Oooi, niuniusie...! Co się z wami dzieje? Wszyscy złapaliście masowe uczulenie na klawiaturę, komentarze, czy co? Jeśli coś jest nie tak w tym, co piszemy, to poinformujcie nas o tym. Dzięki temu, ja i Saneko będziemy mogły się poprawić przy następnych notkach. Jednak, aby się w ogóle o tym dowiedzieć, ktoś musi to napisać.
Nie jesteśmy wieszczkami. Nie potrafimy dojrzeć co się wam podoba, a co nie.
A na razie zapraszam do rozdziału z Draco. <3
~ \ \ * / / ~
Spotkanie
z Yoshizawą miało odbyć się chwilę po zakończeniu "kąpielowej sesji",
jak to ładnie określił mój bliźniak. Był bardzo pobudzony tematem kolejnych
zdjęć - które swoją drogą mają trwać przez dwa dni - przez co cały wieczór
potrafił gadać tylko i wyłącznie o tym. Nawet postać mężczyzny znalazła swoje
miejsce w historii mojego brata. A muszę przyznać, że Ig w mistrzowskim stylu
potrafił opowiadać wiele kwestii, tym bardziej kiedy tematem były naturalne
predyspozycje Haruse do bycia (foto)modelem.
Pewnie
w innych okolicznościach (czyt. gdyby ktoś dobroczynnie rzucił na mnie zaklęcie
Obliviate, przez co zapomniałbym o istnieniu jednej osoby... No, przy okazji
zapominając większość złych doświadczeń, które zaczęły niewygodnie gnieździć
się w moich bagażach) przyznałbym rację starszemu o parę minut chłopakowi,
gdyby nie pewien szkopuł. Japończyk mimo wszystko był cholernie podobny do
Pottera! Może nie miał okropnego gustu – bo miał i to naprawdę dobry, ani
zielonych tęczówek, tylko czekoladowe, zmierzwionych przez wiatr włosów, czy
małej blizny w kształcie błyskawicy odrobinkę bardziej z (jego) prawej strony,
na widok której tyle osób w Hogwarcie szaleje. Co to, to nie! Jednak i tak, w
jakiś przedziwny sposób kojarzył mi się on z bohaterem jasnej strony... że też
chociażby podobizny tego przeklętego gryfona muszą otaczać mnie nawet w
Japonii!
-
I jak? Gotowy? – spytał mężczyzna, spoglądając na mnie z radosnym uśmiechem.
Fakt, że dopiero w przedostatni dzień zgodziłem się – "Nareszcie!" –
na spotkanie z mężczyzną, musiał naprawdę niesamowicie nakręcić bruneta. W
końcu oznaczać by to mogło, że zacząłem odpowiadać na jego ciągłe propozycje,
bo ostatecznie udało mu się zwrócić mojąuwagę na jego osobę, co równało się z
możliwością głębszej znajomości.
-
Tak – mruknąłem cicho, odpychając się od ściany. – Jakie masz atrakcje w
planach, Yoshizawa-san?
-
Haruse, proszę. – Brunet uśmiechnął się ciepło, prowadząc mnie w stronę wyjścia
i zaraz po opuszczeniu budynku studia skręcił w prawo, tłumacząc:
-
W odległości jakichś pięciu minut spacerku znajduje się naprawdę dobra
kawiarenka. Upatrzyłem ją jakieś trzy, cztery tygodnie temu. Podają tam
naprawdę dobre ciastka i serwują nieziemską kawę.
I
musiałem przyznać, że te ciastka naprawdę były niesamowitą sprawą. Ich
finezyjny kształt cieszył oko, a rozkosznie słodki smak rozpływał się na
języku, wprawiając mnie w stan przyjemnego rozleniwienia.
Uśmiechnąłem
się do mężczyzny, jednocześnie oblizując widelczyk z resztek słodyczy.
Doprawdy, nawet sam nie sądziłem, że mogę być amatorem łakoci, a jednak. Cuda
się zdarzają. Święta przyszły w lipcu!
-
Jesteś rozkoszny – skomentował Haruse, odkładając pustą filiżankę po kawie na
stolik. – Nawet nie wiesz, jak bardzo raduje mnie twój widok.
-
Daj spokój – odparłem luźno, jednocześnie gestem przywołując do siebie
ciemnowłosego kelnera. Wręcz z radością do nas podszedł. – Poproszę jeszcze raz
to samo ciastko. Tym razem też i dla mojego rozmówcy – zwróciłem się do
chłopaka, który kiwnął gorliwie głową, prosząc o dwie minutki czasu. – Wcale nie
jestem rozkoszny – dodałem, wracając do przerwanego wątku. – A ty nie mów jak
wygłodniały perwers, który czeka na okazję dobrania się do moich niewątpliwych
wdzięków.
-
Przy naszym pierwszym spotkaniu jakoś nie miałeś nic przeciwko, kiedy moje
dłonie dotykały te twoje niewątpliwe wdzięki – wytknął mi Yoshizawa, z
figlarnym uśmiechem. – Ale nie martw się, z pewnością nie jestem ani starym
perwersem, ani też facetem, który liczy na jakiś przygodny seks. – Chwycił w
dłoń kosmyk moich włosów, wkładając go za ucho. W drodze powrotnej palce nie
omieszkały przejechać delikatnie po moim policzku. – Chciałbym czegoś więcej
niż to, Ryuuki. Chciałbym stać się twoim przyjacielem, powiernikiem… partnerem.
Wpatrywałem
się w mężczyznę bez wyrazu, przez dłuższą chwilę nie wiedząc zupełnie, co
powinienem mu odpowiedzieć. A potem odpowiedź jakby spłynęła do mojej głowy.
-
Haruse, wiesz, że to nie przejdzie. Po pierwsze, ja niedługo wyjadę i
prawdopodobnie już nigdy się nie zobaczymy. Po drugie, moje związki nie trwały
dłużej niż dwa tygodnie.
To
nie zakończyło rozmowy. Jednak i tak postawiłem na swoim. W końcu byłem
smokiem. A smoki walczą o swoje racje.
~ * ~
Kiedy
wróciłem do domu, od razu zauważyłem, że jest jakoś inaczej. Nie była to jakaś
wielka zmiana, jednak czułem, że coś przegapiłem. Coś umknęło mojej uwadze.
Fakt,
że dom o tej porze był praktycznie pusty, mnie nie dziwił. Seporian praktycznie
całe dnie poświęcał na spotkania z udziałowcami swojej firmy, często zabierając
ze sobą asystę w postaci Keisuke. Masaki z kolei większość czasu spędzała na
dworze, zajmując się swoimi lisimi Chowańcami. Ponoć te dwa, które posiadała
były boskimi stworzeniami. Ach, te
ich wierzenia i religie. Chociaż przyznaję, że są inne od lisich skrzatów,
jakie urzędowały w domu. Kiku i Koku zdawały się mieć w sobie potęgę.
Brata
zobaczyłem, kiedy zmierzałem do swojego pokoju. Stał przed drzwiami, z ręką na
klamce, jakby nie był pewien, czy może wejść, czy też lepiej sobie darować.
-
Co jest? – spytałem, podchodząc do niego z delikatnym uśmiechem. – Wcześniej
jakoś nie miałeś obiekcji przy wbijaniu się do mojego pokoju. Co cię
powstrzymało, hm?
-
Nie słyszysz? – mruknął cicho, odwracając się delikatnie i wskazując dłonią na
moje drzwi. – Słuchaj.
Rzeczywiście.
Zza drzwi dochodził jakiś przytłumiony dźwięk czegoś, czego w żaden sposób nie
byłem w stanie zidentyfikować. Dlatego też odsunąłem dość mało delikatnie brata
od wejścia do mojego pokoju, sam je otwierając i wchodząc do środka.
W
pierwszej chwili do moich nozdrzy dotarł nieprzyjemny swąd spalenizny, który
zdążył już roznieść się po całym pomieszczeniu. A wszystko to było po prostu
jakimś efektem ubocznym drżącego i syczącego w pościeli jaja.
Przełknąłem
ślinę, nie wiedząc zupełnie jak powinienem teraz postąpić. Mimo przygotowań z
Masaki, moim bratem i Severusem, czułem, że jeszcze nie jestem wystarczająco
gotowy na taką akcję. Tym bardziej, kiedy przypomniałem sobie fragment czytanej
w czwartej klasie książki o hodowli smoków: „U niektórych ras smoków wyklucie jest jednym z najniebezpieczniejszych
zjawisk na świecie. Nawet profesorowie specjalizujący się w hodowli smoków,
wolą w tych wypadkach obejść się smakiem, zamiast pożegnać się ze zdrowiem (lub
życiem)”.
Salazarze,
czemu wzywają Severusa na „obrady członków spod ciemnej gwiazdy”, kiedy jest
potrzebny tutaj, na miejscu?! Biorąc pod uwagę jego niesamowitą wiedzę, z
pewnością wiedziałby, co teraz należy zrobić.
-
Emmm… Czy to jest to, o czym ja myślę? – Bliźniak stanął na odległość jednego
kroku ode mnie, lustrując uważnie trzęsące się jajeczko. Ja natomiast rzuciłem
mu błagalne spojrzenie, zupełnie nie wiedząc, co począć (z pewnością nerwy w
tej chwili górowały nade mną) i w tym momencie zdając się na wiedzę brata.
Bądź, co bądź interesowały go zwierzęta magiczne. A już przynajmniej w większym
stopniu niż mnie. W końcu to on zawsze chciał mieć smoka na utrzymaniu, nie ja.
Mogłem
też dzięki temu zobaczyć jak przygryzał boleśnie wargę, myśląc najwidoczniej nad
tym, co można zrobić w tym wypadku.
- Ono zaraz się wykluje – rzuciłem
wystraszony, wskazując dłonią na jajo. Nie przejmowałem się też, że w tym
momencie moja ręka była dość blisko twardej skorupki. Do czasu, gdy ta
trzasnęła głośno, rozpadając się na drobne kawałeczki, a przed moimi palcami
pojawił się pyszczek młodego smoka. Zamarłem w bezruchu, obserwując w
przerażeniu spoglądające na mnie zwierze. – Spokojnie, nie jestem twoją
kolacją. Nie gryź mnie – szepnąłem słabo w jego kierunku, chociaż smoczek
zdawał się nie rozumieć tego, co chciałem mu przekazać. Zamiast tego przybliżył
się, a ja nie chcąc widzieć odgryzanych palców, zamknąłem oczy. A przecież
mogłem jeszcze je zabrać i nie dopuścić do tego. Jednak nie czując bólu, a
zamiast tego jakiś dziwny, delikatnie szorstki dotyk na skórze uchyliłem
powieki, spoglądając na wtulającego się w moją dłoń smoczka. – Co jest,
maleńki? – spytałem, wyciągając drugą rękę i głaszcząc go delikatnie po boku. Z
początku miałem zamiar pogładzić go po grzbiecie, jednak w ostatnim momencie
zauważyłem jeszcze małe, ale już uwydatniające się kolce.
- Smoczku… To nie jest zwyczajny
smok – oznajmił Igniss, przyglądając się uważnie maleństwu, który całą swoją
uwagę skupiał na pieszczących go palcach.
- Nie zauważyłem tego, wiesz –
sarknąłem, chwytając go delikatnie i biorąc na ręce niczym małego kota, czy
psa. – Chyba trzeba pokazać go Maki, by nie narobiła zbędnego krzyku – dodałem,
idąc już w kierunku drzwi.
W
końcu twierdziła, że musi być obecna przy tym akcie. A skoro nikt z nas nie
spodziewał się, że to będzie dzisiaj, może nie zrobi zbyt wielkiego szumu.
~ * ~
Kiku
i Koku odwrócili się natychmiast, kiedy tylko znaleźliśmy się z bratem w
ogrodzie, spoglądając na nas czujnie i
przekręcając pyszczki na bok. Te dwa lisy były jeszcze młode. Malce miały
zaledwie trzy miesiące. Jednak i tak były bardzo inteligentne, co nie raz
Masaki zdążyła nam udowodnić. Były też o wiele większe od zwykłych lisów. Te
maluchy były wielkości normalnego dorosłego osobnika, a z tego co wspominała
Yoshizawa (sam nie mogę uwierzyć w to, że jest spokrewniona z Haruse) będą
mniej więcej takie jak owczarki belgijskie.
Warto
również dodać, że te dwa malce były albinosami. Kochanymi i słodkimi białymi
lisami z manią na punkcie nowych wyzwań, jakie dawała im Maki.
-
Co się dzieje? – spytała kobieta swoich pupili, którzy zaczęli popiskiwać cichuteńko,
robiąc ku nam kilka kroków. Wtedy właśnie szatynka podążyła za ich spojrzeniem,
dostrzegając naszą dwójkę oraz to co trzymałem dalej w ramionach. – Och, na
wszystkich bogów! – krzyknęła cicho, natychmiast zjawiając się przy nas i
patrząc uważnie na zwiniętego smoczka, który już w połowie drogi zdążył ziewnąć
delikatnie i zasnąć. Jakby, siedząc w tej skorupce, nie miał wystarczająco snu.
– Pokaż mi go. Sprawdzę, czy nic mu nie jest – oznajmiła i nie czekając na moją
reakcję, zabrała młode z moich rąk.
Ono
natychmiast otworzyło oczka, wyjąc cicho i starając sie wyszarpnąć kobiecie.
Długim ogonkiem zwieńczonym ostrym, pogrubionym odrobinę szpikulcem machał na
wszystkie kierunki, raniąc przez to boleśnie ramiona kobiety.
-
Powiedź coś, żeby sie uspokoił! – krzyknęła w moją stronę, kiedy ja posłałem
jej spłoszone spojrzenie, zmrożony strachem. – Jesteś tu matką, do cholery!
- Spokojnie, maleńki. Jestem tu.
Nic ci nie grozi – rzuciłem pierwsze, co przyszło mi na myśl i wbrew moim
wątpliwościom, zadziałało. Smoczek zaraz przestał się szamotać, spoglądając już
wprost na mnie. Miał piękne, ciemnoniebieskie oczy z małą, pionową źrenicą. –
No już, Galena. Dzielny chłopiec – pochwaliłem go, gdy ten nie wykonał już
żadnego ruchu.
-
Czemu „Galena”? – Igniss spojrzał na mnie zaciekawiony, jednocześnie
odgarniając kilka kosmyków włosów za siebie. Doprawdy, cały czas nie mogłem
przywyknąć do jego widoku z długimi do połowy ud blond pasmami.
- Nie wiem – odparłem,
zastanawiając się jednocześnie, dlaczego właśnie to słowo przyszło mi na myśl,
gdy mówiłem do małego. – Galena z łaciny oznacza chyba ruda ołowiu, czy coś
takiego. Natomiast ołów jest niebieskawoszarej barwy. Galeny łuski są bardziej
srebrne z domieszką jasnego niebieskiego, jednak gdyby ktoś się uparł mógłby
chyba powiedzieć, że są niebieskawoszare.
- Ciekawe wytłumaczenie – mruknęła
cicho szatynka, siadając na ziemi i uważnie sprawdzając stan malca, nie
omieszkując nawet zajrzeć mu w zęby, czy pod ogon. – Nic mu nie dolega, jest
całkowicie zdrowy. Niestety nie jestem teraz w stanie stwierdzić jego płci.
Prawdopodobnie dlatego, że jest mieszańcem. Jednak sądzę, że za jakieś cztery,
pięć tygodni wszystko powinno się rozstrzygnąć – powiedziała, stawiając małego
na ziemi, który zaraz koślawo przydreptał do mnie, wdrapując się ślamazarnie na
moje stopy. Uśmiechnąłem się rozczulony do smoczka, wyciągając do niego ręce i
po chwili znów miałem go w swoich ramionach.
Liski pisnęły niepewnie, przystając
po obu stronach swojej opiekunki, która, nawet nie myśląc wiele, zaczęła obydwa
głaskać po karku i plecach.
- W ciągu najbliższych kilku dni
załatwię wszelkie formalności, abyś mógł cieszyć się legalnym posiadaniem smoka
– dodała jeszcze, posyłając mi zagadkowy uśmiech.
~ * ~
Od czasu wyklucia się Galeny
przestałem wychodzić z domu, a i wyjścia z pokoju ograniczyłem do minimum.
Chciałem tylko zajmować się maleństwem, który w rozkoszny sposób zajmował każdą
chwilę mojego dnia. Najgorsze były tylko jego napady, gdy chciał coś spalić.
Dosłownie wystarczyła sekunda, by piękne niebieskie płomienie w spektakularny
sposób zamieniały w proch jakiś materiał, czy mebel – co ostatnio zrobił z
krzesłem (o czym do tej pory nie miałem odwagi powiedzieć Seporianowi).
- Mogę? – Po krótkim zapukaniu,
drzwi otworzyły się, a w przejściu ukazał się Haruse, spoglądając na mnie z
delikatnym uśmiechem. Doprawdy z wyglądem Pottera ciężko było mi czasami na
niego normalnie patrzeć i rozmawiać z nim przyjaźnie. Aż boję się pomyśleć, co
będzie jak wrócę do Hogwartu i będę „rozmawiał” z prawdziwym Złotym Chłopcem.
- Skoro już wszedłeś, to się nie
pytaj – odparłem, obserwując jak malec, chcąc skupić na sobie moją uwagę,
zamachał kilka razy dość dużymi, błoniastymi skrzydłami. Jednocześnie ten ruch
sprawił, że dosłownie na kilka sekund udało mu się unieść w powietrze, po czym
z powrotem opadł. To jednak w zupełności wystarczyło, bym spojrzał na niego z
uśmiechem, klaszcząc cicho w ręce i podał mu z leżącej obok mnie miseczki,
kawałek surowej wołowiny. Maluch z radością chwycił to i praktycznie od razu
połknął w całości, sprawiając, że uśmiechnąłem się rozczulony.
- Widzę, że malec zdążył owinąć cię
już wokół palca – zaśmiał się cicho, siadając wygodnie na łóżku. – W dwa
tygodnie poradził sobie o niebo lepiej niż ja podczas trwania naszej wspólnej
sesji. Czy gdybym miał do dyspozycji tyle czasu, co maluszek, miałbym szansę na
lepsze rezultaty?
- A obecne cię nie satysfakcjonują?
– spytałem, rzucając Galenie ostatni kawałek mięska, który został złapany
dosłownie parę sekund po tym.
- Wykradane całusy, za które
łaskawie nie dostaję po głowie, chociaż czasami masz na to wielką ochotę? –
Zrobił pauzę, czekając, aż odwrócę się w jego stronę. – Proszę cię, Ryuuki. Nie
myślałeś chyba, że to jest dla mnie wystarczające.
- Powinieneś się cieszyć, że masz
na coś takiego okazję, a nie wybrzydzać – rzuciłem, gładząc smoka po pysku i
wstając zaraz z podłogi. Zaraz też znalazłem się przy łóżku, siadając na nim,
by po chwili rozłożyć się wygodniej na całej długości mebla. Układając się na
boku, klepnąłem miejsce obok siebie, czekając, aż mężczyzna pójdzie moim
śladem.
-
Nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego, jak niektóre twoje gesty na mnie
wpływają – mruknął, wyciągając dłoń i wtapiając palce w moje włosy tuż przy
skórze głowy. – Czasami mam wrażenie, że starasz się mnie skusić, a ja ulegam
twemu urokowi i chwytam cię w swoje ramiona, obdarowując pocałunkami twoje
usta, policzki, jakże wrażliwą szyję i miejsce tuż za uchem.
-
Och, nie sądziłem, że moje zachowanie mogło zostać odebrane właśnie w taki, a
nie inny sposób. – Uśmiechnąłem się do niego niewinnie, dłonią sunąc nieśpiesznie
po jego barku. – Proszę, wybacz mi moje zachowanie. Po prostu czasem nie jestem
w stanie się kontrolować.
-
Kusisz, Ryuuki – sapnął cicho. Jego ramiona owinęły się wokół mojej talii,
przyciągając mnie ciasno do swojej piersi. – Nawet nie zdajesz sobie sprawy z
tego, jak wiele samokontroli kosztuje mnie powstrzymanie się przed rzuceniem na
ciebie.
-
Jak widzę, dajesz sobie świetnie z tym radę – odparłem, po czym zadrżałem
zaskoczony, kiedy wargi bruneta pokryły moje własne. Całował mnie powoli, nie
śpiesząc się z pogłębieniem tej pieszczoty. Język leniwie przesunął się po
ustach, które rozchyliłem od razu instynktownie, wpuszczając go do środka.
Mięsień przesunął się po drugim mu podobnym, zapraszając do wspólnej zabawy i
przyjemności. Na co odpowiedziałem aprobująco.
W
tym czasie dłonie mężczyzny poczynały sobie naprawdę śmiało, wkradając się pod
koszulkę i drażniąc rozgrzaną skórę pleców. Jego palce były tak przyjemnie
zimne. Aż drżałem przy każdym jego najdrobniejszym dotyku.
Z kolei moje ręce po prostu leżały
zgięte w łokciach, między naszymi ciałami. Nie spodobało mi się to, dlatego też
natychmiast objąłem kark Yoshizawy, jeszcze bardziej pogłębiając pocałunek.
Mimo
wszystko miałem pewność, że mężczyzna nie wykona najmniejszego ruchu, który
miałby wykraczać poza to, na co pozwalałem mu do tej pory.
-
Nie wyobrażasz sobie, jak bardzo cię kocham – szepnął, odrywając się dosłownie
na kilka milimetrów od moich ust. Czułem jego ciepły oddech owiewający moje
wargi. – Jesteś najlepszym, co spotkało mnie do tej pory…
-
Haruse – mruknąłem cicho, chcąc jakoś uciszyć mężczyznę przed dalszymi słowami.
Już kilkanaście razy zdążyłem powiedzieć mu, że "niestety, ale nie jestem
w stanie odwzajemnić jego uczuć", a ten dalej powtarza swoją kwestię. Był
przy tym jak aktor, który będzie powtarzał swoją rolę do momentu, kiedy
zostanie całkowicie zaaprobowana przez jury, czy reżysera.
-
Ryuuki... Draco – poprawił się. – Pozwól mi dokończyć – poprosił, odsuwając się
ode mnie kawałeczek. Tylko tak, abyśmy mogli widzieć całą twarz drugiej osoby.
– Kocham cię, po prostu. Nie oczekuję podobnej deklaracji z twojej strony, bo
wiem, że tego nie otrzymam. Twe serce nie należy jeszcze do mnie, chociaż
bardzo bym chciał, aby było inaczej.
-
Więc po co to mówisz? – spytałem, nie mogąc się powstrzymać. – Po co te twoje
deklaracje? Co dzięki temu zyskasz? Moją miłość? Nie, przecież doskonale
zdajesz sobie z tego sprawę. Seks ze mną? Tym bardziej nie.
-
Na boga! Draco! – żachnął się, siadając na łóżku i patrząc w tej chwili na mnie
z góry. – Czy w TYCH sprawach jesteś taki głupi, czy tylko takiego udajesz?!
Nie oczekuję żadnego zysku z moich „deklaracji”. Jedyne, co chciałem, to
przekazać ci przez to, że możesz na mnie liczyć w każdej sytuacji! Bo nawet
jeśli zakochałem się w tobie do szaleństwa, to dalej jestem twoim znajomym,
przyjacielem.
Milczałem,
nie mając najmniejszego pojęcia, co w ogóle mógłbym powiedzieć. Nieważne jakie
słowa rozbrzmiałyby w pomieszczeniu, w tej chwili zabrzmiałyby po prostu głupio
i dziecinnie. Wolałem więc milczeć, mając nadzieję, że Haruse zrozumie i nie
będzie miał mi tego za złe. W końcu mowa jest srebrem, a milczenie złotem, nie?
-
Wybacz – odezwał się ponownie, wyciągając mnie z odmętów myśli. – Nie
powinienem był tego mówić. To było naprawdę niepoprawne z mojej strony. –
Uśmiechnął się oszczędnie, przechodząc nade mną i tym samym opuszczając łóżko.
– Po prostu zależy mi na twoim szczęściu.
-
Och, przecież zdaję sobie z tego sprawę – mruknąłem, również podnosząc się ze
swojego miejsca. – Jednak nie rób ze mnie idioty, bo w jednej malutkiej sprawie
właśnie mnie okłamałeś. Mam oczy, wiesz? – rzuciłem w jego kierunku. – Widzę,
jak na mnie patrzysz. A wierz mi, znam to spojrzenie. Wiem więc, czego
pragniesz w głębi duszy. Dobrać się do mojego tyłka.
-
Czego przyrzekłem nie zrobić bez twojej wyraźnej zgody na to. – Mężczyzna
spojrzał na mnie z bólem. – Nigdy nie zrobiłbym ci takiej krzywdy, jaką ci
dranie śmieli ci uczynić.
-
Dobra, już nic więcej nie chcę wiedzieć – uciąłem gwałtownie, podchodząc do
mężczyzny i chwytając go za poły koszuli. – Nie mów już nic więcej. Tym bardziej
nie na temat tej przeklętej sytuacji.
Przez
chwilę staliśmy tak, patrząc na siebie. Wzrok Haruse wypełniony był bólem i… zrozumieniem.
Mój z kolei gniewem i głęboko ukrywanym bólem, a przynajmniej miałem takie
wrażenie, bo w tej chwili dokładnie tak się czułem.
-
Czy możesz chociaż obiecać mi jedną rzecz? – spytał z wahaniem, łapiąc moje
nadgarstki w swoje dłonie. Delikatnie przysunął je w stronę swojej twarzy, a
następnie musnął je ustami. – Jeżeli kiedykolwiek stwierdzisz, że jesteś już
gotowy spróbować się w kimś zakochać, to proszę: pomyśl wtedy również o mnie.
Spojrzałem
na niego zdziwiony, nie spodziewając się takiej prośby. Myślałem bardziej, że
będzie chciał, abym obiecał mu, że będę bardziej na siebie uważał albo żebym
nie odrzucał przyjaźni z nim i dalej darzył go zaufaniem, jakim obdarowałem go
jakiś tydzień temu. Kiedy powiedziałem mu wiele rzeczy na temat mojego dzieciństwa;
chwil radosnych i tragicznych.
Jednak
w sumie, tego chyba też mógłbym się po nim spodziewać.
- Przyrzekam – powiedziałem,
obejmując go za kark i przytulając się mocno. – Jesteś moim przyjacielem,
Haruse. Dlatego mogę ci przyrzec, że jak tylko rozpocznę poszukiwania, ty
będziesz pierwszy na liście.
~ * ~
Ig naprawdę ma dar przekonywania.
Mogłem stwierdzić to już dawno, kiedy udawało mu się namawiać Severusa na różne
rzeczy (a jego zawsze – trzeba przyznać – trudno było przekabacić na cokolwiek).
Na kupienie mu jakiejś kolejnej niemagicznej zabawki, czy zabranie go i mnie na
wycieczkę. W sumie nie minąłbym się z prawdą, gdybym powiedział, że mój
bliźniak owinął go sobie wokół małego paluszka.
Dlatego też nakłonienie naszego
kuzynostwa i rodzeństwa Yoshizawa na wycieczkę było dla mojego brata bardzo
prostą sprawą. Nawet jeśli wycieczka ta miała mieć swoje miejsce w czasie mistrzostw
Quidditcha.
Ach, zapomniałbym dodać, że i mnie
udało mu się namówić. A to wszystko przez to, że obiecał mi miesięczne
manicure!
Mimo wszystko mecz był zjawiskowy.
Nawet o wiele bardziej niż dwa lata temu; dodatkowo mogłem cieszyć się też tym,
że nie było przy mnie ojca.
Mimo wszystko cały czas moje myśli
powracały do Galeny, który to został sam w domu. No ok, był z magicznymi
Chowańcami kuzynów i rodzeństwa Yoshizawa (Haruse mógł mnie wcześniej
poinformować, że jest bratem Masaki), ale to nie było to samo, co móc samemu
sprawdzać, czy wszystko z nim w porządku.
- Draco, nie zachowuj się jak
przewrażliwiona matka. – Igniss zaśmiał się radośnie, klepiąc mnie delikatnie
po ramieniu, natomiast ja rzuciłem mu wściekłe spojrzenie.
- Idę się przejść – mruknąłem tylko
w odpowiedzi, wstając ze swojego miejsca i opuszczając lożę dla VIP’ów. W tej
chwili czułem, że musiałem być sam. W innym wypadku skupiony byłbym na
wszystkim innym, a nie na dobrej zabawie, jaką miało być wyjście na Mistrzostwa
Świata w Quidditchu ponownie rozgrywających się w Anglii, jakby sytuacja sprzed
dwóch lat nie miała dla nich znaczenia.
- Nie będzie dobrze, gdy będziesz
tutaj sam. – Spojrzałem z ukosa, na dołączającego do mnie Haruse, który ze
zmartwioną miną przyglądał mi się chwilę. –Jeśli coś cię trapi, zawsze możesz
mi powiedzieć. Nie chciałbym, żebyś cokolwiek w sobie dusił.
Mimo iż byliśmy w tłumie, jakoś nie
przejmowaliśmy się tym, że ktoś może zainteresować się naszą rozmową. Z drugiej
strony było to nawet mało prawdopodobne, zważywszy na to, że każdy tu obecny
najbardziej zaoferowany był meczem.
- Nic mi nie jest. Martwię się tylko,
czy Galena sobie radzi sam – powiedziałem pierwsze, co przyszło mi na myśl i
nie będące też zbyt naciągane. Po części było to też prawdą, jednak bardziej od
tego trapiła mnie inna rzecz.
Co będzie po powrocie do szkoły?
Albo gdy chwilę przed tym ja sam, bądź też z bratem będę zmuszony ruszyć po
moje rzeczy niezbędne w Hogwarcie? Aż boję się wyobrazić sobie, co się stanie,
jak spotkam na swojej drodze ojca.
I jakby za sprawą jakiejś
przeklętej czarodziejskiej różdżki w polu mojego widzenia pojawił się nie kto
inny jak Lucjusz Malfoy. Dlatego też zatrzymałem się nagle, wgapiając w postać
ojca z narastającym przerażeniem.
- Co jest? – mruknął
dwudziestojednolatek, starając się dostrzec to, co wywołało u mnie taką
reakcję.
- Idź szybko do reszty i powiedz,
że są kłopoty. Rozdzielimy się teraz i spotkamy przy północnym wyjściu za
dwadzieścia minut – powiedziałem szybko, po czym nie czekając na odpowiedź
bruneta, ruszyłem w kierunku przeciwnym do naszej loży. Miałem nadzieję, że
Lucjusz mnie nie zauważył. O Haruse nie musiałem się martwić; ojciec zapewne go
nie znał, więc nie poświęci mu zbyt wielkiej uwagi. Wolałem jednak przez jakiś
czas pokręcić się trochę po terenie stadionu, by w razie czego odciągnąć ich uwagę
na siebie. Doskonale miałem świadomość, że to ja stałbym się głównym celem ojca
i jego przyjaciół, jednak nie
chciałem, aby przeze mnie ktoś na tym ucierpiał.
Spojrzałem w lustro przy małym
stoisku z pamiątkami, przyglądając się dłużej swojej twarzy. Włosy zapuszczone
opadały mi już na widocznie podkrążone oczy, gdy maleńkie ranki i drobne
oparzenia (dosłownie kilka) zdobiły moje policzki i brodę – pamiątkę po
zabawach Galeny i jego nauki drobnego zionięcia ogniem. Dobrze, że Severus
przesłał mi najlepsze maści na oparzenia. Bez tego z pewnością moja twarz nie
wyglądałaby tak dobrze.
Zaraz ruszyłem dalej. Nie mogłem
przecież pozwolić złapać się ojcu albo jakiemuś innemu mężczyźnie z grona
śmierciożerców. Założyłem jeszcze na głowę kaptur bluzy, by zbyt nie zdradzać
się z tym, kim jestem. Mimo wszystko już sam kolor włosów potrafił wydać mnie z
moją tożsamością, a tego w tej chwili wyjątkowo nie chciałem.
Przez chwilę zagłębiony w swoich
rozważaniach nie patrzyłem na to, gdzie idę i jak idę. Dlatego też nie było dla
mnie to aż takim szokiem, gdy w końcu wylądowałem na pośladkach, odbijając się
od czyjegoś ciała. Nim jednak stojąca nade mną postać zdążyłaby chociażby
zareagować, podniosłem się, spoglądając mu prosto w twarz. Nawet przez ułamki
sekund wydawało mi się, że ponownie mam do czynienia z Haruse, co nawet
chciałem skomentować cichym westchnieniem ulgi do chwili, gdy nie uświadomiłem
sobie, że stojąca naprzeciw mnie osoba nosi okulary, jak i posiada bliznę na
czole.
~ \ \ * / / ~
I jak wam się podobał rozdział?
Liczę na szczere opinie :*
Liczę na szczere opinie :*
Cześć! :) Widzę, że prowadzisz bloga yaoi, więc dobrze się składa, bo z koleżanką postanowiłyśmy założyć spis blogów z opowiadaniami o tej właśnie tematyce. Wiele już takich akcji krążyło po polskim Internecie, niestety wiele one nie pożyły. Fajnie by było, gdybyś nam pomogła, zgłosiła się i dodała gdzieś na blogu nasz banner lub link.
OdpowiedzUsuńZapraszamy na: http://homoerotyczne.blogspot.com/ i mamy nadzieję, że do nas dołączysz! :)
Cześć dziewczyny . Czytam waszego bloga od samego początku , chociaż nigdy nie komentowałam.Mam mieszane uczucia co do treści. Moim zadaniem HP nie powinno się łączyć z Japonią, ale z drugiej strony wyszło wam to całkiem gładko i jakoś czytałam z ciekawością.Świetnie wyszła wam postać Harrego,jest taki kanonowy ale za to trochę mało kanonowa jest postać Draco. Z biegiem czasu muszę przyznać ,że bardzo lubię wasze opowiadanie^^Ignissa też , jest taki uroczy i pocieszny.Nie wiem jak inni czytelnicy ale kocham również wasze rozdziałowe przerywniki, najlepszy jest z Narcyzą. Życze wam dziewczyny dużo weny i wesołych wakacji i obiecuje od dzisiaj komentowa zawsze nowe rozdziały^^Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńMoże mi ktoś napisać, kiedy dojdzie do scen z Drarry?
OdpowiedzUsuńDo takich scen dojdzie dopiero w rozdziale 45., a potem stopniowo coraz bardziej w kolejnych rozdziałach.
UsuńOczywiście już wcześniej będą pojawiały się momenty, kiedy czytelnik zaobserwuje scenki Drarry, jednak będą to tylko epizodyczne momenty.
Jednak zapewniam, warto wytrwać do końca :)
Pozdrawiam,
Yunoha
Hej,
OdpowiedzUsuńsmoczek Draco się już wykluł, słodko razem wyglądają, mistrzostwa i wpadł na Harrego...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hej,
OdpowiedzUsuńfantastyczny rozdział, no i już smoczek Draco się wykluł, słodko razem wyglądają... mistrzostwa i wpadł na Harrego... cudownie
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hej,
OdpowiedzUsuńfantastycznie, wspaniały rozdział, już się nam wykluł smoczek Draco, ale to słodko razem wyglądają... haha mistrzostwa w quidduchiu i wpadł na... Harrego... cudownie...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza