piątek, 28 czerwca 2013

Rozdział 17 - Draco

Oooi, niuniusie...! Co się z wami dzieje? Wszyscy złapaliście masowe uczulenie na klawiaturę, komentarze, czy co? Jeśli coś jest nie tak w tym, co piszemy, to poinformujcie nas o tym. Dzięki temu, ja i Saneko będziemy mogły się poprawić przy następnych notkach. Jednak, aby się w ogóle o tym dowiedzieć, ktoś musi to napisać.
Nie jesteśmy wieszczkami. Nie potrafimy dojrzeć co się wam podoba, a co nie.
A na razie zapraszam do rozdziału z Draco. <3

~ \ \ * / / ~



Spotkanie z Yoshizawą miało odbyć się chwilę po zakończeniu "kąpielowej sesji", jak to ładnie określił mój bliźniak. Był bardzo pobudzony tematem kolejnych zdjęć - które swoją drogą mają trwać przez dwa dni - przez co cały wieczór potrafił gadać tylko i wyłącznie o tym. Nawet postać mężczyzny znalazła swoje miejsce w historii mojego brata. A muszę przyznać, że Ig w mistrzowskim stylu potrafił opowiadać wiele kwestii, tym bardziej kiedy tematem były naturalne predyspozycje Haruse do bycia (foto)modelem.
Pewnie w innych okolicznościach (czyt. gdyby ktoś dobroczynnie rzucił na mnie zaklęcie Obliviate, przez co zapomniałbym o istnieniu jednej osoby... No, przy okazji zapominając większość złych doświadczeń, które zaczęły niewygodnie gnieździć się w moich bagażach) przyznałbym rację starszemu o parę minut chłopakowi, gdyby nie pewien szkopuł. Japończyk mimo wszystko był cholernie podobny do Pottera! Może nie miał okropnego gustu – bo miał i to naprawdę dobry, ani zielonych tęczówek, tylko czekoladowe, zmierzwionych przez wiatr włosów, czy małej blizny w kształcie błyskawicy odrobinkę bardziej z (jego) prawej strony, na widok której tyle osób w Hogwarcie szaleje. Co to, to nie! Jednak i tak, w jakiś przedziwny sposób kojarzył mi się on z bohaterem jasnej strony... że też chociażby podobizny tego przeklętego gryfona muszą otaczać mnie nawet w Japonii!
- I jak? Gotowy? – spytał mężczyzna, spoglądając na mnie z radosnym uśmiechem. Fakt, że dopiero w przedostatni dzień zgodziłem się – "Nareszcie!" – na spotkanie z mężczyzną, musiał naprawdę niesamowicie nakręcić bruneta. W końcu oznaczać by to mogło, że zacząłem odpowiadać na jego ciągłe propozycje, bo ostatecznie udało mu się zwrócić mojąuwagę na jego osobę, co równało się z możliwością głębszej znajomości.
- Tak – mruknąłem cicho, odpychając się od ściany. – Jakie masz atrakcje w planach, Yoshizawa-san?
- Haruse, proszę. – Brunet uśmiechnął się ciepło, prowadząc mnie w stronę wyjścia i zaraz po opuszczeniu budynku studia skręcił w prawo, tłumacząc:
- W odległości jakichś pięciu minut spacerku znajduje się naprawdę dobra kawiarenka. Upatrzyłem ją jakieś trzy, cztery tygodnie temu. Podają tam naprawdę dobre ciastka i serwują nieziemską kawę.
I musiałem przyznać, że te ciastka naprawdę były niesamowitą sprawą. Ich finezyjny kształt cieszył oko, a rozkosznie słodki smak rozpływał się na języku, wprawiając mnie w stan przyjemnego rozleniwienia.
Uśmiechnąłem się do mężczyzny, jednocześnie oblizując widelczyk z resztek słodyczy. Doprawdy, nawet sam nie sądziłem, że mogę być amatorem łakoci, a jednak. Cuda się zdarzają. Święta przyszły w lipcu!
- Jesteś rozkoszny – skomentował Haruse, odkładając pustą filiżankę po kawie na stolik. – Nawet nie wiesz, jak bardzo raduje mnie twój widok.
- Daj spokój – odparłem luźno, jednocześnie gestem przywołując do siebie ciemnowłosego kelnera. Wręcz z radością do nas podszedł. – Poproszę jeszcze raz to samo ciastko. Tym razem też i dla mojego rozmówcy – zwróciłem się do chłopaka, który kiwnął gorliwie głową, prosząc o dwie minutki czasu. – Wcale nie jestem rozkoszny – dodałem, wracając do przerwanego wątku. – A ty nie mów jak wygłodniały perwers, który czeka na okazję dobrania się do moich niewątpliwych wdzięków.
- Przy naszym pierwszym spotkaniu jakoś nie miałeś nic przeciwko, kiedy moje dłonie dotykały te twoje niewątpliwe wdzięki – wytknął mi Yoshizawa, z figlarnym uśmiechem. – Ale nie martw się, z pewnością nie jestem ani starym perwersem, ani też facetem, który liczy na jakiś przygodny seks. – Chwycił w dłoń kosmyk moich włosów, wkładając go za ucho. W drodze powrotnej palce nie omieszkały przejechać delikatnie po moim policzku. – Chciałbym czegoś więcej niż to, Ryuuki. Chciałbym stać się twoim przyjacielem, powiernikiem… partnerem.
Wpatrywałem się w mężczyznę bez wyrazu, przez dłuższą chwilę nie wiedząc zupełnie, co powinienem mu odpowiedzieć. A potem odpowiedź jakby spłynęła do mojej głowy.
- Haruse, wiesz, że to nie przejdzie. Po pierwsze, ja niedługo wyjadę i prawdopodobnie już nigdy się nie zobaczymy. Po drugie, moje związki nie trwały dłużej niż dwa tygodnie.
To nie zakończyło rozmowy. Jednak i tak postawiłem na swoim. W końcu byłem smokiem. A smoki walczą o swoje racje.

~ * ~

Kiedy wróciłem do domu, od razu zauważyłem, że jest jakoś inaczej. Nie była to jakaś wielka zmiana, jednak czułem, że coś przegapiłem. Coś umknęło mojej uwadze.
Fakt, że dom o tej porze był praktycznie pusty, mnie nie dziwił. Seporian praktycznie całe dnie poświęcał na spotkania z udziałowcami swojej firmy, często zabierając ze sobą asystę w postaci Keisuke. Masaki z kolei większość czasu spędzała na dworze, zajmując się swoimi lisimi Chowańcami. Ponoć te dwa, które posiadała były boskimi stworzeniami. Ach, te ich wierzenia i religie. Chociaż przyznaję, że są inne od lisich skrzatów, jakie urzędowały w domu. Kiku i Koku zdawały się mieć w sobie potęgę.
Brata zobaczyłem, kiedy zmierzałem do swojego pokoju. Stał przed drzwiami, z ręką na klamce, jakby nie był pewien, czy może wejść, czy też lepiej sobie darować.
- Co jest? – spytałem, podchodząc do niego z delikatnym uśmiechem. – Wcześniej jakoś nie miałeś obiekcji przy wbijaniu się do mojego pokoju. Co cię powstrzymało, hm?
- Nie słyszysz? – mruknął cicho, odwracając się delikatnie i wskazując dłonią na moje drzwi. – Słuchaj.
Rzeczywiście. Zza drzwi dochodził jakiś przytłumiony dźwięk czegoś, czego w żaden sposób nie byłem w stanie zidentyfikować. Dlatego też odsunąłem dość mało delikatnie brata od wejścia do mojego pokoju, sam je otwierając i wchodząc do środka.
W pierwszej chwili do moich nozdrzy dotarł nieprzyjemny swąd spalenizny, który zdążył już roznieść się po całym pomieszczeniu. A wszystko to było po prostu jakimś efektem ubocznym drżącego i syczącego w pościeli jaja.
Przełknąłem ślinę, nie wiedząc zupełnie jak powinienem teraz postąpić. Mimo przygotowań z Masaki, moim bratem i Severusem, czułem, że jeszcze nie jestem wystarczająco gotowy na taką akcję. Tym bardziej, kiedy przypomniałem sobie fragment czytanej w czwartej klasie książki o hodowli smoków: „U niektórych ras smoków wyklucie jest jednym z najniebezpieczniejszych zjawisk na świecie. Nawet profesorowie specjalizujący się w hodowli smoków, wolą w tych wypadkach obejść się smakiem, zamiast pożegnać się ze zdrowiem (lub życiem)”.
Salazarze, czemu wzywają Severusa na „obrady członków spod ciemnej gwiazdy”, kiedy jest potrzebny tutaj, na miejscu?! Biorąc pod uwagę jego niesamowitą wiedzę, z pewnością wiedziałby, co teraz należy zrobić.
- Emmm… Czy to jest to, o czym ja myślę? – Bliźniak stanął na odległość jednego kroku ode mnie, lustrując uważnie trzęsące się jajeczko. Ja natomiast rzuciłem mu błagalne spojrzenie, zupełnie nie wiedząc, co począć (z pewnością nerwy w tej chwili górowały nade mną) i w tym momencie zdając się na wiedzę brata. Bądź, co bądź interesowały go zwierzęta magiczne. A już przynajmniej w większym stopniu niż mnie. W końcu to on zawsze chciał mieć smoka na utrzymaniu, nie ja.
Mogłem też dzięki temu zobaczyć jak przygryzał boleśnie wargę, myśląc najwidoczniej nad tym, co można zrobić w tym wypadku.
- Ono zaraz się wykluje – rzuciłem wystraszony, wskazując dłonią na jajo. Nie przejmowałem się też, że w tym momencie moja ręka była dość blisko twardej skorupki. Do czasu, gdy ta trzasnęła głośno, rozpadając się na drobne kawałeczki, a przed moimi palcami pojawił się pyszczek młodego smoka. Zamarłem w bezruchu, obserwując w przerażeniu spoglądające na mnie zwierze. – Spokojnie, nie jestem twoją kolacją. Nie gryź mnie – szepnąłem słabo w jego kierunku, chociaż smoczek zdawał się nie rozumieć tego, co chciałem mu przekazać. Zamiast tego przybliżył się, a ja nie chcąc widzieć odgryzanych palców, zamknąłem oczy. A przecież mogłem jeszcze je zabrać i nie dopuścić do tego. Jednak nie czując bólu, a zamiast tego jakiś dziwny, delikatnie szorstki dotyk na skórze uchyliłem powieki, spoglądając na wtulającego się w moją dłoń smoczka. – Co jest, maleńki? – spytałem, wyciągając drugą rękę i głaszcząc go delikatnie po boku. Z początku miałem zamiar pogładzić go po grzbiecie, jednak w ostatnim momencie zauważyłem jeszcze małe, ale już uwydatniające się kolce.
- Smoczku… To nie jest zwyczajny smok – oznajmił Igniss, przyglądając się uważnie maleństwu, który całą swoją uwagę skupiał na pieszczących go palcach.
- Nie zauważyłem tego, wiesz – sarknąłem, chwytając go delikatnie i biorąc na ręce niczym małego kota, czy psa. – Chyba trzeba pokazać go Maki, by nie narobiła zbędnego krzyku – dodałem, idąc już w kierunku drzwi.
W końcu twierdziła, że musi być obecna przy tym akcie. A skoro nikt z nas nie spodziewał się, że to będzie dzisiaj, może nie zrobi zbyt wielkiego szumu.

~ * ~

Kiku i Koku odwrócili się natychmiast, kiedy tylko znaleźliśmy się z bratem w ogrodzie, spoglądając na nas czujnie  i przekręcając pyszczki na bok. Te dwa lisy były jeszcze młode. Malce miały zaledwie trzy miesiące. Jednak i tak były bardzo inteligentne, co nie raz Masaki zdążyła nam udowodnić. Były też o wiele większe od zwykłych lisów. Te maluchy były wielkości normalnego dorosłego osobnika, a z tego co wspominała Yoshizawa (sam nie mogę uwierzyć w to, że jest spokrewniona z Haruse) będą mniej więcej takie jak owczarki belgijskie.
Warto również dodać, że te dwa malce były albinosami. Kochanymi i słodkimi białymi lisami z manią na punkcie nowych wyzwań, jakie dawała im Maki.
- Co się dzieje? – spytała kobieta swoich pupili, którzy zaczęli popiskiwać cichuteńko, robiąc ku nam kilka kroków. Wtedy właśnie szatynka podążyła za ich spojrzeniem, dostrzegając naszą dwójkę oraz to co trzymałem dalej w ramionach. – Och, na wszystkich bogów! – krzyknęła cicho, natychmiast zjawiając się przy nas i patrząc uważnie na zwiniętego smoczka, który już w połowie drogi zdążył ziewnąć delikatnie i zasnąć. Jakby, siedząc w tej skorupce, nie miał wystarczająco snu. – Pokaż mi go. Sprawdzę, czy nic mu nie jest – oznajmiła i nie czekając na moją reakcję, zabrała młode z moich rąk.
Ono natychmiast otworzyło oczka, wyjąc cicho i starając sie wyszarpnąć kobiecie. Długim ogonkiem zwieńczonym ostrym, pogrubionym odrobinę szpikulcem machał na wszystkie kierunki, raniąc przez to boleśnie ramiona kobiety.
- Powiedź coś, żeby sie uspokoił! – krzyknęła w moją stronę, kiedy ja posłałem jej spłoszone spojrzenie, zmrożony strachem. – Jesteś tu matką, do cholery!
- Spokojnie, maleńki. Jestem tu. Nic ci nie grozi – rzuciłem pierwsze, co przyszło mi na myśl i wbrew moim wątpliwościom, zadziałało. Smoczek zaraz przestał się szamotać, spoglądając już wprost na mnie. Miał piękne, ciemnoniebieskie oczy z małą, pionową źrenicą. – No już, Galena. Dzielny chłopiec – pochwaliłem go, gdy ten nie wykonał już żadnego ruchu.
- Czemu „Galena”? – Igniss spojrzał na mnie zaciekawiony, jednocześnie odgarniając kilka kosmyków włosów za siebie. Doprawdy, cały czas nie mogłem przywyknąć do jego widoku z długimi do połowy ud blond pasmami.
- Nie wiem – odparłem, zastanawiając się jednocześnie, dlaczego właśnie to słowo przyszło mi na myśl, gdy mówiłem do małego. – Galena z łaciny oznacza chyba ruda ołowiu, czy coś takiego. Natomiast ołów jest niebieskawoszarej barwy. Galeny łuski są bardziej srebrne z domieszką jasnego niebieskiego, jednak gdyby ktoś się uparł mógłby chyba powiedzieć, że są niebieskawoszare.
- Ciekawe wytłumaczenie – mruknęła cicho szatynka, siadając na ziemi i uważnie sprawdzając stan malca, nie omieszkując nawet zajrzeć mu w zęby, czy pod ogon. – Nic mu nie dolega, jest całkowicie zdrowy. Niestety nie jestem teraz w stanie stwierdzić jego płci. Prawdopodobnie dlatego, że jest mieszańcem. Jednak sądzę, że za jakieś cztery, pięć tygodni wszystko powinno się rozstrzygnąć – powiedziała, stawiając małego na ziemi, który zaraz koślawo przydreptał do mnie, wdrapując się ślamazarnie na moje stopy. Uśmiechnąłem się rozczulony do smoczka, wyciągając do niego ręce i po chwili znów miałem go w swoich ramionach.
Liski pisnęły niepewnie, przystając po obu stronach swojej opiekunki, która, nawet nie myśląc wiele, zaczęła obydwa głaskać po karku i plecach.
- W ciągu najbliższych kilku dni załatwię wszelkie formalności, abyś mógł cieszyć się legalnym posiadaniem smoka – dodała jeszcze, posyłając mi zagadkowy uśmiech.

~ * ~

Od czasu wyklucia się Galeny przestałem wychodzić z domu, a i wyjścia z pokoju ograniczyłem do minimum. Chciałem tylko zajmować się maleństwem, który w rozkoszny sposób zajmował każdą chwilę mojego dnia. Najgorsze były tylko jego napady, gdy chciał coś spalić. Dosłownie wystarczyła sekunda, by piękne niebieskie płomienie w spektakularny sposób zamieniały w proch jakiś materiał, czy mebel – co ostatnio zrobił z krzesłem (o czym do tej pory nie miałem odwagi powiedzieć Seporianowi).
- Mogę? – Po krótkim zapukaniu, drzwi otworzyły się, a w przejściu ukazał się Haruse, spoglądając na mnie z delikatnym uśmiechem. Doprawdy z wyglądem Pottera ciężko było mi czasami na niego normalnie patrzeć i rozmawiać z nim przyjaźnie. Aż boję się pomyśleć, co będzie jak wrócę do Hogwartu i będę „rozmawiał” z prawdziwym Złotym Chłopcem.
- Skoro już wszedłeś, to się nie pytaj – odparłem, obserwując jak malec, chcąc skupić na sobie moją uwagę, zamachał kilka razy dość dużymi, błoniastymi skrzydłami. Jednocześnie ten ruch sprawił, że dosłownie na kilka sekund udało mu się unieść w powietrze, po czym z powrotem opadł. To jednak w zupełności wystarczyło, bym spojrzał na niego z uśmiechem, klaszcząc cicho w ręce i podał mu z leżącej obok mnie miseczki, kawałek surowej wołowiny. Maluch z radością chwycił to i praktycznie od razu połknął w całości, sprawiając, że uśmiechnąłem się rozczulony.
- Widzę, że malec zdążył owinąć cię już wokół palca – zaśmiał się cicho, siadając wygodnie na łóżku. – W dwa tygodnie poradził sobie o niebo lepiej niż ja podczas trwania naszej wspólnej sesji. Czy gdybym miał do dyspozycji tyle czasu, co maluszek, miałbym szansę na lepsze rezultaty?
- A obecne cię nie satysfakcjonują? – spytałem, rzucając Galenie ostatni kawałek mięska, który został złapany dosłownie parę sekund po tym.
- Wykradane całusy, za które łaskawie nie dostaję po głowie, chociaż czasami masz na to wielką ochotę? – Zrobił pauzę, czekając, aż odwrócę się w jego stronę. – Proszę cię, Ryuuki. Nie myślałeś chyba, że to jest dla mnie wystarczające.
- Powinieneś się cieszyć, że masz na coś takiego okazję, a nie wybrzydzać – rzuciłem, gładząc smoka po pysku i wstając zaraz z podłogi. Zaraz też znalazłem się przy łóżku, siadając na nim, by po chwili rozłożyć się wygodniej na całej długości mebla. Układając się na boku, klepnąłem miejsce obok siebie, czekając, aż mężczyzna pójdzie moim śladem.
- Nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego, jak niektóre twoje gesty na mnie wpływają – mruknął, wyciągając dłoń i wtapiając palce w moje włosy tuż przy skórze głowy. – Czasami mam wrażenie, że starasz się mnie skusić, a ja ulegam twemu urokowi i chwytam cię w swoje ramiona, obdarowując pocałunkami twoje usta, policzki, jakże wrażliwą szyję i miejsce tuż za uchem.
- Och, nie sądziłem, że moje zachowanie mogło zostać odebrane właśnie w taki, a nie inny sposób. – Uśmiechnąłem się do niego niewinnie, dłonią sunąc nieśpiesznie po jego barku. – Proszę, wybacz mi moje zachowanie. Po prostu czasem nie jestem w stanie się kontrolować.
- Kusisz, Ryuuki – sapnął cicho. Jego ramiona owinęły się wokół mojej talii, przyciągając mnie ciasno do swojej piersi. – Nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego, jak wiele samokontroli kosztuje mnie powstrzymanie się przed rzuceniem na ciebie.
- Jak widzę, dajesz sobie świetnie z tym radę – odparłem, po czym zadrżałem zaskoczony, kiedy wargi bruneta pokryły moje własne. Całował mnie powoli, nie śpiesząc się z pogłębieniem tej pieszczoty. Język leniwie przesunął się po ustach, które rozchyliłem od razu instynktownie, wpuszczając go do środka. Mięsień przesunął się po drugim mu podobnym, zapraszając do wspólnej zabawy i przyjemności. Na co odpowiedziałem aprobująco.
W tym czasie dłonie mężczyzny poczynały sobie naprawdę śmiało, wkradając się pod koszulkę i drażniąc rozgrzaną skórę pleców. Jego palce były tak przyjemnie zimne. Aż drżałem przy każdym jego najdrobniejszym dotyku.
Z kolei moje ręce po prostu leżały zgięte w łokciach, między naszymi ciałami. Nie spodobało mi się to, dlatego też natychmiast objąłem kark Yoshizawy, jeszcze bardziej pogłębiając pocałunek.
Mimo wszystko miałem pewność, że mężczyzna nie wykona najmniejszego ruchu, który miałby wykraczać poza to, na co pozwalałem mu do tej pory.
- Nie wyobrażasz sobie, jak bardzo cię kocham – szepnął, odrywając się dosłownie na kilka milimetrów od moich ust. Czułem jego ciepły oddech owiewający moje wargi. – Jesteś najlepszym, co spotkało mnie do tej pory…
- Haruse – mruknąłem cicho, chcąc jakoś uciszyć mężczyznę przed dalszymi słowami. Już kilkanaście razy zdążyłem powiedzieć mu, że "niestety, ale nie jestem w stanie odwzajemnić jego uczuć", a ten dalej powtarza swoją kwestię. Był przy tym jak aktor, który będzie powtarzał swoją rolę do momentu, kiedy zostanie całkowicie zaaprobowana przez jury, czy reżysera.
- Ryuuki... Draco – poprawił się. – Pozwól mi dokończyć – poprosił, odsuwając się ode mnie kawałeczek. Tylko tak, abyśmy mogli widzieć całą twarz drugiej osoby. – Kocham cię, po prostu. Nie oczekuję podobnej deklaracji z twojej strony, bo wiem, że tego nie otrzymam. Twe serce nie należy jeszcze do mnie, chociaż bardzo bym chciał, aby było inaczej.
- Więc po co to mówisz? – spytałem, nie mogąc się powstrzymać. – Po co te twoje deklaracje? Co dzięki temu zyskasz? Moją miłość? Nie, przecież doskonale zdajesz sobie z tego sprawę. Seks ze mną? Tym bardziej nie.
- Na boga! Draco! – żachnął się, siadając na łóżku i patrząc w tej chwili na mnie z góry. – Czy w TYCH sprawach jesteś taki głupi, czy tylko takiego udajesz?! Nie oczekuję żadnego zysku z moich „deklaracji”. Jedyne, co chciałem, to przekazać ci przez to, że możesz na mnie liczyć w każdej sytuacji! Bo nawet jeśli zakochałem się w tobie do szaleństwa, to dalej jestem twoim znajomym, przyjacielem.
Milczałem, nie mając najmniejszego pojęcia, co w ogóle mógłbym powiedzieć. Nieważne jakie słowa rozbrzmiałyby w pomieszczeniu, w tej chwili zabrzmiałyby po prostu głupio i dziecinnie. Wolałem więc milczeć, mając nadzieję, że Haruse zrozumie i nie będzie miał mi tego za złe. W końcu mowa jest srebrem, a milczenie złotem, nie?
- Wybacz – odezwał się ponownie, wyciągając mnie z odmętów myśli. – Nie powinienem był tego mówić. To było naprawdę niepoprawne z mojej strony. – Uśmiechnął się oszczędnie, przechodząc nade mną i tym samym opuszczając łóżko. – Po prostu zależy mi na twoim szczęściu.
- Och, przecież zdaję sobie z tego sprawę – mruknąłem, również podnosząc się ze swojego miejsca. – Jednak nie rób ze mnie idioty, bo w jednej malutkiej sprawie właśnie mnie okłamałeś. Mam oczy, wiesz? – rzuciłem w jego kierunku. – Widzę, jak na mnie patrzysz. A wierz mi, znam to spojrzenie. Wiem więc, czego pragniesz w głębi duszy. Dobrać się do mojego tyłka.
- Czego przyrzekłem nie zrobić bez twojej wyraźnej zgody na to. – Mężczyzna spojrzał na mnie z bólem. – Nigdy nie zrobiłbym ci takiej krzywdy, jaką ci dranie śmieli ci uczynić.
- Dobra, już nic więcej nie chcę wiedzieć – uciąłem gwałtownie, podchodząc do mężczyzny i chwytając go za poły koszuli. – Nie mów już nic więcej. Tym bardziej nie na temat tej przeklętej sytuacji.
Przez chwilę staliśmy tak, patrząc na siebie. Wzrok Haruse wypełniony był bólem i… zrozumieniem. Mój z kolei gniewem i głęboko ukrywanym bólem, a przynajmniej miałem takie wrażenie, bo w tej chwili dokładnie tak się czułem.
- Czy możesz chociaż obiecać mi jedną rzecz? – spytał z wahaniem, łapiąc moje nadgarstki w swoje dłonie. Delikatnie przysunął je w stronę swojej twarzy, a następnie musnął je ustami. – Jeżeli kiedykolwiek stwierdzisz, że jesteś już gotowy spróbować się w kimś zakochać, to proszę: pomyśl wtedy również o mnie.
Spojrzałem na niego zdziwiony, nie spodziewając się takiej prośby. Myślałem bardziej, że będzie chciał, abym obiecał mu, że będę bardziej na siebie uważał albo żebym nie odrzucał przyjaźni z nim i dalej darzył go zaufaniem, jakim obdarowałem go jakiś tydzień temu. Kiedy powiedziałem mu wiele rzeczy na temat mojego dzieciństwa; chwil radosnych i tragicznych.
Jednak w sumie, tego chyba też mógłbym się po nim spodziewać.
- Przyrzekam – powiedziałem, obejmując go za kark i przytulając się mocno. – Jesteś moim przyjacielem, Haruse. Dlatego mogę ci przyrzec, że jak tylko rozpocznę poszukiwania, ty będziesz pierwszy na liście.

~ * ~

Ig naprawdę ma dar przekonywania. Mogłem stwierdzić to już dawno, kiedy udawało mu się namawiać Severusa na różne rzeczy (a jego zawsze – trzeba przyznać – trudno było przekabacić na cokolwiek). Na kupienie mu jakiejś kolejnej niemagicznej zabawki, czy zabranie go i mnie na wycieczkę. W sumie nie minąłbym się z prawdą, gdybym powiedział, że mój bliźniak owinął go sobie wokół małego paluszka.
Dlatego też nakłonienie naszego kuzynostwa i rodzeństwa Yoshizawa na wycieczkę było dla mojego brata bardzo prostą sprawą. Nawet jeśli wycieczka ta miała mieć swoje miejsce w czasie mistrzostw Quidditcha.
Ach, zapomniałbym dodać, że i mnie udało mu się namówić. A to wszystko przez to, że obiecał mi miesięczne manicure!
Mimo wszystko mecz był zjawiskowy. Nawet o wiele bardziej niż dwa lata temu; dodatkowo mogłem cieszyć się też tym, że nie było przy mnie ojca.
Mimo wszystko cały czas moje myśli powracały do Galeny, który to został sam w domu. No ok, był z magicznymi Chowańcami kuzynów i rodzeństwa Yoshizawa (Haruse mógł mnie wcześniej poinformować, że jest bratem Masaki), ale to nie było to samo, co móc samemu sprawdzać, czy wszystko z nim w porządku.
- Draco, nie zachowuj się jak przewrażliwiona matka. – Igniss zaśmiał się radośnie, klepiąc mnie delikatnie po ramieniu, natomiast ja rzuciłem mu wściekłe spojrzenie.
- Idę się przejść – mruknąłem tylko w odpowiedzi, wstając ze swojego miejsca i opuszczając lożę dla VIP’ów. W tej chwili czułem, że musiałem być sam. W innym wypadku skupiony byłbym na wszystkim innym, a nie na dobrej zabawie, jaką miało być wyjście na Mistrzostwa Świata w Quidditchu ponownie rozgrywających się w Anglii, jakby sytuacja sprzed dwóch lat nie miała dla nich znaczenia.
- Nie będzie dobrze, gdy będziesz tutaj sam. – Spojrzałem z ukosa, na dołączającego do mnie Haruse, który ze zmartwioną miną przyglądał mi się chwilę. –Jeśli coś cię trapi, zawsze możesz mi powiedzieć. Nie chciałbym, żebyś cokolwiek w sobie dusił.
Mimo iż byliśmy w tłumie, jakoś nie przejmowaliśmy się tym, że ktoś może zainteresować się naszą rozmową. Z drugiej strony było to nawet mało prawdopodobne, zważywszy na to, że każdy tu obecny najbardziej zaoferowany był meczem.
- Nic mi nie jest. Martwię się tylko, czy Galena sobie radzi sam – powiedziałem pierwsze, co przyszło mi na myśl i nie będące też zbyt naciągane. Po części było to też prawdą, jednak bardziej od tego trapiła mnie inna rzecz.
Co będzie po powrocie do szkoły? Albo gdy chwilę przed tym ja sam, bądź też z bratem będę zmuszony ruszyć po moje rzeczy niezbędne w Hogwarcie? Aż boję się wyobrazić sobie, co się stanie, jak spotkam na swojej drodze ojca.
I jakby za sprawą jakiejś przeklętej czarodziejskiej różdżki w polu mojego widzenia pojawił się nie kto inny jak Lucjusz Malfoy. Dlatego też zatrzymałem się nagle, wgapiając w postać ojca z narastającym przerażeniem.
- Co jest? – mruknął dwudziestojednolatek, starając się dostrzec to, co wywołało u mnie taką reakcję.
- Idź szybko do reszty i powiedz, że są kłopoty. Rozdzielimy się teraz i spotkamy przy północnym wyjściu za dwadzieścia minut – powiedziałem szybko, po czym nie czekając na odpowiedź bruneta, ruszyłem w kierunku przeciwnym do naszej loży. Miałem nadzieję, że Lucjusz mnie nie zauważył. O Haruse nie musiałem się martwić; ojciec zapewne go nie znał, więc nie poświęci mu zbyt wielkiej uwagi. Wolałem jednak przez jakiś czas pokręcić się trochę po terenie stadionu, by w razie czego odciągnąć ich uwagę na siebie. Doskonale miałem świadomość, że to ja stałbym się głównym celem ojca i jego przyjaciół, jednak nie chciałem, aby przeze mnie ktoś na tym ucierpiał.
Spojrzałem w lustro przy małym stoisku z pamiątkami, przyglądając się dłużej swojej twarzy. Włosy zapuszczone opadały mi już na widocznie podkrążone oczy, gdy maleńkie ranki i drobne oparzenia (dosłownie kilka) zdobiły moje policzki i brodę – pamiątkę po zabawach Galeny i jego nauki drobnego zionięcia ogniem. Dobrze, że Severus przesłał mi najlepsze maści na oparzenia. Bez tego z pewnością moja twarz nie wyglądałaby tak dobrze.
Zaraz ruszyłem dalej. Nie mogłem przecież pozwolić złapać się ojcu albo jakiemuś innemu mężczyźnie z grona śmierciożerców. Założyłem jeszcze na głowę kaptur bluzy, by zbyt nie zdradzać się z tym, kim jestem. Mimo wszystko już sam kolor włosów potrafił wydać mnie z moją tożsamością, a tego w tej chwili wyjątkowo nie chciałem.
Przez chwilę zagłębiony w swoich rozważaniach nie patrzyłem na to, gdzie idę i jak idę. Dlatego też nie było dla mnie to aż takim szokiem, gdy w końcu wylądowałem na pośladkach, odbijając się od czyjegoś ciała. Nim jednak stojąca nade mną postać zdążyłaby chociażby zareagować, podniosłem się, spoglądając mu prosto w twarz. Nawet przez ułamki sekund wydawało mi się, że ponownie mam do czynienia z Haruse, co nawet chciałem skomentować cichym westchnieniem ulgi do chwili, gdy nie uświadomiłem sobie, że stojąca naprzeciw mnie osoba nosi okulary, jak i posiada bliznę na czole.

~ \ \ * / / ~

I jak wam się podobał rozdział?
Liczę na szczere opinie :*

7 komentarzy:

  1. Cześć! :) Widzę, że prowadzisz bloga yaoi, więc dobrze się składa, bo z koleżanką postanowiłyśmy założyć spis blogów z opowiadaniami o tej właśnie tematyce. Wiele już takich akcji krążyło po polskim Internecie, niestety wiele one nie pożyły. Fajnie by było, gdybyś nam pomogła, zgłosiła się i dodała gdzieś na blogu nasz banner lub link.

    Zapraszamy na: http://homoerotyczne.blogspot.com/ i mamy nadzieję, że do nas dołączysz! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Cześć dziewczyny . Czytam waszego bloga od samego początku , chociaż nigdy nie komentowałam.Mam mieszane uczucia co do treści. Moim zadaniem HP nie powinno się łączyć z Japonią, ale z drugiej strony wyszło wam to całkiem gładko i jakoś czytałam z ciekawością.Świetnie wyszła wam postać Harrego,jest taki kanonowy ale za to trochę mało kanonowa jest postać Draco. Z biegiem czasu muszę przyznać ,że bardzo lubię wasze opowiadanie^^Ignissa też , jest taki uroczy i pocieszny.Nie wiem jak inni czytelnicy ale kocham również wasze rozdziałowe przerywniki, najlepszy jest z Narcyzą. Życze wam dziewczyny dużo weny i wesołych wakacji i obiecuje od dzisiaj komentowa zawsze nowe rozdziały^^Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Może mi ktoś napisać, kiedy dojdzie do scen z Drarry?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do takich scen dojdzie dopiero w rozdziale 45., a potem stopniowo coraz bardziej w kolejnych rozdziałach.
      Oczywiście już wcześniej będą pojawiały się momenty, kiedy czytelnik zaobserwuje scenki Drarry, jednak będą to tylko epizodyczne momenty.
      Jednak zapewniam, warto wytrwać do końca :)

      Pozdrawiam,
      Yunoha

      Usuń
  4. Hej,
    smoczek Draco się już wykluł, słodko razem wyglądają, mistrzostwa i wpadł na Harrego...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej,
    fantastyczny rozdział, no i już smoczek Draco się wykluł, słodko razem wyglądają... mistrzostwa i wpadł na Harrego... cudownie
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  6. Hej,
    fantastycznie, wspaniały rozdział, już się nam wykluł smoczek Draco, ale to słodko razem wyglądają... haha mistrzostwa w quidduchiu i wpadł na... Harrego... cudownie...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń