piątek, 30 sierpnia 2013

Rozdział 24 - Harry



~*~*~*~
Jednym ruchem kciuka otworzyłem klapkę. Miałem nadzieję, że tym razem Amber da mi dojść do głosu. W końcu muszę jej podziękować za wszystko, co dla mnie zrobiła.
– Wybaczcie – rzuciłem szybko do przyjaciół, po czym zwróciłem się wesoło do aparatu: – Hej, Amber.
– Cześć, Harry. Możesz gadać?
– Jasne.
– Wiesz, jak się żegnaliśmy, zapomniałam przekazać ci pozdrowienia od Suzanne. Sam rozumiesz, jakoś tak nie było ku temu okazji… Więc dzwonię teraz. Siedzę właśnie w salonie na fotelu, całkowicie skazana na jej łaskę. Zagroziła mi, że jeśli zaraz do ciebie nie zadzwonię, to „gratisowo” mnie przefarbuje. I to na zielono! ZIELONO. Wyobrażasz to sobie?!

Zaśmiałem się pod nosem, słysząc przerażenie w jej głosie.
– Daj spokój, nie zrobiłaby tego.
– Harry, Słońce, ty nie wiesz, do czego ja jestem zdolna! – Usłyszałem w tle krzyk kobiety. – Choć może zielony to rzeczywiście nie najlepszy wybór. Ale za to w wiśniowym nie byłoby jej tak źle. W sumie, gdybym tak machnęła ci kilka pasemek…
– Ej! Obiecałaś, że nic mi nie zrobisz, jeśli zadzwonię! – zawołała rozpaczliwie.
Parsknąłem śmiechem. Te dwie są niemożliwe.
– Harry! I czego się cieszysz?! Ty… ty… ty wredoto, ty muchomorze niewdzięczny! – Teraz już nie wytrzymałem i otwarcie się śmiałem. Skąd ona bierze takie idiotyczne teksty? – A teraz jeszcze się śmiejesz…! Moje włosy, moja reputacja, którą budowałam całymi latami, unikając farbowania jak ognia, ma zaraz legnąć w gruzach! Jak możesz być tak nieczuły?!
– Mogę, bo wiem, że wszystko wyolbrzymiasz… – wysapałem, próbując się opanować.
– Nieprawda!
– Prawda. – Odetchnąłem głęboko. – No, ale niech ci będzie. Powiedz Suzanne, że zabraniam jej cię farbować.
Choć bardzo się starałem, nie byłem w stanie powstrzymać uśmiechu cisnącego mi się na usta. Nagle dotarło do mnie, jak bardzo będzie mi brakować towarzystwa brunetki. Przez te tygodnie zdążyłem się przyzwyczaić do jej obecności. Naprawdę uważam ją za przyjaciółkę. Jakby się zastanowić, szybko przywiązuję się do ludzi, jeśli tylko mi na to pozwalają. Tak było przecież z Weasleyami i Hermioną. I z Syriuszem.
– Słyszałaś, Suz?! Nie możesz tego zrobić! Tylko spróbuj, to…!
– To co? Za bardzo mnie kochasz, żeby mi w jakikolwiek sposób zaszkodzić. Poza tym Harry powiedział, że nie mogę cię ufarbować. Nie wspominał nic o pasemkach. – Po drugiej stronie rozległ się głośny śmiech ciemnoskórej.
 – Suz! Nie zgadzam się! Pasemka to też farbowanie…! Suz. SUZ! Ostrzegam cię, przestań mi tu machać tą farbą nad głową…! Suzanne! Nie możesz mnie tak straszyć! Suuuz, ty demo… Aaa! COŚ TY ZROBIŁA?!! – zawyła.
– Amber? – spytałem zaniepokojony. Amber nigdy nie brzmiała na aż tak przerażoną, gdy się wygłupiała. Otworzyłem oczy – kiedy je zamknąłem? – i spojrzałem w bok w stronę komórki, jakbym liczył, że w ten sposób zobaczę, co dzieje się po drugiej stronie.
– Harry…! – jęknęła płaczliwie. – Ona to naprawdę zrobiła.
– Co…?
– MAM. WIŚNIOWE. PASEMKO – wyjaśniła dobitnie. Po drugiej stronie zapadło kilkusekundowe milczenie.
– Amber? Co się… – zacząłem, ale w tym samym momencie ta wariatka znów się odezwała.
– Chociaż… nie wyglądam z nim aż tak strasznie… Nawet mi się podoba. – W jej głosie niepewność mieszała się z zadowoleniem. Wywróciłem oczami.
– Widzisz, Słońce. Możesz mi zaufać. Nie zrobiłabym nic, co zniszczyłoby twoje włosy.
Pokręciłem lekko głową. One naprawdę są pokręcone. Co nie zmienia faktu, że naprawdę miło wspominam te dwa tygodnie spędzone w Londynie… Właśnie. Kompletnie zapomniałem.
– Amber?
– … nie no co ty. To, że zdzierżę jedno pasemko, nie znaczy, że od razu muszę sobie całe włosy robić kolorowe! Nie chcę wyglądać, jak ta twoja pomocnica. Bez urazy, Coco. Prędzej umrę, niż zrobię sobie tęczową fryzurę. Ile razy ci powtarzałam, że nie przepadam za nienaturalnymi kolorami włosów?
– Amber!
– Och, zapomniałam, że wciąż do ciebie dzwonię, Harry. Mam na głośnomówiącym, to przez to.
– Spoko. – Spojrzałem na przyjaciół. Z wyraźnym zainteresowaniem przysłuchiwali się naszej rozmowie. Uśmiechnąłem się do nich, po czym utkwiłem wzrok w jakiś punkcie na ścianie. – Chciałem ci podziękować.
– Co? Za co? – spytała zdziwiona.
– Za wszystko. Choć głownie za pomoc z zakupami… i za wczoraj. Miałaś rację. Nie powinienem był tego ukrywać. Dziś przyjaciele ponownie mi to uświadomili. Jeszcze ci się kiedyś odwdzięczę, obiecuję.
– No, ja mam nadzieję. Bo to oznacza, że jeszcze się spotkamy – stwierdziła wesoło.
– Tak. To… do zobaczenia.
– Pa pa, Harry.
Rozłączyłem się. Hermiona uśmiechała się do mnie miękko, Ron patrzył podejrzliwie na komórkę, a mina Ginny była mocno zamyślona.
– Stary, co to jest? – Ron ruchem głowy wskazał na urządzenie w mojej ręce. – I czemu, na Merlina, do tego czegoś mówiłeś?
– To komórka.
– Co?
– Rany, Ron, ależ ty masz krótką pamięć. Pod koniec roku wyjaśniałam ci, co to jest.
– Kiedy niby?
– Jak Harry opowiadał nam o tym, jak podsłuchał Malfoya… Och, właśnie, Malfoy! – Herm przeniosła wzrok z Rona na mnie. Spiąłem się, będąc pewnym, że zaraz padnie pytanie o to, co robiłem z Fretką na korytarzu. Nie mam pojęcia, jak miałbym im wytłumaczyć, że prowadziliśmy niesamowicie miłą, jak na nas, rozmowę. Ron pewnie od razu zacząłby podejrzewać, że ktoś rzucił na mnie Imperius…
– Przez te wszystkie ostatnie wydarzenia kompletnie o tym zapomniałam! I chyba nie tylko ja. – Spojrzała po nas wszystkich.
– O czym ty mówisz, Hermi? – spytała Ginny. Sam zastanawiałem się, o co szatynce może chodzić.
– Naprawdę nie pamiętacie? Malfoy, Snape, romans, morderstwa, Voldemort – wyliczała. – Nadal nic wam nie świata?
– Aaa! Faktycznie, już pamiętam! – Ron uderzył pięścią w otwartą dłoń.
Ja też w końcu zaskoczyłem. Jak w ogóle mogłem o tym zapomnieć? Momentalnie przed oczami stanął mi Malfoy w mugolskich ubraniach podkreślających jego drobną sylwetkę oraz z przerażeniem malującym się na jego twarzy na wspomnienie o Voldemorcie. Zaraz po tym pojawił się obraz śmiejącego się Malfoya w długich włosach… Czy to naprawdę jedna i ta sama osoba, którą przez tyle lat uważałem za dupka pozbawionego ludzkich uczuć?
– Pod koniec roku ustaliliśmy, że Snape jest kochankiem Malfoya, dlatego są ze sobą tak blisko. I choć wciąż wydaje mi się to absurdalne, nie możemy wykluczyć tej możliwości, dopóki nie dowiemy się prawdy. Musimy w tym roku uważniej ich obserwować. Zwłaszcza, że obaj najprawdopodobniej są wplątani w jakiś potworny plan Voldemorta. Pod żadnym pozorem nie możemy ufać żadnemu z nich – oznajmiła Herm poważnym tonem.
– Jakbyśmy kiedykolwiek im wierzyli – prychnął Ron. – Najgorsze jest to, że Dumbledore ufa Snape’owi i nie uda nam się go przekonać, że Nietoperz jest niebezpieczny.
– Nie zapominajmy jeszcze o Richardsonie. Ta cała sprawa z przysięgą wieczystą wygląda mi na podejrzaną.
– Zapowiada się kolejny ciężki rok – podsumowała Ginny.
Ja jednak nie przejmowałem się teraz ani Richardsonem, ani Snapem. Moje myśli uparcie uciekały w stronę pewnego długowłosego blondyna, który naprawdę ładnie się śmieje.
~*~
– Nareszcie. Jestem głodny – jęknął Ron, kiedy usiedliśmy w końcu przy stole Gryffindoru. Jako prefekci razem z Hermioną musieliśmy dopilnować, by wszyscy Gryfoni – pomijając pierwszaków – wsiedli do dorożek. Dopiero po tym razem z Ronem, Ginny i Nevillem, który dołączył do nas w trakcie, mogliśmy zapakować się do własnej. – Mam nadzieję, że McGonagall szybko uwinie się z narybkiem.
W tym momencie rozległo się skrzypnięcie i do środka wsypała się na oko sześćdziesięcioosobowa grupka. Na sali zrobiło się cicho. Choć nie na długo. Naokoło rozległy się zaskoczone szepty, gdy wśród wchodzącego tłumu ukazał się chłopak mniej więcej mojego wzrostu.
– Wow, ale tamten koleś jest wyrośnięty. Aż ciężko uwierzyć, że ma jedenaście lat. – Ron odwrócił się, by spojrzeć na sporą grupkę.
– Ron – westchnęła Ginny, spoglądając na brata z politowaniem – On jest starszy. To chyba oczywiste.
– A skąd ty to możesz wiedzieć?
– Przecież to widać na pierwszy rzut oka! Niby z której strony on ci wygląda na pierwszoklasistę? Nie zdziwiłabym się, gdyby okazał się być w moim lub nawet waszym wieku.
– To dlaczego dopiero teraz pojawił się w Hogwarcie? – dociekał, uważniej przyglądając się brunetowi.
– Skąd mam wiedzieć? – żachnęła się Ginny.
– Tak się mądrzyłaś, więc uznałem, że to też wiesz.
Poważnie, miałem wrażenie, że Ron zaraz pokaże Ginny język…
Zachichotałem.
Cieszę się, że znów jestem w szkole. Brakowało mi przyjaciół, nawet jeśli zdążyliśmy się już dziś pokłócić. Nie mogę się także doczekać, aż znów będę mógł polatać… i pójść do Pokoju Życzeń, żeby móc kontynuować mój trening. Przez te wszystkie wydarzenia w czasie wakacji kompletnie o tym zapomniałem. Zresztą nawet gdybym pamiętał i tak nie mógłbym ćwiczyć, więc to nawet lepiej.
– Czy wszystko jasne? – usłyszałem głos profesor McGonagall. Wśród uczniów znów zrobiło się cicho. Zaraz miała się zacząć ceremonia przydziału. Nareszcie. Naprawdę byłem już potwornie głodny. – Skoro tak, to mo…
– Minny… – To jedno słowo wypowiedziane przez owego tajemniczego bruneta sprawiło, że wszyscy wstrzymaliśmy oddechy. Szok jednak nie trwał zbyt długo. Zdruzgotana McGonagall wyglądała tak dziwacznie, że podobnie jak kilku innych uczniów, mimowolnie parsknąłem śmiechem. Po chwili całą salę wypełniał dziki rechot. – Zastanawia mnie, co się stanie, jak Tiarze nie spodoba się czyjaś osobowość. Czy jest możliwe, żeby nie dała kogoś do jakiegoś domu? – odezwał się ponownie, gdy zrobiło się trochę ciszej. Niewinny wyraz jego twarzy silnie kontrastował z zaróżowioną ze wściekłości twarzą profesorki.
– Oczywiście, że nie, panie Black – wycedziła, a ja momentalnie zamarłem, otwierając usta ze zdziwienia.
Ron, który jeszcze przed chwilą pokładał się ze śmiechu na stole, odwrócił się gwałtownie. Trącił przy tym łokciem siedzącego obok młodszego chłopaka, który omal nie zleciał z ławki. Usłyszałem, jak burknął pod nosem przeprosiny. Kątem oka dostrzegałem czerwoną twarz Ginny. Dziewczyna kaszlała i próbowała złapać oddech. Czułem także dłoń Hermiony zaciskającą się na moim ramieniu, jednak nie zwracałem na to zbytniej uwagi. Wpatrywałem się w osłupieniu w czarnowłosego.
To wszystko trwało może z sekundę, ale miałem wrażenie, że minęły całe godziny, zanim kobieta ponownie się odezwała.
– Tiara przydziału zawsze wie, do jakiego domu przydzielić danego ucznia i jakoś nigdy nie zdarzył się wyjątek – wyjaśniła chłodno.
– Jednak zawsze może być ten pierwszy raz! – krzyknął.
– Black? – dotarł do mnie z boku cichy głos Ginny, która wreszcie przestała kaszleć. Oddychając ciężko, przetarła załzawione oczy. – Ale przecież…
– Harry, czy Syriusz nie mówił przypadkiem, że jest ostatnim, który nosi to nazwisko? – szepnęła oszołomiona Hermiona, wpatrując się z niezrozumieniem w chłopaka.
Zignorowałem obie przyjaciółki, starając się ponownie skupić na słowach… Blacka. Dziwnie się czułem, używając tego nazwiska w stosunku do kogoś innego niż Syriusza.
– Co, jak ten stary beret nagle stwierdzi, że będzie mi dobrze w sypialni Snape’a!?
W pomieszczeniu zapadło kilkusekundowe milczenie. Nagle ze strony Ślizgonów słychać było dźwięk jakby ktoś się zakrztusił. Chwilę później jakiś Krukon parsknął krótkim śmiechem, a już w następnej chwili chyba wszyscy uczniowie pokładali się ze śmiechu. Herm zakryła usta, próbując ukryć rozbawienie. Ron śmiał się otwarcie. Ginny też chichotała w najlepsze. Tylko ja jakoś nie byłem w stanie. Jedynie patrzyłem na Blacka, próbując zrozumieć, co tu jest grane.
– Panie Black! – krzyknęła McGonagall. Przeniosłem na nią wzrok. Twarz miała surową, ale w oczach malowało się rozbawienie. – Niech pan uważa na swój język… – dodała już spokojniejszym tonem.
– Przecież on tylko będzie czekać, aż wykorzysta moją biedną osobę, jako tanią siłę roboczą – zajęczał płaczliwie… krewniak Łapy? – Zrobi ze mnie białego murzyna!
– Panie Black! Mogę panu obiecać, że Tiara przydzieli pana tylko i wyłącznie do jednego z czterech domów – oznajmiła i odetchnęła głęboko.
Chwilę ciszy przerwała nagle Tiara, o której obecności chyba wszyscy zapomnieli. Przynajmniej tak było ze mną.
Gdy kapelusz skończył swój coroczny występ, wicedyrektorka zabrała się za wyczytywanie nazwisk. Kolejni pierwszoroczniacy ze strachem podchodzili do stołka.
Gdy wybrany został pierwszy Gryfon – Christian Lecurt – zdałem sobie sprawę, że nauczycielka transmutacji nie wyczytała nazwiska Blacka. Spojrzałem na powoli kurczącą się grupkę dzieciaków i ze zdumieniem stwierdziłem, że nie dostrzegam wśród nich wysokiego bruneta.
– Ej… Gdzie się podział tamten chłopak? – spytałem, patrząc po przyjaciołach. Ginny i Herm przerwały swoją rozmowę. Nawet nie zauważyłem, kiedy ją zaczęły. Po chwili wszyscy, łącznie z Ronem, który podobnie jak ja przez cały czas wpatrywał się w stołek stojący w centralnym miejscu pomieszczenia, zaczęliśmy rozglądać się w poszukiwaniu bruneta. – Przecież nie został jeszcze przydzielony.
– Faktycznie, McGonagall nie czytała jego nazwiska – przyjaciel potwierdził moje słowa.
– Myślicie, że coś mu się stało? – spytała Ginny, zwracając się z powrotem w stronę Herm i mnie.
– Może McGonagall tak się na niego wkurzyła, że wyrzuciła go z sali? – zasugerował Ron.
– Naprawdę myślisz, że byłaby w stanie zrobić to tak, że nic byśmy nie zauważyli? – zauważyła sceptycznie szatynka.
– Hermiono, to jest MCGONAGALL – powiedział z naciskiem Ron. – Kto wie co ta kobieta potrafi zrobić, gdy jest wściekła. Jest kompletnie nieprzewidywalna. Przypomnij sobie chociażby, jak w pierwszej klasie zabrała Harry’ego z lekcji latania. Wszyscy byliśmy pewni, że wyrzuci go ze szkoły, a tymczasem wkręciła go do drużyny!
– Ale to nie wyjaśnia, jakim cudem wyrzuciłaby stąd tego chłopaka, nie zwracając przy tym niczyjej uwagi. – Herm trzymała się swojej wersji.
Tymczasem ja dalej przeszukiwałem wzrokiem stoły. Miałem właśnie zabrać się za „gniazdo węży”, jak to lubił mawiać Ron, gdy w końcu go dostrzegłem. Mijał kolejnych Ślizgonów, najprawdopodobniej chcąc okrążyć stół.
– Jest – powiedziałem, gapiąc się na idącego bruneta. Kątem oka zobaczyłem, że przyjaciele podążyli za moim wzrokiem.
– Co on robił przy stole Slitherinu? – spytał podejrzliwie Ron. – Nie mówcie mi tylko, że to kolejny typ spod ciemnej gwiazdy – jęknął. – A wydawał się taki fajny…
– W tym roku do naszej szkoły zawitała osoba, która dopiero jakiś miesiąc temu odkryła w sobie magiczne cechy. – Głos dyrektora uciszył rozmowy uczniów. Dumbledore podszedł do wicedyrektorki i Blacka. Teraz na środku znajdowała się tylko ta trójka. – Jednak ze względu na posiadaną przez pana Blacka obszerną wiedzę teoretyczną, a także wielki potencjał do nauki, postanowiliśmy umieścić go w klasie odpowiadającej jego rocznikowi. Dlatego też pan Black trafi do szóstej klasy. Usiądź, chłopcze – zwrócił się do bruneta, wskazując na stołek. Brunet wykonał polecenie. Miał przy tym minę, jakby coś kombinował. Gdy tylko jego tyłek wylądował na krześle, rozległo się głośne pierdnięcie.
– Och, przepraszam~! – zaśmiał się wesoło. – To wszystko przez te nerwy. Nie chciałbym trafić do sypialni Mistrza Eliksirów, ale nie pogardziłbym dzieleniem się pokojem z panną Burbage. – Pomieszczenie znów wypełnił śmiech uczniów. Tym razem nawet ja dołączyłem, choć jednocześnie ogarnął mnie smutek. W tym momencie bowiem zdałem sobie sprawę, że on naprawdę przypomina trochę Łapę. Kolor włosów, zamiłowanie do żartów, luźny sposób bycia. Poczułem ucisk w sercu. Tak mi go brakowało… Z całych sił zapragnąłem znaleźć się w Pokoju Życzeń. Gdy ćwiczyłem animagię, miałem wrażenie, że jestem bliżej ojca chrzestnego. To głupie, ale nie mogłem nic poradzić na swoje uczucia.
– Niestety, panna Burbage w swojej sypialni ma wystarczająco miejsca tylko dla jednej osoby. – Słowa Dumbledora wywołały kolejną salwę wesołości. Starzec wziął od nauczycielki transmutacji Tiarę i włożył ją na głowę Blacka. Po zaledwie kilku sekundach wrzawę panującą w pomieszczeniu przeciął krzyk kapelusza:
– Gryffindor!
Wytrzeszczyłem oczy, pochylając się do przodu. Patrzyłem zszokowany, jak chłopak zeskakuje ze stołka i wśród dzikich okrzyków Gryfonów, kieruje się do naszego stołu. Gdy tak szedł pewnym krokiem, szczerząc się szeroko, miałem wrażenie, jakbym znów widział młodego Syriusza. Był taki podobny do mojego chrzestnego, którego widziałem we wspomnieniach Snape’a…
– Harry – szepnęła z przejęciem Hermiona. – On tu idzie.
– Co? – rzuciłem wciąż trochę oszołomiony. Faktycznie. Choć cały czas śledziłem go wzrokiem, dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że kieruje się prosto ku nam. Serce zabiło mi mocniej. Gdybym nie widział, jak Syriusz wpada za zasłonę, byłbym gotowy uwierzyć, że jakimś cudem wielosokował się w swoją młodszą wersję i teraz zjawia się w Hogwarcie, byśmy mogli nadrobić stracony czas… Ale to było niemożliwe. Zza zasłony nie da się wyjść. Kto raz w nią wpadnie, przepada na zawsze. Wystarczającą ilość razy to słyszałem, by nie mieć już żadnej nadziei na odzyskanie chrzestnego.
– Witamy w Gryffindorze. Hermiona Granger. – Herm wyciągnęła rękę w stronę Blacka, uśmiechając się przy tym przyjaźnie.
– Ig, miło mi. – Chłopak uśmiechnął się szeroko, podając rękę Hermionie i siadając w wolnym miejscu, które zrobiliśmy mu z Nevillem. – Mam nadzieję, że będziecie mieli na mnie oko. Jestem totalnym amatorem, jeśli chodzi o rzucanie zaklęć.
– Spokojna głowa! Możesz na nas liczyć. Jestem Seamus.
– Jeśli będziesz mu pomagał, Sam, to przy najbliższej okazji wysadzi szkołę. – Dean szturchnął łokciem siedzącego obok Seamusa.
– Hej! Nie jestem już taki kiepski!
– Jasne, oszukuj się dalej – skontrował Dean. Zaśmialiśmy się z naburmuszonej miny Sama. – Jestem Dean. Jesteśmy na jednym roku, więc pewnie będziemy dzielić też pokój. Zresztą nie tylko my. Do tej pory mieszkaliśmy w nim w piątkę.
– Zrobi się trochę ciaśniej, ale się pomieścimy. No nie, Harry?
– Jasne. Im nas więcej tym lepiej, Neville – rzuciłem, zmuszając się do uśmiechu. Teraz, gdy Black siedział tak blisko, czułem się strasznie niezręcznie. Nie mogłem się przemóc, by spojrzeć na niego wprost na dłużej niż ułamek sekundy. Znów w mojej głowie na przód wysunęły się wspomnienia o Syriuszu.
– Wow, nie spodziewałem się aż tak miłego powitania. – Ig uśmiechnął się szerzej, przyglądając się każdemu z osobna. – W pociągu cały czas miałem wrażenie, że ludzie z przedziału zaszlachtują mnie na miejscu, by potem sprzedawać na przerwach sushi. Tu jest całkowicie inna atmosfera. Ale co się dziwić, kiedy porównuję Gryfonów do Ślizgonów. – Zaśmiał się cicho, spoglądając na mnie z zaciekawieniem. – Harry, prawda? Skądś cię kojarzę... Hmmm... Pracujesz jako model albo aktor w tv?
Zaskoczony zerknąłem na niego, lecz zaraz przeniosłem wzrok na Deana siedzącego po drugiej stronie stołu.
– Nie no, poważnie, stary, jesteś chyba ostatnim czarodziejem na ziemi, który nie zna Harry'ego Pottera! – W jego głosie wyraźnie słychać było szok.
– Dean, nie przesadzaj. Na pewno o nim słyszał. Po prostu Harry teraz naprawdę mało przypomina siebie jeszcze sprzed wakacji. Sam go przecież ledwo poznałeś.
– Ty też nie byłeś lepszy, Seamus!
– A mnie bardziej od tego, czemu nie znasz Harry'ego, zastanawia mnie, co robiłeś z tymi głupimi Ślizgonami? – Ron w końcu nie wytrzymał i zadał pytanie, które i mnie nurtowało od chwili gdy zobaczyłem Iga odchodzącego od stołu Węży.
– Em, gadałem? – Spojrzał na niego pytająco. – A to jest zabronione? Jeśli tak, to sorki – zrobił skruszoną minkę – ale nikt nie poinformował mnie, że nie mogę rozmawiać z obcymi... A Harry'ego znam! Ślizgoni raz, czy dwa wspominali cię w rozmowie. No i słyszałem kiedyś jakieś plotki, ale były to zbędne informacje, więc dawno wyrzuciłem je z pamięci.
W końcu się przełamałem i spojrzałem na niego zaskoczony. Tym razem nie odwróciłem wzroku.
– Zbędne informacje?
– No tak. W końcu to zdanie innych osób, nie? – Uśmiechnął się do mnie wesoło. – Nieobiektywne komentarze osób, które tak naprawdę ciebie nie znają. Jak mówiłem, zbędne informacje. – Zamilkł spoglądając na nasze zdziwione miny. W tym momencie przestał tak strasznie przypominać mi Syriusza. Tak właściwie, prawie w ogóle nie byli do siebie podobni. A przynajmniej nie było to tak uderzające podobieństwo jak w przypadku mnie i mojego taty czy Lucjusza Malfoya i Fretki. Może i wydawał się mieć rozrywkowy charakter, ale przez to równie dobrze mógł być podobny do Freda i Georga. Za to Syriusz na pewno nie powiedziałby tego, co Igniss przed chwilą. Ciężko mu było dać komuś „czystą kartkę”. Tak było chociażby w moim przypadku – kompletnie mnie nie znał, ale przez to, że jestem synem jego przyjaciela traktował mnie wyjątkowo od samego początku... – Em, znowu zrobiłem coś nieodpowiedniego? Tak jak z Draco i spółką?
Uśmiech, który powoli wpełzał na moje usta, zamarł w połowie drogi.
– Gadałeś z tym dupkiem?! Przecież zaraz po tym starym Nietoperzu to najbardziej obślizgły Ślizgon! – zakrzyknął cicho Ron. – Aż dziwne, że po spędzeniu z nimi tylu godzin udało ci się trafić do Gryffindoru!
– Serio? Ja osobiście uważam, że nie było tak źle. – Wzruszył ramionami, a uśmiech zmniejszył się nieznacznie. – Co prawda Will sztyletował mnie wzrokiem, a Zabini widocznie chciał poderwać, jednak Draco był jak najbardziej cacy... Troszkę odstawiał fochy, ale u niego to praktycznie normalka. W mugolskiej szkole były odstawiane większe cyrki. – Zamilkł na chwilkę, spoglądając uważnie na Rona. – A ten nietoperek cały, to kto to ma być? Bo jakoś nie kojarzę typa.
– Profesor Snape. Czarne tłuste włosy, haczykowaty nos, na samym brzegu stołu – Seamus uprzedził Rona. – Mówię ci, jest okropny. I najbardziej na świecie nienawidzi Gryfonów.
– Nie przesadzaj, Seamus. Ten zaszczyt przypada Neville'owi – zironizowałem.
– Ex aequo z tobą, Harry. Na drugim miejscu jest reszta Gryfonów, a później Huffelpuff i Ravenclaw. Za to swój dom faworyzuje na każdym kroku – prychnęła Hermiona.
– Może mówicie rację, ale ja znam go z innej strony. Sev jak chce potrafi być naprawdę opiekuńczy.
– SEV?! – Ron wytrzeszczył w zdumieniu oczy. Zresztą nie tylko on. Wszyscy mieliśmy takie miny.
– Skąd ty go znasz? – Ginny niespodziewanie włączyła się do rozmowy.
– I skąd znasz Malfoya?
– Herm, przecież powiedział, że spotkał go w pociągu – zauważyłem, dziwiąc się, że o tym zapomniała.
– Ale powiedział też, że "u Draco takie fochy to normalka", a to znaczy, że musiał go znać już wcześniej.
– Faktycznie... – Czemu wcześniej nie zwróciłem na to uwagi? A zresztą, w końcu z całego naszego towarzystwa tylko ona to zauważyła. Jak zwykle wyłapała więcej, niż reszta.
– Więc, skąd ich znasz? – dopytywał Ron.
– Z corocznych wakacji, które spędzamy razem? – rzucił Ig, robiąc niewinną minkę.
Zamilkliśmy gapiąc się na niego, jakby właśnie wyrosła mu z czoła trzecia stopa.
– Co? Coś wam nie pasuje? – spojrzał na nas lekko zagubiony.
– Spędzasz wakacje z Malfoyami? – Jak ktokolwiek mógł chcieć spędzać je właśnie z nimi?! Fretka może i ma czasem przebłyski człowieczeństwa, ale... CHWILA. – Więc to z tobą wtedy rozmawiał...! – Czemu wcześniej nie zaskoczyłem? Przecież gdy przyłapałem go na rozmowie przez telefon, nazwał rozmówcę "Igiem"!
– Ze mną? Wtedy? Ale kiedy? – Spojrzał na mnie zbity z tropu. – Niby uchodzę za inteligentnego, ale w tej chwili w ogóle nie wiem, co masz na myśli. A wybacz, w myślach nie potrafię czytać...
– W zeszłym roku... – Au! Ledwo powstrzymałem się od jęknięcia, gdy coś walnęło mnie w piszczel. Spojrzałem przed siebie, natrafiając na ostrzegawcze spojrzenie Hermiony. – A zresztą nieważne. Pewnie się pomyliłem. Zapomnij.
– Więc, Igniss, co cię łączy z Malfoyami? Bez urazy, ale to raczej niespodziewane, że ktoś, kto do tej pory uważany był za niemagicznego, spędza wakacje właśnie u nich. – Herm pospieszyła mi z pomocą, zagadując chłopaka. Ten przez chwilę nie odpowiadał spoglądając uważniej na mnie i Hermionę.
– To bardzo proste. Jego matka mnie przygarnęła. – Wzruszył delikatnie ramionami. – Jestem synem jej przyjaciółki, która zaraz po porodzie zrzekła się praw do mnie, i kuzyna Narcyzy. To właśnie po nim noszę nazwisko Black, chociaż wiem, że ojciec nigdy nie dowiedział się o moim istnieniu.
Zamilkliśmy, zupełnie jak Igniss przed chwilą. W tym momencie dotarł do nas głos dyrektora, który najwyraźniej był w trakcie przemowy:
– ... Erydana Malfoya! – Rozległy się dość mizerne oklaski grona pedagogicznego, które chwilę później zagłuszył głośny aplauz Ślizgonów. Reszta klaskała raczej z uprzejmości niż radości. Razem z przyjaciółmi nawet nie drgnęliśmy.
– Kolejny Malfoy?! Co on tutaj robi?!
– Nie mam pojęcia, Ron. Pewnie gdybyśmy słuchali przemowy dyrektora, byśmy wiedzieli… – zauważyła zrezygnowana Hermiona. – Później spytam profesor McGonagall.
Przytaknąłem jej i rzuciłem się na jedzenie, gdy tylko Dumbledore rzucił swoje zwyczajowe „smacznego”, na które obaj z Ronem tak długo czekaliśmy. Pochłaniając drugą dokładkę smażonych kiełbasek, starałem się poukładać w głowie wszystkie dzisiejsze wydarzenia.
~*~*~*~
Co myślisz o tym rozdziale? Zostaw choć kilka słów w komentarzu. To nie zajmie długo, a będzie nam naprawdę miło. Zależy nam na każdej opinii.

4 komentarze:

  1. Świetny! : )

    PS Mogłabym mieć do Ciebie prośbę? Biorę udział w konkursie, bardzo zależy mi na wygranej, więcej szczegółów w najnowszym poście na moim blogu (http://ksiazkiiherbata.blogspot.com/2013/08/konkurs-okadkowy-dzien-1.html). Wystarczyłoby, żebyś skopiowała tytuł i autora z poprzedniego komentarza i dodała. Z góry dzięki! Mam nadzieję, że mi pomożesz. : )

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej,
    to było bosko, ta rozmowa z Amber, no właśnie Harry mógłby powiedzieć, że Syriusz był jego ojcem chrzetnym, tak, tak Ignis pięknie, ciekawe jak Severus będzie się zachowywał w stosunku do Ignisa...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej,
    wspaniały rozdział, ale Harry mógłby powiedzieć, że Syriusz był jego ojcem chrzestnym, no i ciekawi mnie jak Severus będzie się zachowywał w stosunku do Ignisa...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  4. Hejka,
    wspaniały rozdział, ciekawi mnie bardzo jak Severus będzie się zachowywał w stosunku do Ignisa... ech Harry mógłby powiedzieć, że Syriusz był jego ojcem chrzestnym...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń