piątek, 12 lipca 2013

Rozdział 18,5 - Fred



~*~*~*~
– Fred, denerwuję się. A co jeśli jednak spytają? Nie chcę ich okłamywać.
– Wiem, ja też nie chcę. Ale jeśli trzeba będzie…
– … zrobimy to. A jednak wolałbym nie.
Siedzieliśmy razem na kanapie u siebie w salonie, przygotowując się mentalnie na… na cokolwiek, co miało się zdarzyć. Zdecydowaliśmy ujawnić naszą orientację, ale pod żadnym pozorem nie możemy dopuścić do tego, by dowiedzieli się o nas. A to oznaczało, że jakiekolwiek pytania o partnerów czy ukochanych będą dla nas niebezpieczne…
– Kiedyś i tak się dowiedzą. Nie mamy nawet co się łudzić. W ciągu kilku lat zrobią się podejrzliwi. – Wpatrywałem się w nasze rodzinne zdjęcie stojące nad kominkiem. Czułem rosnący we mnie strach, który usilnie starałem się ignorować… z marnym skutkiem. – Oczywiście, patrząc na sprawę optymistycznie – stwierdziłem kwaśno.
– Taa, w najgorszym wypadku dowiedzą się o nas za jakąś godzinę. Gdybyśmy tylko mogli jakoś odwrócić ich uwagę…
Przeniosłem wzrok na Georga. Siedział z podciągniętymi do piersi kolanami i wpatrywał się w dywan. Objąłem go jedną ręką i oparłem o niego głowę, myśląc.
– Chyba mam pomysł. Choć nie wiem czy zadziała – odezwałem się po kilku minutach.
– W tej chwili jestem gotowy spróbować wszystkiego.
– Będzie to od nas wymagało pewnego nagięcia faktów, no i bardzo możliwe, że tylko na chwilę odsunie to od nas pytania…
– … ale i tak warto spróbować. Chodźmy już, opowiesz mi wszystko po drodze. Chcę mieć to jak najszybciej za sobą.
~*~
Aportowaliśmy się na polanie niedaleko domu. Mogliśmy co prawda użyć kominka, ale dzięki spacerowi mieliśmy więcej czasu na możliwie jak najlepsze dopracowanie naszego, no cóż, nie najlepszego, ale jedynego planu. I tak zdecydowanie za szybko dotarliśmy do domu. Stanęliśmy przed drzwiami, nagle nie mając odwagi nacisnąć klamki. Ha! Kto by pomyślał, że my, MY będziemy mieć problem z czymś takim… Ale tym razem to nie miał być żart. Za niepowodzenie nie groził nam szlaban z Filchem i utrata kilkudziesięciu punktów. Tym razem stawka była naprawdę wysoka. Od tego czy nam się uda, zależała nasza przyszłość. W dodatku jeśli przyszłoby mi wybierać między Georgem i resztą rodziny…
Ręce miałem wilgotne od potu, kolana mi drżały. Spojrzałem na Georga, mając nadzieję, że będzie mógł dodać mi otuchy, że trzyma się lepiej ode mnie… No cóż, myliłem się. Wyglądał na równie zdenerwowanego.
Odetchnąłem głęboko i powoli wypuściłem powietrze, próbując się uspokoić. I wtedy poczułem dłoń Georga zaciskającą się na mojej. Odpowiedziałem mu tym samym, nagle czując cień ulgi. Nie jestem sam. Nigdy nie byłem i nigdy nie będę. Tak długo, jak George żyje.
– To nasza rodzina, w końcu wszystko się dobrze ułoży – szepnął, choć nie byłem pewny, kogo bardziej chciał przekonać – mnie czy siebie. Przytaknąłem mu jednak równie cicho. Wzmocniłem uścisk na jego dłoni, po czym puściłem ją i otworzyłem drzwi.
Moja nowa pewność siebie legła w gruzach kilka sekund po tym, jak się narodziła.
– Cześć, mamo. Cześć, tato – przywitaliśmy się, wszystkimi siłami przywołując na twarz zwyczajny uśmiech.
– Dzień dobry, chłopcy. Dziś też tutaj? Wasz sklep na tym nie ucierpi? Przecież możecie przychodzić wieczorem po zamknięciu. – Ojciec zerknął na nas znad jakichś papierów, które czytał przy stole. Z trudem powstrzymałem się przed wzdrygnięciem. Całe szczęście, że mama była zbyt zajęta gotowaniem, bo już teraz serce waliło mi jak oszalałe. Gdyby jeszcze ona na nas spojrzała… W tym momencie poważnie przestraszyłem się, że jednak nie dam rady nawet „nagiąć faktów” i wyśpiewam im całą prawdę przy pierwszej okazji, byle tylko zniknęło to nieznośne uczucie w mojej piersi.
– Odbijemy to sobie w sierpniu, zresztą z rana i tak nie mamy za wielu klientów. No a już jutro Harry wyjeżdża, a my chcemy spędzić z nim trochę czasu. – George chyba jednak trzymał się lepiej ode mnie, nawet mi ciężko było wychwycić zdenerwowanie w jego głosie. Jakimś cudem dodało mi to sił, bym nie stał tam jak głupek, tylko się odezwał.
– W końcu w tym roku już nie jedziemy razem do Hogwartu.
– No racja. Jakoś nie może do mnie dotrzeć, że to naprawdę był wasz ostatni rok… No nic, lećcie. Są w salonie.
Uf… Pierwsza bitwa wygrana, ale wojna wciąż trwa. Decydujące starcie dopiero przed nami… Na szczęście widok, jaki zastaliśmy, obu nas uspokoił, jak zdążyłem się zorientować po szybkim spojrzeniu na twarz Georga. Mali Gryfoni siedzieli przy stole grając w którąś z tych mugolskich gier, które ojciec ostatnimi czasu próbował na nas wypróbować. Choć tak naprawdę tylko Roniaczek i Harry wyglądali jakby grali albo może raczej próbowali grać. Harry patrzył na planszę z taką desperacją, jakby miało mu to co najmniej uratować życie, a Ron udawał wielce zajętego potrząsaniem kostki przed jej rzuceniem. Za to Ginny i Hermiona siedzące po jego bokach wyglądały jak wulkany, które zaraz wybuchną. Nie zajęło mi więcej niż sekundę rozgryzienie, o co chodzi. W końcu widziałem takie sytuacje co najmniej milion razy od kiedy przyjechała Hermiona. Już miałem się odezwać, gdy znów George mnie wyprzedził.
– Co się stało…? Nie, nie mówcie, niech zgadnę. Ron znów przeszkodził Hermionie i Ginny w małym sam-na-sam? – Aż otworzyłem szerzej oczy w zdziwieniu, słysząc jeden z jego „łóżkowych” tonów. Widocznie uznał zaistniałą sytuację za doskonałą okazję do odreagowania stresu. A cóż może być bardziej relaksujące i odstresowujące od dokuczania rodzeństwu? No, oczywiście nie licząc robienia dowcipów. I seksu.
Zaśmialiśmy się, widząc jak cała czwórka spłonęła rumieńcem.
– Popatrz, George, jacy oni wstydliwi.
– Tak, aż szkoda, że już nie chodzimy do szkoły.  
– Moglibyśmy pomoc im w pewnych sprawach… – Mimowolnie sięgnąłem pamięcią do dzisiejszego poranka, spędzonego pod prysznicem. Oczywiście z Georgem. Szybko jednak odegnałem te myśli, widząc ciemniejące rumieńce całej czwórki. Przez ułamek sekundy miałem irracjonalne wrażenie, że jakimś cudem zobaczyli to, o czym pomyślałem… Chyba zaczynam popadać w paranoję.
– Jesteście okropni. – Ginny, jak przystało na naszą siostrę, jako pierwsza odzyskała nad sobą panowanie. – Udajecie, że jesteście tacy obeznani w tych tematach, a tak naprawdę pewnie nigdy nie byliście z żadną dziewczyną! – Wskazała na nas oskarżycielsko.
Gong! Uwaga, proszę państwa, rozpoczynamy ostateczną bitwę…
– Masz nas… Rzeczywiście, nigdy… – Tym razem w końcu to ja zacząłem.
– … nie byliśmy z żadną…
– … dziewczyną – położyliśmy nacisk na ostatnie słowo. Miałem nadzieję, że domyślą się, o co nam chodzi.
– Chwila… jesteście gejami?! – krzyknęła z niedowierzaniem Ginny, po chwili ciszy, która sprawiła, że znów zaczęły mi się pocić dłonie. A to był dopiero początek. Nie minęło pięć sekund, a w pokoju stali rodzice. Serce podeszło mi do gardła, a nogi miałem jak z waty. Kiedy padło pytanie ojca, jedyne, do czego byłem zdolny, to podniesienie ręki. Nie ufałem swojemu głosowi. Ku mojemu zaskoczeniu, George zrobił dokładnie to samo. Zaraz jednak obaj je opuściliśmy. Byłem piekielnie przerażony, ale za nic nie chciałem tego po sobie pokazać, by rodzice nie zrobili się podejrzliwi. Zresztą mieliśmy plan. Trzeba było go zrealizować. Po raz trzeci w ciągu niecałych dziesięciu minut spojrzałem desperacko na Georga. Jednak tym razem oprócz wsparcia, szukałem w jego spojrzeniu pewności i zgody. On również na mnie spojrzał, najwyraźniej szukając tego samego u mnie. Twarz miał poważną jak nigdy, zresztą ja pewnie wyglądałem tak samo.
Odwróciliśmy wzrok na rodziców.
Przedstawienie czas zacząć.
– Chyba nie macie nic przeciwko? – temu, że jesteśmy razem, dodałem w myślach. Wiedziałem doskonale, że nie będą mieli nic przeciwko temu, że jesteśmy gejami. No, może będą trochę zawiedzeni, bo nie damy im wnuków, ale nic więcej. Jak większość czarodziejskich rodzin są raczej tolerancyjni, jeśli chodzi o homoseksualność… Ale tylko o to. Nikt nie zaakceptuje naszego związku. Nie było takiej opcji. Dlatego by się uchronić przed niezręcznymi pytaniami musieliśmy odwrócić uwagę wszystkich od tego, co nas naprawdę dręczyło.
A jednak po moich słowach w pokoju zapadła głucha cisza.
Co jest…? Co się dzieje…? Czemu milczą?! Powiedziałem TO w myślach, prawda…? Wygadałem się…? Nie! Błagam, nie… Odezwijcie się, na Merlina!!
Ogarnęła mnie panika. Miałem ochotę stamtąd uciec. Chciałem, żebyśmy nigdy tu nie przyszli, tylko siedzieli teraz razem w sklepie, zajmując się klientami. Co myśmy sobie myśleli?! Jak mogliśmy łudzić się, że nic nie odkryją?! Mam wrażenie, jakbym na czole miał napisane „WINNY!” jak to się zawsze działo, gdy ktoś próbował kłamać po zjedzeniu Prawdo-krówki… A co jeśli przez przypadek jakąś zjadłem?!
Wydawało mi się, że minęły wieki, nim poczułem usta mamy przyciskające się do mojego policzka. Nawet nie zauważyłem, kiedy do nas podeszła. Ale ulga, jaką wtedy odczułem, była tak silna, że ledwo utrzymałem się na nogach. A więc nie wydałem nas…
– Wiesz, martwiliśmy się trochę – powiedziałem już nieco pewniejszym głosem. To przynajmniej nie było kłamstwo, choć cała prawda też nie. Ja się nie martwiłem… Ja byłem ŚMIERTELNIE PRZERAŻONY.
– Wiemy, jak bardzo chciałabyś mieć wnuki, a tu już troje z nas…
– …wypadło z gry.
– I tym się tak martwiliście? Nie do wiary, naprawdę. Przecież dobrze mnie znacie. Tatę także. Wyobrażacie sobie, żebyśmy przez coś takiego się od was odsunęli? – Spojrzała na nas z naganą. – Już prędzej takim myśleniem mnie zraniliście.
– Wybacz, mamo – rozbrzmiał nasz duet. I to była szczera prawda. Mieliśmy za co przepraszać, nawet jeśli oni póki co – na szczęście! – nie byli wszystkiego świadomi.
~*~
Kilka godzin później, jak tylko wyszliśmy z kominka u siebie w salonie, poczułem ręce Georga oplatające mnie w pasie i ciepło jego ciała, gdy przytulił się do moich pleców.
 – Nareszcie koniec – szepnął w mój kark. Rozluźniłem jego ręce i odwróciwszy się do niego przodem, sam go przytuliłem.
– Tak… – Odetchnąłem głęboko. – Dziękuję. Gdyby nie ty, pewnie bym zawalił sprawę. Byłem tak zestresowany, że nie wiedziałem, co powiedzieć. Co ja mówię, prawie tam zszedłem na zawał! – zachichotałem słabo. Teraz, kiedy wreszcie było po wszystkim i negatywne emocje opadły, nie mogłem uwierzyć, że tak to wszystko przeżywałem. Nigdy nie podejrzewałem, że jestem takim panikarzem…
– Myślisz, że ja nie byłem przestraszony? Zastanawiam się, jakim cudem dałem radę stamtąd nie uciec. – Zamilkł na chwilę, zacieśniając nieco uścisk na mojej szyi. – Wiesz, kiedy pomyślałem o tym, co się może stać, jeśli zawalimy... Byłem tak przerażony wizją stracenia kogokolwiek z was, że za wszelką cenę starałem się wziąć w garść i do tego nie dopuścić.
Zadrżałem, czując jego nos sunący po mojej szyi.
– Fred. – Jego zniżony głos przyspieszył mój puls. – Chcę dogłębnie poczuć twoją bliskość. Uprawiajmy seks – wymruczał i przygryzł płatek mojego ucha.
Nie musiał mi tego powtarzać.
Odnalazłem jego usta i od razu wślizgnąłem się w nie językiem. Pod naporem jego ciała cofnąłem się kilka kroków, aż trafiłem na kanapę. Opadłem na nią, tym samym przerywając pocałunek. Idąc w ślady George’a, zacząłem zrzucać z siebie górną część garderoby. Kilka sekund później półnagi siedział mi na kolanach, całując żarliwie. Nasze dłonie błądziły po ciałach, gładząc, masując, drapiąc. Wreszcie wsunąłem ręce w jego spodnie i chwyciłem mocno za pośladki. Szarpnął biodrami z cichym sapnięciem. Uśmiechnął się.
– Zaskoczyłeś mnie, robiąc to tak bez ostrze… och! – Zadrżał, gdy polizałem go za uchem.
– Mówiłeś coś? – spytałem niewinnie, ale nie doczekałem się odpowiedzi. Zresztą wcale jej nie chciałem, nie kiedy czułem wilgotny język sunący po mojej szyi i gorące usta zasysające się na moim jabłku Adama. Wydałem z siebie mruczący, bliżej nieokreślony dźwięk, a w odpowiedzi na tę pieszczotę, na przemian zaciskałem i rozluźniałem dłonie. George zaczął kołysać biodrami. Ocierał się o mnie, sunąc teraz ustami wzdłuż mojej szczęki. Czułem że robi się twardy, zresztą sam także byłem już nieźle podniecony. Dlatego kiedy znów zaczął dobierać się do mojej szyi, nawet nie próbowałem się powstrzymać i również poruszyłem biodrami. Obaj jęknęliśmy.
– Rozepnij – rozkazałem i złożyłem pocałunek na jego szczęce, szyi, obojczyku, piersi… Wycałowywałem ścieżkę na jego ciele, podczas gdy on uwalniał nas od ostatnich sztuk odzieży. Zszedł na chwilę z moich kolan, siadając obok mnie, byśmy mogli całkowicie pozbyć się ubrań. Odrzuciliśmy je gdzieś na bok, lecz nie pozwoliłem mu znów wejść sobie na kolana. Zamiast tego pociągnąłem go za nogi, tak że ostatecznie leżał wyciągnięty na kanapie z rozłożonymi nogami i mną między nimi. Popatrzył mi pewnie w oczy i oblizał lubieżnie wargi. Zadrżałem.
– Choć tu – tym razem rozkaz padł z jego ust. Pociągnął mnie za rękę. W ostatniej chwili oparłem się na łokciu tuż przy jego głowie, by tak po prostu na niego nie opaść. Znów się całowaliśmy. A George znów zaczął ruszać biodrami, przez co nasze członki ocierały się o siebie. On naprawdę uwielbiał to robić. Nie mogłem mieć mu tego za złe. Fale ciepła i dreszczy, które rozchodziły się przez to po moim ciele były zbyt cudowne.
Sięgnąłem wolną ręką między nasze ciała i chwyciłem obydwa penisy. Poruszałem dłonią najpierw powoli, później stopniowo przyspieszałem, rozkoszując się zarówno tym uczuciem, jak i jękami Georga.
– Fred, zacze… ach! Zaczekaj… – Zignorowałem go. Było mi tak dobrze! Jeszcze trochę i dojdę… Jak on mógł kazać mi się teraz zatrzymać? – Stop – powtórzył, chwytając mnie za nadgarstek. Tym razem go posłuchałem. – Nie chcę tak. Wejdź we mnie. – Jego zniżony wibrujący głos przyjemnie zadźwięczał mi w uszach. I jak go tu nie posłuchać?
Odszukanie spodni zajęło mi chwilę, ale gdy je wreszcie znalazłem, z zadowoleniem wyciągnąłem różdżkę i przyzwałem z sypialni buteleczkę z lubrykantem. Otworzyłem ją jednym zręcznym ruchem i wylałem część zawartości na dłoń. Przez tę przerwę zdołałem się na tyle uspokoić, by nie wejść w Georga tak od razu. Sięgnąłem między jego pośladki i zacząłem go przygotowywać, jednocześnie znów łącząc nasze usta w pożądliwym tańcu. Wystarczyła chwila, gdy czułem bijące od niego ciepło, jego ręce na moim ciele i mięśnie zaciskające się raz po raz na moich palcach, bym zapragnął wejść w niego jak najszybciej.
Spojrzałem na niego wyczekująco. Skinął głową.
Rozprowadziłem trochę specyfiku po swoim penisie i nie zwlekając już ani chwili wsunąłem się w Georga.
Nasz jęk rozbrzmiał w ciemnym pomieszczeniu.
~*~
– Więc szukasz czegoś, co pozwoli ci się zemścić na siostrze za dokuczanie – podsumowałem historię dziesięciolatka – no, na oko mu tyle dałem – który przyszedł do naszego sklepu. – Powiedz, ile ona ma lat?
– W tym roku będzie mieć siedemnaście.
– Hmm… A lubi dbać o swój wygląd?
– Nie wiem…
– Nie przesiaduje w nieskończoność w łazience? Nie maluje się?
– Maluje się! – przytaknął energicznie.
– No to już wiem, czego ci trzeba. Choć ze mną, pokażę ci kilka rzeczy i wybierzesz, co ci się spodoba. – Ruszyliśmy w stronę działu „Uroda”.
Od kiedy Harry opuścił Norę minęły prawie dwa tygodnie, tym samym mieliśmy już połowę sierpnia za sobą. Jako że zostało tak niewiele czasu do końca wakacji, rodzice postanowili poprosić profesora Dumbledore’a, by pozwolił Harry’emu spędzić go u nas. Tata negocjował dobre dwie godziny, ale ostatecznie udało mu się przekonać dyrektora. Właśnie teraz tata i Ron powinni zabierać go od jego wujostwa. Pojechalibyśmy z nimi, ale nie chcieliśmy dziś zamykać sklepu, więc postanowiliśmy, że odwiedzimy ich wieczorem, po zamknięciu. W końcu w sierpniu kręci się tu naprawdę wielu uczniów wraz z rodzinami, którzy przygotowują się do nowego roku szkolnego. Nie moglibyśmy zmarnować takiej okazji, na zwiększoną sprzedaż. Zwłaszcza, że wiele osób zna nas jeszcze ze szkoły, więc mamy tu naprawdę spore tłumy. George stoi na kasie, a ja dwoję się i troję latając od klienta do klienta i staram się pomóc im w wyborze psikusów. To naprawdę męczące, ale zadowolenie i wdzięczność tych wszystkich ludzi są tego warte. Niektórzy nawet specjalnie przychodzą do nas, by pochwalić się wynikami swoich dowcipów czy zemsty, jak w przypadku tamtego dziesięciolatka. Naprawdę cieszymy się z Georgem, że interes kręci się tak dobrze, choć obawiamy się trochę, jak to będzie w ciągu roku. Trzeba będzie załatwić sobie jakiegoś przedstawiciela w szkole. Problem w tym, że nie znamy nikogo odpowiedniego. Ale coś w końcu wymyślimy. Na razie najważniejsze, że interes się kręci i możemy na nim zarobić.
Właśnie, jak tylko przyjedziemy dziś wieczorem do Nory, będziemy musieli pochwalić się Harry’emu jak dobrze nam teraz idzie. W końcu gdyby nie on, dziś by nas tu nie było.
~*~
– Co?! Jak to Harry zniknął?! – krzyknęliśmy z Georgem, patrząc w osłupieniu na tatę.
– Sam chciałbym to wiedzieć. Kiedy spytaliśmy jego ciotkę, powiedziała, że nie widzieli go od kilku dni. Podobno myślała, że znów go zabraliśmy.
– A jego rzeczy? – zapytał George.
– Zniknęły – usłyszałem roztrzęsiony głos Rona. Zrobiło mi się go żal. Wszyscy lubiliśmy Harry’ego, co ja mówię, kochaliśmy go jak członka rodziny, ale to Ron był jego najbliższym przyjacielem. Gdyby to George tak zaginął… Nawet nie chciałem sobie tego wyobrażać. Chyba bym oszalał z niepokoju.
Nagle coś przyszło mi do głowy.
– Nie zakładajmy od razu najgorszego. Może zatrzymał się u jakiegoś znajomego…
– On nie ma tam żadnych znajomych, z którymi by był blisko! – Ron ukrył twarz w dłoniach. – Harry…
– No to może zatrzymał się w jakimś hotelu? Ma pieniądze, dla niego to pewnie nie problem – spróbował George.
– I co, nie powiedziałby nam o tym? Przecież musi się domyślać, że się o niego martwimy! – Ginny usiadła obok Rona i zaczęła głaskać go po plecach.
– Jeśli mam być szczery, to zgadzam się z nimi. Zniknął kilka dni temu, od tego czasu ślad po nim zaginął. A przecież to Harry, gdyby zamieszkał w jakimś hotelu czy nawet u kogoś, te hieny z gazet raz dwa by go wytropiły. Wszystko wskazuje na to, że wplątał się w jakieś kłopoty. I chyba zdajecie sobie sprawę, co mam przez to na myśli.
– Ale przecież nie ma też jego rzeczy! Gdyby… gdyby Śmierciożercy go porwali, nie zniknęłyby! Musi być jakieś inne wyjście…
– Możliwe, że złapali go, gdy uciekł z domu?
– Naprawdę myślisz, że zrobiłby coś tak nieodpowiedzialnego i głupiego? – Ginny wciąż próbowała walczyć z argumentami Percy’ego.
– A czy on kiedykolwiek zachował się inaczej? Jest porywczy, działa pod wpływem chwili, nie myśląc o konsekwencjach swoich czynów.
– Harry nigdy nie chciał wracać do nich na wakacje. – Ron odsłonił twarz i utkwił wzrok w swoich stopach. – Kilka razy nawet pytał dyrektora, czy nie mógłby zostać na wakacje w Hogwarcie. To było co prawda w pierwszych latach naszej nauki, więc myśleliśmy z Hermioną, że po prostu mu się tam podoba. Zresztą kiedyś nawet przyznał, że to Hogwart traktuje bardziej jak dom, a nie dom swojej ciotki.
– Więc myślisz, że naprawdę stamtąd uciekł? – Mama spojrzała na niego zamyślona.
– Nie wiem, może…
– Wiecie, jak tak o tym wszystkim myślę… – zaczęła powoli mama, ważąc każde kolejne słowo – to Dursleyowie nie traktują go chyba za dobrze. Może wy nie zwróciliście na to uwagi, w końcu widzicie go bardzo często, ale mi rzuciło się w oczy, że po każdej dłuższej wizycie u nich, Harry jest strasznie zmizerniały. Szczególnie w tym roku. Nie mogę zapomnieć jego widoku podczas śniadania, zaraz po tym jak do nas przyjechał. Wręcz pochłaniał to, co miał na talerzu. Wyglądało to tak, jakby oni go tam… głodzili. – Serce mi się ścisnęło, gdy usłyszałem łamiący się głos mamy.
– To nie wszystko. Wieczorem, gdy się przebieraliśmy, przez przypadek zauważyłem, że był cały w siniakach. Gdy go o to spytałem, powiedział, że wywrócił się w trakcie biegania… Nie uwierzyłem mu. To zdecydowanie nie wyglądało jak siniaki od upadku. Zresztą, gdyby to była prawda, miałby jeszcze zdartą skórę. Nie wiem, czemu mnie okłamał, ale nie zamierzałem go wypytywać. Stwierdziłem, że jeśli będzie chciał, sam mi opowie. No i wtedy nie pomyślałem, że to mogło być coś poważnego. Wiele razy wspominał, że jak był młodszy, to bił się z kolegami swojego kuzyna. Pomyślałem, że tym razem było podobnie, a o coś takiego nie chciałem robić afery. Ale teraz… Myślę, że gdyby znów się pobił z kuzynem, to powiedziałby mi to.
– Czyli podejrzewasz, że ktoś go pobił? Że jego wujostwo się nad nim znęca? – spytałem zszokowany. Ciężko mi było w to uwierzyć. No bo jak oni mogliby coś takiego zrobić? Przecież to jego opiekunowie…!
– To chyba jednak możliwe… Pamiętasz, jak zamontowali mu kiedyś kraty w oknie? To szaleńcy. Kto wie, do czego tak naprawdę są zdolni… – George miał rację.
– Merlinie… Jak mogliśmy być tacy ślepi?
To pytanie jeszcze przez wiele dni dźwięczało mi w uszach.
~*~*~*~

3 komentarze:

  1. Hej,
    bardzo się bali powiedzieć, że są gejami, co z Harrym, uciekł? Dumbledore przeniósł? czy żmierciożdrcy dorsali?
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej,
    wspaniały rozdział, ale co z Harrym? uciekł czy Dumbledore przeniósł?
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej,
    wspaniały rozdział, ale co z Harrym? uciekł czy coś innego się stało... a może Dumbledore go znalazł...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń