piątek, 23 sierpnia 2013

Rozdział 23 - Draco



Hohohoho~! ^^
Draco znów w szkole. A to znaczy więcej akcji, więcej Drarry. Ja już nie mogę doczekać się ich przyszłych "spotkań". A jak jest z wami? :P

 ~ \ \ * / / ~

- Czemu za mną leziesz? – Spojrzałem bykiem na brata, który nie zrażony tonem mojego głosu szedł dalej obok mnie. Jego długie, czarne kręcone włosy opadały swobodnie na jego ramiona, a on świdrował mnie radosnym spojrzeniem szarych oczu. Silk i kotka Ignissa – Envy, krążyli gdzieś wokół naszych nóg, bo jak to mój kochany brat stwierdził: „Smutno byłoby im w klatce”. Tak więc teraz mogłem liczyć się z tym, że ten durny kocur już do końca nie pozwoli mi się złapać i pewnie będzie gdzieś siedział w pociągu.
- Po prostu wpadłem na ciebie i poprosiłem o pomoc. Przy okazji zdążyłem się przedstawić, a ty słysząc moje imię, z miłości do swojego nieżyjącego brata, postanowiłeś mi pomóc. Jejku, czy to takie trudne do załapania? – Wzruszył ramionami, jakoś nie specjalnie domagając się odpowiedzi z mojej strony. Dochodziliśmy właśnie do pociągu, przedzierając się przez tłum osób. Na szczęście nie musieliśmy ciągnąć ze sobą kufrów, które wspaniałomyślnie przeniosłem już przedwczoraj, kiedy to Ig musiał spotkać się po raz kolejny z dyrektorem. Papierkowe roboty to piekło.
- Debilu. Nikt nie ma pojęcia, że mam rodzeństwo, rozumiesz? – mruknąłem, patrząc na niego uważnie i wchodząc do wnętrza pociągu. Weszliśmy praktycznie w ostatniej chwili, gdyż zaraz Express ruszył. – Dlatego zachowuj się jak na idiotę przystało i przestań w końcu gadać od rzeczy.
- Idioci gadają od rzeczy, więc jeżeli ja nim jestem to co mam innego robić, jak nie właśnie gadać… – Zasłoniłem mu usta, jednocześnie wywracając oczyma. W tej chwili jego przemądrzała gadka nie była mi potrzebna. – To szukamy w końcu tego wolnego przedziału, czy nie? – Chwycił moją rękę, ściągając ją ze swojej twarzy i uśmiechając się szeroko. Był moim zupełnym przeciwieństwem. Prawie jak Potter.
- Chodź – powiedziałem tylko, prowadząc go w kierunku przedziału, zajmowany był przeze mnie co roku. Po otwarciu drzwi, od razu poczułem jak Ślizgonka rzuca mi się na szyję, krzycząc w niebogłosy jaki to ja jestem niedobry. Kątem oka mogłem tylko dostrzec jak Ig ledwo co powstrzymuje się od parsknięcia śmiechem.
- Pansy, daj spokój – mruknąłem do dziewczyny, która zaraz odsunęła się ode mnie i pociągnęła mnie do środka przedziału. Brat wszedł tuż za nami, zamykając za sobą drzwi i siadając tuż obok Williama. – Cześć wszystkim – rzuciłem w kierunku drugiego prefekta i Zabiniego, który uśmiechnął się rozbawiony zachowaniem brunetki. Wykorzystując fakt, że Pansy przyglądała się mojemu bratu, wyrwałem się w miarę delikatnie z jej rąk i usiadłem na swoim miejscu przy oknie.
- Strasznie schudłeś, Draco – oznajmiła dziewczyna, na co tylko wzruszyłem ramionami. Co z tego i tak nikt oprócz niej tego nie zauważa. Zresztą to tylko chwilowe, zaraz wrócę do swojej wagi. – Wyglądasz prawie jak śmierć.
- Też mu to mówiłem, ale ten najzwyczajniej w świecie nie chce mnie słuchać. Nawet lustro nie może przemówić mu do rozsądku, a pokazuje jego wystające kości. Jak u anorektyka – odezwał się Igniss zwracając na siebie uwagę pozostałych. – Och, przepraszam. Nie przedstawiłem się wam. Jestem Igniss Black.
- Jesteś strasznie podobny do tego kundla, Blacka – powiedziała Pansy zanim nie uświadomiła sobie, że obydwoje posiadają te same nazwisko. Chwilowo jednak dali mi spokój z moim „anorektycznym” wyglądem.
- Chciałbym cię tak tylko poinformować, że ten kundel jest kuzynem mojej matki. – Spojrzałem na nią z naganą, a dziewczyna zaraz zaczęła przepraszać mojego brata.
- Spokojnie, nic się nie stało. Jestem przyzwyczajony do tego, że większość osób wyraża się tak o moim starszym. – Igniss uśmiechnął się pokrzepiająco, jakby właśnie nie przyznał się do tego, że jest synem Syriusza. Starałem się zamaskować zdziwienie, dlatego też zaraz odwróciłem wzrok w drugą stronę. Przecież nasz daleki wuj nie miał dzieci.
- Dziwię się, że przez tyle lat nikt o tobie nie wiedział – mruknął Blaise, otwarcie pokazując swoje wątpliwości.
- Och, to proste. Syriusz o tym po prostu nie wiedział. Poszedł z moją matką do łóżka bez żadnych zobowiązań, a potem okazało się, że jest ona w ciąży. Bała się tego, dlatego też zaraz po urodzeniu chciała oddać mnie do adopcji. Mama Draco jest dobrą znajomą mojej starszej i kiedy dowiedziała się o tym, postanowiła w jakiś sposób opiekować się mną, dlatego też krótko potem zawitałem w Malfoy Manor. – W tym momencie spojrzał na mnie ze śmiechem, co ja skwitowałem cichym sapnięciem. – Jednak z jakiegoś powodu magia nie chciała się we mnie uwolnić, dlatego też posłali mnie do jednej z najlepszych mugolskich szkół.
- Nie sądzisz, że mówisz trochę za dużo o sobie? – warknąłem w jego kierunku, chociaż zdawałem sobie sprawę z tego, iż tak naprawdę nic nie wskóram takim gadaniem. Jego chyba trzeba by było potraktować obuchem, żeby cokolwiek trafiło do jego pustej czachy.
- Zapuszczasz włosy, Draco? – Zabini, który najwidoczniej stwierdził, że temat jest zamknięty postanowił zejść na inny. Niestety, musiał on zachodzić na moją biedną osobę.
- Przeszkadza to komuś? – Nawet nie musiałem na nich patrzeć, żeby być pewnym, że każdy zaprzeczył ruchem głowy. Przyznaję, że w czasie wakacji zacząłem je zapuszczać. Już przecież w Japonii dłuższe kosmyki sięgały mi do ramion. Jednak niepodcinane zdążyły mi jeszcze bardziej urosnąć, tak więc teraz sięgały już prawie do łopatek. Dopiero wczoraj miałem okazję być u fryzjera, dlatego też zażyczyłem sobie zabiegi pielęgnacyjne i dosłownie delikatne ścięcie zniszczonych końcówek – o ile takowe były. Jednak by fakt ten nie rzucał się zbytnio w oczy, poprosiłem Édouarda o ścięcie odrobinę bardziej góry, aby tak wycieniowane kosmyki sprawiały wrażenie nie aż tak długich. Tym bardziej grzywka, jaką sobie zażyczyłem opadała mi delikatnie na oczy, co w ogóle mi nie przeszkadzało, wręcz przeciwnie – było dobrą zabawą, a i całkowicie zmieniała mój wizerunek. To był najwyższy czas, by wprowadzić jakąś zmianę. W końcu moda się zmienia, a ja nie chciałem pozostawać w tyle. Zresztą, co ja mówię. Ja nie mogłem pozwolić, by ktoś był z modą przede mną. Tylko ja mogłem ją prowadzić w tej szkole.
- Nie, po prostu z taką fryzurą jest ci o niebo lepiej. – Pozwoliłem sobie na delikatny, nieśmiały uśmiech, co spowodowało zdziwione spojrzenia siedzących naprzeciw mnie Zabiniego i Parkinson. Doprawdy, najwyraźniej nie spodziewali się po mnie takiej reakcji.
Z jeszcze większym uśmiechem wstałem ze swojego miejsca i wyszedłem z przedziału, usprawiedliwiając się obowiązkami prefekta. Od razu zatrzymałem też chcącego dołączyć do mnie Williama, mówiąc mu, że sobie poradzę. Dobry humor w dalszym ciągu mi przypisywał, dlatego też sprawdzałem jak się mają moi Ślizgoni. Większa część z nich była zaskoczona moim zachowaniem, przecież nie często mają okazję widzieć jak otwarcie okazuję im swoje zainteresowanie.
- Nie musisz się o nas martwić, panie prefekcie – mruknęła Ślizgonka, która szła właśnie do trzeciej klasy, a w której przedziale to właśnie znajdowałem się. Krótkowłosa blondynka była w towarzystwie swoich przyjaciółek z rocznika i jednej dziewczynie, która dopiero co miała rozpocząć swoją naukę w Hogwarcie. W takim razie Ann musiała się szczególnie przed nią chwalić swoim spoufalającym zachowaniem wobec mnie. Była damą, niestety nie na wszystko musiałem jej pozwalać.
- Oczywiście, że nie. Po prostu jako prefekt muszę sprawdzać, czy wszyscy dobrze się zachowują, Ann. Z szacunkiem. – Pozwoliłem sobie na zwycięski uśmiech, kiedy nastolatka zarumieniła się zażenowana. – Mam nadzieję, że młoda dama wstąpi w szeregi Domu Slitherina – zwróciłem się do dziewczyny, po czym zaraz opuściłem ich przedział z zamiarem przejścia do kolejnego i sprawdzenia innych Ślizgonów. Jednak niedługo po tym jak wyszedłem na korytarz zobaczyłem na swojej drodze jakiegoś chłopaka i muszę przyznać, że aż westchnąłem wewnętrznie z zachwytu. Ten chłopak był naprawdę przystojny. Włosy ułożone według najnowszej panującej w Londynie mody, ubrany może nie u Diora, ale i tak prezentował się nie gorzej niż większość modeli. Był mniej więcej mojego wzrostu, szczupły, jednak nie tak jak ja. Widać było, że lubił sobie czasami poćwiczyć. A gdy spojrzałem uważniej na jego twarz poznałem w nim… O matko, czy to możliwe, że to był…?!
- Potter? – wyjąkałem, nie mogąc wyjść z szoku i patrząc na niego w totalnym już osłupieniu. Jak, do diabła, mógł on w ciągu kilku tygodni zmienić się tak nie do poznania!?

~ * ~

- …Mówię wam; ciężko było go przekonać. Ale! – Podniósł odrobinę głos, by pokreślić ważność momentu jego opowiadania. – Kiedy tylko zgodził się i zagrał te kilkuminutowe solo, na widowni zapanowała TAKA cisza! – Ig wyrzucił ramiona na boki, by przybliżyć sytuację swoim słuchaczom.  – Każdy był zaoferowany jego grą i nie zdziwiło mnie, jak po tym całym koncercie do Draco podszedł jakiś gość z wytwórni i zaproponował mu umowę.
Pansy zachichotała głośniej niż zamierzała, co ja skwitowałem cichym prychnięciem, starając się skupić na wątku opowiadania, zawartego w tekście. Akurat główny bohater musiał wybierać między swoimi pobratymcami i przyjaciółmi, a miłością do niedawno poznanej śmiertelniczki. Każdy wybór przynosił za sobą śmierć jego ukochanej, jednak gdyby został przy niej podobny los spadłby i na niego. Byłem cholernie ciekaw, co Louis zrobi. Jaką wybierze drogę. Ja sam nie mam pojęcia jakbym postąpił i mam nadzieję nigdy nie znaleźć się w takowej sytuacji. Zresztą jestem bardziej niż pewien, że nigdy nie spotkam przeznaczonej mi osoby. Ja nie mogę zostać pokochany. Jestem zbyt…
Zacisnąłem palce na okładce książki, starając się wyprzeć niechciane obrazy z pamięci. Nie chciałem teraz przypominać sobie tych wszystkich momentów, tego palącego dotyku na mojej skórze. Nienawidziłem ich wszystkich i każdego z osobna, komu Czarny Pan pozwalał mnie posiąść. Wiele razy miałem ochotę się przeciwstawić, jednak to strach przed nimi czynił ze mnie malutką, białą owieczkę, która czekała tylko, aż duży, przegłodzony wilk przyjdzie do mnie, marząc o tym, żeby schrupać mnie w całości. Byłem wręcz sparaliżowany, ogarniającym mnie uczuciem.
- Zamilcz… – Spojrzałem na Iga spode łba, od razu uciszając całe towarzystwo. – Obiecuję, że jeśli jeszcze raz pojawię się w którejś z waszych opowieści jako główny bohater, to jej autora pozbawię kutasa, bądź rączek – dodałem, spoglądając od razu na dziewczynę. Kto jak kto, ale Parkinson była pierwszą osobą, która byłaby zdolna podjąć wątek i dalej opowiadać jakieś zdarzenia z mojego życia. – Naprawdę nie mam zamiaru mieć gorzej rozwalonego dnia, niż mam go w tej chwili. – Zamknąłem książkę, podając ją zaraz Williamowi. W tej chwili straciłem ochotę na jakiekolwiek wątki z czyjegoś życia. Nawet fikcyjnego. – A coś czuję, że na wieczór świeży narybek będzie dość nieznośny.
- Nie bój żaby, Smoczku. Ja tam będę ich pilnował. – Uniosłem sceptycznie brew, przez chwilę zastanawiając się nad tym, co ten idiota właśnie sobie  wymyślił. Zapewne jak zwykle w jego durnej łepetynie zaświtała jakaś zwariowana myśl, którą postanowił wprowadzić w życie.
- O ciebie to ja jakoś martwię się najbardziej – mruknąłem, wyglądając kątem oka za okno. Kwestią minut było już nasze dotarcie do stacji w Hogsmeade. Następnie zapewne będę musiał rozdzielić się z bliźniakiem, który z grupą pierwszaków uda się zwyczajowo – jak co roku – do Hagrida podczas, gdy ja i reszta wsiądziemy do powozu i dojedziemy pod szkołę.
Swoją drogą, Igniss w trybie praktycznie natychmiastowym zjednał ich ze sobą. Było to wręcz niebywałe. Tym bardziej, gdy miałem świadomość, że szczególnie William niechętnie podchodził do nowych znajomości. Nawet Zabiniemu trochę zajęło, zanim czarnowłosy Ślizgon go zaakceptował.
- Draco?
Spojrzałem szybko na zmartwione oblicze Williama, który stał już przy wejściu, wraz z resztą. Tylko Igniss stał tuż przede mną. On jednak robił to tylko po to, by chwycić mnie za nadgarstki i podciągnął do góry.
- Nie no, zachowujesz się jak malutkie dziecko, którym trzeba się opiekować – skwitował mnie brat, chociaż nie miał co do tego żadnej podstawy. Mimo wszystko w tej chwili nie miałem zbyt wielkiej ochoty na jakiekolwiek kłótnie, dlatego też bez żadnego słowa wyszedłem z przedziału omijając wszystkich, a następnie opuszczając pociąg. – Przepraszam, przesadziłem! – Starałem się nie reagować na krzyk Iga, dalej brnąc przez siebie. Niestety dłonie bruneta łapiące mnie za łokcie, skutecznie zmusiły mnie do zatrzymania się w miejscu. Większość obecnych osób spoglądało na nas z ciekawością. Nawet gdzieś z boku śmignęła mi postać najmłodszej latorośli Weasley’ów.
- Daj już spokój – mruknąłem w odpowiedzi, starając się brzmieć na jak najbardziej wyniosłego i zarazem sprawiającego wrażenie, że cała sytuacja jest mi całkowicie obojętna. Nie mogłem pokazywać w szkole oblicza, jakie znał mój brat i przyjaciele z Japonii. – Zaraz będziesz musiał udać się za Hagridem, jak zacznie zwoływać do siebie narybek…
- …Pirszoroczni! Pirszoroczni do mnie! – I na potwierdzenie moich słów, powietrze przeszył basowy głos półwielkoluda. Bliźniak posłał mi trochę wymuszony szeroki uśmiech, po czym ruszył zaraz żwawo w stronę gajowego. Wyglądało to naprawdę zabawnie, gdy Ig idąc między pierwszakami, wyróżniał się wzrostem.
Pozwoliłem sobie tylko i wyłącznie na delikatny, rozbawiony uśmiech, jednak to i tak sprawiło, że usłyszałem gdzieś z boku kilka zachwyconych szeptów dziewczyn na mój temat. Pokręciłem lekko głową, dochodząc do moich towarzyszy i razem kierując się ku jakiemuś wolnemu powozowi. Tam już w czasie drogi pozwoliłem sobie na udzielanie się w rozmowie z nimi.
Po prostu nie chciałem już dzisiaj toczyć kolejnej bitwy z niechcianymi obrazami.

~ * ~

W Wielkiej Sali panował niesłychany rumor. Zapewne było to spowodowane tym, że jeszcze nie było obecnego żadnego z profesorów i każdy pozwalał sobie na dokańczanie swoich relacji z wakacji. Każdy żył jeszcze latem, co potwierdzać mogła opalenizna towarzysząca praktycznie każdemu uczniowi. Ja byłem jedną z naprawdę bardzo nielicznych osób, których słońce nawet nie liznęło żywszym kolorkiem.
Wraz z wejściem grona pedagogicznego, część rozmów ucichła, a inne po prostu wyciszyły się. Zapewne było to też spowodowane ostrzegającym spojrzeniem rzuconym do ogółu Sali przez Severusa. Mimo wszystko, większość osób obawiała się go.
Tuż za Mistrzem Eliksirów wszedł Haruse, który z serdecznym uśmiechem obserwował wszystko dookoła, jakby jeszcze nie do końca mógł przyzwyczaić się do niesamowitości tego pomieszczenia. Kiedy jego oczy napotkały moją osobę, jego uśmiech poszerzył się, a on sam zamachał lekko w moim kierunku, czemu towarzyszy zadowolone śmiechy kilku Ślizgonek i odmachujące mu bezwstydnie dziewczyny. To było takie do przewidzenia.
Jednak oprócz nowego nauczyciela OPCM’u, pojawił się jeszcze jeden nowy pracownik szkoły. Był nim wysoki blondyn, który wzrostem spokojnie dorównywał mojemu ojcu, o ile nawet nie był od niego wyższy. Ubrany był w mugolskie czarne spodnie od garnituru i grafitową koszulę. Krawat równie czarny jak spodnie związany był starannie pod szyją, jakby mężczyzna nie chciał sobie pozwolić na żadne nieścisłości. Z tej odległości niestety nie dane mi było dojrzeć jego koloru oczu, jednak byłem w stanie stwierdzić, że jego odrobinę dłuższe kosmyki potraktowane zostały żelem, bądź brylantyną. Chociaż to było nic w porównaniu z tym, że mężczyzna ten był strasznie podobny do mojego ojca. Nie wiem dokładnie jak to powiedzieć, ale miałem przeczucie, że coś się za tym kryje. Rysy jego twarzy były iście Malfoyowskie, a przecież jedyną częścią naszej wydziedziczonej rodziny był Seporian. Coś było tu nie tak, tylko jeszcze nie wiem dokładnie co.
- Zauważyłeś, prawda? – Słysząc cichy głos drugiego prefekta, odwróciłem wzrok od jasnowłosego mężczyzny, przenosząc go z ociąganiem na Willa. – Jest diabelnie podobny do Lucjusza i nawet nie zdziwiłbym się, aż tak bardzo, gdyby okazało się, że jest on kimś z twojej rodziny. – Przytaknąłem mu krótko, w tej samej chwili dostrzegając, że mężczyzna siada po prawej stronie Severusa (po jego drugiej stronie usiadł Haruse) i zamienia z nim kilka słów. Mogłem dostrzec też niedowierzanie Seva, który okazywał je w dość charakterystyczny jak dla mnie sposób.
Miałem to też już skomentować Richardsonowi, gdy w tym czasie pojawiła się profesorka transmutacji  wprowadzając do środka dość okazałą grupkę pierwszaków, oraz odznaczającego się wśród nich Iga.
Kobieta wyprowadziła ich na środek, pierwszym osobom za nią każąc zatrzymać się gdzieś w połowie drogi. Zaraz też zaczęła tłumaczyć im zasady przydziału uczniów, gdy w tym czasie stołek wraz z Tiarą powędrował na środek sali między czterema stołami naszych domów, a stolikiem nauczycielskim.
- Czy wszystko jasne? – rzuciła jeszcze, spoglądając uważnie po najbliższej stojących dzieciakach. – Skoro tak, to mo…
- Minny… – Igniss przerwał jej wypowiedź, a ja aż zamarłem z szoku. Zresztą podobnie jak większą część uczniów tylko, że oni zaraz wybuchli gromkim śmiechem. Profesorka natomiast sprawiała wrażenie, jakby miała ochotę rozerwać chłopaka na strzępy. – Zastanawia mnie co się stanie jak Tiarze nie spodoba się czyjaś osobowość. Czy jest możliwe, żeby nie dała kogoś do jakiegoś domu? – Zrobił przy tym jeszcze minę takiego niewiniątka, że automatycznie uśmiechnąłem się pod nosem. Mój brat jak chciał mógł nawet obrażać wszystkich naokoło, a on sam pozostawiałby wrażenie, jakby mówił właśnie o pogodzie.
- Oczywiście, że nie, panie Black – wycedziła kobieta, starając się nie wybuchnąć. Jak na razie jeszcze dobrze jej to wychodziło, jednak znając mojego bliźniaka, to zapewne zaraz da jej popalić. – Tiara przydziału zawsze wie, do jakiego domu przydzielić danego ucznia i jakoś nigdy nie zdarzał się wyjątek.
- Jednak zawsze może być ten pierwszy raz! – krzyknął nagle, a kilku pierwszaków spojrzało w jego kierunku niepewnie. Ja, jak i zapewnie reszta uczniów, mieliśmy z tego dość niezły ubaw. – A co się stanie, gdy położy mi ktoś Tiarę na głowie, a ta powie, że nie pasuje do żadnego domu? Albo co gorsza! – W tym momencie zrobił pauzę, rozglądając się szybko po niektórych stołach. Byłem bardziej niż pewien, że na ułamki sekundy więcej zawiesił wzrok na stole Gryfindoru, a szczególnie na osobie Pottera. Niestety nie dane mi było zobaczyć jaką minę przy tym robił. – Co, jak ten stary beret nagle stwierdzi, że będzie mi dobrze w sypialni Snape’a!?
Aż zakrztusiłem się powietrzem, kiedy tylko dotarł do mnie sens wypowiedzianych przez brata słów. Z resztą chyba nie tylko ja wydawałem się tak na to zareagować. Severus również był tym mocno zaskoczony. Natomiast siedzący obok niego blondyn wyglądał jakby ostatkami sił powstrzymywał się od wybuchnięcia śmiechem.
- Panie Black! – ryknęła kobieta, wyprowadzona już z równowagi. W sumie, jakoś tam jej się nie dziwiłem. Przecież jej też może się później za to oberwać. – Niech pan uważa na swój język…
 - Przecież on tylko będzie czekać, aż wykorzysta moją biedną osobę, jaka tanią siłę roboczą~ – zajęczał tylko, wyglądając na osobę, która miałaby się zaraz popłakać. – Zrobi ze mnie białego murzyna~!
- Panie Black! – McGonagall krzyknęła na tyle głośno, że Ig umilkł, spoglądając na nią z oczekiwaniem. – Mogę panu obiecać, że Tiara nie przydzieli pana tylko i wyłącznie do jednego z czterech domów. – Odetchnęła cicho, rozkładając pergamin i wracając do swojego zwyczajowego, sztywnego tonu. Zaczęła kolejno wyczytywać nazwiska dzieciaków, które w dalszym ciągu wystraszone słowami bliźniaka podchodziły do stołka prawie jak na ścięcie. Jednak, gdy po trzech osobach, nie stało się nic podejrzanego i dziewczynka poszła do Hufflepufu, a dwaj inni chłopcy do Ravenclawu, wszystkie dzieciaki odetchnęły z widoczną ulgą. Ja natomiast zauważyłem, że ta stara panna ominęła mojego brata i zabrała się wyczytywaniem nazwisk spod C. Zapewne postanowiła zostawić go na sam koniec.
- Wow, ale ona ma temperamencik. – Spojrzałem oburzony na bliźniaka, który jakby nigdy nic wcisnął się między mnie, a Willa siadając tyłem do stołu. Kilkoro pierwszaków rzuciło mu zaskoczone spojrzenie, jednak akurat zaraz ktoś musiał wyjść na środek. Tegoroczny przydział szedł naprawdę szybko. – Przez chwilę naprawdę myślałem, że mnie zabije.
- Wcale bym się jej nie zdziwił, gdyby właśnie to zrobiła – odparłem, posyłając jednemu chłopakowi ostrzegające spojrzenie, który od razu odwrócił speszony wzrok. Typowy Puchon. – Musisz uważać na to, co mówisz. W innym wypadku wszyscy dostaniemy po dupie. Ja, ty i reszta. Dlatego postaraj się chociaż trochę opanować od zbędnych komentarzy.
- Chciałem tylko ich jakoś rozweselić. Wszyscy byli tacy niepewni. – Posłał mi niewinne spojrzenie, za którym kryło się zadowolenie diabła. Nie znałem go od pięciu minut, żeby nie wiedzieć, co oznaczają jego poszczególne ruchy.
- A co ci wyszło? Przeraziłeś ich tylko bardziej… – mruknąłem, spoglądając na uśmiechniętą twarz brata. On sam w tym czasie zwrócił się w moim kierunku, dlatego też w całej krasie mogłem dostrzec bijące z jego oczu szczęście. Energia jego euforii biła od jego ciała, przenikając nawet przez moją skórę i udzielając mi nastrój. Nim jednak uśmiechnąłem się jak głupi do sera, zdążyłem otrząsnąć się i spojrzeć na niego z delikatnym rozbawieniem. – Następnym razem postaraj się chociaż trochę dostosować żarty; tym bardziej, gdy dotyczyły dzieciaków, które nie rozumiały niektórych rzeczy.
- Dobrze, mamusiu. Już będę grzeczny, tylko nie rób mi już obciachu przy kolegach… – Brunet starał się brzmieć jak małe dziecko, co mu naprawdę dobrze wyszło. Zaraz jednak skrzywił się, kiedy uderzyłem go dość mocno w plecy.
- Wypad od stołu. Zaraz twoja kolej – wyjaśniłem cicho, obserwując jak ten wstaje i popycha ostatniego chłopaczka w kierunku stołka, mówiąc mu głośno, że na pewno nie trafi do niczyjej sypialni.
- W tym roku do naszej szkoły zawitała osoba, która dopiero jakiś miesiąc temu odkryła w sobie magiczne cechy. – Dyrektor wstał ponownie i nawet podszedł ku McGonagall i mojemu bratu. ­– Jednak ze względu na posiadaną przez pana Blacka obszerną wiedzę teoretyczną, a także wielki potencjał do nauki, postanowiliśmy umieścić go w klasie odpowiadającej jego rocznikowi. Dlatego też pan Black trafi do szóstej klasy. Usiądź, chłopcze– zwrócił się do bruneta, który z psotnym uśmiechem wykonał posłusznie jego polecenie. Zaraz też po sali rozszedł się odgłos głośnego pierdnięcia, na co uniosłem wzrok ku nocnemu niebu. Mogłem się domyślić, że użyje jakiejś mugolskiej zabawki.
- Och, przepraszam~! – zaśmiał się serdecznie, wstając na krótko i zabierając spod siebie poduszkę pierdzącą. Każdy to mógł dostrzec, jednak on widocznie nie zwracał na to uwagi. – To wszystko przez te nerwy. Nie chciałbym trafić do sypialni Mistrza Eliksirów, ale nie pogardziłbym dzieleniem się pokojem z panną Burbage.
- Nauczycielka mugoloznastwa. – William przybliżył się do mnie bliżej, szepcząc mi do ucha wyjaśnienie, kim jest ta Burbage. Nie chodziłem na mugoloznastwo, dlatego też nie miałem okazji jej nigdy poznać.
- Niestety, panna Burbage w swojej sypialni ma wystarczająco miejsca tylko dla jednej osoby. – Dumbledore uśmiechnął się rozbawiony zachowaniem bruneta, biorąc Tiarę od nauczycielki  i wkładając go na głowę Ignissa. Beret skrzywił się nieco, a jego czubek opadł odrobinę do przodu.
Dawaj go do Slihterinu, dawaj go do Slitherinu – powtarzałem w pamięci jak mantrę, zaciskając mocno palce rąk. Tiara właśnie prostowała się, zapewne z zamiarem krzyknięcia:
- Gryfindor! – ryknęła, a mi opadła szczęka. Spojrzałem zszokowany na twarz brata, który z uśmiechem od ucha do ucha, podszedł do stołu Gryfonów, a jakby tego było mało, usiadł tuż obok Pottera. Odwróciłem zaraz wzrok w kierunku starego dziada, który dalej stał w tym samym miejscu. Zapewne oprócz życzenia nam smacznego, chciał coś jeszcze zakomunikować.
- Moi drodzy, posłuchajcie mnie jeszcze uważnie. – Oddał jeszcze szybko Tiarę McGonagall, która zniknęła na jakiś czas, by odłożyć tą szmatę na swoje miejsce. – Otóż w tym roku, nasze grono pedagogiczne powiększyło się o dwóch nowym nauczycieli. – Dropsik odwrócił się na krótko w stronę stołu nauczycielskiego, dłonią przywołując do siebie Haruse i tego blondyna. – Obydwoje musieli przebyć długą drogę, aby do nas dotrzeć. Pan Haruse Yoshizawa przybył do nas aż z miasta Mizami-inu położonego w prefekturze Shizuoka w Japonii i będzie uczył Obrony Przed Czarną Magią. – Haruse kiwnął lekko głową w kierunku stołu każdego domu, po czym cofnął się jakieś dwa kroki, by Dumbel mógł dalej mówić. – Chociaż jak sam powiedział mi wczoraj, będzie udzielał też dodatkowych lekki popołudniowych związanych z jazdą konną, którą poprzez pewne sugestie postanowiłem założyć.
Staruszek jeszcze przez chwilę rozwodził się nad tym, gdzie znajduje się stajnia, (oraz blisko czyjego domku) i jakie zwierzęta będzie można ujeżdżać. Okazało się, że oprócz przedstawicieli kilku ras zwykłych koni, pojawią się również dwie pary Abraksanów.
- Boże, niech on przestanie gadać – jęknął cicho Zabini, a kilka siedzących obok niego osób przytaknęło posępnie. Jak widać, nie tylko mi nie odpowiadało gadulstwo dyrektora.
- Jeszcze będzie przedstawiał tego blondyna – oparła jakaś dziewczyna z drugiej, bądź trzeciej klasy. Cholera, nie musiałem wszystkich pamiętać. Wystarczyło, że wiedziałem o tym, że są z mojego domu.
- Swoją drogą nie uważasz, że jest on trochę podobny do Draco?
- Co? Draco jest o wiele przystojniejszy…
- W sumie tak Draco mógłby wyglądać za jakieś piętnaście, dwadzieścia lat. – Odwróciłem się w stronę trzech dziewuch, posyłając im niezbyt miłe spojrzenie. Efekt jednak był zadowalający, gdyż dziewczyny natychmiastowo umilkły i udawały, że słuchają wywodu starucha.
- W tym roku pani Babbling zmuszona była przejść na urlop w związku z tym, że znalazła się w błogosławionym stanie. – Przeszedł w końcu na drugi wątek, dlatego też skupiłem się na jego słowach. W końcu wyjawi kim jest ten mężczyzna. – Dowiedzieliśmy się o tym jakiś tydzień temu, dlatego też ciężko było nam znaleźć kogoś odpowiedniego na to stanowisko, ale udało nam się. Powitajcie proszę, nauczyciela Starożytnych Run, który przyjechał do nas z Polski. Pana Erydana Malfoya. – Staruszek zaczął bić brawa, jednak przez chwilę tylko inni nauczyciele nieśmiało wtórowali mu. Po chwili zaś z brawami wyskoczyli Ślizgoni, głośno okazując swoje zadowolenie.
Malfoy spojrzał wprost na mnie, a w jego niebieskich oczach dostrzegłem delikatnie maskującą się za obojętnością, wyniosłość. Nie mogłem uwierzyć w to, co widziałem. Kilkanaście metrów przede mną znajdował się ktoś, kto mógł być moją rodziną.
Powoli, niepewnie i ja zacząłem bić brawo, spoglądając kątem oka na brata, który wydawał się być równie zaskoczony jak ja.
- Nim wszyscy zabierzemy się za – jak zawsze – przepyszną kolację chciałbym jeszcze ogłosić, że w tym roku zmieniły się zasady dyżurów nauczycieli i prefektów... Będą one częstsze niż w poprzednich latach, więc lunatykom i głodomorom radzę uważać podczas nocnych wycieczek – powiedział figlarnie, puszczając oczko. A przynajmniej tak mi się wydawało. Liczę jednak na to, że się pomyliłem. – Oprócz tego, uczniowie od trzeciego roku w górę są zobowiązani do uczestniczenia w dodatkowych zajęciach. Umożliwią one rozwinięcie waszych zainteresowań, które w przyszłości mogą okazać się bardzo pomocne.– Nie powiedział dokładnie co ma na myśli, jednak praktycznie spora większość mogła domyśleć się, że chodziło mu o nieuchronnie zbliżającą się walkę z Czarnym Panem. – Jutro wraz z planem lekcji dostaniecie spis możliwych dodatkowych zajęć. Każdy uczeń ma tydzień na zastanowienie się nad kierunkiem i przedstawienie swojego wyboru opiekunowi Domu.
 Zaraz potem Dumbel wrócił na swoje miejsce, życząc nam jeszcze smacznego. Wszystkie półmiski zapełniły się wszelkiego rodzaju jedzeniem, a ja automatycznie poczułem, że nie jestem głodny. Co więcej, widok takiej ilości jedzenia sprawił, że zrobiło mi się niedobrze i miałem ochotę wymiotować.
- Will, dasz sobie radę przy narybku beze mnie? – zwróciłem się do szatyna, który akurat nalewał sobie trochę soku do pucharu.
- Tak, spokojnie dam sobie radę. – Przyjrzał mi się uważnie, jakby w wyrazie mojej twarzy doszukiwał się możliwego powodu. – Opuszczasz posiłek?
- Nie jestem głodny – odparłem cicho, wstając ze swojego miejsca. Kilkoro siedzących blisko mnie Ślizgonów spojrzało na mnie krótko, jednak nie skomentowali mojego zachowania. – Przyjdź później i przekaż mi co istotniejsze informacje – dodałem jeszcze, kierując się w stronę wyjścia z Wielkiej Sali. Czułem na sobie spojrzenia większości uczniów, których zainteresował samotny odgłos uderzeń butów o posadzkę.
Jedną z niepisanych zasad w tej szkole było to, że każdy uczeń miał być obecny na całym rozpoczęciu roku. Ja jednak postanowiłem to zmienić.

4 komentarze:

  1. Hej,
    och, Draco to aż westchnął z zachwytu, Ignis trfia do gryfindoru i się cieszę... poddaje się za syna Syriusza, a jak na to zareaguje Harry? ni i nowy nauczyciel, który się okazuje, że jest Malcloyem z Polski :) zabrakło mi jednak tej rozmowy z Potterem...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Droga Basiu,
      proszę, nie streszczaj w komach rozdziałów :)
      Wrzucaj więcej od siebie :*

      Pozdrawiam,
      Yunoha

      Usuń
  2. Hej,
    ok cudny rozdział, Ignis trafił do gryfindoru więc można powiedzieć że wdał się w ojca bo podaje się tutaj za syna Syriusza, ale mnie ciekawi jak Harry zareaguje na wieści, że Syriusz ma syna...
    nowy nauczyciel, który się okazuje jest Malfloyem, bardzo ciekawie tutaj będzie....
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  3. Hejka, hejka,
    cudowny rozdział, och Ignis trafił do Gryfindoru więc można powiedzieć że wdał się w ojca ;) bo podaje się za syna Syriusza, ale zastanawia mnie jak Harry zareaguje na te wieści... nowy nauczyciel, który się okazuje jest Malfloyem, bardzo ciekawie tutaj będzie....
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń