murów zamku. Mogłem wyjść tylko na lekcje zielarstwa. Pierwsze cztery wyjścia do Hogsmeade w tym roku szkolnym miałem z głowy. Uznała, że wczoraj wystarczająco się nabawiłem, więc miesiąc odpoczynku dobrze mi zrobi. Kiedy w końcu wypuściła mnie z powrotem na lekcje, dziękowałem Merlinowi, że jakimś cudem się powstrzymałem i nie zrobiłem czegoś głupiego, jak na przykład rzucenie w nią jakimś zaklęciem. Choć nie byłem w stanie się powstrzymać od pyskowania… Bo naprawdę przesadziła – ja rozumiem szlaban, ale minus dwadzieścia punktów?! W każdym razie przez swoje odzywki przekształciłem początkowo dwutygodniowy szlaban w miesięczny.
Westchnąłem ciężko.
Ale nie było tak źle. Pocieszała mnie myśl, że Malfoy najwyraźniej postanowił udawać, że ja i moi przyjaciele nie istniejemy. Ani razu na mnie nie spojrzał, nie rzucił kąśliwej uwagi, nie obraził. Jestem z tego powodu niezmiernie zadowolony. Właściwie to nigdy nie zrobił dla mnie nic lepszego. W końcu przestał mnie denerwować. Wreszcie miałem spokój! A co najlepsze przestał także obrażać moich przyjaciół. Po prostu żyć nie umierać!
Ale choć Malfoya mam z głowy, wciąż pozostaje problem tatuażu. Muszę uważać, żeby nikt go nie zauważył… a przynajmniej by Hermiona niczego się nie dowiedziała. Jeśli informacja o nim do niej dotrze, to przez kilka godzin będę musiał słuchać jej monologu o tym, jaki to jestem głupi, nieodpowiedzialny, dziecinny i „co to w ogóle ma być?”. Problem w tym, że gdybym jej powiedział, co wzór ma symbolizować, czekałyby mnie kolejne godziny, jak nie dni, pod znakiem jej zrzędzenia.
– Harry, jeśli martwisz się o te bzdury, które gadają uczniowie, to przestań. Nieważne, co myślą inni – stwierdziła łagodnie Herm, patrząc na mnie znad głowy Ginny, o którą opierała brodę. Ruda bowiem siedziała jej na kolanach, przewieszając nogi przez oparcie fotela.
– Właśnie. My wiemy, że to wszystko bzdury – poparł ją Ron.
– Chociaż w każdej plotce jest szczypta prawdy – dodała Ginny. – Faktem na przykład jest, że pobiłeś się z Fretką. Albo to że się upiłeś.
– A’ propos… Nie wiem, czy słyszeliście, co jeszcze krąży po szkole – odezwałem się, nagle przypominając sobie, co powiedziała mi Krukonka, na którą wpadłem na schodach. Powtórzyłem wszystko przyjaciołom, starając się nic nie pokręcić.
Igniss pobladł.
– To nieprawda. Znam Draco, zresztą mieszkam z nim praktycznie całe życie. Gdyby był szpiegiem Czarnego Pana, wiedziałbym o tym.
– Ale przecież jego ojciec jest Śmierciożercą, więc skąd pewność, że jednak nie donosi Voldemortowi o tym, co się dzieje w Hogwarcie, przez Lucjusza na przykład? – Herm jak zwykle starała się nie koncentrować na jednej możliwości.
– Powiedziałem już, że go znam. On nienawidzi Czarnego Pana, nigdy nie zamierzał mu służyć.
– Jednak istnieje możliwość, że Voldemort go zastraszył, żeby wykonywał jego zadania.
– Och, daj już spokój, Hermiono! Możesz mi zaufać. Draco z pewnością nie jest szpiegiem Czarnego Pana.
– A co ze Snapem? Może to przez niego przekazuje informacje Sami Wiecie… Voldemortowi – poprawił się Ron, choć to słowo z trudem przechodziło mu przez gardło. Nieważne jak wiele razy wypowiadaliśmy je przy nim z Hermioną czy Dumbledorem, on wciąż się czasem wzdrygał na jego dźwięk. Cieszyło mnie jednak, że starał się przezwyciężyć lęk. – W końcu są tak blisko ze sobą…
– Ale się uczepiliście. Ile razu mam wam powtarzać, że Smoczek jest niewinny? Czekaj… O czym ty mówisz?
– W zeszłym roku doszliśmy do wniosku, że Fretka i Snape są kochankami, co… – urwałem, patrząc na krztuszącego się przyjaciela. – Ig?! Co ci się stało? – spytałem zaskoczony, klepiąc go nieporadnie po plecach.
– Pewnie przeraziła go wizja tych dwóch razem… Sam dostaję dreszczy, jak o tym pomyślę. – Ron zrobił zdegustowaną minę. Zaraz jednak wszyscy utkwiliśmy w brunecie zdumione spojrzenia, gdy zorientowaliśmy się, że Ig się śmieje.
– N–nigdy nie słyszałem czegoś tak absurdalnego – wydyszał Ig, ocierając załzawione oczy, gdy wreszcie przestał się dusić. – Rany, chciałeś mnie zabić, Harry? Nie mówi się takich rzeczy bez ostrzeżenia. Przez ciebie zakrztusiłem się własną śliną… – powiedział ciszej, jakby sam do siebie. – Jakim cudem doszliście do wniosku, że ci dwaj są kochankami? Dla obu ten drugi jest ostatnią osobą na ziemi, z którą mogliby się związać… Choć wątpię, by do czegoś takiego doszło, nawet gdyby faktycznie byli ostatnimi ludźmi na tej planecie!
– To jak wytłumaczysz ich bliskie stosunki? Harry nawet widział, jak Fretka wchodzi do prywatnych komnat Nietoperza! – przypomniała Ginny.
– Nie dziwi mnie to. Oni są niemal jak rodzina. Severus jest ojcem chrzestnym Draco.
Chwilę zajęło mi zrozumienie, dlaczego Ig znowu wybuchł śmiechem. Nasze miny w tym momencie z pewnością były zabawnym widokiem.
~*~*~*~

14 komentarzy:

  1. Więc tak jako, że niebywale spodobało mi się to opowiadanie przydało by się zostawić jakiś dłuższy komentarz. Bardzo podoba mi się sam pomysł pisania opowiadania z 2 perspektyw. Chociaż preferuje Draco to z zaciekawieniem czytałam co takiego odczuwa Harry. Miałyście świetny pomysł z dodatkami z perspektywy bohaterów drugoplanowych za co macie u mnie plus. Ogólnie podoba mi się to jak wykreowałyście postać Dracona, Harrego zresztą też jednak troche mniej ale to przez moją ogólną niechęć do tej postaci. Już od dawna szukałam opowiadania które ma wszystkie cechy, których oczekuje. Zauważyłam, że macie betę za co osobiście jestem wdzięczna. Dzięki temu pozbyliście się błędów (nawet przypadkowych) stylistycznych i ortograficznych (a przynajmniej ja nic takiego nie wyłapałam). Tekst czyta się przyjemnie i szybko. Dodatkowo wszystkie wydarzenia powoli się ze sobą łączą, pytania powoli odnajdują swoje odpowiedzi a wszystko łączy się w jedną spójną całość.
    Dobra teraz odnośnie moich odczuć co do bohaterów. Zakochałam sie w Draco i Igniss (dobrze zapisałam jego imię?), bardzo polubiłam rodzinkę Weasley'ów z małymi wyjątkami gdzie Ron mnie irytował, ale to tylko na chwilę szybko mu wybaczałam, a on wracał na właściwą drogę ^^ Podoba mi się sposób w jaki pokazałyście Voldzia, takiego złego, wrednego i okrutnego (Kocham go *o* ). Za Lucjuszem i Harrym nie przepadam, ale jak pisałam wcześniej to ogólna niechęć do pewnych postaci.
    Związek Hermiony i Ginny? Totalnie mnie zaskoczyłyście i w sumie nawet do siebie pasują.
    Świetnie oddajecie emocje bohaterów i ich myśli.
    Więc to by było chyba na tyle. Postaram się komentować lecz niczego nie obiecuje (nie lubie składać obietnic bez pokrycia), jednakowoż zdobyłyście kolejną czytelniczkę. Tak więc dużo weny, dłuuuuuuugich rozdziałów i czasu by je pisać ^^
    (Czy tylko mi się wydaje czy po kilku godzinach Harry w tle jest zielony? (przypomina mi Hulka ))
    Cotoya <---------- czeka z niecierpliwością na kolejny rozdział
    Ps. Macie jakiś konkretny czas dodawania rozdziałów, czy jest to nieregularne?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękujemy za komentarz :D Cieszymy się, że tak Ci się spodobało nasze opowiadanie (i że ogarnęłaś, że ma dwie autorki, bo już traciłyśmy nadzieję w rodzaj ludzki, ale Ty nam ją przywróciłaś <3).
      Ostatnio co prawda nasz rytm nieco się zaburzył, ale wciąż będziemy się starały dodawać rozdziały co niedzielę... plus minus jeden dzień. A co do Harry'ego... on cały czas jest zielony xD
      Ignissa kochamy wszystkie cztery (łącznie z naszą betą), ale może jakoś się nim podzielimy ;P Zaskoczyłaś mnie (Saneko) tylko z Voldkiem - ja go osobiście nie trawię, ale cóż w końcu jestem Harrym xD
      Jeszcze raz dzięki za komentarz, naprawdę miło nam się go czytało ^^
      Pozdrawiamy,
      Yunoha & Saneko

      Usuń
    2. Saneko ja chyba po prostu lubie tych złych sadystów, zwłaszcza kiedy znęcają się nad Draco (o ironio Draco jest moją ulubioną postacią).
      Cieszy mnie, że wy się cieszycie i że udało wam się przeczytać cały ten komentarz (mam wrażenie, że czasami pisałam bez sensu) ^^
      A właśnie nie wiem czy to tylko moja przeglądarka czy też nie ale miałam mały problem z linkami do poszczególnych rozdziałów mniej więcej od 18.5 do 30. Przepraszam za kłopot ^^'
      A już za chwilkę niedziela :P
      Cotoya

      Usuń
    3. Cotoya, przyznam, że ja też lubię sadystów, ale raczej takich lżejszego kalibru. Voldi to dla mnie za wiele (Nie wybaczę draniowi, że krzywdzi moje uke! - dopisek mojej części duszy/świadomości należącej do Harry'ego). Ale skoro go lubisz, a nawet kochasz, to możemy się z Yunohą tylko cieszyć :D
      I dzięki za informację o rozdziałach. Przed chwilą wszystkie przejrzałam i poprawiłam, więc powinno już być cacy ^^

      Usuń
    4. Lubie jak autorzy wczuwają się w swoje postacie do granic możliwości :P
      Harry będzie w tym związku seme? A Draco uke??
      Dziękuje bardzo, teraz mogę bez przeszkód czytać rozdziały po raz...(liczy na palcach) 3-4 ^^
      Cotoya

      Usuń
    5. Taki dopisek do poprzedniego komentarza (przepraszam że zaśmiecam T.T )
      Boże czasami się zastanawiam czy ja naprawdę taka głupia czy tylko udaje =.= Ale bardzo się ciesze, że Draco jest uke jakoś nie lubie go jako seme :P
      Cotoya

      Usuń
    6. Nie przejmuj się, pisz ile chcesz ^^ My z Yunohą właśnie też wolimy taki układ, a że niewiele takich opowiadań jest w internecie (albo przynajmniej my takich nie znalazłyśmy) to stwierdziłyśmy, że same napiszemy takie opowiadanie. Bo w końcu - jak się nie ma co się lubi, to się to tworzy :D

      Usuń
    7. Haaaa! <3
      Draco jako uke rządzi~! Moim zdaniem wielką pomyłką jest nawet pomyślenie, że on mógłby być górą...
      Szkoda tylko, że jest tak mało opowiadań z ukesiowym Draco (albo po prostu ja tak słabo szukam) >.<

      Niech żyje Draco-ukecchi~! <3 <3

      Usuń
    8. Seme, jakbym mogła to kliknęłabym "lubię to" pod Twoim postem :P :*

      Usuń
    9. Ja spotkałam się ledwie z kilkoma opowiadaniami wartymi przeczytania (no bo jak w pierwszym zdaniu widzę jakiś błąd ortograficzny to mnie boli ) w których Draco był uke.
      Yunoha zgadzam się z tobą, przecież Draco to typowy ukeś :P
      Saneko i świetnie wam to tworzenie idzie ^^
      Cotoya

      Usuń
    10. mryhyhyhy dzięki, Cotoya :3 Aż mam dzięki Tobie ochotę wziąć się za pisanie kolejnego rozdziału, ale niestety nie mam na to teraz czasu T.T Czemu wena zawsze chwyta nie wtedy, kiedy trzeba...?
      Ukecchi, może kiedyś wprowadzą taką opcję xD

      Usuń
    11. Jeśli chodzi o wena to znam ten ból T,T Tylko, że ja zamiast pisania opowiadań rysuje :D
      Nie martw się wen jeszcze przyjdzie nie raz może nawet trafi w odpowiednim momencie :3
      Cotoya

      Usuń
  2. Witam,
    boże, chyba niedługo do jasnej ciasnej się zbuntuje... dajcie mu żyć, i jeszcze ten tatuaż....
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  3. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, jeszcze trochę i  chyba się zbuntuje... dajcie Harremu żyć...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń