Hohohoho~! ^^
Draco znów w szkole. A to znaczy więcej akcji, więcej Drarry. Ja już nie mogę doczekać się ich przyszłych "spotkań". A jak jest z wami? :P
Draco znów w szkole. A to znaczy więcej akcji, więcej Drarry. Ja już nie mogę doczekać się ich przyszłych "spotkań". A jak jest z wami? :P
~ \ \ * / / ~
- Czemu za mną leziesz? – Spojrzałem bykiem na brata, który nie
zrażony tonem mojego głosu szedł dalej obok mnie. Jego długie, czarne kręcone
włosy opadały swobodnie na jego ramiona, a on świdrował mnie radosnym
spojrzeniem szarych oczu. Silk i kotka Ignissa – Envy, krążyli gdzieś wokół
naszych nóg, bo jak to mój kochany brat stwierdził: „Smutno byłoby im w
klatce”. Tak więc teraz mogłem liczyć się z tym, że ten durny kocur już do
końca nie pozwoli mi się złapać i pewnie będzie gdzieś siedział w pociągu.
- Po prostu wpadłem na ciebie i poprosiłem o pomoc. Przy okazji
zdążyłem się przedstawić, a ty słysząc moje imię, z miłości do swojego
nieżyjącego brata, postanowiłeś mi pomóc. Jejku, czy to takie trudne do
załapania? – Wzruszył ramionami, jakoś nie specjalnie domagając się odpowiedzi
z mojej strony. Dochodziliśmy właśnie do pociągu, przedzierając się przez tłum
osób. Na szczęście nie musieliśmy ciągnąć ze sobą kufrów, które
wspaniałomyślnie przeniosłem już przedwczoraj, kiedy to Ig musiał spotkać się
po raz kolejny z dyrektorem. Papierkowe roboty to piekło.
- Debilu. Nikt nie ma pojęcia, że mam rodzeństwo, rozumiesz? –
mruknąłem, patrząc na niego uważnie i wchodząc do wnętrza pociągu. Weszliśmy
praktycznie w ostatniej chwili, gdyż zaraz Express ruszył. – Dlatego zachowuj
się jak na idiotę przystało i przestań w końcu gadać od rzeczy.
- Idioci gadają od rzeczy, więc jeżeli ja nim jestem to co mam innego
robić, jak nie właśnie gadać… – Zasłoniłem mu usta, jednocześnie wywracając
oczyma. W tej chwili jego przemądrzała gadka nie była mi potrzebna. – To
szukamy w końcu tego wolnego przedziału, czy nie? – Chwycił moją rękę,
ściągając ją ze swojej twarzy i uśmiechając się szeroko. Był moim zupełnym
przeciwieństwem. Prawie jak Potter.
- Chodź – powiedziałem tylko, prowadząc go w kierunku przedziału,
zajmowany był przeze mnie co roku. Po otwarciu drzwi, od razu poczułem jak
Ślizgonka rzuca mi się na szyję, krzycząc w niebogłosy jaki to ja jestem
niedobry. Kątem oka mogłem tylko dostrzec jak Ig ledwo co powstrzymuje się od
parsknięcia śmiechem.
- Pansy, daj spokój – mruknąłem do dziewczyny, która zaraz odsunęła się
ode mnie i pociągnęła mnie do środka przedziału. Brat wszedł tuż za nami,
zamykając za sobą drzwi i siadając tuż obok Williama. – Cześć wszystkim –
rzuciłem w kierunku drugiego prefekta i Zabiniego, który uśmiechnął się
rozbawiony zachowaniem brunetki. Wykorzystując fakt, że Pansy przyglądała się
mojemu bratu, wyrwałem się w miarę delikatnie z jej rąk i usiadłem na swoim
miejscu przy oknie.
- Strasznie schudłeś, Draco – oznajmiła dziewczyna, na co tylko
wzruszyłem ramionami. Co z tego i tak nikt oprócz niej tego nie zauważa.
Zresztą to tylko chwilowe, zaraz wrócę do swojej wagi. – Wyglądasz prawie jak
śmierć.
- Też mu to mówiłem, ale ten najzwyczajniej w świecie nie chce mnie
słuchać. Nawet lustro nie może przemówić mu do rozsądku, a pokazuje jego wystające
kości. Jak u anorektyka – odezwał się Igniss zwracając na siebie uwagę
pozostałych. – Och, przepraszam. Nie przedstawiłem się wam. Jestem Igniss
Black.
- Jesteś strasznie podobny do tego kundla, Blacka – powiedziała Pansy
zanim nie uświadomiła sobie, że obydwoje posiadają te same nazwisko. Chwilowo
jednak dali mi spokój z moim „anorektycznym” wyglądem.
- Chciałbym cię tak tylko poinformować, że ten kundel jest kuzynem
mojej matki. – Spojrzałem na nią z naganą, a dziewczyna zaraz zaczęła
przepraszać mojego brata.
- Spokojnie, nic się nie stało. Jestem przyzwyczajony do tego, że
większość osób wyraża się tak o moim starszym. – Igniss uśmiechnął się
pokrzepiająco, jakby właśnie nie przyznał się do tego, że jest synem Syriusza.
Starałem się zamaskować zdziwienie, dlatego też zaraz odwróciłem wzrok w drugą
stronę. Przecież nasz daleki wuj nie miał dzieci.
- Dziwię się, że przez tyle lat nikt o tobie nie wiedział – mruknął Blaise,
otwarcie pokazując swoje wątpliwości.
- Och, to proste. Syriusz o tym po prostu nie wiedział. Poszedł z
moją matką do łóżka bez żadnych zobowiązań, a potem okazało się, że jest ona w
ciąży. Bała się tego, dlatego też zaraz po urodzeniu chciała oddać mnie do
adopcji. Mama Draco jest dobrą znajomą mojej starszej i kiedy dowiedziała się o
tym, postanowiła w jakiś sposób opiekować się mną, dlatego też krótko potem
zawitałem w Malfoy Manor. – W tym momencie spojrzał na mnie ze śmiechem, co ja
skwitowałem cichym sapnięciem. – Jednak z jakiegoś powodu magia nie chciała się
we mnie uwolnić, dlatego też posłali mnie do jednej z najlepszych mugolskich
szkół.
- Nie sądzisz, że mówisz trochę za dużo o sobie? – warknąłem w jego
kierunku, chociaż zdawałem sobie sprawę z tego, iż tak naprawdę nic nie wskóram
takim gadaniem. Jego chyba trzeba by było potraktować obuchem, żeby cokolwiek
trafiło do jego pustej czachy.
- Zapuszczasz włosy, Draco? – Zabini, który najwidoczniej stwierdził,
że temat jest zamknięty postanowił zejść na inny. Niestety, musiał on zachodzić
na moją biedną osobę.
- Przeszkadza to komuś? – Nawet nie musiałem na nich patrzeć, żeby
być pewnym, że każdy zaprzeczył ruchem głowy. Przyznaję, że w czasie wakacji
zacząłem je zapuszczać. Już przecież w Japonii dłuższe kosmyki sięgały mi do
ramion. Jednak niepodcinane zdążyły mi jeszcze bardziej urosnąć, tak więc teraz
sięgały już prawie do łopatek. Dopiero wczoraj miałem okazję być u fryzjera,
dlatego też zażyczyłem sobie zabiegi pielęgnacyjne i dosłownie delikatne
ścięcie zniszczonych końcówek – o ile takowe były. Jednak by fakt ten nie rzucał
się zbytnio w oczy, poprosiłem Édouarda o ścięcie odrobinę bardziej
góry, aby tak wycieniowane kosmyki sprawiały wrażenie nie aż tak długich. Tym
bardziej grzywka, jaką sobie zażyczyłem opadała mi delikatnie na oczy, co w
ogóle mi nie przeszkadzało, wręcz przeciwnie – było dobrą zabawą, a i
całkowicie zmieniała mój wizerunek. To był najwyższy czas, by wprowadzić jakąś
zmianę. W końcu moda się zmienia, a ja nie chciałem pozostawać w tyle. Zresztą,
co ja mówię. Ja nie mogłem pozwolić, by ktoś był z modą przede mną. Tylko ja
mogłem ją prowadzić w tej szkole.
- Nie,
po prostu z taką fryzurą jest ci o niebo lepiej. – Pozwoliłem sobie na
delikatny, nieśmiały uśmiech, co spowodowało zdziwione spojrzenia siedzących
naprzeciw mnie Zabiniego i Parkinson. Doprawdy, najwyraźniej nie spodziewali
się po mnie takiej reakcji.
Z
jeszcze większym uśmiechem wstałem ze swojego miejsca i wyszedłem z przedziału,
usprawiedliwiając się obowiązkami prefekta. Od razu zatrzymałem też chcącego
dołączyć do mnie Williama, mówiąc mu, że sobie poradzę. Dobry humor w dalszym
ciągu mi przypisywał, dlatego też sprawdzałem jak się mają moi Ślizgoni.
Większa część z nich była zaskoczona moim zachowaniem, przecież nie często mają
okazję widzieć jak otwarcie okazuję im swoje zainteresowanie.
- Nie
musisz się o nas martwić, panie prefekcie – mruknęła Ślizgonka, która szła
właśnie do trzeciej klasy, a w której przedziale to właśnie znajdowałem się.
Krótkowłosa blondynka była w towarzystwie swoich przyjaciółek z rocznika i
jednej dziewczynie, która dopiero co miała rozpocząć swoją naukę w Hogwarcie. W
takim razie Ann musiała się szczególnie przed nią chwalić swoim spoufalającym
zachowaniem wobec mnie. Była damą, niestety nie na wszystko musiałem jej
pozwalać.
-
Oczywiście, że nie. Po prostu jako prefekt muszę sprawdzać, czy wszyscy dobrze
się zachowują, Ann. Z szacunkiem. – Pozwoliłem sobie na zwycięski uśmiech,
kiedy nastolatka zarumieniła się zażenowana. – Mam nadzieję, że młoda dama
wstąpi w szeregi Domu Slitherina – zwróciłem się do dziewczyny, po czym zaraz
opuściłem ich przedział z zamiarem przejścia do kolejnego i sprawdzenia innych
Ślizgonów. Jednak niedługo po tym jak wyszedłem na korytarz zobaczyłem na
swojej drodze jakiegoś chłopaka i muszę przyznać, że aż westchnąłem wewnętrznie
z zachwytu. Ten chłopak był naprawdę przystojny. Włosy ułożone według
najnowszej panującej w Londynie mody, ubrany może nie u Diora, ale i tak
prezentował się nie gorzej niż większość modeli. Był mniej więcej mojego
wzrostu, szczupły, jednak nie tak jak ja. Widać było, że lubił sobie czasami
poćwiczyć. A gdy spojrzałem uważniej na jego twarz poznałem w nim… O matko, czy
to możliwe, że to był…?!
-
Potter? – wyjąkałem, nie mogąc wyjść z szoku i patrząc na niego w totalnym już
osłupieniu. Jak, do diabła, mógł on w ciągu kilku tygodni zmienić się tak nie
do poznania!?
~ * ~
-
…Mówię wam; ciężko było go przekonać. Ale! – Podniósł odrobinę głos, by
pokreślić ważność momentu jego opowiadania. – Kiedy tylko zgodził się i zagrał
te kilkuminutowe solo, na widowni zapanowała TAKA cisza! – Ig wyrzucił ramiona
na boki, by przybliżyć sytuację swoim słuchaczom. – Każdy był zaoferowany jego grą i nie
zdziwiło mnie, jak po tym całym koncercie do Draco podszedł jakiś gość z
wytwórni i zaproponował mu umowę.
Pansy
zachichotała głośniej niż zamierzała, co ja skwitowałem cichym prychnięciem,
starając się skupić na wątku opowiadania, zawartego w tekście. Akurat główny
bohater musiał wybierać między swoimi pobratymcami i przyjaciółmi, a miłością
do niedawno poznanej śmiertelniczki. Każdy wybór przynosił za sobą śmierć jego
ukochanej, jednak gdyby został przy niej podobny los spadłby i na niego. Byłem
cholernie ciekaw, co Louis zrobi. Jaką wybierze drogę. Ja sam nie mam pojęcia
jakbym postąpił i mam nadzieję nigdy nie znaleźć się w takowej sytuacji.
Zresztą jestem bardziej niż pewien, że nigdy nie spotkam przeznaczonej mi
osoby. Ja nie mogę zostać pokochany. Jestem zbyt…
Zacisnąłem
palce na okładce książki, starając się wyprzeć niechciane obrazy z pamięci. Nie
chciałem teraz przypominać sobie tych wszystkich momentów, tego palącego dotyku
na mojej skórze. Nienawidziłem ich wszystkich i każdego z osobna, komu Czarny
Pan pozwalał mnie posiąść. Wiele razy miałem ochotę się przeciwstawić, jednak
to strach przed nimi czynił ze mnie malutką, białą owieczkę, która czekała
tylko, aż duży, przegłodzony wilk przyjdzie do mnie, marząc o tym, żeby
schrupać mnie w całości. Byłem wręcz sparaliżowany, ogarniającym mnie uczuciem.
-
Zamilcz… – Spojrzałem na Iga spode łba, od razu uciszając całe towarzystwo. –
Obiecuję, że jeśli jeszcze raz pojawię się w którejś z waszych opowieści jako
główny bohater, to jej autora pozbawię kutasa, bądź rączek – dodałem, spoglądając
od razu na dziewczynę. Kto jak kto, ale Parkinson była pierwszą osobą, która
byłaby zdolna podjąć wątek i dalej opowiadać jakieś zdarzenia z mojego życia. –
Naprawdę nie mam zamiaru mieć gorzej rozwalonego dnia, niż mam go w tej chwili.
– Zamknąłem książkę, podając ją zaraz Williamowi. W tej chwili straciłem ochotę
na jakiekolwiek wątki z czyjegoś życia. Nawet fikcyjnego. – A coś czuję, że na
wieczór świeży narybek będzie dość nieznośny.
- Nie
bój żaby, Smoczku. Ja tam będę ich pilnował. – Uniosłem sceptycznie brew, przez
chwilę zastanawiając się nad tym, co ten idiota właśnie sobie wymyślił. Zapewne jak zwykle w jego durnej
łepetynie zaświtała jakaś zwariowana myśl, którą postanowił wprowadzić w życie.
- O
ciebie to ja jakoś martwię się najbardziej – mruknąłem, wyglądając kątem oka za
okno. Kwestią minut było już nasze dotarcie do stacji w Hogsmeade. Następnie
zapewne będę musiał rozdzielić się z bliźniakiem, który z grupą pierwszaków uda
się zwyczajowo – jak co roku – do Hagrida podczas, gdy ja i reszta wsiądziemy
do powozu i dojedziemy pod szkołę.
Swoją
drogą, Igniss w trybie praktycznie natychmiastowym zjednał ich ze sobą. Było to
wręcz niebywałe. Tym bardziej, gdy miałem świadomość, że szczególnie William niechętnie
podchodził do nowych znajomości. Nawet Zabiniemu trochę zajęło, zanim czarnowłosy
Ślizgon go zaakceptował.
-
Draco?
Spojrzałem
szybko na zmartwione oblicze Williama, który stał już przy wejściu, wraz z
resztą. Tylko Igniss stał tuż przede mną. On jednak robił to tylko po to, by
chwycić mnie za nadgarstki i podciągnął do góry.
- Nie
no, zachowujesz się jak malutkie dziecko, którym trzeba się opiekować –
skwitował mnie brat, chociaż nie miał co do tego żadnej podstawy. Mimo wszystko
w tej chwili nie miałem zbyt wielkiej ochoty na jakiekolwiek kłótnie, dlatego
też bez żadnego słowa wyszedłem z przedziału omijając wszystkich, a następnie
opuszczając pociąg. – Przepraszam, przesadziłem! – Starałem się nie reagować na
krzyk Iga, dalej brnąc przez siebie. Niestety dłonie bruneta łapiące mnie za
łokcie, skutecznie zmusiły mnie do zatrzymania się w miejscu. Większość
obecnych osób spoglądało na nas z ciekawością. Nawet gdzieś z boku śmignęła mi
postać najmłodszej latorośli Weasley’ów.
- Daj
już spokój – mruknąłem w odpowiedzi, starając się brzmieć na jak najbardziej
wyniosłego i zarazem sprawiającego wrażenie, że cała sytuacja jest mi
całkowicie obojętna. Nie mogłem pokazywać w szkole oblicza, jakie znał mój brat
i przyjaciele z Japonii. – Zaraz będziesz musiał udać się za Hagridem, jak
zacznie zwoływać do siebie narybek…
-
…Pirszoroczni! Pirszoroczni do mnie! – I na potwierdzenie moich słów, powietrze
przeszył basowy głos półwielkoluda. Bliźniak posłał mi trochę wymuszony szeroki
uśmiech, po czym ruszył zaraz żwawo w stronę gajowego. Wyglądało to naprawdę
zabawnie, gdy Ig idąc między pierwszakami, wyróżniał się wzrostem.
Pozwoliłem
sobie tylko i wyłącznie na delikatny, rozbawiony uśmiech, jednak to i tak
sprawiło, że usłyszałem gdzieś z boku kilka zachwyconych szeptów dziewczyn na
mój temat. Pokręciłem lekko głową, dochodząc do moich towarzyszy i razem
kierując się ku jakiemuś wolnemu powozowi. Tam już w czasie drogi pozwoliłem
sobie na udzielanie się w rozmowie z nimi.
Po
prostu nie chciałem już dzisiaj toczyć kolejnej bitwy z niechcianymi obrazami.
~ * ~
W
Wielkiej Sali panował niesłychany rumor. Zapewne było to spowodowane tym, że
jeszcze nie było obecnego żadnego z profesorów i każdy pozwalał sobie na
dokańczanie swoich relacji z wakacji. Każdy żył jeszcze latem, co potwierdzać
mogła opalenizna towarzysząca praktycznie każdemu uczniowi. Ja byłem jedną z
naprawdę bardzo nielicznych osób, których słońce nawet nie liznęło żywszym
kolorkiem.
Wraz z
wejściem grona pedagogicznego, część rozmów ucichła, a inne po prostu wyciszyły
się. Zapewne było to też spowodowane ostrzegającym spojrzeniem rzuconym do
ogółu Sali przez Severusa. Mimo wszystko, większość osób obawiała się go.
Tuż za
Mistrzem Eliksirów wszedł Haruse, który z serdecznym uśmiechem obserwował
wszystko dookoła, jakby jeszcze nie do końca mógł przyzwyczaić się do
niesamowitości tego pomieszczenia. Kiedy jego oczy napotkały moją osobę, jego
uśmiech poszerzył się, a on sam zamachał lekko w moim kierunku, czemu
towarzyszy zadowolone śmiechy kilku Ślizgonek i odmachujące mu bezwstydnie
dziewczyny. To było takie do przewidzenia.
Jednak
oprócz nowego nauczyciela OPCM’u, pojawił się jeszcze jeden nowy pracownik
szkoły. Był nim wysoki blondyn, który wzrostem spokojnie dorównywał mojemu
ojcu, o ile nawet nie był od niego wyższy. Ubrany był w mugolskie czarne
spodnie od garnituru i grafitową koszulę. Krawat równie czarny jak spodnie
związany był starannie pod szyją, jakby mężczyzna nie chciał sobie pozwolić na
żadne nieścisłości. Z tej odległości niestety nie dane mi było dojrzeć jego
koloru oczu, jednak byłem w stanie stwierdzić, że jego odrobinę dłuższe kosmyki
potraktowane zostały żelem, bądź brylantyną. Chociaż to było nic w porównaniu z
tym, że mężczyzna ten był strasznie podobny do mojego ojca. Nie wiem dokładnie
jak to powiedzieć, ale miałem przeczucie, że coś się za tym kryje. Rysy jego
twarzy były iście Malfoyowskie, a przecież jedyną częścią naszej
wydziedziczonej rodziny był Seporian. Coś było tu nie tak, tylko jeszcze nie
wiem dokładnie co.
-
Zauważyłeś, prawda? – Słysząc cichy głos drugiego prefekta, odwróciłem wzrok od
jasnowłosego mężczyzny, przenosząc go z ociąganiem na Willa. – Jest diabelnie
podobny do Lucjusza i nawet nie zdziwiłbym się, aż tak bardzo, gdyby okazało
się, że jest on kimś z twojej rodziny. – Przytaknąłem mu krótko, w tej samej
chwili dostrzegając, że mężczyzna siada po prawej stronie Severusa (po jego
drugiej stronie usiadł Haruse) i zamienia z nim kilka słów. Mogłem dostrzec też
niedowierzanie Seva, który okazywał je w dość charakterystyczny jak dla mnie
sposób.
Miałem
to też już skomentować Richardsonowi, gdy w tym czasie pojawiła się profesorka transmutacji
wprowadzając do środka dość okazałą grupkę
pierwszaków, oraz odznaczającego się wśród nich Iga.
Kobieta
wyprowadziła ich na środek, pierwszym osobom za nią każąc zatrzymać się gdzieś
w połowie drogi. Zaraz też zaczęła tłumaczyć im zasady przydziału uczniów, gdy
w tym czasie stołek wraz z Tiarą powędrował na środek sali między czterema
stołami naszych domów, a stolikiem nauczycielskim.
- Czy
wszystko jasne? – rzuciła jeszcze, spoglądając uważnie po najbliższej stojących
dzieciakach. – Skoro tak, to mo…
-
Minny… – Igniss przerwał jej wypowiedź, a ja aż zamarłem z szoku. Zresztą
podobnie jak większą część uczniów tylko, że oni zaraz wybuchli gromkim
śmiechem. Profesorka natomiast sprawiała wrażenie, jakby miała ochotę rozerwać
chłopaka na strzępy. – Zastanawia mnie co się stanie jak Tiarze nie spodoba się
czyjaś osobowość. Czy jest możliwe, żeby nie dała kogoś do jakiegoś domu? –
Zrobił przy tym jeszcze minę takiego niewiniątka, że automatycznie uśmiechnąłem
się pod nosem. Mój brat jak chciał mógł nawet obrażać wszystkich naokoło, a on
sam pozostawiałby wrażenie, jakby mówił właśnie o pogodzie.
-
Oczywiście, że nie, panie Black – wycedziła kobieta, starając się nie wybuchnąć.
Jak na razie jeszcze dobrze jej to wychodziło, jednak znając mojego bliźniaka,
to zapewne zaraz da jej popalić. – Tiara przydziału zawsze wie, do jakiego domu
przydzielić danego ucznia i jakoś nigdy nie zdarzał się wyjątek.
-
Jednak zawsze może być ten pierwszy raz! – krzyknął nagle, a kilku pierwszaków
spojrzało w jego kierunku niepewnie. Ja, jak i zapewnie reszta uczniów,
mieliśmy z tego dość niezły ubaw. – A co się stanie, gdy położy mi ktoś Tiarę
na głowie, a ta powie, że nie pasuje do żadnego domu? Albo co gorsza! – W tym
momencie zrobił pauzę, rozglądając się szybko po niektórych stołach. Byłem
bardziej niż pewien, że na ułamki sekundy więcej zawiesił wzrok na stole
Gryfindoru, a szczególnie na osobie Pottera. Niestety nie dane mi było zobaczyć
jaką minę przy tym robił. – Co, jak ten stary beret nagle stwierdzi, że będzie
mi dobrze w sypialni Snape’a!?
Aż
zakrztusiłem się powietrzem, kiedy tylko dotarł do mnie sens wypowiedzianych
przez brata słów. Z resztą chyba nie tylko ja wydawałem się tak na to
zareagować. Severus również był tym mocno zaskoczony. Natomiast siedzący obok
niego blondyn wyglądał jakby ostatkami sił powstrzymywał się od wybuchnięcia
śmiechem.
-
Panie Black! – ryknęła kobieta, wyprowadzona już z równowagi. W sumie, jakoś
tam jej się nie dziwiłem. Przecież jej też może się później za to oberwać. –
Niech pan uważa na swój język…
- Przecież on tylko będzie czekać, aż
wykorzysta moją biedną osobę, jaka tanią siłę roboczą~ – zajęczał tylko,
wyglądając na osobę, która miałaby się zaraz popłakać. – Zrobi ze mnie białego
murzyna~!
-
Panie Black! – McGonagall krzyknęła na tyle głośno, że Ig umilkł, spoglądając
na nią z oczekiwaniem. – Mogę panu obiecać, że Tiara nie przydzieli pana tylko
i wyłącznie do jednego z czterech domów. – Odetchnęła cicho, rozkładając
pergamin i wracając do swojego zwyczajowego, sztywnego tonu. Zaczęła kolejno
wyczytywać nazwiska dzieciaków, które w dalszym ciągu wystraszone słowami
bliźniaka podchodziły do stołka prawie jak na ścięcie. Jednak, gdy po trzech
osobach, nie stało się nic podejrzanego i dziewczynka poszła do Hufflepufu, a
dwaj inni chłopcy do Ravenclawu, wszystkie dzieciaki odetchnęły z widoczną
ulgą. Ja natomiast zauważyłem, że ta stara panna ominęła mojego brata i zabrała
się wyczytywaniem nazwisk spod C. Zapewne postanowiła zostawić go na sam koniec.
- Wow,
ale ona ma temperamencik. – Spojrzałem oburzony na bliźniaka, który jakby nigdy
nic wcisnął się między mnie, a Willa siadając tyłem do stołu. Kilkoro
pierwszaków rzuciło mu zaskoczone spojrzenie, jednak akurat zaraz ktoś musiał
wyjść na środek. Tegoroczny przydział szedł naprawdę szybko. – Przez chwilę
naprawdę myślałem, że mnie zabije.
-
Wcale bym się jej nie zdziwił, gdyby właśnie to zrobiła – odparłem, posyłając
jednemu chłopakowi ostrzegające spojrzenie, który od razu odwrócił speszony
wzrok. Typowy Puchon. – Musisz uważać na to, co mówisz. W innym wypadku wszyscy
dostaniemy po dupie. Ja, ty i reszta. Dlatego postaraj się chociaż trochę
opanować od zbędnych komentarzy.
-
Chciałem tylko ich jakoś rozweselić. Wszyscy byli tacy niepewni. – Posłał mi
niewinne spojrzenie, za którym kryło się zadowolenie diabła. Nie znałem go od
pięciu minut, żeby nie wiedzieć, co oznaczają jego poszczególne ruchy.
- A co
ci wyszło? Przeraziłeś ich tylko bardziej… – mruknąłem, spoglądając na
uśmiechniętą twarz brata. On sam w tym czasie zwrócił się w moim kierunku,
dlatego też w całej krasie mogłem dostrzec bijące z jego oczu szczęście.
Energia jego euforii biła od jego ciała, przenikając nawet przez moją skórę i
udzielając mi nastrój. Nim jednak uśmiechnąłem się jak głupi do sera, zdążyłem
otrząsnąć się i spojrzeć na niego z delikatnym rozbawieniem. – Następnym razem
postaraj się chociaż trochę dostosować żarty; tym bardziej, gdy dotyczyły
dzieciaków, które nie rozumiały niektórych rzeczy.
-
Dobrze, mamusiu. Już będę grzeczny, tylko nie rób mi już obciachu przy
kolegach… – Brunet starał się brzmieć jak małe dziecko, co mu naprawdę dobrze
wyszło. Zaraz jednak skrzywił się, kiedy uderzyłem go dość mocno w plecy.
-
Wypad od stołu. Zaraz twoja kolej – wyjaśniłem cicho, obserwując jak ten wstaje
i popycha ostatniego chłopaczka w kierunku stołka, mówiąc mu głośno, że na
pewno nie trafi do niczyjej sypialni.
- W
tym roku do naszej szkoły zawitała osoba, która dopiero jakiś miesiąc temu
odkryła w sobie magiczne cechy. – Dyrektor wstał ponownie i nawet podszedł ku
McGonagall i mojemu bratu. – Jednak ze względu na
posiadaną przez pana Blacka obszerną wiedzę teoretyczną, a także wielki
potencjał do nauki, postanowiliśmy umieścić go w klasie odpowiadającej jego
rocznikowi. Dlatego też pan Black trafi do szóstej klasy. Usiądź, chłopcze–
zwrócił się do bruneta, który z psotnym uśmiechem wykonał posłusznie jego
polecenie. Zaraz też po sali rozszedł się odgłos głośnego pierdnięcia, na co uniosłem
wzrok ku nocnemu niebu. Mogłem się domyślić, że użyje jakiejś mugolskiej
zabawki.
- Och,
przepraszam~! – zaśmiał się serdecznie, wstając na krótko i zabierając spod
siebie poduszkę pierdzącą. Każdy to mógł dostrzec, jednak on widocznie nie
zwracał na to uwagi. – To wszystko przez te nerwy. Nie chciałbym trafić do
sypialni Mistrza Eliksirów, ale nie pogardziłbym dzieleniem się pokojem z panną
Burbage.
-
Nauczycielka mugoloznastwa. – William przybliżył się do mnie bliżej, szepcząc
mi do ucha wyjaśnienie, kim jest ta Burbage. Nie chodziłem na mugoloznastwo,
dlatego też nie miałem okazji jej nigdy poznać.
-
Niestety, panna Burbage w swojej sypialni ma wystarczająco miejsca tylko dla
jednej osoby. – Dumbledore uśmiechnął się rozbawiony zachowaniem bruneta,
biorąc Tiarę od nauczycielki i wkładając
go na głowę Ignissa. Beret skrzywił się nieco, a jego czubek opadł odrobinę do
przodu.
Dawaj
go do Slihterinu, dawaj go do Slitherinu – powtarzałem w pamięci jak mantrę,
zaciskając mocno palce rąk. Tiara właśnie prostowała się, zapewne z zamiarem
krzyknięcia:
-
Gryfindor! – ryknęła, a mi opadła szczęka. Spojrzałem zszokowany na twarz
brata, który z uśmiechem od ucha do ucha, podszedł do stołu Gryfonów, a jakby
tego było mało, usiadł tuż obok Pottera. Odwróciłem zaraz wzrok w kierunku
starego dziada, który dalej stał w tym samym miejscu. Zapewne oprócz życzenia
nam smacznego, chciał coś jeszcze zakomunikować.
- Moi
drodzy, posłuchajcie mnie jeszcze uważnie. – Oddał jeszcze szybko Tiarę
McGonagall, która zniknęła na jakiś czas, by odłożyć tą szmatę na swoje
miejsce. – Otóż w tym roku, nasze grono pedagogiczne powiększyło się o dwóch
nowym nauczycieli. – Dropsik odwrócił się na krótko w stronę stołu
nauczycielskiego, dłonią przywołując do siebie Haruse i tego blondyna. –
Obydwoje musieli przebyć długą drogę, aby do nas dotrzeć. Pan Haruse Yoshizawa
przybył do nas aż z miasta Mizami-inu położonego w prefekturze Shizuoka w
Japonii i będzie uczył Obrony Przed Czarną Magią. – Haruse kiwnął lekko głową w
kierunku stołu każdego domu, po czym cofnął się jakieś dwa kroki, by Dumbel
mógł dalej mówić. – Chociaż jak sam powiedział mi wczoraj, będzie udzielał też
dodatkowych lekki popołudniowych związanych z jazdą konną, którą poprzez pewne
sugestie postanowiłem założyć.
Staruszek
jeszcze przez chwilę rozwodził się nad tym, gdzie znajduje się stajnia, (oraz
blisko czyjego domku) i jakie zwierzęta będzie można ujeżdżać. Okazało się, że
oprócz przedstawicieli kilku ras zwykłych koni, pojawią się również dwie pary
Abraksanów.
-
Boże, niech on przestanie gadać – jęknął cicho Zabini, a kilka siedzących obok
niego osób przytaknęło posępnie. Jak widać, nie tylko mi nie odpowiadało
gadulstwo dyrektora.
-
Jeszcze będzie przedstawiał tego blondyna – oparła jakaś dziewczyna z drugiej,
bądź trzeciej klasy. Cholera, nie musiałem wszystkich pamiętać. Wystarczyło, że
wiedziałem o tym, że są z mojego domu.
-
Swoją drogą nie uważasz, że jest on trochę podobny do Draco?
- Co?
Draco jest o wiele przystojniejszy…
- W
sumie tak Draco mógłby wyglądać za jakieś piętnaście, dwadzieścia lat. –
Odwróciłem się w stronę trzech dziewuch, posyłając im niezbyt miłe spojrzenie.
Efekt jednak był zadowalający, gdyż dziewczyny natychmiastowo umilkły i
udawały, że słuchają wywodu starucha.
- W
tym roku pani Babbling zmuszona była przejść na urlop w związku z tym, że
znalazła się w błogosławionym stanie. – Przeszedł w końcu na drugi wątek,
dlatego też skupiłem się na jego słowach. W końcu wyjawi kim jest ten
mężczyzna. – Dowiedzieliśmy się o tym jakiś tydzień temu, dlatego też ciężko
było nam znaleźć kogoś odpowiedniego na to stanowisko, ale udało nam się.
Powitajcie proszę, nauczyciela Starożytnych Run, który przyjechał do nas z
Polski. Pana Erydana Malfoya. – Staruszek zaczął bić brawa, jednak przez chwilę
tylko inni nauczyciele nieśmiało wtórowali mu. Po chwili zaś z brawami
wyskoczyli Ślizgoni, głośno okazując swoje zadowolenie.
Malfoy
spojrzał wprost na mnie, a w jego niebieskich oczach dostrzegłem delikatnie
maskującą się za obojętnością, wyniosłość. Nie mogłem uwierzyć w to, co
widziałem. Kilkanaście metrów przede mną znajdował się ktoś, kto mógł być moją
rodziną.
Powoli,
niepewnie i ja zacząłem bić brawo, spoglądając kątem oka na brata, który
wydawał się być równie zaskoczony jak ja.
- Nim
wszyscy zabierzemy się za – jak zawsze – przepyszną kolację chciałbym jeszcze ogłosić,
że w tym roku zmieniły się zasady dyżurów nauczycieli i prefektów... Będą one
częstsze niż w poprzednich latach, więc lunatykom i głodomorom radzę uważać
podczas nocnych wycieczek – powiedział figlarnie, puszczając oczko. A
przynajmniej tak mi się wydawało. Liczę jednak na to, że się pomyliłem. – Oprócz
tego, uczniowie od trzeciego roku w górę są zobowiązani do uczestniczenia w
dodatkowych zajęciach. Umożliwią one rozwinięcie waszych zainteresowań, które w
przyszłości mogą okazać się bardzo pomocne.– Nie powiedział dokładnie co ma na
myśli, jednak praktycznie spora większość mogła domyśleć się, że chodziło mu o
nieuchronnie zbliżającą się walkę z Czarnym Panem. – Jutro
wraz z planem lekcji dostaniecie spis możliwych dodatkowych zajęć. Każdy uczeń ma tydzień na zastanowienie się nad
kierunkiem i przedstawienie swojego wyboru opiekunowi Domu.
Zaraz potem Dumbel wrócił na swoje miejsce,
życząc nam jeszcze smacznego. Wszystkie półmiski zapełniły się wszelkiego
rodzaju jedzeniem, a ja automatycznie poczułem, że nie jestem głodny. Co
więcej, widok takiej ilości jedzenia sprawił, że zrobiło mi się niedobrze i
miałem ochotę wymiotować.
-
Will, dasz sobie radę przy narybku beze mnie? – zwróciłem się do szatyna, który
akurat nalewał sobie trochę soku do pucharu.
- Tak,
spokojnie dam sobie radę. – Przyjrzał mi się uważnie, jakby w wyrazie mojej
twarzy doszukiwał się możliwego powodu. – Opuszczasz posiłek?
- Nie
jestem głodny – odparłem cicho, wstając ze swojego miejsca. Kilkoro siedzących
blisko mnie Ślizgonów spojrzało na mnie krótko, jednak nie skomentowali mojego
zachowania. – Przyjdź później i przekaż mi co istotniejsze informacje – dodałem
jeszcze, kierując się w stronę wyjścia z Wielkiej Sali. Czułem na sobie
spojrzenia większości uczniów, których zainteresował samotny odgłos uderzeń
butów o posadzkę.
Jedną
z niepisanych zasad w tej szkole było to, że każdy uczeń miał być obecny na
całym rozpoczęciu roku. Ja jednak postanowiłem to zmienić.
Hej,
OdpowiedzUsuńoch, Draco to aż westchnął z zachwytu, Ignis trfia do gryfindoru i się cieszę... poddaje się za syna Syriusza, a jak na to zareaguje Harry? ni i nowy nauczyciel, który się okazuje, że jest Malcloyem z Polski :) zabrakło mi jednak tej rozmowy z Potterem...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Droga Basiu,
Usuńproszę, nie streszczaj w komach rozdziałów :)
Wrzucaj więcej od siebie :*
Pozdrawiam,
Yunoha
Hej,
OdpowiedzUsuńok cudny rozdział, Ignis trafił do gryfindoru więc można powiedzieć że wdał się w ojca bo podaje się tutaj za syna Syriusza, ale mnie ciekawi jak Harry zareaguje na wieści, że Syriusz ma syna...
nowy nauczyciel, który się okazuje jest Malfloyem, bardzo ciekawie tutaj będzie....
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hejka, hejka,
OdpowiedzUsuńcudowny rozdział, och Ignis trafił do Gryfindoru więc można powiedzieć że wdał się w ojca ;) bo podaje się za syna Syriusza, ale zastanawia mnie jak Harry zareaguje na te wieści... nowy nauczyciel, który się okazuje jest Malfloyem, bardzo ciekawie tutaj będzie....
weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza