piątek, 20 września 2013

Rozdział 26 - Harry


~*~*~*~
Widzisz, Harry? Nawet Hermiona się ze mną zgadza.
– A ja wam mówię, że przesadzacie! Może Ig jest jakoś powiązany z Malfoyami, ale przecież sam przyznał, że go przygarnęli. Jest Blackiem, Hermiono! Tak jak… – Syriusz, dokończyłem w myślach. Ale to przecież nie Syriusz. On już nie żyje… I to z mojej winy.
– Więc to jest powód? Przypomina ci Syriusza, tak? – spytała łagodnie Hermiona. Nie byłem w stanie jej odpowiedzieć. Dławiło mnie w gardle. – Och, Harry…
– Daj mi spokój, Hermiono! – warknąłem słabo. Miałem dosyć. Byłem zmęczony całą tą sytuacją, ciągłymi wyrzutami sumienia, dzisiejszymi wydarzeniami. Męczyła mnie nawet ta rozmowa. Nie mogłem znieść współczucia Hermiony. Myślę, że czułbym się lepiej, gdyby oboje z Ronem byli na mnie źli. Bo gdy widzę, jak próbują być dla mnie mili, wyrozumiali, troskliwi… zaczynam się dusić. Jakby się nade mną litowali. Albo co gorsza jakby jego śmierć nie zrobiła na nich wrażenia…!
W przypływie złości i goryczy zerwałem się z kanapy.
Chciałem być sam.
I doskonale wiedziałem, gdzie znajdę odpowiednie dla siebie miejsce.
Gdy tylko znalazłem się na korytarzu, rzuciłem się biegiem w stronę Pokoju Życzeń i już po chwili mogłem z ulgą odetchnąć w znajomej komnacie. Ta przebieżka pozwoliła mi się nieco uspokoić. Nie mam pojęcia, co mnie napadło. Przecież było już lepiej! W czasie pobytu w Londynie nawet nie myślałem za wiele o Syriuszu. A teraz znów nie mogę się pozbyć tych myśli z głowy. I jeszcze pomyślałem, że Ron i Hermiona w ogóle nie przejęli się jego śmiercią! Przecież doskonale wiem, że nie był im obojętny.
Podszedłem powoli do regału i ściągnąłem stamtąd niezbyt grubą „Animagię – szybko i łatwo”. Zastanawia mnie czasem, czy autor nie nadał swojemu „dziełu” takiego tytułu ze złośliwości… Bo to z pewnością nie było ani łatwe, ani szybkie do opanowania. Tak nudny i zawiły tekst nie pomaga w opanowaniu tej sztuki. Ale mimo tego wciąż od nowa próbowałem, dzięki czemu po jakimś miesiącu przebrnąłem pobieżnie i z minimalnym zrozumieniem przez cały poradnik. W rozdziale pierwszym – o jakże wspaniałym tytule „Poznać siebie” – autor każe mi „wsłuchać się w swoje wewnętrzne ja” (zaczyna mi się robić niedobrze za każdym razem, jak widzę ten zwrot; przewija się tu chyba z milion razy!) i zrozumieć własny charakter. „Ukoić duszę” każe odnaleźć to, co sprawia, że jestem spokojny. Ma mi to umożliwić zawężenie grona zwierząt, wśród których znajdę to, którym mogę być. I o ile pierwszego rozdziału w ogóle nie rozumiem, tak w drugim przypuszczam, że chodzi o latanie. W końcu uwielbiam latać na miotle. Tym bardziej że tę samą odpowiedź mam do wskazówek z kolejnego rozdziału – „Łapy, skrzydła czy łuski”, który każe się zastanowić nad tym, co sprawia mi prawdziwą przyjemność. Według tego, wychodziłoby, że moją postacią jest jakiś ptak, ale nie za bardzo widziałem się w takiej formie. Dlatego czytałem te brednie raz po raz, próbując wymyślić coś innego. Oczywiście do momentu, w którym zasypiałem. Chwilami miałem dosyć tej męczarni, jednak teraz właśnie tego chciałem. Rozpaczliwie pragnąłem czegoś, co zajmie mój umysł. Rozsiadłem się więc na macie pośrodku pomieszczenia i zabrałem się za czytanie... by po jakichś pięciu minutach, zatrzasnąć książkę z wściekłością. Nie byłem w stanie się skupić! Będąc w połowie zdania, zapominałem, co było na jego początku. Jak na złość w mojej głowie kłębiło się coraz więcej myśli. Miałem mętlik w głowie.
Podczas rozmowy z Igiem kompletnie o tym nie myślałem, ale ostatnio wszystko się skomplikowało. Albo może raczej powinienem powiedzieć „dziś wszystko się skomplikowało”. W ciągu jednego dnia moi przyjaciele poznali prawdę o Dursleyach, w szkole pojawił się znikąd Black będący wychowankiem Malfoyów, których kolejny przedstawiciel zasiada od dziś przy stole nauczycielskim  – a gdyby tego było mało  – sam już nie wiem, co myśleć o „starym” Malfoyu. Już w zeszłym roku zacząłem się nieco wahać co do Fretki. A teraz do tego dochodzi to, co widziałem w trakcie mistrzostw, nasza pogawędka w pociągu, a także to co dziś powiedział Igniss. Że my znamy tylko jedną jego stronę. Który z nich jest w takim razie prawdziwy? Ten którego znam od pięciu lat czy może ten, którego przebłyski ujrzałem w ciągu ostatnich trzech miesięcy? Czy gdybym nie odrzucił wtedy jego ręki, znałbym tę jego drugą stronę? Czy mógłbym z nim rozmawiać, tak jak w pociągu? Słyszeć jego prawdziwy, wesoły śmiech?
Czy może to wszystko to tylko gra? Czy to kolejna pułapka Voldemorta? Czy tym razem zamiast wyciągać mnie podstępem z zamku, próbuje zaatakować mnie wewnątrz?
~*~
– Wreszcie przejrzałeś na oczy! – Na twarzy Rona malowała się ulga. – Myślałem, że Black naprawdę zrobił ci pranie mózgu.
– Ale przecież nawet słowem nie wspomniałem o Ignissie. Powiedziałem tylko, że to nagłe pojawienie się kolejnego Malfoya jest podejrzane! Czemu ty go ciągle podejrzewasz?
– To raczej ja się pytam, czemu ty go nie podejrzewasz! Jak dla mnie to szpieg w naszym domu. Nie ufam mu i nie podoba mi się, że tak szybko dałeś mu się owinąć wokół palca.
– Wcale nie dałem mu się owinąć!
– Właśnie że dałeś! Jak dla mnie, ta sprawa śmierdzi podstępem na kilometr, a ty jak gdyby nigdy nic już na wstępie mu zaufałeś i gadałeś jak z najlepszym kumplem.
– Mam ci przypomnieć, że tobie też szybko zaufałem? A skąd mogłem mieć pewność, że mnie nie okłamujesz? Skąd mogę mieć pewność, że ktokolwiek, kogo poznam lub znam, mnie nie okłamuje i że mogę mu ufać?!
– Ale Harry… jesteśmy twoimi przyjaciółmi!
– Ale nawet ciebie i Hermionę najpierw musiałem poznać i wam zaufać! My też kiedyś byliśmy sobie obcy. Zresztą, to że jesteśmy przyjaciółmi od tylu lat wcale nie eliminuje ryzyka zagrożenia. Moi rodzice, Syriusz i profesor Lupin również uważali Glizdogona za przyjaciela i popatrz dokąd ich to doprowadziło!
– Świetnie! Więc twierdzisz, że nie możesz nam ufać?!
– Nie, Ron, na Merlina! Mówię po prostu, że zawsze istnieje ryzyko. I to nie działa tylko w tę stronę. Równie dobrze wy możecie podejrzewać mnie o zdradę i przyłączenie się do Voldemorta, czy wręcz zastąpienie go po tym, jak już go pokonam! – Ron spojrzał na mnie z przerażeniem.
– Harry… Nie mówisz poważnie, prawda…?
– Jestem całkowicie poważny. Ale żeby nie było wątpliwości, nie zamierzam zostać kolejnym Czarnym Panem. Próbuję ci po prostu wytłumaczyć, że nikomu nie powinno się tak naprawdę do końca zaufać. Ale przecież my ufamy sobie nawzajem, podjęliśmy to ryzyko, prawda? I ja dokładnie tak samo chcę postąpić wobec Ignissa. Czuję, że mogę mu zaufać.
Ron zamilkł, wbijając wzrok w nogi swojego łóżka. Zastałem go siedzącego na nim w piżamie, gdy wróciłem do dormitorium. Reszta chłopaków wciąż siedziała w pokoju wspólnym. Teraz cisza w pokoju się przedłużała, więc postanowiłem dać przyjacielowi trochę czasu do namysłu. Wziąłem potrzebne rzeczy do mycia i ruszyłem w stronę drzwi. W progu zatrzymał mnie cichy głos Rona.
– Nie zamierzam mu zaufać tak szybko jak ty. Będę go mieć na oku, możesz być tego pewien… Ale postaram się go zaakceptować.
Uśmiechnąłem się lekko. Wiem, jak dużo musiało go kosztować powiedzenie tego.
– Dzięki, kumplu. Wiedziałem, że mogę na ciebie liczyć.
~*~
 – … i wtedy zawrócił i złapał znicz! Mówię wam, z Harrym chcemy zastosować tę taktykę podczas meczu ze Slitherinem! Nie mogę się doczekać, aż zobaczę miny Ślizgonów, jak wywiniemy im taki numer! – Z uśmiechem przysłuchiwałem się paplaninie Rona, który widocznie znów był w dobrym humorze. Przypuszczam, że miało to coś wspólnego z nieobecnością Iga przy stole. Swoją drogą, ciekawe czemu go jeszcze nie ma? Jak wychodziliśmy, siedział w łazience, więc powinien już tu być… Chyba że schody zrobiły mu psikusa i utknął na jakimś piętrze… Powinienem był na niego poczekać.
 – Ale czy to nie jest niebezpieczne? – dotarł do mnie niepewny głos Neville’a.
 – Pewnie trochę jest, ale jeśli ma to zrobić Harry, to na pewno wszystko będzie dobrze. On jest naprawdę wielkim szczęściarzem – odparł Dean. – Tyle razy wywinął się Sami –Wiecie –Komu, że niemożliwe jest, żeby miał ucierpieć podczas meczu.
– No ja nie byłbym taki pewny. Kilka razy już mu się zdarzyło. Pamiętam co najmniej dwa przypadki…
 – Harry, zapomniałem ci powiedzieć. – Spojrzałem na Neville’a. – McGonagall kazała ci przekazać, że jak tylko zjesz śniadanie, masz się stawić w gabinecie Dumbledore’a.
 – Nie powiedziała, o co chodzi? – spytałem niepewnie.
 – Niestety. – Pokręcił głową. – Myślisz, że to coś poważnego?
Wzruszyłem bezradnie ramionami, zbywając go. Jakoś nie chciałem mu mówić o moich problemach.
 – Harry, myślę, że może mu chodzić o wydarzenia z sierpnia – usłyszałem cichy głos Hermiony. Przytaknąłem jej niechętnie. Podświadomie zdawałem sobie sprawę, że będzie czekać mnie taka rozmowa, jednak spychałem te myśli w głąb umysłu. Mogłem sobie wyobrazić reakcję dyrektora i nie była to zbyt przyjemna wizja. Główną z jej części był zawód staruszka, a tego naprawdę nie chciałem widzieć. Może czasem nie zgadzałem się z jego decyzjami, ale przez te wszystkie lata niezmiennie go szanowałem. Świadomość, że zawiodłem jego zaufanie wydawała się być gorsza, niż wczorajsze słuchanie oskarżających krzyków Hermiony.
Sięgając po miskę z jajecznicą, kątem oka dostrzegłem wchodzącego do sali Fretkę. Spojrzałem w jego kierunku i zamarłem. Nie byłem w stanie oderwać wzroku od tego dupka. Wyglądał… niesamowicie. Był jeszcze pewniejszy siebie niż zazwyczaj, gdy tak kroczył (bo nie można było tego nazwać zwykłym chodem) w stronę stołu Ślizgonów. Szata falowała wokół szczupłych nóg, odsłaniając jego mugolskie ubrania. Cały strój Malfoya wyglądał, jakby został stworzony specjalnie dla niego. I chyba naprawdę tak było, bo „mundurek” Fretki wcale nie przypominał tego, który miałem na sobie ja.
 – Napuszony dupek – rzucił Ron. – Zawsze był zapatrzonym w siebie lalusiem, który chciał, żeby wszyscy mu bili pokłony, ale to już przesada. Wygląda jak pajac! – Zaśmiał się złośliwie.
 – Mam nadzieję, że nie zamierza w tym chodzić cały czas – powiedziała oburzona Hermiona. – Jego strój jest nieregulaminowy! Przecież jako prefekt powinien dawać dobry przykład innym uczniom! A widzieliście co on zrobił ze swoją odznaką? – Wciąż patrząc na Malfoya, który był już niedaleko swojego miejsca przy stole, spróbowałem dostrzec, o czym mówiła Herm. Niestety z tej odległości nie byłem w stanie zobaczyć zbyt wielu szczegółów. Zauważyłem jedynie, że na piersi ma tylko jedną plakietkę zamiast dwóch. Pokręciłem więc przecząco głową, czekając na wyjaśnienie. Hermiona chyba jednak nie zauważyła mojej reakcji, bo nie powiedziała, o co jej chodziło. Zamiast tego usłyszałem, jak odłożyła łyżkę na talerz i zaczęła się podnosić od stołu. – Zaraz tam do niego pójdę i…
 – Hermi, daj spokój. – Zerknąłem na Ginny, która chwyciła szatynkę za ramię, przytrzymując ją na miejscu. – Nie przejmuj się nim, bo po co? To jak on się ubiera, nie powinno mieć dla ciebie znaczenia.
 – Wybacz, Ginny, ale jego ubiór ma dla mnie znaczenie. Moim obowiązkiem jest, aby upominać osoby łamiące szkolny regulamin – odparła twardo.
 – Hermiono, spokojnie. Chociaż dziś przymknij na to oko, dobrze? Nie pozwól, żeby ten paniczyk psuł ci humor już pierwszego dnia szkoły. Jeżeli jutro znów to założy, to obiecuję, że nie będę cię już powstrzymywała, zgoda?
 – Ginny ma rację – poparłem przyjaciółkę, znów patrząc na Fretkę.
 – Ty się nawet nie odzywaj, Harry. Też jesteś prefektem i powinieneś mnie wesprzeć – rzuciła karcąco Herm.
 – Wcale nie prosiłem o mianowanie mnie…  – urwałem, widząc, jak Igniss siada między Malfoyem i Richardsonem. – Co on tam robi? – spytałem zaskoczony. Moje zdziwienie sięgnęło zenitu, kiedy zobaczyłem, co on wyprawia. Nie wierzyłem własnym oczom. Igniss karmił Malfoya?!
– Mówiłem, że nie można mu ufać! To, że jest w naszym domu to tylko przykrywka! Albo nie. Może to główny punkt ich planu!
 – Ron, o czym ty bredzisz? – spytała zaskoczona Ginny, patrząc z niezrozumieniem na brata.
 – O czym? Jak to „o czym”?! Przecież to brat – to słowo zabrzmiało jak obelga – Fretki! – syknął. – Co prawda przybrany, ale to że nie mają tej samej krwi nie zmienia faktu, że wychowywali się razem od urodzenia. Zresztą to że jest Blackiem wcale nie działa na jego korzyść. Blackowie to dość bliscy kuzynowie Malfoyów i tak jak oni parali się czarną magią.
– Syriusz wcale taki nie był! – zaprotestowałem gwałtownie.
– Wiem, Harry, ale nie zapominaj, że tak naprawdę został przecież wyrzucony z rodziny. Całkowicie się od nich różnił. To jedyny… no dobra, pierwszy jeśli liczyć tego oszusta, Black –Gryfon! Cała reszta z miejsca trafiała do Slitherinu.
– A skąd pewność, że on też nie jest takim wyjątkiem? – spytałem zirytowany. Zaczynała mnie męczyć ta jego uporczliwa podejrzliwość.
– A skąd pewność, że jest? Harry, musisz przestać patrzeć na niego przez pryzmat Łapy…
– Wiecie, nie chciałam go już wczoraj o to wypytywać, ale zastanawiam się, kto był jego ojcem. O ile dobrze pamiętam, Syriusz i jego brat byli ostatnimi męskimi potomkami Blacków. Ich ojca nie liczę.
– Czyli że Igniss jest bratankiem Syriusza? – Ginny uniosła brwi w zdziwieniu.
– A może i nawet jego synem – stwierdziła poważnie Hermiona. Razem z Ronem wlepiliśmy w nią niedowierzające spojrzenia.
– Hermiono… ale… przecież Syriusz nigdy nie miał… – urwałem, słysząc podniesione głosy przy stole Slitherinu.
 – … nigdy tego nie zrozumiesz, pieseczku. – W ustach Malfoya ostatnie słowo zabrzmiało jak wyzwisko. Na sali zapanowała kompletna cisza. Teraz bez problemu słyszałem każde słowo tej dwójki.
 – Rozumiem, że poprzez pieseczka rzucałeś mi aluzję do Syriusza? – Syr… CO?! Ale… czyli to znaczy, że on… że Syriusz to jego… to niemożliwe. – To nie było miłe, naprawdę. A myślałem, że masz naprawdę duże obycie. W końcu wywodzisz się z naprawdę potężnego rodu, a i w jednym kręgu jesteś bardzo popularny, Fretko. – Jak z oddali usłyszałem krótki cichy chichot Rona.
 – Cieszy mnie, że się rozumiemy, Black. – Blondyn, podnosząc się ze swojego miejsca, popatrzył na bruneta beznamiętnie.  – Trzymaj się swoich domowników, a mnie lepiej omijaj szerokim łukiem. W innym wypadku nie ręczę za siebie – powiedział chłodno.
Nagle ze zdumieniem zobaczyłem, jak Ron podnosi się gwałtownie.
 – Bo co? Zaatakujesz go od tyłu!? – spytał wściekły ku mojemu największemu zdziwieniu. Malfoy obrzucił go nienawistnym spojrzeniem, powiedział do Iga coś, czego nie byłem w stanie usłyszeć, po czym wyszedł z sali. Po dosłownie pięciu sekundach głuchej ciszy, która zaległa w pomieszczeniu, Igniss niespodziewanie wybiegł za chłopakiem. Dało się usłyszeć jego przytłumiony krzyk, gdy wołał Ślizgona po imieniu. Nie zastanawiając się ani chwili, również podniosłem się ze swojego miejsca.
– Idę za nimi. Ig nie potrafi się jeszcze posługiwać różdżką, a wątpię by Malfoy zrezygnował z takiej przewagi w walce – rzuciłem do przyjaciół, podczas gdy salę zalała fala plotek.
– Idę z tobą!
– Nie trzeba, Ron. – Nie czekając na odpowiedź, biegiem opuściłem pomieszczenie. Po głowie wciąż chodziły mi słowa Iga i Hermiony. Jeśli Herm miała rację, to by znaczyło, że Ig jest moim krewnym…
Szybko ich dogoniłem. Głos Malfoya bez problemu mnie do nich zaprowadził. Skręciłem za róg i momentalnie mnie zamurowało. Igniss przyciskał do ściany Fretkę, który… płakał?
 – Zdradziłeś mnie – szepnął blondyn, a brunet starł łzy spływające po jego twarzy. Poczułem ucisk w klatce. Nie miałem jednak pojęcia, co było jego przyczyną. – Jeszcze nigdy nie czułem się tak zdradzony. Ojciec i Voldemort razem wzięci nie zrobili mi takiej krzywdy przez te wszystkie lata, jak ty zrobiłeś to teraz.
 – Wybacz. To moja wina. Po prostu wiesz, że uwielbiam Syriusza, a gdy powiedziałeś o nim źle i to jeszcze przy tylu osobach, chciałem ci się jakoś odpłacić. Tylko że nie przemyślałem swoich słów i powiedziałem to…
Drgnąłem zaskoczony, gdy Malfoy przytulił się do Blacka. Pierwszy raz widziałem, żeby okazał w ten sposób słabość. Teraz, tak samo jak tamtej pamiętnej nocy, gdy znalazłem go rozmawiającego przez telefon, uderzyło mnie, że on też jest zwykłym człowiekiem. Ma uczucia i można go zranić i to najwyraźniej nie tak trudno, jakby się wydawało...
 – Nie mogę tak z dnia na dzień pokazać, że jednak lubię wuja Syriusza. Muszę dalej grać…
Niemal poczułem, jak moja szczęka uderza o posadzkę. Malfoy lubi „wuja Syriusza”?! Przecież tyle razy jasno dawał do zrozumienia, że jest wręcz odwrotnie!
 – Nie mów, że jesteś tu od początku, Harry.
Poczułem się zawstydzony. Nie powinienem był ich tak podglądać. Wysuwając się bardziej zza rogu, podrapałem się skrępowany w kark.
 – Eeem – mruknąłem. – Na to wygląda… Byłem pewny, że zaczniecie się bić, a że nie potrafisz jeszcze używać różdżki, pomyślałem, że ci… eee… pomogę – wyjaśniłem kulawo.
 – Jak widzisz, dałem sobie radę.  – Ig zaśmiał się cichutko, odchodząc kawałek od Malfoya.  – Wiem, co robić, żeby ten głupi anorektyk z syczącego smoka stał się potulnym wężykiem.
 – Ig! Jeszcze jedno słowo i nie ręczę za siebie  – warknął zaraz blondyn, posyłając Blackowi zabójcze spojrzenie.
 – Dobrze, tato~! Już będę grzeczny, tylko przestań być już dla mnie taki ostry i zimny.
 – Zimny? Czy ja kiedykolwiek byłem dla ciebie ciepły? Ja jakoś nie mogę sobie tego przypomnieć...  – odparł blondyn, starając się zetrzeć łezki, jakie jeszcze zostały w kącikach oczu.  – A ty, Potter, może poszukasz sobie jakiegoś zajęcia? Nikt nie potrzebuje pomocy od Chłopca, Który Przeżył?  – dodał jeszcze, posyłając mi bliżej nieokreślone spojrzenie.
Przez chwilę patrzyłem na obu w ciszy. Dziwnie się czułem, patrząc na zapłakanego Malfoya. Wydawał mi się taki nierealny, choć wiedziałem, że był jak najbardziej rzeczywisty. Chyba właśnie przez to nie zdenerwowały mnie jego słowa, które w innej sytuacji pewnie byłyby początkiem nowej kłótni między nami. Zamiast odciąć się blondynowi, zadałem pytanie, które nurtowało mnie już od kilku chwil.
 – Więc tak naprawdę cały czas lubiłeś Syriusza? Ale przecież tyle razy go obrażałeś! Dlaczego to robiłeś? – spytałem z pretensją. – Naprawdę aż tak mnie nienawidzisz, że postanowiłeś udawać, że nienawidzisz też mojego chrzestnego, żeby tylko mnie zranić?! – Zaczynałem się denerwować. Gdy tylko przypomniałem sobie, ile razy nazywał Syriusza, zresztą nie tylko on, kundlem, mordercą, szaleńcem, gotowało się we mnie. Wszyscy go o coś obwiniali, ale nikt nie dał mu szansy na wytłumaczenie, nie chcieli mu uwierzyć. A teraz jeszcze się okazuje, że Malfoy udawał, choć tak naprawdę go lubił?! I po co?! Czy Syriusz nie cierpiał wystarczająco, żyjąc ze świadomością, że cały magiczny świat, nawet stary przyjaciel obwiniają go o zdradę i śmierć moich rodziców?! Że jego rodzina go nienawidziła tak bardzo, że się go wyrzekli?!
 – Czy wszytko musi się kręcić wokół ciebie, Potter?  – rzucił mi powątpiewające spojrzenie. Ręką sięgnął do kieszeni, by zaraz z westchnieniem wyciągnąć ją z powrotem.  – Jakbyś czasem użył mózgu, może byś sobie przypomniał, że moja matka jest z domu Black, a Syriusz jest jej wydziedziczonym kuzynem. Wiesz, co to oznacza? Stał się wyrzutkiem. Już nie może wrócić w łaski rodziny.
 – Co nie znaczy, że powinieneś go obrażać.  – Igniss stanął po mojej stronie.  – W końcu było, nie było. Syri jest twoim wujem.
 – I co? Mam stanąć przeciwko ojcu, żeby jako głowa rodziny przywrócił mu pośmiertnie możliwość bycia członkiem rodziny?  – Zaśmiał się cicho, zasłaniając ręką usta.  – Ig, czasami boję się twojego toku myślenia. I pomyśleć, że żyjemy ze sobą już tyle lat  – mruknął.
Nagle znów przypomniały mi się słowa Hermiony.
 – Właśnie, Igniss… Czy to możliwe, żeby Syriusz był twoim ojcem? – spytałem, patrząc wyczekująco i niepewnie na Ignissa.
 – Już się domyśliłeś?  – Uśmiechnął się lekko, przechylając odrobinę głowę na bok.  – Szybciej, niż myślałem. Jestem pod wrażeniem, serio.
 – Miałeś nie mielić za dużo ozorem, zapomniałeś?  – mruknął cicho Malfoy, krzyżując ręce na piersi i patrząc na niego ze złością.
 – A ty z kolei chyba miałeś więcej nim pracować, co? Żebyś nie mdlał mi po kątach  – odgryzł się szybko Ig.

Fretka wyglądał jakby nie wiedział, czy wpierw ma rozszarpać Ignissa, czy może zapaść się pod ziemię.
Zaśmiałem się cicho. Malfoy wyglądał naprawdę interesująco, gdy zarumieniony próbował zabić wzrokiem Blacka. Moja wesołość nie trwała jednak długo, bo w następnej chwili to Igniss wybuchnął śmiechem, gdy zaburczało mi w brzuchu.
 – No co? – burknąłem zażenowany. – To wasza wina, że nie zdążyłem zjeść. A później tak jakoś straciłem apetyt…
 – Nasza? O, wymówkę sobie znalazł  – mruknął, patrząc na mnie z powątpiewaniem.  – Może jeszcze wygarniesz mi zaraz, że mam ci to jakoś wynagrodzić?  – Pokręcił w niedowierzaniu głową.  – Nie mam zamiaru ci za nic płacić, dlatego radziłbym ci zmykać z powrotem do sali, Potty.
 – Niczego od ciebie nie chcę, Malfoy, możesz mi wierzyć. A na śniadanie z chęcią bym wrócił, ale i tak bym już nie zdążył nic zjeść – stwierdziłem niezadowolony, przypominając sobie coś nagle. – Dyrektor wezwał mnie na dywanik.
Blondyn nic nie odpowiedział, tylko prychnął i odszedł. Muszę przyznać, że trochę mnie to zdziwiło. Powinien rzucić jakąś kąśliwą odpowiedź, jak zwykle to robił. Chociaż… ostatnio wszystko, co dotyczyło Malfoya było „inne”.
 – Powodzenia, Harry.
 – Taa – mruknąłem w odpowiedzi i ruszyłem w kierunku schodów. Szedłem dość wolno, by jak najbardziej odwlec chwilę spotkania z dyrektorem, jednak i tak w końcu dotarłem przed kamienną chimerę. Gdy tak sterczałem na środku korytarza, z pewną ulgą zdałem sobie sprawę, że nie znam hasła. Naprawdę obawiałem się tej rozmowy. Poczułem się jeszcze gorzej, gdy niespodziewanie przejście otworzyło się, wpuszczając mnie do środka. W pierwszej chwili miałem ochotę odwrócić się i odejść, ale przemogłem tę chęć i ruszyłem przed siebie. Dotarcie na samą górę zajęło mi zdecydowanie za mało czasu. Z mocno bijącym sercem uniosłem lekko drżącą dłoń, by zapukać, lecz nie było to potrzebne. Wielkie drewniane drzwi uchyliły się bezszelestnie nim zdążyłem je choćby dotknąć. Przełknąłem ślinę, czując suchość w gardle. Wszedłem ostrożnie do środka. Pomieszczenie wyglądało jak zawsze – półokrągłe, całkiem przytulne, z tymi samymi portretami byłych dyrektorów, których część drzemała, podczas gdy reszta obserwowała mnie uważnie. Jednak nie wszystko było takie znajome. Całkowitym zaskoczeniem był dla mnie widok obecnego dyrektora. Człowiek wyglądający jak łagodny staruszek, który spoglądał na ludzi radośnie, z przyjaznym uśmiechem na twarzy, teraz sprawił, że zadrżałem. Jego wzrok był ostry, mina poważna i biła od niego jakaś dziwna aura. Wcześniej myślałem, że widok zawodu na tej życzliwej twarzy będzie dla mnie czymś okropnym, jednak świadomość, że rozwścieczyłem tego mężczyznę była o wiele gorsza. Stałem kilka metrów od Dumbledore’a i czułem wielką ochotę, by zniknąć. A tak naprawdę nic się jeszcze nie zaczęło…
~*~*~*~

3 komentarze:

  1. Hej,
    tak Hermiona to zawsze regulaminowo, wejście Draco wywołało wielkie wrażenie, Harry zobaczył drugie oblicze Draco, ciekawe czy pozna prawdę o pochodzeniu Ignisa, ciekawe czego chce dyrektor...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej,
    wspaniale, Draco to miał wielkie wejście, i mamy drugie oblicze Draco...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  3. Hejeczka,
    juhu mamy tutaj takie inne oblicze Draco, ale to wejście to miał świetne...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń