~*~*~*~
– Widzisz, Harry?
Nawet Hermiona się ze mną zgadza.
– A ja wam mówię, że przesadzacie! Może Ig jest jakoś
powiązany z Malfoyami, ale przecież sam przyznał, że go przygarnęli. Jest
Blackiem, Hermiono! Tak jak… – Syriusz, dokończyłem w myślach. Ale to przecież
nie Syriusz. On już nie żyje… I to z mojej winy.
– Więc to jest powód? Przypomina ci Syriusza, tak? – spytała
łagodnie Hermiona. Nie byłem w stanie jej odpowiedzieć. Dławiło mnie w gardle.
– Och, Harry…
– Daj mi spokój, Hermiono! – warknąłem słabo. Miałem dosyć.
Byłem zmęczony całą tą sytuacją, ciągłymi wyrzutami sumienia, dzisiejszymi
wydarzeniami. Męczyła mnie nawet ta rozmowa. Nie mogłem znieść współczucia
Hermiony. Myślę, że czułbym się lepiej, gdyby oboje z Ronem byli na mnie źli. Bo
gdy widzę, jak próbują być dla mnie mili, wyrozumiali, troskliwi… zaczynam się
dusić. Jakby się nade mną litowali. Albo co gorsza jakby jego śmierć nie
zrobiła na nich wrażenia…!
W przypływie złości i goryczy zerwałem się z kanapy.
Chciałem być sam.
I doskonale wiedziałem, gdzie znajdę odpowiednie dla siebie
miejsce.
Gdy tylko znalazłem się na korytarzu, rzuciłem się biegiem w
stronę Pokoju Życzeń i już po chwili mogłem z ulgą odetchnąć w znajomej
komnacie. Ta przebieżka pozwoliła mi się nieco uspokoić. Nie mam pojęcia, co
mnie napadło. Przecież było już lepiej! W czasie pobytu w Londynie nawet nie
myślałem za wiele o Syriuszu. A teraz znów nie mogę się pozbyć tych myśli z
głowy. I jeszcze pomyślałem, że Ron i Hermiona w ogóle nie przejęli się jego
śmiercią! Przecież doskonale wiem, że nie był im obojętny.
Podszedłem powoli do regału i ściągnąłem stamtąd niezbyt grubą
„Animagię – szybko i łatwo”. Zastanawia mnie czasem, czy autor nie nadał
swojemu „dziełu” takiego tytułu ze złośliwości… Bo to z pewnością nie było ani
łatwe, ani szybkie do opanowania. Tak nudny i zawiły tekst nie pomaga w
opanowaniu tej sztuki. Ale mimo tego wciąż od nowa próbowałem, dzięki czemu po
jakimś miesiącu przebrnąłem pobieżnie i z minimalnym zrozumieniem przez cały poradnik.
W rozdziale pierwszym – o jakże wspaniałym tytule „Poznać siebie” – autor każe
mi „wsłuchać się w swoje wewnętrzne ja”
(zaczyna mi się robić niedobrze za każdym razem, jak widzę ten zwrot; przewija
się tu chyba z milion razy!) i zrozumieć własny charakter. „Ukoić duszę” każe odnaleźć
to, co sprawia, że jestem spokojny. Ma mi to umożliwić zawężenie grona
zwierząt, wśród których znajdę to, którym mogę być. I o ile pierwszego
rozdziału w ogóle nie rozumiem, tak w drugim przypuszczam, że chodzi o latanie.
W końcu uwielbiam latać na miotle. Tym bardziej że tę samą odpowiedź mam do wskazówek
z kolejnego rozdziału – „Łapy, skrzydła czy łuski”, który każe się zastanowić
nad tym, co sprawia mi prawdziwą przyjemność. Według tego, wychodziłoby, że
moją postacią jest jakiś ptak, ale nie za bardzo widziałem się w takiej formie.
Dlatego czytałem te brednie raz po raz, próbując wymyślić coś innego. Oczywiście
do momentu, w którym zasypiałem. Chwilami miałem dosyć tej męczarni, jednak teraz
właśnie tego chciałem. Rozpaczliwie pragnąłem czegoś, co zajmie mój umysł. Rozsiadłem
się więc na macie pośrodku pomieszczenia i zabrałem się za czytanie... by po
jakichś pięciu minutach, zatrzasnąć książkę z wściekłością. Nie byłem w stanie
się skupić! Będąc w połowie zdania, zapominałem, co było na jego początku. Jak
na złość w mojej głowie kłębiło się coraz więcej myśli. Miałem mętlik w głowie.
Podczas rozmowy z Igiem kompletnie o tym nie myślałem, ale ostatnio
wszystko się skomplikowało. Albo może raczej powinienem powiedzieć „dziś
wszystko się skomplikowało”. W ciągu jednego dnia moi przyjaciele poznali
prawdę o Dursleyach, w szkole pojawił się znikąd Black będący wychowankiem
Malfoyów, których kolejny przedstawiciel zasiada od dziś przy stole
nauczycielskim – a gdyby tego było mało – sam już nie wiem, co myśleć o „starym”
Malfoyu. Już w zeszłym roku zacząłem się nieco wahać co do Fretki. A teraz do
tego dochodzi to, co widziałem w trakcie mistrzostw, nasza pogawędka w pociągu, a także to co dziś powiedział Igniss. Że my znamy
tylko jedną jego stronę. Który z nich jest w takim razie prawdziwy? Ten którego
znam od pięciu lat czy może ten, którego przebłyski ujrzałem w ciągu ostatnich
trzech miesięcy? Czy gdybym nie odrzucił wtedy jego ręki, znałbym tę jego drugą
stronę? Czy mógłbym z nim rozmawiać, tak jak w pociągu? Słyszeć jego prawdziwy,
wesoły śmiech?
Czy może to wszystko to tylko gra? Czy to kolejna pułapka
Voldemorta? Czy tym razem zamiast wyciągać mnie podstępem z zamku, próbuje
zaatakować mnie wewnątrz?
~*~
– Wreszcie przejrzałeś na oczy! – Na twarzy Rona malowała się
ulga. – Myślałem, że Black naprawdę zrobił ci pranie mózgu.
– Ale przecież nawet słowem nie wspomniałem o Ignissie.
Powiedziałem tylko, że to nagłe pojawienie się kolejnego Malfoya jest
podejrzane! Czemu ty go ciągle podejrzewasz?
– To raczej ja się pytam, czemu ty go nie podejrzewasz! Jak
dla mnie to szpieg w naszym domu. Nie ufam mu i nie podoba mi się, że tak
szybko dałeś mu się owinąć wokół palca.
– Wcale nie dałem mu się owinąć!
– Właśnie że dałeś! Jak dla mnie, ta sprawa śmierdzi podstępem
na kilometr, a ty jak gdyby nigdy nic już na wstępie mu zaufałeś i gadałeś jak
z najlepszym kumplem.
– Mam ci przypomnieć, że tobie też szybko zaufałem? A skąd
mogłem mieć pewność, że mnie nie okłamujesz? Skąd mogę mieć pewność, że
ktokolwiek, kogo poznam lub znam, mnie nie okłamuje i że mogę mu ufać?!
– Ale Harry… jesteśmy twoimi przyjaciółmi!
– Ale nawet ciebie i Hermionę najpierw musiałem poznać i wam
zaufać! My też kiedyś byliśmy sobie obcy. Zresztą, to że jesteśmy przyjaciółmi
od tylu lat wcale nie eliminuje ryzyka zagrożenia. Moi rodzice, Syriusz i
profesor Lupin również uważali Glizdogona za przyjaciela i popatrz dokąd ich to
doprowadziło!
– Świetnie! Więc twierdzisz, że nie możesz nam ufać?!
– Nie, Ron, na Merlina! Mówię po prostu, że zawsze istnieje
ryzyko. I to nie działa tylko w tę stronę. Równie dobrze wy możecie podejrzewać mnie
o zdradę i przyłączenie się do Voldemorta, czy wręcz zastąpienie go po tym, jak
już go pokonam! – Ron spojrzał na mnie z przerażeniem.
– Harry… Nie mówisz poważnie, prawda…?
– Jestem całkowicie poważny. Ale żeby nie było wątpliwości, nie
zamierzam zostać kolejnym Czarnym
Panem. Próbuję ci po prostu wytłumaczyć, że nikomu nie powinno się tak naprawdę
do końca zaufać. Ale przecież my ufamy sobie nawzajem, podjęliśmy to ryzyko,
prawda? I ja dokładnie tak samo chcę postąpić wobec Ignissa. Czuję, że mogę mu
zaufać.
Ron zamilkł, wbijając wzrok w nogi swojego łóżka. Zastałem go
siedzącego na nim w piżamie, gdy wróciłem do dormitorium. Reszta chłopaków
wciąż siedziała w pokoju wspólnym. Teraz cisza w pokoju się przedłużała, więc
postanowiłem dać przyjacielowi trochę czasu do namysłu. Wziąłem potrzebne
rzeczy do mycia i ruszyłem w stronę drzwi. W progu zatrzymał mnie cichy głos
Rona.
– Nie zamierzam mu zaufać tak szybko jak ty. Będę go mieć na
oku, możesz być tego pewien… Ale postaram się go zaakceptować.
Uśmiechnąłem się lekko. Wiem, jak dużo musiało go kosztować
powiedzenie tego.
– Dzięki, kumplu. Wiedziałem, że mogę na ciebie liczyć.
~*~
– … i wtedy zawrócił i
złapał znicz! Mówię wam, z Harrym chcemy zastosować tę taktykę podczas meczu ze
Slitherinem! Nie mogę się doczekać, aż zobaczę miny Ślizgonów, jak wywiniemy im
taki numer! – Z uśmiechem przysłuchiwałem się paplaninie Rona, który widocznie
znów był w dobrym humorze. Przypuszczam, że miało to coś wspólnego z nieobecnością
Iga przy stole. Swoją drogą, ciekawe czemu go jeszcze nie ma? Jak wychodziliśmy,
siedział w łazience, więc powinien już tu być… Chyba że schody zrobiły mu
psikusa i utknął na jakimś piętrze… Powinienem był na niego poczekać.
– Ale czy to nie jest
niebezpieczne? – dotarł do mnie niepewny głos Neville’a.
– Pewnie trochę jest,
ale jeśli ma to zrobić Harry, to na pewno wszystko będzie dobrze. On jest
naprawdę wielkim szczęściarzem – odparł Dean. – Tyle razy wywinął się Sami –Wiecie
–Komu, że niemożliwe jest, żeby miał ucierpieć podczas meczu.
– No ja nie byłbym taki pewny. Kilka razy już mu się zdarzyło.
Pamiętam co najmniej dwa przypadki…
– Harry, zapomniałem ci
powiedzieć. – Spojrzałem na Neville’a. – McGonagall kazała ci przekazać, że jak
tylko zjesz śniadanie, masz się stawić w gabinecie Dumbledore’a.
– Nie powiedziała, o co
chodzi? – spytałem niepewnie.
– Niestety. – Pokręcił
głową. – Myślisz, że to coś poważnego?
Wzruszyłem bezradnie ramionami, zbywając go. Jakoś nie
chciałem mu mówić o moich problemach.
– Harry, myślę, że może
mu chodzić o wydarzenia z sierpnia – usłyszałem cichy głos Hermiony.
Przytaknąłem jej niechętnie. Podświadomie zdawałem sobie sprawę, że będzie
czekać mnie taka rozmowa, jednak spychałem te myśli w głąb umysłu. Mogłem sobie
wyobrazić reakcję dyrektora i nie była to zbyt przyjemna wizja. Główną z jej
części był zawód staruszka, a tego naprawdę nie chciałem widzieć. Może czasem
nie zgadzałem się z jego decyzjami, ale przez te wszystkie lata niezmiennie go
szanowałem. Świadomość, że zawiodłem jego zaufanie wydawała się być gorsza, niż
wczorajsze słuchanie oskarżających krzyków Hermiony.
Sięgając po miskę z jajecznicą, kątem oka dostrzegłem
wchodzącego do sali Fretkę. Spojrzałem w jego kierunku i zamarłem. Nie byłem w
stanie oderwać wzroku od tego dupka. Wyglądał… niesamowicie. Był jeszcze
pewniejszy siebie niż zazwyczaj, gdy tak kroczył (bo nie można było tego nazwać
zwykłym chodem) w stronę stołu Ślizgonów. Szata falowała wokół szczupłych nóg,
odsłaniając jego mugolskie ubrania. Cały
strój Malfoya wyglądał, jakby został stworzony specjalnie dla niego. I chyba
naprawdę tak było, bo „mundurek” Fretki wcale nie przypominał tego, który
miałem na sobie ja.
– Napuszony dupek –
rzucił Ron. – Zawsze był zapatrzonym w siebie lalusiem, który chciał, żeby
wszyscy mu bili pokłony, ale to już przesada. Wygląda jak pajac! – Zaśmiał się
złośliwie.
– Mam nadzieję, że nie
zamierza w tym chodzić cały czas – powiedziała oburzona Hermiona. – Jego strój
jest nieregulaminowy! Przecież jako prefekt powinien dawać dobry przykład innym
uczniom! A widzieliście co on zrobił ze swoją odznaką? – Wciąż patrząc na
Malfoya, który był już niedaleko swojego miejsca przy stole, spróbowałem
dostrzec, o czym mówiła Herm. Niestety z tej odległości nie byłem w stanie zobaczyć
zbyt wielu szczegółów. Zauważyłem jedynie, że na piersi ma tylko jedną
plakietkę zamiast dwóch. Pokręciłem więc przecząco głową, czekając na
wyjaśnienie. Hermiona chyba jednak nie zauważyła mojej reakcji, bo nie powiedziała,
o co jej chodziło. Zamiast tego usłyszałem, jak odłożyła łyżkę na talerz i
zaczęła się podnosić od stołu. – Zaraz tam do niego pójdę i…
– Hermi, daj spokój. –
Zerknąłem na Ginny, która chwyciła szatynkę za ramię, przytrzymując ją na miejscu.
– Nie przejmuj się nim, bo po co? To jak on się ubiera, nie powinno mieć dla
ciebie znaczenia.
– Wybacz, Ginny, ale
jego ubiór ma dla mnie znaczenie. Moim obowiązkiem jest, aby upominać osoby
łamiące szkolny regulamin – odparła twardo.
– Hermiono, spokojnie.
Chociaż dziś przymknij na to oko, dobrze? Nie pozwól, żeby ten paniczyk psuł ci
humor już pierwszego dnia szkoły. Jeżeli jutro znów to założy, to obiecuję, że
nie będę cię już powstrzymywała, zgoda?
– Ginny ma rację –
poparłem przyjaciółkę, znów patrząc na Fretkę.
– Ty się nawet nie
odzywaj, Harry. Też jesteś prefektem i powinieneś mnie wesprzeć – rzuciła
karcąco Herm.
– Wcale nie prosiłem o
mianowanie mnie… – urwałem, widząc, jak
Igniss siada między Malfoyem i Richardsonem. – Co on tam robi? – spytałem
zaskoczony. Moje zdziwienie sięgnęło zenitu, kiedy zobaczyłem, co on wyprawia.
Nie wierzyłem własnym oczom. Igniss karmił Malfoya?!
– Mówiłem, że nie można mu ufać! To, że jest w naszym domu to
tylko przykrywka! Albo nie. Może to główny punkt ich planu!
– Ron, o czym ty
bredzisz? – spytała zaskoczona Ginny, patrząc z niezrozumieniem na brata.
– O czym? Jak to „o
czym”?! Przecież to brat – to słowo
zabrzmiało jak obelga – Fretki! – syknął. – Co prawda przybrany, ale to że nie
mają tej samej krwi nie zmienia faktu, że wychowywali się razem od urodzenia.
Zresztą to że jest Blackiem wcale nie działa na jego korzyść. Blackowie to dość
bliscy kuzynowie Malfoyów i tak jak oni parali się czarną magią.
– Syriusz wcale taki nie był! – zaprotestowałem gwałtownie.
– Wiem, Harry, ale nie zapominaj, że tak naprawdę został przecież
wyrzucony z rodziny. Całkowicie się od nich różnił. To jedyny… no dobra,
pierwszy jeśli liczyć tego oszusta, Black –Gryfon! Cała reszta z miejsca
trafiała do Slitherinu.
– A skąd pewność, że on też nie jest takim wyjątkiem? – spytałem
zirytowany. Zaczynała mnie męczyć ta jego uporczliwa podejrzliwość.
– A skąd pewność, że jest? Harry, musisz przestać patrzeć na
niego przez pryzmat Łapy…
– Wiecie, nie chciałam go już wczoraj o to wypytywać, ale
zastanawiam się, kto był jego ojcem. O ile dobrze pamiętam, Syriusz i jego brat
byli ostatnimi męskimi potomkami Blacków. Ich ojca nie liczę.
– Czyli że Igniss jest bratankiem Syriusza? – Ginny uniosła
brwi w zdziwieniu.
– A może i nawet jego synem – stwierdziła poważnie Hermiona.
Razem z Ronem wlepiliśmy w nią niedowierzające spojrzenia.
– Hermiono… ale… przecież Syriusz nigdy nie miał… – urwałem,
słysząc podniesione głosy przy stole Slitherinu.
– … nigdy tego nie
zrozumiesz, pieseczku. – W ustach Malfoya
ostatnie słowo zabrzmiało jak wyzwisko. Na sali zapanowała kompletna cisza. Teraz
bez problemu słyszałem każde słowo tej dwójki.
– Rozumiem, że poprzez pieseczka rzucałeś mi aluzję do
Syriusza? – Syr… CO?! Ale… czyli to znaczy, że on… że Syriusz to jego… to
niemożliwe. – To nie było miłe, naprawdę. A myślałem, że masz naprawdę duże
obycie. W końcu wywodzisz się z naprawdę potężnego rodu, a i w jednym kręgu jesteś bardzo popularny, Fretko. –
Jak z oddali usłyszałem krótki cichy chichot Rona.
– Cieszy mnie, że się
rozumiemy, Black. – Blondyn, podnosząc się ze swojego miejsca, popatrzył na
bruneta beznamiętnie. – Trzymaj się
swoich domowników, a mnie lepiej omijaj szerokim łukiem. W innym wypadku nie
ręczę za siebie – powiedział chłodno.
Nagle ze zdumieniem zobaczyłem, jak Ron podnosi się
gwałtownie.
– Bo co? Zaatakujesz go
od tyłu!? – spytał wściekły ku mojemu największemu zdziwieniu. Malfoy obrzucił
go nienawistnym spojrzeniem, powiedział do Iga coś, czego nie byłem w stanie
usłyszeć, po czym wyszedł z sali. Po dosłownie pięciu sekundach głuchej ciszy,
która zaległa w pomieszczeniu, Igniss niespodziewanie wybiegł za chłopakiem. Dało
się usłyszeć jego przytłumiony krzyk, gdy wołał Ślizgona po imieniu. Nie
zastanawiając się ani chwili, również podniosłem się ze swojego miejsca.
– Idę za nimi. Ig nie potrafi się jeszcze posługiwać różdżką,
a wątpię by Malfoy zrezygnował z takiej przewagi w walce – rzuciłem do
przyjaciół, podczas gdy salę zalała fala plotek.
– Idę z tobą!
– Nie trzeba, Ron. – Nie czekając na odpowiedź, biegiem
opuściłem pomieszczenie. Po głowie wciąż chodziły mi słowa Iga i Hermiony. Jeśli
Herm miała rację, to by znaczyło, że Ig jest moim krewnym…
Szybko ich dogoniłem. Głos Malfoya bez problemu mnie do nich
zaprowadził. Skręciłem za róg i momentalnie mnie zamurowało. Igniss przyciskał do
ściany Fretkę, który… płakał?
– Zdradziłeś mnie –
szepnął blondyn, a brunet starł łzy spływające po jego twarzy. Poczułem ucisk w
klatce. Nie miałem jednak pojęcia, co było jego przyczyną. – Jeszcze nigdy nie
czułem się tak zdradzony. Ojciec i Voldemort razem wzięci nie zrobili mi takiej
krzywdy przez te wszystkie lata, jak ty zrobiłeś to teraz.
– Wybacz. To moja wina.
Po prostu wiesz, że uwielbiam Syriusza, a gdy powiedziałeś o nim źle i to jeszcze
przy tylu osobach, chciałem ci się jakoś odpłacić. Tylko że nie przemyślałem
swoich słów i powiedziałem to…
Drgnąłem zaskoczony, gdy Malfoy przytulił się do Blacka.
Pierwszy raz widziałem, żeby okazał w ten sposób słabość. Teraz, tak samo jak
tamtej pamiętnej nocy, gdy znalazłem go rozmawiającego przez telefon, uderzyło
mnie, że on też jest zwykłym człowiekiem. Ma uczucia i można go zranić i to
najwyraźniej nie tak trudno, jakby się wydawało...
– Nie mogę tak z dnia
na dzień pokazać, że jednak lubię wuja Syriusza. Muszę dalej grać…
Niemal poczułem, jak moja szczęka uderza o posadzkę. Malfoy
lubi „wuja Syriusza”?! Przecież tyle razy jasno dawał do zrozumienia, że jest
wręcz odwrotnie!
– Nie mów, że jesteś tu
od początku, Harry.
Poczułem się zawstydzony. Nie powinienem był ich tak
podglądać. Wysuwając się bardziej zza rogu, podrapałem się skrępowany w kark.
– Eeem – mruknąłem. – Na
to wygląda… Byłem pewny, że zaczniecie się bić, a że nie potrafisz jeszcze
używać różdżki, pomyślałem, że ci… eee… pomogę – wyjaśniłem kulawo.
– Jak widzisz, dałem
sobie radę. – Ig zaśmiał się cichutko,
odchodząc kawałek od Malfoya. – Wiem, co
robić, żeby ten głupi anorektyk z syczącego smoka stał się potulnym wężykiem.
– Ig! Jeszcze jedno
słowo i nie ręczę za siebie – warknął
zaraz blondyn, posyłając Blackowi zabójcze spojrzenie.
– Dobrze, tato~! Już
będę grzeczny, tylko przestań być już dla mnie taki ostry i zimny.
– Zimny? Czy ja
kiedykolwiek byłem dla ciebie ciepły? Ja jakoś nie mogę sobie tego
przypomnieć... – odparł blondyn,
starając się zetrzeć łezki, jakie jeszcze zostały w kącikach oczu. – A ty, Potter, może poszukasz sobie jakiegoś
zajęcia? Nikt nie potrzebuje pomocy od Chłopca, Który Przeżył? – dodał jeszcze, posyłając mi bliżej
nieokreślone spojrzenie.
Przez chwilę patrzyłem na obu w ciszy. Dziwnie się czułem,
patrząc na zapłakanego Malfoya. Wydawał mi się taki nierealny, choć wiedziałem,
że był jak najbardziej rzeczywisty. Chyba właśnie przez to nie zdenerwowały
mnie jego słowa, które w innej sytuacji pewnie byłyby początkiem nowej kłótni
między nami. Zamiast odciąć się blondynowi, zadałem pytanie, które nurtowało
mnie już od kilku chwil.
– Więc tak naprawdę
cały czas lubiłeś Syriusza? Ale przecież tyle razy go obrażałeś! Dlaczego to
robiłeś? – spytałem z pretensją. – Naprawdę aż tak mnie nienawidzisz, że
postanowiłeś udawać, że nienawidzisz też mojego chrzestnego, żeby tylko mnie
zranić?! – Zaczynałem się denerwować. Gdy tylko przypomniałem sobie, ile razy
nazywał Syriusza, zresztą nie tylko on, kundlem, mordercą, szaleńcem, gotowało
się we mnie. Wszyscy go o coś obwiniali, ale nikt nie dał mu szansy na
wytłumaczenie, nie chcieli mu uwierzyć. A teraz jeszcze się okazuje, że Malfoy udawał,
choć tak naprawdę go lubił?! I po co?! Czy Syriusz nie cierpiał wystarczająco,
żyjąc ze świadomością, że cały magiczny świat, nawet stary przyjaciel obwiniają
go o zdradę i śmierć moich rodziców?! Że jego rodzina go nienawidziła tak
bardzo, że się go wyrzekli?!
– Czy wszytko musi się
kręcić wokół ciebie, Potter? – rzucił mi
powątpiewające spojrzenie. Ręką sięgnął do kieszeni, by zaraz z westchnieniem
wyciągnąć ją z powrotem. – Jakbyś czasem
użył mózgu, może byś sobie przypomniał, że moja matka jest z domu Black, a
Syriusz jest jej wydziedziczonym kuzynem. Wiesz, co to oznacza? Stał się
wyrzutkiem. Już nie może wrócić w łaski rodziny.
– Co nie znaczy, że powinieneś
go obrażać. – Igniss stanął po mojej stronie.
– W końcu było, nie było. Syri jest
twoim wujem.
– I co? Mam stanąć
przeciwko ojcu, żeby jako głowa rodziny przywrócił mu pośmiertnie możliwość
bycia członkiem rodziny? – Zaśmiał się
cicho, zasłaniając ręką usta. – Ig,
czasami boję się twojego toku myślenia. I pomyśleć, że żyjemy ze sobą już tyle
lat – mruknął.
Nagle znów przypomniały mi się słowa Hermiony.
– Właśnie, Igniss… Czy
to możliwe, żeby Syriusz był twoim ojcem? – spytałem, patrząc wyczekująco i
niepewnie na Ignissa.
– Już się domyśliłeś? – Uśmiechnął się lekko, przechylając odrobinę
głowę na bok. – Szybciej, niż myślałem.
Jestem pod wrażeniem, serio.
– Miałeś nie mielić za
dużo ozorem, zapomniałeś? – mruknął
cicho Malfoy, krzyżując ręce na piersi i patrząc na niego ze złością.
– A ty z kolei chyba
miałeś więcej nim pracować, co? Żebyś nie mdlał mi po kątach – odgryzł się szybko Ig.
Fretka wyglądał jakby nie wiedział, czy wpierw ma rozszarpać Ignissa, czy może zapaść się pod ziemię.
Fretka wyglądał jakby nie wiedział, czy wpierw ma rozszarpać Ignissa, czy może zapaść się pod ziemię.
Zaśmiałem się cicho. Malfoy wyglądał naprawdę interesująco,
gdy zarumieniony próbował zabić wzrokiem Blacka. Moja wesołość nie trwała
jednak długo, bo w następnej chwili to Igniss wybuchnął śmiechem, gdy
zaburczało mi w brzuchu.
– No co? – burknąłem
zażenowany. – To wasza wina, że nie zdążyłem zjeść. A później tak jakoś
straciłem apetyt…
– Nasza? O, wymówkę
sobie znalazł – mruknął, patrząc na mnie
z powątpiewaniem. – Może jeszcze
wygarniesz mi zaraz, że mam ci to jakoś wynagrodzić? – Pokręcił w niedowierzaniu głową. – Nie mam zamiaru ci za nic płacić, dlatego
radziłbym ci zmykać z powrotem do sali, Potty.
– Niczego od ciebie nie chcę, Malfoy, możesz
mi wierzyć. A na śniadanie z chęcią bym wrócił, ale i tak bym już nie zdążył
nic zjeść – stwierdziłem niezadowolony, przypominając sobie coś nagle. –
Dyrektor wezwał mnie na dywanik.
Blondyn
nic nie odpowiedział, tylko prychnął i odszedł. Muszę przyznać, że trochę mnie
to zdziwiło. Powinien rzucić jakąś kąśliwą odpowiedź, jak zwykle to robił.
Chociaż… ostatnio wszystko, co dotyczyło Malfoya było „inne”.
– Powodzenia, Harry.
– Taa – mruknąłem w odpowiedzi i ruszyłem w
kierunku schodów. Szedłem dość wolno, by jak najbardziej odwlec chwilę
spotkania z dyrektorem, jednak i tak w końcu dotarłem przed kamienną chimerę.
Gdy tak sterczałem na środku korytarza, z pewną ulgą zdałem sobie sprawę, że
nie znam hasła. Naprawdę obawiałem się tej rozmowy. Poczułem się jeszcze
gorzej, gdy niespodziewanie przejście otworzyło się, wpuszczając mnie do
środka. W pierwszej chwili miałem ochotę odwrócić się i odejść, ale przemogłem tę
chęć i ruszyłem przed siebie. Dotarcie na samą górę zajęło mi zdecydowanie za
mało czasu. Z mocno bijącym sercem uniosłem lekko drżącą dłoń, by zapukać, lecz
nie było to potrzebne. Wielkie drewniane drzwi uchyliły się bezszelestnie nim
zdążyłem je choćby dotknąć. Przełknąłem ślinę, czując suchość w gardle.
Wszedłem ostrożnie do środka. Pomieszczenie wyglądało jak zawsze – półokrągłe, całkiem
przytulne, z tymi samymi portretami byłych dyrektorów, których część drzemała,
podczas gdy reszta obserwowała mnie uważnie. Jednak nie wszystko było takie
znajome. Całkowitym zaskoczeniem był dla mnie widok obecnego dyrektora.
Człowiek wyglądający jak łagodny staruszek, który spoglądał na ludzi radośnie,
z przyjaznym uśmiechem na twarzy, teraz sprawił, że zadrżałem. Jego wzrok był
ostry, mina poważna i biła od niego jakaś dziwna aura. Wcześniej myślałem, że
widok zawodu na tej życzliwej twarzy będzie dla mnie czymś okropnym, jednak
świadomość, że rozwścieczyłem tego mężczyznę
była o wiele gorsza. Stałem kilka metrów od Dumbledore’a i czułem wielką
ochotę, by zniknąć. A tak naprawdę nic się jeszcze nie zaczęło…
~*~*~*~
Hej,
OdpowiedzUsuńtak Hermiona to zawsze regulaminowo, wejście Draco wywołało wielkie wrażenie, Harry zobaczył drugie oblicze Draco, ciekawe czy pozna prawdę o pochodzeniu Ignisa, ciekawe czego chce dyrektor...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hej,
OdpowiedzUsuńwspaniale, Draco to miał wielkie wejście, i mamy drugie oblicze Draco...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńjuhu mamy tutaj takie inne oblicze Draco, ale to wejście to miał świetne...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza