poniedziałek, 25 listopada 2013

Rozdział 32 - Harry

~*~*~*~
Tej nocy czułem się tak samotny jak jeszcze nigdy w życiu. W dodatku to był zupełnie inny rodzaj samotności niż ten, który odczuwałem jako dzieciak. Nie zależało mi na obecności kogoś, z kim mógłbym porozmawiać, pośmiać się, jak to kiedyś bywało. Teraz pragnąłem czegoś innego. Czułem wokół siebie taką dziwną, chłodną pustkę. W akcie desperackiej próby jej zapełnienia przytuliłem poduszkę, przyciskając ją do siebie z całych sił. Nie żeby mi to jakoś pomogło… Tak jak Paul i Ian chciałem móc trzymać w ramionach drugą osobę, czuć jej ciepło, zapach… Zamknąłem wtedy oczy i spróbowałem wyobrazić sobie, że zamiast tej poduszki obejmuję „kogoś”.
Próbowałem po kolei z każdą osobą, którą znam. Postanowiłem zacząć od Cho, ale nie byłem w stanie jej sobie wyobrazić. Później były Herm, Ginny, ale czułem się tak niezręcznie, że szybko wyrzuciłem z głowy te obrazy. Próbowałem nawet z dziewczynami z klasy, ale to też nie wypaliło. Wreszcie, myśląc sobie „co mi szkodzi”, spróbowałem też z chłopakami. Pierwszy był Ron, ale odrzuciłem ten pomysł w tej samej sekundzie, w której na niego wpadłem. Po nim przyszła kolej bliźniaków, lecz sprawa wyglądała podobnie jak z Hermioną i Ginny. Nie dziwiło mnie to zbytnio. W końcu cała piątka była dla mnie jak rodzeństwo. Co nie zmieniało faktu, że wciąż czułem tę nieprzyjemną pustkę i nie miałem pojęcia, jak się jej pozbyć. Coraz bardziej zdesperowany próbowałem wyobrażać sobie wszystkich ludzi ze szkoły, których tylko pamiętałem. Gryfoni, Puchoni, Krukoni… Z każdą chwilą czułem się coraz bardziej sfrustrowany. Zaczynałem się też bać, że coś jest ze mną nie tak. Żeby próbować z tyloma osobami i żadna nie była odpowiednia?! Jestem aseksualny czy jak?... Moją ostatnią opcją byli koledzy z dormitorium. Wątpiłem w powodzenie tego pomysłu, ale nie zamierzałem się poddać. Neville, Dean, Seamus… aż mną wzdrygnęło. Ostatni na mojej liście był Ig. Błagałem, by tym razem się udało. Już praktycznie widziałem go obok siebie. Patrzyłem na ciemne włosy rozsypane na poduszce, wesoły uśmiech jakby na stałe przyklejony do twarzy, psotne spojrzenie… gdy wtem jego włosy rozjaśniły się do tego charakterystycznego blond, a niebieskoszare tęczówki spojrzały na mnie z wyższością. Otworzyłem gwałtownie oczy, i zaskoczony mimowolnie szarpnąłem się do tyłu. Patrzyłem oniemiały na kształt poduszki w moich ramionach ledwo widoczny w ciemności.
– Co do… – urwałem, po czym zacisnąłem mocno powieki i potrząsnąłem głową. Idiotyzm. Naprawdę ze mną kiepsko, skoro w takiej chwili wyobrażam sobie nawet Fretkę…
Odrzuciłem poduszkę w nogi łóżka i przyciągnąwszy kolana do piersi, nakryłem się kołdrą po uszy. Starałem się wyrzucić jego obraz z głowy.
Nie myśl. Nie myśl. Nie myśl, nie myśl. Niemyśl, niemyśniemyśniemyś…NIE MYŚL! Muszę być bardziej zmęczony, niż mi się wydaje. Albo zaczynam wariować. Ale to minie. Teraz zasnę, a jutro jak się obudzę, wszystko będzie po staremu. Znikną głupie myśli. Będę się cieszył towarzystwem przyjaciół i umierał nad książkami w bibliotece pod czujnym okiem Hermiony. Tak właśnie. Nie ma czym się przejmować, to tylko głupia chwila słabości. Jestem samotny, a Fretka ostatnio był dla mnie nawet całkiem miły – oczywiście jak na niego… Chwila! Miałem o tym nie myśleć! Ach!! Dość! Idę spać!
Tak prezentowała się moja ostatnia noc. Nic więc dziwnego, że jestem śpiący i zamiast spędzać niedzielne popołudnie z przyjaciółmi (nad książkami – znając Hermionę), teraz leżę na swoim łóżku. Próbuję zasnąć, choć zaczynam powoli podejrzewać, że łatwiej już byłoby mi dostać u Snape’a „wybitny”… W kółko odtwarzam w głowie wydarzenia z nocy. Widzę Paula i Iana kochających się na korytarzu, a później siebie zaspokajającego się w najbliższej łazience… Znów myślę o tej przeklętej pustce… I siłą wyrzucam z głowy obraz Fretki, za każdym razem, gdy próbuje się tam dostać. Czuję się samotny, ale to nie powód, by chwytać się myśli o Malfoyu jak tonący brzytwy! Nie jest przecież tak źle. „Jest wielu singli i jakoś żyją” próbuję się przekonać, ale w tym samym momencie przypomina mi się, że najprawdopodobniej w tej chwili Hermiona i Ginny zapewne cieszą się swoim towarzystwem, zaszyte w pokoju szatynki. I pewnie podobnie niedzielę spędza kilkanaście, jak nie kilkadziesiąt innych par w Hogwarcie… W tym zapewne również Dean i Seamus, którzy, jak się ostatnio dowiedziałem, też mają dziewczyny. W innym wypadku pewnie nie byłbym sam w dormitorium. (Rona i Neville’a nie liczę, bo dwie godziny temu poszli na szlaban. Tuż przed ostatnimi eliksirami znów się pokłóciliśmy o Iga, więc poszedłem do Hermiony, a ci dwaj usiedli razem, co zaowocowało wykipieniem zawartości ich kociołka i niedzielnym szlabanem z Filchem.)
Bawiłem się właśnie telefonem to otwierając go, to zamykając, gdy nagle do środka wparował Ig i z wielkim zacieszem rzucił się obok mnie. Nawet jak na niego wydawał się być w nadzwyczaj dobrym humorze. Odłożyłem komórkę na bok i podparłem brodę na łokciu, spoglądając na niego pytająco. Nie byłem jednak w stanie długo utrzymać kontaktu wzrokowego. Krępowała mnie też jego bliskość. Było mi wstyd po tym, co sobie wczoraj wyobrażałem.
– Zgadnij, co mam! – zagaił wesoło.
– Znając ciebie, może to być absolutnie wszystko. Jesteś równie przewidywalny co Fred i George… Czyli prawie wcale – stwierdziłem, wywracając oczami.
– Kto? – spytał zaciekawiony, nie tracąc na swojej wesołości.
– Bracia Rona. W zeszłym roku skończyli szkołę, wszyscy ich tu znali. Bliźniacy to mistrzowie żartów. Prowadzą nawet swój własny sklep z psikusami na Pokątnej – wyjaśniłem, cały czas błądząc wzrokiem po pokoju.
– Będę musiał się tam kiedyś wybrać i ich poznać. Może uda mi się nawet zabrać ze sobą Draco – mruknął, mrużąc lekko oczy, jakby właśnie wpadł na jakiś dobry pomysł. A tymczasem moje serce zabiło szybciej na dźwięk tego imienia. – Ale to nie teraz. Skoro nie chcesz zgadywać, to ci powiem. Mam zdjęcia – powiedział szczęśliwy i, o ile to możliwe, jego uśmiech się poszerzył. Przed oczami znów stanęła mi jego twarz zmieniająca się w twarz Fre… NIE. STOP. NIE MYŚL.
– Jakie zdjęcia? – Zmusiłem się, by odwzajemnić uśmiech, starając się wyglądać przy tym jak najbardziej naturalnie. Zerknąłem na moment na Iga, ale zaraz odwróciłem wzrok, udając, że interesuje mnie wystająca z koca nitka, którą zacząłem skubać.
– Nie "jakie" tylko "kogo". To zdjęcia Ślizgonów. A konkretniej zdjęcia Smoczka z wczorajszej imprezy Ślizgonów. – Poderwałem głowę i spojrzałem na niego tym razem szczerze zaciekawiony, ale gdy tylko zdałem sobie sprawę z własnej reakcji, miałem ochotę zasadzić sobie kopa. I co z tego, że ma zdjęcia Fretki? Wcale nie mam ochoty oglądać jego twarzy. Wręcz przeciwnie! Najchętniej bym teraz o nim w ogóle nie myślał! – Mówię ci, padniesz, jak je zobaczysz! To chyba jedne z najlepszych ujęć, jakie udało mi się kiedykolwiek uwiecznić! – Wyciągnął z tylnej kieszeni spodni plik fotografii i ułożył dłonie na poduszce tak, żebyśmy obaj mogli je widzieć. Przez cały czas szczerzył się jak wariat. Mimowolnie jego nastrój zaczął mi się udzielać. Zaczęła też rosnąć we mnie ciekawość… której pożałowałem w chwili ujrzenia pierwszego zdjęcia.
Ściągnąłem brwi, patrząc jak jacyś dwaj chłopacy ocierają się o Malfoya. Nie byłoby to może tak okropne, gdyby to były normalne zdjęcia... a tak musiałem patrzyć, jak oni przesuwają dłonie po jego nieprzyzwoicie odsłoniętym ciele, najzwyczajniej w świecie go obmacując! Nie chciało mi się wierzyć, że on naprawdę pozwalał im na takie gesty. Poczułem nieprzyjemny ucisk gdzieś w środku. Miałem ochotę odwrócić wzrok, ale zamiast tego z jakimś dziwnym zaniepokojeniem obserwowałem ich poczynania. Wciąż patrzyłem, mimo że kolejna fotografia była jeszcze gorsza. Naprawdę nie pojmowałem, jak to coś mogło się podobać Ignissowi. Miałem ochotę wyrwać mu te zdjęcia, porwać je na kawałeczki. Wrzucić do ognia i patrzyć, jak zamieniają się w popiół, by już nikt nigdy nie mógł ich oglądać. A tymczasem na moich oczach ta trójka poczynała sobie coraz śmielej! I ten idiotyczny strój Malfoya... Skąpe wdzianko nie pasowało ani do jego wyniosłej postawy, którą pokazywał mi od pierwszej klasy, ani do tej delikatnej strony, którą znam dopiero od jakiegoś czasu. Czy on zawsze taki był? Przez cały czas tylko przede mną udawał…?
Usta jednego z tancerzy zaczęły muskać jasną szyję Malfoya. W niekontrolowanym odruchu zacisnąłem szczęki tak mocno, że aż mnie zabolało.
Ochłonąłem nieco, gdy zdjęcie zastąpiło inne. Na tym Malfoy był już sam – nie licząc tłumu w tle – i wyginał się jak zawodowy tancerz. Musiałem przyznać, że naprawdę potrafi się ruszać. Nie to co ja. Tak, TO zdecydowanie było udane zdjęcie.
Po tym było jeszcze kilka innych, lepszych i gorszych ujęć Fretki w różnych sytuacjach – pijącego, rozmawiającego, otoczonego przez jakieś dziewczyny. Na tym ostatnim wyglądał jak prawdziwy książę otoczony służącymi – głównie przez minę jego i wpatrzonych w niego dziewuch, które w dodatku mu usługiwały. Nie przypadło mi ono zbytnio do gustu, ale i tak było milion razy lepsze od tego, które ukazało się po nim. Malfoy siedział okrakiem na Zabinim i bezwstydnie ocierał się o niego, jednocześnie całując go po szyi. Aż wstrzymałem oddech, gdy ostry, utrzymujący się przez kilkanaście sekund ból przeszył moją pierś. Nie wiedziałem, co się dzieje. Czułem się okropnie. Byłem zły, rozżalony, przestraszony. Pogubiłem się we własnych uczuciach. Jedyne czego byłem pewny to, to że chciałem być teraz sam. No i zdecydowanie nie chciałem widzieć już żadnych zdjęć.
– Harry? – usłyszałem zdziwiony głos Iga. W pewnym stopniu ulżyło mi trochę, że przestał się wreszcie tak idiotycznie cieszyć. Jakby było z czego! Jak on mógł uważać, że te paskudne fotografie są jego najlepszymi dziełami?! – Co jest?
– Nic – burknąłem. – Po prostu nie chce mi się już oglądać zdjęć. Wiesz może, gdzie jest Ron? Powinien już skończyć szlaban – zmieniłem szybko temat, siadając na skraju łóżka tyłem do bruneta. Wydawało mi się, że tylko w taki sposób uda mi się nie patrzyć na tę przeklętą fotografię... No i nie chciałem, by widział w tej chwili moją twarz. Nie miałem zamiaru tłumaczyć mu się z moich pomieszanych uczuć. Sam ich nie ogarniałem.
– Hmmm... Ron... – powiedział powoli i zamilkł na moment. – Nie wiem...
– To ja może pójdę go poszukać – rzuciłem, stwierdzając, że to idealny pretekst, by wymknąć się z tego pomieszczenia. – Niedługo obiad, w dodatku muszę eee… muszę mu coś powiedzieć – wyjaśniłem pospiesznie, po czym wstałem i niemal wybiegłem z sypialni.
Gdy tylko opuściłem zatłoczony pokój wspólny, nogi same poniosły mnie w kierunku mojego azylu. Wciąż miałem przed oczami mordy tych chłopaków, którzy dobierali się do Malfoya. Jak on w ogóle mógł pozwolić im się dotykać?! Wstydu nie ma?! Nie chce mi się wierzyć, że ten dumny, wyniosły Malfoy jest taki łatwy! – Zacisnąłem pięść na szacie i przystanąłem na moment, czując ukłucie w piersi. Odetchnąłem głęboko, a gdy ból minął, ruszyłem dalej. – A ja myślałem, że on ma uczucia! Że jest taki kruchy i bezbronny! Nie do wiary, że aż tak się w stosunku do niego pomyliłem! Jaki ze mnie idiota! Niech no tylko dostanę go w swoje ręce! Pożałuje, że tak mnie wykiwał! – wściekałem się dalej w myślach, nagle zmieniając kierunek. Zamiast wejść do Pokoju Życzeń, pod którym się właśnie znalazłem, puściłem się biegiem w przeciwnym kierunku, zmierzając teraz wprost do lochów. Miałem nadzieję, że natknę się na tego dupka... Zaledwie kilka minut później jak na zawołanie zza rogu wyłonił się ten ślizgoński blondas. W jednej chwili ogarnęła mnie furia. Zareagowałem błyskawicznie. W parę sekund znalazłem się przy zaskoczonym Malfoyu, który pod siłą uderzenia zatoczył się i uderzył plecami w ścianę. Jego cichy jęk zadziałał na mnie jak kubeł zimnej wody. Spojrzałem zaniepokojony na jego wykrzywioną bólem twarz. Co ja wyprawiam...? Rzuciłem się na niego znienacka, kiedy nawet nie miał szansy się obronić. Zachowałem się gorzej niż Ślizgon!
– Wybacz...? – mruknąłem niepewnie, nie wiedząc, co powiedzieć. Nie miałem pojęcia, czemu tak mi odbiło. Co mnie tak właściwie wkurzyło…?
– Wybacz? Wybacz!? Czy ty w ogóle masz mózg, Potter?! – krzyknął na mnie wściekły. – Zresztą po co ja się ciebie pytam. Przecież to oczywiste, że nawet jeśli go masz, to nie umiesz z niego korzystać! – Zrobił kilka kroków w moją stronę. – Co w ciebie wstąpiło!? Cierpisz na brak adrenaliny, bo od paru tygodni nie kręcą się wokół ciebie niebezpieczeństwa? To idź się utop w jeziorze! Adrenalina gwarantowana! Dla widzów też!
– I miałbym ułatwić robotę Voldemortowi? Dzięki, postoję! – zironizowałem. – Za to ty raczej nie narzekasz na niedobór mocnych wrażeń. Masz je wręcz w zdwojonej ilości... A właściwie potrojonej. A może i nawet jeszcze więcej! Sam już nie wiem, czego się po tobie spodziewać.
– O co ci teraz chodzi? Twój dziki bełkot jak zwykle nic nie wnosi. Rzucasz jakieś słowa, które nie mają większego sensu! Zrób coś dla ludzkości i nie marnuj tlenu na jakieś durne teksty, których pewnie nawet ty nie rozumiesz!
– Rozumiem doskonale! – Pochyliłem się lekko do przodu, spoglądając prosto w te niesamowite stalowoszare oczy. – Mówię o waszej ślizgońskiej orgii. Zastanawiam się, czy był tam ktokolwiek z kim się nie obściskiwałeś? Dziewczyny na kanapie, tamci dwaj, którzy ocierali się o ciebie jak łoś o drzewo. Choć i tak najwięcej wrażeń musiał dostarczyć ci Zabini, gdy...
Malfoy zrobił niespodziewanie krok do przodu i chwyciwszy mnie za ramiona, na parę sekund przycisnął swoje wargi do moich. Serce zabiło mi mocniej i zrobiło mi się gorąco.
– Powiedziałeś to tak, jakbyś był zazdrosny o te wszystkie rzeczy, żałosny pieseczku.
Patrzyłem przez chwilę osłupiały na Fretkę. Nagle przed oczami stanęły mi sceny z ich "imprezy" i momentalnie wypełniła mnie złość. Nim zdążyłem pomyśleć, moja ręka z głośnym plaśnięciem zderzyła się z jego twarzą.
– Ja miałbym być zazdrosny? O ciebie? Dobry żart! Jakby było o co! Trzeba być idiotą, by być zazdrosnym o kogoś, kto zabawia się z każdą napotkaną osobą. Zresztą nie wyobrażaj sobie, że cokolwiek dla mnie znaczysz. Jesteś tylko ślizgońskim dupkiem, który uprzykrzał mi życie przez ostatnie pięć lat. Byłbym szczęśliwy, gdybyś wreszcie dał mi spokój i zamiast czepiać się moich przyjaciół, pieprzył się z innymi Ślizgonami w waszych lochach. A przede wszystkim, nie mogę być zazdrosny o kogoś, kogo w ogóle nie znam – warknąłem, gromiąc go wzrokiem. Serce tłukło mi się w piersi, ale nie byłem pewny jaki jest tego powód...
– HA!? Że co ja niby mam zrobić? – Malfoy spojrzał na mnie czerwony ze złości. – Może ty masz takie preferencje, żeby pieprzyć się jak króliki, ale NIGDY nie waż się stawiać mnie w tej samej kategorii! Nie jestem kurwą, chociaż to miałeś pewnie na myśli, nie? – Zacisnął dłonie w pięści i zamachnął się z zamiarem uderzenia mnie w twarz. Zdążyłem się na tyle odsunąć, że ostatecznie dostałem lekko w klatkę piersiową. – Będziesz szczęśliwy, gdy dam ci spokój? To JA będę przeszczęśliwy, kiedy wreszcie nie będę musiał bez przerwy oglądać twojej gęby! Pierdol się, Potter! Pożałujesz jeszcze swoich słów! – krzyknął, popychając mnie kawałek do tyłu i odchodząc.
– Wreszcie! Nawet nie wiesz, jak długo czekałem na tę chwilę! – krzyknąłem za nim, obserwując, jak znika za rogiem. Sam też po chwili opuściłem miejsce naszej kłótni, kierując się w stronę wieży Gryffindoru.
I na co mi to było?! Chciałem mu wygarnąć za to, że robił ze mnie idiotę, a ostatecznie raz jeszcze go ze mnie zrobił! I jeszcze próbował mi wmówić, że jestem zazdrosny! Dobre sobie! On nic dla mnie nie znaczy. Nic. NIC KOMPLETNIE!
Ale nie zmienia to faktu, że miał takie miękkie wargi…
Nie no błagam! Czy dziś wszystko musi się kręcić dookoła niego?! Mam dość! Słowo daję, że zaraz oszaleję! Fretka mnie nie obchodzi! Niech się obściskuje z kim chce, niech go nawet Ron zabije, tyle razy się już odgrażał! Nie rusza mnie to!
I znów jak na złość wyobraźnia podsunęła mi obrazy związane z Malfoyem. Tym razem były to wspomnienia z naszej rozmowy w pociągu. Śmiejący się Malfoy… A później zapłakany Malfoy tulący się do Iga… MERLINIE DROGI! Jestem masochistą czy co?! Od rana… nie, od nocy próbuję wyrzucić myśli o tym dupku z głowy, a tu jak na złość mam głowę pełną niego!
Puściłem się biegiem przez korytarze, łudząc się, że to mi jakoś pomoże. Nie przebiegłem jednak nawet połowy drogi do pokoju wspólnego, gdy nagle z bocznego korytarza usłyszałem niosący się echem cichy dźwięk dmuchania nosa i zdeterminowany głos Rona. Zatrzymałem się gwałtownie, na chwilę (słodka wolności!) zapominając o Malfoyu i nasłuchując.
– Tak nie można! Musisz o tym komuś powiedzieć… No to chodźmy do McGonagall albo od razu do Dumbledore’a… To może Harry…? – Zastanawiało mnie, z kim rozmawia Ron. Byli za daleko i ledwo słyszałem, co mówił mój przyjaciel, a co dopiero jego rozmówca. I co ja miałem z tym wszystkim wspólnego? Wytężyłem słuch, starając się usłyszeć coś więcej. Na niewiele się to jednak zdało. – Mówię poważnie. On też nie lubi Ślizgonów. Razem zawsze staramy się uprzykrzać im życie… Ale ty to co innego! – zapewnił szybko. – Według mnie, nie pasujesz na Ślizgonkę, Alice. Jesteś za dobra… – A więc to z nią rozmawiał. No proszę, w końcu odważył się zagadać. Tylko patrzeć aż i on się zwiąże i zostanę ostatnim singlem w Hogwarcie… – To był komplement! Jesteś jedyną mieszkanką Gniazda Węży, do której odzywam się dobrowolnie, nie wyzywając przy tym nikogo. Zresztą nie tylko ja tak mam. Większość ludzi z mojego domu nienawidzi Ślizgonów, tak było od zawsze… On, to co innego. Ciężko mi się z tym pogodzić, ale zaczynam się powoli przyzwyczajać. Ig najwyraźniej jest dobry. Tak przynajmniej uważają moi przyjaciele. Chociaż to że jest kuzynem Fretki… A zresztą, Harry i Hermiona mają rację, rodziny się nie wybiera…
Muszę się stąd wyrwać, bo jeżeli jeszcze raz usłyszę z czyichś ust słowo „Malfoy”, „Fretka”, „Smoczek” czy cokolwiek innego co ma określać tego dupka to albo ta osoba ucierpi, albo wyślą mnie do świętego Munga z podejrzeniem o chorobę psychiczną, tuż po tym jak zacznę walić głową w najbliżej znajdującą się ścianę…!
Podjęcie decyzji zajęło mi zaledwie kilka sekund. Znów rzuciłem się biegiem w stronę wieży Gryffindoru. Podałem hasło Grubej Damie i szybkim krokiem przemierzyłem pokój wspólny. Omiotłem spojrzeniem domowników, ale na szczęście nie dostrzegłem wśród nich Ginny i Hermiony. Ulżyło mi nieco, bo gdyby Herm mnie teraz zobaczyła, z pewnością próbowałaby mnie wypytać, co się stało. A nie miałem teraz najmniejszej ochoty na rozmowę. Nie zwlekając ani chwili, wbiegłem po schodach do swojego pustego dormitorium. Najwyraźniej wszyscy moi przyjaciele byli teraz ze swoimi ukochanymi i tylko ja zostałem sam… Z głową pełną Malfoya.
Jęknąłem głucho i chwyciłem się za głowę, siadając ciężko na łóżku. Przynajmniej był jeden plus z tego, że moi współlokatorzy byli zajęci randkami – miałem chwile względnego spokoju… Choć nie jestem pewien, czy powinienem się z tego cieszyć. W końcu przez to nikt nie mógł oderwać moich myśli od tej głupiej Fretki… Ale z drugiej nikt mnie o nic nie wypytywał, więc przynajmniej nie musiałem zmyślać, do czego kompletnie nie miałem teraz głowy. Tak. Zdecydowanie lepiej było być teraz samemu. Tylko ciekawe ile czasu jeszcze będę miał całe dormitorium dla siebie? Jeśli któryś z nich przyjdzie tu w przeciągu godziny… czy dwóch, to nie będzie dobrze. A któryś na pewno przyjdzie. Więc muszę się stąd wynieść. Tylko gdzie? Poszedłbym do Pokoju Życzeń, ale niedaleko niego są Ron i ta cała Alice…
Podniosłem głowę i spojrzałem za okno. Padało. A dokładniej zbierało się na burzę. W taką pogodę nikt nie wyjdzie na dwór. Choć jest tak zimno, że i ja nie mam ochoty siedzieć na błoniach i moknąć. Ale jest pewne odludne miejsce, gdzie z pewnością nikt mnie nie będzie szukał, zwłaszcza przy takiej pogodzie.
Zerwałem się z miejsca i wyrzuciwszy wszystkie książki z torby na łóżko wcisnąłem tam wygrzebany z kufra płaszcz. Upewniłem się, że różdżka bezpiecznie spoczywa w mojej kieszeni, po czym opuściłem wieżę równie szybko, jak tu się znalazłem. Przemierzałem opustoszałe, chłodne korytarze. Dźwięki burzy zagłuszały echo moich kroków. Parę minut zajęło mi dotarcie do głównych wrót szkoły. Tuż przed nimi – upewniwszy się, że nikt mnie nie widzi – zarzuciłem na siebie płaszcz, naciągnąłem kaptur na głowę. Zacząłem żałować, że nie wziąłem ze sobą także peleryny niewidki, bo coś czułem, że nie uwinę się przed kolacją. Ale i tak nie miałem zamiaru się po nią wracać. Bałem się, że tym razem nie uda mi się uniknąć spotkania i rozmowy z przyjaciółmi. Gdyby jakimś cudem domyślili się, co się stało między mną i Malfoyem…
Jęknąłem i gwałtownie wyprostowałem rękę, gdy uświadomiłem sobie, że dotykam palcami warg. Zirytowany na siebie, naciągnąłem mocniej kaptur na głowę. Chwilę później grzmot zagłuszył trzask zamykanych wrót.
~*~*~*~

2 komentarze:

  1. Hej,
    i się wyjaśniło dlaczego tak się zachował, Malfloy cały czas się plącze w myślach, ciekawe kiedy Haryy zorientuje się, że Draco znaczy coś więcej, och cudownie Ron w końcu zagadał...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejka,
    wspaniale, wyjaśniło się jego zachowanie, Malfloy to cały czas się plącze w myślach... ciekawe to kiedy nasz Harry zorientuje się, że Draco znaczy coś więcej dla niego, cudownie Ron w końcu zagadał :)
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń