niedziela, 3 listopada 2013

Rozdział 31 - Draco

Woda była wspaniała! Jej idealna temperatura pieściła moje – mimo wszystko – wymęczone ciało. Zarówno dzisiejsze zajęcia, jak i wczorajsze wygibasy sprawiły, że musiałem zaznać odrobinę większej i dłuższej rozkoszy w wannie. Przecież jestem księciem, musiałem stwierdzić z zadowoleniem.
Wyszedłem z łazienki, darując sobie zbędne wycieranie ciała, czy też okrywanie się. W końcu byłem sam, dlatego też nie musiałem przejmować się czymś tak mało wygodnym. Nikt nie będzie na mnie patrzył.
Powolnym krokiem podszedłem do szafy, którą otworzyłem z rozmachem, od razu wyciągając komplet, który miał służyć mi od tego roku jako ubiór na spotkania z dyrektorem. Składał się on z czarnych, rurkowanych jeansów – biodrówek oraz równie ciemnej koszuli i krawatu w barwach mojego domu.
Nie przejmując się faktem braku bielizny, założyłem na siebie spodnie, przez chwilę zastanawiając się, czy nie potrzebuję do tego jakiegoś paska. Po namyśle stwierdziłem jednak, że jest mi on zbędny, więc zabrałem się za zakładanie koszuli i krawatu. Zaraz jeszcze sięgnąłem po białe skarpetki i eleganckie buty od Gucci’ego.
Przejrzałem się szybko w lustrze, chwytając mój unikalny mundurek i zakładając go starannie na ramiona. No, zostały mi tylko włosy i będę wyglądał jak młody bóg w pełnej okazałości.
- Ostatnio często zdarza ci się chodzić bez bielizny, Draco.
Wzdrygnąłem się, odwracając gwałtownie w kierunku łóżka, na którym półleżał Yoshizawa. Nie mam pojęcia jak to możliwe, że w ogóle nie zauważyłem jego osoby!
- Co ty tu robisz, profesorze? – syknąłem do niego wściekły. Co on sobie myśli, że może wchodzić do czyichś sypialni jak mu się podoba!?
- Chciałem dopilnować, abyś dodarł bezpiecznie na spotkanie z dyrektorem. – Wzruszył delikatnie ramionami, uśmiechając się z zadowoleniem. – Widocznie opłacił mi się ten pomysł, bo dostałem gratis malutki pokazik.
Warknąłem zły, sięgając po różdżkę i machnąłem nią w kierunku moich włosów. Zaklęcie sprawiło, że kosmyki automatycznie wysuszyły się i spięły w nie za wysoką kitkę, zastawiając mi jeszcze część włosów z przodu, które miały pełnić rolę dłuższej grzywki.
Nie zwracając uwagi na mężczyznę wyszedłem z mojego dormitorium, szybkim krokiem kierując się w stronę gabinetu. Nie miałem ochoty iść razem z tym zboczeńcem!
- Oi, Draco! – Brunet niestety po chwili zjawił się tuż obok mnie i ramię w ramię ze mną kroczył ku naszemu miejscu przeznaczenia. Ja z kolei starałem się udawać, że idę sam korytarzem, a odgłos podwójnych kroków roznoszący się po korytarzu, jest wynikiem specyficznego echa. Bądź też nieuleczonym skutkiem któregoś z żartów bliźniaków Weasley.
W końcu znaleźliśmy się przed drzwiami, które Haruse otworzył, wpuszczając mnie przodem. Rzuciłem mu tylko podirytowane spojrzenie, wchodząc bez słowa i spoglądając po zebranych osobach. Najwyraźniej brakowało im tylko mnie i Haruse.
Kiwnąłem szybko w kierunku dyrektora i grona nauczycielskiego, podchodząc zaraz do Willa, który mimo kamiennej miny, zdawał się nie być zadowolony z mojego towarzystwa.
- Proszę wybaczyć nam nasze spóźnienie – odezwał się profesor Obrony, przybierając skruszoną postawę. – Prosiłem Dracona, by mi pomógł i troszkę nam się wszystko przedłużyło.
Taa, jasne. Chyba przedłużyło mu się gapienie na mój tyłek. Naprawdę, nie wiem co się z nim teraz działo. Stał się jakby kompletnie inną osobą.
- Rozumiem. – Dyrektor kiwnął lekko głową. – A zatem, skoro jesteśmy tu już wszyscy, zaczynajmy. Jak już wiecie, na dzisiejszym spotkaniu chcę załatwić dwie sprawy. Zaczniemy od wyboru prefekta naczelnego. Liczę, że zdążymy do kolacji, ale jeśli tak się nie stanie, to zaraz po posiłku będę was prosił o ponowne zebranie się w moim gabinecie. – Praktycznie każdy z zebranych kiwnął głową przytakująco. Prócz mnie, oczywiście. Ja uważałem to za rzecz zbędną. Zaskoczyło mnie jednak, że Potter również ani drgnął. Chociaż bardziej zaciekawiła mnie irytacja malująca się na jego twarzy, gdy wbijał wzrok w podłogę, stojąc z założonymi rękami obok tej swojej szlamy. – Wyjaśnię teraz, na czym będzie to polegało. Co roku przeprowadzane jest głosowanie, podczas którego nauczyciele i prefekci typują swoich kandydatów. Nie wszyscy muszą wystawiać swoich pretendentów, ale każdy musi na kogoś zagłosować. Jeśli jednak zdecydujecie się na to… – tu widocznie zwrócił się do mnie i innych prefektów –musicie zdawać sobie sprawę z trudności, jakie będą się z tym wiązały. Swój wybór należy bowiem poprzeć stosownymi argumentami, których zadaniem będzie przekonanie pozostałych głosujących, że to właśnie wasz kandydat najbardziej zasługuje na to jakże zaszczytne stanowisko. Zatem, kto chce być pierwszy?
- Myślę, że ja zacznę – odezwał się Severus, robiąc krok do przodu. – W tym roku mamy do czynienia z całkowicie nową sytuacją. Otóż, od teraz nie tylko nauczyciele, ale i prefekci będą pełnić dyżury w szkole. Z kolei Prefekt Naczelny musi być osobą, która będzie to wszystko kontrolować. Musi być łącznikiem między resztą prefektów, a którymkolwiek z nauczycieli, czy też z uczniem. – Zamilkł na chwilę, rzucając każdemu z nas krótkie spojrzenie. Kiedy jego wzrok spotkał się z moim, poczułem lekki dreszcz przeszywający moje ciało. To nie zapowiadało niczego dobrego. – Jestem bardziej niż pewien, że część z was miała zamiar wytypować Harry’ego Pottera i widząc teraz wasze miny, jestem tylko bardziej o tym przekonany. – Odwróciłem wzrok w kierunku mojego domowego partnera po fachu, byleby tylko nie musieć patrzeć na innych, gdyż mogłoby się to źle dla mnie skończyć. A nie chcę mieć najdrobniejszych kłopotów tylko z tego powodu, że się roześmiałem. – Ja niestety nie zgadzam się z wami i nie mam zamiaru dodawać mu kolejnej etykietki z zasługami do innych, które otrzymywał z racji tego, że jest Światełkiem Nadziei Czarodziejskiego Świata. Moim zdaniem, osobą, która najlepiej nadaje się na objęcie stanowiska naczelnego prefekta, jest Draco Malfoy i to jego kandydaturę wystawiam.
Spojrzałem w szoku na mężczyznę, zastanawiając się czemu on mi to robi. Jednak chyba tylko ja byłem zaskoczony wytypowaniem mnie przez Snape’a, gdyż nikt nawet nie wciągnął głośniej powietrza.
- Osobiście już nie raz rozmawiałem z dyrektorem na temat Dracona. Jego szybkich i jakże przemyślanych rozwiązań w chwilach konfliktowych w domu, czy też niektórych propozycji, jak chociażby to, żeby prefekci byli bardziej widoczni wśród innych uczniów i aby ci mogli o wiele łatwiej ich znaleźć, szczególnie pierwszoroczni, którzy mają z tym największy problem – dodał jeszcze, posyłając mi bliżej nieokreślone spojrzenie. – To jest tylko jedno z licznych pomocy Dracona ku lepszemu życiu w naszej placówce.
- Przepraszam bardzo, ale pierwszy raz słyszę o tej propozycji pana Malfoya – odezwała się któraś z nauczycielek. Szczerze, nie obchodziło mnie to za bardzo.
- Na razie cały plan jest jeszcze w trakcie testowania i miałem zamiar powiedzieć o nim dopiero później. Jeśli się sprawdzi. Ale w takim wypadku już teraz pokrótce go wyjaśnię. Pan Malfoy wyszedł z propozycją, by prefekci mieli wyróżniające się szaty, aby łatwiej można ich było zobaczyć w tłumie. Ma nawet na sobie taką przykładową… kreację. – Wszyscy jak na zawołanie utkwili we mnie swoje spojrzenia. Patrzcie sobie do woli i podziwiajcie, w końcu nikt z was nigdy nie będzie wyglądał tak zabójczo jak ja. – Skoro ta kwestia została wyjaśniona, wróćmy do wyborów.
- Przyznaję ci rację, Severusie. ­– A niech mnie! Niby tam, mówiła mi ostatnio, że jest pewna, że będę jednym z kandydatów. Nie sądziłem jednak,  że i ona jest tego samego zdania!– Wszyscy wiemy, jak wiele pan Malfoy robi dla swojego domu. W końcu nie bez powodu cieszy się szacunkiem innych Ślizgonów. Co do wyróżniającego ubioru prefektów także muszę przyznać, że jest to dobry pomysł. –– Jednakże prefektowi naczelnemu potrzebna jest pewna cecha, którą pan Malfoy nie może się zbytnio pochwalić. A jest nią brak stronniczości. Osoba na tym stanowisku powinna potrafić porozumieć się z uczniami ze wszystkich domów i traktować ich na równi. Z przykrością muszę przyznać, że przez ostatnie lata nie zauważyłam u pana Malfoya tej umiejętności. Dlatego na stanowisko prefekta naczelnego proponuję Hermionę Granger. – Przesunęła wzrokiem po wszystkich zebranych, jakby sprawdzała ich reakcje. Ja tylko uśmiechnąłem się lekko, z nikłym zadowoleniem. – Wiem, że panna Granger od dawna pomaga uczniom z różnych domów czy to w lekcjach, czy służąc radą. Jak większość z was wie, to bystra, obowiązkowa i odpowiedzialna dziewczyna. Jestem więcej niż pewna, że podoła wszystkim obowiązkom, które wynikałyby z jej nowego stanowiska. Część z was prawdopodobnie spodziewała się, że wytypuję pana Pottera. Przyznam, że rozmyślałam jego kandydaturę. Jest jednak pewien powód, który zadecydował, że to panna Granger jest odpowiedniejszą osobą. W tym roku szczególnie potrzeba nam osób, które w sytuacjach krytycznych będą potrafiły zachować spokój i pomóc nauczycielom lub może nawet samemu zapanować nad innymi uczniami, gdyby coś się stało. I o ile panna Granger byłaby w stanie temu podołać, pan Potter z pewnością rzuciłby się do walki, zamiast zaprowadzić uczniów w bezpieczne miejsce, jeśli na przykład jakimś cudem Śmierciożercom udałoby się wtargnąć do zamku…
- Skoro nie ma nawet wytypowanych kandydatów, to po co my tu jesteśmy? – odezwałem się nagle, spoglądając z irytacją na Dumbla. Widziałem kątem oka, jak Will skrzywił się nieznacznie. Nigdy nie lubił, kiedy zachowywałem się tak nieuprzejmie. Ja jednak nie miałem zamiaru siedzieć tu bóg wie ile. Miałem inne ważniejsze rzeczy do roboty. – Nie sądzę, żebyśmy byli potrzebni przy propozycjach nauczycieli. Osobiście uważam, że lepiej byłoby, gdyby po prostu dyrektor zwołał nas później na samo głosowanie. – Wzruszyłem lekko ramionami. – Ach, nie zapominając jeszcze o ustaleniu dyżurów.
- Draco… – upomniał mnie przyjaciel, na co wywróciłem tylko oczyma.
- Przyznacie mi chyba rację, że nie musimy tego wszystkiego wysłuchiwać, prawda? – Spojrzałem na Puchonów, którzy przytaknęli mi nieśmiało, jakby wstydzili się tego faktu. Zresztą podobnie było z Krukonami. – Każdy z nas ma również swoje zajęcia. Jesteśmy na szóstym i siódmym roku. Nauka również jest dla nas ważna i staramy się poświęcać jej czas, a pochlebstwa może i są miłe, jednak zaraz zacznie zamieniać się to w wyrzygiwanie sobie nawzajem, czyj wychowanek jest lepszy. – Tu szczególnie  zwróciłem uwagę na Harpię i Mistrza Eliksirów. – Ja i inni nie mamy zamiaru się temu przysłuchiwać, dlatego proponuję szybszy sposób. – Odchrząknąłem cicho, sprawdzając czy znajdzie się osoba, która będzie miała coś do powiedzenia. I co? Cukierek postanowił rozwinąć się z opakowania.
- Nie wątpię, że jest pan, panie Malfoy, pilnym uczniem, ale mamy dopiero początek roku, w dodatku sobotę i nie wydaje mi się, że nauczyciele zdążyli już zasypać was stosami prac domowych – powiedział w ten swój typowy, wielce dobroduszny sposób. Normalnie, aż mnie zemdliło. – Rozumiem jednak, że każdy z nas wolałby spożytkować czas, który tu spędzimy, według własnego uznania. Jednakże – powiedział z naciskiem, widząc, że gryfońska szlama otwiera usta – obowiązki trzeba zawsze stawiać przed przyjemnościami. A to spotkanie jest naprawdę ważne. Jesteśmy tu właśnie po to, by każdy miał okazję wytypować swojego kandydata i przekonać do niego innych, zarówno nauczycieli jak i prefektów. Przy okazji wysłuchanie paru miłych rzeczy o sobie powinno trochę wynagrodzić rezygnację ze swoich planów. – Uśmiechnął się przyjaźnie do wszystkich. – Skoro już to sobie wyjaśniliśmy, możemy kontynuować?
Zaraz też poruszyła się nawiedzona zielarka, widocznie chcąc zabrać głos.
- Zgłaszam kandydaturę Jake’a Bentleya – zaczęła. – Moim zdaniem, jest jednym z najlepszych uczniów. Wszyscy Puchoni mogą na nim polegać. Potrafi łagodzić spory, dogaduje się ze wszystkimi. – W tym momencie uśmiechnęła się z widoczną dumą. – Świetnie sprawdza się też przy… Zawsze staje w obronie… jestem bardzo dumna. Z pewnością równie dobrze sprawdzi się na stanowisku prefekta naczelnego.
Wywróciłem oczyma, starając się jakoś zamaskować ziewnięcie. Po tym jak zaczęła wyliczać wolno wszystkie cechy Jake’a, myślałem już tylko o tym, kiedy to idiotyczne spotkanie się skończy. Byłem zmęczony, miałem chrapkę na papierosa i chciałem jeszcze porozmawiać z moim walniętym bliźniakiem na temat zdjęć.
Niestety, od dawna znając swoje zakichane szczęście, wiedziałem, że ta część spotkania będzie sobie jeszcze dobrze trwała.
- Niestety, ja osobiście uważam, że wasi kandydaci nie są wystarczająco dobrzy, by ponieść całą odpowiedzialność za bycie Prefektem Naczelnym. – Binns rozpoczął swój zwyczajowy wykład. – Moim zdaniem najbardziej odpowiednią na to stanowisko osobą jest Tia Baker. Tia świetnie radzi sobie z lekcjami z każdego przedmiotu. Nigdy nie waha się użyć swej wiedzy do pomocy młodszym uczniom – nawet z innych domów. W co wątpię akurat w przypadku pana Malfoya. – Spojrzałem z niesmakiem na nauczyciela. Ostatkami sił powstrzymałem się od rzucenia mu jakiejś kąśliwej uwagi. – W przeciwieństwie do panny Granger, Tia zawsze stara się, aby inni mogli się wykazać. Nie afiszuje się głośno ze swoją wiedzą, tak więc i osobą cnotliwą jest wielce. Z kolei z panem Bentleyem jest już cięższa sprawa, ale nie, nie do przebicia. Jak sama powiedziałaś, Pomono, na panu Bentley'u mogą polegać wszyscy Puchoni. – Tu zwrócił się do wychowawczyni Puchonów. – Niestety nie wspomniałaś niczego o innych uczniach, przez co zrodziły się we mnie podejrzenia, że jest możliwość, że twój uczeń nie dogaduje się już tak dobrze z osobami z innych domów. Gdzie akurat Tia jest naprawdę rozchwytywana. Dlatego też Tia Baker jest moją kandydatką.
Boże…. Muszę wytrzymać! Niedługo wrócę do mojego królestwa, zapalę i walnę się na moje łóżko, dzwoniąc do kochanego braciszka.
- …to prawda, że Harry często postępuje bez zastanowienia i ma skłonność do wykonywania brawurowych akcji. – Od razu otrzeźwiałem, spoglądając na Granger z uwagą. – Jednakże wiele razy to właśnie dzięki tej jego porywczości udawało mu się przeżyć lub uratować innych. W dodatku zawsze chce chronić wszystkich naokoło, nieważne w jakiej sytuacji by się nie znalazł. A to, według mnie, również jest ważną cechą, którą powinien posiadać prefekt stojący przed zadaniem ochrony młodszych uczniów. Żyjemy w czasach wojny, więc skoro zwiększyliśmy nawet liczbę nocnych strażników, to dlaczego nie dołożyć do tego jeszcze kogoś naprawdę silnego na tak wysokim stanowisku, kogo zadaniem w razie zagrożenia jest nieść bezpośrednią pomoc nauczycielom?
Czy ona jest idiotką, czy tylko ją teraz udaje?
- No dobra, ale w takim razie co zrobimy, kiedy Hogwart zaatakowaliby Śmierciożercy? Chcecie waszą jedyną nadzieję podać na tacy najgroźniejszym czarodziejom świata? – mruknąłem cicho. Niech jeszcze Granger zaproponuje, aby wystawić go – niczym prosiaka – na złotej tacy z jabłkiem w pysku.
- Pan Malfoy ma rację – zawtórował mi Drops. – Nie możemy pozwolić, żeby panu Potterowi coś się stało.
- Myśli pan, że w takiej sytuacji będę siedział z założonymi rękami i patrzył jak ktoś krzywdzi moich przyjaciół?! – krzyknął cicho Potter z niedowierzaniem. Nie, będziemy cię dopingować, aby ostatnia nadzieja ludzkości straciła życie w pierwszej rundzie całej potyczki. – Zresztą, skoro nalepiliście mi już etykietę waszej broni, to pozwólcie mi to wykorzystać także na mój sposób!
- Już o tym rozmawialiśmy, Harry. – Dyrektor widocznie starał się jakoś udobruchać chłopaka.
- Pamiętam. Za to pan chyba zapomniał o tym, co ja powiedziałem!
- Panie Potter! Jak pan się odzywa do dyrektora!? – krzyknęła Harpia, ale Potter kompletnie ją olał.
- Nie zamierzam czekać aż Śmierciożercy pozabijają wszystkich, tylko po to, żebym później mógł stanąć przed Voldemortem! – Drgnąłem, słysząc Jego imię wychodzące z ust Pottera. William zauważył moją reakcję i dyskretnie ścisnął lekko palce mojej lewej dłoni. – Jeśli jestem wystarczająco dobry, żeby walczyć z nim, to nie powinno stanowić problemu, gdybym wcześniej pomógł wam z jego sługami! I to czy zostanę Naczelnym czy nie, nie ma w tym przypadku żadnego znaczenia!
- Och, czyli chcesz dać się im zabić i od razu zrzucić nadzieję z serc twoich przyjaciół... Godne pochwały, Potter – uśmiechnąłem się z ironią. ­
- Ja osobiście uważam, że Harry nie powinien aż tak się poświęcać. Przecież też i my możemy w jakiś sposób mu pomóc, chociażby w walce ze Śmierciożercami. Harry nie może robić wszystkiego sam. – Tia pierwszy raz od czasu wybrania na prefekta domu odezwała się sama, z własnej woli.
- Jeśli tak bardzo chce, to niech walczy. Przynajmniej my nie będziemy musieli brudzić sobie rąk krwią innych ludzi, bo nie obędzie się bez zabijania, tego jestem pewna. A na to się nie piszę. Nie jestem morderczynią – dodała gorliwie Alice, będąca jedną z nielicznych przyjaciół Jake’a.
- Spokojnie, panno Newman. Nikt z nas nie jest mordercą – uspokoił ją dyrektor. – Ale trwa wojna i czy to się nam podoba, czy nie, musimy się skutecznie bronić, by móc przeżyć. A to niestety wymaga czasem niekoniecznie przyjemnych czy łatwych rozwiązań. Wróćmy jednak do sedna naszego spotkania, bo nie zostało nam już wiele czasu do kolacji, a jak wspomniał wcześniej pan Malfoy, niektórzy z nas mogą mieć jeszcze inne plany na wieczór. – Dyrektor uśmiechnął się przyjaźnie do zebranych, na co skrzywiłem się nieznacznie. – Zatem, czy ktoś jeszcze chce wystawić swojego kandydata? – Wszyscy zgodnie ze mną zaprzeczyli. – A może któryś z kandydatów chce się wycofać? Pamiętajcie, że nikt was do niczego nie będzie zmuszał. – Od razu wystrzeliłem spojrzeniem w kierunku mistrza eliksirów, patrząc na niego prosząco. Wzrok mężczyzny był jednak nieugięty, dlatego też z niechęcią przybrałem dobrą minę do złej gry. – Dobrze, skoro wszyscy jesteście zdecydowani, możemy zaczynać. 
Głosowanie przebiegało bardzo sprawnie i w stosunku do wszystkich zgłoszeń nauczycieli (i szlamy), z zainteresowaniem przyglądałem się, kto na kogo głosował. Jak też przystało na Gryfońskie papużki, każdy zagłosował na swoją parkę. Co było najciekawsze, w ostatecznym momencie okazało się, że najwięcej głosów miałem ja, Jake, Granger oraz ta cała Newman, która coś tak podejrzanie co chwilę starała się zerkać na Pottera. Teraz kolej padła na mnie. Osobę z przemawiającym głosem.
Uśmiechnąłem się też nieznacznie, niczym zadowolony z życia kociak.
- Och, a tak bardzo chciałem dać szansę Potterowi na wykazanie się i pokazanie, na co go stać. Teraz jednak nie widzę ku temu żadnej okazji – powiedziałem cicho, spoglądając przez chwilę na Iskiereczkę Nadziei. – W każdym razie zostało mi zdecydować, kto z pozostałej trójki będzie prefektem. Głosowałbym na siebie, niestety to jest zabronione. – Spojrzałem przez chwilę na Severusa, a uśmiech na mojej twarzy powiększył się na ułamki sekund. – Tak więc mogę stwierdzić, że prefektem naczelnym uczynię Jake'a Bentleya.
Patrzyłem, jak chłopak uśmiecha się zaskoczony, przyjmując gratulacje od swojej przyjaciółki i wychowawczyni.
- Skoro tę część mamy już za sobą, przedstawię wam teraz rozpiskę wart na najbliższe trzy noce. – Dyrektor przerwał ten jakże krótki przerywnik, zaczynając kolejno wymieniać pary. – Cuthbert i Erin. Harry i Irma. Aurora i Minerwa. Draco i Alice. – Och, czyli wypada mi warta między czwartą, a szóstą. – Rubeus i Filius. Jake i Haruse. Tia i Hermiona. William i Septima. Pomona i Sybilla. Erydan i Charity. Severus i Rolanda – wymienił kolejno pary, starając się doszukać u nas jakichś negatywnych reakcji. Niestety, niczego takiego nie był w stanie dostrzec. ­– Ponieważ nie została żadna para, którą można byłoby obstawić na ostatniej zmianie za trzy dni, więc przed tym sporządzę kolejną listę, a pierwsza para wypełni wtorkową lukę od czwartej rano do szóstej. Cuthbercie, panno Nolan, nie zapomnijcie zająć na czas swojego posterunku – powiedział przyjaźnie. Jego głos był w tej chwili tak cukierkowy, że zachciało mi się rzygać. – A dla tych, którzy martwią się, żeby nie zaspać na swoją kolej – poprosiłem skrzaty domowe, by budziły was piętnaście minut wcześniej, byście mieli czas się przygotować i dojść na miejsce. Czy ktoś ma jeszcze jakieś pytania? – kilka osób pokręciło głowami. – W takim razie dziękuję za spotkanie i żegnam was.
Potter odwrócił się od razu i szybkim krokiem opuścił gabinet, bez żadnego słowa pożegnania. Nie to, że spodziewałem się po nim czegoś innego.
 Jego wierna przyjaciółka poszła za jego śladem, żegnając się szybko.
- Naprawdę, Potter nie ma za grosz kultury. Żeby wyjść w ten sposób i nawet się nie pożegnać! – obruszył się Jake. – Zastanawia mnie, czemu zgodził się pan, żeby został prefektem z takim podejściem do innych. 
- Harry ma wady, jak każdy inny człowiek, panie Bantley. Nie można jednak przez to nie zauważać wielu jego zalet, w szczególności tych, które wymieniła panna Granger. Ale nie przedłużajmy już. Gdyby podczas waszych zmian działo się coś niepokojącego, wiecie, gdzie mnie szukać. Dzisiejsze spotkanie uważam za zamknięte. Możecie wrócić już do swoich zajęć. – Jego ostatnie słowa były dla mnie zbawieniem. Od razu pożegnałem się z dyrektorem i nauczycielami, opuszczając gabinet. Nie omieszkałem też rzucić przeciągłego spojrzenia Snape’owi, co miało informować go o mojej zbliżającej się wizycie. Mężczyzna tylko kiwnął lekko głową, nie robiąc nic, co mogło by sugerować o tym, że dojrzał moją wiadomość.

~ * ~

Za każdym razem, jak znajdowałem się w osobistej sypialni Severusa, nie mogłem się nadziwić, w jaki sposób mężczyzna sprawiał, że czułem się tu tak, jak u niego w domu. To pomieszczenie zdawało się być połączeniem jego sypialni, salonu i malutkiej biblioteczki.
Usiadłem na bujanym fotelu, jaki Severus zabrał ze swojego mieszkania. Tam mu się do niczego nie przydawał, tu natomiast zawsze był przeze mnie używany. Nawet ostatnio byłem świadkiem, jak i mężczyzna korzystał z tego mebla, chociaż później nie chciał się to do tego przyznać.
- Co się stało? – Brunet pojawił się w drzwiach, ściągając z siebie szatę. Pod spodem miał zwykłe ciemne spodnie, które były czymś na kształt spodni od garnituru, chociaż materiał był odrobinkę inny. Z kolei czarna koszula na krótki rękaw, na bank musiała być od jakiegoś kompletu wizytowego. Eeeh, chyba znowu w najbliższym czasie będę musiał wyciągnąć go na zakupy do Londynu.
- Co to miało znaczyć?! – warknąłem, z większą siłą bujając się na krześle. Ten zabieg w jakiś sposób uspokajał mnie, dzięki czemu byłem w stanie powstrzymać się i nie rzucić mężczyźnie od razu do gardła. – Z jakiej racji zgłosiłeś moją kandydaturę na prefekta naczelnego!? – podniosłem odrobinę głos, mimo wszystko panując jeszcze nad sobą. – Wiedziałeś przecież doskonale, że od samego początku nie chciałem mieć z tym nic wspólnego. Pamiętasz chyba, ile czasu musiałeś poświęcić, abym w końcu przystał na twoją prośbę, co zrobiłem tylko ze względu na korzyści jakie niesie za sobą miano prefekta.
Widziałem jak Severus krzywił się z każdym kolejnym wypowiedzianym przeze mnie słowem. Nigdy nie lubiłem podobnych sytuacji, jednak teraz nic nie mogłem na to poradzić. Odkąd zacząłem chodzić do szkoły, robiło mi się niedobrze na myśl o byciu prefektem i dlatego też Severus musiał się naprawdę natrudzić i pogłowić, by mnie do tego zachęcić.
Może w innych okolicznościach, gdyby moje życie ułożyło się chociaż trochę inaczej. Może wtedy mógłbym nie mieć obiekcji i z chęcią przystałbym na propozycję wuja. Niestety, myśl  posiadania tej samej funkcji, jaką dobre dwadzieścia lat temu pełnił mój ojciec napawała mnie skrajnym obrzydzeniem. Nie mogłem uwierzyć, że taki potwór jak Lucjusz mógł być brany kiedykolwiek za przykład (nie licząc obecnych czy przyszłych Śmierciożerców).
- Uspokój się, Draco – mruknął mężczyzna, podchodząc do mnie szybkim krokiem i łapiąc za oba ramiona. Przez ułamki sekund spoglądałem na niego niepewnie, co ten zaraz zauważył, puszczając mnie od razu zażenowany. – Wybacz – dodał cicho, wyciągając w moim kierunku rękę, którą zaraz złapałem, wstając z fotela. – Prawda jest taka, że dyrektor chciał, aby każdy opiekun domu wytypował swojego kandydata. A ty, mimo wszystko bardziej nadajesz się, moim zdaniem, na prefekta naczelnego niż William.
Przez chwilę obaj nie odzywaliśmy się, w milczeniu spoglądając na siebie nawzajem.
- Rozumiem – powiedziałem wolno, zupełnie jakbym starał się analizować wypowiedziane przez bruneta słowa. – W takim razie nie powinienem kwestionować twojej decyzji. – Kiwnąłem lekko głową w jego stronę, zaraz opuszczając jego sypialnię.

~ * ~

Boże, jaka ta dziewucha jest irytująca! Nigdy, nawet w swoich najgorszych koszmarach nie miałem do czynienia z tak irytującą dziewczyną. Nie dość, że nawija jak katarynka, przez co samym gadaniem mogłaby uchodzić za seryjną zabójczynię, to jeszcze tematy jej rozważań były cały czas związane z niezdrowym (?!) odżywianiem. A jej zdaniem, ściśle wiązało się to z jedzeniem wszelkich produktów pochodzenia zwierzęcego. Normalnie, oszaleć przy niej można. Jak Jake sobie z nią radzi?!
- No mówię ci… To jest najgorsze! Jak oni w ogóle mogą być w stanie pozbawić życia te niewinne istotki!? – Spojrzała na mnie z nadzieją, oczekując najwidoczniej poparcia jej myśli. Ja z kolei patrzyłem na nią, jak na ostatnią idiotkę, licząc w duchu ile zostało mi jeszcze czasu do tej szóstej.
- Niech pomyślę… – Obróciłem twarz w kierunku okna, sprawiając wrażenie, że rozważam pytanie blondynki. – Być może z taką samą bezwzględnością, z jaką potem oni i ich dzieci jedzą zdobycz ojca z myślą, że przeżyją jutro?
Dziewczyna wydawała się być zraniona moją wypowiedzią, co jednak w żadnym stopniu mnie nie obchodziło.
- Kobieto, w jakim ty żyjesz świecie? – spytałem po chwili, chociaż nie chciałem usłyszeć żadnej odpowiedzi. Jeszcze by odpowiedziała coś w stylu: „Gdzie wszyscy są uśmiechnięci, trzymają się za rączki i oglądają tańczące różowe kucyki Pony”. Tego nie potrzebowałem do szczęścia. – Czy tego chcesz, czy nie, świat się nie zmieni. Możesz krzyczeć i ryczeć, a mężczyźni dalej będą zabijać zwierzęta dla pożywienia, czy innych swoich własnych celów w mniej lub bardziej humanitarny sposób. Nie ważne kim byś była, jedna osoba nie zmieni milionów, jak nie miliardów ludzi od maleńkiego przyzwyczajonych do jedzenia mięsa. Chyba że byłabyś postrachem całego świata magicznego i twoim warunkiem do zaprzestania ataku na nich, byłoby przejście na weganizm. Nieważne. Już na zebraniu udowodniłaś, że nie jesteś morderczynią.
Przez dłuższą chwilę dziewczyna nie odzywała się, mrugając szybciej swoimi oczętami, jakby chciała zatrzymać napływające do nich łezki. Niestety, nie obchodziło to ani łez, które zaczęły spływać leniwie po jej policzkach, ani też tym bardziej mnie. Ja tylko wzruszyłem ramionami, idąc dalej korytarzem.
- W sumie, od dłuższego czasu chciałam poznać czyjeś obiektywne zdanie na ten temat – powiedziała cicho, pociągając nosem, a fakt, że była ode mnie dobre sześć, siedem metrów, jakoś nie ułatwiał mi w żaden sposób zrozumienia jej słów. Dlatego też przystanąłem, spoglądając na nią z uwagą. Byłem ciekaw, co jeszcze może powiedzieć. Tym bardziej, gdy sądziłem, że przez moje słowa poryczy się i ucieknie do siebie, co tylko w połowie się sprawdziło. – Sądzę, że jesteś o wiele za chudy. Pod koniec roku zdawałeś się mieć odrobinkę więcej ciałka, co dodawało ci o wiele więcej uroku i blasku.
- Co przez to insynuujesz? – warknąłem cicho, marszcząc delikatnie brwi.
- To że, moim zdaniem, powinieneś lepiej się odżywiać. Bardziej zdrowo – odparła i rozjaśniła się, jakby wpadła na jakiś wspaniały, szalony pomysł. – Z chęcią ci w tym pomogę! – zaoferowała się. – Specjalnie dla ciebie wymyślę jakąś dobrą dietę. Co prawda nie robiłam tego nigdy dla osób niebędących moimi przyjaciółmi, jednak ty jesteś pierwszą osobą, która udzieliła mi rady, dlatego od poniedziałku będziesz miał idealne dla siebie menu.
- To co jem, to moja sprawa – uciąłem natychmiast, aż bojąc się tego, co ta piekielna dziewucha zaraz jeszcze wymyśli. Może okaże się, że całe życie będę musiał paść się na sałacie, marchwi i tofu? Już to widzę. Na śniadanie sałatka warzywna (oczywiście, bez dodatku jajek, majonezu i innych podobnych wytworów). Na obiad kotlety sojowe z ziemniakami. Na podwieczorek jabłko i kompot z malin. Na kolację czeka mnie sałatka z sałaty, pomidora i ogórka. Oczywiście, bez śmietany, bo krówek nie doimy.
- Taa, mięso z bogu winnych zwierząt, które nafaszerowane są różnymi chemikaliami. – Wzruszyła ramionami, patrząc na mnie poważnie. Pierwszy raz od dzisiejszego spotkania miała taki wzrok. – Potrzebujesz witamin, a nie jakichś wynalazków.
- A ty zaraz możesz potrzebować wizyty  u dentysty – sarknąłem, akurat w chwili, gdy na wyświetlaczu mojego aparatu (który umiejętnie wyciągnąłem w taki sposób, że babsko tego nie dojrzało) pokazała się godzina końca warty. – Masz jednak szczęście. Na dzisiaj to koniec mojego użerania się z jednostkami o ilorazie inteligencji w przedziale od zera do połowy punktu.

~ * ~

Byłem niewyspany. Zabini nie pozwolił mi spać po warcie nawet półtorej godziny. Od tamtej chwili byłem rozchwytywany praktycznie przez każdego i powoli miałem naprawdę serdecznie dość wszystkiego.
Na szczęście moi „kochani” Ślizgoni byli na tyle wyrozumiali, że spokojnie mogłem sobie palić w ich towarzystwie i słuchać tego, co mają mi do powiedzenia. A tematów było całkiem sporo. A to Zabini znowu kogoś przeleciał. A to jakaś laska z czwartego rocznika zrobiła komuś loda. Z kolei siostra Amandy, która skończyła dwa lata temu szkołę, przyłapała swojego chłopaka z jakąś lafiryndą. Doprawdy, zapowiadało się na kolejne godziny spędzone na wysłuchiwaniu co nowszych ploteczek.
Na fakt przegapienia śniadania ja, jak i spora część zebranych osób, po prostu wzruszyliśmy ramionami. To samo zrobiłem w czasie obiadu, niestety już bez poparcia większości, czym się zbytnio nie przejąłem. W gruncie rzeczy było mi to nawet na rękę. Mogłem w spokoju wrócić do mojego pokoju, wziąć długą (minimum 80 minut) odświeżającą kąpiel. Oczywiście w towarzystwie nieodzownego papierosa. A potem zostało mi tylko założyć jakiś mało wyjściowy komplet w postaci sięgających do połowy ud jasnych, nawet obcisłych spodenek i odrobinę ciemniejszej, przylegającej do ciała koszuli na krótki rękaw. Na wszelki wypadek założyłem też białe, krótkie skarpetki, a na nie moje ulubione białe buty Nike. Tym razem jednak założyłem bieliznę już zawczasu w łazience, na wszelki wypadek, nie chcąc nikomu serwować striptizu dla ubogich.
Tak ubrany skierowałem się przed kominek z książką w ręce i ułożyłem się wygodnie na białym puchatym dywanie, chcąc wrócić do nie tak dawno przerwanego wątku. Niestety nie było mi dane przeczytać nawet jednego akapitu, gdy mój telefon rozdzwonił się, informując o przyjściu tylko jednej głupiej wiadomości od mojego bliźniaka.
„Jestem w bibli. Mam zdjątka z imprezki :D”
Uśmiechnąłem się lekko, po przeczytaniu tych dwóch króciutkich zdań, od razu odkładając książkę i bez zastanowienia ruszając ku bibliotece bez przebierania się. W sumie nie wiem do końca, czy to był mój błąd, czy też nie. Wiem tylko jedno.
Potter nie miał dzisiaj humoru. W chwili kiedy pojawił się na horyzoncie i dojrzeliśmy się wzajemnie, jego policzki zaróżowiły się w złości. Chłopak w kilka sekund zjawił się przy mnie i uderzył silnie pod żebrami, pozbawiając tchu i posyłając na zimną posadzkę.

3 komentarze:

  1. Hej,
    szkoda, że Harry nie jest naczelnym prefektem, chciałabym aby Severus zmienił o nim swoją opinię, za co oberwał Draco?
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejka,
    wspaniale, ech jaka to szkoda, że Harry nie jest naczelnym prefektem... Severus mógłby zmienić swoją opinię o Harrym, a za co oberwał Draco?
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  3. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, wileka szkoda, że Harry nie jest naczelnym prefektem... ale Severus mógłby zmienić swoją opinię o Harrym, a Draco za co oberwał?
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń