piątek, 6 września 2013

Rozdział 24,5 - Ron



~*~*~*~
Jestem beznadziejny. Stchórzyłem. Zmarnowałem swoją szansę! Mogłem do niej zagadać, zanim wsiedliśmy do tej głupiej bryczki! Miałem idealną szansę. Stała sama z boku, ja też tymczasowo byłem sam. Ginny gadała z jakimiś koleżankami, Hermiona i Harry byli zbyt zajęci pakowaniem Gryfonów do dorożek, żeby zwracać na mnie uwagę. Wystarczyło kilkanaście kroków, głupie „cześć”, a później… tego nie byłem pewien. Ale coś bym wymyślił. A może Bellamite sama zaczęłaby rozmowę. W końcu była naprawdę miła, mimo tego kim jest. Nawet wstawiła się za mną, gdy pewnego razu w zeszłym roku jej domownicy zaczepili mnie na korytarzu i rzucali kąśliwe uwagi pod moim, Harry’ego i Hermiony adresem. W pewnym momencie tak po prostu podeszła do nas energicznym krokiem i im się odcięła. Było mi głupio, bo zaraz po tym, zaczęli też na nią gadać, ale ona najwyraźniej w ogóle się tym nie przejęła. Chwyciła mnie tylko za rękę i posławszy im pobłażliwe spojrzenie, odciągnęła mnie stamtąd. Początkowo byłem tak zaskoczony jej zachowaniem, że bez problemu dałem jej się prowadzić. Później jednak dotarło do mnie, że ona też jest jedną z nich i pewnie właśnie próbuje mnie wciągnąć w jakąś swoją gierkę. Wyrwałem jej się i rzucając mało entuzjastyczne „dzięki”, odszedłem w swoją stronę.
Od tamtego dnia ją obserwuję.
Po kilkunastu dniach zdałem sobie sprawę, że wcale nie padłem ofiarą żadnego jej planu. A przynajmniej nie podejrzewałem jej już o żadne złe zamiary. Choć w dalszym ciągu nie miałem pojęcia, czemu mi wtedy pomogła. Ślizgoni nie zrobią nic, póki nie przyniesie im to korzyści. A Bellamite – tak zwrócili się do niej tamci dwaj Ślizgoni – w końcu jest jedną z Węży. Choć dzięki moim obserwacjom, mogę stwierdzić, że ten stary kapelusz przydzielił ją tam chyba przez pomyłkę. Bellamite w ogóle nie pasowała do tych gumochłonów. Zawsze była na uboczu. Nie wiem, czy sama się izolowała, czy to tamci ją wyrzucili z grupy, w każdym razie cały czas była sama, z nikim nawet nie rozmawiała. No, może poza sytuacjami, gdy jej dokuczali. Wtedy im się odcinała. Gdy tak na nią patrzyłem, mimowolnie przychodziła mi na myśl Pomyluna. Ona też nie trzymała się z nikim w swoim domu. Jednak w jej przypadku się nie dziwie, ona po prostu ma nierówno pod sufitem. A Bellamite? Przecież jest miła, odważna, waleczna… taka gryfońska
Co ona robi w Gnieździe Węży? Czym sobie zasłużyła na szturchanie i potrącanie na korytarzach, na izolację we własnym domu?! Za każdym razem coraz bardziej przekonuję się, że Ślizgoni to zbiór najgorszych ludzi.
Poza Bellamite, oczywiście.
Obserwowałem ją do ostatniego dnia, aż w końcu zniknęła mi z oczu, gdy wysiadaliśmy na King Cross. Przez całe wakacje przyłapywałem się na myśleniu o niej. Zastanawiałem się, co teraz porabia…
Dobry miesiąc broniłem się przed tymi myślami, ale w końcu dałem sobie spokój. I tak nie byłem w stanie skutecznie ich odepchnąć. Wręcz im bardziej chciałem się ich pozbyć, tym były natarczywsze. Więc wreszcie je zaakceptowałem. Wyobrażałem sobie, jak do niej zagaduję, jak świetnie nam się rozmawia. Jak gramy razem w szachy. Jak dopiekamy razem Ślizgonom a później świętujemy zwycięskie bitwy przy kremowym piwie w Trzech Miotłach. Kilka razy nawet wyobrażałem sobie, jak się całujemy…
Aż w końcu podjąłem decyzję, że zagadam do niej przy najbliższej okazji… i co? STCHÓRZYŁEM! Jak ostatni Puchon!
Co najgorsze na następną okazję pewnie będę musiał czekać wieki! Pozostaje mi tylko znów ją obserwować, jak w zeszłym roku. A mogę to robić tylko w czasie posiłków. W końcu nie chodzimy razem na lekcje, a ona najwyraźniej nie zapuszcza się na wyższe piętra, tak samo jak ja nie chodzę w okolice lochów. Na błoniach też jej nie widuję. W dodatku naprawdę łatwo ginie w tłumie. Jest taka niepozorna. Nie to co inni Ślizgoni, którzy zawsze robią wokół siebie pełno szumu. Naprawdę, jak ta głupia Tiara mogła ją tam umieścić? Powinna być w Gryffindorze. Nawet jej nazwisko nie pasuje do Slitherinu – „miła” i „łagodna”…
Właśnie.
Ciekawe jak ma na imię?
Chciałbym ją o to zapytać.
~*~
Co ten Harry sobie wyobraża, tak beztrosko gadając ze znajomym Fretki?! Co z tego, że Black trafił do Gryffindoru. To i tak pewnie jakiś ich pułapka. Nie powinniśmy mu ufać ani przez chwilę. To, że dopiero odkrył swoje moce to też pewnie część ich planu, parszywy podstęp! Pewnie do tej pory szkolił się w Dumstrungu, a teraz przeniósł się tutaj, by zaszkodzić Harry’emu… O nie! A jeżeli zamierza porwać Harry’ego w nocy? Albo co gorsza zabije go tuż pod naszymi nosami?! Muszę go cały czas obserwować. Zarówno Harry jak i Hermiona… no i reszta chłopaków z pokoju dali mu się omamić, ale ze mną nie pójdzie mu tak łatwo! Będę pilnował Harry’ego dwadzieścia cztery dni w tygodniu… tfu! znaczy dwadzieścia cztery dni na dobę… eee dwadzieścia cztery na siedem! Właśnie. Nie spuszczę go ani na chwilę z oczu! Już dostałem nauczkę, za to że za bardzo ufałem Harry’emu. Oczywiście, jeśli chodzi o jego własne bezpieczeństwo. On po prostu nie potrafi się sam o siebie zatroszczyć. Ratuje wszystkich na około, a później wraca na wakacje do miejsca, gdzie jest terroryzowany przez wuja. Jako jego najlepszy przyjaciel nie mogę na coś takiego pozwolić!
– …mówię ci, to było straszne. Do tej pory pamiętam smród tej góry spleśniałego jedzenia.
– Ueee… to musiało być okropne! Dziwię się, że nie uciekliście stamtąd już na samym początku.
– Chcieliśmy, ale uznaliśmy, że uraziłoby to Prawie Bezgłowego Nicka. Wiesz, w końcu to była jego pięćsetna rocznica śmierci, a my byliśmy jedynymi żyjącymi ludźmi, których zaprosił.
– Widzę, że opowiadasz koledze o moim przyjęciu, młody Potterze. – Niemal podskoczyłem zaskoczony, gdy w misce z sałatką ziemniaczaną pojawiła się głowa Nicka. Ten to zawsze sobie znajdzie sposób na efektowne wejście… – Tak, wciąż nie mogę przeboleć, że odmówili mi udziału w Polowaniu bez Głów. I to w moją własną rocznicę!
– O–och. Witaj, Nick. Poznaj Ignissa Blacka, dołączył do nas w tym roku.
– Witam, jestem sir Nicholas de Mimsy–Porpington.
– Miło mi pana poznać, sir Nicholasie.
– To dość nieoczekiwane, że dopiero teraz pan do nas dołączył. Ale to nieistotne. Witam w moim domu. Jeślibyś czegoś potrzebował, służę pomocą – oznajmił i zniknął tak niespodziewanie, jak się pojawił.
Ig przez chwilę siedział wpatrzony w miejsce, gdzie zniknęła głowa ducha, po czym uśmiechnął się szeroko.
– To... było... nieziemskie! Ekstra! – Spojrzał przejęty na Harry'ego. Jego oczy wręcz błyszczały z radości. – Często macie takie atrakcje? Jak go poproszę zrobi tak jeszcze raz?
Harry parsknął do swojego kielicha z sokiem dyniowym, którego krople spływały mu teraz po twarzy. Odstawił go na stół i wytarł twarz, chichocząc.
– Nie sądzę, by się zgodził, ale zawsze możesz zapytać. A ogólnie to takie sytuacje zdarzają się w sumie dość często, choć po tylu latach przestałem już tak zwracać na nie uwagę. Przynajmniej na korytarzach. A skoro mowa o duchach. Mamy tu nawiedzoną łazienkę na pierwszym piętrze. Co prawda to babski kibel, ale lepiej żebyś o nim wiedział.
– Ja go tak przerobię, że zaraz się zgodzi. Trzeba umieć dobrze zagadać. – Zaśmiał się cicho, obserwując poczynania Harry'ego. – A do tego nawiedzonego kibla z chęcią bym się wybrał. Zaprowadzisz mnie tam kiedyś, Harry?
– Hmm mooożeee – powiedział z uśmiechem. Harry! Jak możesz tak łatwo mu wierzyć?! On z pewnością już knuje, jak cię w tej łazience załatwić!
– Na pewno chcesz tam iść, Igniss? Spotkania z Martą nie należą do najprzyjemniejszych. Nie bez przyczyny nazywamy tę toaletę Łazienką Jęczącej Marty. Jeśli ktoś nie musi do niej wchodzić, to omija ją szerokim łukiem.
– Co czasami jest bardzo pomocne. – Harry wyszczerzył się porozumiewawczo do mnie i Hermiony.
– Spokojnie, może jestem w tym nowy, ale nie znaczy to, że jestem całkowicie bezradny. Umiem o siebie zadbać – zapewnił z uśmiechem, spoglądając wprost na mnie. – Nawet muszę przyznać, że Draco w starciu ze mną jest wręcz bezbronny. Wiele razy już posyłałem go na ziemię – dodał z dumą, wypinając delikatnie pierś do przodu.
– Nie chodzi o to, czy jesteś nowy, czy nie ani nawet jak dobrze walczysz. W końcu to duch. Ona ma po prostu ma paskudny charakter. Ciągle jęczy i narzeka, a jak się zezłości to zalewa łazienkę i to nie tylko wodą z kranu...
– I lubi podglądać w łazience prefektów... – dodał nieco zakłopotany Harry. – Ale jak już wspomniałem, to pozwala robić tam różne niekoniecznie legalne rzeczy, bo jest małe prawdopodobieństwo, że cię ktoś nakryje.
– A co do Fretki, to posłanie go na deski wcale nie jest takie trudne. Harry wiele razy mu dokopał! – dodałem z satysfakcją. Niech wie, że nie jest wcale jakiś wyjątkowy. No i nie pójdzie mu tak łatwo z Harrym.
– Serio? To Harry jest jego szkolnym wrogiem, który nie przyjął jego przyjaźni? Słodko... – parsknął cicho. – Po tej aferze był tak zły i przysiągł sobie, że już nie zniży się, aby ponowić mu swoją ofertę. Ale wracając do Harry'ego. – Zwrócił się do niego. – Jakie są twoje umiejętności walki wręcz? Trenowałeś coś?
– W życiu trenowałem jedynie quidditch, ale to nie walka wręcz, wiec nie. A ty…?
– Chwila – Ginny niespodziewanie przerwała Harry’emu, po czym zwróciła się do Blacka. – Jak to „nie przyjął jego przyjaźni”? – spytała zaskoczona.
– Noo... Na waszym pierwszym roku, tuż przed wejściem do wielkiej sali – mruknął odrobinę niepewnie. – Draco był strasznie szczęśliwy, że będzie miał takiego przyjaciela jak Harry, który jest inny niż jego znajomi. Jednak kiedy wyciągnął do Harry'ego rękę, ten jej nie przyjął. Czyli odrzucił jego przyjaźń. Myślałem, że to wiecie – dodał, zbity z tropu.
– Naprawdę tak było? Czemu nigdy mi nie powieliście?
– Uznaliśmy, że nie było po co – odparłem, uśmiechając się w duchu na wspomnienie zszokowano–zawiedzionej miny tego palanta.
– Ginny jest od nas młodsza, to dlatego. – Hermiona jak zawsze pośpieszyła z wyjaśnieniem. – Swoją drogą, kompletnie o tym zapomniałam. A przecież to było dość zaskakujące wydarzenie. Widocznie byłam tak zestresowana, że ledwo kontaktowałam. Choć teraz, jak o tym myślę, to pamiętam, jak Malfoy naśmiewał się z szaty Rona i bredził coś o lepszych i gorszych czarodziejskich rodzinach.
– To właśnie przez tę jego gadkę dałem mu kosza. Gdyby nie zaczął się tak wymądrzać, pewnie dałbym mu szansę. W końcu za pierwszym razem, jak się spotkaliśmy, wydawał się nie taki zły.
– U krawcowej, nie? Był strasznie zauroczony tobą po tamtym spotkaniu – Ig pokiwał wolno głową. – Po tym "koszu" był zdruzgotany. Jednak w sumie się nie dziwię. Wtedy był strasznie zapatrzony w Lucjusza i starał się być taki jak on... Eeeh, głupi był wtedy i tyle.
– A co, teraz może nie jest? Wciąż zachowuje się jak napuszony dupek. – Ha! Tak trzymaj Harry!
– Nie zawsze... Ja znam jeszcze jego drugą stronę. Zauważ też, że nie zachowuje się jak Lucjusz. Nie robi z siebie sobowtóra swojego ojca.
– Czy ja wiem. Czasem mam wrażenie, że zachowują się identycznie. Ale znasz ich lepiej. Ja starego Malfoya widziałem raptem kilka razy. – No nie! Harry! Przecież to Malfoyowie. To oczywiste, że są tak samo źli. Jaki ojciec taki syn.
– Zapomniałeś już, Harry, jak cię zaatakował od tyłu? Może w domu zachowuje się inaczej, ale w szkole jest czarnym charakterem. Na równi ze Snapem.
– Zrobił tak?! Kiedy? – krzyknął cicho, zaskoczony.
– Pod koniec zeszłego roku. Na dodatek pozbawił go różdżki…
– Ron… – Harry starał się mi przerwać, ale go zignorowałem.
– … a później jeszcze skopał, gdy Harry leżał bezbronny na podłodze! – dokończyłem ze złością.
– Nie wiedziałem o tym...
– Naprawdę? Dziwi mnie, że się tym nie przechwalał... – zakpiłem.
– Ron! – Tym razem to Hermiona się wtrąciła.
– No co? A może źle mówię?
– Nie chodzi o to czy dobrze, czy źle. Po prostu tak nie wypada...
– "Nie wypada" – powtórzyłem, naśladując jej głos. – Fretki jakoś nie obchodziło, że nie wypada kopać leżącego! – Przy stole zapadła cisza. Oczywiście tylko w naszej grupce. Patrzyłem wściekle na zmieszanego Blacka. Tę chwilę Cuks wybrał sobie na zakończenie uczty.
– A teraz pierwszoklasiści zostaną zaprowadzeni do ich pokojów. Dobrej nocy wszystkim!
Harry wstał ze swojego miejsca. Zaraz w jego ślady poszła Hermiona.
– Pierwszoroczni, proszę za nami! – zawołała Hermiona, po czym dodała ciszej – Igniss, ty oczywiście też.
I wraz z grupką kurdupli ruszyliśmy za Harrym, który zdążył już dojść do wrót. Dogoniłem go, zostawiając w tyle resztę.
– …Ej, Harry? Jesteś na mnie zły? – spytałem niepewnie, gdy byliśmy już prawie przy Grubej Damie.
– Nie, Ron. Jestem po prostu zmęczony. – Uśmiechnął się do mnie lekko.
Nie wiem, czy dobrze robię, wierząc mu, ale wolę nie wszczynać niepotrzebnej kłótni. Bo wtedy trudniej mi będzie być przy nim, żeby go chronić przed wysłannikiem Malfoyów.
~*~
– Witam świeżo upieczonych Gryfonów w moim domu. Wierzę, że znajdziecie tu przyjaźnie na całe życie, a czas spędzony w tych murach zawsze będziecie miło wspominać. Nie oczekuję od was, że będziecie orłami w nauce. Gdybyście mieli takie ambicje, najprawdopodobniej właśnie stałby przed wami profesor Flitwick. Jednak mam nadzieję, że poważnie podejdziecie do nauki i nie zmarnujecie wysiłku nauczycieli włożonego w przekazanie wam swojej wiedzy. – Po pokoju wspólnym rozszedł się niezbyt entuzjastyczny pomruk zgody. – Jeśli mielibyście jakiekolwiek problemy czy to z nauką, czy natury prywatnej zarówno ja jak i prefekci – wskazała i Harry’ego i Hermionę stojących obok niej – służymy wam swoją pomocą. Mam nadzieję, że wskazaliście im już sypialnie, panno Granger?
– Oczywiście, pani profesor.
– Wspaniale. Jednak zanim rozejdziecie się wszyscy, żeby wykorzystać ostatni wolny od nauki dzień, chcę jeszcze coś powiedzieć. Posłuchajcie mnie uważnie… panno Mool, panno Cathris, was też się to tyczy – zwróciła się ostro do chichoczących głośno trzecioklasistek… albo czwartoklasistek, nie jestem pewny. – Mam nadzieję, że rozumiecie powagę sytuacji i w tym roku będziecie bardziej niż zwykle przestrzegać ciszy nocnej. Uwierzcie, że nie robimy tego dla mojego czy dyrektora kaprysu. Nowe przepisy mają na celu zarówno wasze – uczniów jak i nauczycieli bezpieczeństwo.
– Ale przecież Hogwart jest podobno drugim najbezpieczniejszym miejscem na świecie! Zaraz po banku Gringotta! – Dziewczyna ma rację. Po co w takim razie te dodatkowe środki bezpieczeń...
Nagle uświadomołem sobie, ile razy właśnie tu w szkole pojawiało się niebezpieczeństwo zagrażające naszemu życiu. Wiadomo–Kto na głowie Quirrella, Glizdogon jako Parszywek, przyjazny, ale mimo wszystko Lupin–wilkołak, Crouch jako Moody, Puszek, gigantyczne p–pająki, smoki, hipogryfy, bazyliszek, troll… Aż dziwne, że przeżyliśmy do tej pory!
– Hogwart nie jest niezdobytą twierdzą. – Czyżby Harry pomyślał o tym samym, co ja? – A Voldemort ma irytującą zdolność znajdywania luk w jej „murach obronnych”. – W tym momencie w pokoju wybuchła panika. Gryfoni zaczęli mówić jeden przez drugiego, kilka młodszych dzieciaków i kilka starszych dziewczyn wyglądało jakby mieli się zaraz rozpłakać. Gdy spojrzałem na Harry’ego, wyglądał na mocno zakłopotanego, a Hermiona mówiła coś do niego z miną i–popatrz–coś–narobił!
– Cisza! – zagrzmiała psorka. – Chyba zdaje pan sobie sprawę, panie Potter, że niemądrze było to mówić. – Posłała mu pełne dezaprobaty spojrzenie. – Mimo wszystko pan Potter ma rację. W poprzednich latach zdarzały się już nieoczekiwane i niebezpieczne incydenty. Ale za każdym razem udawało nam się je przezwyciężyć. W tym roku postanowiliśmy wyjść naprzeciw podobnym sytuacjom. Dużo mądrzej i łatwiej jest zapobiegać niż leczyć. Ale tym zajmie się kadra tej szkoły. Od uczniów oczekujemy jedynie, by nie utrudniali nam pracy swoim nieodpowiedzialnym zachowaniem. Dlatego kategorycznie zabronione jest chodzenie nocą po korytarzach i wchodzenie na teren Zakazanego Lasu. Nie każcie mi odejmować punktów własnemu domowi za niesubordynację. – Spojrzała co prawda po wszystkich, ale jej wzrok zatrzymał się dłużej na mnie, a później na Harrym i Hermionie. – Czy są jakieś pytania?
– Pani profesor, o co chodzi z tymi dodatkowymi zajęciami? Czemu są one obowiązkowe?
– Bo większość z was by je sobie odpuściła. A powinniście rozwijać się nie tylko umysłowo i towarzysko. Oczywiście, quidditch też zalicza się do tych zajęć, więc ci z was, którzy będą w drużynie, nie będą musieli obawiać się braku czasu na treningi. Ach, i na wszystkich dodatkowych zajęciach będziecie mogli zdobyć punkty.
Super! Będziemy dostawać punkty za chodzenie na treningi quidditcha! Może to jednak nie taki zły pomysł?
Kiedy McGonagall wyszła, Black się gdzieś zmył, a my rozsiedliśmy się na kanapie w kącie pokoju wspólnego.
– Ten rok naprawdę zapowiada się szalenie – stwierdziłem, skubiąc spękany skórzany podłokietnik.
– Ja się cieszę, że przynajmniej te porwania ustały. Przynajmniej nie muszę się tak bardzo martwić o rodziców. Choć nigdy nie wiadomo, co on znów wymyśli…
– Hermi, nawet tak nie mów!
– Ale taka prawda, Ginny! Nie mamy pojęcia, co Voldemort knuje. Możemy tylko czekać i obserwować, a później się domyślać, o co może mu chodzić.
– Na przykład czemu przysłał tu kolejnych Malfoyów?
– Chyba Malfoya. Jednego. I to na stanowisko nauczyciela. – Harry wzdrygnął się. – A myślałem, że nie może już istnieć gorszy nauczyciel od Snape’a. Całe szczęście, że nie chodzę na runy.
– A ten cały Black?
– No właśnie, Ron. Black.
– Ale trzyma się z Malfoyami! W dodatku oni go wychowali. Czyli pewnie odziedziczył po nich wszystkie cechy.
– Przesadzasz. Igniss jest spoko. W ogóle nie przypomina Fretki czy Lucjusza. W dodatku twierdzi, że Fretka też nie jest wcale taki zły…
– I ty mu wierzysz?!
– Możliwe, że tak naprawdę wcale go nie znamy…
– Nie wierzę! Harry, na Merlina, ten gumochłon zrobił ci pranie mózgu!
– Wcale nie!
– Harry, Ron ma trochę racji. Musisz bardziej uważać. Zwłaszcza na to, co mu mówisz. Co prawda Igniss jest teraz jednym z Gryfonów, ale tak naprawdę nic o nim nie wiemy. Co tak naprawdę łączy go z Malfoyami? Wiesz przecież doskonale, że oni współpracują z Voldemortem.
– A co to ma do rzeczy? Znaczy… no dobra, ma do rzeczy, ale…
– Wiesz, dlaczego cię wtedy kopnęłam?
– Chyba…
– Jeśli dobrze pamiętam, miałeś wtedy na sobie pelerynę niewidkę, tak? I wspomniałeś także, że Malfoy wiedział, że ktoś tam był, choć nie mógł tego kogoś dostrzec. Jeśli Ig przekazałby mu, że to właśnie ty podsłuchiwałeś Fretkę, to łatwo domyśliliby się, że jesteś w posiadaniu peleryny niewidki… A może nawet i tego, że wiesz o Voldemorcie szkolącym Fretkę.
Widzisz, Harry? Nawet Hermiona się ze mną zgadza.
– A ja wam mówię, że przesadzacie! Może Ig jest jakoś powiązany z Malfoyami, ale przecież sam przyznał, że go przygarnęli. Jest Blackiem, Hermiono! Tak jak… – urwał nagle z bólem wypisanym na twarzy. Odwrócił głowę w bok, unikając naszych spojrzeń.
– Więc to jest powód? Przypomina ci Syriusza, tak? – spytała łagodnie, ale on milczał. – Och, Harry…
– Daj mi spokój, Hermiono! – warknął, po czym zerwał się z kanapy i ruszył do wyjścia. Chciałem za nim pobiec, ale Ginny mnie zatrzymała.
– Zostawmy go na razie samego.
– Ale czemu?!
– I tak nic nie możemy dla niego zrobić. Jeśli będzie chciał o tym pogadać, to z pewnością da wam znać. Jeśli będziesz mu się narzucał, skończy się kolejną kłótnią.
Ginny ma rację z tym naciskaniem, wiem o tym. Ale nie jestem już taki pewny co do części o rozmowie. Boję się, że będzie podobnie jak z jego wakacjami u wujostwa. Że będzie zwlekał z powiedzeniem nam czegokolwiek aż sam przestanie dawać sobie z tym radę. W końcu zdarzy się coś złego, a my nie zdążymy zareagować na czas…
Nie. Nie wolno mi tak myśleć. Harry jest silny, a po dzisiejszych wydarzeniach powinien w końcu zrozumieć, że nie może ukrywać przed nami swoich problemów. Zrozumiał, prawda?
~*~*~*~

3 komentarze:

  1. Hej,
    Ron jest zakochany, mam nadzieję, że nadarzy się szybko okazja aby zagadał, trochę są podejżliwi co do Ignisa, och quiddech zalicza się do dodatkowych zajęć, Ignis powiedział Harremu, że Draco chciał się zaprzyjaźnić...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej,
    wspaniale, no proszę, proszę Ron zakochany, oby szybko pojawiła się okazja do zagadania, mogli by nie być tacy podejżliwi co do Ignisa, haha quiddech zalicza się do dodatkowych zajęć...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  3. Hejeczka,
    wspaniale, Ron zakochany, oby szybko pojawiła się okazja do zagadania, mogli by nie być tacy do Ignisa podejrzliwi, no i co? quiddich zalicza się do dodatkowych zajęć... ;)
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń