sobota, 23 września 2017

Historia Smoka 04



//*//
W poniedziałek rano Charlie wszedł do salonu, zgodnie z oczekiwaniami zastając w nim bruneta. Choć w nieco innym stanie, niż się spodziewał… Nastolatek pół-leżał w fotelu przy kominku co prawda z otwartą książką na kolanach, ale głową przechyloną w sennej pozie. Mężczyzna pokręcił lekko głową. Cieszył się z perspektywy towarzystwa w pogrążonym we śnie domu, ale nie chciał, by Ig specjalnie dla niego zrywał się skoro świt z łóżka. Głuptas.
Podszedł do niego i ostrożnie zabrał książkę, kładąc ją obok wciąż ciepłego kubka pełnego czekolady. Wziął leżący na kanapie koc i przykrył go nim lekko. Siedział koło kominka, jednak płomień nie był zbyt duży, a i w samym pomieszczeniu wciąż było chłodno. Sam zajął miejsce jak najdalej paleniska. Mimo zakupionego wczoraj zapasu cienkich swetrów, wciąż było mu nieco za ciepło, ale jakoś wytrzyma.
Spojrzał na pogrążoną we śnie twarz i stłumił westchnienie. Czemu ten dzieciak musiał się w nim zadurzyć? Wydawał się naprawdę miły, więc nie chciał łamać mu serca. Nie żeby kiedykolwiek podobało mu się bycie łamaczem czyichkolwiek serc. Nie bardzo wiedział, co zrobić. Niby powinien go do siebie zniechęcić, ale przez najbliższe dwa tygodnie mieli mieszkać pod jednym dachem… Z drugiej strony, aktualna sytuacja też będzie dla nich ciężka i niezręczna przez tak długi czas. Naprawdę nie widział dobrego wyjścia z tej sytuacji.
Igniss nagle odetchnął głośniej i mruknął, nie otwierając oczu:
– Zmień opatrunki... I nie gap się tak otwarcie.
– Mając do dyspozycji tylko lewą rękę zawsze zawiążę bandaż za mocno albo za słabo i potem muszę poprawiać. A najwyraźniej rany wciąż się nie zasklepiły, więc tylko bym go ubabrał… No dobra, to tylko wymówka. Tak naprawdę jestem wygodnicki. Wolałbym, żeby ktoś go dla mnie zmienił. I liczyłem na pomoc małego samarytanina.
Nastolatek otworzył oczy, patrząc na niego z uwagą.
– Dlatego zamiast mnie budzić, przykryłeś mnie kocem – stwierdził z rozbawieniem. – Ciekawy sposób, nie ma co.
– Nie spieszy mi się z tym, więc czemu miałbym cię budzić? Nie jestem aż takim wygodnickim egoistą. A skoro już o tym mowa… Jeśli się nie wyspałeś, to powinieneś po prostu zostać w łóżku, a nie na siłę tu schodzić. Nie złożyłeś mi przysięgi wieczystej. Ferie są po to by się lenić, a nie zrywać z łóżka.
– Oj tam. Maruda z ciebie. – Wzruszył ramionami, wstając z fotela i idąc w jego stronę. Koc w tym samym czasie sam się złożył w kosteczkę.
– Wypraszam sobie. Ja się martwię, czy się wysypiasz, a ty twierdzisz, że marudzę… Nieczułyś.
– Wysypiam, po prostu akurat trafiłem na nużący fragment. – Sięgnął do ramienia mężczyzny, powoli ściągając stary opatrunek. – I wiesz… Nikt nie mówił, że nie jestem nieczuły, więc skarg nie przyjmuję.
– Okej, punkt dla ciebie. I wybacz, że cię tak wykorzystuję. Wieczorem to Bill robi za moją pielęgniarkę, ale z rana marny jest z niego pożytek. Przypuszczam jednak że dziś to już ostatni raz – oznajmił, przyglądając się rankom częściowo pokrytym strupem.
– Rzeczywiście, wygląda lepiej. Aczkolwiek dalej nurtuje mnie, jak to się stało, że dałeś się dziabnąć – mruknął, powolnymi ruchami rozprowadzając maść na skórze.
– Gdy wynosiłem Ramoscello spomiędzy skał, pojawił się przed nami jeden z dorosłych smoków, które mieszkały w tamtym sektorze. Biedaczek się wystraszył, a gdy próbowałem zabrać rękę, by sięgnąć po różdżkę, już całkiem spanikował. Wszystkie łapki zablokowałem mu drugą ręką, więc w akcie desperacji chwycił mnie zębami… Normalnie nie powinien się przegryźć przez kurtkę, ale gdy spróbowałem mu ją wyrwać, najwidoczniej całkiem spietrał.
– Zdolniacha z ciebie – skwitował, kończąc zakładać nowy opatrunek. – No, gotowe – dodał, odsuwając się nieznacznie.
– Miałem do wyboru to albo bezbronne czekanie aż zaatakuje nas dorosły smok. Wolałem mieć różdżkę w dłoni – odparł lekko naburmuszony. – Pewnie mogłem to zrobić nieco inaczej i uniknąć pokąsania, ale wtedy liczyło się dla mnie tylko to, by Ramoscello nic się nie stało. Gdyby tamten smok zaatakował nas wśród skał, nie byłbym w stanie uciec. Na szczęście łatwo udało mi się odwrócić jego uwagę.
– Zdolniacha i szczęściarz. Ładna kombinacja – prychnął rozbawiony, podnosząc się z klęczek i przywołując do siebie książkę. – Czytałeś?
– Nie przypominam sobie. Nigdy się jakoś szczególnie nie interesowałem magiczną architekturą. Skłaniam się bardziej ku jej biologicznej formie. Już prędzej Bill mógł mieć ją w rękach.
– Nie chodziło mi ogólnie… Miałem na myśli… Zresztą nieważne – wzruszył lekko ramionami.
– Nie porzucaj tematu. Co konkretnie cię interesuje?
– Jak wejść za Zasłonę Śmierci – odparł lekkim tonem. – Ta książka akurat jest zapisana w staroangielskim, ale wnosi sporo światła na ten temat.
Rudzielec spoważniał.
– Słyszałem, że wejście za nią jest banalne, wystarczy dosłownie przez nią przejść, ale...
– Ale wyjście jest prawie niemożliwe… Wiem.
– Więc czemu chcesz wiedzieć, jak się za nią dostać?
– Bo istnieje to “prawie”. A to oznacza, że jest szansa, by tam wejść i wyjść.
– … Trzymano ją w podziemiach ministerstwa, właśnie dlatego że stanowi zbyt duże zagrożenie. Podobno naprawdę wiele osób zabrała. Jeśli do tej pory nikt nie znalazł sposobu, by ich zza niej wyciągnąć…
– Jakie nikt…? Przecież Adelbert oraz jego brat Ramsley dali radę. – Posłał mu zaskoczone spojrzenie.
– Co?
– No tak jest w książce. “I wkroczył pierwszy w ramiona śmierci, kiedy Ramsley był po naszej stronie. Mijały chwile i powrócił bohater, pierwszy uciekinier Całunu Śmierci” tak w wolnym tłumaczeniu – powiedział, kiedy odnalazł odpowiednią stronę. – Dlatego jest szansa, że i mi się uda. Potem rozwodzą się nad tym, jak wnosili tam różne przedmioty, a po kilku dniach je wyciągali. Nawet wrzucili tam psa… A raczej kilka i odkryli w miarę spoko sposób, jak wyciągnąć stamtąd żywego czworonoga… Więc jeśli uda mi się tam wejść i odnaleźć…
– Może i jest to możliwe, ale najwyraźniej albo wiąże się z ogromnym ryzykiem, że też się tam utknie albo przygotowania do tego są niesamowicie skomplikowane i trzeba zachować jakąś pokręconą procedurę. Inaczej wyciągniętoby stamtąd tych wszystkich ludzi.
– W sumie oba spostrzeżenia są trafne. No i w sumie to troszkę, odrobinkę nielegalne.
– Nie może być legalne, skoro sama zasłona jest nielegalna, czemu się wcale nie dziwię. Gdyby była ogólnodostępna, to jeszcze więcej ludzi by za nią zniknęło…
– Voldemorta i Śmierciożerców wrzuciłbym tam bez wahania.
– Żeby kiedyś pojawił się ktoś, kto ich stamtąd wyciągnie? Słaba opcja, choć z pewnością nie tylko ty tak myślisz i nie tylko o nich. Na szczęście niewiele osób o niej wie. Gdyby Syriusz przez nią nie zniknął, wiedzieliby o niej tylko ci, co byli w podziemiu ministerstwa… Założę się, że po jej wynalezieniu, sporo niewygodnych osób zniknęło “w tajemniczych okolicznościach” – dodał, wykrzywiając usta w kwaśnym uśmiechu. – Pewnie takie właśnie było jej przeznaczenie.
Ig zamyślił się przez chwilę.
– W sumie, masz rację. Chociaż nie została wynaleziona w tym celu, po odkryciu jej właściwości, magowie zmienili jej przeznaczenie. Chociażby Ragun i jego synowie, parający się czarną magią tam trafili.
– Wiesz po co ją w takim razie stworzono? I kim był Ragun?
– Miała być schronem dla słabszych magów i ich rodzin w czasie wojen. Ragun z kolei jako pierwszy chciał zniszczyć Zasłonę. Był kimś w stylu obecnego Voldemorta, chociaż nie był nawet w jednej czwartej tak potężny.
– Ach, faktycznie. Teraz kojarzę. Nigdy nie przykładałem się do historii. W każdym razie zasłonę ukryto i zatarto większość informacji o jej działaniu, by nie wyciągnięto zza niej niewygodnych ludzi. Rząd musiał się nieźle natrudzić, skoro przez tyle stuleci udało im się utrzymać ją w tajemnicy. – Spojrzał na książkę, którą czytał Igniss. – Skąd ją wytrzasnąłeś?
– Ze Śmiertelnego Nokturnu. Na Pokątnej nie znajdziesz takich książek.
– Domyślam się. Zastanawia mnie tylko, co ona robiła na Nokturnie, przecież to przed ludźmi tego pokroju ją ukryto… Tylko mi nie mów, że kupiłeś ją od jakiegoś podejrzanego gościa w pubie – spojrzał na niego prosząco. Ilo to już razy widział, jak Hagrid przynosił do swojej chaty dziwaczne, niebezpieczne zdobycze z takich transakcji...
–W Borgin&Burkes.
– Jesteś pewny, że to nie jest jakaś podróba?
– Praktycznie na sto procent.
– Mam nadzieję, że się nie mylisz. W innym wypadku to może kosztować cię życie. Naprawdę jesteś zdecydowany tak zaryzykować dla kogoś, kogo nawet nigdy nie spotkałeś?
– To moja rodzina. Normalna rodzina.
Dłoń Charliego wylądowała na głowie Ignissa, czochrając go lekko.
– Dobry z ciebie dzieciak.
– Zaraz tam dzieciak! I nie tykaj moich włosów! – warknął bez prawdziwej wrogości, uciekając kawałek od mężczyzny. – Podejdź o krok, a pozbawię włosów – zagroził, widząc jak ten się zbliża. – Znam karate, aikido, judo, taekwondo, kendo, jiu-jitsu…
Charlie spojrzał na niego zaskoczony.Robi go w konia, nie? Jakby mógł znać tyle sztuk walki… Zresztą nawet gdyby, to i tak za mało by go zniechęcić!
– ...i wiele innych niebezpiecznych słów!
– Niebezpiecznych słów? – powtórzył zbliżając się do niego jeszcze bardziej, z uśmieszkiem który wyraźnie mówił, że się droczy. I wyśmienicie przy tym bawi.
– A żebyś wiedział. Wysadzę cię jak tłuczka – zagroził, szybszym krokiem idąc za kanapę. – Przypominam, że jestem nieletni, a jak mnie tkniesz, pozwę cię o molestowanie. A wierz mi, mam doświadczenie w tych sprawach i nie będziesz pierwszym, który dostanie zakaz zbliżania się…
– Nie pozwałbyś mnie.
– Cholera, racja. Z twojego dotyku bym się zbyt cieszył…
Te słowa otrzeźwiły rudzielca. Zdecydowanie się zapomniał.
– Ale! Prawnicy by o tym nie wiedzieli, więc wyszłoby na to samo, co powiedziałem wcześniej – dodał nastolatek, z wyzwaniem w oczach.
– Dobra, dobra, nie dotknę cię. – Podniósł ręce w obronnym geście.
Mina nastolatka z automatu zrzedła.
– Nie ma z tobą żadnej zabawy, wiesz? – Wyprostował się nieznacznie. – Stchórzyłeś, nie?
– Nie wziąłem twoich słów na poważnie. Po prostu nie powinniśmy tego kontynuować.
– Czyli stchórzyłeś – skwitował nastolatek, wzruszając ramionami. – Spoko, rozumiem – mruknął, kierując się do kuchni.
Rudzielec nie odpowiedział, choć miał ogromną ochotę zaprzeczyć. Może jeśli Ig weźmie go za tchórza, to szybciej da sobie z nim spokój?
//*//

1 komentarz:

  1. Hej,
    a może jednak Charlie i Ignis jednak będą razem... no i ciekawi mnie kwestia czy kiedyś uda się wyciągnąć Syriusza za tej zasłony...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń