Woda była wspaniała! Jej idealna temperatura pieściła moje – mimo
wszystko – wymęczone ciało. Zarówno dzisiejsze zajęcia, jak i wczorajsze
wygibasy sprawiły, że musiałem zaznać odrobinę większej i dłuższej rozkoszy w
wannie. Przecież jestem księciem, musiałem stwierdzić z zadowoleniem.
Wyszedłem z łazienki, darując sobie zbędne wycieranie ciała,
czy też okrywanie się. W końcu byłem sam, dlatego też nie musiałem przejmować
się czymś tak mało wygodnym. Nikt nie będzie na mnie patrzył.
Powolnym krokiem podszedłem do szafy, którą otworzyłem z
rozmachem, od razu wyciągając komplet, który miał służyć mi od tego roku jako
ubiór na spotkania z dyrektorem. Składał się on z czarnych, rurkowanych jeansów
– biodrówek oraz równie ciemnej koszuli i krawatu w barwach mojego domu.
Nie przejmując się faktem braku bielizny, założyłem na siebie
spodnie, przez chwilę zastanawiając się, czy nie potrzebuję do tego jakiegoś
paska. Po namyśle stwierdziłem jednak, że jest mi on zbędny, więc zabrałem się
za zakładanie koszuli i krawatu. Zaraz jeszcze sięgnąłem po białe skarpetki i
eleganckie buty od Gucci’ego.
Przejrzałem się szybko w lustrze, chwytając mój unikalny
mundurek i zakładając go starannie na ramiona. No, zostały mi tylko włosy i
będę wyglądał jak młody bóg w pełnej okazałości.
- Ostatnio często zdarza ci się chodzić bez bielizny, Draco.
Wzdrygnąłem się, odwracając gwałtownie w kierunku łóżka, na
którym półleżał Yoshizawa. Nie mam pojęcia jak to możliwe, że w ogóle nie
zauważyłem jego osoby!
- Co ty tu robisz, profesorze? – syknąłem do niego wściekły.
Co on sobie myśli, że może wchodzić do czyichś sypialni jak mu się podoba!?
- Chciałem dopilnować, abyś dodarł bezpiecznie na spotkanie z
dyrektorem. – Wzruszył delikatnie ramionami, uśmiechając się z zadowoleniem. –
Widocznie opłacił mi się ten pomysł, bo dostałem gratis malutki pokazik.
Warknąłem zły, sięgając po różdżkę i machnąłem nią w kierunku
moich włosów. Zaklęcie sprawiło, że kosmyki automatycznie wysuszyły się i
spięły w nie za wysoką kitkę, zastawiając mi jeszcze część włosów z przodu,
które miały pełnić rolę dłuższej grzywki.
Nie zwracając uwagi na mężczyznę wyszedłem z mojego
dormitorium, szybkim krokiem kierując się w stronę gabinetu. Nie miałem ochoty
iść razem z tym zboczeńcem!
- Oi, Draco! – Brunet niestety po chwili zjawił się tuż obok
mnie i ramię w ramię ze mną kroczył ku naszemu miejscu przeznaczenia. Ja z
kolei starałem się udawać, że idę sam korytarzem, a odgłos podwójnych kroków
roznoszący się po korytarzu, jest wynikiem specyficznego echa. Bądź też
nieuleczonym skutkiem któregoś z żartów bliźniaków Weasley.
W końcu znaleźliśmy się przed drzwiami, które Haruse otworzył,
wpuszczając mnie przodem. Rzuciłem mu tylko podirytowane spojrzenie, wchodząc
bez słowa i spoglądając po zebranych osobach. Najwyraźniej brakowało im tylko
mnie i Haruse.
Kiwnąłem szybko w kierunku dyrektora i grona nauczycielskiego,
podchodząc zaraz do Willa, który mimo kamiennej miny, zdawał się nie być
zadowolony z mojego towarzystwa.
- Proszę wybaczyć nam nasze spóźnienie – odezwał się profesor
Obrony, przybierając skruszoną postawę. – Prosiłem Dracona, by mi pomógł i
troszkę nam się wszystko przedłużyło.
Taa, jasne. Chyba przedłużyło mu się gapienie na mój tyłek.
Naprawdę, nie wiem co się z nim teraz działo. Stał się jakby kompletnie inną
osobą.
- Rozumiem. – Dyrektor kiwnął lekko głową. – A zatem, skoro
jesteśmy tu już wszyscy, zaczynajmy. Jak już wiecie, na dzisiejszym spotkaniu
chcę załatwić dwie sprawy. Zaczniemy od wyboru prefekta naczelnego. Liczę, że
zdążymy do kolacji, ale jeśli tak się nie stanie, to zaraz po posiłku będę was
prosił o ponowne zebranie się w moim gabinecie. – Praktycznie każdy z zebranych
kiwnął głową przytakująco. Prócz mnie, oczywiście. Ja uważałem to za rzecz
zbędną. Zaskoczyło mnie jednak, że Potter również ani drgnął. Chociaż bardziej
zaciekawiła mnie irytacja malująca się na jego twarzy, gdy wbijał wzrok w
podłogę, stojąc z założonymi rękami obok tej swojej szlamy. – Wyjaśnię teraz,
na czym będzie to polegało. Co roku przeprowadzane jest głosowanie, podczas
którego nauczyciele i prefekci typują swoich kandydatów. Nie wszyscy muszą
wystawiać swoich pretendentów, ale każdy musi na kogoś zagłosować. Jeśli jednak
zdecydujecie się na to… – tu widocznie zwrócił się do mnie i innych prefektów –musicie
zdawać sobie sprawę z trudności, jakie będą się z tym wiązały. Swój wybór
należy bowiem poprzeć stosownymi argumentami, których zadaniem będzie
przekonanie pozostałych głosujących, że to właśnie wasz kandydat najbardziej
zasługuje na to jakże zaszczytne stanowisko. Zatem, kto chce być pierwszy?
- Myślę, że ja zacznę – odezwał się Severus, robiąc krok do
przodu. – W tym roku mamy do czynienia z całkowicie nową sytuacją. Otóż, od
teraz nie tylko nauczyciele, ale i prefekci będą pełnić dyżury w szkole. Z kolei
Prefekt Naczelny musi być osobą, która będzie to wszystko kontrolować. Musi być
łącznikiem między resztą prefektów, a którymkolwiek z nauczycieli, czy też z
uczniem. – Zamilkł na chwilę, rzucając każdemu z nas krótkie spojrzenie. Kiedy
jego wzrok spotkał się z moim, poczułem lekki dreszcz przeszywający moje ciało.
To nie zapowiadało niczego dobrego. – Jestem bardziej niż pewien, że część z
was miała zamiar wytypować Harry’ego Pottera i widząc teraz wasze miny, jestem
tylko bardziej o tym przekonany. – Odwróciłem wzrok w kierunku mojego domowego
partnera po fachu, byleby tylko nie musieć patrzeć na innych, gdyż mogłoby się
to źle dla mnie skończyć. A nie chcę mieć najdrobniejszych kłopotów tylko z
tego powodu, że się roześmiałem. – Ja niestety nie zgadzam się z wami i nie mam
zamiaru dodawać mu kolejnej etykietki z zasługami do innych, które otrzymywał z
racji tego, że jest Światełkiem Nadziei Czarodziejskiego Świata. Moim zdaniem,
osobą, która najlepiej nadaje się na objęcie stanowiska naczelnego prefekta,
jest Draco Malfoy i to jego kandydaturę wystawiam.
Spojrzałem w szoku na mężczyznę, zastanawiając się czemu on mi
to robi. Jednak chyba tylko ja byłem zaskoczony wytypowaniem mnie przez
Snape’a, gdyż nikt nawet nie wciągnął głośniej powietrza.
- Osobiście już nie raz rozmawiałem z dyrektorem na temat
Dracona. Jego szybkich i jakże przemyślanych rozwiązań w chwilach konfliktowych
w domu, czy też niektórych propozycji, jak chociażby to, żeby prefekci byli
bardziej widoczni wśród innych uczniów i aby ci mogli o wiele łatwiej ich znaleźć,
szczególnie pierwszoroczni, którzy mają z tym największy problem – dodał
jeszcze, posyłając mi bliżej nieokreślone spojrzenie. – To jest tylko jedno z
licznych pomocy Dracona ku lepszemu życiu w naszej placówce.
- Przepraszam
bardzo, ale pierwszy raz słyszę o tej propozycji pana Malfoya – odezwała się
któraś z nauczycielek. Szczerze, nie obchodziło mnie to za bardzo.
- Na razie
cały plan jest jeszcze w trakcie testowania i miałem zamiar powiedzieć o nim
dopiero później. Jeśli się sprawdzi. Ale w takim wypadku już teraz pokrótce go
wyjaśnię. Pan Malfoy wyszedł z propozycją, by prefekci mieli wyróżniające się
szaty, aby łatwiej można ich było zobaczyć w tłumie. Ma nawet na sobie taką
przykładową… kreację. – Wszyscy jak na zawołanie utkwili we mnie swoje
spojrzenia. Patrzcie sobie do woli i podziwiajcie, w końcu nikt z was nigdy nie
będzie wyglądał tak zabójczo jak ja. – Skoro ta kwestia została wyjaśniona,
wróćmy do wyborów.
- Przyznaję ci rację, Severusie. – A niech mnie! Niby tam, mówiła mi ostatnio, że
jest pewna, że będę jednym z kandydatów. Nie sądziłem jednak, że i ona jest tego samego zdania!– Wszyscy
wiemy, jak wiele pan Malfoy robi dla swojego domu. W końcu nie bez powodu
cieszy się szacunkiem innych Ślizgonów. Co do wyróżniającego ubioru prefektów
także muszę przyznać, że jest to dobry pomysł. –– Jednakże prefektowi
naczelnemu potrzebna jest pewna cecha, którą pan Malfoy nie może się zbytnio
pochwalić. A jest nią brak stronniczości. Osoba na tym stanowisku powinna
potrafić porozumieć się z uczniami ze wszystkich domów i traktować ich na
równi. Z przykrością muszę przyznać, że przez ostatnie lata nie zauważyłam u
pana Malfoya tej umiejętności. Dlatego na stanowisko prefekta naczelnego
proponuję Hermionę Granger. – Przesunęła wzrokiem po wszystkich zebranych,
jakby sprawdzała ich reakcje. Ja tylko uśmiechnąłem się lekko, z nikłym
zadowoleniem. – Wiem, że panna Granger od dawna pomaga uczniom z różnych domów
czy to w lekcjach, czy służąc radą. Jak większość z was wie, to bystra,
obowiązkowa i odpowiedzialna dziewczyna. Jestem więcej niż pewna, że podoła
wszystkim obowiązkom, które wynikałyby z jej nowego stanowiska. Część z was
prawdopodobnie spodziewała się, że wytypuję pana Pottera. Przyznam, że
rozmyślałam jego kandydaturę. Jest jednak pewien powód, który zadecydował, że
to panna Granger jest odpowiedniejszą osobą. W tym roku szczególnie potrzeba
nam osób, które w sytuacjach krytycznych będą potrafiły zachować spokój i pomóc
nauczycielom lub może nawet samemu zapanować nad innymi uczniami, gdyby coś się
stało. I o ile panna Granger byłaby w stanie temu podołać, pan Potter z
pewnością rzuciłby się do walki, zamiast zaprowadzić uczniów w bezpieczne
miejsce, jeśli na przykład jakimś cudem Śmierciożercom udałoby się wtargnąć do
zamku…
-
Skoro nie ma nawet wytypowanych kandydatów, to po co my tu jesteśmy? – odezwałem
się nagle, spoglądając z irytacją na Dumbla. Widziałem kątem oka, jak Will
skrzywił się nieznacznie. Nigdy nie lubił, kiedy zachowywałem się tak
nieuprzejmie. Ja jednak nie miałem zamiaru siedzieć tu bóg wie ile. Miałem inne
ważniejsze rzeczy do roboty. – Nie sądzę, żebyśmy byli potrzebni przy
propozycjach nauczycieli. Osobiście uważam, że lepiej byłoby, gdyby po prostu
dyrektor zwołał nas później na samo głosowanie. – Wzruszyłem lekko ramionami. –
Ach, nie zapominając jeszcze o ustaleniu dyżurów.
-
Draco… – upomniał mnie przyjaciel, na co wywróciłem tylko oczyma.
-
Przyznacie mi chyba rację, że nie musimy tego wszystkiego wysłuchiwać, prawda?
– Spojrzałem na Puchonów, którzy przytaknęli mi nieśmiało, jakby wstydzili się
tego faktu. Zresztą podobnie było z Krukonami. – Każdy z nas ma również swoje
zajęcia. Jesteśmy na szóstym i siódmym roku. Nauka również jest dla nas ważna i
staramy się poświęcać jej czas, a pochlebstwa może i są miłe, jednak zaraz zacznie
zamieniać się to w wyrzygiwanie sobie nawzajem, czyj wychowanek jest lepszy. –
Tu szczególnie zwróciłem uwagę na Harpię
i Mistrza Eliksirów. – Ja i inni nie mamy zamiaru się temu przysłuchiwać,
dlatego proponuję szybszy sposób. – Odchrząknąłem cicho, sprawdzając czy
znajdzie się osoba, która będzie miała coś do powiedzenia. I co? Cukierek postanowił
rozwinąć się z opakowania.
- Nie wątpię, że jest pan, panie Malfoy, pilnym uczniem, ale
mamy dopiero początek roku, w dodatku sobotę i nie wydaje mi się, że
nauczyciele zdążyli już zasypać was stosami prac domowych – powiedział w ten swój
typowy, wielce dobroduszny sposób. Normalnie, aż mnie zemdliło. – Rozumiem
jednak, że każdy z nas wolałby spożytkować czas, który tu spędzimy, według własnego
uznania. Jednakże – powiedział z naciskiem, widząc, że gryfońska szlama otwiera
usta – obowiązki trzeba zawsze stawiać przed przyjemnościami. A to spotkanie
jest naprawdę ważne. Jesteśmy tu właśnie po to, by każdy miał okazję wytypować swojego kandydata i przekonać do niego innych,
zarówno nauczycieli jak i prefektów. Przy okazji wysłuchanie paru miłych rzeczy
o sobie powinno trochę wynagrodzić rezygnację ze swoich planów. – Uśmiechnął
się przyjaźnie do wszystkich. – Skoro już to sobie wyjaśniliśmy, możemy
kontynuować?
Zaraz też poruszyła się nawiedzona zielarka, widocznie chcąc
zabrać głos.
- Zgłaszam kandydaturę Jake’a Bentleya – zaczęła. – Moim
zdaniem, jest jednym z najlepszych uczniów. Wszyscy Puchoni mogą na nim
polegać. Potrafi łagodzić spory, dogaduje się ze wszystkimi. – W tym momencie
uśmiechnęła się z widoczną dumą. – Świetnie sprawdza się też przy… Zawsze staje
w obronie… jestem bardzo dumna. Z pewnością równie dobrze sprawdzi się na
stanowisku prefekta naczelnego.
Wywróciłem oczyma, starając się jakoś zamaskować ziewnięcie.
Po tym jak zaczęła wyliczać wolno wszystkie cechy Jake’a, myślałem już tylko o
tym, kiedy to idiotyczne spotkanie się skończy. Byłem zmęczony, miałem chrapkę
na papierosa i chciałem jeszcze porozmawiać z moim walniętym bliźniakiem na
temat zdjęć.
Niestety, od dawna znając swoje zakichane szczęście,
wiedziałem, że ta część spotkania będzie sobie jeszcze dobrze trwała.
- Niestety,
ja osobiście uważam, że wasi kandydaci nie są wystarczająco dobrzy, by ponieść
całą odpowiedzialność za bycie Prefektem Naczelnym. – Binns rozpoczął swój
zwyczajowy wykład. – Moim zdaniem najbardziej odpowiednią na to stanowisko
osobą jest Tia Baker. Tia świetnie radzi sobie z lekcjami z każdego przedmiotu.
Nigdy nie waha się użyć swej wiedzy do pomocy młodszym uczniom – nawet z innych
domów. W co wątpię akurat w przypadku pana Malfoya. – Spojrzałem z niesmakiem
na nauczyciela. Ostatkami sił powstrzymałem się od rzucenia mu jakiejś kąśliwej
uwagi. – W przeciwieństwie do panny Granger, Tia zawsze stara się, aby inni
mogli się wykazać. Nie afiszuje się głośno ze swoją wiedzą, tak więc i osobą
cnotliwą jest wielce. Z kolei z panem Bentleyem jest już cięższa sprawa, ale
nie, nie do przebicia. Jak sama powiedziałaś, Pomono, na panu Bentley'u mogą
polegać wszyscy Puchoni. – Tu zwrócił się do wychowawczyni Puchonów. – Niestety
nie wspomniałaś niczego o innych uczniach, przez co zrodziły się we mnie
podejrzenia, że jest możliwość, że twój uczeń nie dogaduje się już tak dobrze z
osobami z innych domów. Gdzie akurat Tia jest naprawdę rozchwytywana. Dlatego
też Tia Baker jest moją kandydatką.
Boże….
Muszę wytrzymać! Niedługo wrócę do mojego królestwa, zapalę i walnę się na moje
łóżko, dzwoniąc do kochanego braciszka.
- …to
prawda, że Harry często postępuje bez zastanowienia i ma skłonność do
wykonywania brawurowych akcji. – Od razu otrzeźwiałem, spoglądając na Granger z
uwagą. – Jednakże wiele razy to właśnie dzięki tej jego porywczości udawało mu
się przeżyć lub uratować innych. W dodatku zawsze chce chronić wszystkich
naokoło, nieważne w jakiej sytuacji by się nie znalazł. A to, według
mnie, również jest ważną cechą, którą powinien posiadać prefekt stojący przed
zadaniem ochrony młodszych uczniów. Żyjemy w czasach wojny, więc skoro
zwiększyliśmy nawet liczbę nocnych strażników, to dlaczego nie dołożyć do tego
jeszcze kogoś naprawdę silnego na tak wysokim stanowisku, kogo zadaniem w razie
zagrożenia jest nieść bezpośrednią pomoc nauczycielom?
Czy
ona jest idiotką, czy tylko ją teraz udaje?
- No
dobra, ale w takim razie co zrobimy, kiedy Hogwart zaatakowaliby Śmierciożercy?
Chcecie waszą jedyną nadzieję podać na tacy najgroźniejszym czarodziejom
świata? – mruknąłem cicho. Niech jeszcze Granger zaproponuje, aby wystawić go –
niczym prosiaka – na złotej tacy z jabłkiem w pysku.
- Pan Malfoy ma rację – zawtórował mi Drops. – Nie możemy
pozwolić, żeby panu Potterowi coś się stało.
- Myśli pan, że w takiej sytuacji będę siedział z założonymi
rękami i patrzył jak ktoś krzywdzi moich przyjaciół?! – krzyknął cicho Potter z
niedowierzaniem. Nie, będziemy cię dopingować, aby ostatnia nadzieja ludzkości
straciła życie w pierwszej rundzie całej potyczki. – Zresztą, skoro
nalepiliście mi już etykietę waszej broni, to pozwólcie mi to wykorzystać także
na mój sposób!
- Już o tym rozmawialiśmy, Harry. – Dyrektor widocznie starał
się jakoś udobruchać chłopaka.
- Pamiętam. Za to pan chyba zapomniał o tym, co ja
powiedziałem!
- Panie Potter! Jak pan się odzywa do dyrektora!? – krzyknęła
Harpia, ale Potter kompletnie ją olał.
- Nie zamierzam czekać aż Śmierciożercy pozabijają wszystkich,
tylko po to, żebym później mógł stanąć przed Voldemortem! – Drgnąłem, słysząc
Jego imię wychodzące z ust Pottera. William zauważył moją reakcję i dyskretnie
ścisnął lekko palce mojej lewej dłoni. – Jeśli jestem wystarczająco dobry, żeby
walczyć z nim, to nie powinno stanowić problemu, gdybym wcześniej pomógł wam z
jego sługami! I to czy zostanę Naczelnym czy nie, nie ma w tym przypadku
żadnego znaczenia!
- Och, czyli chcesz dać się im zabić i od razu zrzucić
nadzieję z serc twoich przyjaciół... Godne pochwały, Potter – uśmiechnąłem się
z ironią.
- Ja osobiście uważam, że Harry nie powinien aż tak się
poświęcać. Przecież też i my możemy w jakiś sposób mu pomóc, chociażby w walce
ze Śmierciożercami. Harry nie może robić wszystkiego sam. – Tia pierwszy raz od
czasu wybrania na prefekta domu odezwała się sama, z własnej woli.
- Jeśli tak bardzo chce, to niech walczy. Przynajmniej my nie
będziemy musieli brudzić sobie rąk krwią innych ludzi, bo nie obędzie się bez
zabijania, tego jestem pewna. A na to się nie piszę. Nie jestem morderczynią –
dodała gorliwie Alice, będąca jedną z nielicznych przyjaciół Jake’a.
- Spokojnie, panno Newman. Nikt z nas nie jest mordercą –
uspokoił ją dyrektor. – Ale trwa wojna i czy to się nam podoba, czy nie, musimy
się skutecznie bronić, by móc przeżyć. A to niestety wymaga czasem
niekoniecznie przyjemnych czy łatwych rozwiązań. Wróćmy jednak do sedna naszego
spotkania, bo nie zostało nam już wiele czasu do kolacji, a jak wspomniał
wcześniej pan Malfoy, niektórzy z nas mogą mieć jeszcze inne plany na wieczór.
– Dyrektor uśmiechnął się przyjaźnie do zebranych, na co skrzywiłem się
nieznacznie. – Zatem, czy ktoś jeszcze chce wystawić swojego kandydata? –
Wszyscy zgodnie ze mną zaprzeczyli. – A może któryś z kandydatów chce się
wycofać? Pamiętajcie, że nikt was do niczego nie będzie zmuszał. – Od razu
wystrzeliłem spojrzeniem w kierunku mistrza eliksirów, patrząc na niego
prosząco. Wzrok mężczyzny był jednak nieugięty, dlatego też z niechęcią
przybrałem dobrą minę do złej gry. – Dobrze, skoro wszyscy jesteście
zdecydowani, możemy zaczynać.
Głosowanie przebiegało bardzo sprawnie i w stosunku do
wszystkich zgłoszeń nauczycieli (i szlamy), z zainteresowaniem przyglądałem się,
kto na kogo głosował. Jak też przystało na Gryfońskie papużki, każdy zagłosował
na swoją parkę. Co było najciekawsze, w ostatecznym momencie okazało się, że
najwięcej głosów miałem ja, Jake, Granger oraz ta cała Newman, która coś tak
podejrzanie co chwilę starała się zerkać na Pottera. Teraz kolej padła na mnie.
Osobę z przemawiającym głosem.
Uśmiechnąłem się też nieznacznie, niczym zadowolony z życia
kociak.
- Och, a tak bardzo chciałem dać szansę Potterowi na wykazanie
się i pokazanie, na co go stać. Teraz jednak nie widzę ku temu żadnej okazji –
powiedziałem cicho, spoglądając przez chwilę na Iskiereczkę Nadziei. – W każdym
razie zostało mi zdecydować, kto z pozostałej trójki będzie prefektem.
Głosowałbym na siebie, niestety to jest zabronione. – Spojrzałem przez chwilę
na Severusa, a uśmiech na mojej twarzy powiększył się na ułamki sekund. – Tak
więc mogę stwierdzić, że prefektem naczelnym uczynię Jake'a Bentleya.
Patrzyłem, jak chłopak uśmiecha się zaskoczony, przyjmując
gratulacje od swojej przyjaciółki i wychowawczyni.
- Skoro tę
część mamy już za sobą, przedstawię wam teraz rozpiskę wart na najbliższe trzy
noce. – Dyrektor przerwał ten jakże krótki przerywnik, zaczynając kolejno
wymieniać pary. – Cuthbert i Erin. Harry i Irma. Aurora i Minerwa. Draco i
Alice. – Och, czyli wypada mi warta między czwartą, a szóstą. – Rubeus i
Filius. Jake i Haruse. Tia i Hermiona. William i Septima. Pomona i Sybilla.
Erydan i Charity. Severus i Rolanda – wymienił kolejno pary, starając się
doszukać u nas jakichś negatywnych reakcji. Niestety, niczego takiego nie był w
stanie dostrzec. – Ponieważ nie została żadna para, którą można byłoby
obstawić na ostatniej zmianie za trzy dni, więc przed tym sporządzę kolejną
listę, a pierwsza para wypełni wtorkową lukę od czwartej rano do szóstej.
Cuthbercie, panno Nolan, nie zapomnijcie zająć na czas swojego posterunku –
powiedział przyjaźnie. Jego głos był w tej chwili tak cukierkowy, że zachciało
mi się rzygać. – A dla tych, którzy martwią się, żeby nie zaspać na swoją kolej
– poprosiłem skrzaty domowe, by budziły was piętnaście minut wcześniej, byście
mieli czas się przygotować i dojść na miejsce. Czy ktoś ma jeszcze jakieś pytania? –
kilka osób pokręciło głowami. – W takim razie dziękuję za spotkanie i żegnam
was.
Potter odwrócił się od razu i szybkim krokiem opuścił gabinet,
bez żadnego słowa pożegnania. Nie to, że spodziewałem się po nim czegoś innego.
Jego wierna
przyjaciółka poszła za jego śladem, żegnając się szybko.
- Naprawdę, Potter nie ma za grosz kultury. Żeby wyjść w ten
sposób i nawet się nie pożegnać! – obruszył się Jake. – Zastanawia mnie, czemu
zgodził się pan, żeby został prefektem z takim podejściem do innych.
- Harry ma wady, jak każdy inny człowiek, panie Bantley. Nie
można jednak przez to nie zauważać wielu jego zalet, w szczególności tych,
które wymieniła panna Granger. Ale nie przedłużajmy już. Gdyby podczas waszych
zmian działo się coś niepokojącego, wiecie, gdzie
mnie szukać. Dzisiejsze spotkanie uważam za zamknięte. Możecie wrócić już do
swoich zajęć. – Jego ostatnie słowa były dla mnie zbawieniem. Od razu
pożegnałem się z dyrektorem i nauczycielami, opuszczając gabinet. Nie
omieszkałem też rzucić przeciągłego spojrzenia Snape’owi, co miało informować
go o mojej zbliżającej się wizycie. Mężczyzna tylko kiwnął lekko głową, nie
robiąc nic, co mogło by sugerować o tym, że dojrzał moją wiadomość.
~ * ~
Za każdym razem, jak znajdowałem się w osobistej sypialni
Severusa, nie mogłem się nadziwić, w jaki sposób mężczyzna sprawiał, że czułem
się tu tak, jak u niego w domu. To pomieszczenie zdawało się być połączeniem
jego sypialni, salonu i malutkiej biblioteczki.
Usiadłem na bujanym fotelu, jaki Severus zabrał ze swojego
mieszkania. Tam mu się do niczego nie przydawał, tu natomiast zawsze był przeze
mnie używany. Nawet ostatnio byłem świadkiem, jak i mężczyzna korzystał z tego
mebla, chociaż później nie chciał się to do tego przyznać.
- Co się stało? – Brunet pojawił się w drzwiach, ściągając z
siebie szatę. Pod spodem miał zwykłe ciemne spodnie, które były czymś na
kształt spodni od garnituru, chociaż materiał był odrobinkę inny. Z kolei
czarna koszula na krótki rękaw, na bank musiała być od jakiegoś kompletu
wizytowego. Eeeh, chyba znowu w najbliższym czasie będę musiał wyciągnąć go na
zakupy do Londynu.
- Co to miało znaczyć?! – warknąłem, z większą siłą bujając
się na krześle. Ten zabieg w jakiś sposób uspokajał mnie, dzięki czemu byłem w
stanie powstrzymać się i nie rzucić mężczyźnie od razu do gardła. – Z jakiej
racji zgłosiłeś moją kandydaturę na prefekta naczelnego!? – podniosłem odrobinę
głos, mimo wszystko panując jeszcze nad sobą. – Wiedziałeś przecież doskonale, że
od samego początku nie chciałem mieć z tym nic wspólnego. Pamiętasz chyba, ile
czasu musiałeś poświęcić, abym w końcu przystał na twoją prośbę, co zrobiłem
tylko ze względu na korzyści jakie niesie za sobą miano prefekta.
Widziałem jak Severus krzywił się z każdym kolejnym
wypowiedzianym przeze mnie słowem. Nigdy nie lubiłem podobnych sytuacji, jednak
teraz nic nie mogłem na to poradzić. Odkąd zacząłem chodzić do szkoły, robiło
mi się niedobrze na myśl o byciu prefektem i dlatego też Severus musiał się naprawdę
natrudzić i pogłowić, by mnie do tego zachęcić.
Może w innych okolicznościach, gdyby moje życie ułożyło się
chociaż trochę inaczej. Może wtedy mógłbym nie mieć obiekcji i z chęcią
przystałbym na propozycję wuja. Niestety, myśl
posiadania tej samej funkcji, jaką dobre dwadzieścia lat temu pełnił mój
ojciec napawała mnie skrajnym obrzydzeniem. Nie mogłem uwierzyć, że taki potwór
jak Lucjusz mógł być brany kiedykolwiek za przykład (nie licząc obecnych czy
przyszłych Śmierciożerców).
- Uspokój się, Draco – mruknął mężczyzna, podchodząc do mnie
szybkim krokiem i łapiąc za oba ramiona. Przez ułamki sekund spoglądałem na
niego niepewnie, co ten zaraz zauważył, puszczając mnie od razu zażenowany. –
Wybacz – dodał cicho, wyciągając w moim kierunku rękę, którą zaraz złapałem,
wstając z fotela. – Prawda jest taka, że dyrektor chciał, aby każdy opiekun domu
wytypował swojego kandydata. A ty, mimo wszystko bardziej nadajesz się, moim
zdaniem, na prefekta naczelnego niż William.
Przez chwilę obaj nie odzywaliśmy się, w milczeniu spoglądając
na siebie nawzajem.
- Rozumiem – powiedziałem wolno, zupełnie jakbym starał się
analizować wypowiedziane przez bruneta słowa. – W takim razie nie powinienem
kwestionować twojej decyzji. – Kiwnąłem lekko głową w jego stronę, zaraz
opuszczając jego sypialnię.
~ * ~
Boże, jaka ta dziewucha jest irytująca! Nigdy, nawet w swoich
najgorszych koszmarach nie miałem do czynienia z tak irytującą dziewczyną. Nie
dość, że nawija jak katarynka, przez co samym gadaniem mogłaby uchodzić za
seryjną zabójczynię, to jeszcze tematy jej rozważań były cały czas związane z
niezdrowym (?!) odżywianiem. A jej zdaniem, ściśle wiązało się to z jedzeniem
wszelkich produktów pochodzenia zwierzęcego. Normalnie, oszaleć przy niej
można. Jak Jake sobie z nią radzi?!
- No mówię ci… To jest najgorsze! Jak oni w ogóle mogą być w
stanie pozbawić życia te niewinne istotki!? – Spojrzała na mnie z nadzieją,
oczekując najwidoczniej poparcia jej myśli. Ja z kolei patrzyłem na nią, jak na
ostatnią idiotkę, licząc w duchu ile zostało mi jeszcze czasu do tej szóstej.
- Niech pomyślę… – Obróciłem twarz w kierunku okna, sprawiając
wrażenie, że rozważam pytanie blondynki. – Być może z taką samą
bezwzględnością, z jaką potem oni i ich dzieci jedzą zdobycz ojca z myślą, że
przeżyją jutro?
Dziewczyna wydawała się być zraniona moją wypowiedzią, co
jednak w żadnym stopniu mnie nie obchodziło.
- Kobieto, w jakim ty żyjesz świecie? – spytałem po chwili,
chociaż nie chciałem usłyszeć żadnej odpowiedzi. Jeszcze by odpowiedziała coś w
stylu: „Gdzie wszyscy są uśmiechnięci, trzymają się za rączki i oglądają
tańczące różowe kucyki Pony”. Tego nie potrzebowałem do szczęścia. – Czy tego
chcesz, czy nie, świat się nie zmieni. Możesz krzyczeć i ryczeć, a mężczyźni
dalej będą zabijać zwierzęta dla pożywienia, czy innych swoich własnych celów w
mniej lub bardziej humanitarny sposób. Nie ważne kim byś była, jedna osoba nie
zmieni milionów, jak nie miliardów ludzi od maleńkiego przyzwyczajonych do
jedzenia mięsa. Chyba że byłabyś postrachem całego świata magicznego i twoim
warunkiem do zaprzestania ataku na nich, byłoby przejście na weganizm.
Nieważne. Już na zebraniu udowodniłaś, że nie jesteś morderczynią.
Przez dłuższą chwilę dziewczyna nie odzywała się, mrugając
szybciej swoimi oczętami, jakby chciała zatrzymać napływające do nich łezki.
Niestety, nie obchodziło to ani łez, które zaczęły spływać leniwie po jej
policzkach, ani też tym bardziej mnie. Ja tylko wzruszyłem ramionami, idąc
dalej korytarzem.
- W sumie, od dłuższego czasu chciałam poznać czyjeś
obiektywne zdanie na ten temat – powiedziała cicho, pociągając nosem, a fakt,
że była ode mnie dobre sześć, siedem metrów, jakoś nie ułatwiał mi w żaden
sposób zrozumienia jej słów. Dlatego też przystanąłem, spoglądając na nią z
uwagą. Byłem ciekaw, co jeszcze może powiedzieć. Tym bardziej, gdy sądziłem, że
przez moje słowa poryczy się i ucieknie do siebie, co tylko w połowie się sprawdziło.
– Sądzę, że jesteś o wiele za chudy. Pod koniec roku zdawałeś się mieć
odrobinkę więcej ciałka, co dodawało ci o wiele więcej uroku i blasku.
- Co przez to insynuujesz? – warknąłem cicho, marszcząc
delikatnie brwi.
- To że, moim zdaniem, powinieneś lepiej się odżywiać.
Bardziej zdrowo – odparła i rozjaśniła się, jakby wpadła na jakiś wspaniały, szalony
pomysł. – Z chęcią ci w tym pomogę! – zaoferowała się. – Specjalnie dla ciebie
wymyślę jakąś dobrą dietę. Co prawda nie robiłam tego nigdy dla osób niebędących
moimi przyjaciółmi, jednak ty jesteś pierwszą osobą, która udzieliła mi rady,
dlatego od poniedziałku będziesz miał idealne dla siebie menu.
- To co jem, to moja sprawa – uciąłem natychmiast, aż bojąc
się tego, co ta piekielna dziewucha zaraz jeszcze wymyśli. Może okaże się, że
całe życie będę musiał paść się na sałacie, marchwi i tofu? Już to widzę. Na
śniadanie sałatka warzywna (oczywiście, bez dodatku jajek, majonezu i innych
podobnych wytworów). Na obiad kotlety sojowe z ziemniakami. Na podwieczorek
jabłko i kompot z malin. Na kolację czeka mnie sałatka z sałaty, pomidora i
ogórka. Oczywiście, bez śmietany, bo krówek nie doimy.
- Taa, mięso z bogu winnych zwierząt, które nafaszerowane są
różnymi chemikaliami. – Wzruszyła ramionami, patrząc na mnie poważnie. Pierwszy
raz od dzisiejszego spotkania miała taki wzrok. – Potrzebujesz witamin, a nie
jakichś wynalazków.
- A ty zaraz możesz potrzebować wizyty u dentysty –
sarknąłem, akurat w chwili, gdy na wyświetlaczu mojego aparatu (który umiejętnie
wyciągnąłem w taki sposób, że babsko tego nie dojrzało) pokazała się godzina
końca warty. – Masz jednak szczęście. Na dzisiaj to koniec mojego użerania się
z jednostkami o ilorazie inteligencji w przedziale od zera do połowy punktu.
~ * ~
Byłem niewyspany. Zabini nie pozwolił mi spać po warcie nawet
półtorej godziny. Od tamtej chwili byłem rozchwytywany praktycznie przez
każdego i powoli miałem naprawdę serdecznie dość wszystkiego.
Na szczęście moi „kochani” Ślizgoni byli na tyle wyrozumiali,
że spokojnie mogłem sobie palić w ich towarzystwie i słuchać tego, co mają mi
do powiedzenia. A tematów było całkiem sporo. A to Zabini znowu kogoś
przeleciał. A to jakaś laska z czwartego rocznika zrobiła komuś loda. Z kolei
siostra Amandy, która skończyła dwa lata temu szkołę, przyłapała swojego
chłopaka z jakąś lafiryndą. Doprawdy, zapowiadało się na kolejne godziny
spędzone na wysłuchiwaniu co nowszych ploteczek.
Na fakt przegapienia śniadania ja, jak i spora część zebranych
osób, po prostu wzruszyliśmy ramionami. To samo zrobiłem w czasie obiadu,
niestety już bez poparcia większości, czym się zbytnio nie przejąłem. W gruncie
rzeczy było mi to nawet na rękę. Mogłem w spokoju wrócić do mojego pokoju,
wziąć długą (minimum 80 minut) odświeżającą kąpiel. Oczywiście w towarzystwie
nieodzownego papierosa. A potem zostało mi tylko założyć jakiś mało wyjściowy
komplet w postaci sięgających do połowy ud jasnych, nawet obcisłych spodenek i
odrobinę ciemniejszej, przylegającej do ciała koszuli na krótki rękaw. Na
wszelki wypadek założyłem też białe, krótkie skarpetki, a na nie moje ulubione
białe buty Nike. Tym razem jednak założyłem bieliznę już zawczasu w łazience,
na wszelki wypadek, nie chcąc nikomu serwować striptizu dla ubogich.
Tak ubrany skierowałem się przed kominek z książką w ręce i
ułożyłem się wygodnie na białym puchatym dywanie, chcąc wrócić do nie tak dawno
przerwanego wątku. Niestety nie było mi dane przeczytać nawet jednego akapitu,
gdy mój telefon rozdzwonił się, informując o przyjściu tylko jednej głupiej wiadomości
od mojego bliźniaka.
„Jestem w bibli. Mam zdjątka z imprezki :D”
Uśmiechnąłem się lekko, po przeczytaniu tych dwóch króciutkich
zdań, od razu odkładając książkę i bez zastanowienia ruszając ku bibliotece bez
przebierania się. W sumie nie wiem do końca, czy to był mój błąd, czy też nie.
Wiem tylko jedno.
Potter nie miał dzisiaj humoru. W chwili kiedy pojawił się na
horyzoncie i dojrzeliśmy się wzajemnie, jego policzki zaróżowiły się w złości.
Chłopak w kilka sekund zjawił się przy mnie i uderzył silnie pod żebrami,
pozbawiając tchu i posyłając na zimną posadzkę.
Hej,
OdpowiedzUsuńszkoda, że Harry nie jest naczelnym prefektem, chciałabym aby Severus zmienił o nim swoją opinię, za co oberwał Draco?
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hejka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, ech jaka to szkoda, że Harry nie jest naczelnym prefektem... Severus mógłby zmienić swoją opinię o Harrym, a za co oberwał Draco?
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, wileka szkoda, że Harry nie jest naczelnym prefektem... ale Severus mógłby zmienić swoją opinię o Harrym, a Draco za co oberwał?
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza