~*~*~*~
– Fred, denerwuję się. A co jeśli jednak spytają? Nie chcę ich
okłamywać.
– Wiem, ja też nie chcę. Ale jeśli trzeba będzie…
– … zrobimy to. A jednak wolałbym nie.
Siedzieliśmy razem na kanapie u siebie w salonie, przygotowując się
mentalnie na… na cokolwiek, co miało się zdarzyć. Zdecydowaliśmy ujawnić naszą
orientację, ale pod żadnym pozorem nie możemy dopuścić do tego, by dowiedzieli
się o nas. A to oznaczało, że jakiekolwiek
pytania o partnerów czy ukochanych będą dla nas niebezpieczne…
– Kiedyś i tak się dowiedzą. Nie mamy nawet co się łudzić. W ciągu
kilku lat zrobią się podejrzliwi. – Wpatrywałem się w nasze rodzinne zdjęcie
stojące nad kominkiem. Czułem rosnący we mnie strach, który usilnie starałem
się ignorować… z marnym skutkiem. – Oczywiście, patrząc na sprawę optymistycznie
– stwierdziłem kwaśno.
– Taa, w najgorszym wypadku dowiedzą się o nas za jakąś godzinę.
Gdybyśmy tylko mogli jakoś odwrócić ich uwagę…
Przeniosłem wzrok na Georga. Siedział z podciągniętymi do piersi kolanami i wpatrywał się w dywan. Objąłem go jedną ręką i oparłem o niego głowę, myśląc.
Przeniosłem wzrok na Georga. Siedział z podciągniętymi do piersi kolanami i wpatrywał się w dywan. Objąłem go jedną ręką i oparłem o niego głowę, myśląc.
– Chyba mam pomysł. Choć nie wiem czy zadziała – odezwałem się po
kilku minutach.
– W tej chwili jestem gotowy spróbować wszystkiego.
– Będzie to od nas wymagało pewnego nagięcia faktów, no i bardzo możliwe,
że tylko na chwilę odsunie to od nas pytania…
– … ale i tak warto spróbować. Chodźmy już, opowiesz mi wszystko po
drodze. Chcę mieć to jak najszybciej za sobą.
~*~
Aportowaliśmy się na polanie niedaleko domu. Mogliśmy co prawda
użyć kominka, ale dzięki spacerowi mieliśmy więcej czasu na możliwie jak
najlepsze dopracowanie naszego, no cóż, nie najlepszego, ale jedynego planu. I
tak zdecydowanie za szybko dotarliśmy do domu. Stanęliśmy przed drzwiami, nagle
nie mając odwagi nacisnąć klamki. Ha! Kto by pomyślał, że my, MY będziemy mieć
problem z czymś takim… Ale tym razem to nie miał być żart. Za niepowodzenie nie
groził nam szlaban z Filchem i utrata kilkudziesięciu punktów. Tym razem stawka
była naprawdę wysoka. Od tego czy nam się uda, zależała nasza przyszłość. W
dodatku jeśli przyszłoby mi wybierać między Georgem i resztą rodziny…
Ręce miałem wilgotne od potu, kolana mi drżały. Spojrzałem na
Georga, mając nadzieję, że będzie mógł dodać mi otuchy, że trzyma się lepiej
ode mnie… No cóż, myliłem się. Wyglądał na równie zdenerwowanego.
Odetchnąłem głęboko i powoli wypuściłem powietrze, próbując się
uspokoić. I wtedy poczułem dłoń Georga zaciskającą się na mojej. Odpowiedziałem
mu tym samym, nagle czując cień ulgi. Nie jestem sam. Nigdy nie byłem i nigdy
nie będę. Tak długo, jak George żyje.
– To nasza rodzina, w końcu
wszystko się dobrze ułoży – szepnął, choć nie byłem pewny, kogo bardziej chciał
przekonać – mnie czy siebie. Przytaknąłem mu jednak równie cicho. Wzmocniłem
uścisk na jego dłoni, po czym puściłem ją i otworzyłem drzwi.
Moja nowa pewność siebie legła w gruzach kilka sekund po tym, jak
się narodziła.
– Cześć, mamo. Cześć, tato – przywitaliśmy się, wszystkimi siłami
przywołując na twarz zwyczajny uśmiech.
– Dzień dobry, chłopcy. Dziś też tutaj? Wasz sklep na tym nie
ucierpi? Przecież możecie przychodzić wieczorem po zamknięciu. – Ojciec zerknął
na nas znad jakichś papierów, które czytał przy stole. Z trudem powstrzymałem
się przed wzdrygnięciem. Całe szczęście, że mama była zbyt zajęta gotowaniem,
bo już teraz serce waliło mi jak oszalałe. Gdyby jeszcze ona na nas spojrzała… W
tym momencie poważnie przestraszyłem się, że jednak nie dam rady nawet „nagiąć
faktów” i wyśpiewam im całą prawdę przy pierwszej okazji, byle tylko zniknęło to
nieznośne uczucie w mojej piersi.
– Odbijemy to sobie w sierpniu, zresztą z rana i tak nie mamy za
wielu klientów. No a już jutro Harry wyjeżdża, a my chcemy spędzić z nim trochę
czasu. – George chyba jednak trzymał się lepiej ode mnie, nawet mi ciężko było
wychwycić zdenerwowanie w jego głosie. Jakimś cudem dodało mi to sił, bym nie
stał tam jak głupek, tylko się odezwał.
– W końcu w tym roku już nie jedziemy razem do Hogwartu.
– No racja. Jakoś nie może do mnie dotrzeć, że to naprawdę był wasz
ostatni rok… No nic, lećcie. Są w salonie.
Uf… Pierwsza bitwa wygrana, ale wojna wciąż trwa. Decydujące
starcie dopiero przed nami… Na szczęście widok, jaki zastaliśmy, obu nas
uspokoił, jak zdążyłem się zorientować po szybkim spojrzeniu na twarz Georga. Mali
Gryfoni siedzieli przy stole grając w którąś z tych mugolskich gier, które
ojciec ostatnimi czasu próbował na nas wypróbować. Choć tak naprawdę tylko Roniaczek
i Harry wyglądali jakby grali albo może raczej próbowali grać. Harry patrzył na
planszę z taką desperacją, jakby miało mu to co najmniej uratować życie, a Ron
udawał wielce zajętego potrząsaniem kostki przed jej rzuceniem. Za to Ginny i
Hermiona siedzące po jego bokach wyglądały jak wulkany, które zaraz wybuchną.
Nie zajęło mi więcej niż sekundę rozgryzienie, o co chodzi. W końcu widziałem
takie sytuacje co najmniej milion razy od kiedy przyjechała Hermiona. Już
miałem się odezwać, gdy znów George mnie wyprzedził.
– Co się stało…? Nie, nie mówcie, niech zgadnę. Ron znów
przeszkodził Hermionie i Ginny w małym sam-na-sam?
– Aż otworzyłem szerzej oczy w zdziwieniu, słysząc jeden z jego „łóżkowych”
tonów. Widocznie uznał zaistniałą sytuację za doskonałą okazję do odreagowania
stresu. A cóż może być bardziej relaksujące i odstresowujące od dokuczania
rodzeństwu? No, oczywiście nie licząc robienia dowcipów. I seksu.
Zaśmialiśmy się, widząc jak cała czwórka spłonęła rumieńcem.
– Popatrz, George, jacy oni wstydliwi.
– Tak, aż szkoda, że już nie chodzimy do szkoły.
– Moglibyśmy pomoc im w pewnych sprawach… – Mimowolnie sięgnąłem
pamięcią do dzisiejszego poranka, spędzonego pod prysznicem. Oczywiście z
Georgem. Szybko jednak odegnałem te myśli, widząc ciemniejące rumieńce całej
czwórki. Przez ułamek sekundy miałem irracjonalne wrażenie, że jakimś cudem zobaczyli
to, o czym pomyślałem… Chyba zaczynam popadać w paranoję.
– Jesteście okropni. – Ginny, jak przystało na naszą siostrę,
jako pierwsza odzyskała nad sobą panowanie. – Udajecie, że jesteście tacy
obeznani w tych tematach, a tak naprawdę pewnie nigdy nie byliście z żadną
dziewczyną! – Wskazała na nas oskarżycielsko.
Gong! Uwaga, proszę państwa, rozpoczynamy ostateczną bitwę…
– Masz nas… Rzeczywiście, nigdy… – Tym razem w końcu to ja
zacząłem.
– … nie byliśmy z żadną…
– … dziewczyną – położyliśmy nacisk na ostatnie słowo. Miałem
nadzieję, że domyślą się, o co nam chodzi.
– Chwila… jesteście gejami?! – krzyknęła z niedowierzaniem
Ginny, po chwili ciszy, która sprawiła, że znów zaczęły mi się pocić dłonie. A
to był dopiero początek. Nie minęło pięć sekund, a w pokoju stali rodzice.
Serce podeszło mi do gardła, a nogi miałem jak z waty. Kiedy padło pytanie
ojca, jedyne, do czego byłem zdolny, to podniesienie ręki. Nie ufałem swojemu
głosowi. Ku mojemu zaskoczeniu, George zrobił dokładnie to samo. Zaraz jednak
obaj je opuściliśmy. Byłem piekielnie przerażony, ale za nic nie chciałem tego
po sobie pokazać, by rodzice nie zrobili się podejrzliwi. Zresztą mieliśmy
plan. Trzeba było go zrealizować. Po raz trzeci w ciągu niecałych dziesięciu minut
spojrzałem desperacko na Georga. Jednak tym razem oprócz wsparcia, szukałem w
jego spojrzeniu pewności i zgody. On również na mnie spojrzał, najwyraźniej
szukając tego samego u mnie. Twarz miał poważną jak nigdy, zresztą ja pewnie
wyglądałem tak samo.
Odwróciliśmy wzrok na rodziców.
Przedstawienie czas zacząć.
– Chyba nie macie nic przeciwko? – temu, że jesteśmy razem,
dodałem w myślach. Wiedziałem doskonale, że nie będą mieli nic przeciwko temu,
że jesteśmy gejami. No, może będą trochę zawiedzeni, bo nie damy im wnuków, ale
nic więcej. Jak większość czarodziejskich rodzin są raczej tolerancyjni, jeśli
chodzi o homoseksualność… Ale tylko o to. Nikt nie zaakceptuje naszego związku.
Nie było takiej opcji. Dlatego by się uchronić przed niezręcznymi pytaniami
musieliśmy odwrócić uwagę wszystkich od tego, co nas naprawdę dręczyło.
A jednak po moich słowach w pokoju zapadła głucha cisza.
Co jest…? Co się dzieje…? Czemu milczą?! Powiedziałem TO w
myślach, prawda…? Wygadałem się…? Nie! Błagam, nie… Odezwijcie się, na Merlina!!
Ogarnęła mnie panika. Miałem ochotę stamtąd uciec. Chciałem,
żebyśmy nigdy tu nie przyszli, tylko siedzieli teraz razem w sklepie, zajmując
się klientami. Co myśmy sobie myśleli?! Jak mogliśmy łudzić się, że nic nie
odkryją?! Mam wrażenie, jakbym na czole miał napisane „WINNY!” jak to się
zawsze działo, gdy ktoś próbował kłamać po zjedzeniu Prawdo-krówki… A co jeśli
przez przypadek jakąś zjadłem?!
Wydawało mi się, że minęły wieki, nim poczułem usta mamy
przyciskające się do mojego policzka. Nawet nie zauważyłem, kiedy do nas
podeszła. Ale ulga, jaką wtedy odczułem, była tak silna, że ledwo utrzymałem
się na nogach. A więc nie wydałem nas…
– Wiesz, martwiliśmy się trochę – powiedziałem już nieco
pewniejszym głosem. To przynajmniej nie było kłamstwo, choć cała prawda też nie.
Ja się nie martwiłem… Ja byłem ŚMIERTELNIE PRZERAŻONY.
– Wiemy, jak bardzo chciałabyś mieć wnuki, a tu już troje z
nas…
– …wypadło z gry.
– I tym się tak martwiliście? Nie do wiary, naprawdę. Przecież
dobrze mnie znacie. Tatę także. Wyobrażacie sobie, żebyśmy przez coś takiego
się od was odsunęli? – Spojrzała na nas z naganą. – Już prędzej takim myśleniem
mnie zraniliście.
– Wybacz, mamo – rozbrzmiał nasz duet. I to była szczera
prawda. Mieliśmy za co przepraszać, nawet jeśli oni póki co – na szczęście! –
nie byli wszystkiego świadomi.
~*~
Kilka godzin później, jak tylko wyszliśmy z kominka u siebie w
salonie, poczułem ręce Georga oplatające mnie w pasie i ciepło jego ciała, gdy
przytulił się do moich pleców.
– Nareszcie koniec – szepnął
w mój kark. Rozluźniłem jego ręce i odwróciwszy się do niego przodem, sam go
przytuliłem.
– Tak… – Odetchnąłem głęboko. – Dziękuję. Gdyby nie ty, pewnie bym
zawalił sprawę. Byłem tak zestresowany, że nie wiedziałem, co powiedzieć. Co ja
mówię, prawie tam zszedłem na zawał! – zachichotałem słabo. Teraz, kiedy
wreszcie było po wszystkim i negatywne emocje opadły, nie mogłem uwierzyć, że
tak to wszystko przeżywałem. Nigdy nie podejrzewałem, że jestem takim
panikarzem…
– Myślisz, że ja nie byłem przestraszony? Zastanawiam się, jakim
cudem dałem radę stamtąd nie uciec. – Zamilkł na chwilę, zacieśniając nieco
uścisk na mojej szyi. – Wiesz, kiedy pomyślałem o tym, co się może stać, jeśli
zawalimy... Byłem tak przerażony wizją stracenia kogokolwiek z was, że za
wszelką cenę starałem się wziąć w garść i do tego nie dopuścić.
Zadrżałem, czując jego nos sunący po mojej szyi.
– Fred. – Jego zniżony głos przyspieszył mój puls. – Chcę dogłębnie
poczuć twoją bliskość. Uprawiajmy seks – wymruczał i przygryzł płatek mojego
ucha.
Nie musiał mi tego powtarzać.
Odnalazłem jego usta i od razu wślizgnąłem się w nie językiem. Pod
naporem jego ciała cofnąłem się kilka kroków, aż trafiłem na kanapę. Opadłem na
nią, tym samym przerywając pocałunek. Idąc w ślady George’a, zacząłem zrzucać z
siebie górną część garderoby. Kilka sekund później półnagi siedział mi na
kolanach, całując żarliwie. Nasze dłonie błądziły po ciałach, gładząc, masując,
drapiąc. Wreszcie wsunąłem ręce w jego spodnie i chwyciłem mocno za pośladki.
Szarpnął biodrami z cichym sapnięciem. Uśmiechnął się.
– Zaskoczyłeś mnie, robiąc to tak bez ostrze… och! – Zadrżał, gdy
polizałem go za uchem.
– Mówiłeś coś? – spytałem niewinnie, ale nie doczekałem się
odpowiedzi. Zresztą wcale jej nie chciałem, nie kiedy czułem wilgotny język
sunący po mojej szyi i gorące usta zasysające się na moim jabłku Adama. Wydałem
z siebie mruczący, bliżej nieokreślony dźwięk, a w odpowiedzi na tę pieszczotę,
na przemian zaciskałem i rozluźniałem dłonie. George zaczął kołysać biodrami.
Ocierał się o mnie, sunąc teraz ustami wzdłuż mojej szczęki. Czułem że robi się
twardy, zresztą sam także byłem już nieźle podniecony. Dlatego kiedy znów
zaczął dobierać się do mojej szyi, nawet nie próbowałem się powstrzymać i
również poruszyłem biodrami. Obaj jęknęliśmy.
– Rozepnij – rozkazałem i złożyłem pocałunek na jego szczęce, szyi,
obojczyku, piersi… Wycałowywałem ścieżkę na jego ciele, podczas gdy on uwalniał
nas od ostatnich sztuk odzieży. Zszedł na chwilę z moich kolan, siadając obok
mnie, byśmy mogli całkowicie pozbyć się ubrań. Odrzuciliśmy je gdzieś na bok, lecz
nie pozwoliłem mu znów wejść sobie na kolana. Zamiast tego pociągnąłem go za
nogi, tak że ostatecznie leżał wyciągnięty na kanapie z rozłożonymi nogami i
mną między nimi. Popatrzył mi pewnie w oczy i oblizał lubieżnie wargi.
Zadrżałem.
– Choć tu – tym razem rozkaz padł z jego ust. Pociągnął mnie za
rękę. W ostatniej chwili oparłem się na łokciu tuż przy jego głowie, by tak po
prostu na niego nie opaść. Znów się całowaliśmy. A George znów zaczął ruszać
biodrami, przez co nasze członki ocierały się o siebie. On naprawdę uwielbiał
to robić. Nie mogłem mieć mu tego za złe. Fale ciepła i dreszczy, które
rozchodziły się przez to po moim ciele były zbyt cudowne.
Sięgnąłem wolną ręką między nasze ciała i chwyciłem obydwa penisy. Poruszałem
dłonią najpierw powoli, później stopniowo przyspieszałem, rozkoszując się
zarówno tym uczuciem, jak i jękami Georga.
– Fred, zacze… ach! Zaczekaj… – Zignorowałem go. Było mi tak
dobrze! Jeszcze trochę i dojdę… Jak on mógł kazać mi się teraz zatrzymać? –
Stop – powtórzył, chwytając mnie za nadgarstek. Tym razem go posłuchałem. – Nie
chcę tak. Wejdź we mnie. – Jego zniżony wibrujący głos przyjemnie zadźwięczał
mi w uszach. I jak go tu nie posłuchać?
Odszukanie spodni zajęło mi chwilę, ale gdy je wreszcie znalazłem,
z zadowoleniem wyciągnąłem różdżkę i przyzwałem z sypialni buteleczkę z
lubrykantem. Otworzyłem ją jednym zręcznym ruchem i wylałem część zawartości na
dłoń. Przez tę przerwę zdołałem się na tyle uspokoić, by nie wejść w Georga tak
od razu. Sięgnąłem między jego pośladki i zacząłem go przygotowywać,
jednocześnie znów łącząc nasze usta w pożądliwym tańcu. Wystarczyła chwila, gdy
czułem bijące od niego ciepło, jego ręce na moim ciele i mięśnie zaciskające
się raz po raz na moich palcach, bym zapragnął wejść w niego jak najszybciej.
Spojrzałem na niego wyczekująco. Skinął głową.
Rozprowadziłem trochę specyfiku po swoim penisie i nie zwlekając
już ani chwili wsunąłem się w Georga.
Nasz jęk rozbrzmiał w ciemnym pomieszczeniu.
~*~
– Więc szukasz czegoś, co pozwoli ci się zemścić na siostrze za
dokuczanie – podsumowałem historię dziesięciolatka – no, na oko mu tyle dałem –
który przyszedł do naszego sklepu. – Powiedz, ile ona ma lat?
– W tym roku będzie mieć siedemnaście.
– Hmm… A lubi dbać o swój wygląd?
– Nie wiem…
– Nie przesiaduje w nieskończoność w łazience? Nie maluje się?
– Maluje się! – przytaknął energicznie.
– No to już wiem, czego ci trzeba. Choć ze mną, pokażę ci kilka
rzeczy i wybierzesz, co ci się spodoba. – Ruszyliśmy w stronę działu „Uroda”.
Od kiedy Harry opuścił Norę minęły prawie dwa tygodnie, tym samym
mieliśmy już połowę sierpnia za sobą. Jako że zostało tak niewiele czasu do
końca wakacji, rodzice postanowili poprosić profesora Dumbledore’a, by pozwolił
Harry’emu spędzić go u nas. Tata negocjował dobre dwie godziny, ale ostatecznie
udało mu się przekonać dyrektora. Właśnie teraz tata i Ron powinni zabierać go
od jego wujostwa. Pojechalibyśmy z nimi, ale nie chcieliśmy dziś zamykać
sklepu, więc postanowiliśmy, że odwiedzimy ich wieczorem, po zamknięciu. W
końcu w sierpniu kręci się tu naprawdę wielu uczniów wraz z rodzinami, którzy
przygotowują się do nowego roku szkolnego. Nie moglibyśmy zmarnować takiej
okazji, na zwiększoną sprzedaż. Zwłaszcza, że wiele osób zna nas jeszcze ze
szkoły, więc mamy tu naprawdę spore tłumy. George stoi na kasie, a ja dwoję się
i troję latając od klienta do klienta i staram się pomóc im w wyborze psikusów.
To naprawdę męczące, ale zadowolenie i wdzięczność tych wszystkich ludzi są
tego warte. Niektórzy nawet specjalnie przychodzą do nas, by pochwalić się
wynikami swoich dowcipów czy zemsty, jak w przypadku tamtego dziesięciolatka. Naprawdę
cieszymy się z Georgem, że interes kręci się tak dobrze, choć obawiamy się
trochę, jak to będzie w ciągu roku. Trzeba będzie załatwić sobie jakiegoś
przedstawiciela w szkole. Problem w tym, że nie znamy nikogo odpowiedniego. Ale
coś w końcu wymyślimy. Na razie najważniejsze, że interes się kręci i możemy na
nim zarobić.
Właśnie, jak tylko przyjedziemy dziś wieczorem do Nory, będziemy
musieli pochwalić się Harry’emu jak dobrze nam teraz idzie. W końcu gdyby nie
on, dziś by nas tu nie było.
~*~
– Co?! Jak to Harry zniknął?! – krzyknęliśmy z Georgem, patrząc w
osłupieniu na tatę.
– Sam chciałbym to wiedzieć. Kiedy spytaliśmy jego ciotkę, powiedziała,
że nie widzieli go od kilku dni. Podobno myślała, że znów go zabraliśmy.
– A jego rzeczy? – zapytał George.
– Zniknęły – usłyszałem roztrzęsiony głos Rona. Zrobiło mi się go
żal. Wszyscy lubiliśmy Harry’ego, co ja mówię, kochaliśmy go jak członka
rodziny, ale to Ron był jego najbliższym przyjacielem. Gdyby to George tak zaginął… Nawet nie
chciałem sobie tego wyobrażać. Chyba bym oszalał z niepokoju.
Nagle coś przyszło mi do głowy.
– Nie zakładajmy od razu najgorszego. Może zatrzymał się u jakiegoś
znajomego…
– On nie ma tam żadnych znajomych, z którymi by był blisko! – Ron
ukrył twarz w dłoniach. – Harry…
– No to może zatrzymał się w jakimś hotelu? Ma pieniądze, dla niego to
pewnie nie problem – spróbował George.
– I co, nie powiedziałby nam o tym? Przecież musi się domyślać, że
się o niego martwimy! – Ginny usiadła obok Rona i zaczęła głaskać go po plecach.
– Jeśli mam być szczery, to zgadzam
się z nimi. Zniknął kilka dni temu, od tego czasu ślad po nim zaginął. A
przecież to Harry, gdyby zamieszkał w jakimś hotelu czy nawet u kogoś, te hieny
z gazet raz dwa by go wytropiły. Wszystko wskazuje na to, że wplątał się w
jakieś kłopoty. I chyba zdajecie sobie sprawę, co mam przez to na myśli.
– Ale przecież nie ma też jego rzeczy! Gdyby… gdyby Śmierciożercy go
porwali, nie zniknęłyby! Musi być jakieś inne wyjście…
– Możliwe, że złapali go, gdy uciekł z domu?
– Naprawdę myślisz, że zrobiłby coś tak nieodpowiedzialnego i
głupiego? – Ginny wciąż próbowała walczyć z argumentami Percy’ego.
– A czy on kiedykolwiek zachował się inaczej? Jest porywczy, działa
pod wpływem chwili, nie myśląc o konsekwencjach swoich czynów.
– Harry nigdy nie chciał wracać do nich na wakacje. – Ron odsłonił
twarz i utkwił wzrok w swoich stopach. – Kilka razy nawet pytał dyrektora, czy
nie mógłby zostać na wakacje w Hogwarcie. To było co prawda w pierwszych latach
naszej nauki, więc myśleliśmy z Hermioną, że po prostu mu się tam podoba.
Zresztą kiedyś nawet przyznał, że to Hogwart traktuje bardziej jak dom, a nie
dom swojej ciotki.
– Więc myślisz, że naprawdę stamtąd uciekł? – Mama spojrzała na
niego zamyślona.
– Nie wiem, może…
– Wiecie, jak tak o tym wszystkim myślę… – zaczęła powoli mama,
ważąc każde kolejne słowo – to Dursleyowie nie traktują go chyba za dobrze.
Może wy nie zwróciliście na to uwagi, w końcu widzicie go bardzo często, ale mi
rzuciło się w oczy, że po każdej dłuższej wizycie u nich, Harry jest strasznie zmizerniały.
Szczególnie w tym roku. Nie mogę zapomnieć jego widoku podczas śniadania, zaraz
po tym jak do nas przyjechał. Wręcz pochłaniał to, co miał na talerzu.
Wyglądało to tak, jakby oni go tam… głodzili. – Serce mi się ścisnęło, gdy
usłyszałem łamiący się głos mamy.
– To nie wszystko. Wieczorem, gdy się przebieraliśmy, przez
przypadek zauważyłem, że był cały w siniakach. Gdy go o to spytałem,
powiedział, że wywrócił się w trakcie biegania… Nie uwierzyłem mu. To zdecydowanie
nie wyglądało jak siniaki od upadku. Zresztą, gdyby to była prawda, miałby
jeszcze zdartą skórę. Nie wiem, czemu mnie okłamał, ale nie zamierzałem go
wypytywać. Stwierdziłem, że jeśli będzie chciał, sam mi opowie. No i wtedy nie
pomyślałem, że to mogło być coś poważnego. Wiele razy wspominał, że jak był
młodszy, to bił się z kolegami swojego kuzyna. Pomyślałem, że tym razem było
podobnie, a o coś takiego nie chciałem robić afery. Ale teraz… Myślę, że gdyby
znów się pobił z kuzynem, to powiedziałby mi to.
– Czyli podejrzewasz, że ktoś go pobił? Że jego wujostwo się nad
nim znęca? – spytałem zszokowany. Ciężko mi było w to uwierzyć. No bo jak oni mogliby
coś takiego zrobić? Przecież to jego opiekunowie…!
– To chyba jednak możliwe… Pamiętasz, jak zamontowali mu kiedyś
kraty w oknie? To szaleńcy. Kto wie, do czego tak naprawdę są zdolni… – George
miał rację.
– Merlinie… Jak mogliśmy być tacy ślepi?
To pytanie jeszcze przez wiele dni dźwięczało mi w uszach.
~*~*~*~
Hej,
OdpowiedzUsuńbardzo się bali powiedzieć, że są gejami, co z Harrym, uciekł? Dumbledore przeniósł? czy żmierciożdrcy dorsali?
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hej,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, ale co z Harrym? uciekł czy Dumbledore przeniósł?
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hej,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, ale co z Harrym? uciekł czy coś innego się stało... a może Dumbledore go znalazł...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza