Przepraszam T.T Biję się pierś za ten poślizg. I jednocześnie oznajmiam, że to się więcej nie powtórzy, a przynajmniej mam taką nadzieję i plan. Jednak coby się zabezpieczyć przed tego typu wypadkami, postanowiłyśmy (a właściwie ja ubłagałam Yunohę) żeby przenieść dzień publikacji na niedzielę, bo bardzo często tylko w weekendy będę teraz mogła znaleźć czas na pisanie... Choć to i tak nie zawsze. Urwanie głowy mam, komu je dam... No ale nic, jakoś przeżyję. Zwłaszcza, że teraz dopiero tak naprawdę zaczynają się najlepsze rozdziały (trzeba być wytrwałym, żeby nagroda była jeszcze lepsza xD).
Mam nadzieję, że się Wam spodoba.
~Saneko
~*~*~*~
– Może usiądziesz, Harry. – To był rozkaz, nie pytanie.
Zająłem szybko wskazane krzesło i utkwiłem wzrok w powierzchni biurka, nie
mając odwagi spojrzeć choćby o cal wyżej.
– Chciał mnie pan widzieć? – wydusiłem. Kto by pomyślał? Tyle
razy stawałem twarzą w twarz z Voldemortem, ba! nawet się z nim kłóciłem.
Jeszcze więcej razy sprzeczałem się z siedzącym przede mną staruszkiem, nie
przejmując się konsekwencjami, a teraz bałem się oddychać, żeby go tylko
bardziej nie zdenerwować. Znam go od sześciu lat, ale to pierwszy raz gdy widzę
go w takim stanie. Czułem się przytłoczony atmosferą napięcia, która panowała w
gabinecie. Powietrze było gęste od negatywnych uczuć i magii, która otaczała Dumbledore’a.
Zdecydowanie zasługiwał na miano najsilniejszego czarodzieja stulecia.
– Mógłbyś mi z łaski swojej powiedzieć, chłopcze, dlaczego tak lekkomyślnie postanowiłeś narazić się na niebezpieczeństwo? – W chwili gdy padło to pytanie, mój strach się ulotnił, zastąpiony przez irytację. Spojrzałem hardo w oczy dyrektora.
– Mógłbyś mi z łaski swojej powiedzieć, chłopcze, dlaczego tak lekkomyślnie postanowiłeś narazić się na niebezpieczeństwo? – W chwili gdy padło to pytanie, mój strach się ulotnił, zastąpiony przez irytację. Spojrzałem hardo w oczy dyrektora.
– Uciekłem właśnie dlatego, że byłem w niebezpieczeństwie.
Dumbledore zmarszczył brwi najwidoczniej zaskoczony moimi
słowami. Czyżby państwo Weasley nic mu nie powiedzieli? Prosiłem ich co prawda
o to, by pozwolili mi samemu się zająć Dursleyami, ale nie przypuszczałem, że powstrzymają
się także przed powiedzeniem o tym Dumbledore’owi… W sumie to i lepiej, że nic
nie wie. Przynajmniej nie będzie próbował wtrącać się czy zmieniać mojej
decyzji. Nawet jeśli wciąż nie mam żadnych planów na to, jak tę sprawę rozwiązać.
Wtedy na peronie zareagowałem automatycznie, gdy po raz kolejny chcieli
decydować za mnie.
– Obawiam się, że nie wiem, o czym mówisz, Harry. Jak to byłeś
w niebezpieczeństwie? – Ton jego głosu nieco złagodniał, ale wciąż był poważny
i daleko mu było do swojej zwyczajowej przyjacielskiej wersji.
– Nie musi pan wiedzieć, o co chodzi. Bardziej się chyba liczy
to, że mogę tu teraz być.
W końcu zależy ci tylko na tym, żebym nie umarł, nim nie
pokonam Voldemorta.
– Mylisz się, Harry. Obydwie te sprawy są ważne.
– Jakoś wcześniej twierdził pan inaczej.
– Doprawdy? Kiedy?
Za każdym razem, gdy skazywałeś mnie na Privet Drive 4.
Nic mu jednak nie powiedziałem i nie mam takiego zamiaru.
Skoro do tej pory go nie obchodziło, co się dzieje u Dursleyów, to teraz niech
nie liczy, że mu o wszystkim grzecznie powiem. Na to już za późno. Zresztą i
tak więcej tam nie wrócę.
– Harry – ponaglał mnie, ale uparcie milczałem. Mierzyliśmy
się chwilę wzrokiem, aż wreszcie znów się odezwał. – Skoro nie zamierzasz powiedzieć
mi, co takiego stanowiło dla ciebie zagrożenie , gdy mieszkałeś u swojego
wujostwa, to może wyjawisz mi chociaż powód, dla którego nie powiadomiłeś o
swojej ucieczce ani mnie, ani Weasleyów, ani w ogóle kogokolwiek z Zakonu? Moglibyśmy
przynajmniej być spokojni, wiedząc, że jesteś bezpieczny…
– Tak? A podobno tylko u Dursleyów mogę być bezpieczny!
Oczywiście nie licząc Hogwartu. A wątpię, by nagle dzięki mojej ucieczce pozwolił
mi pan spędzić wakacje w szkole, skoro każdego roku mi pan odmawiał!
– Pozwoliłbym. W końcu to wyjątkowa sytuacja. Harry, twoje
życie jest dla wszystkich niebywale cenne…
– Świetnie! Więc istotne jest tylko to, że żywy wrócę do
szkoły, tak?!
– Harry – drgnąłem na jego ostry ton. – Czy ty nie zdajesz
sobie sprawy, jak wielką wartość dla ludzkości
ma twoje życie? Że od ciebie zależy los tysięcy
innych osób? Jeśli pozwolimy, by Tom wygrał, nastaną potworne czasy. Dlatego
musimy go unieszkodliwić.
– Jestem dla was wszystkich tylko narzędziem do pokonania
Voldemorta! Jedyny powód, dla którego mnie chronicie, to jakaś głupia
przepowiednia! Gdyby nie ona, w ogóle by was nie obchodziło co się ze mną
dzieje! Chociaż nie, pana i tak to nie obchodzi! Najważniejsze żebym nie
mieszał się w pana plany, a wtedy wszystko będzie dobrze! – krzyczałem, stojąc
teraz z zaciśniętymi pięściami przed dyrektorem.
– Nie jesteś
narzędziem, Harry. – Głos dyrektora złagodniał, ale atmosfera w pomieszczeniu
wcale nie zelżała. Teraz to ja byłem wściekły i nie zależało mi specjalnie na
tym, żeby się uspokoić. – Ale musisz zrozumieć, że w tobie jednym jest nasza
nadzieja. Wszyscy oczekują, że ich ocalisz.
– Tylko dlaczego inni
muszą decydować za mnie, czy chcę sprostać tym oczekiwaniom, czy nie?! – Nie
wytrzymałem i wydarłem się, uderzając przy tym pięścią w stojące przede mną
biurko. Czemu wszyscy się tak wymądrzają, skoro tak naprawdę nic nie wiedzą o
moim życiu?! Hermiona, Dumbledore, nawet Malfoy! Chociaż on przynajmniej nigdy
nie udawał, że się o mnie troszczy.
– O tym decydujesz tylko ty, Harry – odparł mężczyzna, znów
skupiając moją uwagę na sobie. – Choć może ci się wydawać inaczej. Pomyśl. Gdybyś
rzeczywiście nie chciał podołać oczekiwaniom innych, czy ktoś byłby w stanie
cię do tego zmusić? Nie wydaje mi się. Masz wybór. Mógłbyś przyłączyć się do
Voldemorta zamiast nam pomagać, ale nie robisz tego. Tyle razy stawałeś przed
nim, za każdym razem wybierając tę stronę. Tak naprawdę chcesz z nim walczyć.
Po prostu czasem gubisz się w swoich myślach. Przygniata cię ciężar
odpowiedzialności, która spoczywa na twoich barkach. Chcesz, żeby to wszystko
się skończyło, żeby ludzie dali ci spokój i pozwolili żyć według własnego
uznania. To normalne, zapewniam cię, ale niemożliwe do spełnienia.
– A skąd pan może to wiedzieć?! – zawołałem z goryczą, jednak wzrok
staruszka jasno dał mi do zrozumienia, jak głupie było to pytanie. Przecież to
Dumbledore. Dyrektor Hogwartu odpowiedzialny za życia dziesiątek… nie, SETEK
dzieci, które znajdują się pod jego opieką. Człowiek, który pokonał Grinewalda.
On też kiedyś musiał walczyć na śmierć i życie z potworem. A teraz jest tym,
którego nazywają najpotężniejszym białym czarodziejem tego stulecia. Nie jestem
w stanie wyobrazić sobie, jaka odpowiedzialność musi spoczywać na jego barkach.
Ale to nie zmieniało faktu, że wciąż byłem zbyt zły, by przeprosić. Dumbledore
najwidoczniej dostrzegł zmianę w mojej postawie, bo nie skomentował mojego
wybuchu. Zamiast tego powiedział coś, czego się kompletnie nie spodziewałem,
biorąc pod uwagę moje zachowanie.
– Wiesz, Harry, gdyby tylko była taka możliwość, wziąłbym
pokonanie Toma na siebie. Ale to niemożliwe. To TOBIE los postawił takie
zadanie i nikt inny mu nie podoła. Robię wszystko co mogę, by ułatwić ci twoją
misję, naprawdę. Ale nie zmienia to faktu, że główna rola w tym, wybacz to
określenie, „przedstawieniu” należy do ciebie. Czy ci się to podoba czy nie.
Znasz przecież przepowiednie.
– Trudno ją zapomnieć… W końcu to ona jest powodem
wszystkiego, co najgorsze w moim życiu.
– Wiem, że ci ciężko, Harry… Ale nie wolno ci się poddać.
Pamiętaj, że przepowiednię można wypełnić na dwa sposoby. Jedną z opcji jest
śmierć Toma, a drugą… twoja. Dlatego
musisz walczyć. Dla samego siebie. Dla swoich przyjaciół. A także dla tych,
którzy oddali swoje życia w twojej obronie. To właśnie są powody, dla których
powinieneś pragnąć przeżyć i za wszelką cenę pokonać Voldemorta.
Milczałem, wpatrując się z szokiem w poważną twarz dyrektora. Nigdy
wcześniej nikt nie przedstawił tego w taki sposób. Ja sam nigdy tak na to nie spojrzałem. Do tej pory żyłem z przeświadczeniem,
że jestem jakimś cholernym kozłem ofiarnym, żywą bronią. „Muszę walczyć, bo
ludzie tego po mnie oczekują” a nie „muszę walczyć, aby przeżyć i ofiara moich
rodziców nie poszła na marne” czy chociażby „muszę przeżyć, by przyjaciele nie
cierpieli po mojej śmierci”.
– A teraz chłopcze, może mi wreszcie powiesz, czemu uciekłeś z
domu wujostwa? I dlaczego nie dałeś nam o tym znać? Możesz mi wszystko
powiedzieć.
Z początku znów milczałem. Biłem się z własnymi myślami. Po
tym wszystkim, co powiedział dyrektor, przez to co mi uświadomił, nagle
problemy z wujostwem wydały mi się wymówką, by uciec od swojego prawdziwego
życia. Życia, które do tej pory uważałem za naprawdę niesprawiedliwe. Nie żebym
nagle zaczął się cieszyć z tego, że to akurat ja mam pokonać Voldemorta. Ale
mimo wszystko różnica między robieniem tego dla siebie i moich bliskich a walką
„dla dobra ludzkości” jest ogromna.
Ale i tak nie zamierzałem wyjawić dyrektorowi powodu mojej
ucieczki. A co za tym idzie, nie mogę mu powiedzieć, że ukrywałem się przed
przyjaciółmi, by nie widzieli mnie w siniakach.
– Nudziłem się tam, to wszystko. Pomyślałem, że w Londynie
będzie ciekawiej. Nie pomyślałem o tym, że to może być tak niebezpieczne. Przepraszam
– powiedziałem szybko pierwsze co przyszło mi do głowy. Nigdy nie byłem
najlepszy w kłamaniu. A Dumbledore wcale nie wyglądał na przekonanego.
– Jesteś pewny, że
tylko dlatego, Harry? – spytał poważnie, przypatrując mi się uważnie. Czułem
się nieswojo pod tym spojrzeniem. Miałem wrażenie, jakby przeszywało mnie na
wylot, odkrywając przy tym dyrektorowi wszystkie moje myśli. Ale nie stosował
legilimencji, tego byłem pewien.
Przytaknąłem, modląc się w duchu, żeby pozwolił mi już stamtąd
wyjść. Miałem dosyć tej rozmowy.
– Harry, jeśli jednak
chciałbyś mi jeszcze o czymś powiedzieć, porozmawiać, to wiedz, że moje drzwi
zawsze stoją dla ciebie otworem, dobrze? – powiedział przyjaźnie, jednak na
jego twarzy widniała absolutna powaga. Skinąłem głową w odpowiedzi i uznając to
za zakończenie rozmowy, pożegnałem się i tak szybko, jak to było możliwe,
opuściłem okrągły gabinet.
~*~
– Och, Harry! Tak długo
rozmawialiście? – spytała zdziwiona Hermiona, razem z Ronem zatrzymując się w
drodze pod salę od OPCM, gdzie ich złapałem. Krążyłem po korytarzach, w
poszukiwaniu mojej klasy, bo oczywiście wyszedłem z Wielkiej Sali nim
McGonagall zaczęła rozdawać nasze plany zajęć.
– Nie. Znaczy tak.
Znaczy… Skończyliśmy już jakiś czas temu, ale stwierdziłem, że nie będę wracał
w połowie lekcji, bo tylko bym przeszkadzał – wyjaśniłem kulawo. Tak właściwie
tylko po części była to prawda. W rzeczywistości po prostu nie chciało mi się
iść na końcówkę transmutacji, której mieliśmy dziś dwie godziny. Zamiast tego
całą spędziłem na włóczeniu się po korytarzach.
– I co Cuks w końcu od
ciebie chciał? – Ron spojrzał na mnie zaciekawiony, choć wydawał się też trochę
zmartwiony. – Faktycznie chodziło o twoją ucieczkę? – dodał cicho, upewniając
się, czy nikt oprócz nas go nie słyszy.
– Tak. Pytał się
dlaczego to zrobiłem. Był na mnie naprawdę wściekły – przyznałem niechętnie,
poprawiając torbę na ramieniu.
– Rozumiem, że
powiedziałeś mu wszystko? – spytała Hermiona, patrząc na mnie wyczekująco. Ja
jednak tylko odwróciłem wzrok. – Harry! Nie wierzę, że znowu to zrobiłeś! Nie
rozumiesz, że ukrywając prawdę tylko wszystko pogarszasz?! – syknęła na mnie.
– A co zmieni powiedzenie mu o wszystkim teraz? W najbliższe
wakacje i tak tam nie wrócę, a później już wcale nie będę musiał.
– Ale mógłby coś zrobić, żeby odpowiedzieli za to, jak cię
traktowali.
– Hermiono, już mówiłem, że sam zamierzam się tym zająć.
Pozwólcie mi choć raz samodzielnie podjąć decyzję. Wiem, że się o mnie
martwicie. Ale spróbujcie mi zaufać, tak jak chcecie, żebym ja ufał wam.
– Ale przecież my ci ufamy – odparła zaskoczona. – Po prostu
od kiedy nie ma Syriusza… – urwała i rzuciła mi szybkie, zaniepokojone
spojrzenie. Poczułem uścisk w piersi, ale skinąłem lekko głową, dając znać, by
mówiła dalej. – Od kiedy go nie ma, to właśnie profesor Dumbledore jest kimś w
rodzaju twojego opiekuna w magicznym świecie. No może jeszcze jest profesor
McGonagall, jako opiekunka naszego domu. To chyba normalne, by to właśnie
któreś z nich zajęło się tą sprawą…
– Może masz rację, ale wciąż nie chcę nikogo więcej w to
mieszać…
– O czym tak szepczecie? – Aż drgnąłem zaskoczony, słysząc tuż
przy uchu konspiracyjny szept Iga. Odwróciłem się i spojrzałem wprost na jego uśmiechniętą
twarz. Odwzajemniłem wyszczerz.
– O niczym ważnym. A ty gdzie byłeś?
– Wiesz zew natury i te sprawy… Za to ty wreszcie wróciłeś z
pola bitwy. W dodatku żywy!
– Dyrektor jest raczej daleki od zrobienia krzywdy Harry’emu,
Black. – Co jest…? Myślałem, że Ron w końcu zaakceptował Iga. Przecież na
śniadaniu sam go bronił!
– Ej, Ron, spokojnie. Przecież tylko żartowałem – Ig zrobił
zakłopotaną minę.
– Dla ciebie „Weasley”, Black.
– Ron, znowu zaczynasz? Co ci odbiło? – spytałem zirytowany. –
Myślałem, że dałeś już sobie spokój.
– Mówiłem ci już, co o nim myślę. Nie myśl, że tak łatwo
zmienię zdanie.
– Ale przecież rano stanąłeś w jego obronie – zauważyłem
skołowany.
– To dlatego, że jest z Gryffindoru. A Malfoy się go czepiał.
Między naszą czwórką zapadła niezręczna cisza.
– Och… Rozumiem.
Spojrzałem na smutnego Iga i się wkurzyłem. No bo dlaczego on
ma cierpieć przez nieufność Rona? Choć to właściwie nie jest nieufność, tylko
zwyczajna podłość! Jest dla niego wredny tylko dlatego, że Ig jest kuzynem
Fretki. To idiotyczne!
– Powiedziałeś, że spróbujesz go zaakceptować – wycedziłem.
– Ale powiedziałem też, że nie potrafię mu zaufać tak szybko
jak ty.
– Nie mówię, że musisz mu od razu ufać. Po prostu postaraj się
być dla niego milszy!
Przez chwilę biliśmy się z Ronem na spojrzenia.
– Hej, spokojnie. Przecież to nic takiego. – Ig wyszczerzył się do mnie serdecznie, by zaraz zwrócić się do Rona. – Co powinienem zrobić, żebyś chociaż troszkę
wymazał z mojej karty hasło: "Nie ufam mu"? Może powinienem zdradzić
ci jedną, czy dwie tajemnice Smoczka, co?
– Naprawdę zamierzasz to zrobić? – spytał podejrzliwie Ron, w
tym samym czasie gdy ja mówiłem:
– Daj spokój, Ig, nie musisz tego robić. Ron sam wkrótce
zrozumie, że się myli co do ciebie.
– Nie no, jest ok.
Przecież nic się nie stanie, jak wam o tym powiem – wzruszył ramionami,
uśmiechając się szeroko.
– W takim razie
zaczynaj, zamieniam się w słuch.
– Na przykład, kiedy byliśmy mali Smoczek przychodził do mnie
codziennie w nocy spać, bo bał się, że złe Wile wyjdą spod łóżka i go porwą do
swojej krainy. – Uśmiechnął się rozbrajająco. – Zawsze łykał wszystko, co mu
powiedziałem... Niestety skończyło się to, jakoś gdy mieliśmy po osiem,
dziewięć lat.
– Nie wierzę, że Malfoy
robił coś takiego – powiedział podekscytowany Ron, zacierając ręce. – Niech no
tylko Seamus i Dean się o tym dowiedzą… Harry, musimy wykorzystać tę informację
przy najbliższej okazji. Niech no tylko spróbuje cię znowu obrazić… –
Uśmiechnął się do mnie przyjaźnie, ale nie byłem w stanie odwzajemnić tego
gestu. Czemu aż tak zależało mu na skrzywdzeniu Malfoya? Wiem, że nigdy nie
lubił Ślizgonów, blondyna w szczególności, ale to już zakrawało na obsesję.
Przecież to normalne, że małe dzieci boją się ciemności i potworów pod łóżkiem.
A Malfoy jest przecież takim samym człowiekiem jak my. Odczuwa strach, jak
każdy. Nie ma nic nadzwyczajnego w tym, że nie chciał spać sam. Wiele bym dał,
żebym tak jak on mógł dzielić z kimś łóżko, gdy budziłem się z koszmarów. Nawet
jeszcze całkiem niedawno, dopóki nie odkryłem kojących właściwości biegania, po
wyrwaniu się z wizji Voldemorta pragnąłem mieć przy sobie kogoś bliskiego. W
dormitorium było jeszcze całkiem znośnie, gdy słyszałem pochrapywanie
Neville’a, czy spokojne oddechy Rona, Seamusa i Deana, ale gdy wizje dopadały
mnie u Dursleyów… Czasem przez wiele godzin po przebudzeniu nie byłem w stanie
zmrużyć oka. To były okropne chwile. Czułem się tak nieznośnie samotny…
– Harry? – spojrzałem,
na Hermionę, czując jej dłoń na swoim ramieniu. – Coś się stało?
– Nie, nic. Zamyśliłem
się tylko… To powiedz, Ig, co jeszcze robił mały Malfoy? – spytałem, by odciągnąć
uwagę przyjaciół od siebie. Chociaż nie był to jedyny powód. Byłem ciekawy, co
jeszcze Ig powie o Malfoyu. Odkąd pierwszy raz usłyszałem imię Iga podczas
tamtej pamiętnej nocy na korytarzu, za jego przyczyną coraz częściej
przekonywałem się, że Malfoy posiada bardzo ludzką stronę osobowości.
– Draco od zawsze
bardzo "szanował" swojego ojca i bał się zrobić cokolwiek, co mogłoby
go rozzłościć i pamiętam, że kiedyś wziąłem farbę do włosów i pofarbowałem go.
Żebyście widzieli jego zapłakaną minę, kiedy próbował ze wszystkich sił zmyć z
siebie farbę. – Zaśmiał się. – Albo jak na jego piąte urodziny zamknąłem go
w szafie na jakieś pół godziny, godzinę. Kiedy go wyciągnąłem strasznie wył, a
potem przez tydzień nie podchodził do niej. Wiecie, jak Smoczek był malutki, to
był masakrycznie wrażliwy. Mógłby być wręcz uważany za Celest.
– Kim jest Celest? –
spytała zaciekawiona Hermiona, a oczy zabłyszczały jej tym dziwnym blaskiem,
jak zawsze, gdy miała możliwość dowiedzenia się czegoś nowego. Tym razem nawet
ja podzielałem jej zainteresowanie. Podobało mi się to, co opowiadał Igniss.
Nawet, ku mojemu zaskoczeniu, nie sprawiło mi zbytniego problemu wyobrażenie
sobie małego, zapłakanego Malfoya.
– Celestia. Zmarła, jeszcze zanim się narodziła. Siostra Draco. Byłaby teraz w siódmej
klasie – wyjaśnił spokojnym głosem, choć w szarych oczach widać było smutek.
– Och – powiedziała
cicho Herm. – Przepraszam, nie wiedziałam – dodała łagodnie.
Gdy tak patrzyłem na ich smutne miny, uderzyła mnie nagle
pewna myśl. Jak w tej sytuacji musiał się czuć Malfoy? Powinien mieć dwójkę
rodzeństwa, a mimo to był sam.
– Biedny… – wyrwało mi się.
– Przecież to tylko
kuzynka Iga, w dodatku nigdy jej nie spotkał…
– Ron, jak możesz być
tak nieczuły? – spytała oburzona Herm. – Nawet Harry to rozumie… Oczywiście,
bez urazy – zwróciła się do mnie.
– Ale ja… – zacząłem, jednak nie dane mi było dokończyć.
– Nie jestem nieczuły –
mruknął urażony Ron. – Sama pomyśl. No dobra, rozumiem, że to przykre, ale nie
była mu wcale taka bliska – bronił się.
– Ale ja mówiłem o
Malfoyu – wtrąciłem szybko. Nie chciałem, żeby pokłócili się przez
nieporozumienie. I w sumie poskutkowało. Tylko że teraz cała uwaga zszokowanych
przyjaciół skupiła się na mnie. Ja jednak nie widziałem w tym nic dziwnego. –
Bo wiecie... On przecież stracił dwójkę rodzeństwa. Siostrę, brata. To musi być
straszne, żyć z taką świadomością.
– Harry! – Ron
wybałuszył na mnie oczy. – Co ci się stało? Czemu bronisz tego drania? Przecież
to Malfoy!
– Ale też człowiek!
Myślisz, że on nie ma uczuć? – podniosłem nieznacznie głos.
– Dokładnie tak uważam!
Dowiódł tego niejeden raz w ciągu ostatnich pięciu lat. Nie rozumiem za to, jak
ty możesz go o nie posądzać?! Po tym wszystkim, co nam, a przede wszystkim
TOBIE zrobił!
– To nie ma z tym nic
wspólnego! – warknąłem. – Przecież my też…
– Panowie, co to za
krzyki? Już dawno po przerwie. – Nawet nie zauważyłem, kiedy pojawił się nasz
nauczyciel i wpuścił klasę do sali. – Proszę – powiedział stanowczo,
wskazując na otwarte drzwi.
– Przepraszamy, panie
profesorze, już wchodzimy. – Hermiona jak zwykle wzięła na siebie konfrontację
z nauczycielem. Ruszyła we wskazanym kierunku, jednak my nawet nie drgnęliśmy. Znów
mierzyliśmy się wzrokiem. Przez głowę przemknęło mi pytanie, czy on zawsze był
taki ograniczony?
– Harry, Ron! – syknęła
na nas, jednak nie zwróciliśmy na nią uwagi. Ron mnie naprawdę zirytował.
Rozumiem, że nie lubi Malfoya, ja też go nie lubię, ale mimo wszystko to
przecież człowiek! Jak może być wobec niego aż tak obojętny i nieczuły? – Ig,
zrób coś, proszę – jęknęła dziewczyna i po chwili poczułem, jak Igniss ciągnie
mnie za ramię.
Usiadłem z nim w jednej ławce. Nie miałem w tej chwili ochoty
na towarzystwo Rona, a on najwidoczniej na moje, bo usiadł z Hermioną. Dajcie
spokój, zdążyliśmy się pokłócić dwa razy w ciągu dziesięciu minut!
– Dzięki, Harry. Mimo wszystko czuję się
bardziej jak brat Draco, niż jego kuzyn – odezwał się po chwili Ig. Przeniosłem
spojrzenie z Yoshizawy, który właśnie się nam przedstawiał, na sąsiada z ławki.
Chłopak uśmiechał się lekko, choć wyglądał przy tym na zakłopotanego. – W końcu
znam go od dziecka. To mój mały Smoczek, który latał wszędzie za mną z
podziwem.
– Och, nie ma za co – zapewniłem szybko. –
Przecież każdy…
– Bawicie się dobrze? Panie Potter? Panie
Black? – Yoshizawa stanął tuż przed naszą ławką, spoglądając na nas karcąco.
Chociaż, gdy tak na niego patrzyłem, miałem wrażenie, że jest bardziej
rozbawiony niż zły.– Dzisiejszą godzinę poświecę na zapoznaniu się z wami oraz
tym, co już umiecie – kontynuował po chwili, zostawiając nas w spokoju. Wrócił
na środek klasy. – Zgłaszajcie się w
razie jakichkolwiek pytań, nikt nie zostanie pominięty… – Rozejrzał się szybko
po klasie, szukając chętnych. – Tak? Panno…?
– Lavender Brown – przedstawiła się.
Spojrzałem zdziwiony na blondynkę. Byłem pewny, że to Hermiona jako pierwsza
wyrwie się z pytaniem. Przeniosłem szybko wzrok na stolik, przy którym
siedziała ona i Ron. Z zaskoczeniem zauważyłem, że pochłonięci cichą rozmową
kompletnie ignorowali to, co się działo w sali. To było niemal tak szokujące
jak słowa, które w następnej chwili padły z ust Lavender. – Jest pan modelem,
prawda? – spytała podekscytowana.
– Na pewno! – dodała jakaś inna. – Mam z nim plakat.
– Ja też. W dodatku
jest na nim z takim ślicznym blondynem... – dołączyła się trzecia, a po chwili
w klasie zapanował jeden wielki gwar. Spora część dziewczyn z obu domów
włączyła się do dyskusji. Byłem w stanie zrozumieć zaledwie najbliżej siedzące
dziewczyny, ale to wystarczyło, bym mnie zamurowało.
– A to nie jest przypadkiem Draco?
– No coś ty! To niemożliwe!
– Chcesz się założyć? Możemy to zaraz
sprawdzić. Mam go przy sobie! –
oznajmiła jedna ze Ślizgonek, a ja prawie zleciałem z krzesła, głównie przez
rozkładającego się na ławce Iga, który rechotał jak opętany. W ostatniej chwili
przytrzymałem się brzegu ławki.
– Jest pan wolny? – padło kolejne pytanie. Nawet w tym całym
gwarze przekrzykujących się dziewczyn, doskonale dało się usłyszeć, jak Herm
wciągnęła gwałtownie powietrze, najpewniej oburzona zachowaniem reszty
dziewczyn. Spojrzałem w jej kierunku. Szatynka, jako że siedziała w drugim
rzędzie, odwróciła się do tyłu, by uspokoić klasę.
– Czy mogę…! – zaczęła, ale nauczyciel ją
uprzedził.
– Dziewczęta,
spokojnie. Odpowiem na wszystkie wasze pytania, więc nie musicie się
przekrzykiwać. – Mężczyzna uśmiechnął
się łagodnie. – Jeżeli chodzi o
modeling, to tak, jestem modelem na rocznym urlopie. Blondyn na tym plakacie to
rzeczywiście Draco... – Przerwał na
chwilę, a ja spojrzałem na niego w szoku. Nie spodziewałem się, że Malfoy jest
modelem. Chociaż, gdyby tak się zastanowić całkiem pasował do tej roli. Przez
głowę przeszła mi myśl, że chciałbym zobaczyć tamten plakat, ale zaraz
wyrzuciłem ją z głowy. Bo i po co? –
Natomiast jeśli chodzi o mój związek, to aktualnie jestem świeżo po zerwaniu z
moją miłością – wyjaśnił lekko zbolałym głosem. Odniosłem wrażenie, że mówiąc
to, patrzył w stronę mnie i Iga, ale niemal od razu przesunął wzrokiem po
reszcie klasy. Pewnie mi się wydawało.
– Na pewno na pana nie
zasługiwała! – zapewniła gorliwie Ślizgonka, która podobno miała przy sobie
plakat z Yoshizawą i Malfoyem.
– Właśnie, niech pan
się nie przejmuje – dodała Lavender. –
Bez trudu znajdzie pan sobie o wiele lepszą dziewczynę.
– W tej chwili jednak chyba
nie jestem w stanie myśleć o kimkolwiek innym niż o "niej"... W końcu
kochałem „ją” już ponad dwa lata... –
Odwrócił wzrok, przez ułamki sekund spoglądając w ziemie, by zaraz podnieść
wzrok i uśmiechnąć sie pogodnie. – Nie
rozmawiajmy teraz o moich smutkach i problemach. Mieliśmy przecież się
zapoznać, prawda? O mnie wiecie już całkiem sporo, ale ja o was praktycznie
nic. Proponuję, by każdy się przedstawił i powiedział parę słów o sobie.
Później przejdziemy do sprawdzenia waszych umiejętności.
Gdy tylko skończył mówić w klasie na powrót zrobiło się
głośno. Widziałem, że uczniowie rozmawiają ze swoimi przyjaciółmi, uzgadniając
i pytając o rady, co o sobie powiedzieć. Znów głównie było słychać dziewczyny.
W końcu jednak się zaczęło, a na pierwszy ogień poszedł Dean, który siedział w
pierwszej ławce po lewej stronie sali. Później była kolej siedzącego z nim
Seamusa, Hermiony i Rona siedzących za nimi, a następnie reszta ich rzędu.
Wyglądało na to, że ja i Ig będziemy jednymi z ostatnich. Tak właściwie, to
cieszyłem się z tego powodu, bowiem nie miałem zielonego pojęcia, co o sobie
powiedzieć. A tak miałem przynajmniej trochę czasu do namysłu. Jednak kiedy po
kilkunastu minutach nadeszła moja kolej, wciąż nie miałem żadnego pomysłu. Mimo
to wstałem, tak jak wszyscy przede mną.
– Eee… Nazywam się
Harry Potter – powiedziałem, usilnie starając się wymyśli dalszą część. Nagle
zdałem sobie sprawę, jak nawaliłem. Mogłem przecież posłuchać, jak inni się
przedstawiali! Zamiast tego skupiłem się na wymyśleniu czegoś samemu… Brawo,
Potter.
– Harry Potter, słyszałem trochę o tobie.
– Och. Mogłem się tego
spodziewać – mruknąłem. Jak zwykle to
samo. Mam tylko nadzieję, ze nie naskoczy na mnie, jak Snape…
– Przepraszam, nie
miałem nic złego na myśli. Po prostu słyszałem, że wśród Gryfonów jest chłopak,
który nie boi się mówić głośno tego
imienia. Imponujące, chociaż w Japonii nie odczuwamy strachu przed Voldemortem.
– Jak na zawołanie po sali przeszedł cichy szmer, wyrażający niezadowolenie i
lęk uczniów.
– To dlatego, że wychowałem
się w mugolskiej rodzinie. Ale nawet gdyby tak nie było, nie zmieniłoby to
mojego podejścia. Denerwuje mnie fakt, że ludzie boją się wypowiadać jego imię.
W ten sposób okazujemy mu naszą słabość, co oczywiście jemu się bardzo podoba.
To idiotyczne i żałosne z naszej strony. – Choć zacząłem całkiem spokojnym, a właściwie
nawet lekko zakłopotanym głosem, końcówka, nawet według mnie, zabrzmiała nieco
ostro. Nie mogłem jednak cofnąć wypowiedzianych słów. W pomieszczeniu zapadła
nieprzyjemna cisza. Czułem na sobie wzrok kolegów. Yoshizawa również patrzył na
mnie nieodgadnionym wzrokiem.
– Cieszy mnie to
bardzo, panie Potter. Widocznie mamy na ten temat takie samo zdanie. Może pan
już usiąść. Teraz kolej na pana...
– Igniss Orion Black,
czarodziej z bagażem mugolskich doświadczeń. Uwielbiam gry komputerowe, Internet,
grać na różnych instrumentach i dokuczać Draconowi. On robi takie fajne miny
kiedy jest zły – przedstawił się płynnie, szczerząc się przy tym wesoło.
Podobało mi się to w Igu. To była jedna z tych cech, które przypominały w nim
Syriusza.
~*~
Biegnę. Nie wiem dokąd. Nie wiem gdzie jestem. W Hogwarcie?
Możliwe. Pamiętam zamykające się drzwi Wielkiej Sali, a później już tylko bieg.
Czuję się jak w labiryncie. Droga co chwilę się rozgałęziała, mijam kolejne
boczne korytarze, ale z jakiegoś powodu wiem gdzie skręcać. Coś podpowiada mi,
jaka jest prawidłowa droga. Muszę jedynie nią podążać. Nie wiem, ile tak
gnałem, w końcu jednak trafiam na drzwi. Pcham je, wpadając do jakiegoś pokoju,
który okazuje się być sypialnią. Zatrzymuję się pośrodku przestronnego
pomieszczenia, wpatrując się w puste łóżko. Czuję zawód, choć nie wiem,
dlaczego. Czyżbym oczekiwał, że kogoś tu znajdę?
Nagle odnoszę wrażenie, że ktoś stoi za mną. Jednak nie boję się, jestem raczej podekscytowany. Z jakiegoś powodu wiem, że ten ktoś nie zrobi mi krzywdy. Czuję delikatny dotyk chłodnych palców na moich nagich plecach. Odwracam się powoli, a moje spojrzenie natrafia na piękną blondwłosą postać. Stalowoszare tęczówki wpatrują się intensywnie w moje, gdy z ust Malfoya padają słowa:
– Czekałem na ciebie, Harry.
Nagle odnoszę wrażenie, że ktoś stoi za mną. Jednak nie boję się, jestem raczej podekscytowany. Z jakiegoś powodu wiem, że ten ktoś nie zrobi mi krzywdy. Czuję delikatny dotyk chłodnych palców na moich nagich plecach. Odwracam się powoli, a moje spojrzenie natrafia na piękną blondwłosą postać. Stalowoszare tęczówki wpatrują się intensywnie w moje, gdy z ust Malfoya padają słowa:
– Czekałem na ciebie, Harry.
~*~*~*~
Hej,
OdpowiedzUsuńRon i to jego podejście do Ignisa, niech Harry zbliży się do Ignisa, pomtym zachowaniu, no i ta końcówka...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hej,
OdpowiedzUsuńta końcówka super... Harry mógłby się zbliżyć się do Ignisa...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńkońcówka super... to Harry mógłby zbliżyć się do Ignisa...
weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza