~*~*~*~
– Stary, co ci się stało?
Przecisnąwszy głowę przez kołnierz
piżamy, spojrzałem pytająco na przyjaciela.
– A co się miało stać?
– Widziałeś się może ostatnio w
lustrze? Wyglądasz jak po walce z Wierzbą Bijącą.
– Co…? Ach, to.
Zdenerwowany podrapałem się po karku,
myśląc intensywnie. Zupełnie zapomniałem o „pamiątkach” od wujka. Większość
była już ledwo widoczna, bo przez ostatni tydzień udawało mi się go unikać.
Jednak był jeden całkiem spory na plecach – pamiątka po bliższym spotkaniu z
komodą – który wciąż mocno odcinał się na tle mojej skóry.
Zastanawiałem się jeszcze chwilę, aż do głowy przyszła mi pewna myśl. Może powiem prawdę? Ron z pewnością nie zostawiłby tego bez komentarza ani tym bardziej tylko dla siebie. W końcu to on głównie nalegał bym spędzał część wakacji – a najlepiej całe – w Norze. Nie chciał, bym mieszkał u ludzi, którzy zakratowali mi okna… Aż nie chcę myśleć, co mógłby zrobić, gdyby dowiedział się o mich bójkach z wujem. Pewnie od razu powiedziałby o tym rodzicom i Dumbledore’owi. A jak nie on, to z pewnością państwo Weasley by to zrobili. Jestem pewien, że nie zostawili by tak tej sprawy. Może wtedy dyrektor w końcu przestałby się zasłaniać moim dobrem, wysyłając mnie tam na wakacje. A jeśli wciąż by się upierał, to bez cienia wątpliwości pani Weasley spróbowałaby go od tego pomysłu odwieść.
Zastanawiałem się jeszcze chwilę, aż do głowy przyszła mi pewna myśl. Może powiem prawdę? Ron z pewnością nie zostawiłby tego bez komentarza ani tym bardziej tylko dla siebie. W końcu to on głównie nalegał bym spędzał część wakacji – a najlepiej całe – w Norze. Nie chciał, bym mieszkał u ludzi, którzy zakratowali mi okna… Aż nie chcę myśleć, co mógłby zrobić, gdyby dowiedział się o mich bójkach z wujem. Pewnie od razu powiedziałby o tym rodzicom i Dumbledore’owi. A jak nie on, to z pewnością państwo Weasley by to zrobili. Jestem pewien, że nie zostawili by tak tej sprawy. Może wtedy dyrektor w końcu przestałby się zasłaniać moim dobrem, wysyłając mnie tam na wakacje. A jeśli wciąż by się upierał, to bez cienia wątpliwości pani Weasley spróbowałaby go od tego pomysłu odwieść.
Nie. Odpada. Nie mogę im powiedzieć
prawdy. I tak mają wystarczająco własnych zmartwień w związku z działalnością w
Zakonie. Nie będę im jeszcze zwalał na głowę swoich problemów. Sam muszę sobie
dać z nimi radę. Jeśli nie poradzę sobie z Dursleyami, to nie mam nawet co
liczyć, na sprostanie wymaganiom czarodziejskiego świata. W dodatku połowę
wakacji mam już za sobą, zostaną tylko jeszcze przyszłe, a właściwie ich połowa.
Za rok osiągam pełnoletniość, według magicznego prawa, a co za tym idzie mogę
zamieszkać sam. Poza tym, z tego co pamiętam, w tym samym czasie swoją moc
straci zaklęcie ochronne mojej matki, które było najmocniejszą i w sumie jedyną
kartą przetargową Dumbledore’a. Od przyszłego sierpnia będę mógł mieszkać
gdziekolwiek tylko będę chciał. Na przykład na Grimmauld Place… lub w Dolinie
Godryka.
– Ostatnio zacząłem ćwiczyć.
– Co niby? Boks?
– Skąd znasz ten sport?
– Nie myśl, że jestem taki zacofany
tylko dlatego, że nie chodzę na mugoloznastwo – burknął, choć po chwili dodał –
… tata.
Skinąłem głową.
– Ale nie, nie trenuję boksu. Biegam.
Jakiś czas temu się wywaliłem i stąd te siniaki… A ten na plecach zrobiłem
sobie w pokoju – mówiłem ci, że pełno tam gratów Dudleya – plotłem pierwsze, co
mi przyszło do głowy, z ulgą stwierdzając, że to nawet całkiem wiarygodna
wersja. Przynajmniej dla Rona.
Tym razem to on kiwnął przytakująco
głową i zaraz zmienił temat, puszczając swoje pytanie w niepamięć. Choć byłem
zadowolony, że w przeciwieństwie do Hermiony nie drążył uparcie tematu, później
jeszcze przez pewien czas walczyłem z wyrzutami sumienia.
~*~
Przez następne dni razem z
bliźniakami, Ronem i Ginny próbowaliśmy pomóc Hermionie przełamać strach przed
miotłą. Choć ja, Fred i Ron byliśmy tam raczej jako obserwatorzy niż
instruktorzy.
Pierwszego dnia treningu Herm przez
dwie godziny latała na jednej miotle z Georgem (a przynajmniej twierdził, że to
on jest Georgem, jak było naprawdę, wiedzieli tylko oni). Na jej prośbę obok cały czas leciała Ginny w
ramach asekuracji. Zaczęli od 5 stóp, by po kilku kółkach powoli zwiększać
dystans dzielący ich od ziemi. Ostatecznie pierwszego dnia wznieśli się na
wysokość 11 stóp bez ataków paniki w wykonaniu Herm. To i tak duży wyczyn,
biorąc pod uwagę, że wcześniej problem stanowiło dla niej 6 stóp.
Co więcej, dowiedzieliśmy się, że
Herm wcale nie ma lęku wysokości, jak z początku uważaliśmy, jedynie boi się
latać na miotle. Gdyby było inaczej, Ginny z pewnością nie pozwoliłaby jej
trenować.
Drugiego dnia zaczęli znów od pięciu
stóp. Tym razem wysokość zwiększała się trochę szybciej (wciąż na miotle
siedzieli we dwójkę), ale tak samo jak wczoraj przy 11 Herm miała już dosyć.
Chociaż następnego dnia wzniosła się już o 2 stopy wyżej.
Każdego dnia „trening” trwał około
dwóch godzin, później zazwyczaj rozgrywaliśmy między sobą krótki mecz
quidditcha. Resztę czasu poświęcaliśmy na gry planszowe – na prośbę pana
Weasleya – jedzenie i w największej części na rozmowy. Gadaliśmy głównie o
bzdurach, ale co jakiś czas na wierzch wychodziły tematy przepowiedni, porwań,
planów Voldemorta. Choć bez nowych danych i tak nie udało nam się wymyślić nic
konkretniejszego niż to, co już mieliśmy. Nienawidzę tego – dreptania w
miejscu. Sytuacja, która zmusza nas do biernego oczekiwania na rozwój wydarzeń,
była dla mnie nie do zniesienia. Mimo że cieszyłem się z końca nocnych
koszmarów, oznaczało to jednocześnie brak informacji o kolejnych posunięciach
Gada. Narodziły się kolejne niewiadome – czy Voldemort osiągnął to, co zamierzał?
Zmienił plany? Uznał, że nie ma sensu dłużej próbować mnie nastraszyć? Czy może
specjalnie chce w nas tylko wzbudzić niepokój?
Gdy przyznałem się przyjaciołom, że
znów miałem wizje, Herm wysnuła tamte wnioski. A oprócz tego kazała mi
poinformować o wszystkim Dumbledore’a. Próbowałem jej wytłumaczyć, że nie
miałem pewności, czy to znów nie jest jakiś podstęp Voldemorta, ale oczywiście,
jak zwykle mnie przegadała.
– Tak naprawdę wszystko może być
podstępem, Harry. Nie masz pewności, czy te wszystkie porwania i twoje sny nie
są tak naprawdę tylko po to, by zwabić i zabić członków Zakonu. Ale
jednocześnie jest to jedyny trop, jaki mamy. Nasza jedyna szansa, by mu
przeciwdziałać, a nie tylko biernie czekać, na to aż zrealizuje swoje paskudne
plany. Myślę, że profesor Dumbledore się ze mną zgadza, dlatego wszyscy
członkowie Zakonu porozjeżdżali się po kraju w pogoni za nawet najbardziej
niepewnymi pogłoskami.
– Ale to idiotyczne! Tylko
niepotrzebnie ryzykują swoje życia!
– A jak to sobie inaczej wyobrażasz?!
Myślisz, że bez ryzykowania udałoby nam się zdobyć jakiekolwiek informacje o
planach Voldemorta? Że sam nam o wszystkim powie?! Harry, na Boga, ile ty masz
lat? Tyle lat już walczymy z tym potworem, sam niezliczoną ilość razy narażałeś
się w jeszcze głupszy sposób, a teraz śmiesz zarzucać dyrektorowi i członkom
Zakonu, że bezsensownie się narażają? To naprawdę szczyt hipokryzji z twojej
strony!
– Ja się po prostu o nich martwię!
– Ja też! Wszyscy się martwimy! Ale,
co innego nam pozostaje? Jedyne, co możemy zrobić, to przemyśleć wszystko jak
najdokładniej, opracować kilka planów zastępczych i modlić się, że szczęście
będzie po naszej stronie. Harry, to jest wojna. – Zbolały głos Hermiony
sprawił, że przeszły mnie ciarki. – Nie uratujemy wszystkich. Sam widzisz, że
jesteśmy bezradni wobec tych wszystkich porwań. W Zakonie pracują na
najwyższych obrotach, ale i tak wciąż znikają kolejni ludzie. I to nie tylko
niemagiczni. Choć teraz przynajmniej mniej więcej wiemy, co z nimi robi…
– Hermiona ma rację, Harry. – Cała
nasza trójka spojrzała na stojącego w drzwiach poważnego Billa. Za nim stała
Fleur z równie zaciętą miną. – Wybaczcie, że się wtrącamy, ale było was słychać
w całym mieszkaniu, więc postanowiliśmy się dołączyć. W każdym razie, bez
ryzyka niczego nie osiągniemy. Choć stale otrzymujemy informacje od Snape’a, to
wciąż niewystarczająca ilość, by przeciwdziałać Voldemortowi. W dodatku, żeby
go nie zdemaskować, nie możemy reagować na wszystkie plany, o których wie. Dlatego
oprócz paru przypadków, działamy głównie w ciemno. Staramy się przewidzieć, kto
będzie następną ofiarą. Niestety prawdopodobnych celów jest tak wiele, że nie
jesteśmy w stanie wszystkim zapewnić ochrony. Kilka razy udało nam się jednak
trafić i obroniliśmy parę rodzin.
– Wi liczbach możi to sie widawać
niewiele, ale kaźde życie jest ważine. To dzięki tym malim sukcesom wciąż walczimy.
I jeśli istnieje choćby cień szansy na uratowanie kilku źyć wiecej, to my si
nie poddamy.
– Musimy działać jak najszybciej i
najsprawniej. Dlatego część członków poszukuje nowych sprzymierzeńców. Im prędzej
skończy się wojna, tym więcej ludzi ma szansę przeżyć. A uratowanie jak
największej ilości żyć jest dla nas równie priorytetowe, jak pokonanie samego
Voldemorta. O ile nawet nie jest dla nas najważniejsze. Z tego względu, że,
wybacz, że to mówię, ale pokonaniem Voldemorta możesz zająć się tylko ty,
Harry.
Patrzyłem w milczeniu na ścianę,
rozmyślając. To, co mi powiedzieli brzmiało całkiem logicznie. Prawdopodobnie
mieli rację, ale wciąż ciężko było mi się pogodzić z tym, że nasze wszystkie starania mogą być tak naprawdę daremne.
– Harry… – Podniosłem głowę i
spojrzałem na pewną twarz Rona. – Dasz sobie radę. Wszyscy damy. Już nie raz
nam się udawało, teraz też tak będzie. To dzięki tobie uchodziliśmy z życiem
tyle razy. Jeśli ty stracisz wiarę w zwycięstwo…
Patrzyłem w szoku na przyjaciela.
Nigdy nie spodziewałem się usłyszeć od niego takich słów. I może właśnie
dlatego tak bardzo mnie poruszyły. Ron we mnie wierzy. Wszyscy we mnie wierzą.
To mnie przepowiedzono pokonanie Voldemorta lub zginięcie z jego ręki. Wiem o
tym doskonale, a jednak zwątpiłem. Strach przed utratą kolejnych bliskich mi
osób jest paraliżujący. Ale jeśli nie podejmę walki, wtedy z pewnością wszyscy
zginą. Bo wszyscy moi przyjaciele woleliby umrzeć, niż przyłączyć się do
Voldemorta. Jeśli pozwolę lękowi zapanować nad sobą… Nie. Nie mogę tego zrobić.
Muszę być silny! Fleur ma rację. Nieważne, ile porażek poniesiemy, każde jedno
ocalone życie jest na wagę złota. Choćbym miał walczyć tylko dla jednej osoby,
nie cofnę się! Zabiję Gada. Nie mogę pozwolić, by to, co zrobił, uszło mu
płazem! Odpowie za każdy swój czyn, już ja się o to postaram.
~*~
Ciemność.
W nikłym świetle pochmurnej nocy białe maski śmierciożerców wydawały się
nierealne, a mimo to były bardziej przerażające niż zazwyczaj. Postacie
ustawione w kręgu patrzyły na klęczącą w jego środku postać. Również ukrytą za
maską.
W
powietrzu wyczuwało się napięcie, od którego można było dostać mdłości.
–
Wciąż go nie znalazłeś. –Mrożący krew w żyłach głos odbił się echem po ogromnej
komnacie.
–
Wybacz, panie. – Drżenie drugiego głosu było idealnie słyszalne mimo tłumiącej
go maski.
–Milcz! – Kilka osób w kręgu drgnęło niekontrolowanie. – Nie pozwoliłem ci mówić. Nie chcę twoich nędznych tłumaczeń ani tym bardziej nic niewartych przeprosin. Masz mi go po prostu tu sprowadzić. Szukasz go od miesiąca. Czy to nie jest wystarczająca ilość czasu?
–Milcz! – Kilka osób w kręgu drgnęło niekontrolowanie. – Nie pozwoliłem ci mówić. Nie chcę twoich nędznych tłumaczeń ani tym bardziej nic niewartych przeprosin. Masz mi go po prostu tu sprowadzić. Szukasz go od miesiąca. Czy to nie jest wystarczająca ilość czasu?
Mężczyzna
skulił się, jakby chciał ochronić się przed złowrogim tonem.
–
Przysięgam na swoją krew, że wkrótce go sprowadzę. Daj mi panie jeszcze trochę
czasu. Kilka… AAAA!
Wypowiedź
Śmierciożercy przemieniła się w pełen bólu wrzask, gdy trafiła go wiązka
Cruciatusa. Mężczyzna krzyczał nieustannie
przez kilka minut, zwijając się z bólu na posadzce. W końcu Voldemort
cofnął zaklęcie.
–
Koniec miesiąca. I ani minuty dłużej. To twoja ostatnia szansa, Lucjuszu.
Otworzyłem oczy, dysząc ciężko. Głowa
pulsowała mi tępym bólem, a blizna piekła. Voldemort był naprawdę wściekły.
– Harry, w porządku?
– Tak… – Przeniosłem wzrok z sufitu
na panią Weasley, dopiero zauważając, że wszyscy się tu zebrali. Pewnie
krzyczałem przez sen... – Przepraszam, obudziłem was?
– Nie przejmuj się. Powiedz lepiej,
co widziałeś. – Hermiona oczywiście od razu przeszła do sedna. Miała jednak
rację. Teraz najważniejsze było rozgryzienie, co knuje Voldemort. A teraz
przynajmniej miałem możliwość porozmawiać o tym ze wszystkimi. Opowiedziałem im
więc wszystko, co zapamiętałem z tej, jak i poprzedniej wizji, kiedy to
niekontrolowanie się ze mną połączył.
Bill: Czyli Lucjusz ma kogoś dla
niego wytropić… Tylko kogo?
Hermiona: No i do czego ta osoba jest
mu potrzebna?
Ron: Może to nowy zwolennik?
Bill: Czy ja wiem. Myślisz, że
szukałby go z takim zacięciem?
Ginny: Możliwe. Jeśli byłby bardzo
silny.
Pani Weasley: Lub wpływowy jak
Lucjusz.
Hermiona: A może wcale nie chodzi mu
o osobę samą w sobie, tylko o coś co ona posiada?
– To też jest prawdopodobne.
Pan Weasley: Ale nie musi to być
koniecznie przedmiot, może posiada jakieś cenne informacje.
Ron: Albo eliksir.
Hermiona: To się zalicza do
przedmiotów.
Ron: No niby tak, ale różni się od,
powiedzmy, kufra.
– A może horkruks? – Oczy wszystkich
zwróciły się na mnie. – W końcu miał jednego, ale go zniszczyliśmy. Może
postanowił na jego miejsce stworzyć nowego?
Ginny: Ale czy stworzenie jednego nie
jest potwornie trudne?
– Profesor Dumbledore tak twierdził, ale
skoro raz mu się udało, to może i drugi.
Ginny: Nawet tak nie mów. Jeśli to
prawda, to nie pokonamy go, póki nie zniszczymy wszystkich horkruksów.
Fleur: Wszystkich?
Hermiona: Jeśli zakładamy, że jest w stanie stworzyć drugiego, to przyjmijmy od razu najgorszą wersję – że może zrobić ich jeszcze kilka.
Hermiona: Jeśli zakładamy, że jest w stanie stworzyć drugiego, to przyjmijmy od razu najgorszą wersję – że może zrobić ich jeszcze kilka.
W tym momencie w pokoju wybuchł
chaos. Wszyscy coś mówili, próbując przekrzyczeć narastający hałas. Jednak
skończyło się na tym, że nikogo nie szło zrozumieć.
Pan Weasley: … chwilę cicho…! Cisza!
Dziękuję. Jutro powiem o wszystkim Albusowi. Wolałbym, żebyście poszli już
spać, bo jest środek nocy, ale znam was na tyle dobrze, by wiedzieć, że i tak
nie posłuchacie. Postarajcie się jednak nie siedzieć zbyt długo i jeszcze się
dziś trochę przespać. – Ojciec rudzielców zwrócił się do naszej czwórki. Po
jego słowach wszyscy pozostali opuścili nasz pokój.
– Naprawdę myślisz, Herm, że jest w
stanie stworzyć ich więcej? Przecież one zawierają fragmenty jego duszy…
– Nie wiadomo, jak wielka jest dusza,
no i jak duży jej fragment umieszcza się w horkruksach. To, że komuś nie udało
się stworzyć jednego bez przypłacania tego życiem, nie oznacza, że akurat jemu
ma się nie udać stworzenie kilku. Nie od dziś wiadomo, że jest potężnym
czarnoksiężnikiem.
– Zresztą ty, Harry, powinieneś
najlepiej o tym wiedzieć. Przeżyłeś trafienie avadą, której przed tobą nikt nie
potrafił się oprzeć.
– To nie była moja zasługa, tylko
mojej mamy.
– Ale nie zmienia to faktu, że
przeżyłeś. Czyli da się obejść zaklęcie śmierci. W takim razie z pewnością
istnieje sposób na obejście limitu horkruksów, o ile takowy faktycznie
istnieje.
– No dobra. Przyjmijmy, że masz
rację. Ile wtedy może ich jeszcze stworzyć? Jeden, dwa, dziesięć?
Kilkadziesiąt? To przecież czyni go niepokonanym!
– Niekoniecznie. Tak samo, jak w
przypadku nietykalności Harry’ego dla Voldemorta, którą zapewniało mu zaklęcie
matki, istnieje pewnie sposób na obejście i tego przypadku. Dla Voldemorta było
to odrodzenie się z krwi Harry’ego – wzdrygnąłem się na wspomnienie wydarzeń na
cmentarzu w dniu finału Turnieju Trójmagicznego – tu trzeba by było poszukać
czegoś podobnego.
– Gdybyśmy byli w Hogwarcie,
moglibyśmy poszukać czegoś w bibliotece.
– Może nawet udałoby się nam poprosić
dyrektora o pozwolenie na korzystanie z działu książek zakazanych.
– A po co nam pozwolenie? Mamy
przecież niewidkę Harry’ego. Możemy tam po prostu pójść w nocy.
– Od przyszłego roku będzie
zaostrzona ochrona zarówno w nocy jak i w dzień. Nie będziemy mogli już tak
łatwo przekradać się po korytarzach. Zresztą trochę urośliśmy, nie zmieścimy
się już pod nią we trójkę.
– Jak to zaostrzona ochrona?
– W związku z porwaniami dyrektor
postanowił wzmocnić ochronę.
– Pewnie rodzice to na nim wymogli.
Nie wszyscy ufają profesorowi Dumbledore’owi i zabezpieczeniom szkoły tak, jak
nasi.
– Zgadzam się z Ginny. Wszyscy
panikują i nie myślą racjonalnie. Nawet jeśli Hogwart już jest jednym z
najbezpieczniejszych miejsc w Wielkiej Brytanii, będą wymagać, by jeszcze
bardziej podnieść poziom jego ooo~ – Hermiona zasłoniła usta, ziewając – …chrony.
– Będziemy się już zbierały.
Dobranoc.
Życzyliśmy sobie wszyscy dobrej nocy,
po czym dziewczyny poszły do siebie. Ron szybko z powrotem zasnął, ja męczyłem
się jakiś czas, ale na szczęście w końcu też odpłynąłem.
~*~
Po kolejnym – i jak na razie ostatnim
– dniu latania, Herm nie była zadowolona z wyników, choć według nas, 13 stóp w
cztery dni to i tak wielkie osiągnięcie. To prawie trzy razy więcej niż gdy
zaczynała. Ale to w końcu Hermiona. Pewnie oczekiwała, że po kilku dniach będzie
mogła robić niewiadomo jakie akrobacje, na przykład taki zwód Wrońskiego…
Po skończonym treningu dziewczyny
zamknęły się u Ginny, a my z Ronem pojechaliśmy z bliźniakami do ich sklepu. Nie
było łatwo wyprosić państwo Weasley o pozwolenie, ale po jakichś dwudziestu
minutach w końcu skapitulowali.
Przenieśliśmy się za pomocą sieci
Fiuu do Dziurawego Kotła, po czym przedarliśmy przez zatłoczoną Pokątną na
miejsce. Nie spodziewałem się, że w południe w czasie wakacji będzie tu tyle
ludzi. Prawie jak tuż przed rozpoczęciem roku szkolnego, tyle że więcej było
dorosłych niż uczniów.
Już jedno spojrzenie na wystawę
Magicznych Dowcipów Weasleyów wystarczyło, by zapragnęło się wejść do środka.
Powtarzalny Wisielec wspinał się po stopniach i wieszał na szubienicy, by po
chwili lina pękła, zrzucając go na podest, a scenka rozegrała się od początku.
Obok leżała otwarta Bombonierka Lesera, prezentując niewinnie wyglądające cukierki.
Samopiszące pióro rozwiązywało jakiś test, inne tańczyło zamoczone w kałamarzu.
Wnętrze prezentowało się równie
zjawiskowo. Było dużo większe, niż wydawało się z zewnątrz. Pełno w nim było
półek, regałów, stojaków, wieszaków. A ilość i różnorodność przedmiotów
powalała na kolana. Nigdy nie przypuszczałem, że bliźniacy aż tyle tego
wymyślili. Byłem w stanie rozpoznać jedynie kilka z otaczających mnie
dziesiątek a może i setek psikusów.
– Wow – wyrwało mi się, gdy
rozglądałem się z szeroko otwartymi oczami dookoła. – Wy naprawdę to wszystko
sami wymyśleliście i stworzyliście?
– Jasne, że tak. No, a przynajmniej
sami stworzyliśmy.
– Czasem ktoś nam podrzucał na coś
pomysł, ale my już zajmowaliśmy się wprowadzeniem go w życie.
– Trzeba w końcu wychodzić naprzeciw
oczekiwaniom klientów.
– Zastanawia mnie, jak wy się tu
odnajdujecie. Przecież to niemożliwe, byście zapamiętali położenie wszystkich
rzeczy.
– Dobre pytanie, Roniaczku. Faktycznie
mogłoby być nam ciężko, gdybyśmy to wszystko tak byle jak poustawiali, dlatego
podzieliliśmy sklep na kilka sektorów. A sektory na różne podgrupy.
– Na przykład jest sektor „lekcje”. A
w nim podgrupa „przybory do pisania”, „sposób na nudę”, „wagary”.
– Oczywiście to nazwy robocze, ale
według nich mamy porozkładany towar na pułkach i jeśli ktoś szuka sposobu, jak
urwać się z nudnej lekcji czy sprawdzianu, od razu wiemy, gdzie iść.
– Zresztą, gdybyś był bardziej
spostrzegawczy, dostrzegłbyś te „malutkie” tabliczki, które informują, co można
w danym sektorze znaleźć. – Mówiąc to, bliźniak wskazał na około metrowe tabliczki
z nazwami działów. Były tam między innymi „lekcje”, „jedzenie”, „eliksiry”, „niewykrywalne”,
„czasowe”, „czas wolny”, „miłosne”… Tyle udało mi się zobaczyć z miejsca, w
którym stałem.
– A jeśli jakieś pasują do kilku
działów? Na przykład Bombonierki Lesera. Przecież równie dobrze mogą być w
„lekcjach” i w „jedzeniu”. – Spojrzałem pytająco na bliźniaków.
– Wtedy umieszczamy je w obu
sektorach. W ten sposób klienci niczego nie przeoczą.
– Hmm, nie pomyślałem o tym.
– Słuchajcie, musimy coś załatwić. Rozejrzyjcie
się po sklepie, a jak znajdziecie coś, co was zainteresuje, to nie krępujcie
się i po prostu bierzcie. My zaraz wracamy.
Bliźniacy zniknęli w labiryncie
regałów, zostawiając nas samych. Ron od razu zabrał się za przeglądanie półek.
Ja w sumie nie byłem lepszy. Od zawsze podobały mi się wytwory bliźniaków.
Bywały naprawdę użyteczne. Zaopatrzyłem się w kilka Krwotoczków Truskawkowych i
Karmelków Gorączkowych, a także w zaklęcie snu na jawie. Miałem już zamiar tak
po prosu zacząć przeglądać regały, gdy nagle coś, a raczej ktoś, się na mnie
uwiesił.
– Widzę, że wolisz sprawdzone
zabawki. A myślałem, że należysz raczej do osób, które lubią eksperymentować. –
Usłyszałem przy uchu figlarny głos bliźniaka.
– Przynajmniej wiem, czego się
spodziewać po tych cukierkach. Zresztą właśnie miałem zacząć oglądać inne
rzeczy, ale ktoś mi przeszkodził.
– Jak będziesz chciał, to później cię
oprowadzimy, o ile starczy czasu. – Zza rogu wyszedł drugi bliźniak wraz z
Ronem, którego kieszenie po brzegi były wypchane specjałami jego braci.
– Nie wiem, co rodzice sobie myśleli
dając nam marną godzinę na obrócenie w dwie strony. Przecież samo obejrzenie
wszystkich naszych towarów tyle by zajęło!
– A tu jeszcze z dobre piętnaście minut
tracimy na dojście, nie wspominając już o tym, że mamy wam pokazać mieszkanie.
Jakby to miało jakieś znaczenie, jak ono wygląda.
– Skoro tak wam zależy na czasie, to
gdzie przed chwilą się włóczyliście?
– Jak to gdzie, Roniaczku. Byliśmy na górze, żeby tam trochę ogarnąć.
– Jak to gdzie, Roniaczku. Byliśmy na górze, żeby tam trochę ogarnąć.
– Po co? Przecież nie przyszliśmy tu
robić inspekcji sanitarnej czy czegoś takiego…
– Harry, naprawdę myślisz, że mama
kazałaby wam zobaczyć nasze mieszkanie, byście podziwiali nasz wystrój wnętrz?
– To więcej niż pewne, że będzie was później wypytywać o wszystko z najdrobniejszymi szczegółami. Nam pod tym względem nie ufa, ale wam…
– Choć może też uważać, że was przekupiliśmy albo zastraszyliśmy, żebyście zeznawali na naszą korzyść…
– To więcej niż pewne, że będzie was później wypytywać o wszystko z najdrobniejszymi szczegółami. Nam pod tym względem nie ufa, ale wam…
– Choć może też uważać, że was przekupiliśmy albo zastraszyliśmy, żebyście zeznawali na naszą korzyść…
– I poczęstuje was przy kolacji
veritaserum albo zaklęciem legilimencji.
– No właśnie, musimy być gotowi na
każdą ewentualność.
– Nie przesadzajcie, wasza mama nie
byłaby do tego zdolna…
– Jesteś pewny? Bo my nie.
– Lepiej dmuchać na zimne, Harry –
rzekł Fred z udawaną powagą. – A teraz nie przedłużajmy już i zacznijmy
„zwiedzania” , bo nie starczy nam czasu na zaprezentowanie wam naszego
asortymentu.
~*~
Mieszkanie, w przeciwieństwie do
sklepu, wcale nie było duże. Składało się w sumie z pięciu pomieszczeń –
salonu, sypialni w której stały dwa pojedyncze łóżka, kuchni, łazienki i
niewielkiego przedpokoju. I jak można się było spodziewać po tej dwójce, było
zawalone kartonami z różnymi składnikami i półproduktami, które wykorzystywali
w swoich eksperymentach. Nawet w sypialni mieli ich pełno. Właściwie jedynie
ich łóżka były „strefą bezkartonową”. No i jeszcze kanapa w salonie.
Taki raport zdaliśmy pani Weasley,
która wbrew przewidywaniom Freda i Georga uwierzyła nam bez większych
problemów. Obyło się bez nielegalnego użycia veritaserum… Odnoszę dziwne
wrażenie, że bliźniacy będą z tego powodu zawiedzeni.
Po powrocie z Pokątnej i krótkiej
rozmowie z mamą Rona, rozpoczęła się najlepsza część dzisiejszego dnia. Przygotowania
do mistrzostw. Wszyscy byliśmy podekscytowani. Państwo Weasley i Bill biegali
po domu, szukając najróżniejszych rzeczy. Herm i Ginny rozmawiały z ożywieniem
i pakowały swoje rzeczy. Nawet u nich co jakiś czas między babskimi tematami
przewijał się quidditch. Z kolei my z Ronem w kółko nawijaliśmy tylko o tym. Zastanawialiśmy
się nad możliwym przebiegiem meczu. Omówiliśmy chyba wszystkich graczy z
osobna, później drużyny same w sobie, ich mocne i słabe strony. Gadaliśmy tak
cały wieczór, nawet w czasie kolacji, kiedy to do naszej rozmowy przyłączyli
się inni. Ostatnie godziny zdawały się ciągnąć w nieskończoność, zwłaszcza, że
miałem spore problemy z zaśnięciem. Zamykałem oczy, próbując zmusić się do
zaśnięcia. W którymś momencie musiało w końcu zadziałać, bo gdy otworzyłem oczy,
dostrzegłem nad sobą szczerzącego się Rona.
– Wstawaj, Harry! To już dziś!
~*~*~*~
Hej,
OdpowiedzUsuńi te domysły kogo szuka Voldemort, a tutaj chodzi o Draco, Hermiona próbuje latać na miotle i dość dobrze jej to wychodzi...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hej,
OdpowiedzUsuńfantastyczny rozdział, zastanawiałam się kogo poszukuje Voldemort, a tutaj chodzi o Draco, ocho Hermiona próbuje latać na miotle i dość dobrze jej to wychodzi jak na razie...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hej,
OdpowiedzUsuńfantastyczny rozdział, zastanawiała mnie kwestia kogo poszukuje Voldemort, a tutaj chodzi o Draco... cudownie Hermiona próbuje latać na miotle i jak na razie dość dobrze jej to wychodzi...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza