piątek, 10 maja 2013

Rozdział 12 - Harry


~*~*~*~ 
Długo próbowałem przypomnieć sobie, co czułem kiedy nasze usta były połączone. Jednak nieważne, ile próbowałem, nie byłem w stanie.
Poirytowany zerwałem się z łóżka i zszedłem szybko na dół. By uniknąć sytuacji podobnej do tej z wczoraj, oznajmiłem głośno, że wychodzę. Odczekałem kilka sekund. Nie usłyszałem żadnego sprzeciwu, więc stwierdziłem, że ciotka jest zbyt zajęta oglądaniem telewizji, by wymyślić mi jakiś powód, dla którego miałbym zostać. Wyszedłem na zewnątrz, od razu mrużąc oczy pod wpływem rażącego słońca. Wciąż było koszmarnie gorąco, ale zignorowałem to i ruszyłem przed siebie. Prawda była taka, że nie miałem pojęcia, gdzie iść, więc postanowiłem po prostu pokręcić się po okolicy.
Naprawdę nie znosiłem wakacji. U Dursleyów albo w ogóle nie miałem, co robić i nudziłem się całymi dniami, albo musiałem harować i robić za sprzątaczkę, ogrodnika, a czasem też za kucharza i chłopca na posyłki. Jedynym plusem tej sytuacji jest to, że nie będę miał problemów z samodzielnym prowadzeniem domu, kiedy w końcu się od nich uwolnię.
Kilka dni po mojej wycieczce do sklepu, leżałem na łóżku, po raz kolejny nie mając, co ze sobą zrobić. Dla odmiany po upalnych pierwszych dniach lipca, teraz z kolei lało całymi dniami. Nie miałem więc nawet za bardzo możliwości, żeby się przejść. Siedziałem wiec w pokoju i myślałem. A tematów było wiele. Co robi Ron? Jak się układa Hermionie i Ginny? Jak Fred i George radzą sobie w sklepie? Jak tym razem będą przebiegały mistrzostwa świata w Quidditchu? To jedne z przyjemniejszych tematów. Ostatnio jednak coraz częściej powracałem do słów przepowiedni, starając się odgadnąć jej znaczenie.
Umrze, kiedy krew zdradzonego zmiesza się z krwią wroga… I przecięty zostanie łańcuch nienawiści, by przywrócić zapomniane szczęście.”
Jeśli krew „wroga” i „zdradzonego” ma się zmieszać, to oznacza, że obaj musimy zginąć. W końcu jesteśmy swoimi największymi wrogami. W dodatku, gdy obaj poniesiemy klęskę, ani Śmierciożercy, ani Zakon nie będą mieli na kim się mścić. „Ciemna strona” straci swojego przywódcę, a „jasna” główną broń...
Tylko który z nas zostanie zdradzony? I jak pogodzić to, że obaj mamy zginąć, gdy to któryś z nas musi zakończyć życie tego drugiego…? Bo przecież to niemożliwe, by Voldemort popełnił samobójstwo, by mnie unicestwić. Za bardzo pragnie żyć i rządzić, by skończyć w ten sposób. A ja… Raczej bym się na to nie zdobył… A gdyby od tego zależało życie moich przyjaciół?
W tym momencie przed oczami stanął mi obraz z wizji, które ostatnio zaczęły mnie nawiedzać.
Zatęchłe pomieszczenie. Kilka płonących świec rozświetla mrok. Ale to tylko potęguje wyczuwalną tu grozę. Chwiejne światło odbija się w stojącym pośrodku metalowym stole z kajdanami, w wiszących na ścianach narzędziach tortur. Najgorsze jest jednak to, że za każdym razem spotykam tam innych ludzi skulonych w kącie. Inne osoby na stole. Więcej krwi w około. I krzyki. Płacz i rozpaczliwe błagania zdają się wciąż być tak samo potworne. Budzę się drżąc na całym ciele. Ten pokój jest tak niesamowicie zimny i przerażający. Za każdym razem spędzam tam zaledwie kilka, może kilkanaście minut, ale to aż nadto, bym danej nocy miał problem z ponownym zaśnięciem.
Voldemort znowu coś knuje, to pewne. Jednak nie mam pojęcia, czy naprawdę ma to związek z tym pokojem, czy może znowu próbuje mnie w coś wrobić. Dlatego, choć wiem, że powinienem poinformować o tym Dumbledore’a, nie mogę się przełamać, by do niego napisać. Nie chcę, by znów ludzie z Zakonu zostali posłani w pułapkę.
Spojrzałem na Hedwigę śpiącą po drugiej stronie pokoju, gdy nagle palący ból przeszył moje czoło. Skuliłem się na łóżku, z całych sił zaciskając powieki. Zagryzłem zęby na poduszce. Próbowałem wszystkiego, by powstrzymać krzyk cisnący mi się na usta. Złapałem się za głowę. Miałem wrażenie, że zaraz rozsadzi mi czaszkę. Nagle przed sobą zobaczyłem przestraszonego Lucjusza Malfoya, który mówił coś do wściekłego Voldemorta.
- Gdzie on jest?! – Zdołałem usłyszeć tylko lodowaty, syczący głos. Zaraz po tym połączenie zostało zerwane. Palenie powoli łagodniało. Dysząc ciężko, próbowałem się uspokoić. Nie miałem nawet siły otrzeć łez, które wycisnął ze mnie ból. Leżałem tak, aż powróciła moja zdolność myślenia.
Kogo on szuka?
Do czego ten ktoś jest mu potrzebny?
Czemu jest aż tak ważny, że poczułem złość Voldemorta?
Te pytania krążyły mi po głowie przez cały dzień, ale odpowiedź nie przychodziła.
Od walki w ministerstwie nie zrobił żadnego poważniejszego ruchu. A przynajmniej jedyne, o czym wiemy, to porwania czarodziei i mugoli. A to oznacza, że ma w zanadrzu coś większego. Jeszcze w trakcie roku szkolnego Prorok wspominał o zniknięciach, ale na tym się kończyło. I to chyba było najgorsze – nieświadomość, co się stanie. Przez to cały magiczny świat czekał w napięciu na jego kolejny ruch. A on mógł nadejść niewiadomo jak, kiedy i gdzie. Tylko ja mam nieco więcej informacji o tym, co się dzieje, lecz to chyba sprawia, że czuję jeszcze większy niepokój, niż inni czarodzieje. W końcu, to ode mnie zależy, czy powiem innym o wzmożonej złości Voldemorta, czy o moich wizjach, które tak naprawdę mogą być pułapką… Jak ta o Syriuszu w ministerstwie.
Poczułem złość i żal, na samo wspomnienie o tym. Jakże byłem nieostrożny i głupi! To wszystko moja wina! To, że bezsensownie nastraszyłem i naraziłem na niebezpieczeństwo przyjaciół. To, że ministerstwo zostało zniszczone, tak samo, jak wszystkie przepowiednie i zmieniacze czasu, które się tam znajdowały. I to, co sprawiało, że czułem się najgorzej – przeze mnie Syriusz, moja jedyna rodzina, jedyna osoba, która mnie kochała i mogła uwolnić z piekła zwanego Privet Drive, mój ociec chrzestny stracił życie, znikając za tą cholerną zasłoną!
Byłem tak wściekły, że miałem ochotę czymś rzucić. Chwyciłem więc poduszkę i cisnąłem nią w przeciwny kąt pokoju. Mogłem przewidzieć, że jedynym tego rezultatem będzie zrzucenie kilku rzeczy z biurka… W tym kałamarza, który roztrzaskał się, brudząc podłogę atramentem. Po prostu pięknie! Nie dość, że nie przeszła mi złość, to teraz musiałem jeszcze posprzątać! Nie miałem na to jednak najmniejszej ochoty. Zerwałem się z łóżka i zacząłem krążyć po pokoju. Kilka razy podchodziłem do okna i wyglądałem przez nie, licząc, że może przestanie padać. Miałem ochotę wyjść na dwór i się przejść. Szalałem w zamknięciu od ciągłego rozmyślania! Chciałem gdzieś wyjść, przewietrzyć się, zająć czymś innym niż sprzątaniem czy zastanawianiem się nad przepowiednią, wizjami, myśleniem o przyjaciołach. Roznosiła mnie energia. W końcu nie wytrzymałem. Chwyciłem leżącą na krześle bluzę i zakładając ją na siebie ruszyłem w stronę drzwi. Pokonawszy schody kilkoma skokami i upewniwszy się, że mam przy sobie różdżkę, wybiegłem z budynku. Odetchnąłem głęboko, czując chłodny deszcz na swojej twarzy i dłoniach. Wreszcie chwila wolności. Biegłem przed siebie, nie myśląc o niczym. Nim dotarłem do końca ulicy, byłem już cały mokry, jednak nie przeszkadzało mi to. Nie mam pojęcia, ile czasu spędziłem na dworze. Kiedy nie dawałem rady już biec, po prostu szedłem przed siebie, by w końcu znów zacząć truchtać. Na Privet Drive wróciłem dopiero, gdy trzęsłem się już z zimna. Dursleyowie oczywiście nawet w najmniejszym stopniu nie przejęli się moim zniknięciem, o ile w ogóle je zauważyli. Nie obchodziło mnie to jednak. Byłem zbyt zmęczony i odprężony, by przejmować się czymkolwiek. Chociaż nie, była jedna taka rzecz. Mój żołądek głośno domagał się jedzenia.
Jakieś dwie godziny później, wciąż głodny mimo zjedzenia obiadu, pisałem list do przyjaciół. Na szczęście stłuczony rano kałamarz nie był moim ostatnim – swoją drogą, wciąż nie posprzątałem tej plamy. W każdym razie, postanowiłem spytać się ich, jak się mają, zamiast tylko o tym myśleć. Jak zwykle zacząłem od gadki, że u mnie wszystko dobrze. To, że strasznie tu nudno i nie mogę się doczekać wyjazdu do Nory napisałem już bez poczucia winy, tak samo jak resztę listu. Pytałem o to, co porabiają, jak się układa dziewczynom, czy bliźniacy denerwują się przed wyprowadzką. Mocno nas zaskoczyli, gdy w drodze powrotnej z Hogwartu przyznali się, że planują w połowie lipca przenieść się do mieszkania nad ich sklepem. Ciekawy jestem, jak pani Weasley na to zareagowała.
Uśmiechnąłem się na wspomnienie mamy Rona. Naprawdę chcę już być w Norze.
~*~
Otworzyłem gwałtownie oczy, oddychając ciężko. Znów ten koszmar. Jak długo jeszcze zamierza pokazywać mi ten pokój?! Czemu mając dostęp do głowy Riddle’a, tak naprawdę nie wiem, co on knuje?!
Gdybym tylko był teraz w kwaterze. Jestem pewny, że wspólnie byśmy coś wymyślili odnośnie tego pokoju, jak i tego, kogo tak uparcie szuka Voldemort. Bo jestem pewny, że nie mnie. W końcu wie, gdzie spędzam wakacje. A nawet jeśli nic byśmy nie wymyślili, to przynajmniej miałbym większą świadomość, tego co się tak naprawdę dzieje. Tu jestem niemal całkowicie odcięty od magicznego świata! Nie mam żadnych informacji od przyjaciół, dostępu do Proroka, a w razie zagrożenia nie mogę nawet użyć magii! Nie obchodzi mnie, że „tu jestem bezpieczniejszy”. Wolałbym dzień w dzień mierzyć się ze Śmierciożercami, niż z wujem. Choć z drugiej strony w tym wszystkim dostrzegam też pewną zaletę. Nie narażam swoją obecnością przyjaciół na niebezpieczeństwo. Nie darowałbym sobie, gdyby przeze mnie coś się im stało. To jedyny powód, dla którego zawsze ulegam Dumbledore’owi i zgadzam się, powrócić na Privet Drive… Przynajmniej na większość wakacji. Gdyby chodziło tylko o moje bezpieczeństwo, nie poddawałbym się tak łatwo woli dyrektora. Mimo że darzę go szacunkiem, nie zawsze muszę robić wszystko, co ode mnie oczekuje. Nie jestem typem człowieka, który posłusznie wykonuje czyjeś polecenia, nawet jeśli ich nie rozumie lub uważa, że nie są słuszne. Już nie raz kłóciłem się za staruszkiem, często tracąc przy tym kontrolę nad sobą… Wiem, że mam wybuchowy charakter. Doskonale zdaję sobie też sprawę, że czasem naprawdę zachowywałem się okropnie względem niego, ale nie jestem w stanie panować nad sobą. Nawet teraz, choć staram się nie wybuchać, nie wychodzi mi to zbyt dobrze, a co dopiero przez te wszystkie lata, gdy nawet nie próbowałem opanować swoich emocji i zachowania.
Spojrzałem na zegarek. Trzecia. Świetnie, kolejna nieprzespana noc.
Wstałem z łóżka i przeciągnąłem się. Wiedziałem, że nie ma sensu próbować zasnąć. Wspomnienie tamtego pomieszczenia było zbyt żywe. Wciąż słyszałem w głowie błagania więźniów Voldemorta.
Miałem właśnie zamiar pójść do łazienki, gdy w oczy rzuciła mi się śpiąca na ramie roweru Hedwiga. Szybko udało jej się obrócić w dwie strony. Spodziewałem się jej dopiero jutro. Całe szczęście, że było dziś duszno i zostawiłem na noc otwarte okno. Jak się obudzi, będę ją musiał nagrodzić sowim przysmakiem, o ile jeszcze jakiś mam.
Sięgnąłem po leżące na biurku zawiniątko. W środku znalazłem dwa zwoje pergaminu, gazetę i jakąś małą paczuszkę. Usiadłem na łóżku, otwierając pierwszy list.

Cześć Harry,
miło, że się o nas martwisz. Fakt, denerwujemy się trochę, ale to bardziej podekscytowanie, niż strach. W końcu będziemy mogli robić, co chcemy. Czyli w pełni poświęcimy się interesowi. Nie możemy się doczekać rozruszania naszego sklepu. Do tej pory mogliśmy tam być tylko w weekendy dzięki specjalnej zgodzie Dumbledore’a, ale z tym już koniec. Z drugiej strony będąc tutaj stracimy klientów ze szkoły, czego nie chcemy… Będziemy musieli coś na to poradzić. W każdym razie wiedz, że pieniądze, które w nas zainwestowałeś, nie poszły na marne i wciąż będą się mnożyć!
Twoi uniżeni wasale,
Fred i George

Pokręciłem głową z rozbawieniem, patrząc na podpis. Zdecydowanie będzie mi brakowało tych dwóch w szkole.
Sięgnąłem po drugi pergamin.

Harry,                  
dzięki za list. U nas również dobrze. Mama mówi, że nie może się doczekać Twojego przyjazdu. Naprawdę traktuje Cię już jak własnego syna, z czego bardzo się cieszę. Są teraz u nas Bill i Fleur i zostaną aż do końca mistrzostw, na które wybierają się razem z nami. Swoją drogą, pozdrawiają Cię.
Co do dziewczyn. Myślę, że całkiem nieźle im się układa. Cały czas wymieniają z sobą listy. Mówię Ci, jeśli trochę nie przystopują, to biedna Świnka nie doczeka końca wakacji. Ale wydają się być szczęśliwe, a przynajmniej Ginny na taką wygląda. A sądząc po ilości i długości listów – poważnie, niektóre mają ze dwie stopy! - Hermiona również musi, więc jest dobrze. 

Uśmiechnąłem się.
Cały Ron. Najpierw się zezłości, później obrazi, a gdy wszystko sobie przemyśli, to wybaczy i jeszcze będzie chciał wesprzeć. 

Cieszy mnie, że się pogodziły. Nie wybaczyłbym Hermionie, gdyby skrzywdziła moją siostrzyczkę.

O właśnie.

Od początku wakacji nic się nie wydarzyło nowego. Wciąż tylko donoszą o nowych zaginięciach. Niestety, wygląda na to, że Sam-Wiesz-Kto planuje coś większego. Przez to wszyscy są podenerwowani, w dodatku cały czas musimy zachowywać czujność. W Zakonie próbują się czegoś dowiedzieć, ale na daremno. Pewnie nie wiedziałeś (bo w końcu, jak miałbyś się dowiedzieć), ale podobno Draco Malfoy zaginął.

Patrzyłem oniemiały na ostatnie zdanie. Z jakiegoś powodu moje serce przyspieszyło. Czytałem dalej, licząc na więcej informacji. Nie zawiodłem się.

W dzisiejszym Proroku był artykuł, przesłałem Ci ten numer.

Szybko odłożyłem list na bok i wziąłem do rąk gazetę, przeglądając ją pospiesznie. W końcu znalazłem dość krótki artykuł na górze czwartej strony. 
 
TAJEMNICZE ZNIKNIĘCIE
DRACON MALFOY UPROWADZONY PRZEZ CZARNEGO PANA?
W dniu wczorajszym miejsce miała dwudziesta rocznica ślubu obecnej głowy jednego z najstarszych czystokrwistych rodów, a także wysoko postawionego pracownika Ministerstwa Magii - Lucjusza Malfoya i jego żony – Narcyzy Malfoy z domu Black.
Jak donosi nasza reporterka, na tak wielkiej uroczystości zabrakło obecnego dziedzica rodu – Dracona Malfoya. Gdy zapytaliśmy o zdanie państwo Malfoy, odmówili komentarza. Nasza reporterka jednak się nie poddała, dzięki czemu, dotarła w końcu do pewnych informacji.
Draco – jedyny żyjący syn Lucjusza i Narcyzy Malfyów – po zakończeniu roku szkolnego w Szkole Magii i Czarodziejstwa Hogwart, powrócił do rodzinnej posiadłości. Następnego dnia zniknął i od tego czasu nie wiadomo, gdzie przebywa, a bliscy nie mają z nim kontaktu. „Nie mówił mi, że planuje gdziekolwiek jechać na wakacje.” wyznaje Pansy Parkinson, przyjaciółka młodego Malfoya. „Jestem pewna, że gdyby coś takiego planował, zawiadomiłby mnie o tym, mimo że pod koniec roku nie był w najlepszym nastroju i prawie ze mną nie rozmawiał.”
Czy zły nastrój młodego Dracona mógł wynikać z jego wiedzy o zagrażającym mu niebezpieczeństwie? Czyżby był kolejną ofiarą ostatnich porwań? Czy może raczej sam zaplanował swoją ucieczkę? A może po prostu chciał odpocząć w samotności? Jedno wiadomo na pewno – Państwo Malfoy nie wiedzą, gdzie przebywa ich syn. Mimo że sami nie wypowiedzieli się w tym temacie, to jednak nietrudno dostrzec troskę, niepewność i strach w postawie Narcyzy i Lucjusza Malfoyów, gdy bezsilnie oczekują wieści o zaginionym synu. Możemy mieć tylko nadzieję, że Państwo Malfoy nie będą musieli żyć w żałobie po kolejnym dziecku.
Rita Skeeter

To Parkinson jest jego przyjaciółką? No dobra, trzyma się z nim od pierwszej klasy, ale czy to w ogóle możliwe, żeby on posiadał prawdziwego przyjaciela? A zresztą, bardziej nurtują mnie „jedyny żyjący dziedzic” i „żałoba po kolejnym dziecku”… Przecież Malfoy jest jedynakiem, prawda? Weasleyowie, a także on sam twierdził, że jest jedynym dziedzicem. Nie wspominał też nigdy, że miał rodzeństwo… Chociaż my przecież nigdy tak naprawdę nie rozmawialiśmy, więc jakby mógł mi to powiedzieć?
Mniejsza. Ważniejsze jest to, jakim cudem nikt nie wie, gdzie on jest? Zwłaszcza jego rodzice? Przecież, skoro jest pupilkiem Voldemorta, a jego ojciec jest, z tego, co wiem, dość ceniony przez Gada, to nie mógł go chyba porwać, prawda? Nie, jasne, że nie mógł.
 A może jednak?
Zamyśliłem się, wpatrując intensywnie w artykuł, jakby miał się zaraz zamiast niego pojawić nowy tekst, który dałby odpowiedzi na moje pytania. Jednak, jak się można było domyśleć, nic takiego się nie stało, a ja po dobrych dwóch minutach, gdy nie wymyśliłem nic realnego, (bo porwania przez trolle, centaury, syreny, testrale czy chochliki, raczej nie można zaliczyć do „prawdopodobnych”) powróciłem do porzuconego listu, mając nadzieję, że może stamtąd dowiem się czegoś więcej. Nic takiego tam jednak nie znalazłem.

Pewnie zastanawiasz się, co to za paczuszka. Jest w niej świstoklik, który 21 lipca o dziesiątej rano aktywuje się i będzie działał przez godzinę. Przeniesie Cię na polanę niedaleko Nory. Ktoś Cię stamtąd odbierze, więc się nie martw, że nie trafisz.
Ja również nie mogę się doczekać mistrzostw. I choć przeraża mnie fakt, że Hermiona i Ginny będą spać w jednym pokoju, to nic na to nie poradzę, bo przecież nie wybuduję w pokoju siostry ściany, żeby je od siebie oddzielić.
Pozdrawiam,
 Ron
PS Chociaż może jednak wybuduję. Co o tym sądzisz?
PS2 Ojciec ostatnio zdobył jakąś mugolską grę planszową i teraz co wieczór zmusza nas do grania. I jeszcze się zastrzega, że chce przynieść ich więcej. On naprawdę ma obsesję na punkcie wszystkiego, co mugolskie, choć w sumie Monopol (tak się ta gra nazywa) nie jest taki zły. Pomijając, że czasem wyłonienie zwycięzcy zajmuje kilka godzin i to, że wygrałem raptem dwa razy.

Zaśmiałem się i pokręciłem głową. Oni są niemożliwi.
Na moment odsunąłem od siebie myśli o artykule. Położyłem list na kolanach, sięgnąłem po paczuszkę. Rozerwałem papier, wysypując jego zawartość na dłoń. Ze środka wypadła zwykła, biała kostka do gry.
Prychnąłem rozbawiony. To było do przewidzenia. Zacisnąłem palce. Po chwili namysłu, postanowiłem schować kostkę do skrytki w podłodze, by przez przypadek nie zgubić mojej Przepustki-Do-Świata-Magii – jak ją w myślach nazwałem. Gdy upewniłem się, że jest bezpieczna, wyciągnąłem z kufra pergamin i odpisałem na list Rona, choć zamierzałem wysłać go dopiero jutro wieczorem. W końcu trzeba dać Hedwidze odpocząć.
Zabrałem się do pisania, marząc, by 21 lipca nadszedł jak najszybciej.
~*~*~*~

5 komentarzy:

  1. Zabieram się do tego komentarza od kilku rozdziałów, więc może w końcu go wyprodukuję...

    Najpierw chciałam zaznaczyć, że zazwyczaj nie czytam takich historii... Chodzi o to, że pewne tematy są dla mnie tabu i świętością jak np. HP i ciężko mi przychodzi czytanie, jak ktokolwiek majstruje przy tak niesamowitym i wyjątkowym świecie oraz postaciach, które J.K.Rowling stworzyła, a ja wydaje się znam je już doskonale. Dlatego nie czytam takich tekstów...

    A wasz jednak śledzę regularnie... I tu pojawia się we mnie pytanie: dlaczego?

    Trafiłam tu całkiem przypadkiem przez komentarze Saneko na blogu Hiru. I powiem szczerze (za co mam nadzieję się nie obrazicie) pierwsze rozdziały mnie delikatnie przeraziły. To było dla mnie jak wchodzenie z buciorami do czyjegoś domu. Kilka drobnych błędów dotyczących świata magii i dość duża ingerencja w charaktery, zwłaszcza Draco. I myślałam, że już tu nie wrócę, a jednak stało się inaczej.

    Co mogę powiedzieć, po lekturze 12 rozdziałów? Stylowo jest całkiem fajnie. Od czasu do czasu wpadam na różne blogi i jeśli chodzi o posługiwanie się językiem naprawdę dobrze sobie radzicie.
    Teraz treść. Postać Draco dalej mnie troszkę przeraża jednak jego relacje z bratem są całkiem urocze. I fajny pomysł na japoński system nauczania. Mam nadzieję, że nie pomieszacie za bardzo tych dwóch klimatów (Japonii i HP), bo ten miks może być niebezpieczny w okiełznaniu ;)
    Jeśli chodzi o Harrego to podoba mi się burzliwość jego nastrojów. W dwóch ostatnich rozdziałach może było troszkę za mało akcji, ale po przemyśleniu stwierdzam, że pasuje to do tego, co Harry aktualnie przeżywa :)
    I to, co chyba najbardziej trzyma mnie przy tym blogu: zagęszczenie relacji między dwójką głównych bohaterów. Wyczekuję tego, bo opisywanie akcji z dwóch stron, dopowiadanie pewnych rzeczy naprawdę fajnie Wam wychodziło. To właśnie sprawia, że wasze opowiadanie jest wyjątkowe dlatego mam nadzieję, że nie odejdziecie od tego zbyt daleko np. do Japonii, albo przynajmniej nie odejdziecie na zbyt długo. To jest coś co Was wyróżnia i podoba mi się, bo jest dobrze zrobione. Mam, więc nadzieję, że ponowne spotkanie nastąpi wcześniej niż później. Będę na to czekać.

    Nie przeraźcie się długością komentarz, tak już po prostu mam ^^. Och i mam nadzieję, że nie uraziłam Was w jakikolwiek sposób, bo nie to było moją intencją. Chciałam Wam po prostu napisać o moich odczuciach.

    Cóż pozostaje?
    Życzę dużo weny i rzeszy wiernych czytelników ^^.

    A.

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej,
    ach Voldemort się wścieka, że nie ma nigdzie Draco, artykuł Rity był w porządku, a jak chodzi o Harrego, a jak chodzi o Harrego to zawsze coś wymyśli, czyli tylko nieliczni wiedzą, że miał bliźniaka...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Basiu.
      To zabrzmiało tak, jakby to Harry miał bliźniaka, a nie Draco. A przynajmniej ja to tak odczytałam xD

      Pozdrawiam,
      Yunoha

      Usuń
  3. Hej,
    wspaniale, Voldemort się bardzo wścieka, że Draco zniknął, ech artykuły Rity zawsze są w porządku, ale jak chodzi o Harrego, to zawsze coś wymyśli.... czyli tylko nieliczni wiedzą, że Draco miał bliźniaka...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej,
    och pięknie, Voldemort się bardzo wścieka na zniknięcie Draco, artykuły Rity są w porządku, ale jak już bchodzi o Harrego, to zawsze musi coś wymyślić... tylko nieliczni wiedzą o bliźniaku Draco...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń