piątek, 31 maja 2013

Rozdział 14,5 - George



Mam nadzieję, że spodoba Wam się ten rozdział. Liczę też na jakieś komentarze, bo ciekawi mnie, co sądzicie o kolejnych rozdziałach czy ogólnie o historii. Jestem ciekawa waszej opinii zwłaszcza o tym rozdziale. Czy chcielibyście więcej takich dodatków?
Zawsze lubiłam czytać opinie czytelników, to dzięki nim udawało mi się rozwijać no i dawały mi energię do pisania.
~*~*~*~
Od zawsze byliśmy ze sobą blisko. Od zawsze nierozłączni. Bill czasem się nawet śmiał, że zachowujemy się, jakbyśmy chcieli być jedną osobą. Mylił się. Mimo że się tak zachowywaliśmy, cieszyliśmy się, że jesteśmy dwaj. Bo dzięki temu mogliśmy robić o wiele więcej rzeczy, no i zawsze był ten drugi, który doskonale cię rozumiał. Ale z czasem w mojej głowie zaczęły się pojawiać dziwne myśli. Jeśli mam być szczery, przerażały mnie. Dlatego spychałem je w głąb umysłu, ilekroć postanowiły znów mnie dręczyć. Nigdy nie powiedziałem o nich nawet Fredowi. Choć rozumieliśmy się bez słów, pomimo pełnego zaufania, którym się darzyliśmy, bałem się, że tego nawet on nie byłby w stanie zrozumieć. W końcu nawet ja nie pojmowałem, czemu takie myśli zaprzątały mi głowę. Bywały chwile, że w duchu winiłem Billa za te jego głupie żarty.
Mijały tygodnie, a później miesiące, podczas których myśli o tym, że powinniśmy byli urodzić się jako jedna osoba, stawały się coraz bardziej uporczywe. Ja jednak wciąż uparcie, nawet trochę rozpaczliwie, starałem się je ignorować. I w końcu niedługo po naszych szóstych urodzinach przeżyłem pierwsze załamanie.
Rodzice stwierdzili, że jesteśmy już na tyle duzi, że nie wypada nam spać w jednym łóżku. To był dla mnie prawdziwy cios. Tej nocy praktycznie w ogóle nie spałem. Bezgłośnie pochlipując w poduszkę, patrzyłem na pogrążonego w spokojnym śnie Freda. Podobnie spędziłem kolejną noc. Prawie wszyscy w domu uznali, że w końcu mi przejdzie. Wyjątkiem był Fred. Zmartwiony, starał się ze mnie wyciągnąć, o co chodzi. Jako jedyny, nie wiem czy podświadomie, czy po prostu tak dobrze mnie znał, twierdził, że przyczyna mojej bezsenności to coś więcej niż nieprzyzwyczajenie do spania samemu. Ja jednak milczałem, bojąc się, sam w sumie nie jestem do końca pewny czego. Może to było niezrozumienie albo odrzucenie? A może już wtedy podświadomie w pewnym stopniu zdawałem sobie sprawę z nienormalności swoich uczuć. Jakikolwiek nie byłby to powód, faktem pozostaje, że przez to odbyła się nasza pierwsza poważna kłótnia. Dwa dni spędzone w milczeniu zajęło mi zrozumienie, że Fred po prostu się o mnie martwił i tak naprawdę cała wina leżała po mojej stronie. Kiedy tylko zdałem sobie z tego sprawę i zebrałem się na odwagę, żeby go przeprosić, poszedłem do niego. Przez całą kłótnię siedział w naszym pokoju, a ja łaziłem bez celu po domu. Zastałem go leżącego na plecach i wpatrującego się ze złością w sufit. Fred naprawdę rzadko się wkurzał, zresztą ja tak samo, dlatego poczułem się jeszcze bardziej winny wywołania tej kłótni. Bez zastanowienia podszedłem do jego łóżka i rzuciłem się na nie, od razu wtulając się w brata. Przez chwilę leżał spięty, nie ruszając się, ale już po chwili otoczył mnie ramionami i mocno przytulił. Kiedy znów poczułem jego ciepło, momentalnie się rozluźniłem. W tym samym czasie od ścian echem odbił się nasz płacz. Poczułem niewyobrażalną ulgę, że ponownie mogłem wtulić się w swojego braciszka. Jednak to uczucie sprawiło, że jeszcze bardziej utwierdziłem się w przekonaniu, że nie mogę mu powiedzieć o tym, co mnie ostatnimi czasy tak bardzo męczyło. Przeprosiłem go, tłumacząc, że na razie nie mogę mu nic powiedzieć, ale obiecałem, że kiedyś mu wszystko wyjaśnię. Wciąż leżeliśmy wtuleni w siebie z zapłakanymi twarzami, gdy do pokoju wpadła zaniepokojona mama. Widząc nas w takiej pozycji, odetchnęła z ulgą. Uśmiechnęła się, jak to tylko ona potrafi, i usiadła obok nas na łóżku. Nie wiem, ile czasu tak spędziliśmy, bo zmęczony płaczem i uspokojony głaskaniem mamy po włosach, szybko zasnąłem wczepiony w ciepłe ciało Freda.
Minęły lata, a w mojej głowie wciąż co jakiś czas odzywał się tamten nieznośny głosik. Po tej pamiętnej kłótni, jakoś udało mi się pozbierać i nie miałem już problemów ze spaniem. Zdarzało się jednak, że kiedy leżałem wieczorem w łóżku, nachodziła mnie nagła ochota, żeby wśliznąć się pod kołdrę Freda i przytulić do jego ciepłego ciała. Teraz już wiedziałem, że tylko to było w stanie wypełnić dziwną pustkę wewnątrz mnie. Pustkę, która wciąż czasem nie pozwalała mi spokojnie przespać nocy. W takich sytuacjach przytulałem poduszkę, próbując sobie wyobrazić, że tak naprawdę leżę obok bliźniaka. Dzięki wsłuchiwaniu się w jego spokojny oddech mieszający się z cichym pochrapywaniem Rona, jakoś udawało mi się zasnąć.
Nie wiem, jak on to robił, ale bardzo często, kiedy nie mogłem zasnąć, okazywało się, że Fred też tak naprawdę jedynie leżał z zamkniętymi oczami. Zawsze mnie potem wypytywał o problemy za snem. Wciąż mając w pamięci tę okropną kłótnię sprzed kilku lat, próbowałem się wykręcić, zasłaniając się próbą wymyślenia nowych psikusów albo sposobu na udoskonalenie starych pomysłów. Powinienem był jednak przewidzieć, że Fred nie da sobie długo w ten sposób mydlić oczu. W końcu znamy się niemal na wylot. Tylko dlaczego na zdemaskowanie mnie musiał wybrać akurat tamtą noc?
Wakacje między pierwszą i drugą klasą. Leżałem na łóżku z zamkniętymi oczami. Już od co najmniej godziny starałem się zasnąć. Bez skutku. Czułem, że czegoś mi brakuje. Czasem tak bywa, że ma się na coś ochotę, jednak nie jest się w stanie stwierdzić, na co. Tak właśnie czułem tej nocy. Przejrzałem w głowie chyba z kilkadziesiąt opcji, ale nic nie budziło mojego zainteresowania. To nie było coś takiego jak głód czy pragnienie. Chociaż nie, w pewnym stopniu było. Ale to, co odczuwałem, było jakby bardziej wewnętrzną pustką, którą w tamtym czasie dopiero zaczynałem poznawać. Jak wtedy, gdy chciałem przytulić się do Freda. Tylko że to było o wiele silniejsze. Wciąż się zastanawiając, wsunąłem dłoń pod bluzkę od piżamy i podrapałem się po brzuchu. W następnej chwili zacząłem muskać go palcami. Delikatne dreszcze przeszywały moją skórę. Przesunąłem dłoń na pierś i zacząłem bawić się swoimi sutkami. Po chwili z lekkim zdziwieniem (w końcu to był pierwszy raz, gdy tak się dotykałem) i podekscytowaniem zauważyłem, że stwardniały, a przyjemnie dreszcze nieco się nasiliły. Zacząłem je podszczypywać, chcąc poczuć więcej. Przerwałem na moment, by polizać palce, po czym wróciłem ręką do sutka. Czułem delikatne, przyjemne impulsy w okolicy krocza. Spodobało mi się to uczucie. Zapragnąłem czuć tego jeszcze więcej, mocniej. Nie do końca będąc pewnym, co robię, położyłem rękę na lekkiej wypukłości między moimi nogami. Zacząłem powoli masować miękki członek przez materiał spodni. Czułem coraz mocniejsze impulsy przechodzące przez moje ciało, ciepło lokujące się w podbrzuszu. To było takie przyjemne. I wciąż miałem ochotę na więcej, w dodatku w jakiś sposób wiedziałem, że mogę czuć więcej. Działając bardziej instynktownie niż świadomie, cofnąłem nieco rękę, tylko po to, by zaraz wsunąć ją pod materiał spodni. Niepewnie objąłem swojego sztywnego penisa. Najpierw samymi palcami, później całą dłonią i na próbę pogładziłem go lekko. Zadrżałem. Stopniowo przyspieszając, powtórzyłem ten ruch raz i drugi, aż w końcu straciłem rachubę. Dreszcze i ciepło rozchodziły się po moim ciele, a oddech przyspieszył. Biodra raz po raz wyrywały mi się do przodu, wychodząc naprzeciw ruchom dłoni. Nie wiem, jak długo to trwało. Pamiętam jednak wyraźnie, jak całe moje ciało wygięło się w łuk w chwili orgazmu, a gorąca sperma oblała mój brzuch. Zaspokojony i rozluźniony opadłem na materac, oddychając ciężko. Dopiero teraz w mojej głowie niczym zaklęcie lumos rozbłysło pytanie: „Co ja zrobiłem?”.
Przez chwilę leżałem w bezruchu, podenerwowany, wciąż z przyśpieszonym oddechem. I kiedy właśnie miałem zacząć panikować, przypomniałem sobie sytuację, która miała miejsce jakieś dwa lata wcześniej. Obudziłem się wtedy w środku nocy za potrzebą. Poszedłem do łazienki. Mijając pokój Charliego usłyszałem dochodzące stamtąd dziwne dźwięki. Zaciekawiony i trochę zaniepokojony o brata uchyliłem drzwi i zajrzałem do środka. W pokoju, tak jak w całym domu panowała ciemność, ale moje oczy były już do niej przyzwyczajone. Przez okno do pomieszczenia wpadało słabe światło nocnego nieba. Jednak tyle wystarczyło, bym mógł dostrzec postać brata wijącą się na łóżku. Przestraszyłem się. Myślałem, że coś złego mu się dzieje, w końcu wyginał się, drżał i jęczał, a dzięki słabemu blasku księżyca dostrzegałem pot na jego skórze. Niewiele myśląc, wpadłem do środka i doskoczyłem do jego łóżka. To, co stało się później, było dla mnie całkowicie niezrozumiałe. Charlie w pierwszej chwili znieruchomiał. Patrzył na mnie w szoku, a jego twarz zrobiła się czerwona. Kiedy spytałem go, co się stało, spojrzał na mnie wściekły i chwilę później wywalił z pokoju, warcząc, że powinno się pukać przed wejściem. Kompletnie nie docierały do niego moje wytłumaczenia. Pewnie ich nawet nie słuchał, bo gdy tylko znalazłem się za progiem, zatrzasnął drzwi, tym samym ucinając mój słowotok. Następnego dnia, co było dla mnie jeszcze większą zagadką, gdy tylko mnie zobaczył, spłonął rumieńcem i wyszedł z kuchni, nie jedząc śniadania.
Teraz, gdy przywoływałem w pamięci tę scenę, zdałem sobie sprawę z czegoś, na co wtedy nie zwróciłem uwagi. Jedna ręka Charliego znajdowała się w jego spodniach, które były mocno wybrzuszone w kroku... Zapiekły mnie policzki, gdy dotarło do mnie, że on prawdopodobnie robił to samo, co ja w tej chwili. Uczucie wstydu szybko mnie jednak opuściło, zastąpione ulgą. Bo skoro Charlie robił ze swoim ciałem coś takiego, to oznaczało, że albo oboje jesteśmy nienormalni, albo dotykanie siebie w tym miejscu wcale nie jest takie dziwne, jak mi się wydawało. Ta świadomość tchnęła we mnie pewność siebie. Jednak zniknęła ona nawet szybciej, niż się pojawiła, na powrót zastąpiona zakłopotaniem.
- W porządku, George?
Otworzyłem gwałtownie oczy, patrząc niepewnie na ukrytą w cieniu twarz Freda.
- Miałem zły sen – rzuciłem pierwsze, co mi przyszło do głowy.
- Nie kłam. Wiem, co robiłeś. – Nawet mimo panującego w pokoju mroku, doskonale widziałem szeroki uśmiech na twarzy brata.
- To czego się głupio pytasz? – mruknąłem, rozluźniając się.
- Zastanawiałem się, kiedy to w końcu zrobisz. – Zignorował moje pytanie i usiadł obok mnie na łóżku. Uśmiechnął się jeszcze szerzej. – No, to opowiadaj, jak było.  
~*~
Spojrzałem trochę niepewnie na brata siedzącego na łóżku po drugiej stronie pokoju, który czytał jakiś pergamin – pewnie kontrolował finanse naszej firmy. W wakacje po naszej szóstej klasie, w końcu udało nam się otworzyć własny sklep na Pokątnej, dzięki pieniądzom za wygranie Turnieju Trójmagicznego, które Harry ofiarował nam na ten cel. Od roku staramy się go jakoś rozkręcić i trzeba przyznać, że całkiem nieźle nam idzie. Teraz, kiedy skończyliśmy już szkołę, postanowiliśmy całkowicie oddać się interesowi. Tak właściwie, za tydzień planujemy nawet przeprowadzić się do mieszkania nad sklepem. I normalnie bardzo bym się z tego powodu cieszył, jednak przez pewien niewielki szczegół nagroda zamieniła się dla mnie w karę. Chodzi konkretniej o dość istotny dla mnie fakt, że posiadać będziemy tylko jedną, w dodatku niewielką, sypialnię. I Fred chce żebyśmy obaj tam spali. Niby przez te wszystkie lata zawsze spałem z nim w jednym pokoju, jednak zawsze był tam z nami ktoś jeszcze — w domu mieliśmy Rona, w szkole – Lee. To powstrzymywało mnie przed zbliżaniem się za bardzo do mojego bliźniaka. Teraz nic, prócz siły woli, nie będzie mnie powstrzymywało. A w tym wypadku wcale nie mogę liczyć na to, że uda mi się zachować zdrowy rozsądek. W dodatku jak na razie stoi tam ‏‏‏‎‎‎dwuosobowe łóżko, a my nie mamy pieniędzy na nowe, no i z transmutacją też nie szło nam za dobrze w szkole... Cała ta sytuacja sprawiła, że postanowiłem w końcu wyznać bratu prawdę o powodzie naszej pierwszej – i jak na razie jedynej – poważnej kłótni. Skonsternowany, zacząłem miąć w dłoniach róg koca, nie wiedząc, co zrobić. Od bardzo, bardzo, bardzo długiego czasu zastanawiałem się, czy powiedzieć mu prawdę. W końcu to nie było normalne. Obdarzając Freda taką miłością, złamałem poważne tabu. W końcu, na różdżkę Merlina, jesteśmy bliźniakami! Bałem się, że gdy prawda wypłynie na jaw, moje stosunki z bratem mogą ulec całkowitej zmianie. Jeśli mnie odtrąci, prawdopodobnie powstanie między nami przepaść nie do pokonania, za to jeśliby zareagował pozytywnie… Postanowiłem postawić wszystko na jedną kartę.
– F-Fred? – Przekląłem się w duchu za to zająknięcie i niepewny ton. Brat spojrzał na mnie zdziwiony, podnosząc wzrok znad pergaminu. – Moglibyśmy pogadać?
– Jasne, po co w ogóle pytasz? – Uśmiechnął się, odkładając kartkę na bok i opierając się wygodnie o ścianę. Merlinie… jak on wspaniale wygląda.
– Tylko, że to raczej dość poważna rozmowa – powiedziałem cicho, patrząc gdzieś na ścianę, obok jego głowy. Usłyszałem ciche skrzypnięcie, po czym poczułem, jak materac obok mnie ugina się pod jego ciężarem.
– No, braciszku, powiedz, co cię dręczy? – spytał niby żartobliwie, jednak doskonale zdawałem sobie sprawę, że potraktował tę rozmowę poważnie. Spiąłem się lekko, czując jego ramię otaczające moją szyję. Spojrzał na mnie zaskoczony. Oczywiście widziałem to tylko kątem oka, przez cały czas uparcie wpatrując się w ten sam punkt na ścianie naprzeciwko. Gdybym się przełamał i spojrzał mu w oczy, bez problemu dostrzegłbym w nich lęk. Wtedy jednak nie miałem o tym pojęcia.
– Wiesz, zastanawiam się, czy nie jestem przypadkiem metroseksualny… – zacząłem siląc się na żartobliwy ton. – No, pomijając, oczywiście, obsesję na punkcie własnego wyglądu, podążanie za modą, interesowanie się sztuką… – przerwałem, słysząc rozbawione prychnięcie Freda. – No dobra, nie jestem. Ale nie zmienia to faktu, że coś ze mną nie tak.
– O co ci dokładniej chodzi? Wiesz przecież, że możesz mi wszystko powiedzieć – zapewnił, ściskając delikatnie moje ramię. Przeszedł mnie przyjemny dreszcz, choć jednocześnie mocno zapragnąłem, o niczym mu nie mówić. Odetchnąłem jednak głęboko i zaciskając mocniej dłonie na kocu, odezwałem się przyciszonym głosem:
– To trwa od dłuższego czasu. Tak właściwie, to zaczęło się jeszcze zanim poszliśmy do szkoły… Pamiętasz naszą kłótnię, tuż po tym jak zaczęliśmy spać osobno?
– Myślę, że trudno o niej zapomnieć. W końcu to był jedyny raz, kiedy tak długo się do siebie nie odzywaliśmy.
– Taa, wiem.
– W dodatku obiecałeś, że kiedyś powiesz mi...
– ...czemu tak właściwie byłem na ciebie wtedy zły. Właśnie o tym chcę pogadać. – Dostrzegłem kątem oka, jak kiwa głową. – Wszystko zaczęło się jakoś w tamtym czasie. A potem było już coraz gorzej. Naprawdę starałem się to jakoś powstrzymać! Ale nie potrafiłem! – Mówiłem coraz szybciej, pierwszy raz w życiu, bojąc się, że braknie mi odwagi na powiedzenie czegoś. – To przyszło samo. Może nawet zawsze było. Nie jestem pewien. W każdym razie trwało latami. Początkowo było niewinne. A przynajmniej tak mi się wydawało, dopóki w czwartej klasie nie zdałem sobie sprawy, że podczas masturbacji…
– ...mam przed oczami siebie – dokończył za mnie drżącym tonem, który wcale nie kontrastował zbytnio z moim podenerwowanym słowotokiem.
Zszokowany odwróciłem głowę i spojrzałem w końcu w jego oczy. Dostrzegłem w nich odbicie własnych uczuć. Zawstydzenie, niepewność, strach, a po chwili ulga i szczęście. Obaj uśmiechnęliśmy się niewyraźnie. Wciąż wpatrując się w oczy Freda, jakby upewniając się, czy mi na to pozwoli, powoli zacząłem zmniejszać odległość między naszymi twarzami. Gdy usta dzieliły już milimetry, stało się to, o czym marzyłem od długiego czasu. Poczułem jak moje wargi przykrywane są przez usta brata. Z początku wciąż niepewni po prostu trwaliśmy tak przy sobie. Po kilku sekundach, gdy w końcu dotarło do mnie, że to dzieje się naprawdę, rozchyliłem lekko usta i przejechałem językiem po jego wargach.
To, co działo się później, po prostu nie mieści mi się w głowie. Opadliśmy na łóżko, całując się bez opamiętania. Ramiona dociskały nasze ciała do siebie, jednak to wciąż było dla nas za mało. Znów odezwała się ta wewnętrzna pustka, która teraz niemal boleśnie błagała o wypełnienie. Żar, który nagle zapłonął w moim ciele, przeraził mnie, ale gdy dostrzegłem, że Fred czuje to samo, wszystko inne przestało się liczyć. Przewróciłem nas tak, że siedziałem na biodrach brata. Wsunąłem dłonie pod jego koszulkę, podciągając ją do góry. Sunąłem dłońmi po gorącej skórze, słysząc ciche westchnienia, wydobywające się z tych wspaniałych ust. Napawałem się widokiem podnieconego Freda. Nagle jego dłoń złapała mnie za kark, przybliżając nasze twarze. Języki splotły się w namiętnym tańcu. Gorąco jego ust, zwinny język penetrujący wnętrze moich, delikatny ból, gdy drażnił moje wargi i język zębami, to wszystko było tak cudownie… podniecające. Nim się spostrzegłem, leżałem pod bliźniakiem, będąc, tak samo jak on, w samych bokserkach. Miejsca, w których nasza skóra zetknęła się choćby na ułamek sekundy, zdawały się płonąć. Zadrżałem gwałtownie, stękając cicho, gdy jego usta zamknęły się na moim sutku. Nie mam pojęcia, czemu wszystkie jego pieszczoty odczuwałem tak silnie, jednak nie miałem nic przeciwko… choć wolałbym, żeby moja erekcja nie była tak boleśnie uciskana.
Wsunąłem dłoń pod tkaninę, ujmując pewnie członek brata, który zajęczał głośno, wyginając się lekko.
– Fred, czy…? – Nie musiałem kończyć, by brat zrozumiał, o co mi chodzi. Jak zawsze zresztą. Rozumieliśmy się niemal bez słów.
Wydałem z siebie coś pomiędzy jękiem a westchnieniem, gdy jego ręka zacisnęła się na moim penisie, drażniąc przy tym żołądź. Zaczął poruszać ręką w tym samym rytmie, co ja. Wpił się zachłannie w moje wargi. Nie była to delikatna pieszczota. W większości nasze pocałunki były brutalne i wypełnione żądzą. Jednak zupełnie mi to nie przeszkadzało. Oddałem pocałunek z pełną żarliwością.
Kilka minut później doszliśmy niemal równocześnie z imieniem brata na ustach, wstrząsani spazmami rozkoszy. Fred opadł na mnie wycieńczony równie mocno jak ja. Uśmiechnęliśmy się do siebie.
– Dobrze, że jesteśmy sami w domu – wysapał.
– Tak. A co powiesz...
– ...na kąpiel? Chętnie, ale... – zgodziłem się.
– ...za chwilę. Jak odzyskamy...
– ...trochę sił.
Zachichotałem zmęczony.
– Czasem naprawdę dziwię się, jak to...
– ...możliwe, że wiemy, co drugi chce powiedzieć – dokończył, całując mnie w szczękę.
– Wiesz Fred…
– Ja ciebie też. Od bardzo dawna, George. – Podnosząc się na łokciach, wyszczerzył się wesoło, po czym znów opadł na mnie bez sił. Zaśmialiśmy się.
– Poleżmy jeszcze trochę. Nie musimy się spieszyć.
– Jestem za, tylko z łaski swojej połóż się obok, bo ciężko mi się oddycha – oznajmiłem, spychając z siebie brata.
– Jakiś ty nieczuły…
– I tak mnie kochasz – uciąłem miękko, przytulając się do Freda i chowając twarz w zgięciu jego szyi. Zacisnąłem mocno powieki, czując łzy cisnące mi się do oczu.
Nareszcie miała się skończyć kilkuletnia męczarnia. Tylko czy damy sobie radę? Będziemy musieli ukrywać się przed wszystkimi, bo o ile w magicznym świecie związki homoseksualne nie są jakoś szczególnie potępiane, o tyle kazirodztwo z pewnością nie spotka się ze zbyt dużą aprobatą.
Jednak leżąc wtedy w ramionach brata, jeszcze się o to nie martwiłem.
~*~*~*~

4 komentarze:

  1. Ahh... Kocham tę parę ! Dlatego ode mnie wielki + :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej,
    jak się okazuje Fred i George dażyli się tym samym uczuciem, chociaż George jakoś znacznie gorzej to wszystko znosił...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej,
    fantastyczny rozdział, okazało się, że Fred i George dażyli się tym samym uczuciem ;] chociaż George znacznie gorzej to wszystko znosił...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej,
    fantastycznie... o pięknie po prostu piękne, okazało się, że Fred i George dażyli się tym samym uczuciem ;] ;D chociaż całą sytuację to George znacznie gorzej wszystko znosił...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń